Zdjęcie w tle
serotonin_enjoyer

serotonin_enjoyer

Osobistość
  • 275wpisy
  • 1449komentarzy

1681 + 1 = 1682


Tytuł: Janusowy kamień

Autor: Elly Griffith

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Format: e-book

ISBN: 9788308048054

Liczba stron: 350

Ocena: 6/10


Nie wiedziałam że to część cyklu, dopiero jak zaczęłam to dowiedziałam się ze to drugi tom, ale nie przeszkadzało to zbytnio w odbiorze.

Główna bohaterka Ruth Galloway jest archelologiem sądowym czyli zajmuje się badaniem znalezionych kości. Tym razem wzywają ją do zbadania szkieletu dziecka bez czaszki, odnalezionego podczas wyburzania starego budynku w którym kiedyś znajdował się dom dziecka prowadzony przez księdza. Okazuje się że przed 40 laty w tym domu dziecka zaginęła dwójka dzieci, rodzeństwo i nigdy nie zostały odnalezione. Jednakże według ekspertyzy Ruth szkielet jest starszy i pochodzi z czasów, gdy dom zamieszkiwany był przez rodzinę, której własnością jest zresztą do dziś.

Książka ciekawa, ma ten klimat mrocznych mokradeł angielskich, ale bohaterowie nie są na tyle wyraźnie zarysowani żeby nawiązać z nimi więź i wczuć się w ich losy, polubić ich bądź znienawidzić. Niemniej jednak czyta się dobrze chociaż nie wciąga tak jak powieści pana Robothama.


#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

e20e2c17-5e65-4143-894f-6aa92235bfbe

Zaloguj się aby komentować

1680 + 1 = 1681


Tytuł: Groza

Autor: Michael Robotham

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Skinnbok

Format: audiobook

ISBN: 9789979645726

Ocena: 9/10


Po dwóch udanych pierwszych tomach cyklu nie mogłam nie sięgnąć od razu po trzeci. I ten, muszę przyznać robił największe wrażenie.

Joseph O'Loughlin ze względu na swoje zdrowie oraz bezpieczeństwo swoich córek przeniósł się z żoną na wieś do Sommerset. Właśnie rozpoczyna pracę jako wykładowca i wygląda na to że w tej dziedzinie też odniesie sukces ale policja o nim nie zapomina. Zostaje wezwany jako negocjator do samobójczyni, próbującej skoczyć z mostu. Josephowi nie udaje się uratować kobiety ale chociaż policja klasyfikuje sprawę jako zwykłe samobójstwo to profesorowi kilka rzeczy mocno nie pasuje do obrazka.

Sprawa staje się jeszcze mocniej podejrzana, gdy wkrótce później druga kobieta popełnia samobójstwo w równie tajemniczych okolicznościach chociaż w inny sposób a na dodatek obie panie się znały i prowadziły wspólny interes. Co prawda pani inspektor prowadząca śledztwo ufa przeczuciom i wnioskom psychologa ale na drodze staje jej przełożony, który uważa że korzystanie z pomocy psychologa w śledztwie nie jest niczym lepszym niż korzystanie z pomocy wróżki czy medium. Jo O'Loughlin ma więc do swojej pomocy emerytowanego Vincenta Ruiza, który też pragnie dorwać winnego. Dodatkowo w małżeństwie głównego bohatera coś zaczyna się psuć a żona nie jest zadowolona że sprowadza do ich życia niebezpieczeństwo. Z kolei człowiek którego starają się schwytać wydaje się doskonale wiedzieć jak złamać umysł każdego człowieka i zmusić go do zrobienia rzeczy, których nigdy by nie zrobił. Mamy tu więc pojedynek dwóch specjalistów od łamania i naprawiania ludzkich umysłów.

Jest mrocznie, jest interesująco. Świetna książka. Mam nadzieję że powstaną kolejne tomy cyklu.


#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

5a6d9d08-4a69-4d35-a53f-cf132fddd3ec

Zaloguj się aby komentować

1679 + 1 = 1680


Tytuł: Uprowadzona

Autor: Michael Robotham

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Skinnbok

Format: audiobook

ISBN: 9789979645719

Ocena: 8/10


Niby drugi tom cyklu o profesorze Josephie O'Loughlinie ale... niespodzianka - pierwszoosobową narrację prowadzi nie Joseph a policjant, który ścigał go w poprzednim tomie - Vincent Ruiz. Mało tego, pan psycholog pojawia się w książce dużo, dużo później.

Inspektor Ruiz zostaje wyłowiony ciężko ranny z Tamizy i policja podejrzewa że prowadził jakieś działania na własną rękę i ponadto mógł kogoś zastrzelić. Sam zainteresowany nie bardzo może się bronić bo po całym tym wydarzeniu stracił pamięć. Różne poszlaki wskazują że przed tymi wydarzeniami inspektor otrzymał informacje że są nowe dowody w sprawie zaginionej dziewczynki, w której sprawie prowadził śledztwo trzy lata temu i która nie została odnaleziona a za jej zabójstwo został skazany jeden z sąsiadów. Wygląda na to że inspektor dostał informacje, które wskazywały że dziewczynka wciąż może żyć i były one na tyle przekonujące że ten doświadczony policjant postanowił je sprawdzić. Tyle że teraz sam nie pamięta co to były. Żeby rozwiązać tę sprawę Ruiz potrzebuje sobie przypomnieć a w tym z kolei pomaga mu Joseph O'Loughlin. Tym bardziej ze panów od poprzedniej sprawy połączyła męska przyjaźń.

W tym tomie Joseph jest tylko tłem dla działań inspektora ale to w jaki sposób mu pomaga dalej robi wrażenie. Bardzo dobra kontynuacja serii.


#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

c33735ba-2fbe-40e1-a729-cab9483946d8

Zaloguj się aby komentować

1678 + 1 = 1679


Tytuł: Podejrzany

Autor: Michael Robotham

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Skinnbok

Format: audiobook

ISBN: 9789979645702

Liczba stron: 384

Ocena: 8/10


Profesor Joseph O'Loughlin zostaje zgodnie z tytułem podejrzany o zamordowanie swojej byłej pacjentki z którą kiedyś miał konflikt. Wygląda że ktoś stara się skierować podejrzenia na niego a policja nie zamierzą drążyć tematu więc Joseph sam stara się rozszyfrować o co może chodzić i wygląda na to że zagrożeni mogą być też jego bliscy. Jakby tego było mało - bohater właśnie dowiedział się że jest poważnie chory, ma początki choroby Parkinsona wiec życie wali mu się na kilku płaszczyznach.

Książka podobała mi się baaardzo. Na prawdę przyzwoity thriller, nie ma wad poprzedniego wysłuchanego przeze mnie cyklu Becky Masterman. Intryga wydaje się mimo skomplikowania bardziej wiarygodna a przede wszystkim wiarygodni psychologicznie są bohaterowie. Sposób wnioskowania głównego bohatera mocno psychologiczny jest bardzo wiarygodny a przy tym błyskotliwy. Z jednej strony ma się wrażenie że bohater dostrzega drobne szczegóły i powiązania jak jakiś nowy Holmes czy inny mentalista ale autor nie stwarza przy tym otoczki genialności bohatera w tej dziedzinie. Po prostu zwykły pan psycholog który dostrzega rzeczy, których inni nie dostrzegają, które każdy psycholog powinien dostrzegać. Robiło to na mnie pozytywne wrażenie.

Na prawdę dobry thriller, gorąco polecam.


