#poezjaspiewana #edwardstachura

Piosenka dla zapowietrzonego
Edward Stachura

Cudownie jest:
Powietrze jest!
Dwoe ręce mam,
Dwie nogi mam!

W chlebaku chleb,
Do chleba ser,
Do picia deszcz.
----------------------
----------------------
Nadchodzi noc
I zimno z nią.
Mam rece dwie,
Obejmę się.

Ukryję się,
Utulę się
We własna sierść.
-----------------
-----------------
Daleko świt,
Nie widać nic.
Dwie nogi mam,
Dojdziemy tam.

Szczekają psy!
Fruwają mgły!
Niech pani śpi!
----------------
----------------
Powietrze jest:
Cudownie jest!

https://youtu.be/XY1dk1T5xU4

Zaloguj się aby komentować

14 + 1 = 15

Tytuł: Dawid i Goliat. Jak skazani na niepowodzenie mogą pokonać gigantów
Autor: Malcolm Gladwell
Kategoria: nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Format: e-book
Ocena: 8/10

To już będzie druga książka Gladwella, która mi się spodobała. Tytułowa walka Goliata z Dawidem jest pierwszą rzeczą, o której pisze. Myślenie na całkiem logicznych przesłankach nijak ma się do rzeczywistości. Trzeba wejść w szczegóły i poznać kontekst. Pierwszą myślą jest wygrana Goliata z racji postury, opancerzenia i doświadczenia. Dawid jest uzbrojony w zaledwie procę. Pewna jest wygrana tego pierwszego. Jednak Goliat błędnie zakłada, że walka będzie odbywał się na krótki dystans. Nie zakłada innej opcji. Dawid "nie gra" w to, co chce przeciwnik, tylko działa na swoich zasadach. I wygrywa. I to jest sens tej pierwszej części. Druga to moment "utwardzania" człowieka przez tragedie, traumy, wojny i takowe. Autor przytacza tutaj szereg przykładów. Lekarza, który mając wszystkich za wrogów i przeciwników swojej teorii leczenia koktajlem leków chorych na raka, emigrantów klepiących biedę w Stanach Zjednoczonych, czy też odrzuconych absolwentów prawa z renomowanych kancelarii prawniczych. Można powiedzieć, że to co cię nie zabije to cię wzmocni. Nie jest to jednak dla wszystkich. Przykładem jest studentka, która idąc na renomowaną uczelnię "zabiła" w sobie miłość do nauk przyrodniczych. Gladwella wskazuje, że gdyby poszła do trochę gorszej to osiągnęłaby sukcesy w swojej dziedzinie. Tak czy inaczej, książka to istna gimnastyka mózgu.

Prywatny licznik: 1/200

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
ba19334e-d38c-4c41-98f2-f20ae4f9b241

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Nigdy tego faktu nie ukrywałem, choć nigdy nie przyznałem też, że wstydzę się bycia twórcą koniunkturalnym. Że próżność, niczym nieuzasadniona męska duma, poczucie wyższości (nie tylko względem kobiet, ale względem wszystkich w ogóle, to moje poczucie wyższości nie ma akurat nic wspólnego z seksizmem, być może niestety), że mój głód pochwał, niejednokrotnie wymuszonych cyniczną manipulacją, że to wszystko to właśnie esencja mnie, to filary, na których opiera się moja niezwykle głęboka i wrażliwa męska duchowość.

Z tego też powodu nie boję się podejmowania w swojej twórczości tematów trudnych, a wciąż niestety aktualnych i kontrowersyjnych. Tak się akurat złożyło, że zarys poniższego tekstu chodził mi po głowie już od dawna i tylko przypadkiem zdarzyło się i tak, że wylał się z tej głowy i ukształtował na monitorze w jedną spójną całość właśnie teraz, kiedy to na najnowocześniejszym portalu dla starych ludzi wybuchła pewna afera .

Przed państwem jedna z lepszych rzeczy, jakie zdarzyły się polskiej literaturze pięknej (tak naprawdę to literaturze światowej, ale z przyzwoitości zachowam te cyniczne pozory skromności) ostatnich dwóch dekad. Opowiadanie to umieszczone jest na tak wysokiej półce, na jaką żadne polskie wydawnictwo nie sięga ani sięgać nie będzie. Nie sięgnie tam ani Fabryka Słów, ani Wydawnictwo Literackie, ani Wydawnictwo Czarne, ani nawet żadne z szerokiego grona uznanych wydawnictw zajmujących się self-publishingiem, zostaje mi wobec tego tylko opublikowane go w jedynym godnym prawdziwej, wolnej, niczym nie skrępowanej sztuki miejscu, to jest w Internecie. Zapraszam więc państwa do próby zmierzenia z dziełem, którego i tak nie zrozumiecie, bo przekracza ono możliwości waszej intelektualnej percepcji, ale być może docenicie w nim przynajmniej literacką składnię i gramatykę. A więc wejdźcie, zatrzymajcie się, przeczytajcie i wyjdźcie. A wyjdźcie po przeczytaniu koniecznie, żeby swoją niegodną obecnością nie kalać tego wspaniałego dzieła, które to właśnie zostaje wam objawione:

***

Wszyscy mężczyźni są tacy sami

W tamto błyszczące słońcem popołudnie, kiedy poranne chmury świtu wreszcie rozstąpiły się i ustała zalewająca wcześniej miasto anomalia deszczu, podjechaliśmy we trójkę pod las. Zawsze jeździliśmy wtedy we trójkę, zawsze w tym samym towarzystwie, zawsze trzymaliśmy się wtedy razem: Ja, siedzący po mojej prawicy Jezus, jedyny, ostatni mężczyzna, jaki pozostał w całym moim życiu, oraz Anioł Stróż siedząca na tylnej kanapie samochodu.

