🎅 Weź udział w świątecznej zabawie i wygraj prezent od Hejto! 🎁

Zobacz szczegóły
Wydaje mi się, że kiedyś już o tym wspominałem, półżartem być może (ale tylko pół!), że kiedy byłem mały, to chciałem być Andrzejem Poniedzielskim. I, mam takie podejrzenia, że w jakiejś części – być może w połowie? – nawet mi się to udało. Zastanawiam się tylko dlaczego jest to ta mniej satysfakcjonująca mnie połowa.

***

Panu Andrzejowi Poniedzielskiemu
(z pewną jednak zazdrością)

Z tą dynamiką od Mistrza przejętą
na siebie (choć trochę pomimo woli)
w duchu epoki (gdzieś paleolit)
wiersz recytuję. Staram się prędko.

Ale na scenie nogi mi miekną,
od tremy jeszcze żołądek mnie boli,
struny głosowe nie chcą mi stroić...
Więc schodzę ze sceny. Eee – macham ręką.

I tak skończyło przygodę dziecię
w tym artystycznym, kuszącym świecie,
choć czasem bywa – coś jeszcze w nim krzyczy:

tak wiele przecież wy dwaj dzieliście!
W tym samym mieście się kształciliście!
Cóż – mówię – jeśli w innej dzielnicy.

#nasonety
#zafirewallem
#diriposta
UmytaPacha

@George_Stark przejechałam kilkaset kilometrów, żeby zobaczyć pana Poniedzielskiego i mieć szansę z nim porozmawiać. Po występie poszłam na podpisywanie płyt, a tam przy nim była szalenie rozmowna starsza pani co chyba regularnie przychodzi, naznosiła mu jakichś smakołyków i zagadywała na śmierć podczas gdy milczący ludzie, w tym ja, podchodzili po podpis. Już nawet pan Poniedzielski nic nie mówił, bo pani gadała za trzech. No i nie porozmawiałam, wymieniliśmy tylko uśmiechy ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

jak to jest, że u nas Piłsudski to numer trzy w historii Polski (zaraz po Janie Pawle), a jak chce coś poczytać o nim czy Polsce miedzywojennej to żadnej solidnej książki nie mogę znaleźć?

#ksiazki #historia
Jest 21 grudnia, godzina jakoś zaraz po dwudziestej, a przed godziną dwudziestą nie miałem nijakiej możliwości manipulacji wynikami, więc spadło na mnie to brzemię. W związku z tym brzemieniem więc:

rymy: wiewiórka - przebrzydła - ogórka - mydła
temat: klęska urodzaju

Wyśmienitej dwudziestopierwszogrudniwej zabawy!

#naczteryrymy
#zafirewallem
Cybulion

Zbyt wielkie fistaszki ma ruda wiewiórka,

Za mała juz jest ta dziupla przebrzydła,

Zmiescila li tylko swego ogórka,

Bo jechała najdrożsi - bez mydła.

klawo

Na bezrybiu i rak ryba.

Myśli Wiewiórka przebrzydła.

Dziś użyję ogórka,

a jutro mydła.

Szuuz_Ekleer

Była we wsi taka panna, mówili że wiewórka

Ponoć dużo kradła i przebąkują, że przebrzydła

Spotkałem ją po posianiu na polu mym ogórka

Wycisnęła to wszystko, z olejem formuje mydła

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
1146 + 1 = 1147

Tytuł: Łabędzie
Autor: Jacek Dehnel
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 7/10

#bookmeter

Ale historia, a zwłaszcza może historia rodzinna, to nie fakty, tylko opowieść o faktach.

Chciałem napisać krótki wstęp i przejść do rzeczy, ale nie udało mi się to wcale. Wstęp krótkim być nie chciał za nic. A pisało mi się go na tyle dobrze, że postanowiłem cały ten długi wstęp we wpisie zostawić. Mając jednak na uwadze czytelników i to, że kogoś może jednak bardziej interesować książka, a moje związane z nią perypetie już mniej, postanowiłem rozdzielić poszczególne części wpisu i nadać im tytuły. O samej książce jest napisane w części ROZWINIĘCIE.

***

WSTĘP: Moja droga do Łabędzi

Bywa i tak że dziwne i skomplikowane drogi prowadzą do mnie do książek, które sobie do czytania wybieram. Aż sam czasami jestem zaskoczony kiedy uświadamiam sobie dlaczego właśnie po tę a nie po inną pozycję sięgnąłem albo dlaczego zrobiłem to akurat teraz a nie kiedy indziej. I tak właśnie było z Łabędziami pana Dehnela.

Pomysł na to żeby po któryś z utworów tego autora sięgnąć przyszedł mi do głowy już jakiś czas temu, kiedy czytałem opowiadanie Syrena autorstwa tej rok młodszej ode mnie gówniary, pani Małgorzaty Boryczki, której tak mocno kibicuję, a opowiadanie to było zamieszczone w tomie O perspektywach rozwoju małych miasteczek. I w tym to opowiadaniu pani Boryczka napisała tak: (…) a ja, wykształcona na tych wszystkich kursach, konserwatoriach i warsztatach, czytająca Dehnela i Twardocha – i opowiadająca się po stronie Dehnela oczywiście, nie dlatego, żebym właściwie rozumiała o co im się rozchodzi, tylko Dehnel ma zwyczajnie lepszą twarz dla mnie (…). Wobec takiego stwierdzenia ja, jako twardy (nie ma to jak żart wysokich lotów, prawda?) orędownik pana Twardocha nie mogłem przecież przejść obojętnie! Co prawda jedną książkę autorstwa pana Dehnela miałem już za sobą, całkiem mi się zresztą podobała (pisałem nawet o tym kiedyś w takim lakonicznym wpisie ), a jeszcze bardziej podobała mi się sztuka na podstawie tej książki wystawiana przez kielecki Teatr imienia Stefana Żeromskiego (ciekawostka: w tej sztuce publiczność usadzono na scenie, a aktorzy grali na widowni), ale, jak mówi przysłowie: jedna książka autora nie czyni i w związku z tym czułem pewien niedosyt, jakiś niedostatek informacji w sprawie mojego stosunku do pana Dehnela. Zainteresowany byłem jednak oczywiście nie twarzami autorów, ale ich dziełami. I tak miałem przez jakiś czas gdzieś tam z tyłu głowy to „trzeba by coś jeszcze tego pana Dehnela w końcu jednak przeczytać”, ale odkładałem to i odkładałem, aż w końcu zupełnie o tym zapomniałem.