#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

075ee8e6-3581-4a32-a5d3-4f9a57a8412a

Zaloguj się aby komentować

1677 + 1 = 1678


Tytuł: I tylko ciemność

Autor: Becky Masterman

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Skinnbok

Format: audiobook

ISBN: 9789979645221

Liczba stron: 368

Ocena: 7/10


Kolejny tom cyklu o Briget Quinn. Niby wszystko powinno być już dobrze, agentka Quinn rozwiązała sprawę, która nie dawała jej spokoju, mąż - profesor filozofii, były pastor zna już jej mroczną przeszłość i ją akceptuje, Briget ma nową przyjaciółkę i wszystko zdaje się toczyć spokojnym torem ale umiera bratowa Briget a jej życzeniem było żeby to Briget zajęła się jej córką po jej śmierci. Ale w momencie gdy dziewczyna trafia pod jej dach w domu i w miasteczku zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Emerytowana agentka zaczyna podejrzewać swoją bratanicę o bycie psychopatką. Niestety ze zdrowiem i umysłem bohaterki też zaczynają się dziać dziwne rzeczy wiec trudno jej stwierdzić co jest obiektywną prawdą a jeszcze trudniej przekonać do swoich pomysłów innych.

Ten tom wciągał jeszcze bardziej bo fabuła była bardziej zakręcona i nielatwo było wytypować osobę faktyczni winną za całe zamieszanie, przynajmniej nie od początku. Ale przez to całe zamotanie wydarzenia traciły trochę na wiarygodności co jest trochę minusem.


#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

ae47e047-0c8b-45b5-819d-51be4e857ed9

Zaloguj się aby komentować

1675 + 1 = 1676


Tytuł: Droga 66

Autor: Becky Masterman

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Skinnbok

Format: audiobook

ISBN: 9789979645207

Liczba stron: 352

Ocena: 7/10


"Droga 66" Becky Masterman to pierwszy tom cyklu kryminalnego o agentce FBI Briget Quinn. Zaczyna się niestandardowo bo agentka Quinn jest już na emeryturze i stara się ułożyć sobie spokojne życie u boku drugiego męża. Niestety dopada ją przeszłość i powrót do ostatniej sprawy, którą prowadziła czyli morderstwa kobiet na słynnej Route 66. Briget, która długie lata pracowała pod przykrywką jako przynęta na różnego rodzaju przestępców seksualnych do tego ostatniego śledztwa z racji swojego wieku przygotowała do takiej roli inna młodszą agentkę, która niestety podczas działań operacyjnych została porwana i nigdy nie udało jej się odnaleźć. Teraz w sprawie pojawiają się nowe tropy a śledczy prowadzący sprawę jak to zwykle w takich książkach bywa są ślepi na niektóre dowody. Poczucie winy nie pozwala Briget odpuścić chociaż grozi to zrujnowaniem jej szczęśliwego małżeństwa.

Książki słuchało mi się dobrze, jeden z lepszych thrillerów z jakimi się ostatnio zapoznałam. Może nie idealny bo autorka nie ustrzegła się denerwującego mnie w tego typu książkach schematu, gdzie bohater działa totalnie wbrew logice i swojemu własnemu doświadczeniu, ładując się przy tym w coraz większe kłopoty, ale poza tym szczegółem postacie są ciekawe a intryga interesująca.


#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

ac97a374-519e-4a99-a0a9-ecc7b946596a

Zaloguj się aby komentować

ErwinoRommelo

Goodboye niewinne to byla prowokacja!

Yes_Man

@serotonin_enjoyer świetny zestaw - stolik i krzesła

Czokowoko

Jak to mówią parafrazując, kozak na kanapie, p⁎⁎da na podłodze..

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj pozegnalam kolejnego zwierzaka. Javelinka przyjechała z Ukrainy miesiac po wybuchu wojny. Widać było ze jest stareńka i dodatkowo okazało się ze ma cukrzycę. Ale szybko stanęła na łapki i oprócz codziennych zastrzyków z insuliny byla kotkiem bezproblemowym. Miala super zrównoważony charakter. Niestety niedawno przyplątało sie zapalenie trzustki i od tego czasu jej stan zaczął falować, raz bylo gorzej potem się poprawiało na jakis czas no i kilka dni temu przestala jeść. Weterynarz, leki, kroplowki, zaskoczylo i przez jeden dzien jadla jak szalona żeby kolejnego znowu przestac tym razem juz calkiem. Atonia żołądka, jelit, dwa dni lezala pod kroplówkami ale narzady nie podjęły pracy i dziś musieliśmy sie z nią pożegnać. To bylo trudne, szczegolnie po niedawnej stracie Maciusia. Kochaliśmy ją i wiemy ze wczesniej w Ukrainie tez ktos ją musial kochać i o nią dbać. Żałuję ze nie mogę powiedziec jej poprzednim właścicielom że żyła tu u nas i byla kochana.

#koty #zwierzaczki #zalesie

87110e58-13b2-4981-900d-b56ba3c59bf4
2f3ffc6d-3d4c-4654-8622-b343af90b1d0
d87cc744-ecd8-4c20-8c04-0e59c06a94df
Opornik

@serotonin_enjoyer :(


To bylo z tego programu adopcji zwierzaków z Ukrainy?


3maj się.

zed123

Spotkał ją dobry los, skoro trafiła do Ciebie. Miała dobre życie do końca.

Zaloguj się aby komentować

1543 + 1 = 1544


Tytuł: Kruchy dom duszy

Autor: Jürgen Thorwald

Kategoria: reportaż

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Format: e-book

ISBN: 9788308073704

Liczba stron: 384

Ocena: 7/10


Strasznie długo mnie ta książka przetrzymała. Chociaż bardzo ciekawa nie mogłam przez nią przebrnąć, trochę z braku czasu.

Tym razem autor postanowił opisać dokładnie rozwój neurochirurgii. Pan Thorwald robi to jak zwykle bardzo drobiazgowo. Opisuje nie tylko kolejne odkrycia w tej dziedzinie ale przedstawia szczegółowo sylwetki lekarzy, chirurgów, którzy postanowili całkowicie oddać się tej dziedzinie, którzy poświęcali swój czas i energię, żeby odkrywać jak przynosić ulgę pacjentom przy chorobach takich jak epilepsja, choroba Parkinsona czy nowotwory mózgu. Poznajemy sylwetki takich lekarzy jak Horsley, Cushing czy Pensley, którzy doznając licznych porażek w tej pionierskiej dziedzinie jaką była chirurgia mózgu, od czasu do czasu odnosili sukcesy i popychali tą dziedzinę naprzód. Książka opisuje szczegółowe wszystkie przełomy, które rozwijały chirurgię mózgu ale pokazuje też jak wieloma ofiarami były te sukcesy opłacone.

Książka bardzo ciekawa aczkolwiek może trochę przeładowana życiorysami chirurgów. Jednak mimo to warto po nią sięgnąć.


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

db4b7f86-c9ed-4f15-834e-7bedadc54189

Zaloguj się aby komentować

1542 + 1 = 1543


Tytuł: Sunset Park

Autor: Paul Auster

Kategoria: literatura piękna

Wydawnictwo: Znak

Format: e-book

ISBN: 978-83-240-2252-6

Liczba stron: 304

Ocena: 7/10


Kilkanaście lat temu byłam fanką powieści Paula Austera. Podobał mi się ich "nowojorski'" klimat, lekka niesamowitość. Połykałam je jak pelikan. Od dłuższego czasu nie miałam styczności z prozą tego autora i z ciekawością postanowiłam sięgnąć po tytuł, którego jeszcze nie czytałam.

Tytuł powieści pochodzi od adresu mieszkania squotowanego przez 4 młodych ludzi. Miles, jego szkolny kolega Bing oraz Alice i Ellen. Jednakże osią książki są losy Milesa a życie jego współlokatorów jest bardziej tłem powieści. Miles po śmierci przyrodniego brata za którą czuje się odpowiedzialny, po podsłuchaniu rozmowy macochy z jego ojcem, rzuca studia, zrywa całkowicie kontakty z rodziną i osiedla się na Florydzie. I tam go poznajemy. Niestety na wskutek zakochania się w niepełnoletniej Pilar, szantażowany przez jej siostrę musi opuścić Florydę do momentu aż jego ukochana osiągnie pełnoletność. Wyjeżdża więc do Nowego Jorku, zamieszkuje z kolegą w pustym mieszkaniu przy Sunset Park i próbuje jakoś naprostować relacje z rodzicami.

