Wesprzyj nas i przeglądaj Hejto bez reklam

Zostań Patronem
“Z punktu widzenia spekulanta było to coś wysoce niestosownego i niemądrego - pozwoliłem, by inne względy przeważyły nad moim osądem sytuacji. Noblesse oblige (pol. szlachectwo zobowiązuje) - ale nie na giełdzie. Rynek nie jest rycerski i nie wynagradza za lojalność. Wprawdzie nie mogłem postąpić inaczej, bo była to dla mnie jedyna szansa, by wrócić do gry. Ale biznes to biznes - a biznes spekulanta polega na tym, by słuchać własnego rozumu.”

Jesse Livermore

#cytaty z książki #wspomnieniagraczagieldowego

Zaloguj się aby komentować

1043 + 1 = 1044

Tytuł: I rak ryba. Stworzenia polityczne PRL-u
Autor: Monika Milewska
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 978-83-8191-989-0
Liczba stron: 254
Ocena: 7/10

Książkę "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL" Moniki Milewskiej wspominam jako jedno z największych pozytywnych zaskoczeń książkowych roku 2022, więc gdy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa Czarne jej nową pozycję "I tak ryba. Stworzenia polityczne PRL-u" wiedziałam, że po nią sięgnę.
Dostajemy tu opowieść o trzech stworzeniach: stonce, żubroniu i krylu, które w mniejszym lub większym stopniu wpływały na dyskurs o dobrobycie Polski Ludowej i jego źródłach.
Bardzo przyjemnie się to czyta, autorka ma ogromny talent do tworzenia narracji (trzeba mieć talent, żeby czytelnik z pasją wgłębił się w historię stonki ziemniaczanej, zapewniam was) i świetnie operuje subtelną ironią.
Opiera się nie tylko na materiałach źródłowych, ale też na osobistych rozmowach z ludźmi zaangażowanymi w pracę ze zwierzętami i badaniach przeprowadzonych w całej Polsce przez studentów. Odwołuje się też do własnych doświadczeń i wspomnień.
To książka na jeden wieczór, nie tak obszerna jak Ślepa kuchnia, gdyby jednak była dłuższa mogłaby znudzić. A tak może dostać u mnie dobre 7/10.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
e4c9aab9-4329-4755-9ffe-dd543a1a94d2
AndrzejZupa

Jeden wieczór powiadasz?! 254 to dla mnie 2-3 dni…ale recka zafrapowała, dziękuję.

KatieWee

@AndrzejZupa no dwie godzinki i po wszystkim Ślepa kuchnia była lepsza, ale ta też całkiem ciekawa

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
1049 + 1 = 1050

Tytuł: Eragon
Autor: Christopher Paolini
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Mag
ISBN: 9788366409002
Liczba stron: 496
Ocena: 5/10

Czekając na 2 tom Sagi o Krwiozaprzysiężonych, naszło mnie na przeczytanie czegoś ze smokami w tle. Niestety, albo stety wybór padł na Eragona, którego do tej pory nie udało mi się dodać na półkę Przeczytane.

Zazwyczaj gdy sięgam po klasyczną książkę, która szufladkowana jest jako książka dla nastolatków, trafiam na całkiem niezłe pozycję i żałuję, że nie czytałem jej jako nastolatek, może wcześniej zaraziłbym się pasją czytania. Ale nie tym razem, Eragon chyba nie obroniłby się nawet przed nastolatkiem, a co dopiero przed tak starym koniem jak ja, zbliżającym się do 40. Historia jest do bólu prosta, mamy nastolatka, na chwilę przed wejściem w dorosłość, który zbiegiem dziwnych okoliczności staje się posiadaczem niezwykłego, niebieskiego, acz lekkiego, kamienia. W momencie gdy próbuje go sprzedać, a za zarobione pieniądze kupić jedzenie dla rodziny (tak, początkowo jest to sztampowa historia o nastolatku, który musi pracować, żeby zapewnić byt rodzinie), jego los zmienia się na zawsze. Z kamienia wykluwa się niebieski smok - Saphira, a Eragon nasz protagonista po serii nieprzyjemnych zdarzeń w rodzinnej wiosce i śmierci najbliższych musi uciekać i wieść żywot jeźdzcy smoków - wojowonika, z którym walczy i którego ściga całe imperium.

Trafimy tu na mnóstwo podobnych opisów walki, ucieczki, wpadania w niewolę i wydostawania się z niej z pomocą magii, smoka lub współtowarzyszy, a później leczenia ran. W pewnym momencie zaczynasz myśleć: serio, znowu? I ta myślnie nie opuszcza Cię do końca książki. Razem z Eragonem przejdziemy skrócony kurs od zera do bohatera, podważymy przepowiednie współtowarzyszy i uratujemy tajemniczą damę z opałów, która sniła mu się niemal codziennie.

Choć nie jest to wybitnie zła książka, to czytanie jej jako dorosły niestety nie sprawia żadnej frajdy, a szkoda, bo liczyłem jednak na coś więcej.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 118/128
#bookmeter
ecf969fb-52ac-44d6-af7f-16981c0811d7
malkontenthejterzyna

Czytałem jako nastolatek - zakładam ok 15 lat. Spawilo mi frajdę ze względu na wartką akcję, ale już wtedy dostrzegałem jak mizerna to twórczość. Ogólnie robrze wspominam.


Na usprawiedliwienie autora: książki te pisał jako nastolatek, a kolejne wątki podrzucali mu fani.

