#psychologia

26
755
siema, czy po zamowienia psychologa na #znanylekarz widzi on moje dane? Tj imie+nazwisko, ewentualnie miejscowosc? Mam troche niezbyt przyjemnych spraw o którym nie chciałby by dowiedział się ktoś przede wszystkim w rodzinie/najbliższym otoczeniu- a musze o nich pogadać ze specjalistą; w rodzinie jest osoba bardzo dobrze znająca środowisko psychologów, boję się, że ktoś może skojarzyć moje nazwisko, stąd pytanie
Tak, wiem o klauzulii poufności, jednak nie ufam jej na tyle, by rozmawiać o moich prywatnych sprawach z kimś kto potencjalnie może dać podstawy do podejrzenia, że chodzę do psychologa mimo zapewnień na papierze.

#psychologia #pytanie #lekarz
bejonse

Jak idziesz prywatnie to możesz podać fałszywe dane bo nikt nie będzie robił wpisu. Tak samo na znanym lekarzu. Już w ogóle do takiej specjalizacji jak psycholog.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #rozkminy #psychologia

TLDR: Wykonuje swoją roczną, terapeutyczną pracę domową.

23.
Wybaczcie za tak długie milczenie. Tęsknię już z Wami. Pisanie tutaj jest bardzo ważne dla mnie, ale z powodu świąteczno - sylwestrowych zawirowań, plus zwyczajnej niechęci do wchodzenie w sobie wstrzymawalam się z tym. Mam w planach napisanie wpisu o pierwszych swoich urojeniach opętańczych, ale do tego muszę usiąść tak na spokojnie i przemyśleć. Na ten moment bardzo osobisty wpis z moim "podsumowaniem" rocznej terapii, co wypracowałam, co myślę o sobie, co bym chciała jeszcze zmienić. Nawet w sumie nie wiem czy nie zbyt osobiste, ale skoro mogę mówić o tym na terapii to mogę wszędzie. Sorki za chaos, pisałam to co w duszy gra.

Jestem Fafalala, mam 30 lat, za niedługo 31. Życie mnie nieźle przeczołgało, dałam radę, ale nie zawsze sobie radze z tym bólem który mam w sobie. Najlepiej wyprała bym sobie mózg. Właściwie to już próbowałam. Czasem nie wiem na ile jest we mnie mnie, a ile wszczepionych rzeczy od innych, ale staram się jak najlepiej je identyfikować, co czasem doprowadza mnie do nadmiernego analizowania i ruminencji. Nie umiem wyłączyć myślenia, czasem jestem więcej w sobie niż na zewnątrz. Lubię też wchodzić w siebie, bo liczę ze to mnie uratuje. Że coś ominęłam, a analizowanie wydarzeń przybliży mnie do rozwazania. Nie wiem jaka jestem głównie, ale wiem że czasem jestem super szałowa i bardzo się lubię, świat jest mój, a czasami jest tak że rozszarpałabym swoje ciało, tak aby dostarczyć sobie jak najwięcej bólu, bo to ciało odmawia mi posłuszeństwa i ciągnie mnie w dół zabierając energie. Lepiej czuje się w trudnych sytuacjach, wtedy odpala mi się wtedy tryb super ogarniacza. Życie mnie tego nauczyło. Z wyzwaniami codzienności czasem sobie nie radzę, przez co czuje się nie dopasowana, ale zazwyczaj je ogarniam, w bólach ale ogarniam, więc to dobrze chociaż czasem energii brakuje by nadal się nadwyrężać. Pracuje w zawodzie, który sobie wymarzyłam na studiach, podobno jestem dobra. Przynoszę pomoc innym. Nie mam innych celów na dany moment niż przetrwanie kolejnego okresu czasu. Juz wiem ze czasem jest mega, a potem już nie. Nie panuje nad tym. Już nie chce mi się z tym walczyć. Chcę zaakceptować że czasem jest tak, a czasem tak. Chciałabym zmniejszyć tylko intensywność tych doznań. Lubię komiksy, kocham tańczyć, to jest to co wypełnia mnie do reszty, lubię słuchać innych, ale też mówić, lecz tylko zaufanym ludziom. Nie dzielę się sobą z każdym, wiele razy już potraciłam relacje, kiedy inni zaczynali czuć że się robi grubo. Buduję wspierającą relację z moim partnerem już 10 lat, nie zawsze jest miodowo ale kocham go całym serduszkiem, nawet nie wiecie jak bardzo. Lubię fantastyczne światy, pochłaniają mnie czasem bardziej niż mój ten obecny. Lubię też mocne bity jak i płynące melodie. Muzyka pozwala mi zidentyfikować jak się czuje, zazwyczaj to dla mnie pierwszy sygnał zmian. Nie wiem jaka jestem, ale to co napisałam wyżej chyba świadczy trochę o tym że wiem. I często czuję się jakby były dwie osoby we mnie. Aż mam inna fizyczność dla samej siebie, ale to nadal to sama osoba. Podobno.

Co zdobyłam:
- lepiej identyfikuje i określam swoje emocje
One zaczynają istnieć w większym spektrum niz do tej pory.
- nie muszę ratować innych aby czuć że moja osoba ma znaczenie, że moje istnienie ma sens.
- zaczynam mówić i tłumaczyć swoje postępowanie i zachowanie innym w odniesieniu do emocji które odczuwam. Zachowanie przestaje być wyrzutem ciała, teraz zaczyna być nicią działań.
-zaczynam z większą łatwością mówić o sobie, swojego życia staram się nie traktować jak taboo tylko dlatego bo było wypenione bólem.
- nie identyfikuje złości (zazwyczaj) jako objawu słabości czy agresywnosci do innych. Widzę ludzi wokół mnie, którzy stawiają granice, nawet nie zawsze w elegancki sposób w obliczu swoich emocji i nie rysuje już ich w tak złym świetle jak do tej pory. Słowo złość pojawiło się w moim słowniku i czuje ze jest mocno zespolone ze mną, chociaż nadal nie potrafię się pogodzić w ilością tego w sobie.
- nie jestem zła albo dobra, jestem efektem wielu działań które dzieją sie i działy wokół mnie. Zachowanie jest efektem tego co we mnie siedzi, nie zawsze muszę sobie radzić z emocjami i często tak nie jest, ale też często sobie daje rade. Kontrola nie zawsze oznacza wyrażenie siebie i swoich potrzeb. Już nie muszę się kontrolować, mogę wiele, więcej niż do tej pory.
- nie mogę oddawać w inicjatywę innym ratowania swojego życia. To ja sama muszę o nie walczyć, a nie liczyć że zostanie mi w końcu zrekompensowana krzywda w życiu przez innych. Zostałam zraniona, tak już będzie, albo to zaakceptuje albo będę próbowała zwalczyć to uczucie w sobie, albo uciekała.
- czasem się czuje niedoceniona, to bardzo kładzie mnie na łopatki. To że zaczynam czuć że się nie liczę. Wiem to i daje mi to duża przewagę.
- to co o mnie myślą inni to ich przestrzeń, ważne co ja myślę o sobie, to jest moja prawda. Prawda nigdy nie jest obiektywna. Chyba że mówimy o prawach natury i świata, ale wtedy mamy do czynienia z faktami.

Co chce jeszcze osiągnąć:
- chce umieć, właściwie chcieć dbać o swoje ciało. Karmić je, nie ranić, leczyć, nie truć. Autoagresje traktuje czysto instrumentalne, jako narzędzie do rozładowania napięcia.
- pragnę poczuć stabilność, to że wiem że to co się dzieje wokół mnie jest moje i że ze mną jest spójne.
- pragnę umieć wyciszać swoje myśli i popędy tak aby nie rujnowaly mi kontaktu z rzeczywistościa.
- chce być w świecie takim realnym na tyle ile mogę, czasem mam bardzo dziwne myśli, które odrywają mnie i pochłaniają tak że znikam. Czasem nie wiem na ile. Wypełniają mnie do reszty. Później jest ciężko wrócić. Często nawet nie chce.
- nie chce aby strach mnie powstrzymywał przed działaniem, chodzi mi o takie lęki które sprawiają że wracają do mnie pewne sytuację i mam duży problem aby zrobić rzeczy, które nie powinny być problemem jak wzięcie leków, pójście do lekarza, kontakt z obcymi, paranoje że mnie ktoś skrzywdzi.
- chce nie chcieć umrzeć, znaczy chce umrzeć, ale nie mogę. Pragnę aby smutek nie ciągnął mnie na sam skraj.
- chce panować nad popędami, takimi wyrzutami energi które roznoszą mnie w pełni. Te działania przez które biorę kredyty i kupuje komiksy i półki na te komiksy bo przestają mi się mieścić. Wiem, że to bardzo głupie aby spełniać zachcianki, gdy nie ma finansów na podstawy życia. Kolejne, szybka jazda autem, bo czuje ze mogę, że panuje, że jestem mistrzem kierownicy, albo nadwyrężanie się energetycznie, do palipatcji serca i starych stóp, bo przecież trzeba napierdalać.
-chce zaczynac i kończyć rzeczy, umieć zachować dyscyplinę, spójność w działaniu, celowość w życiu, a nie latanie od jednej strony na drugą. Wiem że ludzie są spektrum przyjemnych i tych mniej przyjemnych emocji, ale zaczynam starać się zaakceptować że moje spektrum mnie przerasta.
- nie chce mieć pragnienia krzywdzenia innych aby poczuć że żyje, aby odreagować energię w sobie. Dla mnie akt ranienia siebie czy innch jest największym wyrazem ekspresji. To wybuch z ciała dający nadludzka siłę. Pragnę dostarczyć bólu innym i sobie. Ten ból mnie rujnuje.