Książka się trochę snuje, autor sprawnie opisuje odczucia i uczucia wewnętrzne bohaterów, ich wewnętrzne dialogi. Wszystko dalej jest przesiąknięte tym klimatem, który tak bardzo podobał mi się zawsze w książkach tego pisarza. Taki trochę lekko odrealniony co jest może spowodowane tym że życie wewnętrzne bohaterów jest wysunięte na pierwszy plan przed wydarzeniami. To wydarzenia są tłem dla myśli i odczuć postaci. A te myśli i odczucia niekoniecznie dotyczą tego co się dzieje więc ten środek ciężkości jest przesunięty i przynajmniej ja czytając tą powieść miałam takie poczucie odrealnienia tego świata przedstawionego. Chociaż nic niesamowitego się tam nie dzieje. Książka nie kończy się żadnym podsumowaniem, w zasadzie urywa się w pewnym momencie życia bohaterów (konkretnie po tym jak zostają wyrzuceni z nielegalnie zajmowanego mieszkania) co nasunęło mi właśnie myśl, że Sunset Park to bardziej punkt w czasie, odcinek życia mieszkających tam osób a nie miejsce. Bo sama lokalizacja nie odgrywała raczej w fabule jakiejś szczególnej roli.

Generalnie książka mi się podobała ale z chęcią porównałabym ją teraz z innymi powieściami Austera, które czytałam dawno temu.


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

b6f904d3-58b2-48f5-a29a-f771c72eada7
serotonin_enjoyer

@Poji Nie, tam pare miesięcy brakowało

Zaloguj się aby komentować

1541 + 1 = 1542


Tytuł: Czarny świt

Autor: Paulina Hendel

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Czwatra Strona

Format: audiobook

ISBN: 9788366517967

Liczba stron: 512

Ocena: 6/10


W tym tomie jest już lepiej. Akcja posuwa się trochę do przodu. Żniwiarze i reszta rodziny Wojnów i ich przyjaciół starają się chronić mieszkańców miasteczka przed naporem demonów, Pierwszy jak zwykle coś knuje, Paulina jest rozdarta między lojalnością do wujka a chęcią nauczenia się czegoś od Pierwszego i stara się nie dać mu wykorzystać do jego własnych ukrytych celów. Końcówka jak zwykle wskazuje że będzie kolejny tom.


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

59f586b5-aa0e-44c3-b629-d74e22b74bb0
alaMAkota

Próbowałam pierwszy tom, ale nie dotarłam do połowy. Mimo, że się zmusiłam, bo niby polskie, sielskie, mówią że dobre - infantylnie napisane i nieciekawe. Może po prostu nie dla mnie.

Zaloguj się aby komentować

1540 + 1 = 1541


Tytuł: Droga dusz

Autor: Paulina Hendel

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Czwarta Strona, We need Ya

Format: audiobook

ISBN: 9788366381063

Liczba stron: 496

Ocena: 5/10


Dziś recenzje nie będą długie. Ledwie znajduję czas ostatnio na czytanie/słuchanie książek. Udało mi się kilka skończyć ostatnio i chcę je dodać przed końcem roku bo niedługo podsumowanie.

"Droga dusz" to kolejny tom cyklu o żniwiarzach Pauliny Hendel. Ten tom mniej przypadł mi do gustu. Fabuła dzieje się w dwóch miejscach - w Wiatrołomie gdzie wpływy Nii i jego demonów są coraz silniejsze i w Zaświatach gdzie trafia Paulina, główna bohaterka po kolejnej śmierci. Niestety wątek Zaświatów według mnie słabo rozegrany i trochę nudny. To jak rodzina Wojnów radzi sobie z coraz groźniejszą sytuacją w miasteczku też nie bardzo popycha akcję do przodu. Miałam wrażenie że książka jest nadmiernie rozwleczona i można ją było połączyć z innym tomem. Niemniej jednak cała historia mnie już troszkę wciągnęła, trochę przyzwyczaiłam się do bohaterów więc nie słuchało mi się jakoś mocno źle.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

2224be94-b6be-4d19-add4-a43c7fe3856f

Zaloguj się aby komentować

#chwalesie #psy #zwierzaczki

Wiecie, że niecały tydzien temu pozegnałam mojego ukochanego Maciusia, który był najlepszym goodboiem na świecie i miał ogromne serducho. Dziura w naszych sercach którą po sobie zostawił nigdy nie zarośnie ale postanowilismy, troche ze wzgledu na nas a troche ze wzgledu ma nasza sunię Zośkę, ktora po smierci Maćka zamknela sie w sobie, wziąć innego psa. Wymyslilismy sobie że weźmiemy szczeniaka, to moze zaprzyjazni się z naszymi małymi koteczkami i trochę rozrusza atmosfere w domu i starszego pieska żeby dawal oparcie Zosi. Bylismy nawet w przytulisku ale psiak ktorego chcielismy nie polubił Zojki. I w końcu stanelo na tym że pojechaliśmy po szczeniaka a wróciliśmy z dwoma. Poznajcie dwie siostrzyczki Runę i Reido

9dbc16a1-9762-49dc-932e-bf7cb9927008
061b3f07-0d15-4ed2-b925-41d970de458b
e019aced-6af4-475d-9c55-2fdb78ac2cfd
f1fc7d4d-8ecd-46cb-b29f-812c85c41f2b
56e9af20-a462-4853-beeb-0f5bd8233245
Dildorsz

@serotonin_enjoyer Ja jebe. Mam JEDNEGO szczeniaka od tygodnia i już jest co robić, a tu co najmniej 4 sztuki. Damn.

Villdeo

@serotonin_enjoyer ale słodziuszki!

Zaloguj się aby komentować

#zalesie #psy Stracilam dzis ukochanego przyjaciela. Niedawno byla 8 rocznica jak Maciek u nas zamieszkal. Jak ktos kojarzy moje wpisy - to Maciuś pochodzil z tego domu gdzie kobiecie odebrali 78 psów. Co tam przeżył tego nikt nie wie ale na pewno nie nic dobrego. Jak do nas trafil nie potrafil nawiązać kontaktu wzrokowego, nie wiedzial co to zabawa. Ale u nas bardzo szybko zamienil sie w cudownego piesa, kontaktowego, wesolego. Trochę zdominowal naszą suczke Zosię a ona najpierw trochę przeżyła ze nie jest już jedynaczką ale zgrali się dosyć i tworzyli fajne stado. Gdy zdarzalo sie że jakiś pies byl agresywny w stosunku do Zosi to Maciek stawal w jej obronie, raz wlasnym ciałem zaslanial ją przed owczarkiem. Ostatnio cieszyliśmy sie z przeprowadzki do domu bo nasze psy zyskaly podwórko. Maciek strasznie sie z tego cieszyl. Kazde nasze wyjscie na ogród to byly jego wesołe podskoki, rundki dookoła szklarni, bieganie za zabawkami i zakopywanie jablek w ziemi. Radosc z tego podworka az z niego promieniała. Dwa dni temu wieczorem zauwazylam ze jest lekko osowiały ale teraz okres roznych wirusów więc czekalismy na rozwoj wypadków. Wczoraj zaczął wymiotowac przezroczystm płynem i jak wital mojego męża po powrocie z pracy nagle zaskomlał. Wieczorem juz widzielismy ze jest oslabiony. Ale nic jeszcze nie wskazywalo na tragedie. W nocy jego stan juz mnie niepokoił na tyle ze probowalismy się skontaktować weterynarzem w Zamościu ktory jako jedyny dyzurowal w nocy ale okazalo sie ze juz dyzurow nocnych nie ma i nie ma ich nigdzie w najblizszej okolicy. Zostalo nam czekanie do 10 rano na otwarcie gabinetu u nas. Jeszcze o 5 rano jak moj maz wychodzil do pracy Macius spal na wersalce czyli ze dal rade sam wskoczyc. A o 9 rano leżał juz z rozjechanymi łapkami i nie byl w stanie wstac. Jiz przed 10 siwdzialam z nim pod gabinetem. Weterynarz przyjal nas natychmiast i od razu zauwazyl ze coś jest nie tak z głową, brak czucia w lapach, lekki oczoplas, brak odruchów. Pobrano krew do analizy i wyszla hemoliza silna, oprocz tego bardzo niskie cisnienie krwi, bylo juz podejrzenie ze mozg moze byc niedotleniony. Dostał kroplówkę ale podczas kroplowki zaczal miec problemy z oddychaniem i serce zaczęło stawac. Dostal zastrzyk z adrenaliny ale to nie poprawilo pracy serca wiec dostal drugi zastrzyk tym razem w żyłę i to tez nie przyniosło efektu. Weterynarz zaproponowal eutanazje ale Maciuś nie doczekal zastrzyku. To byl taki dobry piesek, pomogl mi odchowac male kociaki, asystowal mi zawsze przy zabiegach przy mamie jakby czul sie w obowiazku pomagac mi przy babci. Nieraz przy tym przeszkadzal troche ale nigdy go nie upominalam tylko chwaliłam bo wiedzialam ze robi to by pomóc. A teraz nie ma juz Maciusia. Najbardziej boli mnie to że najbardziej z wszystkich cieszyl sie tym domem i nie mial okazji sie nim nacieszyc. Nie potowarzyszy nam podczas wiosennych orac w ogrodzie, nie polezy sibie w cieniu w lecie, nie poobszczekuje przechodniów... Przyczyną mogla być trucizna (nie mial żadnych objawow choroby i według mnie to najbardziej prawdopodobne) Tak mi cię juz brak Maciusiu, tak pusto bez ciebie w domu. Kocham cię i przepraszam, ze nie moglam ci pomóc

