#psychologia

26
755
Fragment niedocenionego filmu w reżyserii Guy,a Ritchie’go pod tytułem Revolver

Sceny pokazujące przejmowanie kontroli nad własnym intelektem.
Glowny bohater poprzez przełamywanie lęku i samoupokorzenie wygrywa walkę z ego.

Jest to jeden z moich ulubionych filmów.
Oglądałem go niezliczone ilości razy.

Głęboki psychologiczny przekaz w gangsterskim sosie.

https://youtu.be/3Cea-hyQevg?si=zA6XIX2Z3PMB3v5Z

#filmy #rozwojduchowy #rozwojosobisty #psychologia
jomazafaka

Guy Ritchie topka zwariowanych filmow gangsterskich: Lock Stock, Snatch, Revolver, Rocknrolla

Zaloguj się aby komentować

Zdarzyło wam się za kimś tęsknić?
No jak nie jak tak
Niedawno gdzieś czytałem, że tęsknimy nie za ludźmi, a za tym jak się przy tych osobach czuliśmy.
Miłe odczucia po usłyszeniu komplementu, poczucie bezpieczeństwa, większa pewność siebie itd.
W skrócie tęsknimy za hormonami, które sobie sami produkowaliśmy pod wpływem innych ludzi, czyli nie za ludźmi, a czymś co nadal jest nasze i jest dla nas dostępne cały czas.

Znacie jakieś książki na ten temat, albo porządne artykuły?
Nie uraczę was żadnym linkiem, bo usunąłem historie i nie pamiętam nazwy tego bloga, a na Google nic nie mogę znaleźć.

#psychologia #rozwojosobisty #rozwojduchowy
DziwnaSowa

@Gepard_z_Libii Zapoznaj się z twórczością Sapolskyego. Chyba to jest coś w ten deseń. Neurobiolog na Standardzie. Ma też całkiem fajne wykłady online (tylko po Angielsku na YouTube).

https://lubimyczytac.pl/autor/36862/robert-m-sapolsky#books-and-magazines


Są też książki od Candace B. Pert, ale tu jest masa kontrowersji związanych z jej światopoglądem. Spore osiągnięcia i odkrycia, ale i masa właśnie kontrowersji.

e5aar

@Gepard_z_Libii to trochę uproszczenie, bo w ten sposób można powiedzieć o wszystkim, że wynika z hormonów. Od tak działa każde zwierzę w tym ludzie ;)

Aya

@Gepard_z_Libii Jedyne co wyszperałam, może się przyda. Jak coś to książka 'przewodnik po emocjach' ale niestety nie ma osobnego rodziału o tęsknocie ¯\_(ツ)_/¯

5c6a9098-60cf-42e7-aef2-ab7ecd4fd1eb

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Czytam całą masę komentarzy o tym, żeby nie używać sformułowań typu „wariat”, „świr”, „do Choroszczy” itp. bo to stygmatyzuje.

Owszem – w tej formie stygmatyzuje. Ale nie jest alternatywą udawanie, że w pokoju nie ma słonia i zawzięte milczenie na pewne tematy. Choroby psychiczne dają objawy i te objawy należy traktować tak jak traktujemy kaszel czy biegunkę – wskazywać, że coś jest nie tak i odsyłać do lekarza. A że te objawy w przeciwieństwie do kataru są bardzo często skrajnie nieakceptowalnymi zachowaniami antyspołecznymi nie zmienia tego faktu.

#psychiatria #psychologia #depresja
Mikel

@loginnahejto.pl

Jest jednak różnica pomiędzy kaszlem, biegunką a chorobą psychiczną.

Jeżeli bagatelizujemy rzeczy błahe wtedy możliwe konsekwencje nie są tak drastyczne. Choroby psychicznej nie zaliczyłbym jednak do błahych.


Wyobraź sobie gdyby ludzie zaczęli by mówić "rak Ci wyskoczył" kiedy wyskoczy Ci nowy pryszcz. Ot, padł taki tekst w jakimś filmie i publika go łyknęła do tego stopnia że cała Polska go używa - mamy trochę takich 'kultowych' tekstów. Teraz powiedz mi czy nie miałoby to wpływu na świadomość badania zmian skórnych? Jakbyś miał jakieś zaczerwienienie a kumple zaczęli drwić "haha, rak Ci wyskoczył". To by Cię raczej odciągało od pójścia do lekarza zamiast budować świadomość.


Można drwić ze wszystkiego - ale z głową. Kiedy przyzwalamy na stygmatyzowanie rzeczy, które powinny być wyjaśniane to budujemy przeświadczenie w społeczeństwie że nie warto się nad sprawą pochylać. Popatrz ilu ludzi uważa że z homoseksualizmu można wyrosnąć. To nie jest ich przemyślenie do którego sami doszli ale przeświadczenie które zostało im kiedyś przedstawione - i teraz biorą to za prawdę życiową (którą niektórzy będą bronić do upadłego). Bowiem kiedyś, ten temat też był mocno bagatelizowany tak jak depresja i "idź pobiegać". Teraz zobacz ile wysiłku potrzeba żeby rozbić beton że to nie choroba i czym homoseksualizm w ogóle jest.


Chcesz tak samo bagatelizować problemy psychiczne, bo ktoś dziwnie się zachowywał? Czy naprawdę chcesz łączyć tragedię schizofreników z człowiekiem który słyszy głosy z kremla - tylko dlatego że to śmieszne?

Erebus

@loginnahejto.pl zabawne, że przeciętniacy prawie zawsze uważają geniuszy za chorych psychicznie i rozpaczliwie szukają metod jakby kogoś wykluczyć społecznie w taki sposób aby samemu poczuć się lepiej.

chociaż nie, to nie jest zabawne. to jest żałosne.

DiscoKhan

@loginnahejto.pl to jest ogólnie bardzo ciekawe zjawisko lingwistyczne, bo określenie "wariat" nawet nie jest stricte obraźliwe. Wyrażenia takie jak "niezły wariat" czy "dobry wariacik" też istnieją. Podobnie przy wyrażeniu "świr" - "ma świra na punkcie motoryzacji", "świruje do Agnieszki". Po prostu są to określenia na zachowania odbiegajaca od przyjętej normy, zarówno w sposób negatywny jak i pozytywny.


Jednocześnie nowsze terminologie wprost wrzucają kogoś kto grupy osób chorych psychicznie i paradoksalnie potrafią być znacznie bardziej obraźliwe przy mylnym określeniu cudzego stanu psychicznego co jest przecież nieuniknione - nie ma szans by ogół społeczeństwa posiadał wystarczającą wiedzę z zakresu psychologii i psychatrii aby spostrzeżenia zwykłych ludzi mogły być dokładne.


Nowoczesne terminologię często sugerują coś znacznie bardziej poważnego niż to jest w istocie. Kiedyś się mówiło, że ktoś ma doła, teraz to będzie od razu depresja - nawet jeżeli ktoś w istocie jest bardzo daleko od tego by rzeczywiście miał rzeczywistostą depresję.


To jest generalnie skomplikowany temat który wychodzi poza ramy samej psychologii i psychiatrii, leży mocno w dziedzinie lingwistycznej i tyle co na ten temat czytalem to nawet nie ma żadnych danych do wysunięcia twardych wniosków ponieważ zmiana terminów zakrzywia rzeczywiść wpływając na możliwość dokładnego ustalenia stanu faktycznego. Im częściej język się zmienia tym mniej dokładnie terminy będą używane przez ogół społeczeństwa.

Zaloguj się aby komentować

Dr David R. Hawkins.
Uznany psychoterapeuta, wykładowca, nauczyciel duchowy, autor licznych prac naukowych i książek oraz twórca mapy świadomości i techniki uwalniania.

Jeśli interesuje Cię kim był ten wspaniały człowiek i jakie okoliczności zaprowadziły go ku Poznaniu Boga, to zapraszam do posłuchania.

Pisząc o Bogu nie mam na myśli tego mściwego, wymyślonego na potrzeby przywódców bytu

https://youtu.be/5h1RnolkKRc?si=lCgQEa6H-IuklJ8Q

#rozwojduchowy #rozwojosobisty #psychologia #medytacja #psychologia
ramzes

@Gepard_z_Libii Nieco przypomina koncepcję z "Potęgi teraźniejszości"

Zaloguj się aby komentować

Zainspirowany wpisem użytkowniczki @koniecswiata o technice uwalniania i dobrym odbiorem tego wpisu przez społeczność, postanowiłem dodać trochę materiałów dotyczących medytacji i ogólnie pojętego rozwoju duchowego.
Na początek kwestia fundamentalna jaką jest samo pojęcie świadomości.
Czym w ogóle jest świadomość, którą my w rzeczy samej jesteśmy?

W tym miejscu chciałbym też podziękować naszej koleżance, że zdecydowała się dodać ten wpis, bo sam na początku próbowałem poruszać w komentarzach podobne tematy, ale nie było zbytniego zainteresowania ,a wręcz ehhh… szkoda gadać.

Niech was nie zmyli młody wiek prowadzącego.
Jak dla mnie chłopak jest autentyczny i widać że ma spore doświadczenie i do tego dość ładnie ubiera swoje myśli w słowa więc słucha się całkiem przyjemnie.
Próbuje stworzyć tag rozwojduchowy, ale coś nie działa i chciałem prosić kogoś o pomoc w tej kwestii.

https://youtu.be/5SCSj9Br6C4?si=3EaSN8mytKqeDker

#rozwojduchowy #medytacja #rozwojosobisty #psychologia #filozofia
koniecswiata

nie wiem czy zadziała w komentarzu, ale spróbuję zawołać #rozwojosobisty #filozofia i może też #psychologia i koniecznie kolegę @splash545

tag zaobserwowany, zaraz zabieram się do oglądania


Edit: tag nie zadziałał w komentarzu, taka mała sugestia, warto zadbać o dobór tagów, wtedy treści mają szansę trafić do zainteresowanych

koniecswiata

@Gepard_z_Libii Film bardzo ciekawy, dzięki za wrzucenie.

Pierwsze pytanie - pytanie o Twoją perspektywę - jesteś bardziej praktykiem czy teoretykiem? Medytujesz? Udało Ci się "rozszerzyć" świadomość dzięki medytacji? Zawsze wydawało mi się, że takie rzeczy zdarzają się mnichom na odludziu, którzy poświęcają lata na medytację. W sumie nadal tak myślę.