Nawet nie wiem co myśleć, o tym co jest wyżej, ale chyba taka jestem i nie mam już innej opcji.
a0d97668-f165-4ffe-9843-8e25aaa274f6
WhiteBelle

O kurde, jakby to mój terapeuta przeczytał, to by pomyślał, że to ja napisałam. Dosłownie jakbym była Twoim bliźniakiem emocjonalnym Nawet wiek i parę innych rzeczy się zgadza xD I ja również byłam już na etapie "aby przetrwać", kiedy moim jedynym marzeniem było umrzeć po ostatnim z moich kotów, tak, żeby móc zapewnić im opiekę do końca i odejść bez martwienia się, co z nimi będzie. Aktualnie intensywnie pracuję z terapeutą nad swoją samooceną i jestem w szoku, że to działa i wewnętrzny krytyk w końcu zamknął mordę, a kiedy próbuje się odezwać, to jestem w stanie obiektywnie skontrować te głupoty, które mówi. Pracuję też nad moimi traumami, prawidłową komunikacją z innymi i lepszym kontaktem z samym sobą (ja też mam problem z oceną, kim jestem, jak i gdzie kończę się ja, a zaczyna to, co ktoś mi wmówił) i tu też widzę postępy. Długa droga przede mną, ale wierzę, że mogę być szczęśliwa, i tak samo wierzę, że i Ty możesz to osiągnąć. Cieszę się, że pomimo przeciwności nie poddałaś się i walczysz o swoje życie. Gdybyś chciała pogadać albo o coś zapytać, to nie krępuj się. A swoją drogą, to czy stwierdzono u Ciebie/podejrzewano dwubiegunówkę? Z opisu (myślenie o sobie raz w superlatywach, a potem z nienawiścią, niebezpieczna jazda samochodem, kompulsywne kupowanie itp.) tak to wygląda. U mnie to podejrzewają, a tę diagnozę dostałam po 10 latach leczenia i mnóstwie innych diagnoz, bo moje objawy nie są tak widowiskowe jak przy typowej dwubiegunówce. Czy to podejrzenie jest trafione - jeszcze nie wiem, bo boję się zacząć przyjmować nowy lek po tym, co zrobiła ze mną duloksetyna przepisana na depresję. Ogólnie na temat dwubiegunówki mogę się rozpisać, jeśli Cię to zainteresuje. Tak czy owak życzę sukcesów w pracy terapeutycznej. Edit: widzę, że w tagach jest i depresja i mania, no ale moje pytanie pozostaje w mocy. Pewnie w wolnej chwili poczytam Twoje inne wpisy i dowiem się więcej, ale na ten moment wiem tyle, ile z tego wpisu.

ErwinoRommelo

Ehh sily do pracy nad soba, Sam tez jestem takim wymeczonym kartonem ktorego wypelnia tylko smutek i pare ksiazek.

Sezonowiec

@Fafalala Miło się czytało ten wpis. Widać, że bardzo dużo spraw sobie zidentyfikowałaś i to wiele znaczy na drodze życia z takimi problemami. No i masz luks robotę oraz Chłopa a stały związek bardzo pomaga przy napierdalance z problemami takiej natury jakie posiadamy. Fajne plany, życzę żeby jak najwięcej udało się osiągnąć i gratuluję tego co do tej pory udało Ci się zrobić 💪😊

Zaloguj się aby komentować

#anonimowehejtowyznania

Czy można mieć nudności na tle psychicznym?

Od jakiegoś czasu mam dziwne, zupełnie losowe, nagłe ataki odruchu wymiotnego. Najczęściej rano, gdy żołądek pusty, ale w dzień również, i to co raz częściej.

Czasami po jedzeniu, wydaje mi się że mam skurczony żołądek. Kilka razy nie udało mi się powstrzymać i zwymiotowałem.

Dla osób postronnych wygląda to okropnie, kiedy słyszą jak robię głośne BLEARGH! a nie jest to coś, co można powstrzymać, przechodzi dopiero po kilku "cofnięciach".

Po nowym roku zapiszę się do lekarza, ale wydaje mi się że to na tle psychicznym. Odżywiam się normalnie, raczej zdrowo, problemów żadnych zdrowotnych nie mam (zobaczymy co wyjdzie w badaniach).

Ten rok był dla mnie bardzo męczący, masa problemów, rozwiążesz jeden, pojawia się drugi, rozwiążesz drugi, pojawia się trzeci, i tak cały czas.

Dlatego zacząłem się zastanawiać czy to nie z nerwów. Depresji chyba nie mam. Na ile mogę ocenić, funkcjonuję normalnie, tylko mam masę na głowie a końca nie widać.

#psychologia #zdrowie #depresja



Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #658d7898cf4ac0227e44ce32
Post dodany za pomocą AnonimoweHejtoWyznania: https://anonimowehejto.pl - Zaakceptowane przez: HannibalLecter
Budo

@anonimowehejto jak najbardziej można mieć, szczególnie na tle nerwowym i stresowym. Wbrew pozorom często spotykane.

Zlasu

@anonimowehejto można, a i owszem. Mówi się o nerwicy żołądka, towarzyszą jej często inne niekomfortowe objawy. Standardowo, trzeba pójść do lekarza, przedstawić temat, zrobić badania i wykluczyć inne choroby. A kiedy się je wykluczy, pójść do dobrego psychiatry. Kiedy objawy są nasilone, lekarz zwykle oferuje leki w celu ich uśmierzenia. Mechanizmu sięgnąć można w trakcie terapii.

Enzo

Jest bardzo wiele przypadłości na tle nerwowym. Powinno się jednak wykluczyć inne potencjalne przyczyny robiąc przynajmniej morfologię z próbami wątrobowymi a najlepiej jeszcze gastroskopię.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#psychologia #trauma #filozofia #ciekawostki
Często w internecie przewija mi się takie powiedzonko: „Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi i słabi ludzie tworzą trudne czasy”, ale im dłużej zagłębiam się w takie tematy jak przywiązanie, trauma, emocje, praca mózgu, tym bardziej nie mogę znaleźć potwierdzenia dla tych słów. Właściwie to nigdy nie trafiłam na jakikolwiek trop potwierdzający te słowa (choć nie twierdzę, że jestem alfą i omegą i wiem wszystko). Wszystko wskazuje na to, że jest zupełnie odwrotnie - trudne czasy tworzą słabych ludzi, a dobre czasy tworzą silnych ludzi. Poniżej zamieszczam ciekawy fragment książki Gabora i Daniela Maté „Mit normalności. Trauma, choroba i zdrowienie w toksycznej kulturze”

Doktor Szyf wraz ze swoim montrealskim zespołem przeprowadził jedno z najczęściej cytowanych badań epigenetycznych, które ma znaczące implikacje dla naszego postrzegania rozwoju, zachowania i zdrowia. Pracując ze szczurami laboratoryjnymi, naukowcy analizowali wpływ interakcji matki z młodymi w pierwszych dniach po urodzeniu na reakcje na stres potomstwa przez resztę jego życia – czy jest ona adekwatna i pewna, czy nadmierna i podszyta lękiem. Skupiono się na osi HPA, regulującej stres pętli sprzężenia zwrotnego obejmującej podwzgórze, przysadkę mózgową i nadnercza. W szczególności badacze przyjrzeli się tym molekułom receptorów w mózgu, których zadaniem jest modulowanie stresu, czyli wywoływanie odpowiedniego zachowania w sytuacji stresowej. Stworzenia, u których reakcje stresowe są słabo regulowane, będą bardziej niespokojne i mniej zdolne do stawiania czoła nawet zwykłym wyzwaniom środowiskowym, a przy tym nadmiernie zestresowane nawet w normalnych warunkach.
Badanie pokazało, że jakość wczesnej opieki matczynej ma wpływ na biochemiczną zdolność mózgu potomstwa do zdrowego reagowania na stres w dorosłości. Decydujące markery epigenetyczne – sposób ekspresji pewnych genów – w mózgach szczurów różniły się w zależności od ilości opiekuńczego kontaktu z matkami1. Co zdumiewające, potomstwo przeniosło na własne niemowlęta rodzaj macierzyństwa, jakim samo zostało otoczone. Szyf i jego współpracownicy wykazali również, że jakość opieki matczynej wpływa na aktywność receptora estrogenu – podstawowego hormonu żeńskiego – u szczurzyc, co rzutuje na wzorce macierzyństwa w następnych pokoleniach2. Dzięki niezwykle pomysłowym manipulacjom badanej populacji szczurów – zabiegom nie do pomyślenia w przypadku badań na ludziach – stwierdzono, że zarówno fizjologiczne, jak i behawioralne następstwa wczesnych wzorców opiekuńczych mają charakter niegenetyczny, czyli nie są przekazywane poprzez tak zwany kod genetyczny, który pozostał niezmieniony. Były one raczej epigenetyczne – innymi słowy, zdeterminowane przez wpływ różnych rodzajów matczynej opieki na aktywność genów w mózgach potomstwa. (Badacze przyglądali się konkretnie temu, z jaką „czułością” szczurze matki „myły” czy też lizały swe młode).
„Rozumiem, ale mówimy o gryzoniach laboratoryjnych – powiesz być może. – Co te odkrycia oznaczają dla ludzi żyjących w prawdziwym świecie?” Słuszne pytanie, na które natura udzieliła wymownej odpowiedzi w postaci niszczycielskiej burzy lodowej, która w styczniu 1998 roku nawiedziła prowincję, gdzie dr Szyf i jego zespół prowadzili badania3. Uznana za jedną z najtragiczniejszych w historii Kanady klęsk żywiołowych, burza pozostawiła wielu mieszkańców Quebecu bez ciepła i elektryczności. Na im więcej „obiektywnych stresów” narażone były ciężarne kobiety w ciągu tych trudnych dni – na przykład w postaci konkretnych, mierzalnych czynników, takich jak ciemność, zimno i szkody w gospodarstwie domowym – tym mocniej fizjologia ich dzieci była naznaczona skutkami tych przeciwności losu nawet w okresie dojrzewania. (Uczestniczki badania wywodziły się z podobnych środowisk społeczno-ekonomicznych, kulturowych i etnicznych i mieszkały w tym samym podmiejskim obszarze). „Obserwując dzieci na przestrzeni lat – powiedziała Suzanne King, profesor psychiatrii na Uniwersytecie McGilla – odkryliśmy, że ten obiektywny stres tłumaczy wiele dzielących je różnic: słownictwo, BMI [wskaźnik masy ciała] i otyłość, wydzielanie insuliny i działanie układu odpornościowego”4. Zmiany dotknęły nawet IQ. „Zaobserwowaliśmy też zwiększoną częstotliwość występowania astmy – dodał dr Szyf – a także wzrost liczby genów zapalnych i odpornościowych mających związek z autoimmunizacją”.
Powinienem podkreślić, że nie tylko matki przenoszą na potomstwo przewlekłe zaburzenia w działaniu mechanizmów stresu. W jednym z eksperymentów zdrowe samce myszy były drażnione różnymi stresorami: częstymi zmianami klatek, ciągłą ekspozycją na światło lub biały szum, zapachem lisa, trzymaniem w ciasnej rurce, i tak dalej. Następnie połączono je w pary z niezestresowanymi samicami, które otaczały młode znakomitą opieką. Mimo to ich potomstwo wykazywało zaburzone reakcje na stres i wzorce hormonów stresu. Innymi słowy, mimo najlepszych starań matek ojcowie niejako przenieśli niepokojące nieprawidłowości przez plemniki5. U ludzi stres ojcowski na wczesnym etapie życia dziecka również może mieć długofalowe następstwa, sięgające co najmniej wieku dojrzewania. Grupa badaczy stwierdziła, że przeciwności losu dotykające zarówno matki, jak i ojców mają „miarodajne powiązania” z epigenetycznymi profilami dzieci6.