WujekAlien

@malkontenthejterzyna dzięki, tego niestety nie wiedziałem o autorza, ale faktycznie to widać

Zaloguj się aby komentować

1048 + 1 = 1049

Tytuł: Wory, Tajemnice rosyjskiej mafii
Autor: Mark Galeotti
Kategoria: historia
Wydawnictwo: Znak Horyzont
ISBN: 978-83-240-5779-5
Liczba stron: 400
Ocena: 8/10

Autor poświęcił blisko dwadzieścia lat swojego życia na zgłębianie tajemnic rosyjskiej mafii czego owocem jest ta pozycja. Książka wgniata w fotel i uzmysławia czytelnikowi dlaczego Rosja jest tym czym jest obecnie.
Jest to zdecydowanie obowiązkowa pozycja dla każdego, kto chce zgłębić sposób zorganizowania władzy w Rosji i sposób myślenia ludzi, którzy rządzą tym krajem.
Książka jest dosyć wymagająca, i może wydać się trudna na początku. Czytelnik może być zaskoczony faktem, że geneza rosyjskiej mafii sięga aż drugiej połowy XIX wieku i trzeba przebrnąć przez spory opis sytuacji w carskiej Rosji.
Na mnie zrobiła spore wrażenie i pozwoliła bardziej zrozumieć "rosyjski stan umysłu".
Zdecydowanie polecam

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
87ba2ec6-5ed9-4a7a-9dd2-9b610b04f447
moll

@Yes_Man masz literówkę w tytule

Yes_Man

@moll Dzięki! Tej nie zauważyłem. Autokorekta wie lepiej

moll

@Yes_Man jak zawsze

Guma888

Czekam na Kindlu "na kiedyś" ale Twój opis zachęcił. I jak tylko skończę "najmądrzejszego człowieka w pokoju,to się zabiorę"

Zaloguj się aby komentować

1047 + 1 = 1048

Tytuł: Tu byłem, Tony Halik
Autor: Mirosław Wlekły
Kategoria: inne
Wydawnictwo: Wydawnictwo Agora
ISBN: 978-83-268-2467-8
Liczba stron: 485
Ocena: 7/10

Dosyć dobrze opracowana, a zarazem krytyczna biografia Tony'ego Halika. Temat trudny, bowiem Halik dosyć dobrze skrywał swoje tajemnice i ubarwiał przeszłość. Autor starał się zweryfikować narosłe wokół podróżnika legendy i krytycznym okiem pokazać czytelnikowi co jest prawdą, a co niekoniecznie. Fakt niezaprzeczalny - Halik miał obfitujące w przygody życie.
Pozycja warta uwagi, dobrze opisaną, okraszona masą zdjęć, notatek i dokumentów udostępnionych autorowi przez przyjaciół głównego bohatera. Książkę pomimo objętości czyta się przyjemnie i dosyć szybko.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
e5e32eae-1e79-4538-999c-8090c218fb29
1046 + 1 = 1047

Tytuł: Koniec dzieciństwa
Autor: Arthur C. Clarke
Kategoria: fantasy, science fiction
Ocena: 6/10

#bookmeter

Nie czuł żalu z powodu tego, że praca całego jego życia poszła właśnie na marne. Trudził się, by zabrać człowieka do gwiazd, a tymczasem gwiazdy – te zimne, obojętne gwiazdy – przybyły do niego.

Mam w czytniku zawsze, tak na wszelki wypadek, gdybym potrzebował zrobić sobie przerwę od wikłania się razem z bohaterami czytanych powieści w moralne dylematy czy rozgrzebywania ludzkiej natury ażeby dotrzeć do jej najmroczniejszych zakamarków, kilka książek lżejszych. Jakieś fantasy, może nawet i kryminał jakiś się znajdzie, coś może od pani Fannie Flagg, która dla mnie sama w sobie jest gatunkiem literackim. Trochę się zdziwiłem skąd się u mnie wzięła fantastyka naukowa, bo za tym to akurat nie przepadam. No ale, potrzebowałem zrobić sobie przerwę od tych poważnych lektur, a Koniec dzieciństwa, to – koniec końców – w końcu klasyka, to pomyślałem sobie, że w zasadzie to czemu by nie?

Ta klasyczna książka opowiada o klasycznym problemie jaki stawia sobie literatura fantastycznonaukowa, a więc o pierwszym kontakcie. Normalnie, nad największymi miastami pojawiają się statki kosmiczne, a obca cywilizacja (zwana przez ludzi Zwierzchnikami) która przekazuje swoje polecania ludzkości za pośrednictwem sekretarza generalnego ONZ doprowadza do złotego wieku na Ziemi. Znikają wszystkie problemy: wojny, głód, choroby; powstaje jeden kraj: Federacja Światowa, a językiem urzędowym całej planety zostaje język angielski. I tak sobie to wszystko trwało i było pięknie i ludzie byli konsumentami, bo produkcja została zautomatyzowana, aż okazało się jakie to rzeczywiste cele tym Zwierzchnikom przyświecają. Dlaczego tutaj przybyli.

Jest w tej książce kilka ciekawych koncepcji (może na tym polega literatura sf?), nad kilkoma rzeczami zdarzyło mi się nawet zastanowić i całkiem przyjemnie mi się ją czytało – nie był to zmarnowany czas. Nie do końca chyba zrozumiałem jej zakończenie, nie w znaczeniu symbolicznym, jak te rzeczy nad którymi się zastanawiałem, ale nie wiem o co chodziło autorowi. No ale – jakaś tam wizja była i spójność historii została nienaruszona. Tylko tyle i aż tyle.