Później jestem przez przypadek gdzieś w jakiejś księgarni i oglądam sobie półki, patrzę co tam w tej księgarni ciekawego mają. Wzrok mój zatrzymuje się na dość pokaźnym tomiszczu z obwolutą na okładce, a na tej obwolucie jest wizerunek łabędzia i nazwisko pana Dehnela, i jeszcze tytuł Łabędzie, i, co chyba najważniejsze, jest tam dopisek pod tytułem, który brzmi tak: Książka, którą chciałem napisać. No i voilà! I w to mi graj! No bo jak tu lepiej zapoznać się z twórczością autora, niż właśnie od książki, którą chciał napisać? – tutaj moja pomyłka, bo ja ten dopisek zinterpretowałem sobie wtedy jako książka, którą zawsze chciałem napisać albo coś właśnie w tym rodzaju. Pomyślałem wtedy, że jest to jakaś książka-marzenie tego autora. Być może tak jest, być może nie, ale teraz, już po lekturze, wydaje mi się, że ten dopisek miał znaczyć jednak coś zupełnie innego.

Niemniej zainteresowany książką po jej okładce, ale także dlatego, że przypomniał mi się tamten cytat z Syreny pani Boryczki, wziąłem ją do ręki i (to rzecz chyba naturalna, przynajmniej u mnie) obróciłem ją, żeby sobie przeczytać co też tam na jej tylnej okładce napisano. A tutaj niespodzianka! Bo w tej książce, w tym jej papierowym wydaniu, nie ma tylnej okładki. To znaczy tylna okładka jest, końcowe strony nie latają sobie luźno, nie powiewają w strumieniu powietrza tłoczonym przez klimatyzator do wnętrza tej księgarni, to nowa książka jest przecież, w księgarni nikt też tej tylnej okładki od niej nie oderwał, nie nastąpił też (przynajmniej jeśli chodzi o ten egzemplarz, który trzymałem wtedy w rękach) żaden błąd produkcyjny w wyniku którego byłby on z racji braku tylnej okładki wybrakowany. Więc fizycznie ta tylna okładka tam była, tyle że nadrukowana była na tej tylnej okładce przednia okładka drugiego tomu Łabędzi. Książki, o której istnieniu autor nie miał pojęcia – jak głosi dopisek pod jej tytułem. I, mimo że dla mnie książka rozumiana jako fizyczny przedmiot nie ma w sobie jakiejś szczególnej wartości, ważna jest dla mnie jej zawartość, to uśmiechnąłem się widząc to pomysłowe wydanie. A później poszedłem do domu i ściągnąłem ją sobie na czytnik, bo wtedy można było to zrobić w ramach abonamentu Legimi jeszcze bez żadnej dodatkowej dopłaty (tak, wiem: przez takich jak ja padają księgarnie stacjonarne, ale co ja poradzę na to, że wolę jednak na czytniku?).

I tak leżała sobie ta książka zachomikowana w pamięci mojego PocketBooka pośród stu kilkudziesięciu innych, również czekających na swoją kolej (aż chciałby się napisać „kurzyła się tam”, ale książki zapisane w pamięci flash się przecież nie kurzą, co – właśnie to sobie uświadomiłem – być może jest kolejną przewagą wersji elektronicznych nad wydaniami papierowymi). I, być może, leżałaby sobie tam aż do końca mojego abonamentu Legimi, którego nie zamierzam raczej przedłużać (to szansa dla księgarni stacjonarnych! – o ile do tego czasu jeszcze jakieś przetrwają), gdyby nie niedawna rozmowa z koleżanką.

A rozmowa ta dotyczyła książek, które mamy w planach przeczytać. Przypomniał mi się wtedy pan Dehnel i przypomniały mi się jego Łabędzie, i przypomniało mi się też to ich pomysłowe wydanie, i jeszcze przypomniał mi się ten dopisek pod tytułem pierwszego tomu, to książka którą chciałem napisać, choć przypomniało mi się źle, bo przypomniało mi się w tej nieprawdziwej wersji, w wersji książka, którą zawsze chciałem napisać, a która to nieprawdziwa wersja z jakichś dziwnych i zupełnie dla mnie niezrozumiałych powodów mocno się w mojej pamięci utrwaliła. Ja argumentowałem wtedy nawet tę swoją chęć przeczytania Łabędzi tym właśnie podtytułem, na co koleżanka stwierdziła, że podtytuł ta książka i owszem, ma, ale jest on inny. Powiedziała wtedy jeszcze że ten podtytuł jest ładny, i że jest długi i zaraz po tym wyjęła z torebki telefon w celu sprawdzenia tego jak ten podtytuł rzeczywiście brzmi, bo, jak powszechnie wiadomo, ustalenie właściwego podtytułu książki jest sprawą niezwykle istotną. Rzeczywiście, koleżanka miała rację, bo podtytuł Łabędzi pana Dehnela brzmi Historia pewnej rodziny, pewnej kolekcji, pewnego serwisu, pewnej afery i niepewnej pamięci w pewnym kraju Europy Środkowej.

A ja za czytanie tej _Historii pewnej rodziny, pewnej kolekcji, pewnego serwisu, pewnej afery i niepewnej pamięci w pewnym kraju Europy Środkowe_j zabrałem się dopiero po kilku dniach od tej rozmowy, bo wcześniej koniecznie musiałem jeszcze przeczytać pierwsze dwa tomy Septologii pana Jona Fosse, choć tej akurat książki zupełnie nie miałem w planach.

***

ROZWINIĘCIE: O Łabędziach

Te tytułowe łabędzie to żadne tam ptaki, Łabędzie pana Dehnela to wcale nie jest książka ornitologiczna. Te tytułowe łabędzie to Schwanenservice , porcelanowy serwis wykonany w XVIII wieku w Miśni, na zlecenie hrabiego Henryka von Brühla , urzędnika w służbie Augusta III Sasa, króla Polski i władcy Saksonii, a książka Łabędzie to opowieść osnuta wokół historii tego serwisu.

Bo było tak, że wiele z tych porcelanowych wytworów trafiło później do mieszkania pana Edmunda Mętlewicza, członka rodu Mętlewiczów z którymi pana Dehnela łączą więzy rodzinne. I właśnie o tej części rodziny autor Łabędzi chciał (być może jednak zawsze?) napisać książkę (tak jak wcześniej, w książce Lala napisał o drugiej części swojej rodziny – Lali jeszcze nie czytałem, ale zamierzam), a chciał ją napisać być może z tego powodu, że jeden z synów Edmunda Mętlewicza, Witold, został twarzą afery, która wybuchła w Polsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia i dotyczyła nielegalnego handlu złotem oraz dziełami sztuki i antykami (można sobie wpisać w wyszukiwarkę na przykład „sprawa Mętlewicza” ).