ae41f121-ccd7-459a-90d8-d039f3c2590e
10f9403a-8636-440d-95fc-9882c5d40a8f
0a971c53-1eca-4ad9-9e27-54f2cc28e3d1
Vampiress

@serotonin_enjoyer (づ•﹏•)づ

Villdeo

Trzymaj się cieplutko, odejście pieska zawsze boli, ale z czasem będzie lepiej; polecam wywołać jedno zdjęcie do ramki albo powiesić na lodówce


Swoją drogą, rzeczywiście dużo piesków ostatnio zmarło, ale być może to kwestia też pory roku - moja Fuzia dwa lata temu odeszła dzień po Wszystkich Świętych, a pies rodziców tydzień wcześniej. Ciekawe, czy przypadki rzeczywiście nasilają się na jesień i zimę, sprawa dla analityków

Millionth_Visitor

Bardzo mi przykro. Trzymajcie się.

Zaloguj się aby komentować

Mój wpis będzie nawiązaniem do wpisu @ZohanTSW i wpisu @pigoku na temat opieki nad osobą z Alzheimerem. Znam temat z autopsji więc opiszę moje doświadczenia i mój punkt widzenia.
Opiekuję się mamą z demencją od ponad 10 lat, wcześniej opiekowałam się obojgiem rodziców - obydwoje z demencją. Wcześniej kiedy u ojca choroba już się rozwijała, w dosyć zaawansowanym stanie była moja ciotka - siostra ojca. Kiedy na początku ojciec zaczął chorować nie wiedzieliśmy co się dzieje. Rodzice byli już po siedemdziesiątce i nagle ojciec zaczął śledzić moją mamę jak wychodziła na spacery z kijkami do nordic walking. Jego zachowanie wydawało nam się dziwne aż kiedyś podszedł do mnie i zapytał o co to chodzi że matka tak wychodzi, że na pewno go zdradza a my ją kryjemy. Szczęka opadła mi do ziemi ale gdy ta jego paranoja zaczęła się nasilać wiedzieliśmy że prawdopodobnie wchodzi Alzheimer. Objawy nasilały się przez kilka lat o przez ten czas ojciec robił nam z życia piekło. Zaczęło się od śledzenia mamy na spacerach, potem doszło chodzenie z latarką w nocy po domu żeby sprawdzić czy jest u niej kochanek, potem doszły awantury i wyzwiska, przestał dokładać się do utrzymania a pieniądze chował w coraz to innych skrytkach po czym jak nie pamiętał gdzie je schował oskarżał najpierw mamę potem i mnie o kradzież jego pieniędzy. Nie ograniczał się zresztą do samych oskarżeń i awantur bo potrafił pójść na policję i zgłosić kradzież albo na prokuraturze zgłosić że rodzina się nad nim znęca. Co prawda organa te w trakcie wyjaśniania spraw rozumiały co się dzieje i sprawy były umarzane czy nie wszczynane ale wezwania na policję, wizyty dzielnicowego czy raz nawet przeszukanie lekkie (bo ojciec powiedział że jak nie przyjdą szukać jego pieniędzy to złoży na nich skargę) - to nic przyjemnego dla nas. Potem zaczęły się ucieczki z domu. Wychodził wieczorem i nie wracał na noc. Szukaliśmy go, martwiliśmy się a on sobie w tym czasie nocował w hotelu (czego domyśliłam się po znalezionych u niego hotelowych mydełkach). Ze dwa razy wybrał się z niezapowiedzianą wizytą do dalszej rodziny w tym raz błąkał się po polach aż zapukał do jakichś ludzi że zmarzł i oni wezwali policję. Oczywiście zgłaszałam takie zaginięcia bo nigdy nic nie wiadomo. To wszystko kosztowało nas masę nerwów i zdrowia. To było życie na tykającej bombie. Czy mogliśmy go wtedy umieścić w DPSie? No nie, bo musiałby wyrazić na to zgodę. Nie był ubezwłasnowolniony więc nie mogliśmy zrobić niczego bez jego zgody. Żeby go ubezwłasnowolnić potrzebowalibyśmy opinii psychiatry a on nie zgodziłby się pójść do psychiatry.