Samochodu nie było jednak wtedy żadnego, tak jak i nigdy wcześniej nie było żadnego samochodu. Było za to ciężkie życie w tym opresyjnym kraju, który wysysał ze swoich obywateli zarówno wszystkie siły potrzebne do życia jak i większość zarobionych przez nich pieniędzy, równie do tego pozbawionego sił życia potrzebnych. To właśnie dlatego nie było wtedy żadnego samochodu, tak jak nie było go też ani nigdy wcześniej, ani nie było go też nigdy później, zresztą nie ma go do teraz i raczej nigdy już go nie będzie, bo nigdy nie będzie mnie na niego w tym opresyjnym państwie stać. Nie będzie też tego samochodu tym bardziej, że nie mam również prawa jazdy, co jest winą po części tego opresyjnego państwa, ale jeszcze bardziej jest winą dominującego w tym państwie patriarchatu – zauważyliście że wszyscy egzaminatorzy w Ośrodkach Ruchu Drogowego są mężczyznami?

Na przekór jednak wszystkiemu jeździliśmy we trójkę tym wyimaginowanym samochodem, żeby nie poddawać się naciskom społecznym, żeby łamać stereotypy – do dziś przecież pokutuje przekonanie że „baba za kierownicą” – wreszcie po to żeby móc wszędzie zdążyć w tym pędzącym świecie, bo samochodem, wiadomo przecież, jest dużo szybciej niż na piechotę. Jezus siadał zawsze obok mnie, zajmował miejsce pasażera i mówił mi gdzie mam jechać, bo gubiłam się w tych nieprzyjaznych kobietom, planowanych przez mężczyzn miastach, nie mogłam nigdy zapamiętać ani tego, w którą ulicę mam kiedy skręcić, ani tego, kto na tym akurat skrzyżowaniu ma pierwszeństwo przejazdu. Czasami wybieraliśmy się też na wieczorne wycieczki poza miasto, tam z kolei Jezus przypominał mi o światłach. „Długie włącz” – mówił, kiedy jechaliśmy przez ciemną dolinę, bo ja sama zawsze o tym włączeniu długich świateł zapominałam. Moja Anioł Stróż siedziała zaś zawsze z tyłu i robiła tam „Brrrum brrum” naśladując dźwięk pracującego silnika.

W tamto błyszczące słońcem popołudnie podjechaliśmy więc we trójkę tą uliczką prowadzącą do lasu, która kończyła się nagle, urywała się na granicy lasu, zmieniając się w zanikającą w leśnym cieniu ścieżkę, a ja zobaczyłam przybity do drzewa znak ostrzeżenie zakaz wjazdu. Zatrzymałam się wtedy przed tym ostrzeżeniem, niepewna co mam dalej zrobić, bo jednak lata tresury w tym zacofanym, patriarchalnym modelu wychowania zrobiły swoje i reagowałam automatycznie na te wszystkie opresyjne znaki mówiące mi jak mam żyć, co mam zrobić, jak mam się zachować, znaki na pewno wymyślone i poumieszczane wszędzie w przestrzeni publicznej, zaburzające tę przestrzeń publiczną, przez mężczyzn, bo przecież kobiety nie zajmują się takimi rzeczami jak praca fizyczna czy umieszczanie opresyjnych znaków ostrzeżenia zakazu wjazdu.

Stałam tam tak przez chwilę, uciśniona tym patriarchalnym ostrzeżeniem zakazu wjazdu i nie wiedziałam co mam zrobić. Jechać dalej? Zawrócić i pojechać gdzie indziej? Zawrócić i zostawić auto na parkingu (opresyjne parkowanie równoległe!), a do lasu pójść na piechotę? Jezus popatrzył wtedy na mnie i powiedział „No jedź, na co czekasz?”, a ja mu odpowiedziałam „Jezu, ufam tobie” i ruszyłam przed siebie. Pojechałam prosto w las. „Brrrum brrum” – rozchodziło się z tylnej kanapy.

Jechaliśmy tą leśną ścieżką w milczeniu, podziwialiśmy majestat przyrody. Głębokie koleiny, wyżłobione kołami poruszających się ciągle po tej ścieżce patriarchalnych samochodów Służby Leśnej (zauważyliście że wszyscy leśnicy to mężczyźni?) prowadziły nas tak jak szyny prowadzą pociąg po torach. Leśnicy jeździli tymi leśnymi drogami w tę i we w tę utrzymując, że bez ich pomocy las umrze, zniknie, ulegnie zniszczeniu i rozkładowi, jak gdyby Matka Natura nie radziła sobie z utrzymaniem lasów na długo przed nimi, na długo zanim objęli las tą swoją męską, patriarchalną opieką. Na długo zanim się w ogóle na świecie pojawili.

Ten leśnik natomiast pojawił się nie wiadomo skąd, wyrósł nagle obok naszego samochodu, zmaterializował się jego lewej stronie, zaraz obok mnie i zapukał w szybę, a ja sięgnęłam do korbki i opuściłam tę szybę reagując na to jego nieme polecenie w sposób bezrefleksyjny, automatyczny, wynikający z tych wszystkich lat bycia poddawaną tresurze patriarchalnego wychowania, która skutkowała bezzwłocznym i bezwiednym wykonywaniem wydawanych mi poleceń, czego później, już po fakcie, bardzo mocno żałowałam, nieraz wypłakując wieczorem te moje porażki w kołdrę, kiedy po całym ciężkim dniu leżałam ze stoperami w uszach w swoim wynajętym łóżku w wynajętym pokoju odcinając się tymi stoperami od śmiechu, którym za ścianą raz po raz wybuchała moja zindoktrynowana współlokatorka przyjmująca, jak niemal co wieczór, odwiedziny swojego chłopaka.

„Dzień dobry pani, leśniczy Taki a Taki” – funkcjonariusz przedstawił się nie potrafiąc przy tym odmówić sobie tej perwersyjnej, patriarchalnej przyjemności stygmatyzowania mnie przez pryzmat mojej płci, zwracania się do mnie per „pani”. „Zgodnie z artykułem takim a takim” – kontynuował mój oprawca – „obowiązuje zakaz wjazdu pojazdami silnikowymi do lasów, a złamanie tego zakazu wiąże się z nałożeniem na panią mandatu karnego w dużej wysokości. Nie zauważyła pani ostrzeżenia zakazu wjazdu?” – zapytał na koniec z przekąsem, a nawet z pewną złośliwością.