Książka Łabędzie to dwa tomy. Pierwszy z nich dotyczy zebranych wspomnień rodzinnych. Aby te wspomnienia zebrać autor udał się do Wiednia, gdzie mieszka część rodziny Mętlewiczów oraz potomkowie Czesława Bednarczyka, również bardzo istotnej postaci w całym tym opisywanym zamieszaniu. Przeprowadza tam rozmowy, spisuje to co usłyszał, konfrontuje wiadomości uzyskiwane od jednej osoby z wiadomościami uzyskanymi od innej, bo bywa i tak, że są one ze sobą sprzeczne. Jednocześnie snuje opowieść o czasach minionych jeszcze wcześniej niż PRL epoki Gierka, bo pisze o wydarzeniach jakie rozgrywały się w tej „naszej” części europy w pierwszej połowie XVII wieku.

I to właśnie ta druga opowieść była dla mnie znacznie ciekawsza. Była dla mnie znacznie ciekawsza, tak mi się wydaje, z tego względu, że pan Dehnel powyciągał z przeszłości niesamowite szczegóły, których próżno szukać w podręcznikach do historii, a przynajmniej w tych, które znam ze szkoły. Nie ma w tej opowieści nudnych dla mnie zawiłości historyczno-politycznych, a przynajmniej nie ma ich zbyt dużo, ot tylko tyle żeby zachować spójność historii i przedstawić kontekst. Są za to anegdoty, opisy wydarzeń, które nie tylko pozwoliły mi poczuć nastrój tamtego czasu, ale nieraz i budziły zdziwienie, tak samą swoją treścią, jak i tym, że mnie ta ich treść aż tak bardzo interesuje. Bo nie tylko zaskakująca, ale i interesująca była dla mnie skala przepychu jaka, według tych przeczytanych relacji, cechowała możnych tamtych czasów. Bo trudno mi było uwierzyć w zamówione przez Augusta III do Pałacu Japońskiego łóżko przyozdobione milionem ptasich piór, bo, nawet teraz, ciężko mi sobie jest wyobrazić porcelanowy serwis składający się z kilku tysięcy elementów. Bo zastanawiające było dla mnie to czym kierowano się wówczas, kiedy to w 1697 August II został bezprawnie – bo poparła go mniejszość szlachty – koronowany na króla Polski i nie pozwolono mu otworzyć skarbca koronnego, uszanowano świętość drzwi i obok w murze wybito dziurę, przez którą wyniesiono insygnia. Bo zafascynowała mnie postać samego hrabiego Henryka von Brühla, któremu autor, ku mojej radości, poświęcił w tym tomie tak wiele miejsca.

Ale Łabędzie mają też i drugi tom. Tom, który, w założeniu autora, w ogóle miał nie powstać. A powstał on między innymi za sprawą łabędzi (tym razem ptaków) uwiecznionych na pewnej fotografii. I to chyba właśnie za sprawą tych łabędzi pan Dehnel przekopywał się przez archiwa zgromadzone przez IPN i grzebał tam w aktach dotyczących „sprawy Mętlewicza” czy też „afery złotogłowych”.

Ten drugi tom Łabędzi to również przede wszystkim opis ludzi. Ludzi zamieszanych w tę aferę, ludzi, którzy w tej sprawie stanęli przed sądem i tych, którzy przed sądem nie stanęli. Ale także tych ludzi, którzy w tej sprawie sąd stanowili albo też chcieli go stanowić, a wszystko to osadzone w PRL-owskiej rzeczywistości z jej brakami, absurdami, inwigilacją, podejrzliwością i szarością. Z tej całej mozaiki bohaterów (a jest ich mnóstwo!) można wyciągnąć mnóstwo przykładów raczej negatywnych cech ludzkich charakterów, a przoduje w tym wszystkim ksiądz Leon Dygas (co mnie trochę martwi, postać to dla mnie najciekawsza, ale też autor poświęcił jej najwięcej miejsca, więc może obiektywnie – o ile obiektywnie da się to stwierdzić – jest to w ogóle postać najciekawsza?). Z tego drugiego tomu można się dowiedzieć trochę o tym jak zorganizowany był przemyt złotaa, dzieł sztuki i antyków, jaka była jego skala (ogromna!) oraz jak funkcjonował półświatek handlarzy w tamtym okresie. A że handlarze też ludzie, to tutaj, dla zobrazowania, może dwa cytaty:

Kontrahenci kłócą się ze sobą, oszukują nawzajem, złorzeczą – podczas jednej z wizyt Tabaka raz tak posprzeczał się z Bednarczykiem o pieniądze, że chciał okładać go laską, na co ten zwyzywał go od bandytów – ale biznes toczył się dalej.

Innym świadectwem zawodowej solidarności waluciarzy była wzajemna pomoc. Przede wszystkim pomagano rodzinom tych, którzy trafili do aresztu lub więzienia.

Jest tutaj pewna niespójność, prawda? Literacko może to się nie zgadzać, powieści się tak nie pisze, w powieści trzeba być konsekwentnym, w powieści jedno musi wynikać z drugiego. Tylko nie nazwałbym Łabędzi powieścią. Jeśli musiałbym już jakoś tę książkę nazwać, nazwałbym ją raczej opowieścią.

Zarówno powieść jak i opowieść nie jest ograniczona do miejsca i czasu w którym się rozgrywa. Coś było przecież wcześniej, coś te opisywane wydarzenia spowodowało albo je umożliwiło. I nie inaczej jest tutaj, w tym drugim tomie Łabędzi. Bo autor sięga też w przeszłość i opisuje losy dzieł sztuki w czasie okupacji Warszawy. Dzieł sztuki i antyków, których duża część znajdowała się wcześniej w żydowskich zbiorach, a Żydzi zostali przecież wtedy zamknięci w getcie i w tym getcie z czegoś żyć musieli. Wyprzedawali więc, często za bezcen, te swoje zbiory, a o tym też można w drugim tomie Łabędzi przeczytać. Mnie zafascynowała w tej części postać Abe Gutnajera i o nim też chciałbym przeczytać więcej.

