Część II
#iwojnaswiatowa #historia #1wojnaswiatowa #LichtAusMesserRaus #ciekawostkihistoryczne #niemcy
poprzednia część pod tagiem #LichtAusMesserRaus
Pod koniec września wydarzenia potoczyły się szybko, wręcz lawinowo. To było jak ogromna pożoga, która długo tliła się w ukryciu, a która nagle nabrała powietrza i stanęła w płomieniach w niezliczonych miejscach. Ogień był wszędzie: na zachodzie, południowym wschodzie i w kraju.
Upadek Bułgarii był pierwszym widocznym znakiem. Złe wieści nadeszły z frontu bałkańskiego 26 września. Dotarły do nas, gdy nasza Grupa Armii była zaangażowana w ciężką bitwę obronną przeciwko silnym atakom na zachód od Aisne i po obu stronach Argonne od wschodu od Reims aż do Mozy, bitwę, która pomimo całego naszego heroicznego oporu, zakończyła się koniecznością oddania terenu ogromnie przeważającym masom wroga z ich czołgami.
Bułgarzy, pod silną presją zjednoczonych sił Ententy na froncie macedońskim, wycofali się na rozległej linii. Stracili dużą liczbę jeńców i dużą ilość materiałów i, jak dowiedzieliśmy się z krótkich telegramów i wiadomości telefonicznych, Malinow, bułgarski premier, wierzył, że może sprostać tym niepowodzeniom tylko poprzez rozpoczęcie negocjacji pokojowych z głównodowodzącym armii Ententy.
Powstała w ten sposób sytuacja oznaczała dla nas poważne niebezpieczeństwo; wyeliminowanie Bułgarii mogło oznaczać początek końca dla mocarstw centralnych; Dunaj stałby otworem dla sił Ententy; inwazja na Rumunię i Węgry znalazłaby się w granicach bardziej bezpośrednich możliwości. Wiadomość ta wywołała największą konsternację cesarza i naczelnego dowództwa w Avesnes. Na razie luka została zatrzymana; wpływ króla i królewicza Borysa zdołał powstrzymać odwrót; a naczelne dowództwo zorganizowało natychmiastowy transport na Bałkany niektórych austriackich dywizji i kilku niemieckich dywizji ze wschodu, aby wzmocnić poważnie zachwiany front.
W międzyczasie armie Ententy kontynuowały gwałtowne ataki na całym zachodnim froncie, od Flandrii po wschód od Argonne, z niespotykaną wcześniej determinacją. Odnieśliśmy wrażenie, że znajdujemy się w punkcie kulminacyjnym koncentrycznej wrogiej ofensywy i chociaż gigantyczny atak mógł zmusić nas do ustąpienia, czuliśmy, że zbierając wszystkie nasze siły do wysiłku, możemy mimo wszystko utrzymać naszą pozycję; tylko że za tym desperackim wysiłkiem wciąż czaiło się dręczące pytanie: „Jak długo jeszcze?”;
28 września odwiedziłem mojego brata Fritza, który wraz ze swoją Pierwszą Dywizją Gwardii był zaangażowany w ciężką walkę z Amerykanami na wschodnim krańcu Argonne. Wiem, że mój brat był bardzo odważnym, nieustraszonym i chłodnym człowiekiem, którego troska o swoich żołnierzy była wzorowa. Był przyzwyczajony do trudów i niepokoju; Pierwsza Dywizja Gwardii przez cały czas znajdowała się tam, gdzie było tak gorąco, jak to tylko możliwe, pod Ypres, w Szampanii, nad Sommą, nad Chemin des Dames, w Gorlicach i Argonne. Tym razem zastałem go odmienionego; był przepełniony niewypowiedzianą goryczą; widział zbliżający się koniec i wraz ze swoimi ludźmi walczył z odwagą rozpaczy. Opisał mi sytuację, która napełniła mnie przerażeniem. Cała jego dywizja składała się z 500 bagnetów w strefie walki; sztab wraz z łącznikami walczył w pierwszej linii, z karabinem w ręku. Artylerzyści byli skrajnie zmęczeni, działa zużyte, trudno było zdobyć nowe z fabryk, racje żywnościowe były niewystarczające i zepsute.
Co miało z tego wszystkiego wyniknąć? Amerykańskie ataki były same w sobie źle zaplanowane; wykazywały ignorancję wojenną; ludzie posuwali się w kolumnach i byli koszeni przez nasze pozostałe karabiny maszynowe. Nie było wielkiego zagrożenia. Ale ich czołgi przebiły nasze cienkie linie co dwadzieścia metrów i ostrzelały nas od tyłu. Dopiero wtedy amerykańska piechota ruszyła naprzód. Amerykanie dysponowali niesamowitą ilością ciężkiej i bardzo ciężkiej artylerii. Ich wstępne bombardowanie znacznie przewyższało pod względem intensywności i ciężkości wszystko, co znaliśmy pod Verdun czy nad Sommą.
W raporcie, który złożyłem Jego Królewskiej Mości w Spa, szczegółowo opisałem mu rozpaczliwy stan Pierwszej Dywizji Gwardii; cesarz rozmawiał o tym z Ludendorffem; ale nie podjęto decyzji o ich odciążeniu; mogę przyznać, że być może nie można było tego zrobić, ponieważ potrzebowaliśmy teraz każdego dostępnego człowieka do ostatniej walki. W tym czasie cała moja uwaga i energia były poświęcone burzliwym wydarzeniom na froncie i powierzonym mi oddziałom. Niemal codziennie znajdowałem się w strefie walk, a aż do października byłem tak zajęty obowiązkami dowódcy Grupy Armii, że nie byłem w stanie uważnie śledzić bardzo ważnych wydarzeń politycznych, które miały miejsce, chociaż zdawałem sobie sprawę, że mają one najistotniejsze znaczenie.
To już od 100 lat produkują te klony?
Zaloguj się aby komentować