🎅 Weź udział w świątecznej zabawie i wygraj prezent od Hejto! 🎁

Zobacz szczegóły
1072 + 1 = 1073

Tytuł: Planeta śmierci
Autor: Harry Harrison
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Solaris
ISBN: 9788375900941
Liczba stron: 244
Ocena: 7/10

Pierwszy tom cyklu Planeta śmierci.

Jason dinAlt jest międzygwiezdnym hazardzistą. Trafia wszędzie tam, gdzie może ograć kasyno i zdobyć większą sumę gotówki. Jak się pewnie domyślacie, nie robi tego uczciwie, a za pomocą psi, zdolności wpływania na przedmioty i stworzenia. Od pewnego nieznajomego - Kirka, otrzymuje propozycję zagrania na najwyższe stawki i w dodatku za jego pieniądze. Reguły są proste, wszystko, co wygra powyżej ustalonej kwoty jest jego. Kasyno niezbyt chętnie wypłaca wygraną i zaczyna pościg za szulerami od kasyna do statku kosmicznego.

Podążanie za nieznajomym i lot na jego planetę - Pyrrus, wrzuci Jasona w wir przygód. Zacznie od adaptacji się do życia na planecie z dwukrotną grawitacją, a następnie uwikła się w zagadkę tajemniczych mieszkańców planety i ich odwiecznego konfliktu między dwiema frakcjami. Mając okazję poznać każdą z nich i zdecydować, po której stronie tego konfliktu przyjdzie mu się opowiedzieć.

Jest to ciekawe, luźne sci-fi, z delikatnym vibe'm Ayn Rand i jej rozmyślań nad sensem i naturą człowieka, jego życia w stadzie, kultem jednostki i rolą tejże w społeczeństwie. Dodatkowo jest to swojego rodzaju potępienie kofliktu i pokazanie jego zgubnego wpływu na oba plemiona i planetę.

Sięgam po drugi tom, żeby sprawdzić, jak on wypadnie. Audibooki dostępne na platformie Rumble.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 123/128
#bookmeter
a5cb3387-a657-47ea-9004-003e1b2d225c
trixx.420

Lubię Harrisona, sprawdź też serie o Billu, bohaterze galaktyki jeśli nie czytałeś :)

Fly_agaric

O kude, tego jest 6 tomów.

Budo

@WujekAlien harrison jest zabawny i ma fajny, lekki styl. Jedyne na co bym uważał, to cykl o Stalowym Szczurze - dużo poważniejsze klimaty i jakoś ciężej się czyta, szczególnie późniejsze tomy z serii.

Bill Bohater Galaktyki to satyra na całego i po prostu XD. Dobrze się czyta,

Zaloguj się aby komentować

1071 + 1 = 1072

Tytuł: Niezastąpiony Jeeves
Autor: P.G. Wodehouse
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Stara Szkoła
ISBN: 9788367889292
Liczba stron: 312
Ocena: 8/10

Tym razem wybór padł na książkę humorem. Z zamiarem sięgania po tę serię mierzyłem się już od dłuższego czasu, ale jakoś odstraszały mnie to ciężko dostępne wydania, mające już pewnie tyle lat co ja. Z racji uwielbianego przez wszystkich konfliktu Legimi z wydawnictwami i jego następstw, w abonamencie nie zostało zbyt wiele. Niestety, albo stety, otworzyło mi to drogę do książek, które inaczej umknęły by mi w gąszczu innych pozycji, więc tak udało mi się trafić na niezastąpionego Jeevesa.

I tu pojawia się Jeeves - lokal Bertiego Woostera, człowieka, który nie grzeszy rozumem, a każda sytuacja, wymagająca ruszenia głową, sprawia, że szybko się poddaje i całą nadzieję pokłada w swoim lokaju, bez którego nie umie żyć. Bertie, jak przystało na młodego arystokratę, jest zależny od swojej rodziny, a konkretnie - od ciotki Agathy, może nie finansowo, ale z pewnością czasowo i po części trochę uczuciowo, bo ciotka cały czas próbuje go zeswatać z młodymi niewiastami, które nie zdążą w porę uciec z jej okolicy. Oprócz Agathy, kluczową rolę odegra również przyjaciel Bertiego - Bingo, który zakochuje się w niemal każdej napotkanej kobiecie.

Jest to książka z dużym poczuciem humoru, prowadząca do wielu gagów, z których trudno może śmiać się na głos, ale z pewnością wywołująca uśmiech na twarzy. Mieszanka bohaterów, z któej tylko Jeeves wychodzi obronną ręką i z użyciem rozumu, gra tu świetnie. Rodziały książki opowiadają kolejne wydarzenia przytafiające się naszym bohaterom, ale są pisane w taki sposób, żeby właściwie mogły stanowić zbiór osobnych opowiadań, tylko z tą samą grupką bohaterów.

Bardzo przyminiała mi momentami Trzech panów w łódce (nie licząc psa), doczekała się też wielu ekranizacji, łącznie z jedną z Hugh Lauriem (Dr House). Z tego, co się orientuję, Stara Szkoła planuje wydać również kolejne tomy tej serii.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 122/128
#bookmeter
4d7009dc-c221-495d-b165-b5efa5f17a3f

Zaloguj się aby komentować

Ehh tyle sie biore a zebrac nie moge, syyttteee 700 stronic z bibliografia.
“The mob always will shout for ‘the strong man’ the ‘great leader’. For the mob hates society from which it is excluded.”

Ale teraz to juz na serio jade z tematem.