Myślę, że film może zainteresować naszą grupę medytacyjną, pozwolę sobie zawołać @Aya @ciszej @Rashan @l__p @TuzZaRogiem

l__p

@koniecswiata @Gepard_z_Libii nie ma świadomości, jest tylko tu i teraz.

Zaloguj się aby komentować

Najskuteczniejsza technika, na jaką trafiłam w swoim życiu odnośnie „zarządzania” swoimi emocjami to Technika Uwalniania Davida R. Hawkinsa, którą załączam do posta.

Napiszę swoimi słowami jak ja rozumiem tą technikę i jak ona wygląda z mojej perspektywy.

Po pierwsze, emocje są nierozerwalnie połączone z naszym ciałem – są pewnego rodzaju „reakcjami ciała”. Nie można odczuwać emocji i nie mieć odzwierciedlenia tych emocji w ciele (w postaci różnych odczuć, np. napięć). Jeżeli ktoś nie czuje, to znaczy, że ich po prostu nie zauważa albo je wypiera, tłumi lub robi jeszcze inne dziwne rzeczy – ale te tłumione emocje nie znikają, gdy zbierze się ich odpowiednia ilość, pojawią się później najczęściej jako dolegliwości psychosomatyczne.
Żeby móc zacząć używać tej techniki trzeba złapać kontakt ze swoim ciałem – zacząć zwracać uwagę na to, co dzieje się w ciele. To kwestia praktyki.

Kiedy już wiem, że pojawiła się we mnie jakaś emocja, to skupiam się na tym odczuciu z ciała i przyglądam się mu. Nie angażuje w to myśli - mielenie danej sytuacji w umyśle zazwyczaj jeszcze bardziej nakręca emocje. Trzeba pozwolić sobie na to, żeby „przepłynęła” i „wyczerpała się”, wtedy taka emocja trwa paręnaście sekund, może minutę – generalnie chwilkę.

Oto cała technika. Jest naprawdę bardzo prosta.

Zauważam taki trend ostatnio, że modne jest bycie wdzięcznym. Moda na bycie wdzięcznym atakuje mnie ze wszystkich stron - często spotykam się z tym na różnych warsztatach, podcastach, można nawet kupić dzienniki, "wdzięczniki" wydane na tysiąc różnych sposobów. I oczywiście nie ma w tym nic złego, to ważne, żeby doceniać to, co się ma, nawet jeżeli możemy sobie wyobrazić lepszą sytuację niż tą, w której się obecnie znajdujemy. Zastanawiam się tylko - czy my rzeczywiście czujemy tą wdzięczność, czy my bardziej "myślimy" wdzięczność? Wdzięczność jako koncept pochodzący z umysłu, myślę, że jest dostępny praktycznie dla każdego - prawie każdy tu i teraz potrafi zrozumieć, że są gorsze kraje do życia, że są miliony ludzi w gorszej sytuacji życiowej (nie tylko materialnej) niż my. Oczywiste. Ale czy rzeczywiście czujemy tą wdzięczność? Czy czujemy ją w ciele?
Pierwszy raz w życiu odczułam to "rozwibrowane" w ciele uczucie wdzięczności kiedy "uwolniłam", za pomocą właśnie tej techniki, wiele przykrywających wdzięczność emocji: smutku, gniewu, lęku. To było dla mnie naprawdę poruszające przeżycie.
#psychologia #emocje #davidhawkins #technikauwalniania

Dla zainteresowanych tematem polecam książki:
David R. Hawkins - Technika uwalniania (książka dotyczy samej techniki i emocji)
Gabor Maté - Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu (książka dotyczy wpływu tłumionych/wypieranych emocji na choroby, które nas dotykają)
314254c4-ffd2-4dac-9727-456c1c20b3f3
KLH2

Po pierwsze, emocje są nierozerwalnie połączone z naszym ciałem – są pewnego rodzaju „reakcjami ciała”.


Dodam jako ciekawostkę - wg teorii.. nie pamiętam - jakiś Europejczyk, ale nazwisko chyba nie ma znaczenia te reakcje ciała są pierwotne, pierwsze. Mózg dopiero po reakcji ciała niejako identyfikuje emocję jak taką, siaką czy owaką.

Jest to ciekawe o tyle, że teoretycznie w różnych kulturach te same reakcje mogłyby być identyfikowane jako różne emocje. I nie chodzi mi o to, że kulturowo różnie identyfikowany jest bodziec - cieszę się na widok szczeniaczka, a ktoś inny niekoniecznie, bo mechanizm reakcja<identyfikacja jest bardziej pierwotny. Ale to teoretycznie, bo nie znam żadnych badań, które by tę opcję potwierdzały

Gepard_z_Libii

Przed rozpoczęciem uwalniania polecam najpierw przeczytać kilka książek.

”Siła i moc” „Technika uwalniania” i „Przywracanie zdrowia” to według mnie absolutne minimum.

Pomoże to w zrozumieniu pewnych zjawisk i pomoże ujarzmić ego, które doskonale wie, jak groźna dla niego jest technika uwalniania i zrobi wszystko aby przekonać Cię że ta technika, to tylko strata czasu.

Jakby kogoś interesowało to służę pomocą, bo swojego czasu byłem mocno zafascynowany Hawkins’em i mam dość sporą wiedzę w temacie.

e5aar

@koniecswiata dla mnie punktem zwrotnym w zyciu (doslownie) było jak dowiedzialem sie i przczytalem książkę, ktora tłumaczy nasz system myslenia. To znaczy, ze mamy 2 systemy, jeden automatyczny, niskoenergetyczny, który działa non stop i drugi wysokoenergetyczny. I nie mówimy tu jakiś hipotezach, tylko nagrodzie nobla za to odkrycie i eksperymentalne ugruntowanie tej teorii. Ten drugi to w praktyce 'my', używamy ta część, gdy staramy się logicznie cos przemyśleć, liczyć i wykonujemy wymagające skupienia zadanie umysłowe. Znowu ten pierwszy odciąża ten drugi, jest naszym błogosławieństwem i przekleństwem. Oraz nigdy nie powinnismy podejmować decyzji na podstawie tego co nam podsuwa, ze względu na to, ze jest mega głupi (z paroma wyjątkami).

Dam pare prostych przykładów, pierwszy to, dajmy na to, ze się nie przygotowaliśmy na lekcje w szkole, strasznie nas to stresuje. System automatyczny podsuwa nam pomysł, żebyśmy po prostu nie poszli na lekcje. No i nie idziemy, spełnił swoje zadanie - ochronić nas przed stresem. Szkopuł jest taki, ze on nie potrafi w myślenie przyczynowo skutkowe oraz nie widzi konsekwencji.

Kolejny przykład: macie podejrzenia, ze wasz partner ma na was zły wpływ. Cały czas tak czujecie, umysł podrzuca to wam, czym więcej o tym myślicie, tym wsrodku lepiej się czujecie, bo w rzeczywistości, to wy jesteście winni sytuacji, która was zestresowała. Jednak, system jest głupi, i dopóki dopnie swego, jest z siebie zadowolony, uratował was.

Inny przykład, to jak czasami jesteście czegoś świecie przekonani, ze tak jest, bo mozg wam podrzucił (nie wiem, ze 2+2=5), jesteście pewni. Jednak jak sprawdzicie informacje, to potem zdziwko! jest zupełnie inaczej, no ale byliście pewni!

Ostatnim przykładem będzie prokrastynacja - jak odkładacie cos na później i robicie cos przyjemnego w danej chwili, system jest z siebie zadowolony! Zniwelował stres

Stad tez miesiące temu postanowiłem, ze nigdy nie będę podejmował żadnych decyzji, bo tak czuje, bo tak mi się wydaje, bo tak mi mówi instynkt (wyjątkiem jest jak jesteście mega specami w jakieś dziedzinie). Teraz jak mi się pojawia jakaś myśl w głowie i mnie probuje dręczyć, lub sprowokować u mnie jakaś reakcje staram się ja najpierw przemyśleć, rozumnie. Ofc, staram się, bo to praca do końca życia, nie jest proste, ale tez nie da się wszystkiego pilnować.

Komfort mojego życia zmienił się totalnie. Liczba złych decyzji diametralnie się zmniejszyła, a sam więcej robie to co lubie, świadomie.

Zaloguj się aby komentować

To jest Piotr. Jako młody człowiek poszedł do kościoła i trafił tam pod „opiekę” narcystycznych księży. Przez kolejne lata egzorcyści i charyzmatycy wypędzali z niego złego ducha. W ten sposób prawie doprowadzili go do śmierci. Po latach okazało się, że domniemany demon to choroba afektywna dwubiegunowa. Wszystko wydarzyło się w dużym mieście we wschodniej Polsce.

Jakie rzeczy dzieją się w mniejszych miejscowościach? Ilu jest pokrzywdzonych podobnymi praktykami w całym kraju? Głosu wielu z nich nie usłyszymy, bo już nie żyją.

Trzeba powstrzymać działalność sekt w Kościele oraz duchownych, którzy dopuszczają się szamańskich praktyk krzywdząc bezbronnych ludzi.

Szczery, osobisty i bulwersujący wywiad z Piotrem znajdziecie w całości na YouTube:
https://youtu.be/nqxTyL-dQSo

#egzorcyzmypolskie #lublin #psychologia #psychiatria
8bf74e64-2df2-4fbe-b5b9-cb434153d694
100mph

Znam podobna historie.

5tgbnhy6

świetna rozmowa, jak słyszę o tych odjazdach, typu przypisywanie każdej przeciwności szatanowi, to kojarzy mi się z osobowością schizotypalną, generalnie wiele taktyk manipulacyjnych związanych z patologią osobowości z wiązki B - FOG, triangulation, flying monkeys itp.


ja jestem ateistą wychowanym w katolickim domu i cały czas mnie zastanawia jak po takich doświadczeniach można pozostać w wierze i kościele i nie skreślić całego tematu jako machiny manipulacji ludźmi (no offence)

GtotheG

@pkostowski 26:10 - zaczelam sie dusic ze smiechu xD dobra faza!

Zaloguj się aby komentować

Tyle się narzeka na alkohol czy narkotyki ale czasami mi się nasuwa pytanie ile osób wybrało picie zamiast magika. Z detoxu albo nawet monaru da się człowieka odzyskać, z trumny gorzej.

#przemyslenia #alkoholizm #psychologia
Jarem

@loginnahejto.pl

To co poruszasz jest defacto bardzo ciekawą kwestią.