I jeszcze – to bardziej dla tych, którzy czytali i znają tę historię – taka piosenka mi się przypomniała w miarę tego co tam w tym Końcu dzieciństwa zachodziło.
b8e6d8a1-f0d8-473b-9a8c-beac93ec5f21

Zaloguj się aby komentować

Na wyraźną prośbę @patryk-pis zamieszczam dzisiejsze rymy:

Rymy: samogon-ogon-ludzi-budzi
Temat: miasto

Zasady: rymujemy używając powyższych słów i chociaż w miarę na zadany temat.
Wygrywa osoba, która będzie miała najwięcej piorunów do jutra do 20 i to ona będzie miała za zadanie wymyślić rymy na jutro.
Bawimy się dobrze i pamiętamy o społeczności!

#zafirewallem  #naczteryrymy
fonfi

Komentarz usunięty

fonfi

Domowe specjały


Nic tak nie trzepie jak teścia samogon,

Choć capi niczym mokrego psa ogon,

A po spożyciu strach wyjść jest do ludzi,

Jak się odbije - nawet trupa zbudzi…

splash545

Kompot sprzedawał, no i samogon

Potem milicji gubił on ogon

Dzisiaj już przecież nie truje tym ludzi

Lecz mefedronem z rana ich budzi

Zaloguj się aby komentować

1045 + 1 = 1046

Tytuł: Obcy
Autor: Albert Camus
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10

#bookmeter

Pomyślałem, że kolejną niedzielę mam już za sobą, że mama jest teraz pochowana, że wrócę do pracy i że właściwie nic się nie zmieniło.

To jest jedna z tych książek do których po kilku latach wróciłem. Wyłoniła się gdzieś z odmętów mojej pamięci jak Afrodyta z morza i za nic nie chciała mi dać spokoju. Podobno tak jest, że kiedy jakiś utwór muzyczny chodzi człowiekowi po głowie należy go przesłuchać i wówczas sytuacja się normuje. Może z książkami jest podobnie?

Nihilizm, brak uczuć, beznamiętność – nie są to zasadniczo najlepsze tematy na książki. Literatura, tak jak każda chyba inna forma sztuki posługuje się emocjami i w tym właśnie tkwi jej siła. Choć, jak pan Camus udowadnia, można też inaczej.

Z tymi emocjami to chodzi o reakcję czytelnika, o wzbudzenie jego empatii, o współodczuwanie wraz z bohaterem. Są na to nawet podobno jakieś badania, że w mózgu zaangażowanego czytelnika bohaterowie literaccy znajdują się dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdują się rzeczywiści ludzie z którymi czytelnik wchodził w rzeczywistym świecie w rzeczywiste interakcje. Nasz mózg na poziomie emocjonalnym nie odróżnia tego to wymyślone od tego co prawdziwe.

I tutaj pojawia się pan Meursault, bohater Obcego pana Camusa. Dzisiaj umarła mama. A może wczoraj, nie wiem. – Takimi zdaniami rozpoczyna tę swoją opowieść, gdyż autor zdecydował się uczynić bohatera również narratorem i narrację poprowadzić pierwszoosobowo. I tak ten pan Meursault opowiada o kolejnych zdarzeniach, które nie mają znaczenia. Rzeczy po prostu się dzieją: matka pana Meursault zostaje pochowana, on wraca do siebie, poznaje kobietę, rozmawia z sąsiadami, wyjeżdża za miasto. Choć równie dobrze te rzeczy mogłyby się nie dziać. Nie ma to przecież znaczenia.

Więc może w sztuce nie chodzi o emocje, ale o reakcję? Bo emocji w tej książce nie ma wcale, a reakcja czytelnika na to co się dzieje jakaś jest. U mnie była mocna. To dlatego tę książkę zapamiętałem i to dlatego do niej wróciłem.
688e6c19-3e9e-4b07-a2c6-7dbf971d6db6
To_Stan_Umyslu

@George_Stark akcja dzieje się przed czy po "Obcy, ósmy pasażer Nostromo"?

voy.Wu

@To_Stan_Umyslu przed. jest też polski spin-off

7580a9e4-7583-4356-9e92-62f5a5475abc
rith

@George_Stark to teraz idąc za ciosem jeszcze Dżuma i Upadek ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Też bym sobie z chęcią przeczytał, ale poczekam z Obcym do lata. Jakoś w lato mi się wspaniale zawsze czyta książki Camusa.

George_Stark

@rith


Dżumę mam już na czytniku, a z Upadkiem poczekam aż mi się abonament Legimi skończy, bo póki jeszcze mogę to doczytam co tam naściągałem przed cięciami katalogowymi.

krzysiek34011

@George_Stark czytałeś te nowe wydania bo widzę nowa okładkę

George_Stark

@krzysiek34011 Tak. Zawsze dodaję okładkę tego wydania, które czytałem.

Zaloguj się aby komentować

1044 + 1 = 1045

Tytuł: Uwięzieni
Autor: T.J. Newman
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 9788383612638
Liczba stron: 352
Ocena: 7/10

To jest książka, z której oceną miałem chyba największy problem ze wszystkich przeczytanych książek w tym roku. Z jednej strony, tu nie ma wymyślania koła na nowo, książka jest sztampowa i powtarzalna, ale z drugiej, to jest dokładnie taka książka, jakieś szukałem. Książka jest jak film akcji żywcem wyjęty z lat 90-tych, Taki typowy odmóżdżacz, jaki oglądasz dla rozrywki, bez wymagających wątków czy zagadek. Dokładnie tym jest ta książka i jeśli oceniać ją z tej perspektuwy - to broni się świetnie. Nie ma moralnego przekazu, nie próbuje zmieniać, ani tym bardziej ulepszyć życia czytelnika. Dlatego ode mnie dostała ocenę 7.