#ksiazki #tagowanietomojapasja
ErwinoRommelo userbar
59378e6e-1a14-4957-a3fb-d6a5b2f974f8
Heheszki

totalitarianizm? nie totalitaryzm?

to coś jak wegetarianie vs. weganie?

bojowonastawionaowca

@ErwinoRommelo mmm, Hannah Arendt

Yes_Man

@ErwinoRommelo Świetna pozycja. BędziePan zadowolony, tylko się nie poddawaj

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Siema,
Propozycja na dziś:

Rymy: król - lala - sala - kul
Temat: dziki zachód

#naczteryrymy , czyli #poezja i #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem
splash545

Gus McCrae to rewolwerowców król

Sędziwy lecz nie oprze mu się żadna lala

Gdy wchodzi do saloonu to cichnie cała sala

Niejeden indianiec padł pod gradem jego kul

CoryTrevor

Leży w sypialni brytyjski król

U jego boku gumowa lala

Niczym w westernie ponura sala

Pokój zapłonie od ruchu kul

crs333

Ten Billy the Kid, szybkości był król,

Chłopiec malowany, piękny niczym lala,

Gdy wszedł do saloonu, zaraz pełna sala,

Wszyscy zaś myśleli, jaki on jest cool.

Zaloguj się aby komentować

Sen wariata

"Wpłynąłem na suchego..." - majaczą jakieś rymy,
Wtem pustka! Potem mętlik i entropia w głowie!
Kołysankę mi nucą benzodiazepiny:
Przepraszam, proszę siostry, co ja tutaj robię?!!

Źrenice jak punkciki - ogarnia mnie żałość,
Gdzie tylko fetor myśli powoli gnijących.
Przeszywają mnie dreszcze - telepię się cały,
Turyńskiego całunu owijam się końcem!

Na wózku inwalidzkim moja wena (w)zdycha
kaleka - czeka w kącie aż ją ktoś z salowych 
poezją naszprycuje lub beletrystyką,
zza parawanu do niej, ślinią się widzowie.

Obudzić się nie mogę, przez te pasy u ramion,
Trzask tylko słyszę gdy zęby mądrości mi łamią.

#diriposta #nasonety #zafirewallem
Cybulion

Fonfi sie rozpedza XD

George_Stark

Pod tym to bym i nawet się chętnie podpisał, co też uczynię:


Byłem tu, @George_Stark.

RogerThat

Kurde blaszka, ale to się czyta!

Zaloguj się aby komentować

1070 + 1 = 1071

Tytuł: Wieczny Grunwald
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

A jednak jesteśmy do siebie podobni dzięki Przedzwiecznemu Grunwaldowi. Jedynym, dlaczego istniejemy, jest walka ze sobą nawzajem. Nikt już nie zastanawia się, o co walczymy, bo przecież żyjemy po to żeby walczyć […]

Jest taki utwór muzyczny, który bardzo lubię, wykonywany kiedyś przez amerykańską supergrupę muzyki country, The Highwaymen, składającą się z panów Johnnego Casha, Williego Nelsona, Waylona Jenningsa i Krisa Krisstofersona, a nazywa się on Highwayman i w polskiej wersji wykonany był ramach projektu Psychocountry przez panów Macieja Maleńczuka, Gienka Loskę, Adama Darskiego – Nergala oraz Johna Portera; ci dwaj ostatni stworzyli zresztą wspólnie równie kapitalny projekt Me and that man , który nie tylko mnie swojego czasu zachwycił, ale również zaskoczył tym, jak daleko leżał od, mało jednak podobającego mi się, rodzimego dla pana Darskiego Behemotha . Ale dość już tych muzycznych dygresji, bo zaraz musiałbym ten wpis opatrzyć jeszcze tagiem #muzyka ; ups…

W każdym razie utwór ten podoba mi się ogromnie nie tylko ze względu na jego ściśle muzyczne walory, ale również ze względu na jego wartość literacką, na historię, którą opowiada, na tę koncepcję życia po życiu, który to motyw jest jednym z tych, jakie w literaturze pociągają mnie najmocniej, jak choćby historia Żyda Wiecznego Tułacza . Nie piszę o tym wszystkim przypadkowo, nie piszę też o tym wszystkim tylko po to, żeby ten wpis był dłuższy, a tym samym wyglądał na mądrzejszy. Piszę o tym wszystkim po to, bo tę koncepcję odnajduję również w książce pana Szczepana Twardocha pod tytułem Wieczny Grunwald. I choć pozycja ta oparta jest o tę koncepcję, to autor wykorzystuje ją w inny sposób niż te, z którymi miałem przyjemność się do tej pory spotkać. No i dodaje do tej koncepcji jeszcze kilka innych.

Paszko, główny bohater tej opowieści, bastert króla Kazimiera, syn swojej maćki, kurwy, choć kiedy został poczęty, maćka jego kurwą jeszcze nie była, bo była wtedy córką niemieckiego kupca z Norymberku, kurwą stała się dopiero później, umiera pod Grunwaldem. Umiera wtedy po raz pierwszy zabity ciosem litewskiej wekiery. Umiera wtedy po raz pierwszy, bo później umiera jeszcze wiele razy. To jego pierwsze życie, jego istne światowanie, jak je nazywa jest głównym wątkiem tej powieści powieści zza końca czasów, jak głosił podtytuł pierwszego jej wydania. Poznając historię tego istnego światowania czytelnik przenosi się wraz z Paszką do innych wątków czasu, które Paszko przeżywa. Nie że jedne po drugich, przeżywa je równocześnie.

