W polityce trzeba umieć czekać. Kto lepiej czeka, ten wygrywa.
Ryszard Kapuściński
Między necessità a occasione, czyli Machiavelli a sprawa polska.
Nicollo Machiavelli pisał, że udane prowadzenie polityki zagranicznej bierze się m.in. z umiejętnego odczytania zewnętrznych warunków, przede wszystkim dwóch parametrów: necessità, czyli konieczności oraz occasione, czyli okazji.
Necessità to stan, jaki politycy zastają: okoliczności w jakich trzeba na co dzień funkcjonować, prowadzić politykę. Occasione to z kolei niespodziewane chwile w historii, gdy świat się wywraca. To momenty niemożliwe, lub bardzo trudne, do przewidzenia, a jednak kluczowe. To w ich trakcie tworzą się nowe porządki międzynarodowe.
Nauka płynąca z odczytania Machiavellego jest jasna. Na co dzień należy istnieć i politykować w realnych warunkach necessità, a równocześnie trzeba czekać na occasione i być na nie gotowym. Czego nie wolno pod żadnym warunkiem robić, to ryzykować polityki prowadzonej w warunkach konieczności (necessità) na rzecz nadziei na okazje (occasione), gdyż te drugie mogą się okazać złudą: nie pojawić się lub pojawić się nie w porę. Innymi słowy, należy kierować się najważniejszą cnotą polityki: rozsądkiem.
O tym, czy historia się powtarza, napisano już tomy. Nie wchodząc w tę dyskusję i nie przytaczając biorących w niej udział głosów (zabrałoby to zbyt wiele miejsca), na potrzeby tego tekstu można przyjąć, że tak. Choć nigdy nie jest to powtórka jeden do jednego, a repetycja historii ma bardziej formę spiralną niż kołową, to pewne mechanizmy, procesy czy trendy mają tendencję do powtarzania się. To zaś pozwala na podstawie przykładów z przeszłości teoretyzować o konkretnych zjawiskach.
Odnosząc to założenie do naszych dziejów, dostrzec można pewną cykliczność. Od skromnych początków poprzez zakorzenienie w europejskiej rodzinie w czasach dynastii Piastów. Potem unia z Litwą prowadząca do statusu regionalnego mocarstwa, ze szczytem w „złotym” wieku XVI. Następnie z rozłożonym na ponad stulecie zmierzchem zakończonym zaborami. I fatalnymi dwoma ostatnimi wiekami, znaczonymi serią klęsk w próbie odbudowy państwa, przerywanych tymczasowymi okresami quasi-niepodległości (1807–1815, ew. również 1815–1831), spektakularnym, acz krótkim, wskrzeszeniem państwa (1918–1939) i ponownie półsuwerenności (1944/45–1989) aż wreszcie pełnym odzyskaniem niepodległości po 1989 r.
Gdyby zastanowić się, gdzie usytuować obecną III RP, to wypadałoby to zrobić w okresie późnopiastowskim.
Dla Polski necessità Machiavellego, czyli codzienne warunki prowadzenia polityki, były przez wieki dużym wyzwaniem. Geografia nam nie sprzyjała: będąc między dwoma liczniejszymi i zazwyczaj silniejszymi żywiołami germańskim i ruskim, musieliśmy operować w trudnych na wejściu warunkach i czekać na okazje (occasione), by wyrwać się z tego położenia. Patrząc z perspektywy tysiąca z hakiem lat naszej historii, udało się. Mimo ostatnich fatalnych dwustu lat (1795–1989) obniżających ocenę, powiodło się nam: nie skończyliśmy jak, powiedzmy, Serbowie Łużyccy. Stało się tak właśnie na skutek wykorzystywania (czasem lepiej, czasem gorzej) occasione Machiavellego.
Licząc tylko najważniejsze, wymienić należy XIV wiek, rok 1918 oraz Jesień Ludów w 1989 r.
Czarna śmierć w XIV w. osłabiła zarówno zachodnią, jak i wschodnią część Starego Kontynentu. Ta epidemia – czy raczej pandemia, bo ogarnęła znaczną część globu – dżumy zabiła ponad połowę ówczesnych zachodnich Europejczyków. Zachód Europy wpędziła w kryzys, spotęgowany wojną stuletnią i pomniejszymi starciami, trwający dobre półtora wieku. We wschodniej części kontynentu czarna śmierć osłabiła Imperium Mongolskie kontrolujące Ruś, co pozwoliło z czasem Moskwie się wybić i wyemancypować. W międzyczasie jednak pandemia zatrzymała rozwój Rusi. Z tej occasione skorzystała Litwa, dokonując nieprawdopodobnego (biorąc pod uwagę skalę oraz potencjał słabej i peryferyjnej Litwy) podboju znacznych połaci Rusi. Ponieważ jednak Litwini „zjedli więcej, niż mogli przetrawić” (ich podboje znacznie przewyższały możliwości administracyjne ich księstwa), a dodatkowo byli zagrożeni ze strony Krzyżaków, zdecydowali się na unię z małą wówczas, choć administracyjnie sprawniejszą, piastowską Polską. To otworzyło przekraczającą wyobraźnię szansę (occasione) dalszego rozwoju dla Polski, czego unia z Litwą, scementowana później powstaniem Rzeczpospolitej Obojga Narodów – największym osiągnięciem cywilizacyjnym w naszej tysiącletniej historii – była najlepszym dowodem.