Polski tytuł Uwięzieni pasuje średnio, bo angielski - Drowning, od razu zdradza z czym mamy do czynienia. Zostajemy przeniesieni w sam środek akcji, w której lot numer 1421 spada w wody Pacyfiku. Razem z pasażerami stoczymy walkę o życie i podzieleni na małe grupy postaramy się uratować przed śmiercią.

Jak to w przypadku takich historii, wpleciony został również wątek rodziców walczących o życie dziecka, którego jedno jest na powierzchni, a drugie z dzieckiem pod wodą. Jak już wspomniałem, to jedna z tych książek, które przynajmniej u mnie wywołuje wspomnienia z lat 90-tych, siedzenia z rodzicami na kanapie i oglądania filmu sensacyjnego z obserwowaniem epickiej walki bohaterów o życie swoje i bliskich.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 117/128
#bookmeter
38fac716-02cb-4af5-a3d6-f69437e6f8e5

Zaloguj się aby komentować

1043 + 1 = 1044

Tytuł: Czas życia i czas śmierci
Autor: Erich Maria Remarque
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
ISBN: 9788375106916
Liczba stron: 368
Ocena: 9/10

Historia Ernsta Graebera, niemieckiego żołnierza rzucanego na różne fronty wojny, od Afryki po Rosję, Krzyżując bagnety na froncie rosyjskim, po 2 latach wojny dostaje swój długo wyczekiwany urlop i może wrócić do ojczyzny. Zdaje sobie sprawę z tego, że wojna, w której wir został wrzucony nie ma sensu, a jego kraj ją przegrywa, z tym większą nadzieją szykuje się na powrót w rodzinne strony. Niestety nic nie idzie po jego myśli, trafia w okolicę, w której stał jego dom, a jedyne co znajduje to przejmujące śmiercią i rozmachem wojny gruzy, w rozpaczy rozpoczyna poszukiwania rodziców, nie tracąc nadziei, bo nie znajduje ich na liście zabitych w nalotach. Dopóki są tylko zaginieni tli się w nim nadzieja.

Spoglądał na wyżarte ogniem dachy domów. Czego się właściwie spodziewał? Wyspy za frontem? Ojczyzny, spokoju, schronienia, pociechy? Może. Ale wyspy nadziei dawno już zatonęły w monotonii bezcelowej śmierci, fronty były rozdarte, a wojna wszędzie. Wszędzie, nawet w umysłach i sercach.

Zamiast rodziców znajduje miłość - Elżbietę i choć wie, że za chwilę wróci na front, trzyma się tej nadziei na lepsze życie resztkami sił. Choć przez chwilę będzie szczęśliwy, ale czy to wystarczy by resztkami sił przetrwać kolejne tygodnie wojny i w pełni móc cieszyć się uczuciem, które się w nim zrodziło.

Jak w przypadku Remarque mamy tu miłość, śmierć i wojnę, dawkowane w różnej ilość przez większość z jego książek. Ale przekaz mają niemal identyczny, wojna nie ma sensu. Dla naszego bohatera Ernsta będzie to niezwykle widoczne:

– Niepotrzebnie ją pan ratował. Marzeń nie trzeba ratować.
– Przeciwnie – powiedział Graeber – Cóż by innego?
– Wiarę. Marzenia powstaną nowe

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 116/128
#bookmeter
d73d6451-ee23-47d3-8c14-62d170b86ab9

Zaloguj się aby komentować

1042 + 1 = 1043

Tytuł: Królestwo
Autor: Jo Nesbo
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 9788327160089
Liczba stron: 480
Ocena: 5/10

Historia 2 braci: Roya - tubylca, który większość swojego dorosłego życia spędził jako właściciel stacji benzynowej i przynależącej do niej warsztatu; oraz Carla - syna, choć bardziej pasuje określenie brata marnotrawnego, który po latach wraca do rodzinnej miejscowości. Carl wraca z żoną i pomysłem na przerodzenie miejscowości w atrakcję turystyczną i wybudowanie hotelu.

Rodzice braci zginęli w wypadku samochodowym, a okoliczności ich śmierci owiane są tajemnicą. Na rozwikłanie tej tajemnicy rusza miejscowy policjant, a bracia postarają się, by nie odkrył prawdy. Nie tylko prawdy o śmierci rodziców, ale też historii braci i ich relacji.

Historia z dużym tłem rodzinnym, brakiem kręgosłupa moralnego u żadnego z braci i jednym jedynym sposobem rozwiązywania konfliktów. W tle romanse, zdrady i zakręt śmierci (dosłownie).

Trudno się to czyta, miejscami książka się dłuży i nic się nie dzieje, a chwilę później mamy akcję bez trzymanki i trupy na każdym rogu. Nie do końca też wiem, czy rozpoznaję w tym autora, bo pod tą książką właściwie mógłby się podpisać każdy i to jest dla mnie największy zarzut.

Nie polecam, no chyba, że przeczytaliście 300 książek w tym roku i brakuje Wam tytułu do zaliczenia 365.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 115/128
#bookmeter
c7aeba05-3cc0-4c09-b335-f6514f342272
moi

A co polecasz Jo Nesbo? ;)

WujekAlien

@moi polecam Łowców głów i Pierwszy śnieg (7 tom serii z Harrym Hole), choć ta druga to część cyklu, to wbrew temu co wiele osób mówi uważam, że nie trzeba czytać wszystkich tomów, żeby polubić tego bohatera. Szczególnie, że pierwsze 3 tomy są średnio udane i łatwo się od nich odbić.