***

[…] i wszyscy po obu stronach granicy, którą starłem, pracowali gigantycznym wysiłkiem dla ostatecznego celu eliminacji wszystkich […]

I właśnie jednym z takich wątków czasu jest Przezwieczny Grunwald, Ewiges Tannenberg, przyszłość aantropicznej ludzkości, w której na świecie pozostały tylko Germania i Matka Polska, które zjednoczyły w sobie swoich obywateli, których ci obywatele stali się jednym, choć stali się tym jednym inaczej. I jedynym ich celem jest walka ze sobą nawzajem. Wizja to dość dziwna, ale mocno niepokojąca, może właśnie z tego powodu, że, w moim rozumieniu, wyprowadzona jednak z rzeczywistości?

Autor często wykonuje przeskoki w czasie o kilka wieków, często wykonuje te przeskoki w najmniej spodziewanym momencie, na przykład w momencie, kiedy powinna zacząć się scena w XIV wieku, bo wszystko do niej zmierza i nagle okazuje się, że zaczyna się scena ponad sześćset lat później, choć biorą w niej udział ci sami bohaterowie, i że dotyczy ona w zasadzie tej samej sprawy, bo pośród miriad wątków czasu, w których przyszło Paszce umierać, musiało się przecież zdarzyć tak, że pewne wydarzenia były do siebie podobne, a może nawet i takie same. I wraz z czasem akcji zmienia się język, bo ta wspaniała średniowieczna stylizacja przemienia się w język jak najbardziej współczesny, tak jak wóz drabiniasty przemienia się w Astona Martina, a samostrzał przemienia się maxima. Autor zaś narrację prowadzi na tyle sprawnie, że, choć po chwilowej czasami konsternacji, udało mi się jednak w tym czasowym zamieszaniu nie pogubić.

Wieczny Grunwald, tak czytałem, jest właśnie tą powieścią, w której pan Twardoch znalazł swój język. Język, który tak mi się podoba, ten język zwykle niespieszny, z licznymi powtórzeniami, ze skupieniem się na szczególne, ten język powieści, który uważam za najbardziej chyba immersyjny wśród wszystkich języków autorów, których znam i których niekiedy cenię bardzo wysoko. Z książek wydanych przez Wiecznym Grunwaldem (nie ma ich znowu tak wiele, cztery zaledwie, według Wikipedii) znam tylko Epifanię wikarego Trzaski i rzeczywiście, choć też ogromnie mi się podobała, językowo bliżej jest Ostatniemu Grunwaldowi do powieści późniejszych, takich jak Morfina, Drach czy Pokora.

***

Nocami często wypada ze swojej kwatery, półnagi, wykrzykuje obelgi i strzela w powietrze, pijany bezsilną zazdrością rogacza co najmniej tak mocno jak wódką, po potem płacze i woła w noc: „Ja cię kocham, kurwo jedna, kocham!”. I płacze, aż ktoś się nad nim ulituje i zaprowadzi na kwaterę_._

Co mi się jeszcze w tym Ostatnim Grunwaldzie podobało? Oprócz rzeczy wspomnianych wyżej, a więc języka i immersji, podobało mi się też to, co podoba mi się w innych powieściach pana Twardocha. Szczegół. Tak szczegół, jeśli chodzi o przedmioty, jak i o bohaterów. Pisałem chyba o tym już kiedyś przy okazji jakiejś innej książki tego autora, powtórzę więc teraz. Zachwyca mnie u pana Twardocha to, że niemal każdy (a później chyba już każdy, bez niemal, ale w Wiecznym Grunwladzie jeszcze nie) bohater, choćby epizodyczny, choćby taki, który pojawia się tylko w jednej scenie, w kilku zaledwie zdaniach, jest jakoś zdefiniowany. Jest jakiś, ma jakąś historię. I zachwyca mnie to, w jaki sposób ta „jakoś” bohatera jest przez pana Twardocha ukazywana. Właśnie za pomocą szczegółu. Jak w tym cytacie wyżej. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak niewielu słów do tego potrzeba.

Podobała mi się jeszcze podniesiona w książce problematyka, dla mnie dotycząca wyboru, jaki człowiek podejmuje i tego, że czasami wydaje się, z różnych względów, tego wyboru nie ma, choć on jest, tyle że się go, z różnych względów, nie widzi. I podobało mi się też to, że, czytając posłowie autora, napisane po jedenastu latach i zamieszczone w tym trzecim wydaniu Wiecznego Grunwaldu, okazało się, że chyba się w rozumieniu tej powieści z autorem rozminęliśmy. Co nie oznacza, że nie ma on w swojej interpretacji racji. Tak samo jak nie oznacza, że i ja tej racji nie mogę mieć. Zresztą, w tym eseju pan Twardoch, opisując jedną ze scen Fausta, zaznacza, podobnie jak pan Oscar Wilde w wstępie do Portretu Greya, że każdy może interpretować literaturę tak jak chce. Korzystam więc z tego prawa i, uznając argumenty autora, pozwalam sobie rozumieć tę powieść po swojemu.

Podobały mi się w tej książce dygresje, kolejna rzecz, która w twórczości pana Twardocha bardzo mi się podoba. Szczególnie zaś zwrócił moją uwagę fragment, u mnie na czytniku, przy moim formatowaniu, na stronie 32, nie umiem podać dokładniej, opowieść nie jest bowiem podzielona na rozdziały, kiedy Paszko rozważa, a może zwraca uwagę współczesnemu (nie jemu, prędzej współczesnemu autorowi) czytelnikowi na niezrozumiałe mu, sprzeczne z logiką i być może nawet obłudne podejście tego czytelnika do tematu śmierci (nie będę cytował, bo to długie). Tutaj dwie rzeczy: po pierwsze, to od razu przypomniał mi się wspaniały tekst pana Stasiuka pod tytułem Suka, zamieszczony w zbiorze Grochów, oraz tutaj, na stronie internetowej Tygodnika Powszechnego , który to tekst w wymowie jest dość zbliżony, przynajmniej fragmentami, do monologu Paszki i, po drugie, dało mi obraz tego jak wiele rzeczy przyjmujemy bo po prostu „takie są”, „tak się robi”, „tak jest”, albo „tak było”, choć to ostatnie akurat niekoniecznie jest prawdą, czego, przynajmniej w temacie umierania, z Ostatniego Grunwaldu również można się dowiedzieć.