Męskim zwyczajem, wciąż mnie tym nazywaniem „panią” stygmatyzując, leśnik wydał na mnie natychmiastowy wyrok nie pozostawiając zupełnie żadnej możliwości obrony! I jeszcze to pytanie na koniec! Pytanie z tezą, pytanie tendencyjne, pytanie opresyjne i atakujące, zadane wyłącznie po to, żeby mnie w tej całej sytuacji jeszcze bardziej bardziej pogrążyć, żeby jeszcze bardziej zniszczyć moją, już i tak mocno nadwątloną przez życie w tym opresyjnym, patriarchalnym świecie pewność siebie. Pytanie zadane wyłącznie po to, żeby mógł, oprócz triumfu urzędowego, odnieść nade mną jeszcze ten swój mały, płytki, męski triumf osobisty!

Milczałam. Milczałam i wpatrywałam się przed siebie, ignorowałam leśnika, nie chciałam mu dawać satysfakcji, nie chciałam pozwolić mu cieszyć się tym jego jego triumfem. Układałam sobie w głowie myśli, zastanawiałam się co mam mu odpowiedzieć, kiedy w końcu zakończy tę swoją opresyjną przemowę, kiedy przejdzie do konkretów i zażąda ode mnie dokumentów. Zastanawiałam się na którą ustawę mam się wtedy powołać, jakimi faktami zbić go wtedy z tropu, strącić go z tego jego męskiego piedestału żeby odnieść to niespodziewane – bo przecież w jego oczach wyglądałam już na pokonaną – małe, ale jakże istotne dla sprawy oraz dla mnie zwycięstwo.

On jednak zrobić coś zupełnie niespodziewanego, zrobił coś czym zupełnie mnie zaskoczył, zawiódł mnie nawet, można by powiedzieć, bo przecież byłam już przygotowana na dalszy ciąg tej sytuacji, wiedziałam jak powinna się ona potoczyć. Spodziewałam się walki, awantury, przekrzykiwania się, zarzucania mnie przez leśnika jego absurdalnymi argumentami i całkowite przez niego ignorowaniem moich. On jednak pochylił się do mnie i zapytał tym swoim udelikatnionym, sztucznie łagodnym, fałszywie przymilnym głosem: „No to co się stało? Dlaczego pani tutaj wjechała?”.

Już wtedy wiedziałam, że to nie będzie zwykła walka. Zrozumiałam, że ten funkcjonariusz, ten podły przedstawiciel systemu męskiego ucisku, ucieleśniający w tamtej chwili i w tamtym miejscu cały ten męski ucisk w tej swojej własnej, stojącej wtedy obok mnie obrzydliwej osobie, zdecydował się na grę o wiele bardziej wyrafinowaną, grę psychologiczną, opartą na fałszywym, pozorowanym współczuciu, na chwilowym wzbudzeniu poczucia jedności, tylko po to żeby mnie zmiękczyć, żeby mnie osłabić, a później tę moją cynicznie wzbudzoną słabość przeciwko mnie obrócić. Żeby ją przeciwko mnie wykorzystać.

Zaskoczył mnie tym pytaniem i w tym zaskoczeniu instynktownie zrobiłam najgłupszą możliwą rzecz, rzecz przed robieniem której tyle razy mnie ostrzegano, przed robieniem, której sama siebie tyle razy ostrzegałam: powiedziałam mu wtedy prawdę. „Jezus mi kazał tutaj wjechać” – powiedziałam i spojrzałam w prawo, licząc że Jezus potwierdzi moje słowa, że stanie w mojej obronie. Siedzenie pasażera było jednak puste. Jezus opuścił mnie, tak jak opuścił mnie wcześniej też każdy inny mężczyzna, któremu zaufałam, każdy inny mężczyzna, który powiedział mi kiedyś co mam robić, a później, kiedy już to zrobiłam, on się ulatniał i nie było go już przy mnie nigdy więcej. Nigdy więcej już się w moim życiu żaden z tych mężczyzn nie pojawił.

To właśnie wtedy zrozumiałam, że jestem na przegranej pozycji. Że nie mam szans w starciu z tym leśnikiem, że nie mam szans w starciu z tym mężczyzną i że nie mam szans w starciu z jakimkolwiek mężczyzną. Że nawet dwie samotne kobiety są zupełnie bez szans w starciu z jednym, choćby najsłabszym mężczyzną w tym męskim, opresyjnym, patriarchalnym świecie, bo mimo że moja Anioł Stróż nadal siedziała na tylnej kanapie, nadal wydawała tam to swoje „Brrrum brrum”, te dźwięki pracującego silnika, to leśnik nawet nie kazał mi tego silnika wyłączyć.

***

1392 słowa

***

Gdyby ktoś z państwa miałby ochotę zrecenzować powyższe opowiadanie, to proszę bardzo. Recenzje do autoryzacji można przesyłać do mnie poprzez wiadomość prywatną. Jeśli natomiast zdarzyłoby się tak, co uznaję za silnie prawdopodobne, że dzieło to przekroczyłoby waszą intelektualną percepcję i nie wstydzilibyście się ani swojej względem tego dzieła zazdrości, ani nie wstydzilibyście się też przyznania do tego, że ono was przerosło, również wtedy można się do mnie przez wiadomość prywatną zwrócić, a ja odeślę wytyczne merytoryczne do sporządzenia takiej recenzji (nie zwalnia to jednak z obowiązku przesłania jej do autoryzacji!) lub, w ramach dobrej współpracy, mogę również taką recenzję za recenzenta napisać. W tym ostatnim przypadku autoryzacja recenzji nie będzie już konieczna.

***

#zafirewallem
#naopowiesci

Zaloguj się aby komentować

13 + 1 = 14

Tytuł: Dla Rouenny
Autor: Sigrid Nunez
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Pauza
Format: e-book
ISBN: 9788396466785
Liczba stron: 256
Ocena: 8/10

Nunez przedstawia historię Rouenny – dawnej koleżanki głównej bohaterki, która po latach odnawia z nią kontakt, otwierając drzwi do wspomnień, refleksji i trudnych pytań o sens życia oraz ludzkie wybory. Narratorka, będąca pisarką, po kilku spotkaniach z dawną znajomą z młodości, podejmuje wyzwanie napisania książki o jej życiu. Rouenna, bo tak ma na imię koleżanka, to prosta dziewczyna, która z czasem odsłania swoje głębsze, tragiczne oblicze. Styl Nunez jest oszczędny, ale pełen wrażliwości, co doskonale pasuje do opowieści, w której wielkie dramaty nie są wykrzyczane, lecz cicho pulsują w tle. Autorka zręcznie przeplata literacką elegancję z codziennością, tworząc coś autentycznego i poruszającego.