Trochę więcej napisałem o drugim tomie, bo ten drugi tom podobał mi się bardziej, dla mnie był dużo ciekawszy. Ale jest coś, co te dwa tomy łączy, a są to fragmenty zatytułowane Praca pisarza (jest ich dziesięć) i, jak wskazuje na to tytuł, opowiadają o pracy pisarza. Autor dzieli się w nich wrażeniami, trudnościami i anegdotami związanymi z przygotowaniem tej książki (w tomie pierwszym) oraz prezentuje czytelnikowi co ciekawsze historie czy postacie nie mające bezpośredniego związku ze sprawą, ale które znalazł pośród tych wszystkich przewertowanych dokumentów. Dla przykładu pozwolę sobie przytoczyć jeden cytat, który wśród tych wyjątków spodobał mi się najbardziej:

Józef Iwanicki w sądzie o tym, jak naciskali go śledczy podczas przesłuchań: „W Wielki Piątek kazali mi zeznawać, i ja powiedziałem, że nie, bo musiałbym kłamać, a jestem katolikiem i dlatego zeznawać nie będę”.

***

ZAKOŃCZENIE: Moje wrażenia z lektury Łabędzi

Ta książka zawiera ogrom historii, zawiera mnóstwo informacji. W zasadzie – tak sobie myślę – można by było wiele z nich wyciąć i sprzedać osobno, jako świetne oddzielne opowieści. I to chyba jest mój do niej zarzut. Bo w tym całym natłoku główny jej nurt trochę ginie, rozmywa się w odnogach. Może ta sprawa taka była, skomplikowana i zawiła i nie dało się tego wszystkiego jako całość przedstawić inaczej zachowując jeszcze przy okazji tyle obiektywizmu, ile było możliwe (nie posądzam autora o nieobiektywność, mam tutaj na myśli niemożliwe do wypełnienia luki w dokumentacji i sprzeczne informacje zawarte w aktach i opowieściach, zresztą sam autor tę sprawę porusza w epilogu). Jest też druga rzecz, która trochę odbierała mi przyjemność z lektury. Łabędzie to jest, posługując się pięknym terminem ukutym przez autora, opowieść o faktach. I właśnie: fakty, fakty i fakty, a mnie brakowało emocji. Momentami mogłem je sobie dowyobrazić, zresztą pan Dehnel też czasami dzielił się swoimi spostrzeżeniami co do bohaterów: to trochę księdzu Dygasowi współczuł, to zaraz mu przechodziło. Tylko tutaj pojawia się moje, już całkiem osobiste pytanie: po co ja czytam te wszystkie książki? Wychodzi mi na to, że ja akurat bardziej czytam je po to żeby coś przeżyć niż żeby się czegoś z nich dowiedzieć. I może właśnie dlatego, jeśli miałbym opowiedzieć się teraz, po lekturze Łabędzi, po którejś ze stron – stanąć albo za panem Twardochem albo za panem Dehnelem, to w dalszym ciągu wybrałbym pana Twardocha.

Na szczęście opowiadać się nie muszę. A Lalę przeczytać zamierzam. Zastanawiam się tylko co musi się w moim życiu zdarzyć żeby ten zamiar kiedyś się urzeczywistnił.
402ab9a0-1e00-438d-85b1-93935e5d6233
9a0fe9f1-5c23-46c0-bb3f-d24183b69961

Zaloguj się aby komentować

“W czasie boomów, kiedy publiczność jest najliczniej reprezentowana na parkiecie, nie ma potrzeby wdawania się w subtelności ani tracenia czasu na rozważanie tajników spekulacji czy manipulacji - to tak, jakby próbować rozróżniać, czy krople deszczu spływają szybciej z dachów po prawej, czy po lewej stronie ulicy.”

Jesse Livermore

#cytaty z książki #wspomnieniagraczagieldowego

Zaloguj się aby komentować

Cześć,
Jak co roku, obdzielam rodzinę i znajomych książkami, tym razem większość inspiracji pochodzi od Społeczności Hejto, dzięki za Wasze wpisy,opinie i rekomendacje!

#ksiazki #prezenty #swieta
9f68d5a9-75b5-4499-a110-32479b27e99f
smierdakow

Ale sztos, powiedz obdarowanym, żeby na bookmeter opisali wrażenia 😎

ciszej

@Sofon dużo dobrego, gratuluję wyboru i zazdroszczę osobie która spędzi święta czytając po raz pierwszy Na południe od Brazos dorzuć jakiś tag jeszcze do postu

alaMAkota

@Sofon piękny zbiór. Może i do mnie trafi kiedyś Brazos :)


Czy jarno to czasem nie jest mróz tylko pod przykrywką ?

Zaloguj się aby komentować

Cytat na dziś:

Babcia miała szansę stać się jedną z bardzo niewielu kobiet świadomych, co magowie noszą pod swymi szatami, jednak skromnie odwróciła wzrok i ruszyła za dziewczyną chodnikiem, a potem w dół po szerokich schodach.

Terry Pratchett, Równoumagicznienie

#uuk
splash545

Obstawiam, że kalesony

Mr.Mars

Babcia tam wszystko doskonale wie.

nyszom

Czy "Równoumagicznienie" nadaje się na początek przygody z tym uniwersum? Niby coś kiedyś czytałem, ale nic nie pamiętam, a fajne te cytaty o Babci 😉

Zaloguj się aby komentować

1145 + 1 = 1146
prywatny licznik: 50/?

Tytuł: Skarb pod wiatrakiem
Autor: Maria Kownacka, Jan E. Kucharski
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 253
Ocena: 7/10

Na rozluźnienie literatura młodzieżowa. Tym razem dla młodszych czytelników, ale ponieważ podebrana za friko z lokalnego punktu wymiany to nie można narzekać. Jak zobaczyłem nazwisko autorki to nie mogłem się powstrzymać, "Plastusiowy Pamiętnik" to jedna z ukochanych książek dzieciństwa, musiałem więc sprawdzić co tam jeszcze naskrobała.

Grupa dzieci z warszawskiego domu dziecka pod opieką profesora Biedronki spędza wakacje w szkole w miejscowości Majdan, gdzieś na Suwalszczyźnie. Czasy krótko po 2WŚ, więc są to głównie sieroty wojenne i dzieci z "Akcji Zamość". Czas upływa im na integracji z innymi dziećmi z wioski, odwiedzinom w leśniczówce czy okolicznych gospodarstwach, gdzie dzieci mogą nauczyć się czegoś nowego. Nie brak także opisów pomocy przy rozmaitych zajęciach gospodarzom. We wsi znajduje się stary, zniszczony wiatrak, który - jak się okazuje po przybyciu archeologów - jest zbudowany na terenie osady Jaćwingów. Stanowi to dodatkową atrakcję dla "Biedronek" a dla autorów szansę na przemycenie kolejnych dydaktycznych treści. Jak to bowiem w PRLu książka dla dzieci skonstruowana jest na zasadzie "Bawiąc uczy, ucząc bawi", więc każda aktywność dzieci stanowi pretekst do przemycenia garści wiedzy czy to o lesie, historii czy po prostu zwykłych codziennych relacjach międzyludzkich. Jest to część druga tej opowieści, w pierwszej, jak się dowiadujemy z lektury, jeden z przyjezdnych chłopców odnajduje swoją rodzinę i brata bliźniaka w tej wsi. W tle gorzka historia ojca chłopców, który zginął w lesie.

