911 + 1 = 912
Tytuł: Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa
Autor: J.R.R. Tolkien
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788381164849
Liczba stron: 320
Ocena: 8/10
Całkiem różnorodna, ale też nierówna mieszanka. Na początek Łazikanty (którego nie wiem dlaczego ktokolwiek miałby kupić w nowym wydaniu) - ot, sympatyczna i naiwna historyjka o psie i jego przygodach. Najlepszy był fragment, gdy jeden z magów się rozsierdził, zaczął mówić sensownie (dla nas, a nie wg standardu tego tekstu), no i główny bohater ni w ząb go nie rozumiał.
Potem przyszła kolej na "Gospodarza Gilesa z Ham". Tutaj już ciekawiej: trochę przekąsu, trochę przewrotności, trochę ucierania nosa komu trzeba, świat przedstawiony też wewnętrznie spójny. Generalnie drugie miejsce tego dziwnego zbioru.
Na pierwszym z kolei stawiam "Przygody Toma Bombadila" czyli zestawienie kilkunastu wierszy, w których tytułowa postać występuje jedynie 2 razy. Każdy opowiada historię malutką lub niewielką, o Bombadilu właśnie, poprzez trola, elfa i pasjonata jedzenia, aż do olifanta, który to najbardziej zapadł mi w pamięć, właściwie z dwóch powodów: jest bodaj najkrótszy, więc można łatwo się go nauczyć, a do tego czytanie grubym głosem kojarzącym się ze słoniem czyni je 5 razy lepszym. Przekrój typów rymów jest bardzo szeroki i wiersze te wychodzą z rytmu raczej rzadko.
Następnie wchodzi "Kowal z Podlesia Większego", pozycja najbardziej zanurzona w świecie baśni, choć bardziej poprzez samą dyskusję niż świat przedstawiony. Czyta się całkiem przyjemnie, do tego ciepłe zakończenie.
Ostatnim fabularnym tekstem jest "Liść, dzieło Niggle'a", najbardziej nawiązujący do życia utwór (w tej książce, nie na świecie). Mamy tu codzienność, niespełnione cele, są małe, pozornie błahe, lecz potem gryzące, spotykające każdego dylematy, jest i gotująca krew bezsilność, znajduje się też na szczęście kilka pozytywnych akcentów. Momentami trochę depresyjne, ale tak czy siak warte przeczytania.
Na sam koniec rzecz absolutnie zbędna: "Esej o baśniach", czyli bite 60 stron rozwodzenia się na różnorodne tematy dotyczące tego konkretnego gatunku. Nie wiem, jaki był sens dołączenia tego poza śladowym związkiem z pozostałą częścią zbioru i chęcią zwiększenia objetości, ale nikt by tego osobno nie kupił. Może i faktycznie jest to ciekawe opracowanie zagadnienia, ale zupełnie mnie nie wciągnęło. Jednej rzeczy się uczepiłem: Tolkien twierdzi tutaj, że jeżeli fantastyczne wydarzenia w przedstawianej historii (będące jej trzonem, a nie tylko epizodem) były jedynie sennym wymysłem, to nie można ich do baśni zaliczyć, gdyż przygody te nie miały miejsca w swoim własnym świecie, gdzie rzeczy dziwne dla nas są tam zwyczajne, a były jedynie konstruktem umysłu. Nie zgadzam się z tym. To tak, jak powiedzieć, że absolutnie koszmarny sen nie mógł być straszny, bo dział się w głowie. Zapraszam do dyskusji.
Jak już wspomniałem: miks nierówny i po prostu różnorodny, ale ratują go choćby i same wiersze, co w moim przypadku jest ewenementem. Umiarkowanie polecam.
Wygenerowano za pomocą
https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #tolkien #zyskiska #basnie