#bookmeter

134
1800
484 + 1 = 485

Tytuł: Wykop
Autor: Andriej Płatonow
Kategoria: literatura piękna
Tłumacz: Aleksander Janowski
Ocena: 8/10

#bookmeter

Pamiętasz, jak namówiłeś jednego chłopa – średniaka podczas kursu na powszechną kolektywizację gospodarstw rolnych, by kuraka zarżnął i ugotował? Pamiętasz? Wiemy, kto kolektywizację chciał osłabić! Wiemy, jakiś ty wyraźnie określony.

„Jej! Pomieszanie stylu jak u pana Kafki (nie bardzo lubię) z treścią jak u pana Becketta (bardzo lubię)!” – tak sobie pomyślałem po zaledwie kilku stronach tej lektury. I to jeszcze bardziej rozpaliło mój ku niej apetyt.

Zaczyna się to wszystko tak, że towarzysz Woszczew… A, zresztą. Pozwolę sobie oddać głos autorowi i w całości zacytować pierwszy akapit. On o tej książce powie chyba więcej niż ja sam jestem w stanie napisać, choćbym nie wiem jak bardzo się rozpisywał: W dniu trzydziestolecia życia osobistego wręczono Woszczewowi zwolnienie z pracy z niewielkiego zakładu mechanicznego, w którym zdobywał środki na swoje utrzymanie. W wymówieniu napisano, że zostaje wycofany z produkcji wskutek wzrostu w nim słabowitości oraz zamyślenia pośród ogólnego tempa pracy.

I właśnie o tym ta książka jest. To przedstawiony w krzywym zwierciadle obraz Związku Radzieckiego razem z jego kultem pracy, bezmyślnością – wszystko, byle wykonać plan, a najlepiej go przekroczyć – i jego absurdami. Ten tytułowy wykop przecież, w którym miał powstać fundament pod coś w rodzaju domu dla całego proletariatu nie został ukończony, choć przecież prace dobiegły końca. No ale… Przecież można zrobić więcej albo lepiej. Trzeba tylko podjąć postanowienie, że kopanie będzie rozpoczynać się co dzień o godzinę wcześniej. A do tego bijąca z każdej chyba strony tego utworu beznadzieja, która zabija jej bohaterów. Nie że dosłownie zabija, choć też, ale przede wszystkim zabija w nich jakiekolwiek chęci do czegokolwiek poza pracą i popychaniem rewolucji naprzód. Bohaterów, którzy nie mają nic innego poza tym i którzy w to wierzą, bo przecież trudno nie wierzyć w nic. Znajdują oni co prawda na chwilę realniejsze widoki na przyszłość, ale te widoki w krzątaninie codziennej pracy nad budowaniem przyszłości również, zaniedbane przez nich, umierają. Tak to już bywa, kiedy myśląc o przyszłości (i to myśli narzucone z zewnątrz – bo przecież tak jest łatwiej niż mieć swoje) zapomina się o teraźniejszości. No ale nie ma przecież w życiu nic równie stałego jak przejściowe problemy, prawda?

Osobny akapit chciałbym poświęcić językowi tej powieści. On jest niecodzienny, gramatycznie kierujący się równie absurdalnymi zasadami co gospodarka centralnie planowana w kwestii ekonomii, i tak: utrudnia on odbiór. W przedmowie tłumacz, pan Janowski, przytacza historię o tym, kiedy po lekturze kilku pierwszych akapitów jego dobra znajoma stwierdziła, że żaden redaktor tego tekstu nie zaakceptuje, bo „tak się nie mówi po polsku”. Pan Jabłoński przyznał jej rację, zaznaczając jednocześnie, że oryginał napisany jest równie w sposób w jaki nie mówi się po rosyjsku. Z tego co mi wiadomo, po polsku dostępne są dwa tłumaczenia: to, które ja czytałem, pana Janowskiego oraz drugie, autorstwa pana Andrzeja Drawicza. Zabrałem się za to, bo w kilku miejscach spotkałem się z opiniami, że pan Drawicz trochę przesadził i ten absurdalny język oddał bardziej niż zrobił to autor. Z tym drugim tłumaczeniem też chętnie bym się kiedyś, z czystej językowej ciekawości, zapoznał, choć jestem zwolennikiem teorii, że tłumaczenia powinny być raczej wierne niż piękne. Nie mam, niestety, możliwości porównać ich obu z oryginałem. A szkoda.

To nie miało być tak. Miałem plan zabrać się za coś zupełnie innego, ale w poprzedniej książce którą czytałem, Rzece dzieciństwa, pan Stasiuk wspomina o Wykopie pana Płatonowa, i mocno tę pozycję chwali. No i tak sobie przypomniałem, że przecież kiedyś już miałem pomysł żeby ją przeczytać, to dlaczego nie zrobić tego teraz, po takiej zachęcie? Nie żałuję, a wręcz przeciwnie, choć ta książka zostawiła mnie w nastroju co najmniej średnim, bo mimo że dotyczy czasów i ustroju szczęśliwie minionych, to wiele z zachowań i postaw w niej przedstawionych wydaje mi się że z łatwością można zaobserwować i dziś. Zacząłem ten wpis porównaniem tej książki do twórczości panów Kafki i Becketta, zakończę jednym z moich ulubionych cytatów, autorstwa pana Whartona (to z Ptaśka), a który, moim zdaniem, idealnie nadaje się do tego żeby Wykop podsumować: Nie ma takiej absurdalnej rzeczy, której by człowiek nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens.
8739e267-2915-425a-9734-1f1cb7070ecb

Zaloguj się aby komentować

483 + 1 = 484

Tytuł: Brak tchu
Autor: George Orwell
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Bellona
ISBN: 9788311166233
Liczba stron: 304
Ocena: 6/10

Anglia, rok 1938. 45-letni George Bowling to przeciętniak z niższej klasy średniej. Pracuje jako agent ubezpieczeniowy, mieszka na osiedlu deweloperskim, jest żonaty ze zrzędliwą i skąpą Hildą, z którą ma dwójkę dzieci. Pewnego dnia przypadkowy widok na mieście wywołuje w nim falę nostalgii za dzieciństwem i młodością spędzonymi w prowincjonalnym miasteczku Dolne Binfield. W tajemnicy przed bliskimi George postanawia wziąć parę dni urlopu i wyjechać w rodzinne strony. Jednak przebieg tej podróży sentymentalnej znacznie odbiega od oczekiwań protagonisty.

"Brak tchu" to mniej znana powieść Orwella, chociaż niektórzy uważają ją za jego najlepsze dzieło. Hmm, polemizowałabym z tym stwierdzeniem. "Brak tchu" to bez wątpienia dobra powieść, dobrze napisana i interesująca, mimo dość specyficznej formy, podchodzącej momentami pod strumień świadomości (który dla wielu czytelników jest niezjadliwy). Świetnie oddaje nastroje wśród społeczeństwa brytyjskiego u progu II WŚ. Jednak koncept nieudanej próby powrotu do czasów młodości już w latach 30. nie był przełomowy (chociażby w 1932 Iwaszkiewicz opublikował "Panny z Wilka" o podobnej tematyce), wobec czego ciężko mi uznać "Brak tchu" za lepszy od "Roku 1984" czy "Folwarku zwierzęcego".