W skrócie - substancje psychoaktywne mają zdolność regulacji emocji. Ale też podbijania tych emocji.

Są one o tyle groźne, że jak używasz ich w sytuacji kryzysowej to zagłuszą inne sposoby radzenia sobie.


Także na krótką metę jak najbardziej. Tylko pytanie gdzie ta krótka meta się kończy ;)

Basement-Chad

A ilu wybrało drogę magika właśnie dlatego, że pili?

DeGeneracja

Chyba po alko częściej niż samobój przychodzi zwykłe zachlanie pały do odcięcia totalnego. Ale takich wyników nie znajdziemy bo w papierach będzie nieudolność trzustki, wątroby czy zatrzymanie krążenia

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #rozkminy #psychologia

TLDR: Nie mogę nasycić się normalnością. Płynę...

18.
Chwytam garściami mój nowy konstruktywny i unormowany mindset. Tak bardzo mi tego brakowało, tego ogromu możliwości, patrzenia na wprost. Zmniejszonej potrzeby rozpaczliwego poszukiwania punktu za swoimi plecami z którego wystartowałam, a którego już od tak dawna nie widać. Czuję się już lepiej, bo wiem jak machać rękami i nogami, aby utrzymać się na powierzchni wody w oceanie mojego życia (so fucking poetic). A dzięki nabranemu powietrzu w płucach, czuje się znacznie stabilniej, bo wiem, że jak już nie będę mieć siły płynąć, to położę się na tafli wody i pozwolę sobie jakiś czas swobodnie podryfować.

Każdy, kto choć raz zasmakował piekła depresji wie, że jednym z pierwszych objawów nadchodzącego zagrożenia, który jest wysyłany z naszego ciała, jest wrażenie niemożności wzięcia pełnego wdechu. Każde tchnienie jest płytkie, bez wyrazu, nie wystarczace aby nakarmić choć cześć komórek ciała, więc funkcjonujesz na takim ciągłym niedotlenieniu. Zaczynasz wizualizować, że płuca zamieniają się w dwa wypompowane, zdechłe balony niezdolne do ponownego rozciągnięcia się. I jak już weźmie się ten pełny wdech, często wręcz niezauważalnie, naturalnie, to wszystko się zmienia. Płuca się rozszerzają, a wyraz z nimi perspektywa.

Nie mogę się nacieszyć normalnością, tym że czuję, analizuje i robię. Nie wypluwam na siebie litrów kwasu za każdą urojojoną myślozbrodnię. A nawet jeśli, to jestem w znacznie lepszym stopniu odeprzeć atak ze strony tych moich wewnętrznych terrorystów - skrzywdzonych co prawda, ale wciąż terrorystów - którym od lat nie nudzi się wysadzanie raz za razem w moim wnętrzu.

A co mnie tak zachwyca, że aż czuje łagodne, milutkie, misiowe łaskotanie w środku na samą myśl? Otóż jest to m.in: zrobienie sobie obiadu do pracy na następny dzień, szczypanie zimna w nos, dynamiczny płyny, bezbolesny chód, planowanie prezentów na święta w drodze do pracy, zabawa z moimi podopiecznymi, rozmowy i uśmiechy ze strony współpracowników, spacer po galerii w tym szalonym okresie, myśl o kontakcie z przyjaciółmi, których już dawno nie widziałam, zdolność do swobodnego kontaktu z rodziną, branie pod uwagę możliwości zmiany pracy, marzenia o życiu gdzieś indziej, ambicje, chęci, potrzeby. Radosne jest również to, że mogę pisać o tych moich zwyczajnie-nadzwyczajnych rzeczach. Trochę dla siebie, trochę dla Was i trochę dla mojej rodziny w przyszłości.

Już nie tonę i już nie gubię orientacji zawieszona hen wysoko w chmurach. Ja płynę ludziska, po prostu płynę! Jeszcze nie mam ziemi pod nogami, nawet jej nie widzę, ale i tak jest zajebiscie.
b8a9cce9-1edd-482c-bbfd-91332241ed14
Odczuwam_Dysonans

@Fafalala pięknie napisane. Obyś już zawsze utrzymywała się na powierzchni, nawet dryfując!

zed123

@Fafalala Pomagasz pisząc, wiesz? Wiesz.


ramzes

@Fafalala Jeszcze przypomniało mi się coś co może przedłużyć te lepsze chwile i skrócić te gorsze. https://www.youtube.com/watch?v=d82x9-zjBFU


Taką technikę stosuje się głównie u leżących, ale ci co leżeć nie muszą też mogą spróbować.

Zaloguj się aby komentować

Skoro już poznaliśmy różne style przywiązania, to teraz pora trochę poćwiczyć Mam dla Was zabawę - zobaczymy czy można rozpoznać styl przywiązania z tekstu piosenki? Zapraszam do zabawy - mam dla Was trochę boomerskiej muzyki - spróbujcie odgadnąć styl przywiązania "podmiotu lirycznego", ewentualnie, jak się da, styl "adresata" do którego adresowane są słowa. Koniecznie uzasadnijcie dlaczego tak myślicie Miłej zabawy

Dla nieobecnych - wyjaśnienie co to są style przywiązania znajduje się w moich poprzednich postach: https://www.hejto.pl/wpis/style-przywiazania-styl-bezpieczny-z-latwoscia-przychodzi-ci-okazywanie-w-zwiazk i https://www.hejto.pl/wpis/zdrowe-zwiazki-sa-nudne-dla-ludzi-ktorzy-sa-przyzwyczajeni-do-relacji-wypelniony

1. https://youtu.be/qSI7dDZsD6U?si=shuJlCM3QHfNGvXe

2. https://youtu.be/KOY_05KwJYk?si=k8dvLXbMOZeB0guZ

3. https://youtu.be/eVapbhUdI34?si=KYoVMSR6tdci1r1O

4. https://youtu.be/7lChQ4VcmF4?si=snPoNBdFcOeaogat

5. https://youtu.be/qQcF6cYEkc0?si=lhUyLwFTKOwz8lGB

6. https://youtu.be/8-02C_4VA44?si=d4ymusuF8jKfhD4R

#muzyka #glupiehejtozabawy #styleprzywiazania #psychologia
splash545

3 i 4 pozwolę sobie pominąć ponieważ jakoś nie leży mi twórczość pani Justyny, a dodatkowo chcę dać wykazać się innym


5. Pani Cerekwicka, to ponownie styl lękowy. Wyraźnie boi się, że partner ją opuści. Używa nawet słów znikniesz nagle, wymkniesz się - wyraźne nawiązanie do strachu jakie dziecko lękliwe okazuje jak matka wychodzi z pomieszczenia.

Autorka nie chce odpuścić partnerowi nawet w snach, chce żeby ją nawiedzał nawet tam, a do tego wieszczy @koniecswiata "Kiedy zniszczy nasz cały świat" - to wszystko wyraźnie ukazuje jej lęk i niepewność.

Adresat podobnie jak w 1 utworze - możliwe, że styl unikający stąd wynikają kłamstwa, choć jego kłamstwa mogą wynikać z osaczenia przez styl lękowy autorki.


Na koniec podzielę się jeszcze przemysleniem na temat stoicyzmu. Tak jak stoicyzm może być pomocny dla wielu osób, to nie jest dla każdego. Twórczość różnego rodzaju artystów np. muzyków, pisarzy mogłaby ucierpieć jeśliby przestali mocno, czy wręcz nadmiernie przeżywać swoje emocje, wliczając w to lęk, strach, niepewność, gniew itd. (Nie chcę używać tu wyrażenia emocji negatywnych, bo każda emocja niesie z sobą jakaś informacje i powinna być to informacja dla nas użyteczna.) Tacy artyści w takim wypadku mogliby nie mieć już o czym pisać swoich książek czy piosenek


Połowę zrobiłem, resztę zostawiam, żeby ktoś inny miał szansę się pobawić w psychologa, bez moich sugestii

Fajna zabawa, ale taka mała podpowiedź ode mnie - mogłabyś dać 1 albo 2 utwory w tym poście, a jakby już ktoś 'zgadł' to zrobić następny post, z następną piosenką. Ja jak zobaczyłem tego posta, to pierwsze co się przestraszyłem jak będę musiał się wysilić, żeby zrobić to zadanie(nie było tak źle jak myślałem :P), może to niektórych odstraszyć od zabawy. Druga rzecz przyjdzie Ci tu taki jeden co wszystko przekonująco rozpyka i już po zabawie, a tak byś wrzuciła następnego posta z inną piosenką i znów by każdy miał szansę

splash545

6. Pani Kayah ma styl przywiązania unikający. W piosence wielokrotnie powtarza, że ucieknie i np. we fragmencie:

"Ucieknę od przepaści tych ramion z których się nie wyrwę nigdy już

Od jezior Twoich oczu utopię się gdy wskoczę"

Widać, że obawia się nadmiernej bliskości.

A tu:

"Bo im więcej Ciebie chce

To mam siebie coraz mniej"

widać jej wyczulenie na naruszenie jej terytorium przez osobę bliską

Adresat tego tekstu prawdopodobnie ma styl przywiązania bezpieczny, wnioskuje to po tym wersie: "Gdy ufność Ciebie zmoży" i ogólnie całej piosence, w której wybrzmiewa, że partner autorki wcale nie ucieka od tej bliskości.


Z panią Justyną jeszcze się chwilę wstrzymam, bo może ktoś coś? Jeśli nie, to dziś popołudniu, lub pod wieczór też pewnie ją rozkminie co tam jej w głowie siedzi

splash545

3 i 4.

To już takie szybkie podsumowanie pani Justyna reprezentuje styl przywiązania lękowy. W obu tekstach widać jej lęk przed utratą partnera. A jej partner to styl unikający, w szczególności wynika to z piosnki nr 4, a konkretnie wersu: "Ty zamknąłeś się w sobie."


To chyba jest najgorsze z możliwych połączeń jeśli jeden partner reprezentuje styl lękowy, a drugi unikający. Jeśli żaden z partnerów nie ma stylu bezpiecznego, to chyba z takiego związku może wyniknąć tylko jakieś nieszczęście. Chyba, że taka para będzie w jakiś świadomy sposób nad sobą pracować, bądź pójdą po pomoc do specjalisty. Tak mi się wydaje. Chociaż połączenie 2 osób ze stylem lękowym może nie byłoby takie złe. Bo 2 osoby ze stylem unikającym to chyba tylko jakiś luźny związek


Dziękuję za fajną zabawę

Zaloguj się aby komentować

Po seksie z przypadkową osobą kobiety częściej doświadczają negatywnych emocji, takich jak żal, niepokój i myśli depresyjne.