Podobał mi się w tej książce humor, choć nie było go dużo i był raczej dyskretny, ale urzekł mnie na przykład papież Otto DCLXVI. Choć mnie czasami niewiele potrzeba do tego, żeby się uśmiechnąć.

***

Dla mnie, który, nie ukrywam, twórczość pana Twardocha cenię bardzo wysoko, Wieczny Grunwald był ciekawy nie tylko ze względu na to, że była to po prostu świetna lektura, ale też dlatego, że pozwolił mi w jakimś stopniu prześledzić to jak autor dochodził do tego sposobu uprawiania (albo rozumienia) literatury, jakim zachwycił mnie wówczas, kiedy czytałem pierwsze jego książki, które wpadły w moje ręce, a które nie były przecież pierwszymi książkami, które napisał, i jakim nadal mnie zachwyca. I myślę, że dobrze się stało, że nie czytałem tego jego dorobku chronologicznie, że ten Wieczny Grunwald trafił u mnie na podbudowę opartą na znajomości późniejszych pozycji pana Twardocha. Wiedziałem czego się spodziewać, wiedziałem, czego szukać i, myślę, że wrażenia z kolejnych, być może dojrzalszych, utworów tego autora wykształciły u mnie jakiś rodzaj patrzenia albo zrozumienia tego, jak na tę twórczość patrzeć. Nawet jeśli jest to tylko moje zrozumienie, niekoniecznie zgodne z zamysłem autora.

A więc, być może, rację miał pan Orwell, który w Braku tchu twierdził, że, jakimś dziwnym trafem, odpowiednie książki wpadają nam w ręce w odpowiednim czasie.
1a1fe303-cad0-476a-8aff-63a65642cc38
4Sfor

Zajebisty utwór, towarzyszy mi od gówniaka, kiedy to jeszcze słuchałem go na Kasprzaku odtwarzanym z Agfy

Zaloguj się aby komentować

Jak już pisałam, w moim życiu książki lęgną się same, nie wiadomo skąd.
Ta akurat wiadomo, bo spod śmietnika

#ksiazki #ksiazkikatie
ec5bc916-5330-47f1-81bc-fb8337400280
Opornik

@KatieWee Rok wydania?

Eliasz_Oderman

@KatieWee robisz dezynfekcjie? Robaki czy inne grzyby łatwo wpuścić do domu/mieszkania w książkach? Ewentualnie kwarantane w piwnicy?

Zaloguj się aby komentować

1069 + 1 = 1070

Tytuł: Rozdroże kruków
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: SuperNOWA
Liczba stron: 292
Ocena: 7/10

Link do LubimyCzytać:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5168033/rozdroze-krukow

Dzięki uprzejmości @Cybulion (bardzo dziękuję raz jeszcze!) trzasnęłam nowego Wiedźmina. Króciuteńki, bo zaledwie 292 strony.

Jak wiadomo większości, akcja tego tomu ma miejsce przed wydarzeniami z "Sezonu burz". Poznajemy losy Geralta niejako tuż po tym, gdy oficjalnie stał się wiedźminem i ruszył z Kaer Morhen w świat. Reszty historii nie zdradzę, bo książka świeża i można łatwo zaspoilować.

Skupię się za tym, dlaczego nie dałam jej wyższej oceny (a i ta siódemka jest mocno naciągnięta). Mimo tego, że Sapek potrafi od pierwszych stron zbudować klimat świata przedstawionego i pozwala czytelnikowi znów w nim się zanurzyć, to odczuwam — jak i kilka innych osób — to, że tom ten pisany był w niejakim pośpiechu. Niektóre akapity wręcz wydają się być szkicami, które autor chciał rozwinąć po spisaniu dalszych myśli, ale ostatecznie do nich nie wrócił. Końcóweczka też jest taką niedopracowaną myślą — rozumiem i odczytuję jej sens, ale w porównaniu z 2/3 książki jest... nieprzemyślana.

Ale może Endrju tak chciał. No cóż. Głupio trochę, ale jego decyzja.

Prywatny licznik (od początku roku): 59/52

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazka #ksiazki #czytajzhejto #wiedzmin
Wrzoo userbar
fd8c850f-ffa9-49c8-8c74-0a6c7848436e
PanNiepoprawny

Nooo nieee - od 35zł można kupić a ja dałem 38!

boogie

@Wrzoo lepsze niż Sezonu burz?

Zaloguj się aby komentować

1068 + 1 = 1069

Tytuł: Obiturianci
Autor: Weronika Stencel
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 3/10

#bookmeter

Kiszone Miasteczko rozkwita podczas corocznego święta Bebonów! Obok cepeliady, maskarady i muskulady odbywa się również słynne Bebonarium, czyli pokazy najgłupszych istot o pomieszanych tożsamościach. Święto otwiera uroczysty deszcz guzikowy spuszczany z góry przez olbrzymie koparki. Ach, jak dudni wtedy nagła ulewa guzikowa!

No i nie mam pojęcia co mógłbym o tej książce napisać. Tak mi się czasami zdarza, że nie mam pojęcia co mógłbym o niedawno przeczytanej książce napisać, a zdarza mi się to w dwóch przypadkach: kiedy książka tak mnie zachwyciła, że po lekturze myśli nie dają się poskładać w jakąś logiczną całość, że jest ich aż tyle, że nie dają mi spokoju i nie wiem wtedy nawet od czego miałbym zacząć, albo też wówczas kiedy książka tak bardzo mi się nie podobała, że usilnie prubuję zrozumieć po co w ogóle skończyłem ją czytać. I, niestety, jeśli chodzi o Obituriantów, jest to akurat ten drugi przypadek.