W końcu wyszedł rano z domu i nie wrócił do wieczora. Po sprawdzeniu szpitali, zgłosiłam zaginięcie na policję. Przywieźli go o 3 nad ranem. Patrol natrafił na niego przez przypadek na drodze przez las. Był odwodniony, nie potrafił wskazać adresu ale że było zgłoszenie to go dostarczyli na miejsce. Zachowanie policjantów z patrolu to historia na oddzielny wpis. Ojciec twierdził że wybrał się na grzyby no i błądził cały dzień po lesie (wtedy był dosyć upalny dzień). Zapytał mnie skąd policja wiedziała, że on zaginął więc mu powiedziałam że zgłosiłam zaginięcie - na co on odpowiedział, że jakby wiedział że go szukają to by gówno znaleźli. Nie powiem, rozbawiło mnie to wtedy nawet. Na drugi dzień po tym zaginięciu ojciec trafił do szpitala z objawami zawału - ekg i badania krwi wskazywały zawał. W szpitalu zrobili mu koronografię i okazało się że jednak to nie był zawał tylko kardiomiopatia stresowa po tym błąkaniu się w lesie. No ale po koronografii nie można przez tydzień wstawać z łóżka a wiedziałam że ojca po kilku dniach dopadnie paranoja i albo będzie się chciał wypisać na własne żądanie albo po prostu da dyla ze szpitala więc zgłosiłam to lekarzowi prowadzącemu a tam wezwali do niego psychiatrę, który przypisał mu duże dawki ketrelu i dostaliśmy jako zalecenie przy wypisie podawanie ketrelu w mniejszych dawkach w domu i to było prawdziwe błogosławieństwo. Ojciec się wyciszył, skończyły się paranoje, no może nie do końca ale się nie awanturował. W tym samym czasie chorowała też jego siostra - te same objawy - mąż ją "zdradzał" z sąsiadką z góry, którą ukrywał w wersalce. I jak mój ojciec był już na ketrelu jego szwagier nagle wylądował w szpitalu i zmarł a ciotka, która już była niekontaktowa została sama, my byliśmy jej najbliższą rodziną. Nie miałam zamiaru się nią osobiście zajmować bo miałam już na głowie ojca i choroba zaczynała się już u mamy. Ojciec z wiadomych przyczyn nie mógł się już też zajmować siostrą. Porozmawiałam z nim wtedy i powiedziałam że się zajmę jej sprawami, znajdę jej jakiś ośrodek ale żeby za to dał mi upoważnienie notarialne do reprezentowania jego w razie czego (jedyna okazja żeby się na coś takiego zgodził) i takie upoważnienie mi dał. Wcześniej takie pełnomocnictwo notarialne dała mi też mama w momencie kiedy musiałam już całkowicie przejąć zajmowanie się sprawami urzędowymi bo nie była w stanie sama tego ogarniać. Natomiast z ciotką był problem bo nie była w stanie mnie do niczego upoważnić. Nie mogłam jej tez ubezwłasnowolnić bo to mogą zrobić tylko krewni w linii prostej. Ojciec też już nie był w stanie ogarnąć procedur. Ale znalazłam sposób (jakby ktoś był zainteresowany to mogę powiedzieć) i udało się ciotkę ubezwłasnowolnić i umieścić w ZOL-u. Nie w DPS-ie bo nie było by nas na to stać. Po drugie wydaje mi się że wtedy dostałam info że DPS nie przyjmują osób całkowicie niesamodzielnych. Zresztą umieszczenie ciotki w ośrodku to też cała historia na osobny wpis. W każdym razie jak ogarnęłam skierowanie do ZOL-u, które wystawia lekarz to trafiła do takiego ośrodka, który nie cieszy się dobrą sławą. Zawieźliśmy ją tam i uwierzcie mi, nie była to moja ukochana ciocia, wręcz przeciwnie - jak była zdrowa to była straszną megierą i dużo złego zrobiła mojej rodzinie, od jakiegoś czasu nie utrzymywaliśmy kontaktów, ale jak ją tam zawiozłam to nie mogłam jej tam zostawić. Warunku tragiczne, niesamowity smród, po korytarzu chodziła rozebrana kobieta na która pielęgniarki nie zwracały uwagi a przy przyjmowaniu ciotki chcieli żebyśmy podpisali zobowiązanie że nie będziemy rozmawiali z prokuraturą (!). Musiałam ją tam zostawić bo nie miałam co z nią zrobić ale zaraz po przyjeździe do domu zaczęłam obdzwaniać okoliczne ZOL-e żeby znaleźć jej inne miejsce i udało się to zrobić w tydzień. Nie byłam w stanie zostawić istoty ludzkiej w takich warunkach jakie tam były. W tym drugim ZOL-u było w miarę normalnie co też nie znaczy że różowo. Powiem tak, mogę żyć z tym że zawiozłam tam ciotkę ale swoich rodziców nie chciałabym tam widzieć.

Po śmierci ciotki wprowadziliśmy się z rodzicami do jej mieszkania bo było większe, poprzednie wynajęliśmy a ja zajęłam się opieką nad nimi na cały etat. Moja próba pójścia do pracy na pól etatu zakończyła się odkręconym gazem, bó próbowali usmażyć jajecznicę. Dobrze że moje dziecko akurat było na wakacje w domu i naszło na tą sytuację. Udało mi się załatwić sobie świadczenie pielęgnacyjne na mamę - po też bardzo długich bojach z urzędami. Ojciec się trochę uspokoił, z mamą było coraz gorzej i co najdziwniejsze do ojca mialam więcej cierpliwości niż do mamy pomimo, że z nim zbyt dobrze ostatnio nie żyłam a mama była dla mnie zawsze wsparciem. Może dlatego że on trochę zdawał sobie sprawę że coś się z nim dzieje a ona zachowywała się jakby się nic nie działo. Podnosiłam na nią głos pomimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę, że to nie jej wina że pyta mnie dziesiąty raz o to samo w przeciągu pół godziny albo że opowiada jakieś niestworzone historie z przeszłości i nie da sobie przetłumaczyć że to nie tak było. Moje dziecko wysłało mnie do psychiatry i gdy powiedziałam że chcę dostać coś co mnie wyciszy żebym nie złościła się na mamę bez sensu i powodu bo ona na to nie zasługuje i dostałam antydepresanty (chociaż nie miałam depresji). I to był po ketrelu dla ojca, kolejny game changer. Okazało się że prozac wyprostował mi wszystkie drogi życia. Życie stało się przyjemniejsze, spokojniejsze a opieka nad rodzicami to nic takiego i można to robić nie tracąc nic z życia. W 2019 ojciec zmarł na raka płuc i szczerze mówiąc nie żałuję że się nim opiekowałam chociaż przed ketrelem nieraz życzyłam mu najgorszego i chciałam żeby zniknął z naszego życia. A dzięki temu że się stało jak się stało mam wrażenie że trochę zaczęłam go rozumieć, udało nam się spędzić trochę czasu razem. To był dla mnie jakiś taki okres pojednania z ojcem. Mieszkanie ciotki było w dzielnicy gdzie mieszkałam z rodzicami jako dziecko (więc trochę powrót na stare śmieci) i było blisko lasu więc codziennie brałam rodziców na spacer, przeważnie do lasu. To były na prawdę fajne chwile. Mieszkanie miało dużą kuchnię gdzie można było wspólnie jadać posiłki co robiliśmy a dodatkowo wprowadziłam tradycję rozgrywania paru partyjek domina z rodzicami póki dawali radę. Cieszę się że mieliśmy taką możliwość.

Gdy ojciec zmarł do opieki została mi tylko mama ale mama nigdy nie była tak kłopotliwa jak ojciec. Zawsze była pogodna, wesoła i zawsze mi ufała że chcę dla niej dobrze. Choroba nie zmieniała jej charakteru tylko odcinała jej krok po kroku funkcje poznawcze. Na końcu zaczęła podupadać jej sprawność fizyczna, mózg już nie zawiaduje tak dobrze ciałem wiec mama ma problemy z najprostszymi czynnościami, nie rozumie co się wkoło niej dzieje więc nieraz próbuje mnie uderzyć albo mnie zwyzywa od bydlaków bo robię przy niej rzeczy sprawiające jej dyskomfort a ona nie rozumie dlaczego. Czy mi to przeszkadza? Nie, co najwyżej trochę śmieszy - to trochę tak jak by się widziało małe dziecko, które mówi ci, że cię już nie kocha bo mu nie kupiłeś zabawki. Nieraz umycie jej, przebranie, zmiana pieluchy to wyzwanie ale z czasem człowiek wypracowuje sobie swoje sposoby i automatyzmy, dzięki którym wszystko przebiega szybciej i sprawniej. Staram się żeby mama jak najdłużej zachowała jak największą sprawność fizyczną bo jak przestanie wstawać z łóżka to będzie źle. Więc pomimo tego, że nie jest sama w stanie podnieść się z łózka codziennie rano ją sadzam, zbierając przy tym trochę jobów bo jak się domyślam jest to dla niej trochę bolesne (każdy po 40 wie jak się wstaje rano z łóżka a moja mama ma 92 lata), Pomimo, że nie jest w stanie chodzić ani sama ani z chodzikiem, prowadzę ją codziennie trzymając za ręce do łazienki oraz do stołu na posiłki. Gdyby jakieś dwa lata temu jak już urwał się z nią kontakt trafiła do ZOL-u pewnie by już nie żyła albo była by już całkowicie leżąca. Nie chcę tu powiedzieć że ZOL i DPS to zło, bo nieraz są koniecznością. Nie wyobrażam sobie na przykład opieki nad osoba chorą jak się pracuje. Ja na pewno nie dałabym rady. Ratuje mnie to że mam to świadczenie pielęgnacyjne i nie muszę iść do pracy, a dobrze płatnej pracy w naszym regionie i tak bym nie znalazła, to raz.

Dwa - jest mi łatwiej bo zaczynałam opiekę jak rodzice byli jeszcze sprawni i kontaktowi, w miarę postępów choroby miałam czas żeby się do pewnych rzeczy przyzwyczaić, nauczyć. Na przykład, na początku strasznie bałam się pampersowania. Zawsze byłam osobą "obrzydliwą" i nie wyobrażałam sobie że miałabym zmieniać pieluchy dorosłej osobie choćby i najbliższej. Początki były koszmarne, torsje aż mnie mięśnie bolały, zmiana pieluchy trwała z pół godziny ale okazało się że to co mówią ludzie to prawda - z czasem się przywyka.