Drugi cytat z książki Daniela Żyżniewskiego „Emocje i nastrój. Jak je zrozumieć i kształtować” - (wrzucam tu tylko cytaty, na które natrafiłam ostatnio, lecz to tylko wycinek, a nie całość literatury).

Neurony pod wpływem większej siły bodźców nie stają się bardziej wydolne. Jest dokładnie odwrotnie, tzn. im silniejszy bodziec, tym większe ryzyko śmierci komórki neuronalnej z tzw. przestymulowania. To jeden z powodów, dla których człowiek wychowywany w rodzinie, w której panuje przemoc słowna i fizyczna,ma istotnie mniej neuronów i mniej połączeń między nimi w całej korze mózgowej w porównaniu z człowiekiem wychowywanym w rodzinie bez przemocy. W rezultacie osoby, których emocjonalność kształtowała się w takich warunkach, mają większe trudności w panowaniu nad pobudzeniem i mniejsze poczucie wpływu na jakość swojego stanu psychicznego, więc i mniejszą odporność psychiczną w dorosłości. Uwidacznia się to w warunkach kłopotów życiowych a nie podczas względnie bezpiecznej rutyny dnia codziennego. A zatem ogólny potencjał sieci neuronalnych pozwalają zwiększyć nie coraz silniejsze bodźce, lecz coraz bardziej zróżnicowane.

[1] Moshe Szyf i in., Maternal Programming of Steroid Receptor Expression and Phenotype Through DNA Methylation in the Rat, „Frontiers in Neuroendocrinology 26”, nr 3–4 (październik–grudzień 2005), s. 139–162.
[2] Frances A. Champagne i in., Maternal Care Associated with Methylation of the Estrogen Receptor-1b Promoter and Estrogen Receptor-Alpha Expression in the Medial Preoptic Area of Female Offspring, „Endocrinology 147”, nr 6 (czerwiec 2006), s. 2909–2915.
[3]Lei Cao-Lei i in., DNA Methylation Signatures Triggered by Prenatal Maternal Stress Exposure to a Natural Disaster: Project Ice Storm, „PLoS ONE 9”, nr 9 (19 września 2014), https://doi.org/10.1371/journal.pone.0107653 .
[4]Wendy Leung, Pregnancy Stress During 1998 Ice Storm Linked to Genetic Changes in Children After Birth, Study Suggests, „Globe and Mail”, 30 września 2014.
[5]Ali B. Rodgers i in., Paternal Stress Exposure Alters Sperm MicroRNA Content and Reprograms Offspring HPA Stress Axis Regulation, „Journal of Neuroscience 33”, nr 21 (maj 2013), s. 9003–9012.
[6]Marilyn J. Essex i in., Epigenetic Vestiges of Developmental Adversity: Childhood Stress Exposure and DNA Methylation in Adolescence, „Childhood Development 84”, nr 1 (styczeń 2013), s. 58–57.
DNA Methylation Signatures Triggered by Prenatal Maternal Stress Exposure to a Natural Disaster: Project Ice Storm

DNA Methylation Signatures Triggered by Prenatal Maternal Stress Exposure to a Natural Disaster: Project Ice Storm

Background Prenatal maternal stress (PNMS) predicts a wide variety of behavioral and physical outcomes in the offspring. Although epigenetic processes may be responsible for PNMS effects, human research is hampered by the lack of experimental methods that parallel controlled animal studies. Disasters, however, provide natural experiments that can provide models of prenatal stress. Methods Five months after the 1998 Quebec ice storm we recruited women who had been pregnant during the disaster and assessed their degrees of objective hardship and subjective distress. Thirteen years later, we investigated DNA methylation profiling in T cells obtained from 36 of the children, and compared selected results with those from saliva samples obtained from the same children at age 8. Results Prenatal maternal objective hardship was correlated with DNA methylation levels in 1675 CGs affiliated with 957 genes predominantly related to immune function; maternal subjective distress was uncorrelated. DNA methylation changes in SCG5 and LTA, both highly correlated with maternal objective stress, were comparable in T cells, peripheral blood mononuclear cells (PBMCs) and saliva cells. Conclusions These data provide first evidence in humans supporting the conclusion that PNMS results in a lasting, broad, and functionally organized DNA methylation signature in several tissues in offspring. By using a natural disaster model, we can infer that the epigenetic effects found in Project Ice Storm are due to objective levels of hardship experienced by the pregnant woman rather than to her level of sustained distress.

Plos
GtotheG

@koniecswiata zgodze się z tym, wystarczy popatrzeć na np. żony milionerów, one są wszystkie szczuplutkie i seksi. Czemu? Bo nie mają zmartwień, stary placi za zabiegi, za zdrowe jedzenie, za trenera personalnego. Zawsze najlepiej wyglądają ludzie, co mają nieograniczone zasoby życiowe i nie muszą ich sami zdobywać

Jarem

@koniecswiata

Wybiórcza uwaga.

DexterFromLab

@koniecswiata to jest tak że kiedy przychodzi wojna to często najsilniejsi przeżywają. Potem Ci wszyscy ludzie po traumach mają po prostu przesunięty środek percepcji na ból. Z boku wygląda to tak jak by byli twardzi. Żeby nie być gołosłownym, przykład dziadka mojej żony który przeżył Auschwitz. Człowiek zamknięty w sobie do ostatniego dnia. Nigdy nie opowiadał co tam widział. Miał swojego przyjaciela z którym to przeżył. Siadali przy stole i w milczeniu spędzali czas. Patrząc z boku ktoś mógł pomyśleć że to oznaka siły tak milczeć i nie narzekać na nic. Ale gdyby zajrzeć w głąb jego umysłu to było tam cierpienie i rany tak głębokie że zwykłe problemy dnia codziennego bledły przy tym i wydawały się blachostką. To nie siła była w tych ludziach, to rany były zbyt głębokie, i nie było już łez które można było by wypłakać bo już wszystkie zostały wypłakane.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #chad #psychologia #rozkminy

TLDR: Wracam na ziemię.

22.
Mój Broże, chyba nadszedł ten epicki czas remisji, albo zmniejszam tempo. Nie jest za szybko, nie jest za wolno w mojej głowie. Tak w sam raz. Teraz odczuwam jak biegłam w myślach w ostatnim czasie, czuje też ciężkość głowy po niedospaniu. Moje wory pod oczami są epickie. Nadal śpię trochę mniej niż zazwyczaj, ale to już nie są 4 czy 2h snu. Uf, jaka ulga. Zawsze lubiłam spać.

Poczułam to już przy zasypianiu, jak zarejestrowałam zmęczenie. Ten oczywisty element, że chce zasnąć. Już nie musiałam bawić się w oglądanie zamulających filmików, aby gdzieś tam niezauważenie odpłynąć. Wręcz mi to przeszkadzało. Pojawiła się myśl typu: jestem śpiąca, chce iść spać, więc odłożyłam telefon iii wsiadłam biegiem do śpiólkolotu bez miliona myśli goniących jedna za drugą w głowie i bez podatności na wszelkie rozproszenia, które nakazują mi robić rzeczy TERAZ!