#psychologia #ciekawostki

https://www.psychologytoday.com/gb/blog/hard-cold-research/202311/do-men-and-women-experience-hookups-differently
47209412-7193-482d-90ff-d6fff611fb8c
Mentalista

@KasiaJ  bo nie wie czy zaciąży czy nie, i kto wtedy bedzie placil alimenty ?

Zaloguj się aby komentować

„Zdrowe związki są nudne dla ludzi, którzy są przyzwyczajeni do relacji wypełnionych toksycznością i dramatem. Nie są pewni, co zrobić z miłością, która jest spokojna, dobra, wolna od dramatu, nietoksyczna i która nie wymaga od nich ciągłych bolesnych poświęceń” Glory Osei

w nawiązaniu do mojego poprzedniego wpisu: https://www.hejto.pl/wpis/style-przywiazania-styl-bezpieczny-z-latwoscia-przychodzi-ci-okazywanie-w-zwiazk

Skoro już znamy swój styl przywiązania, to możemy określić styl przywiązania partnera.
Pomocny w tym może być kwestionariusz pochodzący z książki „Partnerstwo bliskości. Jak teoria więzi pomoże ci stworzyć szczęśliwy związek.” autorstwa Rachel Heller, Amir Levine, który załączam do posta.

#psychologia #styleprzywiazania #bowlby #zwiazki
da51d61e-c5f8-4abf-87b7-03137baadf57
MiernyMirek

@koniecswiata podaję odpowiedź "segz"

artur200222

@koniecswiata wspaniałe wpisy. Doceniam napracowanko. Ja z partnerką mamy bezpieczny styl przywiązania. Miłego

splash545

Dwa te same style z żoną. Nawet nie musiałem tych ankiet robić, żeby wiedzieć, ale zrobiłem

Zaloguj się aby komentować

STYLE PRZYWIĄZANIA

STYL BEZPIECZNY: Z łatwością przychodzi ci okazywanie w związku ciepła i miłości. Lubisz bliskość i nie wiąże się ona u ciebie z przesadną troską. Bez trudu radzisz sobie w romantycznych relacjach i kwestie te nie wyprowadzają cię łatwo z równowagi. Umiesz skutecznie komunikować swoje potrzeby i uczucia partnerowi, z łatwością czytasz jego emocjonalne komunikaty i potrafisz na nie reagować. Potrafisz też zarówno dzielić się z bliską osobą swoimi sukcesami i problemami, jak i okazywać jej wsparcie, gdy tego potrzebuje.

STYL LĘKOWY: Uwielbiasz bliskość i masz w sobie zdolność do wielkiej intymności. Często jednak boisz się, że bliska osoba nie życzy jej sobie w takim samym stopniu. Relacje pożerają sporą część twojej energii emocjonalnej. Masz skłonność do wrażliwości na niewielkie wahania nastrojów i zachowań bliskiej osoby; mimo że często trafnie te emocje i zachowania odczytujesz, bierzesz je zanadto do siebie. W ramach relacji przeżywasz wiele negatywnych emocji i łatwo się denerwujesz. W rezultacie często zdarza ci się wybuchać i powiedzieć coś, czego później żałujesz. Jeśli druga osoba zapewni ci bezpieczeństwo, jesteś w stanie przestać aż tak silnie zajmować się waszym związkiem i poczuć zadowolenie.

STYL UNIKAJĄCY: Twoja niezależność i samowystarczalność są dla ciebie bardzo ważne i często przedkładasz autonomię nad bliskość. Mimo że pragniesz tej ostatniej, jej nadmiar sprawia, że czujesz się niekomfortowo i masz skłonności do trzymania partnera na dystans. Nie poświęcasz wiele czasu na martwienie się o swoje romantyczne relacje, nie przejmujesz się potencjalnym odrzuceniem. Często nie otwierasz się przed bliskimi osobami, które narzekają na twój emocjonalny chłód. W relacji często jesteś bardzo wyczulony na wszelkie sygnały kontroli czy naruszania twojego terytorium przez bliską osobę.

Podział na różne style przywiązania powstał na podstawie obserwacji zachowań dzieci (9–18 miesięcy) podczas testu obejmującego sytuację stresującej rozłąki z matką i następującego po niej ponownego spotkania.
Styl lękowy: Gdy matka opuszcza pokój, dziecko reaguje dużym zdenerwowaniem. Gdy matka wraca, dziecko reaguje ambiwalentnie – z jednej strony cieszy się na jej widok, z drugiej jest złe. Uspokojenie się zajmuje mu dużo czasu, a nawet gdy już się uspokoi, to tylko na chwilę; kilka sekund później w złości odpycha mamę, wyrywa się jej i znów zaczyna płakać.
Styl bezpieczny: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko wyraźnie okazuje niepokój. Gdy matka wraca, dziecko cieszy się i chętnie ją wita. Obecność mamy budzi w nim poczucie bezpieczeństwa, więc szybko się uspokaja i wraca do zabawy.
Styl unikający: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko zachowuje się, jakby nic się nie stało. Gdy matka wraca, dziecko wydaje się nieporuszone, ignoruje ją i dalej obojętnie się bawi. Jednak za tą obojętną fasadą kryją się emocje. W rzeczywistości wewnątrz dziecko nie jest ani spokojne, ani opanowane. Badania pokazały, że u takich dzieci tętno jest tak samo przyśpieszone jak u tych, które okazują znaczny poziom zdenerwowania; wysoki jest również u nich poziom kortyzolu (hormonu stresu). Mimo że na zewnątrz tego nie okazują, unikające dzieci przeżywają w środku burzę emocji.
To jedno z najważniejszych odkryć teorii przywiązania: że jeśli chodzi o relacje związane z bliskością, obojętność nie oznacza ani spokoju, ani poczucia bezpieczeństwa. Dalsze badania pokazały, że te zaskakujące wnioski dotyczące unikających dzieci, które na zewnątrz zdają się odporne, okazują się także zdumiewająco trafne w przypadku dorosłych wykazujących unikający styl przywiązania. Jeśli o nie chodzi, także u dorosłych obojętne zachowanie nie świadczy o spokoju ani nie przekłada się na poczucie bezpieczeństwa czy odporność. Tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie: unikające dzieci (i dorośli) bardziej przypominają lękowe dzieci; również ich styl przywiązania charakteryzuje się dużą wrażliwością, jednak strategie radzenia sobie z nią są u nich dokładnie przeciwne do tych, z których korzystają osoby lękowe – unikający tłumią emocje, podczas gdy lękowi protestują. Obu stronom trudno jest osiągnąć spokój.

TEST NIEZNANEJ SYTUACJI
Sarah i jej dwunastomiesięczna córka Kimmy wchodzą do pokoju pełnego zabawek. Czeka tam na nie miła młoda asystentka, która na powitanie zamienia z matką i córką kilka słów. Kimmy zaczyna odkrywać zabawkowy raj – raczkuje po pokoju, podnosi zabawki, rzuca je na ziemię i sprawdza, czy będą grzechotać, turlać się czy świecić; jednocześnie od czasu do czasu zerka na mamę.
Następnie matka dziewyczynki zostaje poproszona o opuszczenie pokoju, więc wstaje i szybko wychodzi. Gdy tylko Kimmy orientuje się w sytuacji, zaczyna się denerwować. Pochlipując, raczkuje w stronę wyjścia tak szybko, jak tylko potrafi. Woła mamę i uderza rączką w drzwi. Asystentka próbuje ją zainteresować pudełkiem pełnym kolorowych klocków, ale to tylko jeszcze bardziej denerwuje małą, która w końcu rzuca w nią jednym z tych klocków.
Gdy po krótkiej chwili mama wraca do pokoju, Kimmy szybko raczkuje do niej i wyciąga rączki, żeby ją podniosła. Sarah przytula córkę i delikatnie ją uspokaja. Dziewczynka mocno wtula się w mamę i przestaje szlochać. Gdy znów jest spokojna, powraca też jej zainteresowanie zabawkami, którymi ponownie zaczyna się bawić.
Eksperyment, w którym wzięły udział Sarah i Kimmy, jest prawdopodobnie jednym z najważniejszych badań w dziedzinie teorii przywiązania. Nazwano go testem nieznanej sytuacji (historia opisana powyżej jest wersją skróconą). Mary Ainsworth była zafascynowana tym, jak instynkt poznawania otoczenia u dziecka – który przekłada się na jego umiejętność zabawy i nauki – może zostać wzbudzony lub zduszony w zależności od tego, czy mama jest obecna, czy też nie.
Badaczka zauważyła, że dziecko chętnie poznaje nieznane sobie wcześniej otoczenie i okazuje przy tym pewność siebie, o ile ma przy sobie obiekt swojego przywiązania. Obecność tego obiektu znana jest pod nazwą „bezpiecznej bazy”. Jest to świadomość, że stoi za tobą ktoś, kto cię wspiera, na kim możesz w 100% polegać i do kogo zawsze możesz się zwrócić w potrzebie. Bezpieczna baza jest podstawą, bez której dziecko nie będzie się prawidłowo rozwijać, uczyć i poznawać otoczenia.