Niemniej, jest to dzieło jak najbardziej godne polecenia, zwłaszcza jeśli ktoś lubi temat podróży sentymentalnych lub powieści obyczajowe z akcją osadzoną przed wojną.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
ca89655f-7db2-439a-9514-d2d09abfc596
moll

@AndzelaBomba heh, też to właśnie kończę

AndzelaBomba

@moll wow, nieźle zgrane xD

moll

@AndzelaBomba ale mi się zdecydowanie bardziej podoba. Trochę przyciężkawy początek, ale potem to już "samo się czyta" i strony nie wiem kiedy mi lecą

Zaloguj się aby komentować

482 + 1 = 483

Tytuł: Outpost
Autor: Dmitry Glukhovsky
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 352
Ocena: 5/10

Metro 2033 - po przeczytaniu byłem zachwycony, kolejne części już nie wywołały we mnie takich emocji. Na kanwie tego dałem szansę tej powieści. Niestety nie zachwyciła mnie. Jest ciekawy pomysł ale można by go lepiej ugryźć. Całą książkę przewijają się sytuacje z życia z czasów słusznie minionych i jest to przedstawione dobrze, ale jak dla mnie za mało mrocznie przedstawiona tajemnica tego co dzieje się za mostem. A z samym bohaterem jakoś ciężko mi było się utożsamiać i mu kibicować

#ksiazki #czytajzhejto

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
177762de-34b1-4969-9843-7098cbc41570
Konto_serwisowe

Outpost jest taki typowo dla nastolatków. Da się przeczytać, ale nie porywa.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
481 + 1 = 482

Tytuł: Bastion
Autor: Stephen King
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 1088
Ocena: 6/10

Ło matko Bosko przebrnąłem.

Jak wspominałem we wcześniejszym wpisie, na urlop tygodniowy wziąłem sobie Zew Cthulu ale pękła w 2 dni, więc znalazłem parę ebookow i na telefonie wybrałem na pierwszy ogień właśnie tę książkę. Nie miałem zielonego pojęcia, że to najbardziej opasła książka Kinga, ale zorientowałem się dopiero po 2 dniach więc już nie było odwrotu ;)

Postapokaliptyczny świat to coś co lubię, świat jest fajnie opisany, ale po prostu za baardzo. King lubi sie rozpisać niepotrzebnie i jak na początku fajnie wsiąkłem w całą historię to od połowy już zaczęła być nużąca, a sama końcówka już ciągnęła się masakrycznie. Tym bardziej, że cały kulminacyjny moment napisany jakby po łebkach (może King też już był znużony jej pisaniem;)

No ale dzięki temu zakupiłem czytnik i już kolejne książki wpadają jakonprzeczytane z czego się bardzo cieszę.

#ksiazki #czytajzhejto

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
cf4074b1-ee58-4142-a148-147c7bc885c1
Voltage

@Navane jedno z moich większych rozczarowań książkowych, już na początku drugiej części miałem takie WTF, na początku jeszcze jakoś to się czytało.

PontyfikatJP2

King i jego fanbaza to pieprzone zło samo w sobie. Też niedawno byłem ofiarą tej książki i o matko jak mnie ona męczyła. Oczywiście z polecenia, Oczywiście same ochy i achy a tu taka kupa że glowa boli. Gdyby to jeszcze miało 300 stron to chuj, idzie przeboleć, ale to taka kobyła z niej jest że idzie nią zabic - albo siebie, albo autora, albo polecającego. Kolejny King i kolejna kaszana, już więcej po nic nie sięgnę od tego grafomana.

Navane

Mroczna wieża też fajnie się rozpoczynała, ale poległem chyba na 5 tomie

tschecov

Czytając "To" miałem podobnie jak Op. Po jakimś czasie szkoda było odpuścić. Więc wymęczyłem. Na tyle mocno, że po prostu się obraziłem na Kinga. Po prostu obraziłem. Choć seria z Panem Mercedesem i jedna z ostatnich książek Baśniowa historia, czy jakoś tak, bardzo mi się podobał, to jednak nie sądze, że szybko wrócę do Kinga.

Zaloguj się aby komentować

480 + 1 = 481

Tytuł: Księgi Jakubowe
Autor: Olga Tokarczuk
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
ISBN: 9788308075234
Liczba stron: 912
Ocena: 8/10

Sięgnęłam po tą książkę nie czytając wcześniej recenzji więc nie wiedziałam absolutnie jaka jest jej tematyka. Wiedziałam tylko że to ta powieść za którą autorka dostała Nobla. Na trochę na niej utknęłam bo nie jest to dobra książka do czytania z doskoku. Bogactwo wątków, postaci, miejsc, tematów, szczególnie na początku lektury może trochę przytłaczać i sprawiać że czujemy się pogubieni. Powieść opowiada losy sekty frankistów - ruchu który narodził się niedługo przed rozbiorami Polski na Podolu. Autorka zapoznaje nas z perypetiami jej członków od jej powstania aż do jej schyłku po śmierci Jakuba Franka. Jest to książka tak bogata że trudno mi o niej pisać. Na pewno nie jest to lektura porywająca i wciągająca ale nie w tym leży jej wartość. Sporo jest w tej powieści rozważań religijnych i filozoficznych, poznajemy ewoluujące przekonania i wierzenia zwolenników Jakuba Franka, porwanych jego charyzmatyczną osobowością i wierzących że jest on Mesjaszem. Poznajemy ich system wierzeń, filozofię a także przeżycia wewnętrzne i duchowe poszczególnych członków. Ale oprócz tego poznajemy życie na Podolu - szlachty, kleru, wspólnoty żydowskiej, autorka przybliża nam to w sposób bardzo sensualny, niemalże możemy poczuć zapachy, zobaczyć krajobrazy czy odczuć klimat. Książka ta przybliży nam postaci wielu mało znanych postaci historycznych - jak choćby autora pierwszej polskiej encyklopedii, księdza Chmielowskiego. Poznajemy też kawał polskiej i nie tylko historii od takiej mniej znanej strony. Powieść ma też stronę socjologiczną, gdzie obserwujemy jak wspólnota religijna zmienia się w czasie - od pełnych charyzmy, religijnych uniesień, entuzjazmu i wiary w zmianę świata początków do skostniałego końca gdy starzy członkowie pielęgnują puste rytuały a młodzi dostrzegają w nich bezsens i śmieszność. Autorka w ciekawy sposób pokazuje wpływ przynależności do takiej wspólnoty na życie i osobowość jej członków. Autorka nie ocenia, opisuje wszystko w bardzo neutralny sposób, nawet najbardziej dwuznaczne moralnie działania. Jest też w książce pierwiastek magiczny w postaci Jenty, która po połknięciu amuletu mającego chronić ją przed śmiercią zostaje zawieszona w stanie między życiem a śmiercią i obserwuje poczynania bohaterów. "Księgi Jakubowe" nie są lekturą do czytania z wypiekami na twarzy ale na pewno skłaniają do przemyśleń i przybliżają nam też kawałek naszej nieznanej historii. Na pewno warto przeczytać

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #literatura #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta
cc2a0f9a-f27c-4550-a875-28e2c7d36dfe
GordonLameman

@bimberman

a ty co osiągnąłeś, przegrywie? Nic. Więc skończ srać na innych.

bimberman

@GordonLameman wybacz nie po to jestem na ziemi aby słuchać przegrywów w każdej postaci

00bde9a4-dd4b-4fdc-b8ac-b44cc3f9cad7
moderacja_sie_nie_myje

@serotonin_enjoyer To są takie wysrywy, że już Mein Kampf czytało się przyjemniej mimo że to gówno niskich lotów było.

serotonin_enjoyer

Każdy może mieć swoje zdanie na ten temat. Pozdro

HolenderskiWafel

autorka przybliża nam to w sposób bardzo sensualny, niemalże możemy poczuć zapachy, zobaczyć krajobrazy czy odczuć klimat