To bardzo miłe kiedy ktoś zaprasza mnie do świata swojej wyobraźni, zawsze chętnie z takich zaproszeń korzystam. I nie ma przy tym znaczenia, biorąc za przykład tych Obituriantów, czy jest to świat wyobraźni autorki, pani Stencel, czy też świat jej bohatera, klauna-brzuchomówcy Riperta. Gorzej jest wtedy, kiedy, jak w przypadku Obituriantów właśnie, trafiam do świata, w którym nie potrafię się odnaleźć. Kiedy ten świat jest albo tak daleki od mojego świata, albo tak zagmatwany i nieprawdopodobny, że nie wiem gdzie jestem. I, chyba rzecz dużo ważniejsza, nie wiem po co w ogóle tam jestem. Nie wspominając już o tym, że, choć wiem co się w tym świecie dzieje, autorka mnie przecież o tym informuje, to nie mam pojęcia dlaczego to się dzieje.

I takie właśnie mam wrażenia po lekturze Obituriantów, książki, do której przeczytania skusiły mnie przedpremierowe zapowiedzi. Nie tylko te wychwalające utwór debiutantki, ale też podjęta przez nią tematyka. Bo ja bardzo lubię wszelkiej maści błaznów, trefnisiów, żartownisiów. Klaunadę lubię po prostu. Mój, delikatnie mówiąc, brak zachwytu nad książką pani Stancel zasadza się, tak mi się wydaje, na różnym pojmowaniu tego, czym klaunada jest. Dla mnie klaunada jest bowiem formą sztuki najbliższą rzeczywistości, dla pani Stencel zaś – podkreślam: to moje zdanie, li tylko na podstawie lektury jej książki! – wygląda na to klaunada jest daleką wycieczką w najgłębsze (najwyższe?) pokłady wyobraźni. Wyobraźni, której być może mi brakuje.

Obiturianci to tylko 122 strony, zawierające w dodatku kilka rysunków autorki, co sprawia, że tego tekstu wcale nie ma tam dużo. A jednak zeszło mi z tą książką dość długo w relacji do jej objętości, bo nie udało się jej mnie porwać. Ona cała jest napisana mniej więcej tak jak ten cytat otwierający wpis i na dłuższą metę było to dla mnie męczące.

Na plus zdecydowanie zaliczyłbym plastyczność języka, bo to mi się podobało, jak i kilka pomysłów, takich jak nieproszony gość, który dostał się do tej krainy wyobraźni czy relacja Riperta z rodzicami i wynikające z niej brzuchomówstwo. Jednak dla mnie to wszystko mało. I być może rację ma osoba, która zamieściła jedyną do tej pory opinię na LubimyCzytac o tym, że to wszystko za bardzo pędzi. Bo, już niezależnie od moich czytelniczych preferencji, uważam, że jest w tej autorce potencjał. Warto jednak byłoby też pomyśleć trochę o czytelniku i, mając go na uwadze, trochę w swojej opowieści zwolnić. Pozwolić mu się w niej zadomowić.
bc87ce48-0f8c-4c2b-abfb-2a057094d38d

Zaloguj się aby komentować

1067 + 1 = 1068

Tytuł: Fatalne jaja
Autor: Michał Bułhakow
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Alfa
Liczba stron: 139
Ocena: 7/10

Zbiorek trzech, mniej znanych, opowiadań Bułhakowa wydanych przez wydawnictwo Alfa w cyklu "Dawne fantazje naukowe" w 1988 roku. W tytułowych "Fatalnych jajach" poznajemy historię profesora zoologii Włodzimierza Hippatiewicza Persikowa. Ten nieco ekscentryczny uczony odkrywa czerwony promień, który ma tę właściwość, że wielokrotnie przyspiesza rozwój wszelkich żywych organizmów. Specjalnością profesora są płazy i gady więc od nich rozpoczyna powolne eksperymenty aby lepiej poznać naturę swojego odkrycia. Niestety temat wycieka do prasy, a stamtąd poznaje go niejaki Aleksander Siemionowicz Rokk, kierownik wzorcowego sowchozu. Szybko dodaje dwa do dwóch i stwierdza że czerwony promień na pewno nadałby się do wyhodowania olbrzymich kur, które raz na zawsze rozwiązały by problem głodu. Za poparciem odnośnych instytucji odbiera wynalazek profesora, przewozi do sowchozu gdzie naświetla otrzymane innym transportem jaja. Niestety rychło okazuje się że są to jaja zamówione przez profesora Persikowa, jaja węży i krokodyli. Fatalna pomyłka...
Ciekawie napisane, z humorem, niepowtarzalnym stylem Bułhakowa. Niemal jawne naśmiewanie się z radzieckiej rzeczywistości. Halo, sowiecka cenzura jesteście tam? Jak to CZERWONY promień i wyhodował wielkie gady? Znakomicie też jest opisana postać głównego bohatera, profesora Persikowa, wykreowanego na nieco szalonego naukowca oraz woźnego instytutu Pankrata. Niestety książka przeładowana jest odniesieniami do rzeczywistości radzieckiej, naszpikowana skrótami różnorakich organizacji (zarówno fikcyjnych jak i prawdziwych) co nieco nuży i wymaga od czytającego ogarnięcia tematu albo czytania z odpaloną wyszukiwarką czy chatem AI i dokształcania się trakcie lektury.