Zaloguj się aby komentować

1041 + 1 = 1042

Tytuł: Asfaltowa pustynia
Autor: S.A. Cosby
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Agora
ISBN: 9788383800479
Liczba stron: 328
Ocena: 7/10

Bug jest byłym, potencjalnie zresocjalizowanym kryminalistą, który wiedzie spokojne życie zdala od przestępstw. Jest właścicielem warsztatu i mechanikiem samochodowym, z pozoru wiedzie życie, o jakim marzył w trakcie odsiadki. Podobnie jak inni amerykanie żyje na kredyt i ma odłożone drobne oszczędności, gdyby powinęła mu się noga.

Niestety, żeby nie było tak kolorowo jego sielankę przerywa matka i jej nieuregulowany rachunek z domu spokojnej starości. Za sprawą przepisania sadku na wnuki, jej dochód się zmienia i przestaje starczać na pokrycie bieżących zobowiązań. Tu do gry wkracza Bug, który za wszelką cenę próbuje pomóc matce i swojej rodzinie wyjść z finansowego dołka. Jak się pewnie domyślacie, do gry dochodzi jego kryminalna przeszłość i pomysł na łatwy i szybko zarobek jednego z kolegów. Po kilkutygodniowym planowaniu, akcja przebiega "stosunkowo" gładko, gdyby nie to, że okradli niewłaściwego człowieka, który już nie może się doczekać zemsty.

Kolejna książka autora, która jest w podobnym stylu, mamy byłem kryminalistę, który wiedzie sielankowe życie, ale do czasu. Koniec tego czasu wyzwala w nim bestię, chęć zemsty i niemal nadludzkie pokłady siły, energii i czegoś, co w pewnym stopniu można określić zaradnością. Czyta się je trochę jak dobry kryminał, choć bardziej pasują do tej obyczajowej warstwy.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 114/128
#bookmeter
95cd251a-92bd-4397-84af-0bf8a93ac5f1

Zaloguj się aby komentować

Na samym doci Wiedźmin ponad 800 pobrań w dwa dni, na chomikuj też już dawno lata. Ciekawe czy to wydawnictwa mocno boli

#ksiazki #wiedzmin
df46b9a1-d934-43a3-8714-2bc539c884d9
Ravm

Pobrałem, przeczytałem. Mróz by takich 5 za rok napisał a nie 1 za 11 lat. I tak kupię, tylko muszę do miasta z mojej Pipidówki pojechać.

Eliasz_Oderman

@smierdakow więcej info co to za strony? Chomika dobrze kojarzę ale nie sądziłem że jeszcze działa

smierdakow

@Eliasz_Oderman doci.pl

Zaloguj się aby komentować

To tak w temacie jeżdżenia rowerem (do pracy) w okolicznościach przyrody dla koneserów - tak jak dzisiaj, na ten przykład...

Gender

Dziś panów na rowerze mizerne cienie,
Lecz pań dla odmiany - jest zatrzęsienie,
I mam obawy, że gender to nie baja,
Jak słota za oknem, to baby mają jaja.

#zafirewallem #tworczoscwlasna #endorfiki no i trochę chyba #rower ?
jakibytulogin

dziś nie widziałem żadnej babeczki na rowerze, w sumie faceta też nie. W tej mgle nic nie widziałem

Zaloguj się aby komentować

1040 + 1 = 1041

Tytuł: Rozdroże kruków
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Ocena: 6/10

#bookmeter

– Klątwę – perorował jeden z mieszczan, ten, który trzymał dziewkę na sznurze – wiadomo, niweczy jedynie śmierć tego, kto klątwę rzucił. Z tamtą dziewką, cośmy ją obwiesili, pomyłka wyszła, bo ona wisi, a klątwa cięgiem działa.

Nie ma Jaskra!

I, choć nie powinno to dziwić, bo przecież ta opowieść dotyczy młodości Geralta, a ten poznaje Jaska dużo później, to i tak pytam: jaki jest sens pisać cokolwiek w świecie wiedźmina bez Jaskra?!

***

A tak poważnie (choć poważnie tego Jaskra tam nie ma, tak jak nie ma ani Yennefer, ani Triss, ani Zoltana, ani Yarpena, ani Ciri – to akurat na szczęście! – a Vesemir i Eskel są tylko wspomnieni) to wyszło całkiem nieźle. Szczególnie zważywszy to, że powieść pisze się chyba inaczej niż rozplanowaną na kilka tomów sagę czy opowiadania.

Bo, w istocie, jest nieźle, ale jest inaczej. Jeśli miałbym porównywać to do wcześniejszych (wydawniczo) tomów ze świata wiedźmina, to z Rozdroża kruków bliżej jest do opowiadań niż do sagi. I nawet nie chodzi o chronologię wydarzeń (opowiadania dzieją się przecież przed sagą), ale o samo to jak ta książka jest napisana. Bo ta powieść jest to kilka oddzielnych wydarzeń (opowiadań?) spiętych jednym wątkiem fabularnym, który gdzieś się tam między nimi pojawia.

Lektura sprawiła mi sporo przyjemności, ale już nie porwała tak jak kiedyś – tutaj w dalszym ciągu odnoszę się do swoich wspomnień związanych z opowiadaniami. Niby jest w tym Rozdrożu kruków wiele z tego co w innych tekstach ze tego świata: są dość wyraźne postaci (co ciekawe, raczej te poboczne; i chyba mniej wyraźne niż gdzie indziej, nie tylko w sadze, ale i w opowiadaniach; ten Preston Holt, mimo dość dramatycznej historii, był dla mnie jednak bardzo nijaki), niby są świetnie wkomponowane obserwacje na temat ludzkiej natury (jak choćby ten cytat otwierający wpis), ale czegoś mi brakowało. I tak zastanawiając się czym mogło być to, czego mi brakowało dochodzę do wniosku, że może brakowało mi humoru? Bo nie znalazłem go wiele, a przecież wcześniej te historie były nim tak wspaniale okraszone (żeby wspomnieć choćby napis wyryty na świętym dębie Bleobherisie). Albo brakowało mi głębi świata? Bo, z tego co pamiętam, nawet w opowiadaniach czuło się (i robiło to ogromne wrażenie) te zależności i napięcia w skomplikowanym świecie skonfliktowanych jednak królestw. Tutaj, takie miałem wrażenie, plan został strasznie zawężony do miejsca akcji i spraw, które tej akcji bezpośrednio tylko dotyczą. Jakby poza tym nic więcej nie istniało.