Też mi się to spodobało, super klimatyczna książka, ale nie dałem rady jej dokończyć, bo jednak dość męcząca

serotonin_enjoyer

Za połową sie trochę rozkręca 😉

Zaloguj się aby komentować

480 + 1 = 481

Tytuł: Do boju! Jak w skrajnych sytuacjach pozostać w jednym kawałku, zachować zmysły i nie złapać infekcji
Autor: Mary Roach
Kategoria: popularnonaukowa
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
ISBN: 9788381692786
Liczba stron: 320
Ocena: 7/10

Uwielbiam absolutnie wszystkie książki tej autorki. Głównie za to że zawsze stara się ugryźć temat z baaardzo niecodziennej strony i robiąc to sama bierze czynny udział w różnych badaniach i eksperymentach. Tak jest i tym razem. Książka o wojsku, o tym z czym muszą zmagać się żołnierze różnych formacji podczas działań wojennych i o tym jak różni badacze i naukowcy starają się ich w tych zmaganiach wesprzeć. I jak zwykle u tej autorki dowiemy się faktów których nie znajdziemy w innych książkach na temat armii, do tego dostaniemy solidną garść anegdot i na pewno nie będziemy się nudzić. Są tu przeróżne wiadomości z typu takich "które chcecie wiedzieć ale wstydzicie się zapytać". Od przeróżnych ciekawostek na temat mundurów i wojskowego szpeju, poprzez różne urazy jakie mogą dotknąć żołnierzy aż po różne, nieraz dziwne badania które mają pomóc zwiększyć efektywność armii. Wiecie że częstym skutkiem wejścia na minę są urazy penisa i jąder? Albo że pomimo tego że słuch podczas walki jest mocno narażony to zatyczki do uszu nie są dobrym rozwiązaniem? Zastanawialiście się kiedyś co się dzieje jak w trakcie niebezpiecznej akcji żołnierza dopadnie biegunka? Słyszeliście o śmierdzącej bombie? Wiecie jakie znaczenie, negatywne i pozytywne podczas wojny mają muchy? Z tej książki się tego dowiecie. Szczerze polecam i tą i wszystkie inne książki tej autorki

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta
cc220d3b-e02e-479b-b75e-a4bb164e9e2d

Zaloguj się aby komentować

479 + 1 = 480

Tytuł: Płonące ziemie
Autor: Bernard Cornwell
Kategoria: powieść historyczna
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 9788375155310
Liczba stron: 584
Ocena: 7/10

Kolejny, piąty już tom przygód Pana Wojny - lorda Uhtreda. Walcząc w służbie u Alfreda z Haraldem Krwawowłosym Uhtred bierze do niewoli kochankę Haralda - piękną Skade uważaną przez Duńczyków za wiedźmę. Rozgrywa to że kobieta jest słabym punktem wodza Wikingów żeby zdobyć przewagę i zwyciężyć przeciwnika ale przez to ściąga na siebie klątwę rzuconą przez wiedźmę. W chwili swojego tryumfu, podczas świętowania kolejnego zwycięstwa otrzymuje tragiczne wieści. Traci najbliższą osobę. W otoczeniu Alfreda są jak zwykle przeciwnicy Uhtreda, którym nie podoba się że głównym dowódcą króla jest poganin. Nie szanując jego żałoby i obrażając opłakiwaną przez niego utraconą osobę prowokują go do gwałtownych czynów, skłócenia go z królem i porzucenia przez niego służby. Ale gdy Uhtred planuje już swe dalsze życie bez króla Alferda, jednoczy siły ze swoim mlecznym bratem Ragnarem, przeznaczenie znowu miesza w jego życiu i wzywają go śluby posłuszeństwa, którym nie chce odmówić. 
Jak ktoś czytał poprzednie tomy i mu się podobało, jak zwykle się nie rozczaruje. Może książka nie jest szczególnie świeża - przygody bohaterów przypominają te z poprzednich tomów, nie odkryjemy tu niczego nowego, to mimo to warto sięgnąć i po ten tom bo autor snuje opowieść bardzo sprawnie i z przyjemnością śledzimy dalsze losy postaci, które do tego czasu zdążyliśmy już polubić i zżyć się z nim. Po to czyta się takie sagi - żeby towarzyszyć ich bohaterom w ich emocjonującym życiu. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #literatura #hejtoczyta #czytajzhejto
4b820164-2cc7-4d8a-a9e9-d76af82489b9

Zaloguj się aby komentować

478 + 1 = 479

Tytuł: Koniec śmierci
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380622852
Liczba stron: 840
Ocena: 8/10

Zwieńczeniu trylogii z pewnością nie brakuje dwóch rzeczy: rozmachu i żonglowania emocjami, a trzeba też przyznać, że aspekty te często są ze sobą dosyć silnie powiązane. Mieszanka oczekiwań głównych person wobec siebie, wobec ludzkości oraz vice versa była tutaj zrealizowana w satysfakcjonujący sposób i, ponownie, wiązała się bezpośrednio z wieloma przełomowymi punktami w opowiedzianej historii, których następstwa były niebagatelne, delikatnie mówiąc. O coraz to śmielszych pomysłach znajdujących swoje logiczne uzasadnienie w przedstawionym świecie nawet nie wspominam, bo był to jeden z silniejszych aspektów cyklu od samego początku, a rosnącej wykładniczo skali dzikości należało się oczywiście spodziewać.
A teraz o kilku fragmentach, które wyjątkowo zapadły mi w pamięć:
- rozdział Tianminga z odliczaniem przeplatanym retrospekcjami został poprowadzony po mistrzowsku,
- martwe strefy - taka określenie w odniesieniu do kosmosu z definicji wywołuje pierwotną gęsią skórkę,
- początkowy brak wyjaśnienia obrazów działał na wyobraźnię i dawał do myślenia, że będzie to istotne przeoczenie.
Natomiast fanem zakończenia nie jestem. Oczekiwałem czegoś bardziej w korelacji z główną osią wydarzeń, ale tutaj autor popłynął już doprawdy solidnie. Podczas lektury cały czas z tyłu głowy miałem linię czasu z początku książki i ten akurat aspekt ostatniego aktu jest niezły.
Fenomenalna seria, która z jednej strony w każdej części porusza zupełnie różne problemy, a z drugiej przez całą trylogię wraca cały czas do tych samych. Niezmiennie jestem pod wrażeniem, że jeden człowiek był w stanie wymyślić całą tę technologiczną (i społeczną w sumie też) otoczkę. Może nie do perfekcji, ale do stanu trochę pod nią brakuje faktycznego i szczerego przywiązania do bohaterów. Fakt, każda książka ma swoją główną i drugoplanową postać, niektóre przewijają się też na stronach więcej niż jednej części, ale to pod żadnym pozorem nie jest kaliber Wieśka, FF7 lub LiS, w przypadku których nawet po ostrej amnezji byłbym w stanie przytoczyć życiorys głównej obsady. Tutaj o samej fabule nie zapomnę, ale z postaci po czasie w głowie zostanie mi co najwyżej Luo Ji.
Podsumowując, jest to kawał solidnego sajfaj, gdzie pierwsze skrzypce gra, powiedziałbym, kwestia społeczna, drugą technologiczne mumbo-jumbo, a trzecie nie mam pojęcia. Wiem za to, że dopiero czwarte gra nawalanka, bo tej uświadczyć można malutko (i potrzeby na więcej nie było).
Z czystej ciekawości natychmiast zabieram się za pozostałe książki autora. Nie spodziewałem się, że "Piorun kulisty" będzie wspomniany w pierwszej części. No i dla Rebisu tradycyjnie karny kutas za miękkie okładki (tak, wiem, że niedawno dali twarde, ale: 1. zajęło im to kilka lat, 2. to wydanie jest okrutnie leniwe, 3. jest obrzydliwie drogie biorąc pod uwagę punkt 2, 4. można bezpiecznie założyć, że 3 pozostałe książki nie zostaną w taki sposób potrkatowane, tak więc można zapomnieć o spójnym zbiorze).