Urocza powiastka, pełna przygód, humoru i - jak na swoje czasy - wartościowych lekcji dla najmłodszych czytelników. Nostalgia mocno.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
trixx.420 userbar
0c087134-ac4a-4028-8856-b6b443c679c3

Zaloguj się aby komentować

Podchodząc, jak to mamy w naszej kawiarni #zafirewallem w zwyczaju, do zasad z pełnym i całkowicie im należnym szacunkiem, napisałem kolejny sonet w konkursie #nasonety . Tym razem jednak napisałem ten sonet całkowicie na temat, bo to sonet o miłości jest, tak jak, zgodnie z zasadami, o miłości ten sonet miał być.

I tylko się zastanawiam czy to jest już turpizm, czy jeszcze nie jest?

***

Krótka historia równie krótkiej miłości

Zaczyna palcami, a kończy się piętą,
jest w typie egipskim , a ty ten typ wolisz.
No więc się sposobisz: i włosy ogolisz,
i sam sandał wzujesz. Z skarpetą ściągniętą.

Najpierw długi spacer: ścieżką polną, krętą
szliście w tych sandałach wśród maków, kąkoli.
Ach! Dźwięk jej podeszwy! – jak gdyby gumolit?
Więc się w dół spojrzałeś. A tam: miłość! Piękno!

A cóż tam za zapach! Ale to nie kwiecie
tak ci tam pachniało, to aromat przecież
inny się rozchodził od oblubienicy.

Lecz długo się sobą nie nacieszyliście
bo wtedy na randkę na basen poszliście,
a klapków nie wzięliście. Dostała grzybicy.

EDIT:

#diriposta

I jeszcze mi teraz, już po publikacji, więc nie będę zmieniał tam wyżej, a tylko tutaj dopiszę, przyszedł do głowy alternatywny tytuł, być może lepszy nawet, a brzmi on Miłość podologiczna
moderacja_sie_nie_myje

@George_Stark Turpizm jak w mordę strzelił, bardzo zgrabnie napisany sonecik

UmytaPacha

@George_Stark ಠ_ಠ

George_Stark

@moderacja_sie_nie_myje Dziekuję bardzo.

@UmytaPacha No co?

UmytaPacha

@George_Stark wywołujesz wilka z lasu

George_Stark

@UmytaPacha Nie ma już wilków w lasach bo zeszły na psy.

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór, piątek już, można przysiąść i coś napisać

Miałem skończyć z pisaniem ale nie mam serca zostawić takiej pustki.

Koleżanka @KatieWee pokazała nam wszystkim jak wygląda dramat bo osobiście to nie miałem pojęcia jak ale człowiek się całe życie uczy. Więc postanowiłem napisać dramat, zgodnie z wytycznymi tej XV edycji #naopowiesci które zresztą sam wymyśliłem.

Żeby nie przedłużać, zapraszam do czytanki.

***

Zaświaty

Występują:

Nieznajomy
Anubis
Święty Piotr
Głos
Lucyfer

Wśród mroku i Rzeki Martwych chlupotu powoli płynie bogato zdobiona łódz z dwiema osobami na pokładzie

Nieznajomy:
Co jest?! Gdzie ja jestem? Co to za łódka?

Anubis:
Milcz śmiertelniku,
grzechów podobno masz bez liku,
Pod Sąd Ozyrysa pójdziesz!

Nieznajomy:
Ja rzymski katolik,
sram na wasz pogański pierdolnik!

Nieznajomy wyskakuje z łodzi i wraca z powrotem wpław na brzeg.

Rozlega się Głos:
Ten do mnie należy,
ściągnięty z Zachodu rubieży!

Błysk, jasność i Nieznajomy czuje jak się wznosi ponad chmury i jeszcze wyżej, wyżej...
Mruży oślepione oczy i znajduje się pod bramą z Klucznikiem. Ten zastępuje mu drogę

Święty Piotr:
Nie tak prędko grzeszniku
Na koniec kolejki, marny nędzniku!

To mówiąc wskazuje na nieprzebane tłumy, kłębiące się

Nieznajomy:
Zamknij mordę Żydzie!
Zaraz we wiecznym będziesz żyć wstydzie,
tak ci z plaskacza przy wszystkich odwinę
nietęgą parchu będziesz mieć minę!

Głos:
Kowalsky, ja wiem, że to ty!

A Kowalsky przygląda się z odrazą czemuś za bramą.
Z oddali dobiega klaskanie i śpiew gospel

Szeryf Kowalsky:
mocno wzburzony
Co to ma być?
Smoluchom pozwalacie tu żyć?

Święty Piotr:
Kto godzien, ten za bramą,
Ta tylko dla grzeszników tamą

Szeryf Kowalsky:
Bluźnisz brudny Żydzie,
Jezusa i rasę zdradziłeś,
Śmierć po ciebie już idzie

Pojawia się Lucyfer. Zniża głos i pochyla się ku Kowalskyemu

Lucyfer:
Sznurek ma taki magiczny u pasa
Gdyby o szyję pod pejsem owinąć?
Bóg nie zobaczy, hołoty tu masa

Po chwili siny żyd leży pod bramą

Szeryf Kowalsky:
Ha! Masz parchu za swoje!
Ja teraz Raju otwierać będę podwoje.
Ale najpierw porządki pewne wprowadzę
Wypierdalać smoluchy, dobrze wam radzę!

Głos:
Kowalsky, ja wiem, że to ty!

Lucyfer:
Nic bez Planu stać się nie może,
Kto zaplanował, odpowiedz mi Boże! 

Szeryf Kowalsky:
Jak mnie tu nie chcą, żegnam czym prędzej,
Wietrzno tu, zimno, czarnuchów więcej...
Do piekła udam się chętniej

Lucyfer:
U mnie też strasznie od nich już tłoczno,
włażą bezczelnie, przez każde okno

Głos:
Który bez grzechu, ten stoi przy mnie,
Kto zaś potępion, ten na piekła dnie!

Lucyfer:
Wara od piekła, to moje królestwo!

Szeryf Kowalsky:
Jest na to dobre rozwiązanie,
Powiem od razu - wcale nie tanie!
Zanim który na dobre zacznie grzeszyć,
Prędką się śmiercią jego nacieszyć.