Największą siłą książki jest sposób, w jaki łączy ona przeszłość z teraźniejszością, budując obraz Rouenny jako osoby złożonej, pełnej sprzeczności. Jej historia – z prostych początków, przez służbę jako pielęgniarka podczas wojny w Wietnamie, po późniejsze zmagania z codziennością – staje się uniwersalnym portretem ludzkiego cierpienia i wytrwałości. Relacja między narratorką a Rouenną przypomina, jak głęboko mogą wpłynąć na nas ludzie, którzy kiedyś byli częścią naszego życia.

Książka jest jednocześnie osobista i uniwersalna. Skłania do refleksji nad pamięcią, poczuciem winy oraz sposobami, w jakie ludzie próbują nadać sens swojemu życiu nawet w trakcie wojny i z jakimi traumami i problemami zdrowtnymi z niej wracają. Nunez doskonale ukazuje, jak bliskość z innymi – nawet ta chwilowa lub z pozoru nieważna – może ukształtować nasze spojrzenie na świat i siebie samych. To opowieść o życiu widzianym oczami kogoś z zewnątrz – pełna delikatności, melancholii i głębi, która zostawia czytelnika z poczuciem, że właśnie dotknął czegoś prawdziwego.

To mój ulubiony sposób mówienia o bezsensie wojny, oczami zwykłych ludzi, którzy na niej byli, a którzy wrócili zupełnie inni i ich życie już nigdy nie wróci do normy.

Nawiązując do ostatniej afery:
Ocena w żadnym wypadku nie była wymuszona, czy wyżebrana, stanowi tylko moją opinię, bo najzwyczajniej w świecie książka mi się podobała

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 2/128
#bookmeter #ksiazki #czytajzwujkiem
08f6f971-34a4-4511-8e66-d46fd7d15875

Zaloguj się aby komentować

@KatieWee bo to tak trzeba pisać recenzje. Kojarzysz Raki Jana Kochanowskiego?

Moja opinia o "Babie lato" Marty Dzido:

Subtelna w treści, nie przytłacza formą,
Jak babie lato w słońcu, nie w burzy.
Czasem delikatna, nie krzyczy, nie męczy,
Proza lekka, nie ciężarem duszy.
Tematy ważne, nie zbyt powierzchowne,
Historia ciepła, nie chłodna czy pusta.
Opowieść wolności, nie lęku ni smutku,
Książka jak obietnica – spełnia nadzieję.

#ksiazki

Zaloguj się aby komentować

Newsy książkowe od Whoresbane'a!

Dom Wydawniczy REBIS zapowiada dodruk czwartego tomu cyklu Fundacja. "Agent Fundacji" Isaaca Asimova ponownie w księgarniach od 4 lutego 2025 roku. Wydanie w twardej oprawie z obwolutą ma 360 stron, w cenie detalicznej 69,99 zł. Poniżej okładka i krótko o treści.

Pięćset lat od założenia jej przez Hariego Seldona Pierwsza Fundacja jest największą potęgą w Galaktyce. Na rządzonym twardą ręką przez burmistrz Branno monolicie pojawia się jednak rysa. Golan Trevize, członek Rady Wykonawczej na Terminusie, głosi pogląd, że zniszczona rzekomo Druga Fundacja nadal decyduje o losie Pierwszej. Tymczasem mentalista Stor Gendibal, jeden z trantorskich Mówców, podejrzewa istnienie organizacji kontrolującej z ukrycia obie Fundacje. Zarówno Trevize, jak i Gendibal wyruszają w przestrzeń, by dowieść swoich racji. Do ostatecznej rozgrywki, której stawką jest przyszłość Galaktyki, dochodzi w pobliżu rodzinnej planety Muła, tyle że do ścierających się sił dochodzi jeszcze jedna…

#ksiazkiwhoresbane 'a - tag, pod którym chwale się nowymi nabytkami oraz wrzucam newsy o książkach
Chcesz mnie wesprzeć? Mój Onlyfans ( ͡° ͜ʖ ͡°) ⇒ patronite.pl/ksiazkiWhoresbane
#ksiazki #czytajzhejto #rebis #scifi #sciencefiction #fundacja #isaacasimov #asimov
7be8b097-2bf6-4d0d-9951-3e0ad3e352c1
BJXSTR

Rebis, dej mnie nie Asimovove Fundacje! Te już mam!

Zaloguj się aby komentować

Cytat na dziś:

Esk znała rozkład zajęć i wiedziała, że studenci drugiego roku byli w sali gimnastycznej na zajęciach ze Wstępu do Dematerializacji z Jeophralem Zwinnym. Oczywiście, studenci magii nie potrzebowali ćwiczeń fizycznych. Sala gimnastyczna była więc sporym pomieszczeniem ze ścianami wyłożonymi ołowiem i drewnem jarzębiny; neofici mogli pracować nad magią, nie wytrącając za bardzo świata z równowagi... Co nie znaczy, że czasem nie wyprowadzali z niej siebie. Magia nie zna miłosierdzia dla niezgrabiaszy. Niektórzy mało zręczni studenci mieli szczęście i wychodzili sami, innych wynoszono w butelkach.

Terry Pratchett, Równoumagicznienie

#uuk
splash545

Niezgrabiasz jakie śmieszne słowo.