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #problemtrzechcial #rebis #ksiazkicerbera
cc3a2fa6-bfbb-40e3-85a5-e65c565190dd
ingart

Ciekawostka odnosnie zakonczenia na ktora trafiam co jakis czas na reddit, chociaz nigdzie indziej wiec nie zweryfikuje, ze autorowi zdiagnozowali raka (albo falszywa diagnoza, w kazdym razie ciagle zyje) i zdecydowal sie na wrzucenie wszystkich pomyslow jakie mu przychodzily do glowy w koncowke tomu na wypadek gdyby to byl jego ostatni.

Cerber108

@ingart ciekawe. W taki, a nie inny stan zakończenia nie wnikałem, to i na podobne wątki nie wchodziłem.

Zaloguj się aby komentować

477 + 1 = 478

Tytuł: Indie. Kraj miliarda marzeń
Autor: Weronika Rokicka
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Szczeliny
ISBN: 978-83-813-5236-9
Liczba stron: 384
Ocena: 7/10

Reportaż o Indiach, zbiór ciekawych i czasami szkoujących informacji na temat Indii, kraju mocno podzielonego, rozwarstwionego i kastowego. Z jednej strony ciekawa, ale z drugiej dalej trochę szokująca, mimo, że z hindusami (lub jak mówi autorka - indusami) mam do czynienia na co dzień w pracy.

Reportaż, który pokazuje rozwarstwienie i brak jedności narodu, jego waśnie i problemy wewnętrzne, których w Europie raczej już nie spotykamy, Kraj z ponad miliardem ludzi, w którym przy okazji wyborów ginie kilkadziesiąt osób, a jednocześnie kraj, który wierzy w demokrację i potrzebę głosowania. Kraj, który bardzo dynamicznie się zmienia, ale trochę zjada własny ogon, bo pracownicy przenoszący się z sektra rolnictwa do usług, sprawiają, że brakuje jedzenia. Bogacące się społeczeńśtwo kupuje dobra luksusowe, przez co lokalne fabryki mniej wyrafinowych towarów upadają i zabierają ze sobą ogromne ilości miejsc pracy. I wreszcie kraj, w którym pozycja kobiety dalej jest dość nieoczywista, bo choć z możliwością głosowania i widocznością w mediach i opinii publicznej, to dalej traktowana jak przedmiot i obiekt zaspokajania potrzeb seksulanych.

Kraj pełen skrajności, który osiągnął już chyba swoją masę krytyczną przez co, co raz trudniej nim zarządzać i sterować, a jednocześnie z aspiracjami na bycie na szczycie drabinki.

Książka sama w sobie jest dość chaotyczna i sporo w niej skakania po tematach, ale mimo tego sporo sie dowiedziałem i pozwoliła mi trochę lepiej zrozumieć współpracowników i podwładnych, za co zawsze plusik.

Osobisty licznik: 67/120
Wygenerowano i opublikowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter2024 #bookmeter
d492f688-edea-42b4-bd09-5088b5b5e730

Zaloguj się aby komentować

476 + 1 = 477

Tytuł: Krzyżowcy
Autor: Dan Jones
Kategoria: historia
Wydawnictwo: Znak Horyzont
ISBN: 9788324078516
Liczba stron: 576
Ocena: 7/10

Skuszony po całkiem przyjemnej lekturze Świtu królestw postanowiłem sięgnąć po jeszcze jedną pozycję Dana Jonesa. Jako że tematyka krucjatowa zawsze w jakiś mniejszy bądź większy sposób mnie ciekawiła i działała na moją wyobraźnię (głównie za sprawą gier oraz filmu Królestwo Niebieskie), to padło na Krzyżowców. Szybko jednak okazało się, że krzyżowcy, postrzegani jako wzór cnót, obrońcy wiary chrześcijańskiej i zwykłej ludności, często się dopuszczali się makabrycznych czynów i tak pięknie to do końca nie wyglądało...

Książka jest zbudowana w taki sposób, że nie opisuje stricte suchych faktów, a raczej przedstawia nam chronologicznie dzieje krucjat z perspektywy konkretnych bohaterów z chrześcijańskiego świata wschodu oraz zachodu (m.in. Saladyna, Ryszarda Lwie Serce, ale również tych mniej znanych – króla Norwegii Sigurda I czy królowej Melisandy). W efekcie czego dostajemy swego rodzaju wciągającą powieść historyczną i uważam, że w tym tkwi największa zaleta pana Jonesa. Natomiast autor nie gubi wątku i cały czas trzyma się faktycznych wydarzeń. Warto również zaznaczyć, że książka porusza nie tylko kwestie walk w rejonach Palestyny, Egiptu czy Syrii, ale opisuje również krucjaty na terenie Europy (rekonkwista w Hiszpanii, ruch albigensów we Francji) oraz wszelkie inne wydarzenia dziejące się przed, między lub po krucjatach (wewnętrzne spory o władze, działania zakonów rycerskich, najazdy Mongołów itp.), które miały istotny wpływ na dalsze kształtowanie się wypraw krzyżowych.

Jeżeli chodzi o wady tej książki, to ciężko mi - jako historycznemu laikowi - przyczepić się do czegoś, ale myślę, że wielu by wskazało na swego rodzaju wybiórczość czy zbyt skrócone przedstawienie pewnych wydarzeń, choć w zasadzie taki był cel autora – ukazać w przystępny sposób dzieje wypraw do Ziemi Świętej i zachęcić czytelnika po dalsze zgłębianie tematu.

Czytało się całkiem przyjemnie, a styl prowadzenia narracji, barwny język i wplątywanie różnych ciekawostek tylko wzmacniało to uczucie. Jak ktoś jest zielony w temacie krucjat, a chciałby się zgłębić w to, ale przy okazji nie zanudzić się na śmierć, to serdecznie polecam. Myślę, że gdyby w ten sposób historia była opisywana w podręcznikach, wyniósłbym z niej znacznie więcej.

Na wszelki sposób bądźcie ufni w wiarę Chrystusa i zwycięstwo Świętego Krzyża, gdyż dzisiaj, jeśli tylko podobać się będzie Bogu, wszyscy staniecie się zwycięzcami.

#bookmeter #czytajzhejto #ksiazki

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
2f364960-1939-49d1-b1c2-c095ac43f9fc

Zaloguj się aby komentować

Zapraszam do testowania logowania oraz dodawania wpisów poprzez skrypt. Po dodaniu wpisu pola nadal mogą być zapamiętane, także pamiętajcie, aby wyczyścić formularz i sprawdzić licznik. Zostało to zaprojektowane w ten sposób, żeby nie utracić tego, co już zostało wpisane w przypadku wystąpienia jakiegoś błędu.

#bookmeter
Wrzoo

@renkeri No to teraz spieszę czytać, żeby jak najszybciej coś wrzucić i przetestować

tschecov

Dajcie mi jeszcze czas by napisać recenzję, a będę spamował 😉

moll

@renkeri fajnie! Dzięki za wołanie. Teraz trzeba coś szybko doczytać

smierdakow

@renkeri logowanie działa! świetne rozwiązanie, dzięki

Zaloguj się aby komentować

475 + 1 = 476

Tytuł: Czekanie na smoka
Autor: John M. Ford
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Mag
ISBN: 9788367023474
Liczba stron: 384
Ocena: 4/10

Akcja powieści rozgrywa się w XV wieku, ale nie takim, jakim znamy go z podręczników historii. W stworzonym przez Forda świecie Bizancjum istnieje i ma się znakomicie, na co znaczący wpływ ma fakt, że Julian Apostata żył wystarczająco długo, by z powodzeniem zredukować chrześcijaństwo z powrotem do roli działającej w podziemiu sekty. Pozycję Cesarstwa wzmocnił również podział potencjalnie wrogiej Francji na część bizantyjską i angielską. Dodatkowo, w uniwersum istnieją i nie są tępione magia oraz wampiryzm (będący tu trochę odpowiednikiem AIDS).
Głównymi bohaterami są: walijski czarodziej, potencjalny pretendent do tronu Bizancjum, florencka lekarka oraz niemiecki wampir inżynier. Cała czwórka spotyka się pewnego dnia w szwajcarskiej gospodzie, formuje drużynę i wyrusza do Anglii, gdzie błyskawicznie wplątuje się w konflikt pomiędzy Lancasterami i Yorkami.