I tak mogę sobie narzekać „że kiedyś to było”, zastanawiając się jednak, czy to może Geralt jest za młody, czy to pan Sapkowski jednak wyczerpał ten świat, jak sam zresztą kiedyś podobno twierdził, czy to może ja jestem już na to wszystko za stary?

Wydaje mi się, że ta książka to próba (w mojej ocenie dość udana) opowiedzenia o tym dlaczego Geralt był taki, jaki był. Jeśli rzeczywiście miała to być opowieść skupiona wyłącznie na Geralcie, to tak, uważam, że to wyszło. W takim świetle wspaniale wybrzmiewa szczególnie ostatnia scena Rozdroża kruków pięknie spinając nie tę opowieść, ale jej bohatera.

Tylko tego całego świata jakoś trochę żal.
5ecb04e3-8d90-42b4-a28d-ece143145fe8
SirkkaAurinko

I bardzo dobrze, że są nowe twarze w świecie Wiedźmina, i tylko trochę o Nenneke. Rzeczywiście brakuje więcej humoru. Ale jak już pisałem ogólnie bardzo dobre przygody młodego Geralta :)

Zaloguj się aby komentować

"„Żyd za­tarł ręce śmie­jąc się ci­cho, ale mimo to zer­k­nął z nie­po­ko­jem na skrzy­necz­kę.

– Wi­dzia­łeś coś z tych ład­nych rze­czy, mój dro­gi? – spy­tał po chwi­li, kła­dąc dłoń na skrzyn­ce.

– Tak, pro­szę pana – od­parł Oli­wer.

– A! – rzekł Żyd bled­nąc sil­nie. – To – to moje, Oli­we­rze; mój skrom­ny ma­ją­te­czek. Z tego tyl­ko mam żyć na sta­re lata. Lu­dzie na­zy­wa­ją mnie skąp­cem, mój dro­gi. Zwyczajnym skąp­cem, ot co.”
#cytaty
ale mnie wkurza ten typ
Fly_agaric

Co ci Angole, już wtedy byli antysemitami?...

Zaloguj się aby komentować

1038 + 1 = 1039

Tytuł: Joyland
Autor: Stephen King
Kategoria: horror
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378395355
Liczba stron: 336
Ocena: 8/10

Powieść jest napisana dość lekko co sprawia, że fajnie i w szybkim tempie się ją czyta. Do horroru raczej jej daleko (jest napomknięty mały wątek paranormalny), bardziej już chyba pod kryminał bym ją dała. Może i nie było tu mocnej akcji i trzymania w napięciu, ale nie zmienia faktu że przyjemnie mi się ją czytało. Lubię pióro Kinga

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
de3ed800-9655-4b96-b42d-9e2c1fb23c32
michal-g-1

8/10???

Jedna z większych wtop Kinga i niesamowite rozczarowanie na koniec. Miałkie i nudne

Zaloguj się aby komentować

1038 + 1 = 1039

Tytuł: Chołod
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10

#bookmeter

Ja sam innostraniec, wszędzie, całe życie.

Dokładnie pamiętam moje wrażenia sprzed kilku lat, kiedy to zaczynałem swoją przygodę z twórczością pana Szczepana Twardocha. Kiedy moja fascynacja tym, jak ten autor potrafi pisać, rozkwitała. Stąd pamiętam, i udało mi się odnaleźć, myśl, która przyszła mi do głowy przy okazji wpisu na temat jednej z książek tego autora, Morfiny konkretnie. Uważam że Twardocha to mógłbym czytać nawet gdyby opowiadał mi o odśnieżaniu dachów – napisałem wtedy. I chyba się nieco jednak pomyliłem.

Trochę na ironię (albo na zabawny zbieg okoliczności?) zakrawa fakt, że napisałem wtedy o śniegu, bo z czym jak z czym, ale akurat ze śniegiem to Chołod ma ogromnie wiele wspólnego. Rzecz się dzieje bowiem na dalekiej północy.

Na tę daleką północ wybiera się jeden z bohaterów powieści, bohater nazwiskiem Szczepan Twardoch. Tam, na tej dalekiej północy, na Spitzbergenie, kiedy Szczepan Twardoch ma już wracać do domu, do swoich Pilchowic, spotyka wiekową już Norweżkę nazwiskiem Borghild Moen. Ta wiekowa Norweżka, która twierdzi, że ocean jest jej jedyną ojczyzną składa Szczepanowi Twardochowi propozycję, którą Szczepan Twardoch przyjmuje i w wyniku przyjęcia tej propozycji Szczepan Twardoch odkłada swój powrót do domu i okrętuje się na Isbjørn, gdzie zostaje członkiem dwuosobowej załogi. Na pokładzie Isbjørn, gdzie nie za bardzo jest co robić, bo łódź to nowoczesna i doskonale wyposażona, jaj oprzyrządowanie pokładowe przejmuje większość zadań załogantów, Szczepan Twardoch dostaje do przeczytania od drugiego członka tej dwuosobowej załogi, od Borghild Moen, notes Konrada Widucha. I to właśnie jest (przynajmniej dla mnie) właściwa część tej opowieści. Bo Chołod to opowieść w opowieści. Jest napisany w tej formie, którą całkiem lubię, a którą uważałem za zanikającą (choć nie zanikłą, więc nie do końca się myliłem).