Zaloguj się aby komentować

Dzieńdobrywieczór się z Państwem,
Artura Andrusa można lubić, można go też nie lubić. Ja jednak zawsze podziwiałem i zazdrościłem panu Arturowi niesamowitej zdolności przekształcania, wydawałoby się błahych newsów prasowych w satyryczne wierszyki. Dlatego jak dzisiaj zobaczyłem na jednym z portali internetowych poniższą notkę prasową, którą pozwalam sobie dla kontekstu przytoczyć w całości, pomyślałem, że lepszego materiału chyba nie znajdę.
Zapraszam zatem najpierw do zapoznania się z wydarzeniami prosto z Afryki, a jeszcze niżej prezentuję moje podsumowanie tejże sensacji.

Półtonowy metalowy krąg spadł z kosmosu na wioskę. "Trwa dochodzenie"

W Kenii w jednej z wiosek spadł ogromny metalowy krąg o średnicy około 2,5 metra. Fragment jest badany przez Kenijską Agencję Kosmiczną, ustalono już prawdopodobne pochodzenie obiektu. Co wiadomo o zdarzeniu?

W poniedziałek 30 grudnia w Kenii w wiosce Mukuku w hrabstwie Makueni spadł fragment metalowego kręgu. Kenijska Agencja Kosmiczna (KSA) poinformowała, że obiekt ma średnicę około 2,5 metra i waży ponad pół tony. 

KSA, współpracując z innymi agencjami i lokalnymi władzami, zabezpieczyła obszar zdarzenia i odzyskała fragmenty kręgu. Lokalni urzędnicy przekazali, że "pod nadzorem KSA trwa dochodzenie" w związku z tajemniczym obiektem. Ustalono, że najprawdopodobniej obiekt to pierścień separacyjny rakiety nośnej. Jest on zaprojektowany tak, żeby spalić się w atmosferze lub spaść na niezamieszkane obszary.

Policja z Kenii poinformowała, że nikt nie został ranny, a obiekt nie zagraża bezpieczeństwu mieszkańców. Zdarzenie nie spowodowało też żadnych szkód. Huk od uderzenia metalowego obiektu był tak głośny, że był słyszalny z odległości 50 kilometrów. 

Kenijska Agencja Kosmiczna  

Pod koniec grudnia, w pewien poniedziałek,
Gdzieś w państwie Kenia (to kraj afrykański),
W wiosce Mukuku, gdzie lud chrześcijański,
Mwambe przykucnął zawiązać sandałek.

Gdy walczył z rzemykiem ten śniady śmiałek,
(a lewy rzemyk miał troszkę dziadowski),
Coś nagle huknęło! - wrzask słychać z wioski...
Okrągły z nieba spadł blachy kawałek!

Szamani się zbiegli, jak do miodu pszczoły,
Choć każdy w paciorkach i poza tym goły,
Orzekli, że nośnej rakiety to klocki.

I śmiać się możemy, że to lud prostacki,
Lecz kiedy polski progam stelarny piszczy,
- Kenijska Agencja Kosmiczna błyszczy!

#nasonety #diriposta #zafirewallem
bojowonastawionaowca

@fonfi Piękne! Mistrz byłby dumny!

Zaloguj się aby komentować

Ehh od niechcenia puscilem, _Sto lat samotnosci, _jedna z moich ulubionych powiesci zmieniona w netflixowy serial…
Przynajmniej zaczeli od legendarnego incipitu ;
«  Wiele lat później, stojąc przed plutonem egzekucyjnym, pułkownik Aureliano Buendía miał przypomnieć sobie to odległe popołudnie, kiedy ojciec zabrał go na wyprawę po lód. »

Moze nie bedzie tak zle ale sam fakt komercjalizacji tego dziela przez netflixowa bande zwierzat gdzie ilosc zaimkow przekrocza numerycznie IQ zespolu to cos zlego.

#ksiazki #seriale
ErwinoRommelo userbar
JF_Sebastian

Daj znać, czy daje radę.

rith

@ErwinoRommelo o, czyli jednak są jeszcze osoby które tę książkę czytały ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Pajra

Zacząłem, ale dość szybko wyłączyłem. Nie wiem czemu, to chyba nie jest słabe. Chyba po prostu mocno jestem przyzwyczajony do swoich wyobrażeń scen z książki

Zaloguj się aby komentować

Rózne przeżyłem już afery. Jeszcze na wikop.ru były: zbożowe, orlenowe, moderatorskie, banowe, cenzorskie. No różnirakie imby były. Pierszy raz widzę jednak aferę książkową XD. No i to mi się podoba! A nie jakieś elfy nagie albo, że oreł wklejony 🤭
Hejto to najlepszy portal! I to do tego portal na poziomie, znaczy się dla ludzi na poziomie, czyli takich ludzi jak ja.
Pozdrawiam serdecznie i smacznej kapucziny.
#hejto #ksiazki #afera
PlatynowyBazant20

@adamszuba najlepsza była willa karpatka

voy.Wu

dlaczego książkarze nie mogą żyć w zgodzie ¯\_(ツ)_/¯

Zaloguj się aby komentować

#naczteryrymy #zafirewallem

Lol skoro @fonfi mowi ze to ja to przepraszam niewiedziałem XD

T: Pierwsza randka
Lecimy - palimy - czarna - parna
Cybulion userbar
lechaim

@Cybulion

Odpisała wreszcie, no to lecimy

Dla kurażu się lekko spalimy,

W koncu godzina nie jest czarna,

A noc zapowiada się parna

Heheszki

zbyt lekki by biec dalej, czuje że lecimy

pięknie z góry widać jak mosty palimy

z dala od miasta, noc do szpiku czarna

gdy spojrzę ku Tobie wnet jasna i parna

Zaloguj się aby komentować

Wy już po lekturze?
moja ocena na podstawierozmowy z Gemini: 2/10

"Babie lato" – więcej szumnych zapowiedzi niż głębi

Książka "Babie lato" budziła duże oczekiwania, obiecując poruszającą opowieść o dojrzałych kobietach, ich walce o siebie i dążeniu do spełnienia. Niestety, po lekturze pozostaje pewne rozczarowanie.

Płytkość postaci i schematyczność fabuły

Postacie w "Babim lecie" wydają się być bardziej szkicami niż pełnokrwistymi bohaterkami. Ich przeżycia są często przewidywalne, a motywacje płaskie. Autorka skupia się bardziej na ogólnikowych problemach kobiet dojrzałych niż na indywidualnych, unikatowych doświadczeniach każdej z nich.