Pomysł brzmi ciekawie, ale powieść ma jedną, zasadniczą wadę. Otóż podczas lektury nie sposób pozbyć się wrażenia, że autor napisał całą serię, tudzież tomiszcze grubości Hrabiego Monte Christo, ale z nieznanych przyczyn zdecydował się upchnąć gotową historię na ponad 300 stronach, wywalając resztę treści na chybił trafił. Ewentualnie miał dość mglisty pomysł na powieść i pisał, gdy go wena naszła, a kiedy natchnienie mu się skończyło, zapakował maszynopis i wysłał do wydawcy bez bawienia się w poprawki.
W rezultacie powstała niespójna opowieść z dziurami fabularnymi rozmaitej wielkości, co powoduje, że przez książkę ciężko przebrnąć. W końcu jak wciągnąć się w intrygę, kiedy jest ona nieskładna, a wydarzenia biegną od Sasa do Lasa? Jak polubić bohaterów, kiedy nie wiadomo, o co im tak naprawdę chodzi i do czego dążą?

Wciągnięcia się w fabułę na pewno nie ułatwia fakt, że toczy się ona głównie wokół Wojny Dwóch Róż, czyli konfliktu zbrojnego, który, jeśli już się pojawia w polskich podręcznikach do historii, to jest omawiany po łebkach. Warto przed lekturą zapoznać się z przebiegiem tej wojny, bo inaczej ciężko się zorientować, kto jest po stronie kogo.

Generalnie powieść jest anglocentryczna i widać, że autorowi nie postało w głowie, że kiedyś wydadzą Czekanie na przykład w Polsce. Objawia się to nie tylko umiejscowieniem głównej fabuły na Wyspach, ale również irytującym zangielszczaniem imion („Cynthia” zamiast „Cinzia” i „Dominic” zamiast „Domenico” w przypadku Włochów, „Gregory” zamiast „Gregor” w przypadku Niemca).

W ogóle, skoro już autor stworzył alternatywną wersję historii, gdzie Cesarstwo Bizantyjskie w XV wieku dalej jest imperium i trzęsie Europą, to szkoda, że akcja nie toczyła się głównie na Wschodzie. No i zabrakło mi informacji, co z resztą Europy: krajami słowiańskimi, Węgrami, Skandynawią, Niemcami i Hiszpanią. Czy na tych terenach powstały jednolite państwa? Jak się rozwijały bez dominującej kultury chrześcijańskiej, czy podporządkowały się Bizancjum, czy pozostały barbarzyńską terra incognita?

Wielka szkoda, że w momencie publikacji zabrakło u boku pisarza ogarniętego edytora, który by mu poradził „Rozpisz to chłopie na całą serię, bo pomysł jest świetny, ale 300 stron to za mało na dobre rozwinięcie historii”.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
4e4d697b-1ffe-4820-94d5-335c1c526eec
Cerber108

Potencjał został tu zmarnowany kardynalnie, papiesko wręcz.

Zaloguj się aby komentować

474 + 1 = 475

Tytuł: Rzeka dzieciństwa
Autor: Andrzej Stasiuk
Kategoria: literatura piękna; eseje
Ocena: 8/10

#bookmeter

A potem pod miejscowością Marks albo Engels zatrzymuje cię ruski pies i pyta, czemu twój dowód rejestracyjny nie jest rosyjski. Wpadłbyś na to?

Nie śledzę na bieżąco żadnych wydarzeń, w tym również wydarzeń na rynku literackim, stąd nie miałem pojęcia, że niedawno ukazał się nowy tytuł, na okładce którego widnieje nazwisko mojego ulubionego eseisty, pana Andrzeja Stasiuka. Kilka dni temu wpis o tej książce dodał kolega @WujekAlien i tak sobie pomyślałem, że może warto by po nią sięgnąć? Dawno nie czytałem niczego od pana Stasiuka i trochę się chyba nawet za tym jego kapitalnym stylem opowiadania stęskniłem. Tak też zrobiłem i uważam, że było warto. Oj, było!

Rzeka dzieciństwa to sześć tekstów. Takich, których jeszcze nie miałem okazji czytać, bo zdarza się tak, że eseje pana Stasiuka powtarzają się w kilku tomach. Ale – tak mi się wydaje – jest to spowodowane tym, że każdy zbiór ma jakiś, często luźny, ale jednak jakiś temat przewodni, a wiele tekstów tego akurat autora świetnie wpasowuje się w kilka tematów przewodnich. Żadnego jednak z tych, które dostałem w Rzece dzieciństwa nie kojarzyłem, więc przypuszczam, że są nowe. A przynajmniej dla mnie były.

Zapach tamtej rzeki, o której uparłem się pisać, ale nie bardzo mi wychodzi.

Co w tych sześciu tekstach można znaleźć? Można znaleźć w nich opowieści, mniej lub bardziej związane z Bugiem, nad którym autor częściowo się wychowywał. Choć, jak sam twierdzi, tę część młodości pamięta mocniej niż tę miejską, z Warszawy. I tak po latach wraca myślą nad ten Bug wspominając nie tylko to swoje dzieciństwo, ale też inne powroty. Te, w które oprócz myśli zaangażowane było też ciało. Pomagają mu w tym zmarli, których spotyka – znajomi z dawnych lat albo nieznajomi, którzy odeszli zupełnie niedawno. Czasami, a nawet często zdarza mu się od tego Bugu uciec. Udaje się wtedy na wschód. Czy to pomagać jako wolontariusz w początkowej fazie zaraz po rosyjskiej napaści (Robiłem sobie kawę i zabierałem się do zgrzewek i kartonów. Kasza i olej. Podpaski. Wojna.) czy później, kiedy zapał do pomocy już osłabł, żeby dostarczyć w okolice frontu samochód, ciągle potrzebny walczącym żołnierzom. Na ten wschód kieruje się też wraz z żoną po to żeby poszukać jej korzeni. Albo też po to żeby zrozumieć. Bo we wszystkich chyba tych tekstach z Rzeki dzieciństwa, zresztą tak jak i w większości pozostałych esejów tego autora, które znam, tak jak mnie do tego pan Stasiuk przyzwyczaił opowieść jest bardzo płynna. Tematy wypływają jedne z drugich, zaczynają się, kończą, urywają, wracają – tak, trochę chaos. Ale w tym chaosie jest jakiś, jeśli nie porządek, to co najmniej piękno. A na dodatek wszystko to opisane jest wspaniałym, barwny i żywym językiem. Opowiedziane jest z niezwykłą spostrzegawczością, często przez skupienie na szczególe i z bijącą z kart ogromną wrażliwością. To jest kawał fantastycznej literatury, przynajmniej w moim rozumieniu terminu „literatura”. Wrażenia z samego obcowania z tak dobranymi słowami są dla mnie już wystarczającym powodem żeby po twórczość pana Stasiuka sięgnąć.