POTRZEBA PRZYWIĄZANIA – NIE TYLKO DLA DZIECI
Bowlby zawsze twierdził, że przywiązanie jest integralną częścią zachowania człowieka przez całe jego życie. Potem Mary Main odkryła, że również dorosłych da się przypisać do konkretnych kategorii w oparciu o to, jak wyglądały ich wczesne relacje z bliskimi osobami, co z kolei ma wpływ na ich własne rodzicielskie zachowania. Niezależnie od pracy tej badaczki, Cindy Hazan i Philip Shaver również odkryli, że dorośli posiadają konkretne style przywiązania, które ujawniają się w ich związkach uczuciowych. Dalsze badania, przeprowadzone między innymi przez Hazan i Shavera, potwierdziły, że – tak jak przypuszczał Bowlby – przywiązanie odgrywa znaczącą rolę nie tylko w dzieciństwie, ale przez całe życie człowieka. Różnica polega jedynie na tym, że dorośli są zdolni do wyższego poziomu abstrakcji, więc nasza potrzeba stałej fizycznej obecności obiektu przywiązania może być czasami przejściowo zastąpiona świadomością, że ta osoba jest dla nas dostępna psychicznie i emocjonalnie. Koniec końców chodzi jednak cały czas o tę samą potrzebę bliskości z drugim człowiekiem i pewności, że jest on dla nas dostępny.
Style przywiązania u dorosłych określają ich stosunek do bliskości i sposoby, w jakie na nią reagują w romantycznej relacji. Podobnie jak u dzieci, wyróżniamy tutaj trzy główne style przywiązania: bezpieczny, lękowy i unikający.
Wszystkich ludzi, nieważne, czy dopiero zaczęli się z kimś spotykać, czy też od czterdziestu lat pozostają w związku, można przypisać do jednej z tych trzech kategorii albo (rzadziej) do kategorii stanowiącej połączenie dwóch ostatnich (chodzi o osoby wykazujące jednocześnie cechy lękowe i unikające). Do kategorii „bezpieczni” zalicza się nieco ponad 50% populacji: „lękowi” stanowią około 20%, podczas gdy „unikający” 25%; pozostałe 3-5% to osoby należące do rzadszej kategorii stanowiącej połączenie stylów lękowego i unikającego.

WPŁYW EWOLUCJI
Teoria więzi opiera się na założeniu, że potrzeba bycia w bliskiej relacji jest wpisana w nasze geny. Ewolucja zaprogramowała nas tak, byśmy wybierali w życiu kilka konkretnych osób i nadawali im szczególną wartość. Jesteśmy zaprogramowani do pozostawania w relacji zależności z ważnymi dla nas osobami. Potrzeba ta zaczyna się jeszcze przed naszym narodzeniem i kończy wraz ze śmiercią. W toku ewolucji selekcja naturalna wybierała te osobniki, które przywiązywały się do innych, ponieważ przywiązanie oznaczało przewagę ułatwiającą przeżycie. W czasach prehistorycznych ludzie, którzy polegali jedynie na sobie i nie mieli nikogo, kto by ich obronił, łatwiej padali ofiarą różnych nieszczęść, podczas gdy ci, którzy byli w relacji z osobą, która o nich dbała, częściej przeżywali i przekazywali skłonność do tworzenia bliskich więzi swoim potomkom. W rzeczy samej, potrzeba posiadania bliskiej osoby jest tak ważna, że w naszych mózgach wykształcił się osobny biologiczny mechanizm odpowiedzialny wyłącznie za tworzenie i regulowanie relacji z ludźmi, do których jesteśmy przywiązani (rodzicami, dziećmi, partnerami). Nazywa się on „systemem przywiązania” i składa z emocji oraz zachowań, które zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa i ochrony płynące z samego tylko faktu przebywania blisko kochanej osoby. Mechanizm ten tłumaczy, dlaczego dziecko rozdzielone z matką wpada w rozpacz, panicznie jej szuka albo zaczyna w niekontrolowany sposób płakać i nie przestaje, aż matka znów się pojawi. Tego typu reakcje nazywamy zachowaniami protestacyjnymi; wszyscy, nawet jako dorośli, czasem je wykazujemy. W czasach prehistorycznych obecność ważnej osoby mogła się okazać kwestią życia lub śmierci, więc nasz system przywiązania rozwinął się w taki sposób, że traktuje bliskość jako absolutną konieczność.
Niezwykle ważnym aspektem ewolucji jest heterogeniczność. Ludzie są bardzo heterogenicznym gatunkiem – poszczególne osobniki znacznie różnią się od siebie wyglądem, konstrukcją psychiczną i zachowaniem. Tę różnorodność tłumaczy się naszą ogromną liczebnością, jak również wysokimi umiejętnościami adaptacyjnymi, które pozwalają nam żyć w niemal każdej ekologicznej strefie na Ziemi. Gdybyśmy byli identyczni, istnieniu naszego gatunku zagrażałaby każda pojedyncza zmiana środowiskowa. Odmienność podnosi nasze szanse na przetrwanie – zawsze znajdzie się jakaś część populacji, która będzie w pewien sposób wyjątkowa i przetrwa, gdy inni zginą. Style przywiązania nie różnią się pod tym względem od innych ludzkich cech. Mimo że wszyscy mamy podstawową potrzebę tworzenia bliskich więzi, różnimy się pod względem sposobu, w jaki to robimy. W bardzo niebezpiecznym środowisku intensywne inwestowanie czasu i energii tylko w jedną osobę jest mniej korzystne ze względu na niskie prawdopodobieństwo, że taki człowiek pozostanie z nami na dłużej; sensowniej jest wówczas nie przywiązywać się aż tak bardzo, by w miarę łatwo przystosować się do konieczności życia bez niego (w takich warunkach wykształcił się styl unikający). Innym sposobem na przetrwanie w trudnym otoczeniu jest działanie przeciwne – przewrażliwienie na punkcie pozostawania blisko obiektu przywiązania i nieustępliwość w tym względzie (styl lękowy). W spokojniejszych okolicznościach bliskie więzi tworzyły się na zasadzie konsekwentnego inwestowania w konkretną osobę, które przekładało się na korzyści dla zarówno jednostki, jak i jej potomstwa (tak powstał bezpieczny styl przywiązania).
Oczywiście nam, ludziom żyjącym we współczesnym społeczeństwie, nie zagrażają już dzikie zwierzęta, których mogli obawiać się nasi przodkowie. Jednak w sensie ewolucyjnym od starych wzorców dzielą nas zaledwie setne sekundy. Nasz emocjonalny mózg dostaliśmy w spadku od homo sapiens, którzy żyli w zupełnie innych czasach, a nasze emocje wciąż działają podobnie jak wówczas i wciąż są gotowe pomagać nam mierzyć się z podobnymi do tamtych problemami. Uczucia i zachowania, które obecnie przeżywamy w bliskich relacjach, nie różnią się zbytnio od tych, jakich doświadczali nasi odlegli przodkowie.

BIOLOGICZNE SPOJRZENIE
Obecność partnera reguluje nasze ciśnienie krwi, tętno, oddech i poziom hormonów we krwi. Fizyczna bliskość i dostępność partnera regulują naszą reakcję na stres.
Szczególnie dużo światła rzuca na to badanie przeprowadzone przez doktora Jamesa Coana, dyrektora ośrodka badawczego Affective Neuroscience Laboratory przy University of Virginia. Zajmuje się on badaniami mechanizmów, poprzez które bliskie społeczne związki i szersze sieci regulują nasze reakcje emocjonalne. W tym konkretnym badaniu, które Coan przeprowadził we współpracy z Richardem Davidsonem i Hilary Schaefer, wykorzystano rezonans magnetyczny MRI do przeskanowania mózgów zamężnych kobiet w sztucznie wywołanej stresującej sytuacji (kobiety biorące udział w badaniu były informowane o tym, że za chwilę zostaną lekko porażone prądem).
W stresujących sytuacjach aktywuje się część mózgu zwana podwzgórzem. Gdy kobiety czekały na zapowiedziane rażenie prądem w samotności, na rezonansie widać było w tym obszarze podwyższoną aktywność. Następnie jednak sprawdzano reakcje uczestniczek eksperymentu na tę samą sytuację, gdy podczas oczekiwania na rażenie prądem mogły trzymać za rękę obcą osobę. Tym razem badanie wykazało nieco niższą niż poprzednio aktywność podwzgórza. Natomiast, gdy dłoń, którą kobieta mogła ściskać, należała do jej męża, wówczas reakcja jej mózgu okazywała się jeszcze mniej zauważalna – na tym etapie eksperymentu stres ledwie dawał się zarejestrować. Co więcej, te kobiety, które wcześniej najlepiej oceniły jakość swoich małżeństw, również najwięcej zyskiwały na możliwości trzymania małżonka za rękę podczas badania.
Eksperyment ten pokazuje, że gdy dwoje ludzi tworzy związek uczuciowy, wpływają wzajemnie na swoje fizyczne i psychiczne samopoczucie.

PARADOKS ZALEŻNOŚCI
Jeszcze na długo przed tym, zanim powstała technologia umożliwiająca skanowanie mózgu, John Bowlby rozumiał, że potrzeba posiadania kogoś, z kim możemy dzielić życie, jest częścią naszego wyposażenia genetycznego i nie ma nic wspólnego z tym, jak bardzo kochamy samych siebie albo czy czujemy się spełnieni. Odkrył, że w chwili, gdy zaczynamy postrzegać jakąś osobę jako szczególną, do gry wkraczają potężne i często niekontrolowane siły. Niezależnie od tego, jak niezależni byliśmy do tej pory, a czasem nawet wbrew naszej świadomej woli, zaczynamy zachowywać się inaczej. Gdy już wybierzemy partnera, zależność od drugiej osoby staje się faktem. Zawsze tak jest. Elegancka współegzystencja, która nie wiązałaby się z niewygodnym uczuciem bezbronności i lęku przed stratą, brzmi nieźle, ale biologia zaprogramowała nas zupełnie inaczej. W toku ewolucji okazało się, że największe korzyści przynosi jednak sytuacja, w której dwoje ludzi zaczyna tworzyć fizjologiczną jedność: jeśli ona na coś reaguje, on też nie pozostaje obojętny; jeśli on jest zdenerwowany, ta emocja udziela się również jej. Druga osoba staje się częścią nas i zrobimy wszystko, żeby ją ocalić. Uczucie, że dobro drugiej osoby jest naszym żywotnym interesem, przekłada się na bardzo ważną korzyść, jaką jest przetrwanie obu zaangażowanych w relację osobników.
Mimo odmiennych sposobów, w jakie osoby o różnych stylach przywiązania uczą się radzić sobie z tymi potężnymi siłami – typy bezpieczny i lękowy przyjmują je z otwartymi ramionami, podczas gdy typ unikający starają się je tłumić – wszyscy jesteśmy zaprogramowani na to, by wchodzić w bliski związek z wybraną osobą.
Czy to oznacza, że aby być szczęśliwym w związku, musimy być stale razem z partnerem albo poświęcać inne aspekty naszego życia, jak praca czy przyjaciele? Paradoksalnie jest dokładnie odwrotnie! Okazuje się, że umiejętność samodzielnego poruszania się w świecie wyrasta ze świadomości, że jest obok nas ktoś, na kogo możemy liczyć – na tym polega paradoks zależności. Początkowo trudno jest zrozumieć jego logikę. Jak mamy być bardziej niezależni, mimo że całkowicie od kogoś zależymy? Gdybyśmy mieli streścić podstawowe założenie teorii przywiązania jednym zdaniem, brzmiałoby ono tak: jeśli chcesz znaleźć drogę do niezależności i szczęścia, znajdź najpierw odpowiednią osobę, od której możesz być zależny, i idź z nią przez życie. Gdy to zrozumiesz, pojmiesz również istotę tej koncepcji. Aby zilustrować działanie powyższej zasady, przyjrzyjmy się jeszcze raz okresowi, w którym wchodzimy w nasze pierwsze bliskie relacje, czyli dzieciństwu. Mimo że style przywiązania u dorosłych i dzieci nie są dokładnie tym samym, nic lepiej nie demonstruje tego, co chcemy przekazać, niż tzw. „test nieznanej sytuacji” (strange situation test).