Fabuła natomiast sprawia wrażenie rozciągniętej i pozbawionej zaskoczeń. Oczekiwane emocjonalne napięcie nie pojawia się, a wątki wydają się urywać w połowie, pozostawiając czytelnika z uczuciem niedosytu.

Język i styl

Choć język, którym napisana jest książka, jest płynny, to jednak brakuje mu prawdziwej poetyki. Opisy są często zbyt ogólnikowe, a dialogi pozbawione naturalności. Autorka nie wykorzystuje w pełni potencjału języka, aby wzbogacić przekaz i wywołać u czytelnika głębsze emocje.

Brak oryginalności

Tematyka dojrzełych kobiet, ich problemów i dążeń do spełnienia nie jest nowa w literaturze. "Babie lato" niestety nie wnosi nic nowego do tej dyskusji. Książka wydaje się być zbiorem wcześniej już poruszanych wątków, co sprawia, że trudno ją wyróżnić na tle innych podobnych powieści.

Podsumowanie

"Babie lato" to książka, która niestety nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Płytkie postaci, przewidywalna fabuła i brak oryginalności sprawiają, że lektura pozostawia uczucie niedosytu. Choć autorka porusza ważne tematy, to jednak robi to w sposób zbyt ogólnikowy, nie angażując czytelnika w pełni.

Dla kogo ta książka?

"Babie lato" może zainteresować czytelników, którzy szukają lekkiej, łatwej lektury na wieczór. Jednak osoby oczekujące głębokiej, poruszającej powieści mogą być rozczarowane.
f76ccb98-9215-440e-b192-d48a41572ce7
UmytaPacha

@michal-g-1 tylko nie zróbcie z tego drugich '365 dni' które tak się czyta dla beki, że zostają ogólnokrajowym bestsellerem : P

Airbag

@michal-g-1 dzięki za recenzję, miałem nie kupić, ale teraz to nie kupię dwukrotnie

Zaloguj się aby komentować

Dwa tygodnie temu wrzuciłam swoją opinię o książce Marty Dzido "Babie lato".
Książka mi się nie spodobała, więc to wyraziłam.

Dzisiaj pod wpisem dostałam komentarz od gościa, który ma trzy komentarze na hejto (na screenie).

Po chwili dostałam też wiadomość na mojego pracowego maila, która sprowadzała się do tego, że mam usunąć mój szkalujący post i zastanowić się nad sobą, bo bibliotekarce nie przystoi XD

Mail napisany był z oficjalnego konta Pana Autora Filmów współpracującego z Martą Dzido XDDDDDD

#ksiazki
15e199f3-142a-4265-9cb8-214c3c0eebb5
bartas

@KatieWee Panie @bajst prosze iść sobie stad xd

Wrzoo

@KatieWee "przekroczyła twoje możliwości intelektualnej percepcji"?! O wow. xD

ismenka

O kierwa. Mam wykształcenie polonistyczne, multum przeczytanych książek i po tym cytowanym fragmencie już widzę, że to grafomaństwo do potęgi. Autorka myśli zapewne, że wzniosła się na wyżyny finezyjnej poetyckości, a brzmi co najmniej jak Stachursky w tym swoim kawałku, gdzie ma strumień świadomości. xD


Ty dałaś konstruktywną krytykę. Typ się zwyczajnie zesrał i uderza ad personam, bo inaczej jego wątłe ego po prostu nie umie. I tak jak wyżej ktoś napisał - jakby książka była tak genialna, to rynek sam by to zweryfikował i ją wyniosł na piedestał. Skoro typ traci czas na takie wojenki i stalking, to podświadomie musi wiedzieć, że to słabizna i trzeba jej bronić.


Piękna akcja. Dziękuję. Ja Tobie wręczam puchar z ziemniaka za godne reprezentowanie braci bibliotekarskiej.

Zaloguj się aby komentować

10 + 1 = 11

Tytuł: O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii
Autor: Harry Crews
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Czarne
Format: e-book
ISBN: 9788381916561
Liczba stron: 214
Ocena: 6/10

Pozostając w temacie amerykańskiego Południa, tym razem biografia Harry’ego Crewsa, pochodzącego z Georgii pisarza, który w Ameryce zdobył pewne uznanie, ale w Polsce jest kompletnie nieznany.

Biografia obejmuje okres wczesnego dzieciństwa pisarza, które przypadło na końcówkę lat 30. i początek 40. W tym czasie Stany Zjednoczone były krajem o najwyższym PKB, jednak realia życia w hrabstwach położonych na Głębokim Południu niewiele różniły się od realiów przedwojennej polskiej wsi. Praca na farmie to była ciężka harówa od rana do wieczora, a pieniądze wyciśnięte z ziemi ledwie starczały na przeżycie. W przypadku chorób najpierw uderzało się do lokalnych znachorów, a potem ewentualnie do niedouczonych lekarzy. Wszelakie konflikty sąsiedzkie załatwiało się mordobiciem, na które najczęściej przychodziło się wraz z gromadą krewniaków. Lud był niewykształcony i zabobonny, a jedyne rozrywki stanowiły chlanie bimbru w spelunach i strzelanie sobie kolejnych potomków.

Szkoda, że autor nie opisał także późniejszych lat, kiedy zaczął zdobywać wykształcenie i wreszcie wyrwał się z zadupia. Tak to ta biografia jest zdecydowania za krótka.

Plus dla tłumacza, pana Tomasza Gałązki, za świetne oddanie lokalnej gwary.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
02533bb8-b958-41dd-bb97-69ba86b91225
smierdakow

Opis i ocena do siebie nie pasują :p

Zaloguj się aby komentować

9 + 1 = 10

Tytuł: Rozdroże kruków
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: SuperNowa
ISBN: 9788375782073
Liczba stron: 292
Ocena: 5/10

Pod koniec grudnia skończyłem taką książkę, ale nie brałem udziału w tej zabawie to teraz dołączę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Na Sezon Gównoburz czekałem jak na zbawienie, i powiedzieć, że się rozczarowałem, to pewne niedomówienie.
Toteż na Rozdroże Kruków stonowałem oczekiwania dosyć srogo.