Niewykluczone, że gdzie już opowiedziałem tę historię. Ale nie boję się powtórzeń. Może za którymś razem warstwy czasu rozstąpią się na tyle, że że odsłoni się ten najgłębszy, pierwotny sens zdarzeń.

Skoro autor nie boi się powtarzać, to i ja sobie pozwolę, bo na pewno już gdzieś, przy okazji dzielenia się wrażeniami z lektury któregoś z poprzednio przeze mnie czytanych zbiorów tego autora o tym pisałem. Uwielbiam spojrzenie pana Stasiuka na otaczający nas świat. Potrafię zobaczyć te krajobrazy o których pisze, potrafię niemal poczuć deszcz czy zimno, o których pisze. Przemawia do mnie ten język, jakim się posługuje. I chyba właśnie za to jak to potrafi przekazać tak bardzo go cenię. Albo są jakieś inne powody, których sobie nie potrafię uświadomić albo nie umiem ich nazwać? Może przy okazji wpisu o kolejnej jego książce odsłoni się przede mną ich sens?

No i na koniec jeszcze kilka cytatów, które wyjątkowo mnie urzekły (mam zaznaczonych dużo więcej), a które chciałem jakoś wpleść sprytnie w ten tekst, ale zaczynał mi on wtedy niebezpiecznie puchnąć, więc zostawię je luzem:

Podobało mi się tu. Jak zwykle wyobrażałem sobie, że wrócę. Jak w stu miejscach, których nigdy więcej nie zobaczyłem.

A potem pod miejscowością Marks albo Engels zatrzymuje cię ruski pies i pyta, czemu twój dowód rejestracyjny nie jest rosyjski. Wpadłbyś na to?

Tak, to całkiem w twoim stylu: przejechać sześć tysięcy kilometrów, spalić cysternę diesla, żeby na koniec zrobić zdjęcie owcy z głupim pyskiem w suchej trawie.

Taki miałem plan na sześćdziesiąte urodziny: pojechać daleko, upić się samotnie przy ognisku, na pięknym bezludziu, zbudzić się, będąc lekko opuchniętym, z poczuciem, że mam coraz bardziej wyjebane, i oddać się antycywilizacyjnym tyradom. […] Ale siódmego dnia pomyślałem: a na chuj masz tam jechać i węglowodorową krwawicę Ziemi trwonić? Byłeś tam tyle razy i sam potem powtarzałeś, że lepsze od jeżdżenia jest leżenie na tarasie w brudnym śpiworze i przypominanie sobie wszystkiego co było albo i nie było.

***

I tylko jedna uwaga, nie do samego autora, ale do całego wydawnictwa Czarne (w którym autor jakąś tam funkcję pełni, ale mniejsza z tym): czy naprawdę w ebooku nie da się wyjustować tekstu? Taki wyrównany do lewej źle się czyta. Inne wydawnictwa to potrafią, więc podejrzewam, że możliwości technologiczne ku temu żeby taki a nie inny układ tekstu zastosować są już chyba dostępne?
6053ca84-4731-45fe-98d7-6d73fc4274aa
bojowonastawionaowca

@George_Stark o, również moja pozycja na najbliższy czas - nawet mam z autografem (bardzo postaranym xD)

George_Stark

@bojowonastawionaowca Pokaż zdjęcie.

George_Stark

@bojowonastawionaowca


Autografu zdjęcie, jakby co.

Zaloguj się aby komentować

473 + 1 = 474

Tytuł: Cesarz
Autor: Ryszard Kapuściński
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Czytelnik
ISBN: 9788307034621
Liczba stron: 172
Ocena: 5/10

Nie byłem chyba docelowym odbiorcą tej książki, bo według mnie jest bardzo przeciętna.

W teorii miałem się dowiedzieć jak wyglądało życie cesarza Etiopii Hajle Sellasje i częściowo tak było. Kapuściński przedstawia rozmowy z ludźmi dworu którzy mieli bezpośredni kontakt z cesarzem, bądź jakikolwiek kontakt. Wszystko by było w porządku, jednak styl (choć wybitny) jakim posługuje się autor kompletnie mi nie pasuje. Reportaż (a raczej reportaż-powieść) jest przekoloryzowany, miejscami cukierkowy i niepotrzebnie rymowany. Zdaję sobie sprawę, że wielu osobom się to podoba, a mnie z każdą kolejną stroną zaczynało irytować.

Trochę też powątpiewam na ile rozmowy z anonimowymi sługami cesarza są autentyczne i nie pomaga w tym wcześniej wspomniany styl pisania. Ciężko określić co faktycznie te osoby mówiły a co Kapuściński sobie dopisał, bądź ukrył, żeby bardziej mu pasowało.

Nie jestem zawiedziony, bo książka zalegała w domu i przypadkowo zacząłem ją czytać

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

Prywatny licznik 13/x

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto
e9802915-cbbf-4a80-bda7-2970452a1e5a
Sweet_acc_pr0sa

@nobodys esarz, taki mlodziezowy tytul xD

dahomej

przeczytałem wiele książek Kapuścieńskiego i go bardzo lubię, ale Cesarza uważam chyba za jego najsłabszą książkę, może dlatego że była akurat lekturą w szkole, a może po prostu jest najsłabsza ¯\_(ツ)_/¯

cotidiemorior

@nobodys po pierwsze to jest powieść fabularna, która nie ma nic wspólnego z prawdą. Chłop tam pojechał jak władzę przejęła krwawa komunistyczna junta i napisał paszkwila, który miał to przejęcie uzasadnić, robiąc na przykład z oczytanego cesarza analfabetę. xD

Zaloguj się aby komentować

472 + 1 = 473
prywatny licznik: 25/?

Tytuł: Mocarstwo
Autor: Marcin Wolski
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Zysk i S-ka (2012)
ISBN: 9788377851173
Liczba stron: 301
Ocena: 7/10

A co by było, gdyby...?

W październiku 1938 roku Piłsudski zawiera tajny pakt z Hitlerem i wspólnie z innymi krajami Europy środkowo - wschodniej atakują Związek Sowiecki. Moskwa zdobyta przez państwa Osi, Lenin zamordowany a historia gmatwa się coraz bardziej. Wojska niemieckie zajmują kolejno Danię, Norwegię, Holandię i Belgię. Połączone siły Angielsko - Francuskie ponoszą klęskę i w niedługim czasie upadają. Führer powołuje na terenie dzisiejszej Białorusi Republikę Żydowską, gdzie przesiedla "naród wybrany" z całej Europy. Jako Ostateczne Rozwiązanie Kwestii Ż. planuje zrzucenie na nowy kraj bomby atomowej - w tym świecie Robert Oppenheimer i Enrico Fermi, uprowadzeni z USA konstruują bombę dla Trzeciej Rzeszy i testują ją w 1945 w sztolniach w Górach Sowich. Pomysł takiego Armagedonu nie podoba się jednak opinii publicznej, w Niemczech wybuchają zamieszki, które przeradzają się w wojnę domową. Korzysta na tym Anglia i Francja rozpoczynając walki z okupantem. Wojna kończy się w 1947, bratnią interwencją państw Europy Wschodniej pod wodzą Polski. Przy okazji zdetonowano im dwie bomby atomowe, na wszelki wypadek. Niemcy zostają rozbite na małe państewka, Rosja podzielona murem na dwa wrogie kraje a Francja i Anglia zaczynają dopiero podnosić się z upadku. Tylko Wielka Polska wyszła z tej zawieruchy obronną ręką, realizując pozostawiony przez Piłsudskiego plan powołania Unii Europy Środkowej...