Tomik uzupełniają dwa krótkie, zupełnie odjechane opowiadania. "Szkarłatna wyspa. Powieść tow. Juliusza Verne'a z francuskiego na ezopowy przełożył Michał Bułhakow" to absurdalna satyra na wszelaką władzę, która nawet jak się zmienia to i tak szeregowy obywatel dostaje po dupie. Pozwolę sobie zacytować początek bo jest uroczy:
"Wśród fal oceanu (...) leżała na szerokości geograficznej 45 stopni olbrzymia bezludna wyspa, zamieszkana przez sławne, spokrewnione ze sobą plemiona: dzikusów czerwonych, czarnuchów białych oraz czarnuchów o bliżej nie określonym kolorze skóry. Tym ostatnim żeglarze, nie wiedzieć czemu, nadali miano zażartych." #notorasizm xd

Ostatnie, "Przygody Cziczkowa" to groteskowe i surrealistyczne opowiadanie w konwencji snu. Również jest satyrą na władzę, korupcję i kombinatorstwo. Tytułowy Cziczkow rozmaitymi machlojkami i oszustwami dochodzi do ogromnego majątku. Podchodząc do tematu bezdusznie i bez jakiejkolwiek refleksji moralnej realizuje swoją misję, co prowadzi do absurdalnych i groteskowych sytuacji. Cięty język, dużo słowotwórstwa, generalnie opowiadanie podobne zupełnie do niczego co dotychczas czytałem

#bookmeter
trixx.420 userbar
8f68ed24-c9ae-49ad-b925-ce543c01c4cc

Zaloguj się aby komentować

1066 + 1 = 1067

Tytuł: Luneta z rybiej głowy
Autor: Patryk Zalaszewski
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 978-83-8191-992-0
Liczba stron: 147
Ocena: 8/10

Podeszłam na wrocławskich targach do stoiska Wydawnictwa Czarne po nową książkę z serii Opowiadania amerykańskie, a pani rozłożyła ręce i powiedziała, że nie ma ich, bo nie dojechały. Poczułam się zawiedziona, a pani widząc moją minę, sięgnęła po cieniutki tomik i zaproponowała:
-A może opowiadania polskie? O autorze będzie na pewno głośno w przyszłym roku.

Zajrzałam do środka i jakoś tak nie do końca przekonana zgodziłam się. Niezbyt często czytam polską literaturę współczesną, a już młodych autorów to prawie wcale, zbyt wiele zawodu sprawili mi w przeszłości.

No i gdyby nie ta pani na stoisku, to na pewno nie trafiłabym na tę perełkę.

To melancholijne opowiadania o życiu mieszkańców rybackiej wsi. Mamy tutaj narratora, młodego chłopca, który przybliża nam różne mikrohistorie, ale głównym bohaterem jest tutaj morze, które daje i zabiera, tworzy i niszczy. Nawet jeżeli czasem jedynie słychać jego szum gdzieś w oddali, to i tak jest tym wokół czego krążą myśli wszystkich.
We wsi toczy się normalne życie, mężczyźni łowią ryby albo pracują na roli, kobiety zajmują się gospodarstwem, dzieciaki biegają po polach i kąpią w rzece. A wszyscy mają swoje pragnienia i potrzeby, tajemnice i obsesje, wszyscy do czegoś dążą, nawet jeżeli to jest nicość.

Język jakim Zalaszewski opisuje swoich bohaterów jest z jednej strony bardzo prosty i zwyczajny, z drugiej pełen metafor i poetycki. Umiejętność utrzymania takiej formy w równowadze, przez debiutującego przecież autora, zrobiła na mnie ogromne wrażenie.

Bardzo podobało mi się również frazowanie - czułam się jakbym czytała książkę do rytmu fal.

I tak jak morze porywa i nie chce oddać, tak ta książka chwyciła mnie i nie pozwoliła się odłożyć.

Polecam!

#bookmeter
686f1640-f9b1-4f48-9b0d-9501801efba4
Fly_agaric

I który to już raz?? Ebook droższy od papieru... I to jaka dysproporcja! Co jest nie tak z tym światem? Wiele rzeczy, ale z całą pewnością to jedna z tych mocniej wkurzających i wykręcających tor pojmowania.

Dobra, bo ciśnienie mi się podnosi.

patryk-pis

Czytałem jedno opowiadanie z tego zbioru i nawet zachęca na ciąg dalszy a twoja recenzja motywuje.

George_Stark

Opis rzeczywiście zachęca, ale moją uwagę zwróciło to zdanie:


Niezbyt często czytam polską literaturę współczesną, a już młodych autorów to prawie wcale, zbyt wiele zawodu sprawili mi w przeszłości.


A zwróciło, bo, po raz kolejny już, dałem się nabrać na młodego autora (autorkę dokładnie) i właśnie usiłuję coś o tej książce napisać.

Zaloguj się aby komentować

DZIECIAKI Z ALWERNI

Mogło być mi lepiej i mogło być gorzej
Lecz do dzisiaj słyszę tę ciszę w klasztorze
Na ryneczku domki krzywe, pachnie bzem i piwem
Miód się lepki lepi, fotografia w sepii

Na niej dzieci skubią czerwone porzeczki
A wokół miasteczka marszczą się góreczki
Proste lata młode, jak dym na pogodę
Dziś, nie wiedzieć czemu, są Alpy problemów

Dobry Panie Boże! w świecie pełnym świństwa
Zwróć nam, jeśli możesz, kromeczkę dzieciństwa
Niech zapachnie jesień czeremchą i wiosną
Albo nam przynajmniej nie pozwól dorosnąć

W tle była kukułka – ten listonosz losu
Który nam wykukał łaskawość niebiosów
Gdy szczęściem był piernik w malutkiej Alwerni
Kiedy to się stało, że nam wciąż za mało