Na szczęście było lepiej niż poprzednio, jednak znacznie gorzej niż za czasów świetności Sapka.

Powieść nie jest specjalnie ciekawa ani porywająca, najlepsza część Wiedźmina czyli jego ferajna, w zasadzie wcale tu nie występuje (bo i jak skoro to lata wcześniej), a motywu przewodniego w sumie brak.
Jest parę tanich zagrań na nostalgię, sam nie wiem czy jestem ich zwolennikiem, czy to raczej minus.

Z drugiej strony gdzieniegdzie nadal pojawia sie ten stary dobry klimat Sapkowskiego: dużo wzmianek o zabarwieniu przesadnie erotycznym, beznadziejna głupota i okrutność chciwych ludzi, zdrady, intrygi, i humor. Dialog z kowalem niziołkiem był świetny!

Widać że autor nie jest już w formie, ale jednak widać też, że to nadal on.

Dużo rzeczy w książce mnie męczyło, np przeskakwianie pomiędzy nie bardzo połączonymi wątkami, czy wyjątkowo silnie rzucające się w oczy generowanie imion poprzez puszczenie kota na klawiaturę. Te słowne twory były na tyle odpyuchające, że zmiast czytać je, po prostu włóczyłem w ich okolicy oczami. Minusem tego działą nia było to, że jak imie pojawiało siępo raz drugi (albo siedemnasty) to ja nie miałem absolutnie pojęcia o kim mowa. Gdy w pewnym momencie była wzmianka o licytacji pewnego obiektu, i padło nazwisko zwycięzcy, to chyba miało to wywołać szok, lub uśmiech, lub cokolwiek. U mnie wywołało tylko myśł "znam go?".

Kolejną męczarnie miałem z opisami walk. Jakieś włoskie wstawki mionetto z półobrotu po fellatio, no dajże spokój człowieku. I jeszcze oczekiwanie że pół książki później poznam tą samą choreografię.

Przedstawienie "głównego złego" powieści gdzieś tam na sam koniec też było nieciekawe. Natomiast był to side effect fajnego moim zdaniem zagrania w postaci [SPOILER] rozpykanie gościa który pozował na głównego złego w sposób nagły i bezproblemowy, jak One Punch Man.

No i dodanie jednej z głównych postaci z wyjaśnieniem "haha nigdy o mnie nie słyszałeś, bo wszyscy mileczeli, ale ja tam byłem" to zabieg słaby prawie jak retcon, nie spodobało mnie sie to.

Ogólnie rzecz biorąc, książka jest raczej średnia. Zawyżyłem ocenę bo kocham to uniwersum, opowiadnia czytałem dziesiątki razy, sagę kilka, gre jedynkę przeszedłem też chyba z 5 razy, dwójkę 2 razy, trójkę raz ale konkretnie.
Jest tu pewien element poszerzenia uniwersum, jest też kilka dowiązań do klasyki. Może jestem Panem Marudą, ale uważam osadzenie książki w tych czasach za średni pomysł. A może tylko średnie wykonanie?

Nie mam serca dać mniej niż 5, ale sumienie nie pozwala dać więcej. Fanom Sapkowskiego polecam, innym niekoniecznie.

#bookmeter
86b45804-ea32-4237-b5a4-b485d8584dee
Akilles

@Barcol dzięki z recke - ale proszę też o jasne wyjaśnienie: skoro rozdroże dostało 5/10 to ile dałeś sezonowi?

Zaloguj się aby komentować

7 + 1 = 8

Tytuł: Piąta pora roku
Autor: N.K. Jemisin
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Sine Qua Non
ISBN: 9788379246984
Liczba stron: 440
Ocena: 4/10

Jest to pierwsza część nagradzanej trylogii, osadzonej w brutalnym, dystopijnym świecie, gdzie katastrofy naturalne są nieustannym zagrożeniem. Choć pomysł na książkę ma ogromny potencjał, jej realizacja pozostawia wiele do życzenia – zwłaszcza w sposobie, w jaki autorka prowadzi czytelnika przez swoją złożoną rzeczywistość.

Główna bohaterka Sejn, to kobieta, której życie zostaje rozbite na kawałki w dniu, gdy jej mąż zabija ich syna i ucieka, porywając córkę. Sejn, obdarzona niezwykłymi mocami kontrolowania ziemi, wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż przez świat zmierzający ku katastrofie. Jej historia przeplata się z losami dwóch innych kobiet – młodej dziewczyny oraz potężnej orogenki. Z czasem te wątki łączą się w jedną opowieść, odkrywając kolejne sekrety i zawiłości tego świata.

Sejn jest postacią silną, ale przytłoczoną traumami i żalem. Jej losy powinny angażować emocjonalnie, ale narracja, prowadzona w drugim osobie, często odrywa czytelnika od jej przeżyć. To, co mogło być intymnym portretem matki walczącej o swoje dziecko w świecie chaosu, zamienia się w historię trudną do śledzenia przez niedopowiedzenia i brak klarowności.

Moim największym zarzutem wobec tej książki jest to, że Jemisin zdaje się nie dbać o to, czy czytelnik zrozumie zasady rządzące światem, który stworzyła. Orogenia, piąta pora roku, nieznane moce i hierarchie społeczne – wszystko to zostaje przedstawione w sposób skąpy, wymagający ogromnego wysiłku, by poukładać sobie całość w głowie. To, co mogło być wciągającą opowieścią o przetrwaniu i odnajdywaniu swojego miejsca w nieprzyjaznym świecie, staje się doświadczeniem frustrującym. Trochę jak rzucenie czytelnika na jałową bezludną wyspę i liczenie, że rozpali ogień nie mają pod ręką drewna. Autorka jest też bardzo niekonsekwentna, książka ma wiele dłużyzn, w trakcie których moglibyśmy się dowiedzieć jak działają górotwory, czemu mają taką moc i jak mogą ją wykorzystać. A dodam, że przedstawione sytuacje, użycia mocy, dają spory niedosyt. Ale w trakcie dłużyzn nie dowidujemy się niczego, za to w pewnym momencie autorka sobie przypomina o mocy bohaterki i jesteśmy wrzucani w sam środek bitwy morskiej, która zanim się na dobre rozkręci, to górotwór ją kończy. Super, poproszę więcej, ale nie, bo autorce się już znudziło pisanie o bitwie, przenieśmy się do osady na wyspie i pogadajmy o seksie w trójkącie, bo to jest ważne.