Z kolei dzięki I wojnie światowej spełnił się sen Mickiewicza o wojnie zaborców, co umożliwiło wskrzeszenie Polski. Szczęściu trzeba było jednak pomóc, co skłócone ze sobą polskie elity zdołały jednak wspólnym wysiłkiem uczynić, zarówno w salach Wersalu, jak i na polach bitew. W 1918 r. spektakularnie wykorzystaliśmy occasione: fortuna ponownie (jak za czarnej śmierci) sprawiła, że to, co było tragedią dla zachodu i wschodu Europy (żadne z mocarstw europejskich nie wyszło na I wojnie światowej dobrze, nawet zwycięzcy), nam dało szansę na odrodzenie państwowe.
Sytuacja częściowo powtórzyła się w 1989 r. Częściowo, gdyż współczesny „zaborca” był tylko jeden – ZSRR – i to właśnie on osłabł na tyle, że możliwa stała się emancypacja Polski z bloku wschodniego i rozpoczęcie długiego marszu na Zachód, dającemu Polsce spektakularny sukces gospodarczy. Pomimo kilku ewidentnych wad transformacji, zmiany ustroju i ponadtrzydziestoletni okres III RP należy uznać za sukces. Słowem: wykorzystaliśmy occasione z przełomu lat 80. i 90.
Niestety, historia się nie skończyła, a koniunktura międzynarodowa pogarsza się. Przed nami zadanie utrzymania zdobyczy trzech dekad i dalszy rozwój kraju, co w warunkach zmieniającego się na gorsze dla Polski otoczenia międzynarodowego nie będzie zadaniem prostym.
Przed Rzeczpospolitą w XXI wieku stoją trzy, związane ze sobą, długofalowe cele:
- kontynuowanie procesu zakorzeniania się w kolektywnym Zachodzie,
- obrona swojego istnienia i niepodległości przed zakusami rewizjonistycznej Rosji,
- odnalezienie się w sytuacji przesunięcia gospodarczo-politycznego centrum naszego globu do regionu Azji–Pacyfiku.
(...)
Realizując te cele Polska powinna zawsze odróżniać opisane przez Machiavellego szanse (occasione) od konieczności.
Obecnie, mimo iż świat się chwieje, to wciąż są necessità. Próby działań w duchu szansy (np. nadmierne przywiązywanie wagi do Międzymorza) są niczym innym niż falstartem. Jakkolwiek emocjonalnie zrozumiałe – po trzech dekadach gonienia Zachodu Polska w naturalny sposób ma ambicje bycia traktowaną lepiej – są one nieadekwatne w obecnych warunkach.
Polska jest średnim państwem i dlatego powinna tworzyć adekwatne dla swojego potencjału koncepcje/teorie, czyli takie dotyczące średniej potęgi. Tymczasem dzisiejsza quasi-mocarstwowość jest nie tylko groteskowa (bo np. kończy się klęską z małym państwem o Turów), ale przede wszystkim kontrproduktywna. Przedwczesne ujawnianie mocarstwowych ambicji tylko Polsce szkodzi, bo alienuje sojuszników i daje amunicję propagandową wrogom. Nierozsądnie jest poświęcać stabilną teraźniejszą dla wyimaginowanej przyszłości. Lepiej czekać i być czujnym na pojawienie się wszelakich occasione, a czekanie wykorzystać dla gruntownej przebudowy Rzeczypospolitej w oparciu o wiedzę, merytokrację, sprawne elity, instynkt państwowy, długofalowe myślenie i skutecznie realizowany interes państwa.
Marząc o Rzeczypospolitej, mającej ważne miejsce wśród narodów świata, powinniśmy dążyć do tego celu dla naszych wnuków. Powinniśmy brać przykład z Kazimierza Wielkiego: bez jego reform nie byłoby później Unii z Litwą, która dała następnie Rzeczpospolitą Obojga Narodów, nasze największe osiągnięcie cywilizacyjne. Bez mądrości Kazimierza Wielkiego tego by nie było. Ba!, parafrazując klasyka, niczego by nie było.
Fragmenty tekstu prof. Michała Lubiny z książki Państwo średnie - Polska. Studia i szkice, tom 1.
#czytajzhejto #historia