To właśnie Konrad Widuch jest drugim (chronologicznie) głównym bohaterem tej powieści. I, jak to pan Twardocha, zgodnie z jego (chyba) idée fixe, Konrad Widuch nie bardzo wie kim jest. Konrad Widuch ma kłopoty z tożsamością narodową. Bo Konrad Widuch urodzony był na Śląsku, bo Konrad Widuch służył w niemieckiej marynarce, bo Konrad Widuch trafił wreszcie do Ojczyzny Światowego Proletariatu, której służył wiernie aż do momentu, kiedy to nie został uznany za tej Ojczyzny wroga na podstawie paragrafu 58 i zesłany do miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać. (Swoją drogą, ciekawie ukazane są rozważania Konrada Widucha o własnym skazaniu, kiedy to rozważa, czy partia nie miała racji skazując go, ponieważ partia przecież zawsze ma rację – to jedna z dygresyjnych części książki, których jest w niej mnóstwo. I dobrze!)

Konrad Widuch, stary bolszewik, wbrew woli partii ucieka jednak z miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać (choć co najmniej raz ją wymienia, ale o tym później) i przedziera się przez syberyjską senduchę aż trafia w końcu do Chołodu. No i o tym jest ta książka, tutaj nie ma co dalej wchodzić w szczegóły, bo lepiej niż pan Twardoch i tak tego wszystkiego nie uda mi się opisać, zresztą nie ma na to tutaj miejsca.

***

Całkiem niedawno na kieleckim dworcu autobusowym miało miejsce spotkanie z panem Twardochem. Zapis tego spotkania można obejrzeć tutaj, jeśli kogoś interesuje (jeśli nie interesuje, to też można; ale nie trzeba). W czasie tej rozmowy autor zdradził co nieco ze swojego warsztatu. Powiedział mianowicie, że, w jego pojmowaniu, każda powieść powinna mieć swoją dominantę. Tą dominantą może być cokolwiek: bohater, scena, świat przedstawiony, język. Po wysłuchaniu tej rozmowy mam wrażenie, że dominantą Chołoda był właśnie język. Nie wiem, co prawda, jaki był zamiar autora, ale w moim odbiorze tak właśnie było. Bo ten język użyty w tej powieści w moim odbiorze był ponad wszystkim. Była to jakaś dziwna mieszanina polskiego opartego na rosyjskiej gramatyce (w założeniu miało to chyba być odwzorowanie języka chołodzkiego – taka kraina poza powieścią nie istnieje – co można wnioskować z jedynego przypisu w tej książce, który zresztą dotyczy li tylko wymowy samogłosek) i z rosyjskimi wstrętami. Czytało mi się to wszystko dość trudno, całkiem nieprzyjemnie, a i tak jestem pod wrażeniem tego, co autor z językiem w Chołodzie zrobił.

Jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie to, w jaki sposób za pomocą języka (na podstawie zbudowanej wcześniej historii Konrada Widucha) pan Twardoch potrafił przekazać emocje. Bo są w tej książce momenty, kiedy Konrad Widuch zaczyna pisać po śląsku. I ta, nagła i chwilowa, zmiana języka pozwala przekazać to jak Konrad Widuch się czuje opisując to, co właśnie w tym momencie opisuje.

W ogóle przekazanie nastroju i emocji wyszło autorowi w tej książce świetnie. Bo Konrad Widuch targany jest emocjami i wątpliwościami i bywa w związku z tym w tej swojej opowieści niekonsekwentny (to niekonsekwencja postaci, nie autora!). Tak jak w kilku momentach kiedy wymienia jednak nazwę miejsca, którego nazwy nie chciałby wymieniać, tak jak popadając w liczne dygresje chwilę po tym, kiedy sam dyscyplinuje się żeby jednak trzymał się tematu i chronologii.

Pozwolę sobie dać tutaj dwie próbki tego języka jakim napisana jest ta powieść, przy okazji prezentując dwie spośród dygresji pojawiających się w książce (zresztą, w linkowanym wyżej wywiadzie o też jest ciekawy fragment o popadaniu w dygresje, tam jednak przez samego autora):

Ale ja nie pewien. Może jednak nie spółkowalimy wtedy, może dała spokój po tem, jak ją pierwszy raz z siebie ściągnął ja, a resztę już dopisała moja pamięć, która przecie nie odtwarza przyszłości, lecz ją tworzy.

Ale może wielki Stalin to nie tylko on sam, może na wielkiego Stalina składa się każdy, kto wykonuje jego wolę, jak cząstki naszego ciała składają się na nasze ciało, może ja był wielkim Stalinem, jego częścią, kiedy jeszcze pracował ja w Murmańsku, ale może i potem, jak mnie wzięli, razem ze wszystkiemi, jak ja siedział i rabotał na wyrębie i w sendusze, może i wtedy ja był wielkim Stalinem i ręce moje, i i palce moje były były rękami i palcami wielkiego Stalina, i dopiero kiedy ja uciekł, to ja samego siebie wielkiemu Stalinowi odebrał i samego siebie odzyskał?

