Rewolucja Niemiecka 1918 roku na podstawie THE MEMOIRS OF THE CROWN PRINCE OF GERMANY wyd w 1922 roku
Część VII
#iwojnaswiatowa #historia #1wojnaswiatowa #LichtAusMesserRaus #ciekawostkihistoryczne #niemcy
poprzednie części pod tagiem #LichtAusMesserRaus
28 października mój adiutant, Muller, wrócił z oficjalnej podróży do ojczyzny. Przywiózł pierwsze złe wieści o buncie w marynarce. Z jego raportu wynikało, że rewolucja w Niemczech była już w zasięgu ręki, ale najwyraźniej nic nie zostało zrobione w tej chwili, aby stłumić rosnący ruch. Z jasną oceną sytuacji, Muller zaproponował jak najszybsze wysłanie kilku niezawodnych dywizji za Grupę Armii, aby te oddziały były gotowe pod ręką, gdyby zaistniała potrzeba ich użycia. Sugestia ta niestety nie była dalej rozważana; nasza uwaga była zbyt mocno zaangażowana na froncie i skupiona, zgodnie z obowiązkiem, na oddziałach znajdujących się pod naszą opieką.
Począwszy od 4 listopada, moje cztery armie wzdłuż całego frontu wycofywały się w kierunku pozycji Antwerpia - Moza, walcząc ciężko podczas odwrotu i wykonując wszystko w doskonałym porządku i całkowicie zgodnie z planem. W tym czasie złożył nam wizytę generał Gröner, nowy Pierwszy Kwatermistrz Generalny. Szefowie moich czterech armii złożyli raporty o sytuacji na swoich frontach. Wszyscy podkreślali przeciążenie swoich oddziałów i całkowity brak świeżych rezerw. Byli jednak przekonani, że odwrót na pozycję Antwerpia- Moza zakończy się sukcesem i że pozycja ta zostanie utrzymana. Następnie mój własny szef sztabu sporządził raport końcowy, z którego pamiętam dwa punkty. Były to konkretne żądania sformułowane w najprostszych słowach. Jednym z nich było zaprzestanie dyskusji na temat stanowiska cesarza w kraju i w prasie, ponieważ żołnierze nie byli w stanie udźwignąć tego ciężaru, jak również wszystkiego dookoła. Innym żądaniem było to, że Naczelne Dowództwo nie może wydawać rozkazów, w które sami nie wierzyli, że mogą zostać wykonane; jeśli na przykład nakazano utrzymanie pozycji, wojska muszą być w stanie ją utrzymać; zaufanie do Dowództwa zostało zachwiane przez rozkazy, których front nie był w stanie wykonać, ponieważ w istniejących okolicznościach nie było możliwe wprowadzenie ich w życie.
5 listopada Sztab Naczelnego Dowództwa Grupy Armii przeniósł swoje kwatery z Charleville do Waulsort, około 50 kilometrów dalej na północ. Ta mała miejscowość leży w połowie drogi między Givet i Dinant, w poszarpanej, porośniętej skałami dolinie, którą w chwili naszego przybycia wypełniała gęsta, wilgotna mgła, ponura i przygnębiająca. Zatrzymałem się u Belga, hrabiego de Jonghe, szlachcica o bardzo miłym usposobieniu. Podczas długiej wieczornej rozmowy podsumował swoje poglądy na temat przyczyn naszego załamania, które było teraz oczywiste dla wszystkich mieszkańców. Powiedział, że Niemcy popełniły dwa poważne błędy: powinny były zawrzeć pokój jesienią 1914 r.; jeśli nie udało im się go uzyskać, powinny były wyznaczyć cywilnego dyktatora z nieograniczonymi uprawnieniami, co zapewniłoby utrzymanie porządku w domu.