Lucyfer:
Kto się podejmie takiego zadania?
Dość tego bydła mam doglądania.
Co chwila swary, bójki i świństwa
Dosć czarnego mam barbarzyństwa!

Kowalsky szeroko się uśmiechna

Głos:
Kowalsky, opamiętaj się!

Lucyfer:
Cóż to Ojczulku, dzieci swych nie chcesz?
Tak ich duszyczki czyściutkie chłepcesz!

Szeryf Kowalsky:
A więc już wszystko postanowione,
pewne dziewczę wezmę za żonę
Ktoś tam ostatnio wziął ją na stronę,
i tak uczynił z niej Białych Matronę

Głos:
Kowalsky, ja wiem, że to ty!

Lucyfer:
Smoluchów wysyłaj od teraz do nieba,
na dole ich więcej już nie potrzeba

Szeryf Kowalsky:
Mówiłem już, rzecz to nietania,
nie starczy nad trupem zmówiona litania.
Cena moja - nieśmiertelność,
Prosić nie będę, ja żądać mam czelność!

Głos:
Kowalsky, opamiętaj się!

Lucyfer:
Zgoda, zgoda, po trzykroć zgoda,
powiększy się tu czarna trzoda.
Lecz mam warunek jeden
umrzesz za lat dwadzieścia i siedem

Kowalsky:
Pożyjemy, zobaczymy
Czas już na mnie, skurwysyny!

Rozległ się grzmot i całą scenę przykrył ciemny obłok

Na starym cmentarzu stał przekrzywiony nagrobek. Z ledwo widocznych już liter można było jeszcze przeczytać S.e.yf A.drew Kow.lsky 1.3. - 188. Pochylała się nad nim młoda dziewczyna. Ukradkiem wycierała łzy zawzięcie ryjąc nożem w kamieniu. Po dłuższej chwili powstała i odczytała na głos: Szeryf Walther Kowalsky 1860-1895.
- Pogrzebu nie miałeś ale zawsze będziemy o Tobie pamiętać - powiedziała do siebie
- Psst... Caroline... - odezwał się cicho ktoś zza jej pleców

Odwróciła się szybko. Przed nią stał we własnej osobie Szeryf Kowalsky.

I Caroline zemdlała.

***

#naopowiesci
#zafirewallem
ciszej

@moderacja_sie_nie_myje wrócił!!!!

moll

@ciszej i to w jakim stylu

Zaloguj się aby komentować

#naczteryrymy

Temat: haniebny czyn przy wigilinym stole

Rymy: -ałem, -ałem, -ałem, -ałem

GL&HF

#zafirewallem
motokate

Nieźle w wigilię narozrabiałem.

Karpia od ciotki nazwałem kałem,

Choinkę miast śniegiem posypałem miałem,

Brata dziewczynę od dziwek wyzwałem,

Wujka biznesik mianowałem wałem.

Czy ja, do diaska, nagle ochujałem?

bartek555

Ale sie naebaem

Naebaem

Naebaem

I spaem

AbenoKyerto

Dildosa w tyłek pchałem

Z rozkoszy aż kwiczałem

Kompletnie pijany nie ogarniałem

Że przy wigilijnym stole siedziałem

Zaloguj się aby komentować

Każde miasto ma jakieś swoje własne legendy i podania przechowane w zbiorowej pamięci jego mieszkańców i ustnie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dlaczegóż więc i Grudziądz, choć miastem jest, jakim jest, trzeba to jednak przyznać, nie miał by również mieć i swoich własnych? Kontynuując więc mój bieżący cykl tematyczny chciałem Państwa zaznajomić z pewnym podaniem ludowym, przekazywanym w tym Grudziądzu z pokolenia na pokolenie (to tak zwana historia mówiona, jak opowiadają jedni, albo, jak mówią inni, historia opowiadana) bo być może jesteście Państwo ciekawi jak się tam to wszystko zaczęło. A mówią, że było to tam kiedyś właśnie tak:

***

Co ma wisieć nie utonie?

W mieście położonym nad rzeką przeklętą
(nad tą co się wije wedle własnej woli)
była i przestępczość, i był alkoholizm.
By to wszystko zwalczyć – uchwałę podjęto.

Tak więc nad tą rzeką budowę zaczęto,
parę tylko godzin: szubienica stoi,
a miast wiechy na niej, co budowy stroi,
linę tam na koniec w pętlę zaciągnięto.

I czekają pod nią przestępcy, obwiesie,
słowem jednym rzekłszy: wszechgrudziądzkie kwiecie.
A kolejka dłuuuga do tej szubienicy!

O budowniczowie! Coś pomyliliście!
Lina się urwała! Ciało w wodę bryźnie!
I skazany tonie, a nie, jak miał: wisi.

***

#nasonety
#zafirewallem
moll

@George_Stark cykl grudziądzki zapadnie mocno w pamięć

George_Stark

@moll To chyba muszę z nim trochę zbastować, bo jednak wolałbym być z mojego wpaniałego poematu zasranego zapamiętany. Aż sobie wyobraziłem taki nagrobek z granitowym stolcem na nim!

moll

@George_Stark to jest zupełnie oddzielna kategoria! Można zasłynąć z więcej niż jednego dzieła!

splash545

@George_Stark liczyłem na tego typu końcówkę

George_Stark

@splash545 Ty to mi lepiej przypomnij jak tam z tymi aresztami, więzieniami i jednostkami wojskowymi jest, bo i to warto by w poezji jakoś uwiecznić.

splash545

@George_Stark no są i to całkiem sporo A tak to nie wiem. Z ciekawszych akcji to była ucieczka z więzienia i gościu się granatem w więzieniu wysadził.

fonfi

@George_Stark Z każdym wytworem, nie wiedzieć czemu, nabieram coraz większej ochoty na wycieczkę do Grudziądza

Zaloguj się aby komentować

1144 + 1 = 1145

Tytuł: O swoim życiu i pracach. Autobiografia. Piotr Curie
Autor: Maria Skłodowska-Curie
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Wydawnictwo SBM
ISBN: 9788383483771
Liczba stron: 200
Ocena: 8/10

Prywatny licznik: 57/60

Moja prywatna konfrontacja mitu Marii Curie z tym, co napisała sama o sobie. I bardzo wiele wiadomości o Piotrze Curie, o którym wiedziałam tylko tyle, że był mężem swojej żony. Straszna obraza dla jego pamięci i dokonań!
Jest to zasadniczo wznowienie po korekcie redakcyjnej - głównie "uwspółcześnienie" języka i ortografii plus drobne uzupełnienia w przypisach. Wydanie posiada także wkładki z bogatym materiałem fotograficznym, bardzo dobrze uzupełnia warstwę tekstową.