Zalety? Świat jest pomysłowy, a atmosfera surowa i przejmująca. Jemisin doskonale oddaje grozę życia w miejscu, gdzie każda chwila może przynieść nowy kataklizm. Jednak piękno tej wizji ginie w chaotycznym sposobie jej przedstawienia, a bohaterowie są tak wnerwiający, że nie sposób ich lubić, bo jak już któregoś polubisz, to się okazuje, że w kolejnej scenie znika i "płacze w toalecie".

Mocny kandydat do najgorszej 12 tego roku, a to dopiero 1 książka, nie polecam Sprawdzę drugi tom, bo jestem masochistą, ale tylko po to, żeby zobaczyć, czy autorka zebrała jakieś opinie po pierwszym tomie i zmieniła coś w 2, a może okaże się jednak arcydziełem (naiwny wujek marzyciel).

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Osobisty licznik 1/128
#bookmeter #ksiazki #czytajzwujkiem
769a7550-f106-4597-ba5c-d160eeaf2680

Zaloguj się aby komentować

6 + 1 = 7

Tytuł: Mythos. Mity greckie w nowej interpretacji
Autor: Stephen Fry
Kategoria: Baśnie, legendy, podania
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 479
Ocena: 7/10

Link do LubimyCzytać:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4933339/mythos-mity-greckie-w-nowej-interpretacji

Nowy rok zaczynam nieskończoną w ubiegłym książką "Mythos. Mity greckie w nowej interpretacji". Dowiedziałam się o jej istnieniu przypadkiem, czekając na lot powrotny z Grecji do Polski — zajmowała pierwsze miejsce na półce bestsellerów lotniskowej księgarni. 

Jest to całkiem niezły zbiór mitów — miejscami unowocześniony i humorystyczny. Nie jest jednak dziecinny w przekazie. Widać, że autor włożył sporo wysiłku w research, otrzymujemy też duuużo przypisów wzbogacających narrację. 

Ta książka opisuje głównie mity związane z bogami, półbogami i bożkami, natomiast nieprzetłumaczone są jeszcze tomy o herosach i o Troi. 

Ogółem jest to niezłe opracowanie bez zbędnego łagodzenia i koloryzowania, choć mogło być więcej "mięsa". Brakowało mi też takiej swobody opowieści, jakiegoś takiego bajania, które ułatwiłoby zapamiętanie postaci i ich przygód.

Prywatny licznik (od początku roku): 1/52

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazka #ksiazki #mity #czytajzhejto #mitologia
Wrzoo userbar
ceb31465-291d-4961-a039-dd50269831d3
Piesek

O kurcze, to brzmi świetnie! Musze przeczytać!

Zaloguj się aby komentować

5 + 1 = 6

Tytuł: Rosja. Mocarstwo absurdu i nonsensu
Autor: Marcin Strzyżewski
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Szczeliny
ISBN: 9788381352680
Liczba stron: 337
Ocena: 5/10

Marcin Strzyżewski w swojej książce maluje pełen ironii i humoru obraz Rosji, kraju, w którym absurdalne sytuacje zdają się być codzienną normą. Autor sprawnie posługuje się statystykami, by zobrazować takie zjawiska, jak fascynacja wysokimi płotami, problemy z gospodarowaniem odpadami czy chaotyczna sytuacja na drogach. Jego lekkie pióro i zmysł obserwacji czynią tę książkę ciekawą, choć czasami zbyt powierzchowną.

Największym mankamentem książki jest brak pogłębionej analizy, w jaki sposób opisywane absurdy wpływają na rosyjskie postawy społeczne czy polityczne. Zjawisko to zostało zaledwie zarysowane w krótkim, choć trafnym epilogu. Z tego powodu lektura pozostawia niedosyt, zwłaszcza u czytelników oczekujących większej wnikliwości i szerszego kontekstu.

#bookmeter #rosja
Piesek userbar
6a8b6e31-c0b0-4338-bd03-13cbc5ea0119
Nemrod

@Piesek Ja może dałbym nawet wyższą ocenę, ale obecnie oglądam sporo jego treści na YT + Kremlinkę i sporo z tego już wiedziałem (bez szczegółów i źródeł). Ciekaw jestem tej książki o Białorusi, bo jednak o tym kraju jest zdecydowanie mniej informacji.

Zaloguj się aby komentować

4 + 1 = 5

Tytuł: Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka
Autor: Michał Kołodziejczyk, Anita Werner
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Sine Qua Non
ISBN: 9788382109566
Liczba stron: 464
Ocena: 7/10

Zbiór opowieści o futbolu jako sile napędowej zmian społecznych i nadziei w różnych zakątkach świata. Pomysł ambitny i intrygujący, jednak wykonanie pozostawia mieszane uczucia, głównie przez nierówność w jakości poszczególnych rozdziałów.

Rozdział poświęcony Rwandzie jest fenomenalny – dogłębny, pełen emocji i wnikliwej analizy, która pokazuje, jak piłka nożna pomagała jednoczyć kraj w trakcie i po tragicznych wydarzeniach ludobójstwa. Podobnie dobrze napisane są historie związane z Chapecoense w Brazylii i kurdyjskim Amidsport w Turcji, które przyciągają uwagę nie tylko przez samą tematykę, ale także przez dobrze zarysowane tło społeczne i kulturowe.

Niestety, rozdział o albinosach w Tanzanii jest rażąco słaby – płytki i chaotyczny, wlaściwie nie prezentuje żadnego podsumowanie sytuacji.. Wyraźnie odstaje od reszty książki, psując jej ogólną spójność i wymowę.

#bookmeter #pilkanozna
Piesek userbar
d5c1d83b-eba7-478b-b223-bf7221871364

Zaloguj się aby komentować