Czasem nas przyzywa skądś pamięci trąbka
Próbujemy skleić czas we wspomnień rąbkach
Prawdę, co zachwyca jasna jak pszenica
Jak ten niepojęty oleodruk święty

Dobry Panie Boże! w świecie pełnym świństwa
Zwróć nam, jeśli możesz, kromeczkę dzieciństwa
Niech zapachnie jesień czeremchą i wiosną
Albo nam przynajmniej nie pozwól dorosnąć

I nikniemy w mroku, spokojni i bierni
My – te niegdysiejsze dzieciaki z Alwerni
A nad nami w górze aniołowie stróże
Szczęśliwi anieli, żeśmy nie zgłupieli

Dobry Panie Boże! w świecie pełnym świństwa
Zwróć nam, jeśli możesz, kromeczkę dzieciństwa
Niech zapachnie jesień czeremchą i wiosną
Albo nam przynajmniej nie pozwól dorosnąć

Jan Wołek
#poezjaspiewana #poezja

Zaloguj się aby komentować

Napisałem już list do Mikołaja i czuję, że przyniesie mi coś, co "kupuje" już od dobrych 10 lat. Zacieram rączki. Mam ten egzemplarz po angielsku, choć nie lubię czytać tego typu treści w tym języku, więc nie psułem sobie zabawy.

Zwlekałem z zakupem, bo dla mnie to książka-symbol i chciałem być wystarczająco dojrzały, otwierając ją po raz pierwszy. Rzecz jasna nie jestem, ale przeczytać muszę.

#jung #ksiazki #psychologia #filozofia
db365b96-6358-4e75-94f2-2c60fe81b715
ErwinoRommelo

Wspomnienia o wykrzystywaniu seksualnym pacjentek?

Afterlife

@ErwinoRommelo Brzmi jakbys cos o tym wiedzial to podziel sie faktami.

ErwinoRommelo

@Afterlife Sabina Spielrein?

Zaloguj się aby komentować

Byliśmy po raz drugi na Wrocławskich Targach Dobrych Książek i jestem pod ogromnym wrażeniem. Są nieduże i raczej kameralne, ale to dobrze. Byliśmy na nich w piątek wieczorem i nie było zbyt wielu ludzi, jedna ze sprzedających zauważyła, że w czwartek było o wiele więcej odwiedzających.

Lubię w tych targach to, że są spokojniejsze i takie bardziej przyjazne dla czytelników, niż na przykład krakowskie. Można znaleźć bez problemu miejsce parkingowe, nie stoi się aż tyle w kolejkach i jest czas na rozmowy o książkach, co chyba doceniam najbardziej.
Są też stoiska antykwariatów, w tym mojego ukochanego Szarlatana.
Wcale nie miałam zamiaru robić zbyt wielkich zakupów, no ale plany sobie, a życie sobie, jak zwykle.

#ksiazki #ksiazkikatie
f338fd9f-ea62-4b3e-b444-3d8c31099055
Wrzoo

@KatieWee Monstrualna erudycja! Straszna historia! Ojejku, wspomnienie dzieciństwa - przeczytałam wszystkie po kilka razy w wakacje, uwielbiałam tę serię...

KatieWee

@Wrzoo no ja też, większość strrrasznej ma już na półce, teraz zaczęłam zbierać też monstrualną

To jest piękne w zbieractwie, że nigdy się nIe kończy

Wrzoo

@KatieWee Nie kuś, szatanie!

Felonious_Gru

@KatieWee już miałem pisać, że ja to na książki czasu nie mam, ale dopatrzyłem się, że czterech tytułów jednak zazdroszczę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

splash545

@KatieWee

Wcale nie miałam zamiaru robić zbyt wielkich zakupów, no ale plany sobie, a życie sobie, jak zwykle.

Trzeba było wziąć mniejszy plecak

Zaloguj się aby komentować

“Należy pamiętać, by nigdy nie próbować sprzedawać na samym szczycie. To naprawdę nie jest mądre. Sprzedawajcie po korekcie, po której rynek nie powraca już do wzrostów.”

Jesse Livermore

#cytaty z książki #wspomnieniagraczagieldowego
Gustawff

Zarób w chuj, strać wszystko, strzel samobója. Zarąbisty mentor

Zaloguj się aby komentować

Cytat na dziś:

Oczywiście, wszelka magia w pewien sposób zmieniała świat. Magowie uważali, że to jej jedyne zastosowanie; nie odpowiadała im idea, by świat pozostawić takim, jaki jest, a zmieniać ludzi.

Terry Pratchett, Równoumagicznienie

#uuk
4Sfor

Świat jest doskonały w swojej niedoskonałości, tak więc nie trzeba go zmieniać żadną magią. Ludzi też nie trzeba, bo jesteśmy jego częścią. Życie zwyczajnie ma alergię na słabość, dlatego tak bardzo ją tępi i przez to - wszystko wygląda tak, jak wygląda. Żyjemy na planecie śmierci, gdzie wszystko chce nas zabić. Pod przykrywką piękna, na każdym kroku czyha się chęć przetrwania okupiona cudzym cierpieniem. Piekielny raj

Zaloguj się aby komentować

Newsy książkowe od Whoresbane'a!

Wydawnictwo Znak Horyzont zapowiada książkę historyczną. "Utracone cywilizacje. Jak rozkwitały i upadały imperia" Paula Coopera mają zaplanowaną premierę na 29 stycznia 2025 roku. Wydanie w twardej oprawie liczy 656 stron, w cenie detalicznej 119,99 zł. Poniżej okładka i krótko o treści.

Co czujesz, będąc świadkiem końca Twojego świata?