Autobiografia i wspomnienie o Piotrze Curie wywarły na mnie bardzo duże i bardzo pozytywne wrażenie. Z zawartych opisów wyłania się dwójka skromnych ludzi - idealistów, a jednocześnie osób wybitnych, geniuszy i pionierów na gruncie rozwoju całej nowej gałęzi nauki, zajmującej się promieniotwórczością. 
Miło był śledzić ich losy prywatne pokazane nieco w tle, zdecydowanie więcej zostało uwypuklone na temat dokonań naukowych. Ciężko było czytać o tęsknicie za rodziną, za Polską, ale najtrudniej było z przebijającą tęsknotą i poczuciem straty z powodu nagłej śmierci Piotra Curie.

Bardzo mocno polecam!

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #dwanascieksiazek #czytajzhejto
7c260f8c-d713-4573-ae5e-b9b9678fc386
George_Stark

Ale bym sobie przeczytał wydanie przed uwspółcześnieniem języka i ortografii! Poza tym, że opis treści też brzmi zachęcająco.

moll

@George_Stark jest darmowy dostęp w domenie publicznej. W Polonie jest zeskanowane

George_Stark

@moll O! To odłożę sobie "na później".

Zaloguj się aby komentować

Wrzucam od razu, żebym znów nie zapomniał #diriposta #nasonety

Mary Jane 

Nie sądziłem, że miłość ta tak mnie opęta
Wciąż będzie trwać ze mną przez lata niedoli 
Me cierpienia zagłuszy i żyć mi pozwoli
Za to duszę mą, wolę i sprawczość tak spęta

Zarzuciła na losy me straszne swe pęto 
Zatraciłem się przez nią, w tym resztki mej woli 
Nawet nie wiem kiedy, działo się to powoli
Dla niej głowę straciłem, całkiem ją odcięto

Wpierw z nią się tak czułem jak po dobrej fecie
Nie myślałem, że prawie to z planszy mnie zmiecie 
Bo niech inni się martwią, mnie to nie dotyczy 

A później nie było wcale tak wykurwiście
Jak w licznych utworach to przedstawialiście
Lecz się w końcu zerwałem z tej suki smyczy

#zafirewallem #tworczoscwlasna
George_Stark

Jak nam wtedy wrzuci wpis, to tydzień go będziemy czytać. Może nawet na dwanaście ksiąg go podzieli?

splash545

@George_Stark być może

Zaloguj się aby komentować

1143 + 1 = 1144

Tytuł: Komisarz
Autor: C.J. Sansom
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 9788381255622
Liczba stron: 512
Ocena: 7/10

Komisarz C.J. Sansoma to książka, która z powodzeniem łączy elementy kryminału z tłem historycznym. Osadzona w XVI-wiecznej Anglii, w czasach burzliwych przemian religijnych i nowo tworzącego się Kościoła Anglikańskiego. Powieść ma wiele wspólnego z Imieniem róży Umberta Eco, szczególnie w budowaniu napięcia w klaustrofobicznej atmosferze oraz w ukazywaniu konfliktów między wiarą, władzą a moralnością.

Głównym bohaterem jest Matthew Shardlake, przenikliwy, choć niepozorny prawnik, który zostaje wciągnięty w mroczną sprawę morderstwa w klasztorze. W czasach, gdy Henryk VIII odwraca się od Kościoła katolickiego, a klasztory są systematycznie zamykane, dochodzenie Shardlake’a nabiera szczególnego wymiaru. Śmierć jednego z wysłanników króla wywołuje napięcia w społeczności, a tropy prowadzą do intryg, które sięgają wyżej, niż początkowo mogłoby się wydawać.

Autor dość zgrabnie ukazuje tło historyczne - od szczegółowego opisu klasztorów i codziennego życia mnichów po atmosferę strachu i niepewności związanej z reformacją. Świat przedstawiony w powieści jest realistyczny i pełen detali, co sprawia, że czytelnik niemal czuje zapach wilgotnych murów klasztoru, świec i chłód angielskiego powietrza. Narracja jest przemyślana, a intryga dobrze skonstruowana, choć momentami bywa nieco rozwleczona. Postać Shardlake’a, jako prawnika, który nieustannie zmaga się z własnymi ograniczeniami fizycznymi (jest garbaty) i moralnymi dylematami, dodaje historii głębi.

Głównym zarzutem dla mnie jest tempo – Sansom pozwala sobie na długie opisy i historyczne dygresje, które choć ciekawe, mogą chwilami spowalniać akcję. Dla mnie jednak to właśnie te fragmenty, związane z tłem religijnym i politycznym Anglii w XVI wieku, były jednym z największych atutów książki. Komisarz to solidny kryminał historyczny, który wciąga atmosferą i precyzyjnie oddanym światem epoki. Nie dorównuje literacko Imieniu róży, ale stanowi solidną propozycję dla miłośników kryminałów historycznych.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 138/128
#bookmeter
9160dc4d-d066-4590-89a8-c2f545a2afab

Zaloguj się aby komentować

Dziękuję za ostatni pozytywny feedback jeżeli chodzi o to, że napisałem książkę i będę ją wydawać na własną rękę (bez wydawnictwa).

Wysłałem dziś swoje "dzieło" do korekty. Zajmuje się tym moja znajoma, która ma doświadczenie liczone w dekadach.

To jak heblowanie drewna z drzazg. To ma być dobre do czytania, a podstawą jest precyzja w każdym przecinku, kropce, pauzie, półpauzie, myślnikach i oczywiście poprawy składni zdań, bo czasem piszemy używajac skrótów myślowych, które nie są zrozumiałe dla odbiorcy.

Technicznie rzecz biorąc - moja znajoma przeczyta to co napisałem zdanie po zdaniu 2 razy. Raz jakby sprawdzała dyktando oraz by zapoznać się z treścią, drugi raz to już robota korektorska - heblowanie.

Potem niestety nie jest tak miło, że otrzymam książkę. Najpierw konsultacje i omówienie wszystkich bzdur, które korekta poprawiła. Im dłuższa książka tym dłuższa konsultacja. Ostatnio - znajoma pracowała nad dziełem, co powstawało wiele lat. Autor - biedaczysko - 4 godziny bez przerwy słuchał co było nie tak. Ponoć po dwóch zgadzał się na wszystko

Konsultacje są po to, by więcej tak nie pisać jak się pisało, tylko lepiej. I to naprawdę działa, bo takich błędów co jej wysyłałem pare lat temu przy doktoracie, już nie popełniłem.