W środku jest też inaczej, nie czuje takiego rozgorączkowania, ani obciążenia. Nawet nie wiem jak to opisać, ale mam wrażenie jakby moje myśli i ciało w końcu spotkały się w jednym miejscu. Chcę robić rzeczy, ale nie za wszelką cenę. Planuje swoje ruchy tak normalnie, zdrowo.

Rzeczy które doprowadzały mnie do furii teraz się spłaszczyły, aż wydaje mi się to śmieszne, że nie mogłam się z nimi skonfrontować w normalny sposób. Kwestie pracy wyklarowały mi się, mimo że miałam tendencje do dramatyzowania w wielu kwestiach. I to poczucie wyjątkowości, ja pierniczę. Jak?! XDD

No kurcze fajnie. Cieszę się. Stało się to w najlepszym czasie. A każdemu z Was moi kochani Czytelnicy życzę owocnego odpoczynku w nadchodzących dniach. Dajcie sobie przestrzeń do zauważenia i zaakceptowania swoich emocji. Papatki.
c4f710c2-02c0-4b20-aa4b-4238d814236f
Opornik

@Fafalala Ej weź nie wrzucaj zdjęć ze słonecznego lata jak taki syf za oknem!

Zlasu

@Fafalala cieszę się. To - znów na podstawie obserwacji - jest chyba tak, że bez względu na nierównowagę neurotransmiterow w mózgu reszta ciała nie jest chemicznie oszukiwana. Jest zmęczenie, głód, wydatek energii i emocji, które nie zostały "odnowione" itd. I na tym etapie zwolnienia prędkości zaczyna się to czuć. I to dobrze, bo mózg znowu dostrzega sygnały z ciała.

Zaloguj się aby komentować

Mam banie pełną pomysłów, jeżeli chodzi o wszelakie DIY, ale brakuje mi 3 atrybutów...

1: brak pewności siebie, jak coś zrobię to i tak nie daje wiary rodzinie/znajomym, że to jest fajne, tylko myślę, że tak mówią żeby mi nie zrobić przykrości.
2: zawsze było mi szkoda kasy na wszystko, więc np, zamiast pod jakiś projekt kupić specjalna farbę, lakier, to klepie wszystko na jedno kopyto bo akurat taka farbę mam to po co kupować inną.
3: biorę się za 5 rzeczy na raz więc w efekcie ciężko mi skończyć cos raz a porządnie.

Na przykład teraz ledwo zacząłem pracę nad lampką z kawiarki a już myślę, że to nie ma sensu i lepiej to porzucić niż kończyć ten projekt...

Czyli ucieczka najlepszą formą walki z porażka...

#oswiadczeniezdupy #psychologia
f662e7d5-032d-4e18-b04d-562c0de6b8a8
emdet

@cebulaZrosolu w psychologicznych kwestiach - nie pomogę

Ale jeśli chodzi o DIY, to co nieco w życiu już zrobiłem.

1. Nie rób dla poklasku. To miłe, jeśli komuś się podoba coś co zrobiłeś, ale najważniejsze w tym wg mnie jest po prostu realizowanie swojej wizji. Jeśli działa w miarę tak jak chciałeś żeby działało - znaczy że jest git. Jak nie działa - to się też czegoś nauczyłeś. A już w ogóle najważniejsze - zanim się za to zabrałeś, to to nie istniało, zrobiłeś coś od zera. Mi to sprawia największą satysfakcję.

2. Kwestia ile masz hajsu i jak długo już z takimi rzeczami działasz. Mi na początku super ciężko było wydać kilkadziesiat zł na materiały dzięki którym końcowy efekt byłby lepszy, często nawet jak miałem materiał to używałem gorszych odpadków byle ładniejszych fragmentów nie "zmarnować". Zmienia się to z czasem.

3. Jeśli 1 rzecz na 5 doprowadzisz do końca to i tak super zawieszanie projektów w połowie jest chyba wpisane w diy. Niektóre po prostu muszą swoje odczekać albo nigdy nie umrzeć światła dziennego.

Dzban3Waza

@cebulaZrosolu 1. Wrzuć to ocenimy. 2. Jak to coś warte zrób zbiórkę to wpłacimy 3. Nie czytałem

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #chad #psychologia

TLDR: Wybudowałam pomnik wokół własnego pojebania i pilnuje go jak żandarmeria te epickie schody.

21.
Ja już nie wiem jaka jestem. Mam tak duży rozstrzał nastrojów i podejść, że nie wiem co jest moje, a co wymuszone/wyuczone. A może wszystko jest moje, może taki jest człowiek?
Wzielam aprypiprazol raz do tej pory 15mg i czułam się następnego dnia, jakbym ostro przedawkowała. Ledwo doszłam do pracy przez zawroty głowy i osłabienie. Skończyło się, że przepraszałam moją szefową jak skarcony piesek (na którą jestem cięta od jakiegoś czasu), że tyle problemów stwarzam i jej przeszkadzam w jej pracy. Myśl o tym sprawia, że moje 50m2 mieszkania nie starcza aby to rozchodzić. Poczułam się znów jak mała dziewczynka. Plus taki, że pospałam 9h pierwszy raz od prawie tygodnia, wada- znów nie mogłam się podnieść z łóżka. Nie tęskniłam ża tym nic, a nic. Przez ostatnie 3 tygodnie wstawałam na dźwięk budzika jak sprężynka, i to jeszcze po 4h snu. Magia.

Ciężko mi powiedzieć co mi dolega, może nic. Kto wie? Może sama sobie wkręcam, że mam coś z banią, byle tylko usprawiedliwić swoje opory przed próba zmian perspektywy. Jestem skrzywdzona i chce, aby świat i tym wiedział. Tyle że teraz to głównie sobie robię tym krzywdę. Ostatnio jestem bardzo szczęśliwa, robię, działam, nie myślę o śmierci. Chcę być każdym i nikim zarazem. Czasem jestem rozwścieczona, ale tak w pełni, aż do kości. Jakby biologiczna tkanka mojego ciała miała wybuchnąć pod wpływem wzrastajacego lawinowo napięcia. Przeklinam, zaciskam zęby, krzyczę, rzucam się, drapie i biję siebie. Raz miałam tak, że ogarnęła mnie po pracy nieziemska siła, jakby nadludzkie moce wpłynęły w moje ciało, więc na szybko w notatku napisałam tak: "Jestem wszech potężna, mogę zmieść świat jednym ruchem ręki. Wszystko zależy od mojej woli. Jestem nad człowiekiem. Zniszczę swiat. Aż czuje jak moc mnie wypełnia. Oni nie wiedzą co we mnie tki. Niech jeden się natrafi, a zmiazdze go, zmasakruje. Mój Bosze abym tylko mogła, kogoś, kogokolwiek." Niesamowite uczucie i przytłaczające zarazem. Jak wróciłam do domu, ani nie mogłam zapanować nad ciałem, ani twarzą. Mój partner dopytywał się czy niczego nie brałam. Nawet nie umiałam mu wyjaśnić co się stało.

A teraz jest 2 w nocy. Dziś nie brałam tabletki, za duże wyzwanie czeka mnie w pracy jutro/dzisiaj, nie ma miejsca na zamulanie. Musze mieć przestrzeń do myślenia. Znów nie śpię.
e61df071-93ec-401a-b41d-dc0dd423daf5
Belzebub

Fiu fiu. No dzieje się. I po wpisach mam wrażenie, że eskaluje

ErwinoRommelo

Ehh tez ostatnio ciezko, chuj wie z jakiego powodu. Obys zlapala za line zanim wir emocji cie wciagnie, moze wydaja sie czasami jak z tym przyplywem mocy ze ciagnie do gory, ale to dla tego ze ciagnie tak mocno i szybko ze sama niewiesz w ktora strone do powierzchni. Oby sie poprawilo, a te pixy to dogadaj dawkiwanie z panem co wypisal, takie samo dostrajanie nie jest dobrym pomyslem.

Zlasu

@Fafalala 15 arypi to chyba standard w leczeniu manii. Z lekami bywa tak, że na początku mocno odczuwa się działania niepożądane, nie warto od razu przerywać leczenia. Może porozmawiaj z lekarzem? Może inny mix, może pierwsze dni mniejsza dawka - cokolwiek. Jest wiele podejść.


Z manią jest tak, że jest również stanem chorobowym, jak depresja, choć jest tak różna od niej różna.

Zaloguj się aby komentować

Eh czemu tak mało psychologów prowadzi konsultacje online XD znany lekarz wyświetla mi jedynie 5 xD co się zmieni jak znajdę czas którego mam cholernie mało i ruszę te dupe

#kiciochpyta #pytanie #psychologia
Jarem

@TMBRK

Moja różowa będzie prowadzić od stycznia, bo zapotrzebowanie jest ogromne

Zaloguj się aby komentować

Prozac zamiast choinki?

Święta i celebracje przez tysiąclecia służyły człowiekowi jako mechanizm chroniący go przed przerażającym ogromem wszechświata, którego był jako jedyne stworzenie świadomy. Problem jednak tym, że przerażający ogrom wszechświata pozostał. Ale świąteczne lekarstwo przestało działać.

„W grudniu jesteśmy przystosowani do tego by jeść, pić i chować się przed wilkami”

Taki komentarz mignął mi gdzieś przed oczyma kilka dni temu i w sumie na tym mógłbym zakończyć ten wpis gdybym całą historię miał umieścić gdzieś 300 lat temu. Wtedy bowiem świętowane od tysiącleci przesilenie zimowe, w ostatnich stuleciach jako Narodziny Jezusa Chrystusa na tym mniej więcej jeszcze polegało. Nikt nie miał wówczas wątpliwości, że były to święta znacznie mniej istotne niż kluczowa dla chrześcijaństwa Wielkanoc. Zwłaszcza, że Boże Narodzenie było jedynie początkiem karnawału, gdzie świat dosłownie stawał na głowie, a w zakresie spożywania alkoholu i seksu obowiązywały normy jakie się współczesnym hedonistom nie śniły.