W takim oto alternatywnym świecie przypadkowo pojawia się nasz bohater. U niego jest rok 1982, życie pod sowieckim butem jest cokolwiek ciężkie, jeszcze ten stan wojenny... A w alternatywnej rzeczywistości Polska jest mocarstwem rozciągającym się od morza do morza. 

Dużo w tej książce historii. Czy to alternatywna czy znana z naszego uniwersum, jedna z drugą przeplatają się i dla pełnego zrozumienia całości wymaga od czytelnika dość dobrej jej znajomości - fakty, daty, nazwiska. Generalnie przez 2/3 tego dzieła fabuła jest dość uboga, służy głównie przedstawieniu kolejnych, coraz bardziej fantastycznych teorii autora. Duża część książki to suche fakty, które główny bohater poznaje czytając podręczniki do historii czy rozmawiając z innymi bohaterami. Na dłuższą metę jest to trochę nużące. Potem książka zamienia się w thriller szpiegowski z wartką akcją rodem z Bonda, a na końcu mamy katastrofę prezydenckiego samolotu, po której władze wprowadzają stan wyjątkowy... Widocznie, według autora, historia lubi się powtarzać, nawet ta alternatywna.

Lekko naciągnięte 7/10, głównie ze względu na pomysł, gdyby wyrównać proporcję między historią/polityką a akcją-sensacją byłoby może lepiej. Na minus także liczne literówki w tekście.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
1c4c4d4b-a435-4a80-8ac0-69f3e0aea92e

Zaloguj się aby komentować

471 + 1 = 472

Tytuł: Johnny poszedł na wojnę
Autor: Dalton Trumbo
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Świadomość, że nie będzie się żyć za sto lat nie wzbudza niepokoju. Ale myśl, że zginie się jutro rano i będzie się martwym na zawsze i będzie się gnić pod ziemią czy to jest wolność?

Ten cytat powyższy wybrałem z całej książki żeby zacząć nim wpis dlatego, że jedna z najsilniejszych myśli, jakie pojawiły mi się w głowie w czasie lektury była następująca: czy to nie pewien paradoks, że młodych chłopców posyła się do walki o wolność pod przymusem?

Bohaterem książki jest Joe Bonham, żołnierz amerykański, wysłany w czasie I Wojny Światowej do Francji żeby ratować tamtejsze kobiety. Tak przynajmniej mu to jego skierowanie motywowano. Czy te kobiety uratował czy też nie, tego z książki się nie dowiedziałem. Dowiedziałem się za to, że Joe miał pecha. Miał pecha, bo przeżył. Przeżył, ale amputowano mu ręce i nogi, oślepł i ogłuchł, a dolną część twarzy miał wyrwaną. Nie mógł więc niczego wziąć, nie mógł chodzić, nie mógł widzieć, nie mógł słyszeć i nie mógł mówić. Mógł jedynie czuć i myśleć. Joego czytelnik spotyka krótko chyba po zdarzeniu, bo wraz z nim powoli odkrywa stopień jego kalectwa. Autor prezentuje tok myśli bohatera gdzie, wśród pojawiających się wspomnień sprzed wojny, Joe krok po kroku odkrywa co się z nim stało. I na tym polega Księga I. Nieżywi. A później jest jeszcze Księga II. Żywi. Jest krótsza i o jej treści nie będę pisał, bo na tym portalu nie da się ukrywać spoilerów.

Utwór, jak widać na załączonej okładce, reklamowany jest jako jedna z najważniejszych powieści antywojennych wszech czasów. Być może nawet tak jest. Tylko, jak to z tymi ważnymi i głośnymi powieściami bywa, omawia ona ważny problem, ale w sposób dość prosty. No bo tak: w zasadzie mamy tutaj jeden wątek poprowadzony od początku do końca w zasadzie bez żadnych zaskoczeń. Dodatkowo język powieści jest prosty. Czy to źle? No to zależy kto czego szuka. Miałem zacząć ten akapit stwierdzeniem że „literacko dość kiepsko”, ale tak sobie pomyślałem, że nie znam pozostałej twórczości pana Trumbo, więc ciężko mi się odnieść. Poza tym być może ten język powieści jest stylizowany – Joe Bonham nie był wszak nikim wybitnym, nie należał do elit. Przed wojną był zwykłym piekarzem. Za tą tezą, tą o stylizacji języka, mogłoby świadczyć kompletne pominięcie przecinków, co przeszkadza w lekturze, ale niejako prezentuje chaos, jaki niewątpliwie musiał mieć w głowie Joe. Czyli, bezpieczniej dla mnie, zamiast napisać „literacko dość kiepsko”, napiszę: „język powieści mnie nie porwał”.

Oczywiście popieram ogólne przesłanie utworu. Jestem zadowolony, że ta obserwacja z początku wpisu przyszła mi do głowy w czasie lektury. Podobało mi się nawet kilka elementów przedstawionych w tej powieści (szczególnie historia o wędce! – wspaniała, bo prosta), ale Johnny poszedł na wojnę, nawet jeśli jest jedną z najważniejszych powieści antywojennych wszech czasów, to moją ulubioną powieścią antywojenną zdecydowanie nie został. Zdarza się.

***

I na koniec ciekawostka. Ponoć tą właśnie powieścią zainspirował się James Hetfield i w rezultacie napisał utwór One . Kiedy byłem jeszcze ogromnym fanem niszowego (jak mi się wówczas wydawało – serio!) zespołu Metallica, znalazłem, chyba w tym magazynie czytelników (Action Mag to się bodaj nazywało?), zamieszczanym na dołączonym do pisma (NIE gazety!!!) CD-Action kompakcie artykuł. Wydaje mi się, że autor wspominał, że One powstał na podstawie opowiadania. Wydaje mi się, że ściągnąłem to opowiadanie z Internetu, jeszcze w jakiejś kafejce internetowej i wydaje mi się, że było ono krótsze. Ale może źle mi się wydaje? Przecież minęło już co najmniej kilkanaście lat. A może jest jakieś opowiadanie, które jest pierwowzorem albo szkicem dla tej powieści? Nie wiem. Tak sobie o tym piszę, bo mi się przypomniało, ale dziś nie mam już tyle determinacji co za młodu żeby tego szukać i ustalać.
61dda447-7682-4f2b-abfe-0a86d6114274
pokeminatour

Jakbym miał wybrać jedną powieść antywojenną to byłaby nią "Na zachodzie bez zmian". Johnny poszedł na wojnę opisuje głównie nie wojnę, ale jej rezultat - wyjątkowo pechowa niepełnosprawność, która zdarza się bardzo rzadko lub wcale. Za to na zachodzie bez zmian opisuje realne rzeczy które przeżywały i przeżywać bedą miliony osób, dlatego bardziej do mnie trafia.

George_Stark

@pokeminatour


No ja w moim top mam właśnie Na Zachodzie bez zmian i na absolutnym szczycie Rzeźnię numer pięć. Ale to dlatego, że oprócz bycia antywojennym jestem ogromnie provonnegutowski.

trixx.420

Ehhh, mam to na liście do przeczytania od dawna...

Zaloguj się aby komentować

470 + 1 = 471

Tytuł: Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach
Autor: Bartosz Panek
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 344
Ocena: 6/10

Link do LubimyCzytać:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5110078/zboze-roslo-jak-las-pamiec-o-pegeerach

W czasie weekendowego wyjazdu na ziemie "odzyskane" (fenomenalna propagandowo nazwa, prawda?) sięgnęłam po książkę nawiązującą do regionu, czyli "Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach". O PGRach, czyli państwowych gospodarstwach rolnych, wiedziałam niezbyt wiele - moja najbliższa rodzina nie była z nimi powiązana, więc uznałam, że lektura tej książki pomoże mi dowiedzieć się czegoś więcej.