***

A sama historia? Chołd jest czymś co nazwałbym czymś w rodzaju powieści drogi i chyba nie jest to mój ulubiony gatunek. Tym bardziej, że (tak mi się przynajmniej kojarzy, nie jestem pewien czy dobrze) pan Twardoch napisał ją jako eksperyment w którym nic nie planował. Po prostu pisał. Ta historia nie jest zła, ale nie zazębia się tak mocno jak mógłby być do tego przyzwyczajony czytelnik powieści. I sam nie wiem czy jest to jej wada czy zaleta. Jest czymś innym i może z tego powodu jest jakaś taka dziwna? W końcu ponoć przyzwyczajenie drugą naturą czełowieka.

Ale czy ja czełowiek?

***

Jeśli już linkuję tę rozmowę z panem Twardochem, to chciałem jeszcze wrócić do tematu, który poruszałem kiedyś w rozmowie z koleżanką @KatieWee , a rozmowa dotyczyła tego ile w języku literackim jest autora a ile redaktora. Bo może ja się tak zachwycam tym jak któryś z autorów pisze, a powinienem zachwycać się tym jak redaktor zredagował? I w tej rozmowie pan Twardoch daje odpowiedź na to niezwykle istotne pytanie opowiadając o procesie wydawniczym i mówiąc, że, przynajmniej on, większość propozycji redaktora odrzuca.

Nie zmuszam do oglądania wywiadu, nawet nie namawiam. Można mi uwierzyć na słowo.
9ba79c07-54a7-42b8-afb3-5c74d9d81583
DerMirker

No i namówił na wywiad :)

George_Stark

@DerMirker W ogóle to zabawna rzecz, że w Kielcach nie mogli znaleźć nikogo kto by chciał porozmawiać z panem Twardochem (bali się?) i musieli rozmówczynię ze Śląska ściągać.

DerMirker

@George_Stark super, że wykorzystują nowy dworzec do takich celów

Zaloguj się aby komentować

1037 + 1 = 1038

Tytuł: Idzie tu wielki chłopak
Autor: Grzegorz Bogdał
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 3/10

#bookmeter

Chowa sprzęt do torby, schylam się, ściąga z mojej szyi lornetkę, jakby odbierał m medal na olimpiadzie, bo doszło do pomyłki i nic, kurde, nie wygrałem.

Są takie książki, które na długo zapadają mi w pamięci. Nie dają spokoju po lekturze, a zwykle nie dają spokoju już w czasie czytania. Są też akie książki, które są nagradzane. Tak jakoś wychodzi, że u mnie te dwie kategorie są rozłączne. Przykładem może być właśnie zeszłoroczny zbiór opowiadań pana Grzegorza Bogdała Idzie tu wielki chłopak, który zdobył dwie nagrody (gdyńską Literacką Kostkę i lornetkę Gombrowicza) i do kilku innych był nominowany. Ja książkę tę skończyłem czytać jakoś dwa, może trzy tygodnie temu i niemal nic z niej, po tym dość krótkim jednak czasie, nie pamiętam.

Stąd właśnie, z powodu tej niepamięci, ciężko mi teraz cokolwiek o tej książce napisać. Posiłkuję się więc literaturą przedmiotu. Czytam jakieś recenzje, szukam laudacji (tych akurat nie znalazłem), ale też kartkuję samą książkę w nadziei, że coś mi się przypomni. I przypomina mi się. Ale mało.

Z tej literatury przedmiotu dowiaduję się między innymi, że pan Bogdał jest chwalony jednogłośnie między innymi za urodę zdań i z tą opinią akurat się zgadzam, bo kiedy przeglądam sobie cytaty, które pozaznaczałem albo otwieram książkę na losowej stronie i czytam pojedyncze zdania, to rzeczywiście brzmią one bardzo przyjemnie. I nawet myślałem kiedyś, między innymi po lekturze utworów pana Schulza, że mi to wystarczy. Okazało się, że jednak nie. Może te zdania były ładne, ale nie aż tak bardzo? A może historia przedstawiona literacko, nieważne czy podana w formie opowiadania, powieści czy w jakiejkolwiek innej, to jednak jest symfonia formy i treści? A może po prostu to ja nie znam się na literaturze albo sam nie potrafię powiedzieć jakie książki lubię, a tym bardziej nie potrafię powiedzieć dlaczego coś mi się podoba, a coś innego nie?
dbf89763-5f00-4496-90aa-5086c7b1760d
moll

@George_Stark a może wszystko to rzecz gustu i nie da się podobać każdemu i wszystko?

George_Stark

@moll Ależ oczywiście! Mogło być też tak, że ta książka trafiła do mnie w złym okresie. Że kiedy indziej, w innych okolicznościach, bardziej by mi się spodobała. Starałem się opisać wrażenia, jakie mi po jej lekturze zostały. No a że nie było tych wrażeń dużo, to wyszło jak wyszło.


Co mnie tym bardziej dziwi, że opis jej problematyki, jaki pojawia się w recenzjach i opisach wskazuje, że ta problematyka powinna mi być bliska. I może tak jest, tylko trochę inaczej na tę problematykę patrzę.

splash545

@moll a pomidorowa?!

SuperSzturmowiec

dzięki żeś się poświęcił XD

bojowonastawionaowca

@George_Stark to jest IMO coraz częściej problem nagradzanych książek — że są wychwalane za formę, za dopieszczanie pojedynczych zdań, za niebywałą erudycję. Ale jak już przychodzi do przeczytania tego, to albo to po prostu przechodzi bokiem, albo się to nie nadaje do normalnego czytania (tak Zyta Rudzka, o Tobie mówię)

George_Stark

@bojowonastawionaowca


O, pani Zyta Rudzka (nic nie czytałem, być może jeszcze) też tę książkę chwaliła.

bojowonastawionaowca

@George_Stark no to... cóż, to wiele mówi xD

Zaloguj się aby komentować