27 + 1 = 28
Tytuł: Księga czaszek
Autor: Robert Silverberg
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Vesper
Format: książka papierowa
ISBN: 9788377314753
Liczba stron: 264
Ocena: 3/10
Pierwszy Wymiar, którego nie udało mi się zmieścić w zeszłym, rozpoczyna rok obecny.
Powiem tak: niesmaczna, napuszona, pretensjonalna i niekoniecznie logiczna książka.
Niesmaczna, bo przez dosłownie całą książkę przewijają się tematy "dobierania się do tyłeczka kolegi", "wymieniania płynów ustrojowych", no i ciągłego szukania przez głównych bohaterów okazji do dupczenia, a jeden z nich - dewiant totalny - był pod tym względem zupełnie obrzydliwy. Wyrywanie największego paszczura w barze, tylko po to, by łamać jakieś dziwne niepisane zasady; wbicie na trzeciego do pewnego homo-związku i ciągnięcie lachy obu zainteresowanym na zmianę; fantazjowanie o grzmoceniu kolegi z akademika. Cośtam kojarzę, że Silverberg pisał pornole czy inny syf, no ale miejcieże litość dla młodego człowieka...
Jednakże jeszcze większym od powyższego wynaturzenia grzechem tej książki jest okropnie napuszony i pretensjonalny styl. Wszyscy czterej młodzieńcy mówią właściwie tym samym sposobem, ich wypowiedzi napisane są tym samym stylem. Pal licho dialogi, bo te jeszcze da się jakoś usprawiedliwić, ale ich wewnętrzne przemyślenia mogą należeć do dwudziestoparolatków co najwyżej w innym wymiarze, bo na pewno nie w naszym. Najlepsze porównanie to chyba wieszcz narodowy, natchniony zelota lub laureat literackiej nagrody Nobla, bo z pewnością nie student. I to każdy z nich tak ma, nie tylko jeden.
Nawiązując do "niekoniecznej logiczności" książki wspomnianej na samym początku: koncept wybrania się we czterech na wyprawę po niesmiertelność, gdzie dwóch faktycznie ją osiągnie, a po jednym będzie musiało odmeldować się z tego świata samodzielnie oraz nie brzmi ciekawie, ale potem zadajemy sobie pytanie: dlaczego mamy ryzykować życie dwóch kumpli, a nie poszukać dwóch oczywistych samobójców, gdzie jeden załatwi temat samodzielnie, a drugiemu się pomoże? Ktoś może odpowiedzieć, że przecież nikt normalny nie oczekuje, że taka pogłoska okaże się autentyczna. Jasne, tylko że nasi czyści jak łza bohaterowie spali (hehe) z tym pomysłem dobry miesiąc, a to chyba wystarczająco dużo czasu, żeby określić swoją pozycję. Poza tym dlaczego jechaliby dobre kilka tys. km i odgniatali sobie dupska dla jakiejś bredni, w którą nie wierzą, zamiast spędzić ten czas w jakikolwiek inny sposób? Do tego czasami nie rozumiem relacji chłopaków: niby wszyscy mieszkają w jednym pokoju od dłuższego czasu, a momentami z ich rozmów można odnieść wrażenie, jakby znali się co najwyżej 2 dni i nie pojmowali podstawowych cech swoich charakterów.
Irytuje mnie też problematyka określenia gatunku i sama niejasność zakończenia, choć to już zależy od podejścia. Z jednej strony są one ciekawym zagraniem - zmuszającym do określenia swojej interpretacji, z drugiej trochę leniwym - urywającym akcję w kluczowym momencie i zostawiajacym czytelnikowi do odwalenia resztę roboty. Całe to znoszenie paskudnej gadaniny o żydkach, homosiach, dupeczkach tylko po to, żeby stać się obiektem literackiego eksperymentu. Nie jestem takim obrotem spraw zachwycony.
Ogólnie najlepszym fragmentem książki były wydarzenia mające miejsce po dotarciu do celu podróży. To wtedy docieramy wreszcie do Treści przez wielke "T", a bohaterowie muszą skonfrontować się zarówno ze swoim wnętrzem, jak i zewnętrzem.
Podsumowując: książki nie polecam; jest niesmaczna, odpychająca, czasami obrzydliwa, do tego - jak wspomniałem na początku - napuszona, pretensjonalna i nielogiczna. Jedyne, co może ją ratować w oczach pewnych czytelników to bycie swoistym eksperymentem gatunkowym. Mnie on do siebie nie przekonał choć - chcąc nie chcąc - doceniam starania.
Wygenerowano za pomocą
https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #robertsilverberg #vesper #wymiaryvesper #ksiazkicerbera