Ich kultura przyćmiewała wszystko, a potęga zdawała się nie do złamania. Podbijały inne ludy i rosły w siłę. Wszystkie upadły.

Od wielkich imperiów Mezopotamii, przez imperium Khmerów i królestwo Widźajanagaru w Azji, aż do Songhaju w Afryce Zachodniej. Od Bizancjum do Majów, Inków i Azteków w Ameryce Środkowej. Od rzymskiej Brytanii do Wyspy Wielkanocnej. Paul Cooper, autor jednego z najpopularniejszych podcastów o historii Fall of Civilizations, pobranego ponad 100 milionów razy, wyrusza w podróż przez epoki i kontynenty w poszukiwaniu wielkich cywilizacji. Podąża ich śladami, by stać się świadkiem ich wzrastającej potęgi i bolesnego upadku.
Przełomowa historia świata widziana oczami mieszkańców rozkwitających i upadających imperiów

#ksiazkiwhoresbane 'a - tag, pod którym chwale się nowymi nabytkami oraz wrzucam newsy o książkach
Chcesz mnie wesprzeć? Mój Onlyfans ( ͡° ͜ʖ ͡°) ⇒ patronite.pl/ksiazkiWhoresbane
#ksiazki #czytajzhejto #znak #historia #paulcooper
640ae43d-e9ce-4e4f-9b23-8f291ab1f830
ciszej

@Whoresbane idealny prezent na święta a oni wydają to 29.01 no kiepsko, kiepsko

Zaloguj się aby komentować

A może tylko bredzę?

Czy nie absurdem jest wszystko o czym marzymy?
Bo już za jakiś moment swych nie otworzę powiek
Bo już za jakąś chwilę me serce bieg krwi wstrzyma
Po co to wszystko było? Też nigdy się nie dowiem

Czy będzie to powodem, żeby wpadać w żałość?
By na bezsens narzekać, być z tych na życie lżących?
A może jednak uznam, że wszystko to banały
Będę za to doświadczać, cieszyć się każdym bodźcem

Swą perspektywę zmienię w mentalnych tych praktykach
By nie dać się już złamać w perypetiach mych życiowych
Bo co wyszło z moich planów, to tylko losu chichot
Lecz śmieję się wraz z nim, już nie chcę być w żałobie

Gdy mówią tak się nie da, to tylko sobie kłamią
Wiem już, że tu się mylą i racji krzty nie mają

#diriposta #nasonety #zafirewallem
Heheszki

@splash545 wędrówką życie jest człowieka

George_Stark

Oho, widzę powrót do stoickich sonetów! Reaktywacja hurtowni nastąpi?

splash545

@George_Stark hmm nie sądzę, ale nigdy nie wiadomo

vredo

@splash545 #nocnemanewry pod twoim postem, póki co czołgiści badają grunt


O gurde pajunk też dostał czapeczkie, @Dziwen rzondzi

splash545

@vredo a pewnie, że dostał i to jako jeden z pierwszych

vredo

@splash545 Ja pewnie jako ostatni ale z dumą będę nosił co najmniej do Wielkanocy aż mi @Dziwen jajek nie pomaluje

Zaloguj się aby komentować

1065 + 1 = 1066

Tytuł: Kapitularz: Diuną
Autor: Frank Herbert
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Phantom Press
ISBN: 9788378180906
Liczba stron: 565
Ocena: 7/10

Kontynuacja historii z "Heretyków Diuny". Ten tom czytałam teraz w innym tłumaczeniu w związku z tym część imion i nazw się zmieniła ale nie przeszkadzalo mi to w odbiorze. Łatwo się domyślić że Dostojne Matrony to Czcigodne Macierze, maskaradnicy to Tancerze Oblicza, a Sziena to Sheeana z poprzedniego tomu. 
Pod koniec poprzedniego tomu Rakis została zniszczona ale Matce Wielebnej Odrade odało uratować się z planety dziewczynkę rozkazującą czerwiom, Duncana i piaskopływaki. W tej tragedii życie stracił baszar Miles Teg i ten tom zaczyna się od narodzin gholi Tega. Dostojne Matrony niszczą coraz więcej planet, ścigają BG, które nie bardzo mają jak stawić im czoła, po tym jak straciły swoją armię. Ale Zakon z Matką Wielebną Odrade na czele cały czas planuje jak zdobyć przewagę nad Dostojnymi Matronami i ocalić przed nimi siebie i ludzkość. Ważne osoby w tym planie to ghola Duncan Idaho, pojmana Dostojna Matrona Murbella, ghola Milesa Tega i Sziena. Poza tym Zakon stara się przekształcić swoją mateczną planetę - Kapitularz w Diunę za pomocą wywiezionych z Rakis piaskopływaków (tu nazywanych trociami piaskowymi). 
Ten tom wciągnął mnie nawet bardziej niż poprzedni. Fabuła skupia się głównie na jednym wątku, trzyma w napięciu bo nie znamy od razu planów Darwi Odrade. Postacie są niejednowymiarowe i psychologicznie prawdziwe, według mnie bardzo dobra powieść, postawiłabym ją w rankingu zaraz za pierwszą "Diuną" Jedyny minus jest taki że ma bardzo otwarte zakończenia. Autor planował kolejne tomy ale nie zdążył ich napisać więc nie wszystko się wyjaśnia. Tak wiem, jest kontynuacja napisana przez jego syna oraz Kevina J, Andersona według notatek Franka Herberta ale kontynuacje mają dosyć słabe recenzje i nie wiem czy się skuszę. Jeśli tak to jeszcze nie teraz, odpocznę trochę od "Diuny"

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #hejtoczyta #ksiazki #literatura #czytajzhejto
be07d217-e14c-4d38-8be1-6d56d06bb0cf

Zaloguj się aby komentować