Tego samego wieczoru major von Bock, pierwszy oficer sztabu generalnego Grupy Armii, powiedział mi, że został znieważony na mieście przez żołnierza Landsturmu z jednostek łączności. Dwa dni później po raz pierwszy osobiście zapoznałem się z rewolucją. Jechałem z moim oficerem ordynansowym, Zobeltitzem, drogą wzdłuż Mozy z Waulsort do Givet, aby ponownie odwiedzić oddziały, które miały utrzymać linię Mozy. Kilka kilometrów od Waulsort, gdy dotarliśmy do miejsca, w którym linia kolejowa biegnie tuż obok szosy, zobaczyliśmy pociąg, który zatrzymał się i powiewał czerwoną flagą.
Zaraz potem z otwartych lub wybitych okien dobiegły do moich uszu głupie okrzyki „Zgasić światła! Wyjąć noże!” [org "Licht aus, Messer raus!"], które stanowiły swego rodzaju hasło i okrzyk dla wszystkich chuliganów i malkontentów tamtego okresu. Zatrzymałem samochód i w towarzystwie Zobeltitza podszedłem do pociągu. Kazałem ludziom wysiąść, co natychmiast uczynili. Było ich może pięciuset lub sześciuset, tłum wyglądający raczej nikczemnie, głównie Bawarczycy z Flandrii. Przede mną stał sierżant bawarskiego pochodzenia. Z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie spodni i prezentując się prowokująco, był obrazem niesubordynacji. Skomentowałem jego zachowanie i kazałem mu natychmiast przybrać bardziej stosowną postawę, właściwą niemieckiemu żołnierzowi. Efekt był natychmiastowy.
Żołnierze zaczęli napierać na nas, a ja zwracałem się do nich stanowczym tonem, starając się poruszyć ich poczucie honoru. Nawet gdy mówiłem, widziałem, że wygrałem tę rywalizację. W końcu, zaledwie siedemnastoletni chłopak, Saksończyk, o szczerej chłopięcej twarzy i ozdobiony żelaznym krzyżem, wystąpił naprzód i powiedział:
„Herr Kronprinz, nie bierz tego do siebie; to tylko głupie zwroty; nie mamy nic złego na myśli; wszyscy cię lubimy i wiemy, że zawsze dobrze dbasz o swoich żołnierzy. Podróżujemy już od trzech dni i przez cały ten czas nie mieliśmy ani jedzenia, ani opieki. Nikt się o nas nie martwi i nie ma z nami żadnych oficerów. Nie gniewaj się na nas”.
Rozległ się ogólny szmer aplauzu. Podałem chłopakowi rękę, a następnie podążyłem za intrygantem.
Chłopak powiedział:
„Wiemy, że zawsze nosisz ze sobą papierosy dla dobrych żołnierzy; nie mamy już nic do palenia”. Dałem im papierosy, które miałem, chociaż ci „dobrzy żołnierze” naprawdę na nie nie zasługiwali; zrobiłem to po prostu dlatego, że doceniłem ich stan, który z pewnością był częściowo odpowiedzialny za ich brednie; czułem wyraźnie, że gdyby wszystko za liniami i w kraju nie było niesprawne, ci ludzie podążaliby właściwą ścieżką.
Opowiadam o tym epizodzie z 7 listopada tylko po to, aby pokazać, na jak słabych podstawach w dużej mierze stał ruch; został on rozpalony przez gwałtowne wzburzenie i jak dowodzi powyższy incydent, spokojna i zdecydowana postawa nie zawiodła ludzi, którzy ogólnie nie byli źli. Niestety, zabrakło zdecydowanych działań ze strony władz krajowych, zarówno cywilnych, jak i wojskowych. Rozkazy zakazujące strzelania utorowały drogę rewolucji.
Jeśli chodzi o zachowanie wojsk w tamtych dniach, należy powiedzieć, że pomimo miesięcy walki, przez które przeszli, przeprowadzili odwrót w idealnym porządku i w większości, bez żadnej istotnej ingerencji ze strony wroga, który podążał z ociąganiem. Perspektywa nowej pozycji nad Mozą, z jej naturalną siłą sztucznie zwiększoną, zdawała się dodawać żołnierzom wielkiej otuchy co do przyszłości. Jeden epizod pozostaje do odnotowania. Szóstego dnia negocjatorzy wysłani przez rząd niemiecki przekroczyli drogę między La Capelle i Guise na obszarze Osiemnastej Armii.