Po pierwsze: ta książka nie sprawiła mi zbyt wielkiej przyjemności z czytania. Z mojej perspektywy napisana bardzo chaotycznie, czyta się ją w większości ze sporym znużeniem. Nie mogę jej nawet za bardzo podzielić w głowie na tematyczne rozdziały; jedyne, co mogę powiedzieć, to że autor stara się podejść do przedstawienia historii PGRów chronologicznie. 

W reportaż wplecione są historie byłych pracowników PGRów, niektóre radośnie sentymentalne, inne opowiadane z goryczą. Nie za wiele jednak w nich treści poza przedstawieniem emocji i odległych wspomnień o tym, na czym polegała praca.

Ciekawy wątek stanowiło zgłębienie tematu kontrowersyjnego dokumentu "Arizona", nakręconego o życiu w miejscowości popegeerowskiej i tego, jakie reperkusje wywołała jego transmisja.

Brakuje mi tu tego, co lubię w reportażach - danych liczbowych, procentowych... To jest coś, co w przeszłości w reportażach z Czarnego było obecne, a od jakiegoś czasu jest traktowane po macoszemu. Zastanawiam się, na ile jest to wpływ redakcji, a na ile autor chciał tego uniknąć.
Tak, jak wspomniała @KatieWee , końcówka jest zdecydowanie bardziej wciągająca od reszty książki. Zwłaszcza rozdział o dworku na Pomorzu mnie zaciekawił, pisany jest w zupełnie inny sposób niż reszta - lżej, przyjemniej się go czyta.

Spory minus daję za to, że autor mówi o jakichś rzeczach (np. o konkretnych obrazach, zdjęciach czy budynkach), ale jako towarzyszącą ilustrację daje coś niezwiązanego z opisywanym przedmiotem. A prosi się aż o użycie tego, o czym w danym miejscu mówi.

Na plus jest to, że książka mimo wszystko poszerzyła moje horyzonty i uzupełniła trochę wiedzę na temat nieznanego elementu codzienności Polski Ludowej. Stanowiła dobrą podstawę do tego, by porozmawiać z bliskimi na temat ich życia w tamtym czasie i tamtych warunkach.

Prywatny licznik (od początku roku): 28/52

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #reportaz #prl #ksiazki #czytajzhejto
Wrzoo userbar
a0dc1c86-5230-4b1a-99df-9f4c75886cdf

Zaloguj się aby komentować

469 + 1 = 470

Tytuł: Karpie bijem
Autor: Andrzej Pilipiuk
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 9788379644414
Liczba stron: 416
Ocena: 6/10

Prywatny licznik 21/24

Odzyskaliśmy, a w zasadzie zyskaliśmy, stabilny pułap! Ten tom opowiadań nie odbiegał poziomem od poprzedniego. Jest mi trochę "nieswojo", bo w obu zbiorach nie było dłużyzn z krótkimi gratis, wszystko akceptowalnej, zbliżonej długości.
Poza standardowymi przygodami Jakuba i Semena w tym tomie poznajemy żonę Jakuba - cudowna kobieta, prawdziwy skarb!

Był to przedostatni tom serii, więc do zobaczenia niedługo z zakończeniem wspólnej podróży przez "Oblicza Wędrowycza"

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #dwanascieksiazek #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta

Zaloguj się aby komentować

468 + 1 = 469

Tytuł: Iron Maiden - Run to the Hills
Autor: Mick Wall
Kategoria: Biografia
Wydawnictwo: KAGRA
ISBN: 83-87598-56-9
Liczba stron: 375
Ocena: 6/10

Wygrzebałem na półce u znajomego, a że w sumie nie wiedziałem za wiele o niemal 50 letniej historii Iron Maiden, a zespół lubię i poważam, więc stwierdziłem że sobie pożyczę i obczaję. Ogólnie czyta się to nieźle, sporo miejsca jest poświęcone całkowitym początkom kapeli jeszcze kiedy grywali w jakichś małych londyńskich klubach, jest dużo wypowiedzi samych członków kapeli, zarówno obecnych jak i byłych, omówienie powstawania albumów i największych tras koncertowych i generalnie wszystko czego można by się spodziewać po takiej biografii.
Mimo wszystko jednak całość jest opisana jakoś tak zbyt kronikarsko, brakowało mi jakichś smaczków, historii zza kulis czy pikantnych ciekawostek z życia kapeli. W dodatku końcówka to już konkretne branzlowanie się do tego jakie to nowe albumy są przełomowe i jakie to Iron Maiden nie jest zajebiste (wydanie jest z roku 2005 więc obejmuje historię do "Dance of Death) i na topie, ciężko mi było przez to przebrnąć do końca.
Niemniej polecam, jak ktoś lubi Iron Maiden to fajnie sobie posłuchać starych albumów podczas lektury i spojrzeć na nie z perspektywy tego co akurat w momencie ich nagrywania działo się w kapeli.

#bookmeter

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/310470/iron-maiden-run-to-the-hills-oficjalna-biografia
hellgihad userbar
467 + 1 = 468

Tytuł: Dżentelmen w Moskwie
Autor: Amor Towles
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 560
Ocena: 9/10

Link do LubimyCzytać:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4745130/dzentelmen-w-moskwie

"Dżentelmen w Moskwie" jest książką z mojego Top 3, do której wróciłam przy okazji obejrzenia serialu na jej podstawie. Chciałam przy tym porównać rozwiązania zastosowane w serialu z oryginałem.

Ale wspomnę może najpierw, o czym jest ta fenomenalna książka. Mamy rok 1922, i nowa władza bolszewicka robi porządki z dawnymi elitami. Większość skazywana jest na śmierć lub ciężkie więzienie. Przed sąd trafia hrabia Rostow. Przypisywane mu jest autorstwo jednego z ważniejszych wierszy, które zagrzewały rewolucjonistów do walki i popierały przejęcie władzy przez lud. Hrabia Rostow otrzymuje więc "złagodzony" wymiar kary: ma swoje życie spędzić do samiutkiego końca w hotelu Metropol w Moskwie. 

Powieść opisuje więc losy hrabiego, jego znajomych gości oraz pracowników hotelu Metropol. Przez ich pryzmat śledzimy zmiany w państwie radzieckim, jego wzloty i upadki. Obserwujemy też, w jaki sposób te okoliczności wpływają na hrabiego, który przyjmuje swój los z niezwykłą godnością i honorem.

Jest to książka, która mnie porusza i rezonuje ze mną. Postać hrabiego przypomina mi mojego dziadka,  i to stąd być może wynika moja wyjątkowa relacja z tą powieścią. 
Niestety, serial zawiódł nieco moje oczekiwania. Tam, gdzie powieść oferuje spokój, stoicką rozwagę i dystans, ukazywana jest akcja, gwałtowność działań i presja. Świat seriali rządzi się jednak swoimi sprawami, i być może efekt nie byłby dla widza tak atrakcyjny, gdyby ukazać go w zamierzony przez autora książki sposób. 

"Dżentelmena w Moskwie" jako książkę z czystym sercem polecam - ku pokrzepieniu serca, jeśli macie ochotę na solidną powieść, napisaną pięknym językiem.

Prywatny licznik (od początku roku): 27/52

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #literaturapiekna #czytajzhejto #ksiazki
Wrzoo userbar
30aa30d5-4b09-4057-a93d-9786e5a0774e
m-q

@Wrzoo Twoja recenzja też jest napisana pięknym językiem, zdecydowanie zachęca do przeczytania książki

Wrzoo

@m-q a dziękuję, na coś te studia filologiczne się przydają 😅

m-q

@Wrzoo studia studiami, ale tylko pasja rodzi takie owoce

Zaloguj się aby komentować