Po trzecie nie miałam już małych dzieci - nie wyobrażam sobie wybierać między dzieckiem a rodzicem potrzebującym opieki. Wiadomo że dziecku należy się nasza uwaga bardziej i jeśli miałoby na tym ucierpieć to sorry batory.

Po czwarte miałam wsparcie bliskiej osoby - kiedyś partnera teraz już męża. Nigdy nie narzekał na to że jesteśmy w takiej a nie innej sytuacji, nigdy nie sugerował że byłoby nam lepiej jakby moi rodzice byli w zakładzie opiekuńczym. Pomaga mi w tym w czym może mi pomóc. Mogę do niego ponarzekać.

Po piąte zarówno ja jak i mąż potrafimy się śmiać ze wszystkiego. Poczucie humoru i nie branie wszystkiego do siebie też pomaga. A chorzy na demencję ludzie robią trochę śmiesznych rzeczy. Mam nadzieję że mnie źle nie zrozumiecie - nie śmiejemy się z osoby, która wiadomo że ma ograniczone możliwości poznawcze ale z jej pomysłów, które nieraz są zabawne.

Po szóste, trzeba zmienić swój sposób myślenia o chorej osobie. Moja mama ma już swój świat, nie widzę żeby czuła się nieszczęśliwa albo żeby cierpiała (oczywiście ma jakieś dolegliwości fizyczne ale nie są dla niej mocno dotkliwe) więc nie rozpatruje w myślach jaka była kiedyś, jaka by była gdyby była zdrowa. To jest na początku najtrudniejsze - ktoś kto zawsze był normalny, inteligentny, zaradny nagle nie potrafi zapamiętać prostej informacji albo zrozumieć najprostszej rzeczy. Wtedy czuje się złość bo ma się wrażenie że gdyby ta osoba wysiliła się trochę bardziej to dałaby radę. Z czasem zaczyna się zapominać tą osobę, która była kiedyś i wtedy jest czas żeby zaakceptować tego nowego człowieka, to duże dziecko. I nie wymagać od niej zachowania logicznego tylko traktować trochę jak dziecko. Ja w tej chwili z moją mamą nawet rozmawiam jak z dzieckiem. Jak to się nam gdzieś w głowie przełamie to wyparowuje ta złość na chorego że jest jaki jest, wyparowuje ta litość że " co to się z człowiekiem zrobiło, kiedyś przecież była taka energiczna, inteligentna, mądra" Odkąd pożegnałam mamę taką jaką była, zaakceptowałam ją taką jaka jest. Dzięki temu nie czuję żeby opieka nad nią obarczała mnie emocjonalnie.

Po siódme o to jest chyba najważniejsze - robimy przy osobie chorej to co jest niezbędne. Opieka nad mamą nie zjada mi całego czasu. Nie można pozwolić żeby opieka nad chorym stała się całym twoim życiem. Nie siedzę przy mamie cały czas, pielęgnacja rano, posiłki, prowadzenie do kibelka (na zasadzie jak z małym dzieckiem, sama już nie woła więc po wstaniu rano i po posiłkach i przed snem), podanie leków - w sumie nie zajmuje mi to więcej niż praca na etat. Oprócz tego zwykłe obowiązki domowe, sprzątanie gotowanie ale udaje mi się znaleźć chwilę dla siebie, na duolingo, na książkę, na obejrzenie filmu, na przejrzenie neta. Normalne życie. Nie mogę wyjechać na wakacje ale umówmy się przy moich kotach i psach i tak bym nie mogła i to jest akurat mój wybór. Zresztą lubię relaksować się w domu.

Nieraz ludzie mi współczują że mam tak ciężko bo mama chora, opieka. Niektórzy z Was wiedzą że przeprowadziliśmy się ostatnio do własnego domu ale chyba nie pisałam, że oprócz tego że to było nasze marzenie to trochę też była to dla mnie jedyna droga wyjścia z sytuacji. Moja starsza ode mnie o 15 lat siostra zaczęła zdradzać objawy takie same jak mama. Zaczęło się we wcześniejszym wieku niż u mamy i mam wrażenie że postępuje szybciej. Więc doszła mi opieka nad siostrą a ciężko mi to było robić na dwa mieszkania więc teraz siostra wprowadziła się z nami do naszego domu i mam je obie pod kontrolą. Na razie siostra jest mi jeszcze w stanie trochę pomóc przy mamie, nie wiem jak długo. Ale nie martwię się na zapas (co jest dużą zasługą SRII )Zarówno moja mama jak i siostra dużo mi w życiu pomagały więc nie wyobrażam sobie żebym nie miała dla nich zrobić tego samego tym bardziej że (to moje osobiste odczucie) mnie to wcale dużo nie kosztuje. Nie czuję się wykluczona z życia, czuję się szczęśliwa i zadowolona z mojej obecnej sytuacji. Ale rozumiem że nie każdy tak potrafi i nie każdy ma warunki (praca, dzieci) i ZOL czy DPS jest jedynym wyjściem. Nie wiem jak jest w DPS-ach ale ZOL-ach często nie jest różowo. Moja koleżanka miała mamę w ZOLu ale w tym samym mieście i odwiedzała ja co drugi dzień - i to się sprawdzało. Koleżanka pracuje więc jej mama była bez opieki w domu sama przez kilka godzin aż w końcu złamała nogę. W zakładzie miała podstawową opieką zapewnioną a koleżanka pilnowała żeby się nią tam dobrze opiekowali, dowoziła jedzenie, pilnowała leków, sprawdzała sama czy ze zdrowiem mamy wszystko ok. I taki system się sprawdzał bardzo dobrze.

Podsumowując moje przydługie wynurzenia - dom opieki czy samodzielna opieka to kwestia możliwości i okoliczności. Dom opieki może być dobrym wyjściem ale warto często sprawdzać warunki i odwiedzać chorego. Samodzielna opieka nie musi być koszmarem i marnowaniem swojego życia ale to też zależy od charakteru chorego i opiekuna i od tego ile czasu i uwagi opiekuna wymaga (nie może stać się całym życiem opiekuna) A tak na marginesie bardziej obciążająca psychicznie jest opieka nad osoba chorą fizycznie, umierającą, zmagającą się z ogromnym bólem. Przy czymś takim nie da się żyć normalnie poza chorobą. Choroba i cierpienie są osią życia dla całej rodziny chorego, szczególnie jak jest w domu. A szczególnie jak nie ma żadnej alternatywy bo brak miejsc w hospicjach.


#demencja #chorobaalzheimera

serotonin_enjoyer

@madhouze To częste u ludzi ze starszego pokolenia, że nie odróżniają zachowania wynikajacego z choroby od zlej woli chorego. Moja mama też zawsze wrzucala na ojca a ojciec na swoją siostrę. Sam sledzil mamę a jak ciotka robila awantury mężowi ze go sasiadka odwiedza to moj ojciec mowil że to wariatka. Jakos ludziom ze starszych roczników nie miesci sie w głowie że choroba moze sterowac człowiekiem.

Fly_agaric

Fantastyczny i ważny wpis, ale nie będę mnożył wszystkiego, co zostało już dopisane.

Moja starsza ode mnie o 15 lat siostra zaczęła zdradzać objawy takie same jak mama.

To niestety, bardzo zły prognostyk dla ciebie.

Man_of_Gx

@serotonin_enjoyer bardzo rzeczowy wpis, mój ojciec zaczął zapominać w wieku około 80 lat, dożył 94, przez ostatnie kilka miał na stałe opiekunkę więc mogę poświadczyć że piszesz samą samą prawdę.