BEZPIECZNA BAZA DLA DOROSŁYCH
Jako dorośli nie bawimy się już co prawda zabawkami, ale musimy stawiać czoło światu i radzić sobie z nowymi sytuacjami i trudnymi wyzwaniami. Chcemy być wysoko wydajni w pracy, robić ciekawe i odprężające rzeczy w wolnym czasie i znajdować w sobie dostatecznie dużo ciepła i cierpliwości, żeby dbać o naszych bliskich. Jeśli czujemy się bezpiecznie, jak dziecko w teście nieznanej sytuacji, gdy matka jest obecna w pokoju, świat leży u naszych stóp. Mamy dość odwagi, by podejmować ryzyko, szukać inspiracji i podążać za naszymi marzeniami. Jeśli jednak nam tego poczucia bezpieczeństwa brakuje, jeśli jesteśmy niepewni tego, czy najbliższa nam osoba, nasz romantyczny partner, naprawdę w nas wierzy, wspiera nas i będzie z nami, gdy będziemy tego potrzebować, będzie nam znacznie trudniej skoncentrować się na zadaniach, jakie stawia przed nami życie. Jak w teście nieznanej sytuacji, świadomość, że można całkowicie polegać na kimś bliskim, i poczucie bezpieczeństwa, jakie on nam daje, zwłaszcza jeśli wie, jak nas uspokoić w trudnych chwilach, pozwalają nam skupić uwagę na wszystkich innych aspektach życia, które nadają mu sens.
Działanie bezpiecznej bazy w relacjach pomiędzy dorosłymi dobrze tłumaczy Brooke Feeney, dyrektor ośrodka badawczego Carnegie Mellon University Relationship Lab. Feeney szczególnie interesuje się tym, w jaki sposób partnerzy mogą się wzajemnie wspierać, i tym, jakie czynniki przekładają się na jakość tego wsparcia. W jednym ze swoich badań Feeney poprosiła pary, by w laboratorium porozmawiały ze sobą o swoich osobistych celach i możliwościach. Okazało się, że gdy uczestnicy eksperymentu mieli poczucie, że partnerzy ich w tych celach wspierają, rozmawianie na ten temat podnosiło u nich poziom pewności siebie i poprawiało im nastój. Ponadto już po rozmowie wyżej niż przed nią oceniali prawdopodobieństwo osiągnięcia tych celów. Osoby biorące udział w badaniu, które czuły, że ich partnerzy są mniej wspierający lub chcieliby silniej ingerować w ich wybory, mniej chętnie rozmawiały o swoich celach, nie rozważały z taką pewnością siebie sposobów na ich osiągnięcie i częściej pomniejszały ich znaczenie.

Powyżej przytoczyłam fragmenty książki „Partnerstwo bliskości. Jak teoria więzi pomoże ci stworzyć szczęśliwy związek.” autorstwa Rachel Heller, Amir Levine. Książkę bardzo polecam – dla mnie była niezwykle odkrywcza.

Dołączam też kwestionariusz, również pochodzący z tej książki, który pomaga określić jaki mamy styl przywiązania.
Kwestionariusz doświadczeń w bliskich związkach” (Experience in Close Relationship, ECR) stworzony w 1998 roku przez Kelly Brennan, Catherine Clark i Phillipa Shavera.

A Wy jaki macie styl przywiązania?

#psychologia #ankieta #styleprzywiazania #bowlby
9cc85884-406d-4814-bdcf-a3f8f08baf2b

Jaki jest Twój styl przywiązania?

61 Głosów
GtotheG

@koniecswiata ja chyba jestem miksem trzech wszystkich - okazuje bardzo dużo emocji, mówię, że kocham i przytulam x razy na dzień, jednocześnie potrzebuje czasem swojej przestrzeni i bycia samemu, jednocześnie nadmiernie analizuje i skupiam się na tej drugiej osobie. Wszystko w zależności od dnia/nastroju i rodzaju osoby z którą tworzę relacje.

Tank1991

@koniecswiata nic nie pasuje. psychologiq powinna byc na rowni z tarrotem, religia i horoskopami bo to nie oparta na metodzie naukowej a na korelacji i widzimisie kabała.

Mikry_Mike

@koniecswiata melduje się jako przedstawiciel stylu obojętno-unikowego, rodzaj samotny kowboj - mam wrażenie, że będziesz wiedziała o czym mówię. Przeczytanie książki pani Stahl było bardzo otwierającym doświadczeniem, dowiedziałem się czegoś o sobie i zostało to w klarowny sposób nazwane, co pomaga ułożyć w głowie pewne sprawy.

Właściwie wyjaśniło się dlaczego zachowuje się tak i nie inaczej, ale to dość ciekawy styl przywiązania z którym można żyć w pojedynkę, toteż nie mam zamiaru nad nim pracować by zmienić.

Zaloguj się aby komentować

Czy jest ktoś tutaj, kto praktykuje/interesuje się Nonviolent Communication (Porozumieniem bez Przemocy) wg Marshalla Rosenberga?

Jeśli tak, to podrzucam ciekawy link na wydarzenie organizowane przez Uniwersytet SWPS (bezpłatny webinar online). Szczegóły w linku poniżej.

Termin: 11 grudnia 2023 r. godz. 18:30
Link do transmisji: https://bit.ly/40Y4xqK
Spotkanie będzie w formie pytań i odpowiedzi, każdy może zadawać pytania.

#psychologia #nvc #porozumieniebezprzemocy #rosenberg #swps

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #psychologia #rozkminy

TLDR: Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najbardziej poryty na świecie?

17.
Maniakalnie przerabiam w głowie raz za razem te same historie, bo czuje że coś mi umyka. Jakby odtwarzanie tysiaćsetny raz tego samego scenariusza miało nagle doprowadzić do jakiegoś zaskakującego zwrotu akcji. Tyle że do tej pory, takowy nie miał miejsca. To zawsze są te same historie, kwestie, osoby. Jednym słowem - nuda, ale ja obsesyjnie chcę dojść do prawdy i sensu. A czy w tym musi być jakiś sens, no i jaka miałaby być ta prawda? Prawda, tak samo rzeczywista jak sprawiedliwość.

Może ja wcale nie chce odkryć czegoś nowego, może ja próbuje zakląć myślą wszystko to co miało miejsce z nadzieją na zmianę przebiegu zdarzeń? Coś wymazać, coś dodać? Nieee, aż taka szalona nie mogę być.

Pisze te rzeczy z nadzieją, że przetransferowanie ich na formę tekstową, pozwoli mi się od nich uwolnić, chociaż na chwilę, tak abym mogła zasnąć.
Mam natchnione myśli, ważne myśli i te zupełnie nieistotne. Niektóre chce zapamiętać, ale je zapominam, natomiast te które chcę zapomnieć zostają ze mną na zdecydowanie zbyt długo.
Czasem się czuje, jakby moje życie było na opak. Rzeczy które powinny mnie uszczęśliwiać doprowadzają mnie do rozpaczy, natomiast te dramatycznie pozwalają mi poczuć że żyję. Czy to w ogóle ma sens?! Marzę, o spokojnym śnie.
35252d9a-6ae6-40ae-99bb-ca77c0b9b164
Sezonowiec

Ja na takie ruminacje mam wentyl bezpieczeństwa czyli wychodzę na wysiłek fizyczny. Wentyl numer dwa to zmuszenie się do rozmowy z drugim człowiekiem. Podczas kontaktu z ludźmi mózg nawet taki pojebany zaczyna wykazywać zdrową aktywność. Wiadomka im wcześniejsze stadium takiej obsesyjki tym lepiej odkręcić wentyl, bo im dalej w las tym ciężej ją zatrzymać. Może propozycja @splash545 też się sprawdzi jako taki wentyl. @Fafalala fajnie, że zrobiłaś wpis 😊 dobrych snów jak już mózg pozwoli Ci się wyspać 😊

Belzebub

Czy korzystasz z pomocy psychologa? Nie mówię, że musisz ale myślę, że nie zaszkodzi. Wygląda to jakbyś utknęła w labiryncie... Odbijasz się od ścian i mimo, że wyjście gdzieś jest omijasz je i nadal błądzisz tymi samymi uliczkami.Polecam spróbować. Co dalej ? Ewentualnie pokierują cię odpowiednio. Czasami potrzeba żeby ktoś wskazał drogę i nie ma w tym nic nadzwyczajnego

Pan_Buk

@Fafalala Pisz jak najwięcej, to pomaga.

Zaloguj się aby komentować

UWIĄZANI

Kiedy, jak i po co należy odciąć psychiczną pępowinę od rodziców?

Mądrze przecięta pępowina to podstawa do tego, by w przyszłości mieć poczucie sensu i celu. Łatwiej go znaleźć, gdy rodzic dał przyzwolenie na bycie sobą, pozwolił się zbuntować. Nie uzależnił, nie uwiązał. Bo dzieci nie należą do rodziców. Nie żyją po to, by ich zadowalać. Nie są im nic dłużne.