Teraz mam czekać i nie popędzać. W kolejce jest 10 innych tekstów, ale może mój będzie poza kolejnością albo w środku, bo tamte to naukowe, więc taka fabularna książka dla korekty to relaks.

Uprzedzając pytania - nie wiem ile zapłacę. To moja znajoma, więc ile zażyczy tyle dostanie

Jak książka będzie po korekcie, to wrzucę tu fragment.

Zakładam tag autorski, można obserwować/czarnolistować
#samwydajeksiazke
#ksiazki
Marchew

@tosiu Poproszę porównanie jednej strony, przed i po korekcie

Zaloguj się aby komentować

Witam.

Przypadł mi ten smutny obowiazek wrzucenia #diproposta dla LVI #nasonety w #kawiarenka #zafirewallem (tego chciałaś piękna sikoreczko?).

Postanowiłem co nastepuje iż edycja ma być miłosna. Zero seksu. Tylko romantyczne pojecie miłości.

Nad proposta myslalem pare minut, nie zwyklem czytac literatury pieknej, a wystawiajac wycinek z fredry narazilbym co niektorych na latajace futerko po calej kawiarence wiec podpytałem pewnej mądrej głowy. Nie przedłużając.

Sonet 123

Patrząc w jej ziemską piękność z Nieba wziętą,
I wdzięk ten, który cały świat niewoli,
O którym dumać cieszy mię i boli.
Bowiem przyśnioną zda się być ponętą —
Widzę, jak łzami blaski gwiazd odjęto
Jej oczom, słońcu zazdrosnemu gwoli —
I skargi słyszę, których smutnej doli
Przyroda cala tkliwe sprawia święto.
Gdyż tam żal, miłość, mądrość, wraz się splecie
W tak dziwną zgodę, jaką w pozaświecie
Wśród sfer harmonii duch usłyszeć życzy.
Więc też i niebo milczy uroczyście,
Bo nawet w gajach nie zadrżały liście —
Tyle w powietrzu stało się słodyczy! —

Francesco Petrarca - Sonety do Laury w tłumaczeniu Felicjana Faleńskiego.

Wyniki ogłoszę w 27 dniu tegoż miesiąca roku cięzkiego dwa tysiace dwudziestego czwartego.

Ah. Wybrany sonet zostanie opatrzony nagraniem przez mojego lektora, a jeśli sonet pozwoli to mam jeszcze w zanadrzu głos damski. Z Farszem Mordeczki.
Cybulion userbar
RogerThat

Też brałem sonet z tych do Laury, są bardzo ładne.

bojowonastawionaowca

@Cybulion obawiam się tej romantyczności

Cybulion

@bojowonastawionaowca bedzie dobrze!

UmytaPacha

@bojowonastawionaowca w sumie nawet przez chwilę nie pomyślałam o tobie w związku z tematem, ale skoro sam się pchasz pod pióro... ( ͡° ͜ʖ ͡°)

UmytaPacha

@Cybulion przynajmniej zawołało teraz, dziękówa cybul

Cybulion

@UmytaPacha ej. Siedzisz w UK, mowisz do mnie cybul.... Czy my sie aby nie znamy?

UmytaPacha

@Cybulion Krzychu no co ty, wiesz ile cebul znam? na samym hejto ze dwie

Zaloguj się aby komentować

Antrakt świadomości

Od czasu do czasu, w poranki niektóre,
Gdy w głowie mej plączą się myśli ponure,
To w miasto rowerem uciekam w pośpiechu,
By w zgiełku poszukać od życia oddechu…

Z kawą w ręku siadam i wyłączam głowę,
Słucham jak Warszawa tka z dźwięków osnowę,
Obserwuję ludzi, którzy szybkim krokiem
Mijają się w ciszy, uciekają wzrokiem…

Obrazy i dźwięki chłonę mimo woli,
Myśli strumień wartki zanika powoli,
I tkwiąc w tym intymnym zakątku nicości,
Pauzą wybrzmiewa mój antrakt świadomości...

https://streamable.com/rln0i9

#tworczoscwlasna #endorfiki #zafirewallem
fonfi

@splash545 dziękuję ☺️

Zaloguj się aby komentować

Nie wiem, czy kogokolwiek jeszcze wena ma zamiar ponieść, więc póki chwila czasu, #podsumowanienasonety !

Ponieważ nie wpadła na lepszy pomysł niż najwyższa liczba piorunów, ALE mamy cudny remis pomiędzy @Wrzoo i @Cybulion , pozwolę sobie na subiektywny wybór i zwycięzcą edycji zostaje @Cybulion ! Gratulacje!

Sonet o zimie Anny Piwkowskiej obrodził w następujące riposty:

Po przeglądzie- @George_Stark - 12 piorunów
Promocja miasta - @George_Stark - 12 piorunów
U mnie na szychta gode sie polinglish- @RogerThat - 11 piorunów
Филологам писать рекомендуется с правильным ударением- @Wrzoo - 16 piorunów
'jeden pocałunek' - @Cybulion - 16 piorunów
Po tej drugiej stronie przeglądu- @fonfi - 11 piorunów
Maskarada - @fonfi - 14 piorunów
https://www.hejto.pl/wpis/tym-razem-bez-zadnych-nawiazan-powiazan-zaczepek-podczepek-swoj-wlasny-ale-za-to (nie chce dodać hiperłącza, to dorzucam tak!)

Dziękuję wszystkim za wspólną zabawę i życzę Wesołych Świąt

#nasonety #zafirewallem
fonfi

@Cybulion gratulacje łamane na wyrazy współczucia.

A Pani @Wrzoo to chyba faktycznie jakiś los na loterii... Sklecić coś takiego to jest dopiero wyczyn! Szkoda, że nie umiem w te krzaczki, ale nawet w innych językach, które jakoś tam umiem chyba bym się nie odważył rymować. Czapki z głów.

Cybulion

Dziekuje społeczności za docenienie i wszystkim po kolei @RogerThat @George_Stark @fonfi @moll za kondolencje.

Chwilowo nie jestem w stanie wykrzesac czegokolwiek z bani wiec jesli pani @Wrzoo by mogla objac korone - z checia ją oddam. Jeśli nie to ok 20 spodziewajcie sie zadania.

Wrzoo

@Cybulion wrzuć po 20:00 :P

Cybulion

@Wrzoo chyba ze usne o 18 xd.

splash545

@moll a to już koniec, o xd

moll

@splash545 szok, nie? XD

Zaloguj się aby komentować

Następna