Gx



Zaloguj się aby komentować

#zalesie #banki #finanse #nestbank


Kurde, ale się wkurzyłam. Pod koniec września robiłam wpłatę we wpłatomacie euronetu i wypluło mi komunikat że operacja nie może zostać wykonana ale pieniędzy mi nie zwróciło. Złożyłam telefonicznie reklamację w euronecie i w zeszły czwartek dostałam wiadomość że reklamacja jest rozpatrzona pozytywnie i środki wpłyną na moje konto. Ale nie wpłynęły więc po informacji od infolinii euronetu że w momencie uznania reklamacji informacje dostał też mój bank i teraz to po jego stronie jest przelanie środków na mój rachunek uderzyłam do banku. Tam pani na infolinii powiedziała mi że skoro mam już decyzję z euronetu to środki powinny wpłynąć szybko może nawet tego samego dnia ale założyła jeszcze reklamację u siebie. Następnego dnia dalej bez pieniędzy więc znowu telefon na infolinię i inna pani mówi mi, że postara się dowiedzieć dlaczego to tak długo trwa i oddzwonią do mnie. Oczywiście ani pieniędzy ani telefonu więc dziś znowu infolinia gdzie pan mnie informuje że skoro dwa dni temu założyłam reklamację u nich to oni mają do 15 dni na jej rozpatrzenie więc nawet nie mam się co skarżyć na to że to długo trwa. Kurrrr.... mam 4 złote na koncie osobistym

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@serotonin_enjoyer euronet. W sumie to chyba tyle za komentarz wystarczy.

serotonin_enjoyer

@NiebieskiSzpadelNihilizmu ale euornet już rozpatrzył to nestbank się grzebie

Mikel

@serotonin_enjoyer Wycierają sobie mordę nestbankiem.
Nestbank nie jest stroną od której powinnaś cokolwiek oczekiwać. To że chcą Ci pomóc, to ich dobra wola. Składałaś reklamację w Euronet i to euronet powinno tę sytuację rozwiązać - a on zrzuca winę że to Nestbank nie wypłacił. Nie powinno Cię obchodzić na jakiej zasadzie Euronet rozlicza się z nestbankiem. Niech Ci wyślą to nawet uber szybkim gołębiem pocztowym - a potem niech się rozliczają pomiędzy sobą. Ty składałaś reklamację w euronecie i to euronet oprócz rozpatrzenia ma obowiązek zwrócić Ci pieniądze - czyli powinni się zająć tematem od A do Z.

To trochę tak, jakbyś reklamowała produkt u sprzedawcy a on by sobie wymyślił że to producent powinien Ci zwrócić pieniądze. Tak nie jest. Reklamujesz produkt u sprzedawcy i to sprzedawca odpowiada za - Rozpatrzenie reklamacji oraz naprawienie szkody w wypadku pozytywnego rozpatrzenia. Tym samo to on powinien Ci zwrócić pieniądze - a nie producent. Dogadując się z producentem że to od nich bezpośrednio powinien wyjść przelew nie zrzuca odpowiedzialności od sprzedawcy że to on ma obowiązek naprawić szkodę.

cebulaZrosolu

@serotonin_enjoyer pożyczyć Ci stuwe?

serotonin_enjoyer

@cebulaZrosolu nie, no na oszczędnościówce mam ale dzięki za dobre serduszko dobry człowieku

wonsz

@serotonin_enjoyer życzę ci stówy

Belzebub

Gdybyś się przygotowywała na czas W wiedziałabyś,że część oszczędności należy trzymać w gotówce

serotonin_enjoyer

@Belzebub no ostatnio to mi gotówka schodziła jak woda na fachowców ¯\_(ツ)_/¯

Zaloguj się aby komentować

Drodzy hejtowicze trzymajcie kciuki, fachowcy płuczą kaloryfery i oby to pomoglo i żebym w zimie miala grzanie w domu. Znaleźli w kaloryferach uszczelki samoróbki z dętek 🤦

#remontujzhejto #remont

serotonin_enjoyer

@G_O_ Troche masz rację ale nie do końca. Nie każdy ma dryg do takich rzeczy wiec mimo najlepszych chęci nie zrobi tak dokladnie i dobrze jak ktos kto ma doswiadczenie. A teraz wlasnie wprowadzilismy sie do domu gdzie facet wszystko robil sam, na oko niby wszystko wyglądało dobrze a teraz wychodza różne kwiatki.

Zaloguj się aby komentować

1347 + 1 = 1348

Tytuł: Trzynasty księżyc

Autor: Paulina Hendel

Kategoria: literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Czwarta strona

Format: audiobook

ISBN: 9788379769803

Liczba stron: 447

Ocena: 6/10

Trzeci tom trochę kręci się wokół stałych schematów i trochę jakoś tak za mało się w nim dzieje. Pierwszy Żniwiarz powrócił ale wygląda na to że Żniwiarze mają większego wroga - władcę innych demonów - Niję. Żniwiarze nie są pewni czy powinni zjednoczyć się z Pierwszym przeciwko wspólnemu wrogowi czy to Pierwszy próbuje ich podejść. Ale faktem jest że coraz częściej zdarza się że zwyczajni ludzie widzą nawich.

Akcja nie domyka się w tym tomie więc żeby poznać zakończenie trzeba czytać kolejne tomy. Ale generalnie spoko książka do słuchania podczas codziennych obowiązków.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

bfaf8ef9-5440-479f-b545-b1938935f339

Zaloguj się aby komentować

1346 + 1 = 1347

Tytuł: Niech stanie się światłość

Autor: Ken Follet

Kategoria: powieść historyczna

Wydawnictwo: Albatros

Format: e-book

ISBN: 9788382150926

Liczba stron: 764

Ocena: 7/10

Odkąd zaczęła mi się jazda z przeprowadzką nie tknęłam żadnej książki ani ebooka, ani audiobooka. W dodatku nie miałam czasu dodać do tagu te które udało mi się skończyć. W tym tygodniu zaczęłam w końcu kolejną książkę (chociaż nie za wiele mam czasu na czytanie) więc wypada dodać w końcu te ukończone. Ale nie będę się rozpisywać z powyższych przyczyn.

Na pierwszy ogień idzie Ken Follet i prequel "Filarów Ziemi" czyli "NIech stanie się światłość" Jak to w prequelu cofamy się w przeszłość i poznajemy początki osady Kingsbridge na początku noszącej nazwę Dreng's Ferry. Osiedla się tam młody szkutnik z matką i braćmi kiedy po najeździe Wikingów na jego rodzinną wioskę ginie jego ojciec. Losy młodego Edgara splatają się z losami lady Ragny, która przybyła z Normandii po poślubieniu rządzącego Shiring Wilwulfa. Trzeci bohater to mnich Alfred, który marzy o założeniu bibliotekiw Shiring. Oczywiście trójce głównych bohaterów bruździć będą źli ludzie, których można będzie pokonać tylko podstępem, sprytem i dyplomacją. Nie jest to może jakaś super wielka literatura ale czyta się bardzo przyjemnie


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta

efeb7387-cd6f-41cb-8f0d-aa753dfd4fd3
WujekAlien

@serotonin_enjoyer mega mi się podoba ta seria, może po prostu trafia w mój gust czytelniczy poniewierania bohaterem jak szmatą, żeby tenże siłą walki i uporem dotarł dalej niż miał pisane

Zaloguj się aby komentować

Ech, i mi @NiebieskiSzpadelNihilizmu wykrakał. Mieszkamy dwa tygodnie i nie wiadomo czy nie będzie trzeba wymieniać instalacji C.O. Piec nowy wstawiony, kopciuch wyrzucony ale rury pozatykało od długiego stania i kaloryfery akurat w pokojach nie grzeją Fachowcy już wpuścili w instalację jakąś chemię i miał piec kilka dni pochodzić i uja to dało, teraz zostało jeszcze płukanie pod ciśnieniem z pompą, jak to nic nie da to na zimę palimy w kozie (╯ ͠° ͟ʖ ͡°)╯┻━┻ Ewentualnie jak kasy styknie to wymiana instalacji? Masakra.

