1053 + 1 = 1054
(przy okazji naprawiam licznik, bo coś tam po drodze się pogubiło; teraz powinno być chyba dobrze)
Tytuł: Konopielka
Autor: Edward Redliński
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10
#bookmeter #ksiazki
A Pana Boga możno chwalić i w stodole, mówio tato, kiedyś ludzi całkiem nie umieli pacierzow, a pobożnie żyli. Aż im czort księdza nasłał, nu i dowiedzieli się, co to grzech, co pacierz i zaczęli się kościoły, procesji, ołtarzy.
Nie jestem specjalistą od gwar, a już zwłaszcza od gwary podlaskiej, nie mam pojęcia wobec tego na ile autor w tej powieści język odtworzył a na ile stworzył, ale zgrzytów żadnych nie wyłapałem – nie było w niej wtrąceń, które kojarzyłbym z innymi regionami, jak to się często przy narracji prowadzonej gwarą zdarza. Bo tak, pierwszą rzeczą, która mnie w tym utworze zachwyciła był język, którym ta historia jest opowiedziana. Bo
Konopielka to powieść zaliczana do nurtu literatury chłopskiej i jest ponoć uważana za jedną z najwybitniejszych tego nurtu pozycję.
Co, oprócz języka, urzeka w tej powieści to wspaniale odwzorowana wiejska mentalność. I nie chodzi tylko o ludowe spojrzenie na przyniesiony (pod przymusem jednak) postęp, ale w ogóle o chłopski sposób myślenia, który ma w sobie tyleż uroku co zabobonu, ale i krzywd też niesie ze sobą całkiem sporo. Bo mieszkańcy Taplar, wsi, w której rozgrywa się akcja
Konopielki, żyją tak jak żyli ich ojcowie, dziadowie, pradziadowie. Rozumieją świat po swojemu, a wszystko bodaj co robią, robią dlatego, że zawsze się tak robiło i robią to też w taki sposób, w jaki robiło się to zawsze, bo inaczej nie jest po bożemu (albo nie po
krześcijańsku, bo to przecież na jedno wychodzi). A jednak zmiany zachodzą. No bo przecież zachodzić muszą.
Ze wsią, tą niemal współczesną, bo taką mniej więcej sprzed dwudziestu – trzydziestu lat mam wiele wspólnego i, choć wydaje mi się, że dość dobrze znam tę wiejską mentalność, to i tak byłem pod wrażeniem, a może nawet zdziwiony, jak niewiele się w samej esencji tego wiejskiego pojmowania świata zmieniło. I, mimo że wtedy na wsi były już wtedy od dawna i szkoły, i elektryczność, i samochody i maszyny, a później to nawet i Internet już się zdarzał, to sposób myślenia gdzieś tam jednak, wydaje mi się, przetrwał.
Cała ta opowiedziana przez pana Redlińskiego historia jest pięknie zapleciona i pokazuje nie tylko przemianę bohatera, ale też i jego słabość (albo siłę? – to zależy z której strony na tę przemianę spojrzeć). Ale i w szczegółach ta powieść potrafi urzekać. Mnie urzekła, poza tym co opisałem wyżej, właśnie tymi szczegółami. Jak wspaniałe opowieści przechowywane były w pamięci mieszkańców Taplar, a które to opowieści autor postanowił czytelnikowi ustami bohaterów przedstawić! Jak przyjemnie czytało mi się o tym dlaczego Pan Jezus został ukrzyżowany przez kurę; dlaczego człowiek nie zna dnia swojej śmierci, choć kiedyś znał; dlaczego żyto ma tylko jeden kłos, choć kiedyś miało tych kłosów więcej. Nie mam pojęcia czy pan Redliński historie te zaczerpnął z lokalnego folkloru czy też je sobie wymyślił. Mnie zachwyciły, bez problemu potrafiłem mu w nie uwierzyć (w znaczeniu, że bohaterowie tak myśleli, nie że tak było) i mnie to do zachwytu całkowicie wystarcza.
Tak sobie czytam, że ta książka poddawana była krytyce, że zarzucano autorowi próby ośmieszenia mieszkańców wsi, że świat przedstawiony nie przystawał do świata rzeczywistego. Że w roku 1973, kiedy
Konopielka została wydana, nie było już takich wsi jak opisanej w niej Taplary. I była to prawda, bo akcja powieści umiejscowiona jest znacznie wcześniej niż ten rok 1973 kiedy została wydana. Dość zabawnym wydał mi się fakt, o którym czytałem, że zarzuty te wysuwały osoby, które nie zadały sobie trudu analizy utworu, osadzenia go w kontekście. I zauważam tutaj pewną uniwersalność
Konopielki, bo jeśli Taplar nie traktować dosłownie, to może być to opowieść nie tylko o małości, zabobonności czy pewnej głupiej i naiwnej bucie wiejskiego chłopa, ale o małości, zabobonności czy pewnej głupiej bucie człowieka w ogóle. Tak jakby każdy z nas, mniej lub bardziej, z tych
konopielkowych Taplar pochodził.
To oczywiście moja interpretacja (czy wniosek), jedna zresztą z wielu, tak wielu moich, jak i wielu możliwych, bo uważam, że
Konopielka jest lekturą mocno wielowarstwową i dlatego z tak ogromną przyjemnością ją czytałem.
Aha, i ogromnie podoba mi się też okładka tego wydania, które ściągnąłem sobie z Legimi, wydanego nakładem wydawnictwa Estymator. Choć, jeśli ktoś chciałby sobie tę książkę przeczytać, to można ją ściągnąć ze strony
WolneLektury . I przy okazji, tak na marginesie: zastanawia mnie tylko jak to jest z tymi prawami autorskimi? Utwory, z tego co wiem, przechodzą do domeny publicznej siedemdziesiąt lat po śmierci twórcy. A pan Redliński zmarł przecież w tym roku (nie chciałem napisać "dopiero").