Zaskoczeni? Słusznie, bo to było bardzo dawno temu, a w międzyczasie miała pojawić się nowa wizja świąt, która zdążyła się już skompromitować.

To ta wizja pocztówkowa, mająca rzekomo oddawać prawdziwego ducha świąt. Rodzinnych, z obowiązkowym kominkiem i gęstą choinką. Ten obrazek nie wziął się znikąd. Oczywiście adaptując, po raz enty w historii ludzkości wcześniejsze zwyczaje stworzono coś co zaistnieć mogło tylko w realiach mieszczańskiej etyki XIX wieku. Święta w formie opisanej w „Opowieści wigilijnej” Karola Dickensa (jest jednak przesadą spotykane niekiedy powiedzenie, że to Dickens wymyślił święta. Nie wymyślił, ale swój udział zdecydowanie miał) były projekcją obrazu jaki najbardziej wpływająca wówczas na kulturę klasa społeczna chciała widzieć w lustrze.

Problem polega na tym, że ten wyidealizowany, w dzisiejszych czasach dodatkowo skomercjalizowany twór nie zapewnia tego, czego pierwotni ludzie od świąt oczekiwali.

Celowo wyżej wspomniałem o „przesileniu zimowym”. Boże Narodzenie, z drobną korektą w starożytności właśnie się z nim pokrywa. Podobnie jak masa innych świąt obchodzonych zarówno dziś, jak i w starożytności. Nie powinno to dziwić, bo religie od samego początku były ściśle związane z przyrodą. Dlaczego? Bo człowiek jest jej częścią.

Nie czuję się samotny w swej niechęci do zimy, bo to akurat częsta przypadłość

Na tyle częsta, że udowodniona w licznych badaniach. Na sezonowe zaburzenia nastroju skarży się od kilku do kilkudziesięciu procent społeczeństwa i najczęściej wiąże się je ze zmniejszoną ilością światła słonecznego. To fakt. Nie neguję, że neuroprzekaźniki w mózgu mają związek z naszym nastrojem, a na ilość tychże wpływa z kolei np. ekspozycja na światło słoneczne. Tyle, tylko, że o ile w tym miejscu możemy postawić kropkę w kontekście biologii czy scjentystycznej psychologii, to kulturowo musimy iść dalej.

Czytając o fenomenie sezonowych zaburzeń nastroju trafiłem kiedyś na sporządzoną w latach 80-tych relację opisującą rozmowy ze starszymi mieszkańcami północnej, prowincjonalnej Norwegii.

Ludzie ci, posiadający osobowość ukształtowaną w czasach stosunkowo nietkniętych przez nowoczesną kulturę nie wypierali spadku nastrojów zimą, gdy dnia nie było lub trwał kilkadziesiąt minut. Jednakże uważali to za absolutnie normalną część ludzkiego żywota. Taki to był po prostu okres – zwolnienia, pewnego rodzaju hibernacji i „przeżerania” tego co się udało zdobyć w bardziej „ludzkich” miesiącach.

To oczywiste jeżeli spojrzymy na ludzką psychikę nie jako produkt biologiczno-chemicznego rachunku, lecz jako nadbudowę, która na nim powstaje.

Człowiek jest gotowy znieść najgorszy ból i nie przeżyć najmniejszego. Kiedy ból, na przykład bolesne starcie w sporcie jest uzasadniony zewnętrznymi środkami to staje się po prostu przykrą koniecznością. Gdy zaś spotyka nas drobna niewygoda, ale absurdalna i niezasłużona, to czujemy się okropnie upokorzeni.

Żeby to co nas spotyka trafiało to tego pierwszego katalogu odpowiadała przez stulecia religia

O ile w XIX wieku albo i wcześniej uważano, że religia jest przejawem naiwności czy niedouczenia, niczym dziecięca wiara w św. Mikołaja (to moje porównanie) to już w następnym stuleciu pojawiła się masa ludzi, która wskazywała na różnego rodzaju psychologiczne czy socjologiczne funkcje jakie obrzędy religijne spełniały.

I jeżeli wpatrzymy się w kalendarz religijny to znajdziemy zadziwiającą zbieżność świąt z tym jak zachowuje się przyroda.

Święta w życiu takiego przednowoczesnego człowieka pełniły pewnego rodzaju kamienie milowe, wskazówki jak ma się czuć i na co sobie pozwolić. Był czas na pracę i był na lenistwo. To z kolei ściśle związane z tym, jak zachowuje się przyroda. Czas święty wbrew pozorom nie był „czasem wolnym” gdzie każdy robił co chciał. Był ściśle zaplanowany, jednak raczej nikt nie odbierał tego jako ciężkiego obowiązku.  

Współczesne święta ciągle pełnią różne funkcje, jednak ta wprowadzająca w życie człowieka porządek istotnie straciła na znaczeniu

O ile dla chłopa średniowiecznego grudzień oznaczał zupełnie inną aktywność ekonomiczną niż np. czerwiec, to dla większość członków współczesnego społeczeństwa nie ma to żadnego znaczenia. Wręcz przeciwnie, jeżeli możemy już mówić o jakimś spowolnieniu to następuje ono w miesiącach wakacyjnych – wtedy, gdy w przyrodzie i związanych z nią zawodach mamy największy zasuw.

Czas stał się czasem liniowym. Nie mamy wrażenia, że po prostu powtarzamy, w różnych perspektywach życiowo-przyrodnicze cykle, lecz ciągle przemy do przodu. Bezkosztowo?

Wykres który mi w życiu dał do myślenia najwięcej to wykres samobójstw na Grenlandii. Tamtejsza społeczność, gdy rząd duński (to ciągle teren podległy Danii) zaczął ją „cywilizować”, wsadzać do bloków z centralnym ogrzewaniem, toaletami i elektrycznością i dawać „nowoczesne” zawody w odpowiedzi… rozpiła się i wystrzeliła z największym wskaźnikiem samobójstw na świecie.

Nie będę mówił, że nic się nie zmieniło. Rząd duński wprowadził liczne programy naprawcze i nie żałuje kasy na to co sam spieprzył.

Jednak czy to odpowiada na problem, który tak naprawdę tu wychodzi? Moim zdaniem nie. Nikt nie przeczy, że centralne ogrzewanie i toaleta ma więcej plusów niż minusów. Podobnie jak to, że możemy mieć prawo wypisania się z obyczajów narzuconych nam przez społeczność. Jednak nie można zapominać, że tysiące, dziesiątki wręcz tysięcy lat (nie wiemy na dobrą sprawę jak wyglądała rewolucja neolityczna i przejście z kultur łowieckich na rolnicze, nie mamy na to źródeł pisanych) życia naszych przodków to nie była ciemnota. Ani też „tradycja” w rozumieniu mumii pokazywanej raz na jakiś czas w doraźnych politycznych i społecznych celach. To były naprawdę skuteczne metody radzenia sobie z problemami.

Pytanie brzmi: ile z tego jest dziś do odzyskania i wykorzystania?

PS: na dniach po dłuższej przerwie wyjdzie kolejny numer Newslettera, na który można zapisać się poniżej. Potem znowu będzie przerwa gdzieś do połowy stycznia. A potem? A potem to będzie naprawdę fajnie

https://www.filozofiadlajanuszy.pl/newsletter/

PS2: I można też „na mikołaja” postawić mi kawę:

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofia #filozofiadlajanuszy #kultura #swieta #psychologia #depresja #zima #religia
a3fc1cf5-86cc-48fc-a4c5-681365377692
pokeminatour

Problem z religiami jest taki że w naszym kręgu kulturowym mówi się tylko o religiach abrahamowych (chrześcijaństwo, judaizm, islam) co bardzo mocno zaburza kontekst tego czym jest religia. Są to religie oparte na dogmacie, na tym że słowo głoszone przez hierarchę jest świetę i nie można tego kwestionować, i tego że danej Religii nie można sprawdzić.


To powoduje że nasz krąg kulturowy odrzuca religie jako całosc bo z perspektywy naszej wiedzy główne prawdy wiary są kwestionowane jak i samo założenie "nie kwestionuje, słuchaj kapłana" w świecie w którym widzimy że różne rzeczy można przedstawić w całkowicie odmienny sposób, że nowe odkrycia naukowe burza starszę, że krótko mowiąc żyjemy w świecie ciagłych zmian w którym przedstawiana przez kogoś prawda nią nie jest, a inna prawda wkrótce może stać się fałszem.


Religia nie musi zakładać istnienia Boga, Religia może bazować nie na niepodważalnych dogmatach lecz na doświadczeniu i może być weryfikowalna na ten przykład buddyzm. W takim charakterze religia będzie o wiele bardziej znośna dla wspołczesnego człowieka. Zresztą tą samą funkcję ( mówienia jak żyć) nie musi pełnic religia jako taka, może być to jakiś nurt filozoficzny, przykładowi stoicyzm


Problemem jest edukacja która wybija z głowy samodzielne myślenie i szukanie żródeł, celuje w stworzenie bezmyślnej posłusznej masy, a nawet utrudnia zdobycie wiedzy bo jak inaczej uznać omówienie danej filozofii/ religii w trzyzdaniowej regulce która zbyt spłaszcza dany temat lub nawet jest błędna ?

Ta nie do konća bezmyślna i posłuszna masa zostaje w większości albo z katolicyzmem albo z pustką którą nie umie samodzielnie zapełnić. Do tego dochodzi brak samoświadomości, duchowości, refleksji.