Z pomniejszych nieszczęść - postanowiłam sobie umyć okno w salonie. Umyte od wewnątrz - są mazy, umyte od zewnątrz - dalej są. Okazuje się że okno jest brudne pomiędzy szybami zespolonymi. W jaki sposób? Ktoś to rozbierał? żeby to był tylko pył czy jakaś wilgoć to wiadomo z nieszczelności ale to wygląda jakby ktoś mył je od środka i nie domył. A że po poprzednim właścicielu można się wszystkiego spodziewać bo człowiek starej daty wszystko robił sam więc nie zdziwiłoby mnie to.

Uprzedzając pytania - nie nie żałuję kupna domu. Mimo wszystko


#zalesie #przeprowadzka #dom #remontujzhejto

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@serotonin_enjoyer plasiam za wykrakanie Ale niestety jestem realistą i sam kupowałem dom z rynku wtórnego, więc wiem co się może z tym dziać. A dziać się może bardzo wiele. Nowy dom może i sobie zrobisz na cacuś picuś i unikniesz takich problemów, ale znowu budynek będzie siadał i ściany będą pękać. Albo ci się gdzieś nie wiem, pex w podłogówce za bardzo zagnie i zacznie ciec. Stary budynek może i tych problemów nie ma, ale za to ma inne, ot na przykład jak się wprowadziliśmy to na piętrze na sufitach były kasetony. No taki miał styl poprzedni właściciel... albo tak myśleliśmy póki ich nie zerwaliśmy, żeby zrobić sufit po swojemu. Czemu? Bo pod kasetonami leciały w 2 miejscach takie takie szczeliny, że palec można było wsadzić. Dzwoniliśmy od razu do typa z pytaniem "panie co do k⁎⁎wy", a on wprost powiedział- no budownictwo lata '70, dawało się co było (albo się zajebało) więc na stropy szły szyny kolejowe. I tak gdzie jest szyna to tak to wygląda "ale pan się nic nie przejmuje, dom tyle lat stoi, sprawdzałem to jeszcze z architektem i wszystko jest git". Dziwnie to zabrzmiało, bo człowiek od razu zaczyna mieć myśli, że mu się strop na łeb we śnie zwali... od tego czasu minęło 20-kilka lat, jakoś dalej żyję ¯\_(ツ)_/¯ Jak się wprowadziliśmy to zamontowaliśmy piec węglowy, bo nic nie było. Pierwsza zima palenia, gdzie mrozy były nie takie jak teraz- ot zaczęły się robić w pokojach plamy na ścianach tam gdzie leciał komin, bo cegły stare i zaprawa pewnie też postrzelana więc smoła sobie przesiąkała. Wzięliśmy magików żeby nam wstawili wkłady z nierdzewki, bo nie uśmiechało się pruć całego komina od piwnicy aż po dach- goście przy rozwiercaniu się ujebali niesamowicie, a i tak rozwiercili tylko do małej średnicy i wstawianie rur to było bardziej wbijanie ich na siłę. Bo komin może i był wymurowany, ale przekrój tak wąski, że wprost powiedzieli, że wiedzą, że rura będzie mała, ale dalej nie rozwiercają, bo się boją, że się komin rozsypie. Mieszkaliśmy już kilka lat, zaczęły się ulewy i wyciskało wodę w piwnicy. I tak przez 3 lata z rzędu, aż się wzięliśmy, odkopaliśmy fundamenty i położyliśmy peszla drenarskiego... obok niby istniejących drenów aka cegłowych rur. Przy okazji wyszło, że jedna rura spustowa z dachu była tak po prostu wpierdolona w grunt, bez żadnego połączenia do burzówki czy coś, a potem jak się zawzięliśmy to od razu zrobiliśmy na nowo całe odprowadzenie deszczówki do kanalizacji burzowej, bo jak zaczęliśmy kopać, to wyszło, że tam znowu były stare betonowe segmenty, które już w sporej mierze dawno się pozapadały i woda to co najwyżej się przez nie sączyła. I tak można opowiadać i opowiadać.


Powiem tak- będę c⁎⁎⁎em, ale podtrzymam to co ci napisałem wcześniej I najlepiej się przygotuj, że tak z 5 lat od wprowadzki to takie po⁎⁎⁎⁎ne rzeczy będą ci wychodzić w najmniej spodziewanym momencie


BTW- a sprawdzałeś, czy któraś rurka wchodząca do grzejnika nie jest ciepła? Może to te gówniane zaworki się zawiesiły i nie odbijają?

serotonin_enjoyer

@NiebieskiSzpadelNihilizmu nie ma co plasiać - w sumie wiedziałam w co się pakuję Dzięki za podzielenie się swoimi "przygodami" zawsze to tak po polsku lżej na duszy jak się wie że i inni nie mieli lepiej Jakoś tam będziemy powolutku ogarniać. Te rurki na dolocie niestety też zimne. Sytuacje mamy taką że w korytarzu są dwa kaloryfery i grzeją jak wściekłe, łazienkowy i kuchenny też ok i taka rura nad schodami która teoretycznie ma doprowadzać ciepłą wodę do kaloryfera w moim pokoju i drugiego w pokoju mojej siostry jest też gorąca a oba kaloryfery zimne i rurki przed nimi też. Przed kaloryferem mojej siostry rura biegnie jeszcze przez kibelek gdzie jest malowniczo wygięta w literę S bo zastępuje kaloryfer i już do niej ciepła woda nie dociera. W salonie są dwa kaloryfery i jeden u mojej mamy i one wszystkie się od czasu do czasu włączają jak coś się w rurkach odetka. Dzisiaj mieli być fachowcy z pompą i przepychać instalację pod ciśnieniem ale im się nie złożyło. Ponoć w poniedziałek na 1000% będą i zobaczymy. Przy okazji mają też zrobić uziemienie bo dom takowego nie posiada więc choć gniazdko pod piec będzie miało uziom. Elektryka z czasem do wymiany oczywiście. A ostatnio znowu natrafiłam na coś czego się nie spodziewałam. Myłam sobie okno w salonie, umyłam z zewnątrz, umyłam w środku a na szybie dalej mazy jakby ktoś brudną ścierą przejechał i wyschło. Zaczęłam się lepiej przyglądać i się okazało że okno jest brudne między szybami a więc jest rozszczelnione. Na razie nie czuć jakiejś różnicy w temperaturze tylko mało estetycznie to wygląda ale zobaczymy co będzie w zimie.

20a3f4f0-77c1-4450-b65c-0a8ed44711c8
ea352cba-5ef3-4fb9-a171-301e7376344d
NiebieskiSzpadelNihilizmu

@serotonin_enjoyer nooo to niestety trzeba przepychać instalację pod ciśnieniem- najlepiej by było jakby na powrocie wody do pieca mieć albo zainstalować jak nie ma filtr skośny siatkowy (opcjonalnie z magnesem) do wyłapywania takiego syfu, żeby ci to nie cyrkulowało przez pompę. A do tej pory możesz sama potestować i postukać młotkiem w rury czy się coś nie oderwie, ale no, do tego to właśnie filtr. Z tymi szybami to bardziej wygląda jakby któraś szyba była wymieniana kiedyś i ktoś przed zespoleniem robił na odpierdol czytaj czyścił środki jakąś usraną szmatą "bo co ja się będę z tym szczypał" niż na zwykłe rozszczelnienie, bo to wygląda na suche mazy, a nie wilgoć. Tak czy inaczej- tego już sama nie ogarniesz i albo wymienisz całą kwaterę, albo zespoloną szybę. Tutaj ci mogę poradzić- jak masz namiary na magików co robili te okna (zwykle gdzieś w ramie powinny być naklejki z producentem i telefonem) to weź zadzwoń i przedstaw sprawę- może się okazać, że wyślą ogarniętą ekipę na oględziny i ci to naprawią za półdarmo, a ty nie będziesz mieć okna, które wygląda jak nieudany eksperyment z robienia mlecznej szyby

3b157b55-5c12-46db-a184-2c61f5b67351

Zaloguj się aby komentować

Następna