Rodzice dzielą się na tych, którzy wychowują dzieci dla świata, i tych, którzy zachowują je dla siebie. Ci drudzy, choć nieświadomie, mają swoje wyrafinowane metody wikłania. Jak państwo L., którzy, nadal mieszkają z dziećmi Ewą i Markiem. Żadne z nich, choć przekroczyli już czterdziestkę (oboje po studiach i na etatach), nie miało jeszcze stałego związku. Nie licząc tego pierwszego i jak dotychczas jedynego – z rodzicami. „Gdyby była taka potrzeba, to pokupowałoby się dzieciom mieszkania” – tłumaczy sąsiadom tata. Mama wie, dlaczego dzieci nie założyły jeszcze swoich rodzin: „Córka nie miała szczęścia do mężczyzn, a Marek, to, niestety… pierdoła”. Ostatni absztyfikant Ewy był wdowcem z trójką dzieci, dlatego rodzice odradzili córce związek. Dziewczyna, która spotykała się z Markiem jeszcze rok temu, „za bardzo się rządziła”. Państwo L. znajdują wiele argumentów, by zachować dzieci przy sobie. Siedemdziesięcioletni emeryci, okopani w swoich rodzicielskich rolach, stworzyli hermetyczny system.

Czasami więzi stają się wiązaniem. Bolesną niemożliwością, chorą lojalnością, błędnym kołem. Dr Jolanta Berezowska, psychiatra, terapeutka rodzin, superwizor Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, ma wielu klientów, którzy nie potrafią odseparować się od rodziców. Mimo dojrzałego wieku, a nawet posiadania własnej rodziny nie wiedzą, kim są. Wszystko wydaje im się przypadkowe, począwszy od wyboru partnera, na pracy skończywszy. Nie potrafią stworzyć związku, bo każdy, prędzej czy później, przynosi rozczarowanie. Boją się odpowiedzialności lub są nadmiernie kontrolujący. Uzależnieni na różne sposoby od swoich rodziców nie potrafią o siebie zawalczyć, wyrwać się w świat, choć są na nim od 20, 30, a nawet 40 lat. Nie znają swoich potrzeb. Nie radzą sobie z życiem, choć pozornie wygląda to zupełnie inaczej. Dlaczego „odpępnienie” dla wielu ludzi jest takie trudne? Dr Berezowska wyjaśnia: – Dziecko zaczyna odchodzić od pierwszego spaceru na własnych nogach. Mądrzy rodzice powinni dawać wsparcie mówiąc: „poradzisz sobie”, zamiast „nie dasz rady beze mnie”.Wychowywanie to trenowanie rozłąki, która z czasem staje się coraz dłuższa.

Krok pierwszy: miłość

W dzieciństwie, gdy niewiele jeszcze zależy od nas, uczymy się wszystkiego, co najważniejsze. Człowiek rodzi się zaprogramowany na miłość. Przywiązać się i być kochanym – to nasze pierwsze zadanie rozwojowe. Jeśli matka przytula, dotyka, mówi, patrzy – mały człowiek nabiera przekonania, że świat jest bezpieczny tak jak bliskość. Psychologowie nazywają to nadzieją podstawową lub bazową ufnością.

To pierwszy moment na osi życia, które według psychologa Erika Eriksona zakończyć się powinno wewnętrzną integracją: pozbawioną bilansów akceptacją siebie i swoich wyborów. Kompetencje emocjonalne Erikson zamknął w hasłach: bazowa ufność, autonomia, inicjatywa, produktywność, tożsamość, intymność, generatywność, integralność (patrz także s. 6). To nazwy etapów, które uczą nas sztuki życia. Nic z tego, jeśli nie towarzyszy nam w tym mądry rodzic.

Bez nadziei podstawowej i wszystkich po kolei zdobytych „sprawności” nie ma nagrody – wspomnianej integralności.

Amerykański psycholog Richard D. Logan na podstawie teorii Eriksona pogrupował te poziomy rozwojowe. Według niego, jeśli nie dostaliśmy bazowej ufności, a potem nie zdobyliśmy autonomii, mamy marne szanse na udaną partnerską relację, na intymność. Bez niej według innego amerykańskiego psychologa Roberta Sternberga, autora trójczynnikowej teorii miłości, nie ma dobrego związku.

Na czym to polega? Obserwując, jak półtoraroczne dziecko reaguje na znikającą i pojawiającą się ponownie matkę, wiadomo, jaki model więzi zna. Zbadali to i opisali brytyjski psychiatra John Bowlby oraz kanadyjska psycholog Mary Ainsworth. Tylko bezpieczny model ułatwia w późniejszym życiu bliskie relacje. Pozostałe: unikowy, lękowo-ambiwalentny i zdezorganizowany (ostatni, wynikający z dużej patologii, dołączono do teorii przywiązania później) – oznaczają problemy. Jeśli rodzic nieprawidłowo odpowiada na potrzeby dziecka – krzyczy, denerwuje się, nie reaguje na płacz, unika fizycznego kontaktu – funduje dziecku pozabezpieczny model.

Z tak zapisanym w pamięci emocjonalnej (wydarzenia pamiętamy dopiero od trzeciego r.ż.) skryptem przywiązania i bezpieczeństwa dwulatek wchodzi w okres budowania swojej autonomii, czyli drugiego bardzo ważnego przystanku na eriksonowskiej osi. Właśnie w tym czasie, gdy mały człowiek nosi jeszcze pieluchę, uczy się samokontroli i samodzielności. Tego, że nie jest mamą, ale sobą, bo początkowo tego nie odróżnia. Rodzic też nie i, niestety, czasem tak już zostaje.

Ten czas węgierska psycholożka dziecięca Margaret Mahler, reprezentantka koncepcji relacji z obiektem – jednej z najważniejszych teorii dotyczących rozwoju człowieka, nazwała subfazą praktykowania. Obiekt to opiekun, zazwyczaj mama, osoba, do której dziecko może się przywiązać i stworzyć z nią bezpieczną więź. Mahler na podstawie obserwacji kilkunastomiesięcznych dzieci dowiodła, że zręby tożsamości człowieka tworzą się właśnie około drugiego roku życia. Wtedy, gdy dziecko zaczyna chodzić i mówić, gdy jest wielkim odkrywcą i eksperymentatorem. Mądry rodzic pozwala wtedy na samodzielność organizując przestrzeń tak, by maluch nie zrobił sobie krzywdy. Nie straszy światem, nie krzyczy przerażony przy każdym upadku dziecka. Ale, gdy trzeba, mówi „nie”, bez wycofywania miłości i akceptacji. Jeśli dziecko słyszy: „nie rusz”, „nie dotykaj”, „zostaw”, „znowu się pobrudziłeś”, „zepsułeś”, na dokładkę komunikowane krzykiem, zakoduje sobie, że świat jest przerażający i wrogi. Nadopiekuńczy, roztrzęsiony rodzic uczy, że nie warto wychodzić poza jego orbitę. Przekazuje tym samym coś jeszcze gorszego: „nie poradzisz sobie beze mnie”.

Z takim bagażem dziecko trafia do przedszkola. – Zabawa z innymi dziećmi to też uczenie się życia. Żeby dziecko mogło odejść, musi umieć funkcjonować również w grupie – przypomina dr Berezowska. Według eriksonowskiego podziału na cykle, przedszkole uczy podejmowania inicjatywy. Jeśli dziecko nie potrafi się przebić ze swoimi potrzebami, wzbiera w nim poczucie winy.

Krok drugi: bycie grzecznym

Opiekun ma swoją motywację. Nadal chce mieć bezradne, zależne stworzenie. Karze za samodzielność, wynagradza za posłuszeństwo. Od tego momentu symbiotyczna relacja matka–dziecko, która mogła być potencjałem, staje się wiązaniem. – Wyręczanie i ograniczanie to sidła zastawiane nieświadomie, by nie puścić dziecka w świat. Żeby nie znalazło potem partnera, nie usamodzielniło się. To powolny proces, bo najpierw nie umie się uczesać, potem pozmywać, a na koniec boi się samemu zamieszkać. Wyręczane dziecko nie buduje autonomii, nie uczy się samodzielności, bycia sobą, tylko zaspokaja potrzeby rodzica – wyjaśnia te zawiłe zależności dr Berezowska. Trafiają do niej również ludzie w depresji. Bywa, że u podłoża tej choroby jest zablokowana złość na rodzica. Przymuszane do czegoś dziecko, niesprawiedliwie karcone (np.: za to, że się pobrudziło, że ma tylko trójkę), często trzyma w sobie tę wściekłość latami i przenosi w dorosłość. Złość uderza potem ze zdwojoną siłą – depresją. Jej korzenie mogą tkwić we wczesnym dzieciństwie.

W naszej kulturze wciąż pokutuje przekonanie, że dobre dziecko to grzeczne dziecko. – Dążenie za wszelką cenę do tego, by maluch był posłuszny, może doprowadzić do katastrofy w przyszłości, bo nie uczy się on kontaktu ze swoimi emocjami. To czarna pedagogika, w której rodzic jest panem. Tymczasem sensem wychowania jest rozpoznanie potrzeb dziecka i umiejętność odpowiedzenia na nie. Kazać jest łatwo, wytłumaczyć trudniej – mówi Konrad Piotrowski, który zajmuje się naukowo buntem młodzieńczym. – Dziecko musi znać granice, ale jego świat nie może składać się z zakazów i nakazów. Prawda jest taka, że im więcej zaniedbamy, im mniej włożymy mądrego wysiłku, tym trudniej będzie potem. I nam, i im.

To drugi kluczowy etap po buncie dwulatka.

Krok trzeci: bunt

Ale najpierw jest wiek szkolny. Kolejny etap rozwoju, w którym kilkulatek powinien mieć grupę kolegów, potrzebę bycia w różnego rodzaju kółkach zainteresowań – swoje środowisko, w którym się odnajduje. Niepowodzenia, czyli odepchnięcie przez grupę, oznaczają poczucie niższości w dorosłym życiu. Gdy dziecko fizycznie przestaje nim być, zmienia się wszystko – jego wygląd, sposób myślenia. Teraz czas połączyć to, czego nauczyli je rodzice, ze światem zewnętrznym – znaleźć swoje miejsce. Jest to trudne, gdy wciąż rodzice wiedzą lepiej i chcą za nas przeżyć życie. Młody człowiek walczy wtedy o siebie. Zasada jest prosta: im bardziej się buntuje, tym zdrowiej. Konrad Piotrowski twierdzi, że nastolatek poprzez krytykowanie rodziców, nierzadko także ranienie, zmiany nastrojów, dziwne ubrania i muzykę, kontestację, stara się zakreślić swoje terytorium. Dorastanie często jest trudne i często boli.