Chociaż może to i dobrze, obawiam się że gdyby NPC'ty zyskały samoświadomość mogłoby to grozić masą samobojstw.


A rózne nurty na grudzień podadzą rózne rozwiązania przykładowo:

Stoik powie że jest to czynnik zewnętrzny na który nie mamy żadnego wpływu więc nie należy się tym umartwiać

Buddysta powie że istnieje koniec cierpienia, że nic nie trwa wiecznie - a zimą trwa do marca.


Dla NPC'tów pozostaje zatem all inclusive w Egipcie lub antydepresanty.


Oczywiście nie da to odpowiedzi co dokładnie należy robić w grudniu, ale dzięki temu nic się nie deaktulizuje.

wombatDaiquiri

@loginnahejto.pl


Czas stał się czasem liniowym. Nie mamy wrażenia, że po prostu powtarzamy, w różnych perspektywach życiowo-przyrodnicze cykle, lecz ciągle przemy do przodu. Bezkosztowo?


Zajebiście kosztowo. Ale to dostrzeże dopiero ten który dotrze do końca wytyczonej przez siebie trasy, zatrzyma się na szczycie i zrozumie że nawet jeśli chciałby zdobyć nowy szczyt, to po pierwsze on też nic nie zmieni, a po drugie musi najpierw zejść w dolinę.


Fajny wpis, chociaż w gruncie rzeczy chyba bardziej o rytmie życia ogółem niż o świętach w szczególności

NatenczasWojski

Widze ze koledzy madrzy, to zarzuce temat ktory mnie ostatnio frapuje: czy juz nie czas na nowa religie?


Religie powstaja zgodnie z mozliwosciami i poziomem świadomości ludzi danej epoki. Reguluja stosunki spoleczne, mowia jak zyc, odpowiadaja na trapiace pytania.


Jeśli religia powstała dla prostych pastuchow sprzed 2000 lat, to jak moze odpowiadac na moje potrzeby w XXI wieku? Nie dziwne ze postepuje laicyzm jesli odpowiedzia na wspolczesne problemy sa wskazowki dla wiesniaka z szopy sprzed 2000 lat...


Kiedy więc nowa religia odpowiadajaca moim wspolczesnym potrzebom? Czy mam sobie te potrzeby czym innym zaspokoic bo religie sie skonczyly?

Zaloguj się aby komentować

Ludzie zwykle mają obraz polityków jako oszustów i kłamców i biznesmenów jako chłodno kalkulujących jednostek. Mimo wszystko staramy się wierzyć, że są to osoby racjonalne. Tymczasem fakty wydają się temu przeczyć. Dla przykładu spora część biznesmenów interesuje się wróżbiarstwem, numerologią czy astrologią. To jest szalone, że ważne decyzje mogą być podejmowane w oparciu o poradę jakieś wróżki. Jest o tym cały artykuł.

Astrologia finansowa - pieniądze ukryte są w gwiazdach?

Klienci wróżek to ostatnio nie zakochane młode dziewczyny, ale poważni biznesmeni. Czy wróżki to rada na ekonomiczny kryzys? W Czwórce rozmawiamy z ekonomistą-astrologiem.

Jest jednak gorzej bo numerologią i okultyzmem ma się też interesować chociażby Putin.

Numery Putina. Sprawdzamy, czy rosyjski przywódca ma obsesję na punkcie liczb

Powszechne jest przekonanie, że rosyjskie elity, w tym Władimir Putin, mają obsesję na punkcie numerologii, okultyzmu i wszelkiej ezoteryki

Istnieją pewne dowody na to, że rosyjski przywódca interesuje się medycyną niekonwencjonalną (np. zażywa kąpieli z wyciągiem z poroża renifera).

O fascynacji rosyjskiego przywódcy numerologią piszą nawet tak poważni znawcy Rosji jak amerykańska dziennikarka Yulia Joffe

Wyobrażacie to sobie, że decyzja o wojnie na Ukrainie była podejmowana na podstawie określonej daty? Putin nie był też w tym odosobniony. Okultyzmem miał się też interesować Stalin czy Hitler. Tymczasem w USA elity oddają się dziwnym rytuałom w Bohemian Grove.

Ta teoria spiskowa jest… prawdziwa. Miliarderzy tańczą wokół płonącej sowy

Piszą o tym nawet w The Washington Post, gdzie dziennikarka tłumaczy, iż Bohemian Grove to swego rodzaju klub, który jest przeznaczony wyłącznie dla mężczyzn. Jeśli chcecie się tam zapisać, to pamiętajcie o pewnej rzeczy, mianowicie członkowie Bohemian Grove z reguły są prezydentami, wyjątkowo bogatymi biznesmenami oraz niezwykle wpływowymi ludźmi.

Innym problemem jest zwyczajnie stabilność psychiczna tych ludzi. Według statystyk psychopaci często odnajdują się w polityce i biznesie. Nie tylko jednak oni osiągają sukcesy. Winston Churchill, przedstawiany przez propagandę jako człowiek o żelaznym zdrowiu, miał depresje. Prezydenci Theodore Roosevelt i Lyndon B. Johnson mieli mieć zaburzenia dwubiegunowe. Putin z kolei jest podejrzewany o aspergera lub lekki autyzm.

Według badaczy osiemnastu lokatorów Białego Domu cierpiało na zaburzenia psychiczne

Na początku 2006 r. w magazynie „Journal of Social and Clinical Psychology” ukazał się tekst podsumowujący badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Wirginii. Na podstawie źródeł historycznych sporządzili oni ocenę zdrowia psychicznego 37 prezydentów USA: zaczęli od George’a Washingtona, skończyli na Richardzie Nixonie. Według badaczy osiemnastu lokatorów Białego Domu cierpiało na zaburzenia psychiczne, z czego w przypadku dziewięciu były one bardzo poważne.

Nie muszę też wspominać o bardziej typowych dolegliwościach, które człowiek nabywa w trakcie sprawowania wysokiego stanowiska jak megalomania albo paranoja. Neoliberalna ideologia wpoiła nam idee, że świat działa jak gra strategiczna gdzie chłodno kalkujące jednostki starają osiągnąć racjonalny zysk. Tymczasem być może kieruje nami banda psychopatów i szaleńców, którzy swoje decyzje opierają na podstawie układu gwiazd na niebie. Oczywiście jest to wizja mocno przesadzona, ale osobiście myślę, że zbytnio pokładamy wiarę w racjonalność decyzyjności tych na górze. Świat jest bardziej irracjonalny i chaotyczny niż nam się wydaje.

#polityka #psychologia #socjologia #antykapitalizm #revoltagainstmodernworld
5tgbnhy6

różnica polega na tym, że biznesmeni ryzykują swoją własnością, a politycy wspólną. a generalnie ludzie to nie komputery, nikt nie jest w 100% racjonalny, do tego praktycznie zawsze operują na niepełnych danych i decydują intuicyjnie

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #iinnetakietakie #psychologia

TLDR: Coraz rzadziej wpisy, coraz intensywniejsze życie. Czas na aktualizacje.

20.
Hejo Hejto! Jestem tak zarobiona, że pomimo chęci pisania samej w sobie czuje, że trudno mi zebrać to wszystko w słowa.
Nadal niewiele śpię, ale jest coraz lepiej. Dobijam w porywach do 5h snu, nawet zdarza mi się podsypiać w ciągu dnia. Proces zasypiania jest już mniej uciążliwy i intensywny. Znacznie szybciej wchodzę i wyczuwam fazę zasypiania. To dobrze, ale jestem już tak nabrzmiała na twarzy, że czuję jakby zaraz miała mi wybuchnąć. Głowa, ciało też takie nijakie.

Zaliczam hurtowo lekarzy, robię szkolenia, chodzę na imprezy, występy. Jestem zmęczona psychicznie tym, bo nie przywykłam do takiej ilości atrakcji, ale nie zmienia to faktu że to robię. Mam moc, chęci. Dzisiaj tańcowałam do 3, zasnęłam o 5, rano o 9 szkolenie no i jestem tutaj. Ze szkolenia niewiele pamiętam, drzemałam sporą część czasu. Musiało być ekscytująco skoro nawet mnie byli w stanie uśpić swoim gadaniem. Zresztą nie oszukujmy się. Nie ma mowy abym mogła się skupić, próbowałam wczoraj. Co chwilę zaczynałam coś robić w tle, a to telefon, a to jakieś filmiki, jedzenie, pisanie, rysowanie bazgrołow między notatkami. I co chwilę w głowie glos: Hej hej koleżanko, może wrócisz do słuchania tego co uznałaś że może być istotne w twojej pracy?! I jeb telefon w kąt, dobra słucham, pełne skupienie, ale tylko na jakieś 5 minut. Po którejś godzinie przestałam z tym walczyć.

Miałam rozmowę z psychiatrką, opisałam objawy. Zdziwiło ją to bo nigdy nie wyczuwała możliwości występowania u mnie zaburzeń afektywnych dwubiegunowych. Ja też nie, znaczy czułam że odstaje, ale nie w ten sposób. Kryteria diagnostyczne mi nie pasowały. W epikryzie: epizod hipomaniakalny, na razie bez diagnozy CHAD, w końcu to może nie być to. Kto tam wie, ja tam już dawno przestałam za sobą nadążać. Od jutra włączam arypriprazol, zobaczymy co się stanie i boję się tego. Zawsze się boję nowych leków zwłaszcza że potrafią dać mi w kość.

Dzisiaj tak długo i krótko zarazem. Mam nadzieję, że u Was wszystko okej i miłego wieczora. :)
e59c4d90-190e-418e-a858-e932771306f0
bojowonastawionaowca

@Fafalala tylko w tej intensywności nie zapominaj o sobie i swoich potrzebach, trzymaj się :)

dolchus

Czy to nie ADHD lub pochodne?

splash545

Dobrze, że byłaś u psychiatrki i, że dała Ci te nowe leki. Trzymam kciuki, żeby pomogły

Zaloguj się aby komentować

Z pozytywnych stron ADHD mogę wymienić to, że mogę bez końca wracać do tych samych gier, filmów, seriali czy książek i za każdym razem bawią tak samo. Już kilka tygodniu po, niewiele pamiętam, a po kilku miesiącach mogę spokojnie zaczynać od nowa, bo poza szczątkowymi wspomnieniami, nie pamiętam nic.
#adhd #adhddoroslych #psychologia #ciekawostki
6ecb5934-a1e0-4ab5-866d-5a99bc303013
GrindFaterAnona

@madhouze a to nie jest tak, ze przy adhd ciezko jest utrzymac koncentrację?

Patalizator

@madhouze skąd wiesz, że masz ADD? Czytam teraz książkę Gabora Rozproszone umysły i zastanawiam się czy przypadkiem sam nie mam

def

Chcialem zrobic test na adhd, ale byl za dlugi i nie dalem rady sie skupic xD

Zaloguj się aby komentować

Zapraszam na spotkanie z Martą Niedźwiedzką w podkaście "O zmierzchu". Tym razem zapraszam do posłuchania i do dyskusji o dotyku.

https://open.spotify.com/episode/1uSfblchCqQIAMZcZGqklA?si=E9Q-Ao1WQSuEk0U8-dKO1Q

TLDW
By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie.
By się rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie.
Virginia Satir

Dotyk uruchamia w naszym ciele produkcję oksytocyny, serotoniny, dopaminy, redukuje stres - oksytocyna działa bardzo skutecznie na redukcję kortyzolu. Układ nerwowy przepina się z reakcji walcz/uciekaj/zastygnij na reakcję poszukiwania interakcji społecznych - jest to najbardziej przystosowawcza część, młodsza od tych starych reakcji stresowych. Działa wtedy, kiedy aktywuje się nerw błędny, pojawia się pobudzenie dotykowe - albo ktoś nas dotyka albo my siebie.
Poszukiwanie relacji międzyludzkiej jako odpowiedź na stres emocjonalny jest zdrowe i przystosowawcze.

Jakość dotyku - i dotykany, i dotykający są naprawdę połączeni i w kontakcie emocjonalnym, w którym gadanie nie jest potrzebne. Dawca i biorca są zaangażowani i obecni.
Najlepiej działa taki dotyk, który jest w miarę wyraźny i w miarę powolny 3-5cm/sek.

Dotyk jest pierwszym zmysłem, którego uczymy się jeszcze w życiu płodowym i zaczyna działać zaraz po urodzeniu.

Deprywacja dotyku jest dla nas katastrofą psychiczną. Dla niemowląt jest wręcz śmiertelna (w XIII wieku niemiecki cesarz Fryderyk II Hohenstauf nakazał przeprowadzić słynny „eksperyment deprywacyjny" polegający na wychowywaniu grupy dzieci w całkowitej izolacji od mowy - czyli również od opiekunów posługującym się językiem - w celu sprawdzenia, jaki język wytworzy taka grupa - w rezultacie wszystkie dzieci zmarły).
Dzieci bez dotykania nigdy nie rozwijają się zdrowo emocjonalnie i intelektualnie.
Niedotykane niemowlęta zaczynają mieć bardzo szybko neurologiczne zmiany w mózgu.

W tym miejscu należy wspomnieć o kolejnym, kontrowersyjnym eksperymencie Harlowa na małpkach rezuskach - dla ssaków ważniejsze jest doświadczenie bliskości i dotyku i wynikające z tego poczucie bezpieczeństwa, zaopiekowania i łączności niż nawet jedzenie.

Tiffany Field przeprowadzała badania nad dotykiem - tzw. skin hunger - mają to wszyscy ludzie, którzy cierpią na brak interakcji z innymi, np więźniowie, kosmonauci. Odczuwanie "skin hunger" jest zbliżone do odczuwania głodu pożywienia, zostawia nas w podobnym dystresie. Cywilizacyjne na głód dotyku najczęściej cierpią starsze osoby i mężczyźni, którzy są wyjątkowo nieuprzywilejowani pod kątem dotyku w naszej kulturze. Młodzi mężczyźni, dorastając, są jakby z dotyku wyjmowani, czyli coraz mniej osób dotyka młodego chłopaka jak on dorasta, matki przestają dotykać, ojcowie najczęściej nie dotykają, oni nie dotykają się też między sobą, bo "faceci się nie dotykają". Nawet w pewnym momencie dotyk między mężczyzną a kobietą zaczyna być bardzo obciążony ewidentną dwuznacznością i w związku z tym mężczyźni potrafią żyć bardzo długo w braku nieseksualnego dotyku. Ten głód dotyku często się nawarstwia latami i skutkuje np. agresją. Nawet jeżeli to nie pójdzie w tą stronę to może się skończyć tym, że ci mężczyźni mają wielkie ciśnienie na seks, dlatego, że stosunek seksualny jest jedynym miejscem gdzie mogą nakarmić ten głód dotyku. Taka relacja jest uboga, bo tam nie ma nic z nasycania się i celebracji, tam jest łagodzenie tego głodu. Jeżeli tacy mężczyźni wrócą do siebie i uświadomią sobie ten mechanizm i zaczną sięgać po różne formy dotyku (to nie musi być dotyk erotyczny), to zazwyczaj to kompulsywne ciśnienie na seks spada a wzrasta możliwość przeżywania tego spotkania seksualnego na innym poziomie.

W kulturach wysokodotykowych, w których ten dystans międzyludzki jest mniejszy, jest dużo mniej agresji bezpośredniej, dużo większą skłonność do załatwienia agresji w sposób inny niż przemocowy.

Wszystkie najważniejsze komunikaty: jesteś bezpieczny, widzę cię, kocham, pożądam da się przekazać bez gadania. Wycofanie dotyku jest jednym z pierwszych komunikatów o osłabieniu więzi, o tym, że ludzie się od siebie odwracają i nie chcą być tak blisko i nie chcą mieć tego połączenia.
Dotyku nie można zakłamać, tzn. można dotykać nieświadomie, ale jeżeli dotyka się świadomie, to nie można dotykać z zainteresowaniem czy z pożądaniem, kogoś kto nas nie interesuje albo kogo nie pożądamy. Nie można dotykać ciepło i kojąco kogoś, co do kogo mamy negatywne uczucia, albo np. gniew. Można uprawiać seks bez zaangażowania emocjonalnego ale ciężko jest w takim układzie uzyskać ten rodzaj emocjonalnego nakarmienia, o które bardzo wielu osobom w intymności chodzi. W każdej relacji, czy to intymnej czy przyjacielskiej dotyk mówi o tym co się tak naprawdę dzieje, przez to, że kształtuje to takie najbardziej pierwotne i niedające się przekłamać doświadczenie kontaktu. Całą resztę możemy "pościemniać", możemy oszukać komunikaty wzrokowe, dźwiękowe , ale w dotyku możemy być w tym, co jest naprawdę.

Poniżej ćwiczenie, którego celem jest powrót do świadomego dotykania, czyli wyjście z tego automatycznego miziania i miętolenia, a wejście w aktywne dawania, branie i obecność . To ćwiczenie zaproponowała Betty Martin, nazywa się "Three minutes game". Ono jest z definicji aseksualne.

Dwie osoby siadają na przeciwko siebie:
Osoba 1 - dawca dotyku - pyta osobę 2 jak chce być dotykany/dotykana przez 3 minuty. Osoba 2, która ma być dotykana ma się spokojnie zastanowić co, jak i gdzie będzie ok i ma to jasno określić. 
Dający dotyk daje dotyk biorcy, a biorca nie może zostawać w tym momencie pasywny, musi aktywnie odbierać to, co się dzieje.
Po 3 min osoba 1, która będzie teraz biorcą dotyku pyta osoby 2 jak będzie ją dotykać przez 3 min i świadomie zgadza się albo nie na dany dotyk. Potem się zamieniają.

Ćwiczenie to pomaga nam zauważyć jak bardzo dotykamy się "na automacie", jak bardzo nie wiemy co nam sprawia przyjemność, jak bardzo jest nam ciężko poprosić, jak często robimy coś wbrew sobie, bo druga osoba tego od nas oczekuje. Ludzie często mają tak, że dawanie dotyku przychodzi im z łatwością, ale utrzymanie tego świadomego kontaktu w braniu jest dosyć skomplikowane.

Ludzka egzystencja bez dotyku jest pozbawiona bardzo istotnego, więziotwórczego materiału.
W tym świadomym dawaniu dotyku jest coś totalnie ważnego, jeżeli chodzi o relacje, bo tylko tą drogą jesteśmy w stanie przekazać pewien rodzaj ciepła i uwagi, który jest nieprzekazywalny żadną inną drogą.

#psychologia #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #rozwojosobisty

Zaloguj się aby komentować

Ja jestem, Ja czuję, Ja pracuję, żyję, oddycham.
Kto w takim razie oddycha, kiedy śpię?
Może oddychanie po prostu się dzieje?

https://youtu.be/_KNavv4gz2U?si=1P_wTehL2st9Jj25

#rozwojduchowy #rozwojosobisty #medytacja
#filozofia #psychologia
loginnahejto.pl

Nie ma żadnego „ja” w sensie jakiegoś ludzika na którym wszystko to co wymieniłeś jest jakby zawieszone

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj wrzucam trochę inspiracji "poradnikowych", zgodnie z zasadą: jak coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.
O co chodzi w tych "językach miłości"? Po prostu o to, że ludzie w różny sposób okazują sobie miłość. Te sposoby zazwyczaj wynoszą z domu rodzinnego i jeżeli partner/partnerka ma inny "język miłości" to trudno nam to zauważyć i stosować, no bo przecież znamy tylko "nasz język".
Komunikacja i współistnienie w związku to bardzo złożony temat i nie ogranicza się jedynie do sposobów okazywania sobie miłości, ale warto być świadomym tego zagadnienia.

A jaki Wy macie język miłości? Zapraszam do głosowania w ankiecie.

5 języków miłości wg Gary'ego Chapmana:

1. Wyrażenia afirmatywne (używanie słów do wyrażania afirmacji drugiej osoby - docenianie, komplementy)
2. Dobry czas (spędzanie razem czasu, skupienie się na partnerze - w tym czasie nie zajmujemy się jednocześnie czymś innym; rozmawianie, utrzymywanie kontaktu wzrokowego, słuchanie, wspólne działanie)
3. Przyjmowanie/dawanie podarunków (widzialne symbole miłości - ich koszt ma niewielkie znaczenie, "prezent z samego siebie" - bycie przy partnerze, gdy ten cię potrzebuje)
4. Drobne przysługi (chęć robienia tego, co nasz współmałżonek chciałby, żebyśmy robili - chcemy sprawić mu przyjemność, służąc mu; wyrażamy swoją miłość wyręczając go w czymś)
5. Dotyk (trzymanie się za ręce, całowanie, przytulanie, akt płciowy)

Myślę, że każdy intuicyjnie czuje jaki jest jego język miłości, ale można sobie pomóc wykonując test, np.:
https://www.idrlabs.com/pl/style-milosci/test.php

A jaki jest Wasz język miłości?

Źródło: książka Gary'ego Chapmana "5 języków miłości" Poniżej fragmenty:

W każdym dziecku znajduje się"zbiornik na emocje", który należy wypełnić miłością. Gdy dziecko czuje się naprawdę kochane, rozwija się emocjonalnie, ale jeśli zbiornik na miłość jest pusty, dziecko nie będzie się zachowywać właściwie. Wiele złych zachowań dzieci jest konsekwencją niespełnienia zbiornika na miłość." Ross Campbell

Emocjonalna potrzeba miłości nie jest jednak zjawiskiem dotyczącym tylko dzieci. Towarzyszy nam ona w naszym dorosłym życiu i w małżeństwie. Stan "zakochania" tymczasowo ją zaspokaja, ale - jak się później przekonujemy - jest to tylko rozwiązanie tymczasowe, o ograniczonym i przewidywalnym czasie trwania. Gdy mija szczytowy moment obsesyjnego "zakochania", ponownie pojawia się potrzeba miłości, ponieważ uczucie to jest podstawowym składnikiem ludzkiej natury. Znajduje się w centrum naszych potrzeb emocjonalnych. Potrzebowaliśmy miłości, zanim się "zakochaliśmy", i będziemy jej potrzebować przez całe życie.

Gdy zbiornik na uczuciową miłość twojego współmałżonka jest wypełniony i czuje się on bezpiecznie, doświadczając twojej miłości, cały świat nabiera kolorów, a twój mąż czy żona osiąga w życiu największe spełnienie. Jeśli jednak ten zbiornik jest pusty, a twój współmałżonek nie czuje się kochany, lecz wykorzystywany, postrzega życie w ponurych barwach i prawdopodobnie nigdy nie wykorzysta swoich możliwości związanych z czynieniem dobra w świecie.

Prawdziwy świat małżeństwa, gdzie w umywalce zawsze są jakieś włosy a lustro pokrywają małe białe plamki, gdzie prowadzi się spory na temat sposobu zawieszania papieru toaletowego i tego, czy deska klozetowa ma być opuszczona, czy podniesiona. To świat, w którym buty nie przemieszczają się same do szafki, szuflady nie zamykają się samodzielnie, płaszcze nie lubią wieszaków, a skarpetki po praniu są nieobecne i nieusprawiedliwione. W tym świecie spojrzenie może przynieść ból, a słowo może zmiażdżyć. Kochankowie mogą stać się wrogami, a małżeństwo przekształcić w pole bitwy. Fałszywą informacją było przekonanie, że stan zakochania będzie trwał wiecznie (pamiętaj - okres ten trwa średnio dwa lata). Niektóre pary są przekonane, że koniec okresu zakochania stawia przed nimi tylko dwie opcje: poddać się marnemu życiu w towarzystwie współmałżonka bądź opuścić ten tonący okręt i spróbować jeszcze raz. Badania wskazują też, że istnieje trzeci, lepszy wybór: możemy uznać stan zakochania za to, czym w rzeczywistości był (ograniczony czasowo okres nasilenia uczuć), i zacząć szukać "prawdziwej miłości" wspólnie z naszym małżonkiem. Tego rodzaju miłość obfituje w emocje, nie stanowi jednak obsesji. Jest to miłość, która łączy rozum i uczucia. Jej elementem jest akt woli; wymaga dyscypliny i uznaje potrzebę osobistego rozwoju.

Dlaczego - mimo pomocy licznych ekspertów - tak niewielu parom udaje się odkryć tajemnicę utrzymania wzajemnej miłości po ślubie? Problem polega na tym, że przeoczyliśmy podstawową prawdę: ludzie mówią różnymi językami miłości. Twój język miłości i język, jakim posługuje się twój małżonek, mogą się różnić tak bardzo jak chiński i angielski. Niezależnie od tego, jak bardzo się starasz wyrazić swoją miłość po angielsku, jeśli twój partner rozumie tylko chiński, nigdy nie nauczycie się wzajemnej miłości.

#psychologia #zwiazki #5jezykowmilosci #ankieta #ciekawostki

Jaki jest Twój język miłości?

24 Głosów
GtotheG

@koniecswiata dla mnie to 1, 2 i 5, nie umiem powiedzieć co najważniejsze, wszystko równie ważne.

e5aar

@koniecswiata dla mine to jest coś co muszę na nowo odkryć. Jednak wydaje mi się że 5, 3, 1.

Mikry_Mike

@koniecswiata dawno temu, zanim nie odkryłem, że jestem aromantyczny, po prostu robiłem. To mój sposób okazywania uczuć rodzinie - rodzicom i rodzeństwu. Po prostu robię dla nich rzeczy, nie zastanawiam się długo czy nie wygłaszam peanów. Nawet jeśli miałbym uskutecznić moje - rzekome - umiejętności pisarskie w służbie tego okazania uczuć, to po prostu napisałbym list.


Jak się zastanowię nad przeszłością, to zawsze to było robienie. Nie jestem dobry w mówieniu o tym co czuje, bo obecnie jeśli chodzi o "romantyczne" pierdololo, to jestem kompletnie pusty, ale to wynika z tego co napisałem na samym początku.

Zaloguj się aby komentować

Życie to wachlarz emocji, w tym cierpienie, które dotyka każdego z nas. Cierpienie, w swej różnorodności, jest wewnętrznie podobne, bez względu na powód. Dla dziecka strata ulubionej zabawki może być równie bolesna jak dla dorosłego utrata kogoś bliskiego. Cierpienie jest subiektywne, nie ma miary ani skali. Czasem, gdy mamy pozytywne nastawienie, potrafimy ignorować mniejsze cierpienia. Jednak zmiana nastawienia sprawia, że cierpienie wydaje się intensywniejsze. Traumy mogą czasami przyćmić całą rzeczywistość. Z wiekiem cierpienie często nasila się; młodzi ludzie bywają obojętni na swoje problemy, które wydają się błahe. Dojrzałość i starzenie się przynoszą większą świadomość i wrażliwość, a tym samym większe cierpienie. Z czasem doświadczamy coraz większych traum. Jednakże można nauczyć się żyć z cierpieniem, traktując je jako nieodłączną część egzystencji, podobnie jak drobne niedogodności. Akceptacja tej rzeczywistości z czasem może przynieść ulgę; cierpienie wtedy istnieje, ale nie jest już tak dotkliwe. Staje się elementem życia. Akceptacja wydaje się najzdrowszym sposobem na radzenie sobie z nieuniknionym cierpieniem, które jest tak samo naturalną częścią życia, jak oddychanie.

Nie proszę o rady, dzielę się tylko swoimi przemyśleniami i swoją drogą.

#feels #stoicyzm #psychologia
DziwnaSowa

@DexterFromLab Wpasowuje się trochę w przemyślenia Emila Ciorana.

DexterFromLab

@DziwnaSowa to nie są moje myśli. To tylko pogląd który przyjąłem za swój własny, słuchając wielu mądrych ludzi.

Modrak

Dzięki, że się z nami dzielisz. Jak się trzymacie? W święta może być trochę trudno, warto spróbować znaleźć coś angażującego, by się oderwać od nieuniknionej w tym czasie nostalgii. Może jakaś dobra planszówka?

DexterFromLab

@Modrak jakoś to idzie

Endrjuu

@Modrak ja polecam też intensywną aktywność fizyczną przynajmniej raz w tygodniu. W zimę łatwo zapomnieć o ruszaniu się. 😊

splash545

Bardzo trafne i zdrowe przemyślenia. Takie podejście na pewno może pomóc.

Zaloguj się aby komentować