#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie
TLDR: Dzień z życia w psychiatryku tym razem w trybie manii.
37.
W kontrze do poprzedniego wpisu dodaje wpis jak wygląda dzionek w czubkowie gdy ma się zbyt dużo chęci i mocy
0:00 Nie mogę spać, myśli kłębią się jedna za drugą. Nie odczuwam ani grama zmęczenia. Najlepiej jakbym mogła teraz wstać i zacząć sprzątać, albo tańczy, albo cokolwiek. Na nocnym obchodzie dostaje tabletki nasenne, więc chcąc nie chcąc odpływam.
7:30 Wstaje z budzikiem- lecę po poranne leki. Myślę o tym, że może pójdę spać, ale w ostateczności póki nie ma tłumów na sali pierdolne sobie taką jogę jakiej świat nie widział. Tak mi leci pół godzinki, wołają na śniadanie.
8:00 Czas na szamkę i leki, stanie w kolejce generuje we mnie tonę frustracji, przeskakuje z nogi na nogę czekając na dojście do okienka. Słyszę komplement, że bardzo radośnie wyglądam od Pani kucharki. No baa, Pani nie wie nawet jak bardzo. Śniadanie zjadam w pośpiechu, nie mam na to czasu. Jedna kanapka wystarczy w zupełności. Biegnę na rowerek stacjonarny. Jakoś trzeba spożytkować tę energię.
8:30 Rowerek wieje już nudą, muszę pochodzić zanim zacznie się obchód. Rozpoczynam korytarzowe turnusy z hardbassami na słuchawkach. Teraz tylko one mnie rozumieją.
9:00 Próbuje grzecznie wyczekać na lekarz w łóżku, nie ma bata muszę wrócić do chodzenia. Bezruchu generuje we mnie niepokój i drazliwość. Zreszta jak będzie coś chciała to złapie mnie jakoś. Wychadzam kolejne kroki, a moja postać dreptająca w tę i z powrotem powoli wpisuje się w krajobraz oddziału.
10:00 Gadka z moją lekarz prowadzącą odbywam w trakcie marszu. Pyta jak tam zyciu mija i inne takie takie. Mówię, że ciężko i wspaniale, nudzi mnie to chodzenie, ale nie widzę innych perspektyw dla siebie w tym miejscu, drażnią mnie nawet Ci co chodzą wolniej ode mnie. Dodaje że mogłabym podbić świat, ale nie tutaj. To generuje kolejną fale złości. Zostaje mi przypisana kolejna dawka relanium.
11:00 Spotkanie społeczności, każdy mówi jak się czuje, co osiągnął w tym tygodniu i jakie rzeczy sprawiły mu radość. Słucham z 20 pacjentów, odpowiedzi są różne. Odchodzę raz bo nie jestem w stanie wysiedzieć, kolejka dochodzi do mnie, więc się chwalę, że czuję się przewspaniale, bosko i wzzechmocnie. Dodatkowo rozdzielanie są obowiązki oddziałowe na pacjentów typu: wycieranie stołów po posiłkach, odpowiedzialność za bibliotekę, czy dołączenie do komisji czystości, która sprawdza i ocenia pierdolnik we wszystkich salach (dla najbardziej schludnego pokoju jest słodka nagroda, zupełnie jak w jakimś teleturnieju). Ja bym się mogła zgłosić do wszystkiego, ale nie pozwolili mi. Ach ta moja chorobową nadgorliwość. Wybieramy również rodzaj ciasta na spotkanie przy herbatce. Wygrało jebane ciasto czekoladowe, ja wolałam rabarbarowe. Czekoladowe można jeść zawsze, rabarrborowe już nie. Jestem tym zdruzgotana. Resztę czasu do 12 spędzam na chodzeniu.
12:00 Czas na zajęcia plastyczne. Koloruje sobie ptaszki, było fajnie. Nawet godnie wysiedziałam ten czas. Koleżanka zwróciła uwagę, że pierwszy raz widzi mnie taką spokójną. Samą mnie to zdziwiło, bo kobita ma rację.
12:30 Powtórka z rozrywki, nie mam czasu na jedzenie. Zjadam w pośpiechu połowę papryki z farszem i zmykam.
13:00 Ruszamy na spacer, który ja bym raczej nazwała konduktem pogrzebowym, bo zamiast chodzenia mamy człapanie. Dobija mnie to do reszty, bo ja wolę chodzić sama i własnymi ścieżkami. Tutaj nie mogłam z powodu ryzyka, że ktoś uzna, że próbuje zwiać. Wymęczyłam się na nim, pomimo wolnego tempa.
14:00 Wkurw rośnie, za mało miejsca, dobijający ludzie, czekam do 15 na relanium. Wciąż chodzę, a bity nierozłącznie ze mną.
15:00 Zegar wybił, It's relanium time! Po pół godziny mój umysł zwalnia. W końcu siadam sobie na łóżku i czytam na spokojnie komiks. Ten proszek był dla mnie niczym melisa. Więc to tak jest, jak można skupić myśli i coś zrobić bardziej statycznego. No nie powiem nawet fajnie.
Do 16:00 korzystam z klarownego umysłu. Czytam, rozmawiam na spokojnie, puzzelki sobie ułożę nawet i odpoczywam, w końcu odpoczywam.
16:30 Kolacja, zjadam nawet więcej niż zazwyczaj. Zaczynam odczuwać głód, jak ludzki człowiek.
17:00 Mam odwiedzinki siostry, miałam mieć przepustkę na wyjście z nią, ale z powodu środowego ataku furii na cały świat, lekarze cofnęli mi ten przywilej. No cóż. Wzamian możemy wyjść na ogródek, gdzie zawsze jest łatwiej uzewnętrznić się niż w socjalnym. Siedzę prawie spokojnie, ale to i tak niebo w porównaniu z tym co wcześniej.
18:30 Siostra wychodzi, a ja zostaje w najgorszym możliwym czasie. Wiem, że nie tylko ja czekam na leki.
19:00 Ni chuja nie wiem co się działo od 19, ale wiem że dobiłam w krokomierzu 12 km. Nie wiem czy mam się czuć z tego powodu dumna.
20:00 Znowu umysł mi przyspiesza, chcę iść na rolki. Błagam. Potrzebuje złapać oddech. Wciąż chodzę.
21:00 Leki, chwała Bogu leki! To dla mnie nadzieja na chwilę wytchnienia. Wjeżdża lit, lamitrina, relanium i chuj tam jeszcze co. Jestem królową życia, ale nadal zamknięta w swojej wieży. Do 22 siadam z paroma innymi pacjentami do gry w uno. Nawet ten czas jakoś zleciał.
22:00 Wyłączamy światło, cisza nocna moi drodzy. Nie ważne że jesteś dorosłym człowiekiem z pełnia praw obywatelskich, sio do łóżka, raz dwa! Czasami ludzie chowają się do palarni, by sobie pogadać na intymne tematy typu jak ktoś chciał się zabić i dlaczego, ale ja tym razem w tym nie partycypuje. Mam już wenę aby coś kolejnego dla Was napisać.
23:00 Powoli kończę, powoli zasypiam. Może dzisiaj zasnę bez dopalaczy. Życzę tego sobie. Zwłaszcza miło wstać bez porannej zamułki. Dobrej nocy wariatuńcie. Czas przytulić się do podusi.
To jeden z dni w oddziale. Ogólem zajęć i konsultacji jak np. z psychologiem jest więcej, ale nie miało to miejsca tego dnia. Powiem Wam że nie wiem jak się czuje czasami, to bardzo trudne do opisania. Może jak się ustabilizuje łatwej mi będzie złapać większą perspektywę. Zresztą jak to myślałam o poprzednim poście tego typu, to uznałam że w sumie spanko i myślenie o śmierci zamieniłam na zapierdalanko i napęd na robienie wielu rzeczy na raz. To nie brzmi zdrowo. Chujowe są te choroby psychiczne. Nie polecam.
Dziękuję bardzo, bardzo i nie na podziękuję się Wam za Waszą obecność i wsparcie pod wieloma kątami, a hasełko na dzisiaj dla wytrwałych czytających to Relanium, a co mogło być innego. Fajnie ze to przeczytaliście. :) Buziaczki i miłej niedzieli.