1222 + 1 = 1223
Tytuł: Opowieść wigilijna
Autor: Charles Dickens
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10
#bookmeter
– Ośmielam się twierdzić, że spotkało mnie w życiu wiele dobrego, choć niekoniecznie miałem z tego pożytek – odparł siostrzeniec. – Boże Narodzenie to jedna z tych rzeczy.
Tak mnie jakoś naszło w tym okresie świątecznym żeby sobie odświeżyć tę nowelkę, którą ostatnio czytałem w szkole chyba i, pamiętam to, nie podobała mi się wtedy. Dziś, nieskrępowany tym, że muszę rozmieć książki, tak jak program sobie tego życzy postanowiłem przeczytać ją jeszcze raz, i postarać się zrozumieć, bo może wtedy jej nie zrozumiałem. Chociaż teraz, po zakończonej lekturze, mogę powiedzieć, że za wiele w niej do rozumienia to jednak nie ma. Ot, prosta historia, choć ładna, ale przy tym i trochę naiwna o „nawróceniu grzesznika” czy też o „skruszeniu zatwardziałego serca”. I chciałem nawet podejść do niej z pozytywnym nastawieniem, święta w końcu, i nawet podszedłem, ale to nastawienie jakoś mi się w trakcie lektury przestawiało. I nawet poczyniłem pewien eksperyment myślowy, starałem się odebrać ją tak, jak wydawało mi się, że mógłby ją odebrać czytelnik współczesny panu Dickensowi, ale i to mi się nie udało. Dlatego, że jestem zbyt współczesny? Zbyt przyzwyczajony do tego co w literaturze rozwinęło się później? Nie mam pojęcia. Chyba nie. Tym bardziej, że przecież lubię te długie, nudne, dziewiętnastowieczne powieści, w tym i te autorstwa pana Dickensa. Więc zastanawiałem się czym one różnią się od
Opowieści wigilijnej i doszedłem do wniosku, że swoją złożonością. Więc czegoś się chyba w te święta o sobie dowiedziałem, dowiedziałem się, albo poczyniłem krok w kierunku dowiedzenia się, co mnie w literaturze interesuje a może nawet pociąga.
Sama książka, żeby spełnić wymogi formalne wpisu, opowiada o Ebenezerze Scrooge, człowieku interesu, który nie cieszy się świętami Bożego Narodzenia, a w zasadzie w ogóle nie cieszy się niczym, co nie przynosi mu zysku. I tego Ebenezera Scrooge’a nawiedza w wigilijny wieczór kilka duchów i pokazują mu przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a Scrooge pod wpływem tego co zobaczył nawraca się i staje się lepszym człowiekiem. Świetne przesłanie, realizacja dużo mniej świetna.
Największym dla mnie plusem z tego, że tę książkę teraz przeczytałem jest to na co na pewno nie zwróciłem uwagi czytając ją w szkole, a mianowicie kapitalne zabiegi narracyjne autora (czytałem przekład pani Patrycji Zarawskiej, to może być w tym miejscu ważne), to kierowanie się wprost do czytelnika, jak choćby w tym miejscu:
Otóż nie ulegało wątpliwości, że Marley nie żyje. Należy to wyraźnie zaznaczyć, w przeciwnym bowiem wypadku nic niezwykłego nie wyniknie z historii, którą zamierzam wam przekazać. Gdybyśmy nie byli w pełni przekonani, że ojciec Hamleta zmarł, zanim rozpoczęła się akcja sztuki nie byłoby nic szczególnego w tym, że przechadzał się nocą wśród wiejącego od wschodu wiatru po murach obronnych swego zamku. Ot, jakiś dżentelmen w średnim wieku nierozważnie pojawia się po zmroku w wietrznym miejscu […]
I to też jest coś za co tę dziewiętnastowieczną literaturę bardzo lubię, więc miło było mi takie rzeczy czytać.