Bunt młodzieńczy to druga faza separacji-indywiduacji, czyli „odpępnienia”. Tak jak maluch uczy się chodzić, tak nastolatek samodzielnie myśleć. – Nastolatki chcą, żeby rodzic stanął po ich stronie, powiedział: „wiem, że to jest trudne, chodź, pogadamy”. A nie: „co za fanaberie, posprzątaj, to głupoty wywietrzeją ci z głowy”. Jeśli zbudowaliśmy relację opartą na autorytecie i silnej hierarchii, to dziecko może wylądować w sekcie lub negować wszystko i wszystkich, rozwinąć zachowania antyspołeczne. Szuka silnych osobowości, autorytetów, partnera dominującego – klaruje psycholog.

Nierozstani

Startującemu w dorosłe życie człowiekowi i jego rodzicom wydaje się, że wszystko dopiero się zaczyna, tymczasem właśnie zaczyna on oddawać światu to, co dostał. – Wielu moich pacjentów rodzice zmusili do powielenia swojej drogi: np. idź na prawo, bo musisz odziedziczyć kancelarię. To jest przekaz „bądź dla mnie, bo ja ciebie potrzebuję” – wyjaśnia dr Berezowska. – Ma marzyć o tym, co rodzic chce, być tym, kim mu pozwala. Nie możemy dzieci zatrzymywać dla siebie. Jeśli matka i ojciec są dojrzali, to pozwalają dziecku czuć po swojemu. Nawet wtedy, gdy czuje ono złość. Jeśli rodzic lamentuje, że córka czy syn chcą wyjechać za granicę do pracy, to myśli o sobie. A dziecku trudno zostawić rodzica, który się poświęcił. Czuje się lojalne. I to je wiąże.

Czy do lojalnych należy też Marta? 38 lat, świeżo po rozwodzie, dwie córki. Podobnie jak mama została księgową, tyle że dziś jest już dyrektor finansową. Ale to nie jest dla mamy powód do dumy, bo zawsze jest niezadowolona. A to dlatego, że Marta pozwoliła byłemu mężowi co dwa tygodnie spotykać się z dziećmi (skoro odszedł, nie powinien ich już zobaczyć). Albo że nie taki proszek do prania kupiła. Mama czuje się do tego uprawniona, bo zawiaduje domem zapracowanej córki. Wyprawia dziewczynki do szkoły, odbiera je, robi zakupy, gotuje. Marta jest przekonana, że gdyby nie mama, nie poradziłaby sobie.

Kilka miesięcy temu zaczęła się z kimś spotykać. Dziewczynki go poznały, bywa co weekend, czasem nocuje w tygodniu. Jednak córki mają zakaz mówienia o tym babci. Marta umie utrzymać tajemnicę, bo całe życie udawały z mamą, że tata nie pije. Były mąż Marty odszedł po 13 latach. Przez całe małżeństwo miał poczucie, że Marta ma dzieci z matką, że to z nią jest w bliższym związku niż z nim. Dr Jolanta Berezowska tak widzi tę sytuację: – Dziecko ma być dzieckiem, a nie partnerem matki przez tajemnicę. Tajemnicę można mieć przed dzieckiem, a nie z nim, bo w ten sposób wiążemy je ze sobą. Zabieramy dzieciństwo i bezpieczeństwo. Nie wolno wikłać małego człowieka w świat dorosłych.

Jeśli kobieta jest w taki sposób związana z matką, to najpierw jest w roli córki, dopiero potem sama jest matką. Dzieci „nierozstane” ze swoimi opiekunami mają małe szanse na stworzenie dobrego związku.

Dlaczego rodzice wikłają swoje dzieci, nie chcą się z nimi rozstać? Zdaniem dr Berezowskiej, boją się zostać na starość we dwoje, bo jedyne, co ich łączyło, to dzieci. – Jeśli nie umie się być blisko z partnerem, to dziecko uzupełnia deficyty emocjonalne: „nie szukam już czułości u męża, znajduję ją u dzieci”. Wyręczające matki to często kobiety rozczarowane przez swoich mężów. Jeśli u rodziców nie ma bliskości, to dziecko może bać się odejść. Nadopiekuńczy rodzice przekazują informację: „jesteś złym dzieckiem, bo mnie zostawiasz, a ja się dla ciebie poświęciłam”. Syn czy córka czuje się obsadzony w roli opiekuna rodziców. Do tego dochodzi obrzydzanie dzieciom ich partnerów – wylicza rodzicielskie grzechy psychoterapeutka. Ostrzega: –Jeśli córka dzwoni codziennie do zdrowej matki, to znaczy, że nie może się od niej oderwać. Dlaczego? Jeśli matka wybrała jako partnera kogoś chorego (np. alkoholika) i wpisuje się w rolę ofiary, to również wpisuje się w przemoc. W takich sytuacjach dziecko dostaje rolę wybawcy.

Dorosła córka odbiera matkę jako opiekuńczą i poświęcającą się, czuje się jej dłużnikiem. No i siłą rzeczy przenosi ten schemat do swojej rodziny. Sama staje się wybawcą dla swego partnera. Może się okazać, że najlepiej odnajdzie się np. u boku kogoś mało odpowiedzialnego, unikającego bliskości.

Od partnera oczekujemy czegoś, czego nie dostaliśmy w domu. Tymczasem nikt nie jest w stanie dać bezwzględnej akceptacji, bezwarunkowej miłości, bezpieczeństwa. W ten sposób ludzie budują związki skazane na porażki. Bo obarczanie partnera rolą opiekuna lub swojego dziecka, lub każdą inną, bez przyjrzenia się, kim on naprawdę jest, nie rokuje. – Jeśli się żyło na bagnach, to na sawannie jest dziwnie. Bliskość w małżeństwie nie polega na tym, że się jest z kimś, kto przypomina mamę, tylko że się tę osobę widzi jako kogoś odrębnego. Jeśli jest się w roli, to oczekuje się też roli od partnera. Dlatego związki uwikłanych w rodziców ludzi są kontynuacją patologicznych relacji w rodzinie – podsumowuje dr Berezowska.

Ogarnąć całość

Psycholog rozwojowy prof. Anna Brzezińska od lat powtarza swoim studentom, że każdy moment życia jest ważny. Że jest sumą tego, kim byliśmy. I w każdym punkcie teraźniejszości zamyka się przeszłość i przyszłość człowieka. – Wczesnodziecięce doświadczenia wpływają na to, kim jesteśmy – podsumowuje Konrad Piotrowski, jej doktorant. Wyjaśnia, że od czasów powstawania koncepcji Erika Eriksona, czyli lat 50. i 60., zmieniło się postrzeganie okresu między dwudziestką a czterdziestką w życiu człowieka, bo dziś żyjemy inaczej. Nie ma już starych kawalerów i panien, są tylko nieobciążone negatywnym postrzeganiem single. –Co nie zmienia faktu, że jeśli czterdziestolatek nadal żyje z rodzicami, to zakrawa na patologię. Ale nie jest już dziwne, że trzydziestolatek nie podejmuje trwałych zobowiązań i jeździ po świecie, o ile sam potrafi na siebie zarobić – zauważa Piotrowski. Dziś wspólne mieszkanie z mamą i tatą zawsze można usprawiedliwić brakiem zdolności kredytowej czy kryzysem. Jaka jest zatem granica między normą a patologią? – Czerwone światło powinno się zapalić, gdy dorosłe dziecko nie chce budować swojego świata. Nie ma potrzeby samodzielności. Jeśli jednak deleguje się dziecko do bycia dzieckiem, to ono nim pozostanie, nawet gdy ma już własną rodzinę. Wtedy rolę dorosłego przejmuje partner i ma swoje dzieci plus męża/żonę – twierdzi psycholog.

Na czym więc polega dojrzałość? Zgodnie z teorią na kilku sprawach: autonomii emocjonalnej, odpowiedzialności za działania, zdolności do samodzielnego podejmowania decyzji, budowaniu intymnych relacji z innymi ludźmi i z partnerem. Jesteśmy dojrzali, gdy samodzielnie funkcjonujemy, kochamy, jesteśmy zadowoleni z życia. Tym jest właśnie wspomniana na początku integralność.

– A może testem na dojrzałość jest śmierć? Umrzeć godnie, świadomie to dopiero sztuka. Bez pretensji, żalu – zastanawia się dr Berezowska. Mówi: –Inaczej dojrzały jest 5-latek, który umie zawiązać sobie sznurówki, inaczej 14-latek mówiący „chcę być inny!”. Inaczej 25-latek podejmujący pracę i odpowiedzialność. Inaczej 50-latek dojrzewający do tego, żeby się rozstać z dziećmi i spędzić z partnerem resztę życia. Inaczej człowiek zmagający się z chorobą, która przychodzi, chcemy czy nie.

Trzeba przyjąć, że jedni mają łatwiej, inni trudniej. Jednym udaje się z rodzicami rozstać, inni dźwigają ich przez całe życie. Na szczęście historia nie jest napisana, tylko się pisze, więc zmiany są możliwe.

Autor: Joanna Drosio-Czaplińska

#psychologia
monke

@koniecswiata smutne jak dużo zależy od szczęścia jakich rodziców się wylosuje.


W ostatnim sezonie "ślubu od pierwszego wejrzenia" (pod względem relacji międzyludzkich i ogólnie psychologii można traktować te reality-show jako dobrą ciekawostkę) można poznać historię Marka (30+), który postawił wszystkie karty na małżeństwo w ciemno by uciec od swojej matki.

koniecswiata

@monke Tak, to jest naprawdę smutne, że inni ludzie mogą nam zrobić bałagan w głowie, a my to później musimy sprzątać. Zazwyczaj sami.


Co do Marka - z drugiej strony można powiedzieć, że coś próbuje robić, próbuje jakoś wydostać się z tej sytuacji. Może to nie jest dobra strategia, ale jest krok przed tymi, co jednak się poddali. Nie znam kontekstu, bo nie oglądam tego programu, ale to jest moja pierwsza myśl po przeczytaniu tego co napisałeś.

monke

@koniecswiata krok bardzo ryzykowny ale w jego przypadku chyba udany. Podobno w trakcie programu różni ludzie zaczęli do niego pisać, że są w takiej samej sytuacji i daje im nadzieję. Innym, co nie mieli wcześniej do czynienia z tego typu problemem pokazał jak ciężka jest to sytuacja bo matka nie dawała za wygraną.

Tytanowy-Owsik

Taktyczny komentarz, do poczytania na spokojnie

koniecswiata

@Tytanowy-Owsik można dodać post do ulubionych i wtedy pojawia się w zakładce ulubione wpisy <- niedawno to odkryłam ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować