Zdjęcie w tle
CiekaowstkInwestycyjne

CiekaowstkInwestycyjne

Osobistość
  • 204wpisy
  • 409komentarzy

Wiedza, która zaprocentuje!

Czy wiesz, że...

... nigdy nie powinno się mówić nie dla Pandy?

Chyba nie przesadzę, jeżeli napiszę, że wszyscy nienawidzimy reklam. Reklamy atakują nas na każdym kroku: w TV, w radiu, w internecie, czy nawet w realnym życiu za sprawą nachalnie wręczany ulotek czy też wielkich bilbordów. Istnieją jednak rzadkie przypadki reklam, które nie dość, że nas nie irytują, to na dodatek stają się viralami, które są oglądane przez ludzi na całym świecie dobrowolnie. Przykładem takiej reklamy jest seria filmików „Never say no to Panda!”, czyli reklamy egipskiego sera Panda.

W każdej reklamie z tej serii powtarza się dość podobny schemat: bohater reklamy odmawia zakupu lub użycia sera Panda, co skutkuje pojawieniem się w kadrze wielkiej pandy, która po chwili ciszy doznaje ataku szału i niszczy wszystko, co ma pod ręką. Całość nagrana jest w humorystycznym stylu i okraszona bardzo spokojną, nie pasującą do tego, co się dzieje na ekranie, muzyką.

Choć seria reklam nigdy nie była transmitowana poza Egiptem, stała się ona znana na całym świecie, z wyświetleniami idącymi w setki milionów. Popularność reklamy zwróciła uwagę międzynarodowych festiwali, które nagrodziły „never say no to Panda” między innymi dwoma głównymi nagrodami na Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Dubaju, czy też Srebrnym Lwem Filmowym na Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Cannes.

A jak popularność reklamy przełożyła się na sprzedaż sera Panda? Otóż... znakomicie. Jeszcze w tym samym roku ser Panda awansował z ósmej na drugą pozycję wśród najlepiej sprzedających się serów na rynku egipskim. Niestety, ser ten nie był dostępny poza Egiptem, co uniemożliwiło pełne zmonetyzowanie międzynarodowej sławy serii reklam.

A czy wy znacie inne reklamy, które stały się viralami? Może coś z polskiego podwórka reklamowego?

#ciekawostinwestycyjne
8b78f076-f8ea-4920-8e7c-aaabdf18a06d
Czy wiesz, że...

... już 9 listopada 2023 roku, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zadecyduję o wielomiliardowej karze za oszustwa podatkowe?

W 2015 roku w Irlandii dosłownie znikąd pojawiło się około 270 miliardów dolarów niematerialnych aktywów – co było sumą większą niż łączna wartość wszystkich nieruchomości mieszkalnych w tym kraju. Sytuacja tej nie przeoczyła Komisja Europejska, która doszła do wniosku, że za tajemniczym fenomenem stoi amerykańska firma Apple, która chciała skorzystać z ulgi podatkowej znanej jako „capital allowance”. Ulga ta pozwala irlandzkim firmom na korzystanie z hojnych ulg podatkowych na zakup niematerialnych aktywów - głównie własności intelektualnej, takiej jak patenty. Oznacza to, że Apple miało przenieść wirtualne aktywa pomiędzy swoimi spółkami córkami w celu skorzystania z ulgi podatkowej i uniknięcia zapłacenia należnego podatku.

Rok później, Komisja Europejska oznajmiła, że dwie decyzje podatkowe wydane przez irlandzki urząd skarbowy na rzecz Apple w 1991 i 2007 roku „znacznie i sztucznie obniżyły podatek płacony przez Apple w Irlandii od 1991 roku”. Według Komisji, w 2014 roku Apple zapłaciło jedynie 0,005% podatku dochodowego! Komisja stwierdziła, że prawie wszystkie zyski rejestrowane przez dwie spółki Apple były przypisywane do „siedziby głównej” Apple w Irlandii, która istniała tylko na papierze i nie mogła generować takich zysków. Komisja uznała także, że Apple zalega 13,1 miliarda euro w niezapłaconych podatkach dla Irlandii za lata 2003-2014, a także 1,2 miliarda euro odsetek.

Dość niespodziewanie zarówno Apple, jak i rząd Irlandii złożyli odwołania od wyroku. Motywacje Apple są dość oczywiste, ale powody rządu Irlandii są nieco bardziej skomplikowane - kto normalnie odwołuje się od darmowych 14 miliardów euro? Podejrzewa się, że rząd Irlandii mógł być zmuszony do takiego działania, aby nie utracić swojej reputacji na arenie międzynarodowej.

W 2020 roku sąd pierwszej instancji Unii Europejskiej zgodził się z apelacją Apple i Irlandii, unieważniając decyzję Komisji Europejskiej. Komisja jednak odwołała się od tej decyzji. Sprawa apelacyjna miała miejsce miesiąc temu, ale na ostateczną decyzję Trybunału Sprawiedliwości będziemy musieli poczekać do 9 listopada tego roku.

#ciekawostinwestycyjne
e8f72b16-3c76-4a0d-b25a-0cabc4557e2b
jajkosadzone

Bedzie ugoda,zaplaca kilka miliardow,podwyzsza ceny ajfonow i szafa gra.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... nawet tak traumatyczne doświadczenie jak pobyt w amerykańskim więzieniu można przemienić w dobrze prosperujący biznes?

Larry Lawton nie był zwykłym, pospolitym przestępcą. Mężczyzna zasłynął bowiem w mediach amerykańskich jako najlepszy złodziej klejnotów lat 80. i 90. Szacuje się, że w latach tych obrabował on ponad 20 jubilerów na kwotę około 20 milionów dolarów. Po dość przypadkowym schwytaniu mężczyzna otrzymał propozycję współpracy – trzech lat więzienia w zamian za wydanie wspólników. Larry odmówił jednak składania zeznań, co kosztowało go dodatkowe 8 lat pozbawienia wolności.

Po wyjściu na wolność w 2007 roku założył on firmę „LL Research and Consulting”, której jednym z pierwszych produktów był program „Reality Check” skierowany do nastolatków, mający pokazać im rzeczywiste konsekwencje życia niezgodnego z prawem. W ciągu kilku lat program ten sprzedał się w nakładzie około 10 tysięcy płyt DVD, z których duża część trafiła do domów dla trudnej młodzieży czy poprawczaków. Program przyniósł na tyle pozytywne rezultaty, że w 2013 roku Larry został mianowany tytułem honorowego policjanta przez departament policji w Lake St. Louis. Tym samym stał się on pierwszą osobą z kryminalną przeszłością, która dostąpiła tego zaszczytu.

Oprócz tego Larry jest również twórcą telewizyjnym i internetowym. W telewizji przez lata mogliśmy oglądać go w programach takich jak „Lawton's Law” czy „Maximum Security”, zaś w internecie znajdziemy go na jego imiennym kanale na YouTube, na którym aktualnie posiada on półtora miliona subskrybentów. Na kanale tym porusza on głównie tematy związane z amerykańską przestępczością i systemem więziennictwa w Stanach Zjednoczonych. Jego najpopularniejszym nagraniem jest film, w którym ocenia on na ile realistycznie zostały przedstawione napady rabunkowe w grze GTA V. Film ten w czasie pisania ciekawostki miał ponad 7 milionów wyświetleń.

#ciekawostinwestycyjne
e220fef5-4d58-400d-82c7-68b99fafbe16
UmytaPacha

@CiekaowstkInwestycyjne ciekawe, dzięki za wrzutę : -)

moll

Czemu "traumatyczne doświadczenie jak pobyt w amerykańskim więzieniu"? W innych więzieniach nie jest to traumatyczne czy akurat tego gagatka to straumatyzowało?

Kondziu5

W tym jedynym przypadku drażni mnie wstawiane przez was obrazki zrobione przez Ai w tym i innych wpisach, są chujowe i ni jak nie mają do opisywanego tematu

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Czy wiesz, że...

... w drodze po miliardy - wystarczy połączyć dwa popularne wynalazki w jeden?

Jamie Siminoff, to biznesmen na pełen etat. W swoim CV ma on kilka milionowych przedsięwzięć, m.in. PhoneTag - firmę zajmującą się konwersją wiadomości głosowych na tekst, czy Unsubscribe – usługę poświęconą redukcji spamu otrzymywanego na skrzynkę mailową. Jednak żadne z jego poprzednich przedsięwzięć nie przyniosło mu takiej sławy i zysków, co Ring Video Doorbell, czyli połączenie kamery z dzwonkiem do drzwi.

Pomysł na unowocześnienie dzwonka do drzwi zrodził się w głowie mężczyzny na skutek ciągłych narzekań jego żony na temat przegapienia wspomnianego dzwonka. Wówczas Jamie wpadł na pomysł zintegrowania dzwonka do drzwi z telefonem komórkowym. Co jeżeli twój telefon poinformowałby Cię, że ktoś właśnie używa dzwonka? Co jeżeli za jego sprawą mógłbyś od razu sprawdzić kto?

Pierwsza implementacja produktu na rynek nie okazała się jednak sukcesem. Jamie wszelkimi metodami próbował przebić się ze swoim „wynalazkiem” do mainstreamu, jednak średnio mu to wychodziło. Z pomocą przyszedł program „Shark Tank”, w którym bogaci inwestorzy… odrzucili możliwość zainwestowania w Ring Video Doorbell! Sam udział w programie okazał się jednak zbawienny dla dalszej działalności firmy, bowiem w ciągu miesiąca od premiery odcinka, firma Jamiego zanotowała tysiące nowych zamówień na kwotę łączną przekraczającą milion dolarów!

W 2018 roku Amazon odkupił firmę produkującą Ring Video Doorbell za ponad jeden miliard dolarów!

#ciekawostinwestycyjne
b8639e1e-0afb-424f-b6b9-844e7e44ecbd
bartek555

Wlasnie ostatnio ogladalem ten dzwonek, ale jednak zostane przy klasycznym rozwiazaniu, bo bede mial dostep do kamer przez apke. Ogolnie wydaje mi sie, ze bardzo fajne rozwiazanie - dzwoni kurier czy ktokolwiek inny, odbierasz na telefonie i mowisz co chcesz przekazac. Spoko opcja. A jeszcze chyba mozna wszystko zgrac z calym homekitem amazona.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... nie ma to jak dobre rady pani mamy?

FUBU to amerykańska firma odzieżowa założona przez grupę czarnoskórych nastolatków w 1992 roku. Firma specjalizuje się w produkcji i sprzedaży głównie miejskiej odzieży hip-hopowej, skierowanej do młodzieży afroamerykańskiej.

W 1994 roku jeden z założycieli FUBU, Daymond John, pojawił się na pokazie mody męskiej MAGIC w Las Vegas z odzieżą własnej produkcji. Ku własnemu zaskoczeniu, mężczyzna wrócił do domu z zamówieniami opiewającymi na kwotę 300 tysięcy dolarów. Aż chciałoby się powiedzieć, że los się do niego uśmiechnął. Nic jednak bardziej mylnego! Bowiem po zebraniu tych zamówień, schody dopiero się rozpoczęły.

W tamtym czasie firma FUBU nie miała żadnej linii produkcyjnej, ba, nie miała dosłownie niczego poza paroma prototypami ubrań, które chciałaby w przyszłości produkować. A tymczasem jeden z jej założycieli przyjął niesamowitą liczbę zleceń – jak jej sprostać? Zdaję się, że Daymond John w ogóle o tym nie pomyślał przed przyjęciem wszystkich tych zleceń. A niestety, mleko się już rozlało i mężczyzna w jakiś sposób musiał pozyskać pieniądze na ich zrealizowanie. John udał się więc do banku i to nie jednego, odwiedził bowiem 27 różnych placówek. Problem w tym, że żadna z nich nie chciała przyznać mu kredytu. Pamiętajcie, że w końcu mówimy tu o czarnoskórym nastolatku, który w 1994 roku chciał wziąć kredyt inwestycyjny na rozkręcenie firmy produkującej hip-hopową odzież.

Prawdopodobnie FUBU zakończyłoby wówczas działalność z długami po niezrealizowanych zamówieniach, gdyby nie… mama. Otóż mama Johna postanowiła dać mu 100 tysięcy dolarów, które pożyczyła od banku pod zastaw własnego domu. Skoro o tym dzisiaj piszę, to możecie spodziewać się, że mężczyzna wziął te sto tysięcy dolarów i zupełnie odmienił swój los. Otóż… nie. Kwota ta szybko została roztrwoniona na wciąż niesprawną linię produkcyjną, niemal doprowadzając Johna i jego matkę do bankructwa.

I znów na ratunek przyszła mama, która użyła swoich ostatnich pieniędzy na wykupienia ogłoszenia w gazecie NY Times: „Poszukiwany inwestor do sfinansowania zleceń na kwotę miliona dolarów” (mama trochę podkoloryzowała sytuację). Zgłosiło się aż 33 chętnych inwestorów, z których John wybrał jednego, dużą firmę tekstylną - Samsung Textiles.

Zaledwie trzy lata później, wyłącznie w 1998 roku, FUBU sprzedało ubrania na kwotę 350 milionów dolarów.

#ciekawostinwestycyjne
f124d0f0-669f-44a7-bf58-bb6e74510be6

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... nie trzeba wcale być geniuszem, żeby przeprowadzić oszustwo na kwotę kilkudziesięciu milionów dolarów?

Robert Gomez i James Nichols byli pracownikami ochrony, tzw. „cieciami”. Obydwoje jednak mieli plany życiowe znacznie wykraczające poza ciasną budkę dozorcy. W tym celu mężczyźni zawiązali kryminalną komitywę, której efektem był plan oszustwa. Plan, który był tak genialny w swojej prostocie, że pozostaje tylko zapytać: kto był głupszy? Robert i James, czy ludzie, którzy dali się oszukać? A nie mówimy tu o jakimś wąskim gronie, lecz o 4000 osobach, oszukanych na łączną kwotę 21 milionów dolarów.

Mężczyźni rozpoczęli swój kryminalny proceder w 1997 roku. Wówczas, w okresie świąt Bożego Narodzenia, udali się oni do lokalnego kościoła, w którego działalność rodzina Jamesa była zaangażowana od lat. Tam Robert przedstawił się jako adoptowany syn multimilionera, który niedawno zmarł. Mężczyzna twierdził, że odziedziczył 411 milionów dolarów w spadku. Sam spadek jednak poza pieniędzmi miał nieść za sobą pewne zadanie przekazane mu do wypełnienia. Otóż wymyślony multimilioner miał być zagorzałym katolikiem, który postanowił, że po jego śmierci wszystkie jego samochody mają zostać oddane w dobre, chrześcijańskie ręce. Robert zapytał więc duchownego, czy w tym kościele znajdzie prawych ludzi, którzy całe życie żyli zgodnie z przykazaniami boskimi, i których mógłby obdarować autami zmarłego milionera.

Jak już się pewnie domyślacie – takich osób w tym kościele nie brakowało. Istniał jednak jeden pewien drobny, malutki problem. Otóż, aby dostać auto, trzeba było wcześniej – jeszcze przed otrzymaniem samochodu - uiścić drobną opłatę na rzecz zalegalizowania darowizny. Początkowo był to tysiąc dolarów, jednak z czasem suma ta rosła.

W ten oto prosty sposób, przez 4 lata działalności, mężczyźni wyłudzili 21 milionów dolarów od 4 tysięcy osób. W tym 120 tysięcy dolarów od właściciela lokalnego salonu samochodowego, czy 700 tysięcy dolarów od dwóch emerytowanych graczy NFL.

To zaskakujące, że mężczyznom udawało się ciągnąć ten prosty proceder tak długo, jednak w końcu, po 4 latach działalności, zostali oni oskarżeni o przeprowadzenie oszustwa na kwotę 21 milionów dolarów. Obydwoje trafili do więzienia, w którym siedzą do dziś. O tym, jak lotni byli to oszuści, niech świadczą słowa Gomeza, który w sądzie zeznawał, że dopuścił się oszustwa, ponieważ… zawsze marzył o byciu profesjonalnym hazardzistą…

#ciekawostinwestycyjne
003ab3af-5a67-4b39-b3fe-d3384dea5f0d
jajkosadzone

Brzmi jak scam na nigeryjskiego ksiecia czy cos takiego

bizonsky

Obydwaj, tak napisałem bo zauważyłem że nikt jeszcze nie zwrócił na to uwagi.

jajkosadzone

@szymek

Ja dostalem potwierdzenie przelewu na email.

Juz dwa tygodnie minelo- widac maja slabo rozwinieta bankowosc w Afryce.

Powiedzial,ze tak moze byc.

No nic,czekam dalej

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

...kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana?

Ronald Wayne - czy cokolwiek mówi Ci to imię i nazwisko? Podpowiem Ci, że ten mężczyzna był inicjatorem dyskusji, która zakończyła się decyzją o założeniu Apple Computer Company, dziś znanej po prostu jako Apple. Co więcej, Wayne wymyślił i zaimplementował nowatorską płytę główną, która po raz pierwszy była montowana w poziomie. To właśnie dzięki niemu pierwsze Macintoshe zyskały wygląd monitora, umieszczonego nad całą konsolą komputera, co później stało się standardem w branży komputerów przenośnych. Ronald Wayne jest także twórcą pierwszego logo Apple. Jak więc to możliwe, że jest on postacią wręcz anonimową dla szerszego grona odbiorców?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Ronald nie został ani oszukany, ani okradziony z udziałów w firmie - po prostu sam z nich zrezygnował! Początkowa umowa partnerska gwarantowała mu 10% udziałów w firmie Apple, stawiając Wayne'a jako mediatora w sytuacji, gdyby doszłoby do konfliktu pomiędzy Steve'm Jobsem (posiadającym 45% udziału) a Steve'm Wozniakiem (również posiadającym 45% udziałów). Mężczyzna jednak nigdy nie doczekał do pierwszego konfliktu na linii dwóch najważniejszych założycieli firmy, gdyż odszedł po zaledwie kilku miesiącach jej funkcjonowania. Dlaczego?

W przeszłości firma prowadzona przez Ronalda Wayne'a zbankrutowała, pozostawiając go z długami na długi czas. Wydarzenie to pozostawiło w mężczyźnie pewnego rodzaju traumę, która w dalszym życiu powstrzymywała go przed podejmowaniem ryzykownych decyzji biznesowych. Toteż, gdy usłyszał on, że Steve Jobs zaciągnął kredyt w wysokości 15 tysięcy dolarów na firmę, celem sfinansowania zamówienia złożonego przez The Byte Shop, przestraszył się, bowiem The Byte Shop miało wówczas reputację firmy, która często zwlekała z zapłatą za otrzymane towary.

Był to moment, w którym Ronald Wayne zdecydował się odejść z firmy. Pozbył się więc swoich udziałów w firmie za 800 dolarów. Rok później podpisał także porozumienie, w którym zrzekł się wszelkich potencjalnych przyszłych roszczeń wobec firmy Apple. Dzisiaj 10% udziałów w firmie Apple warte jest około 300 miliardów dolarów.

#ciekawostinwestycyjne
481399a9-757c-427a-ad1d-2c30f02ef1a4
nyszom

@CiekaowstkInwestycyjne to forma prawna spółki wtedy nie wyłączała jego osobistej odpowiedzialności za długi zaciągane przez apple, tak jak to jest w spółkach kapitałowych?!

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... od niemal dekady istnieje firma sprzedająca nietelefony?

NoPhone Company to zarejestrowana w 2014 roku firma produkująca nietelefon, czyli kawałek plastiku uformowany w kształt smartfona, który nie posiada jednak żadnego konkretnego zastosowania. Jak głosiło jedno z pierwszych haseł reklamowych produktu: „NoPhone to alternatywa dla nowoczesnych smartfonów, która pozwala na ciągły kontakt dłoni z telefonem, jednocześnie umożliwiając Ci utrzymanie kontaktu ze światem rzeczywistym”. Pomysł narodził się jako żart, jednak zainteresowanie jaki sobą wzbudził w przestrzeni publicznej, zainspirował twórców idei do faktycznego rozpoczęcia produkcji nietelefonów.

W tym celu mężczyźni założyli zbiórkę na Kickstarterze, celem zebrania 5 tysięcy dolarów. Cel nie tylko udało im się zrealizować, ale również znacznie przebić. W ciągu 15 dni trwania zbiórki zebrali oni 18 tysięcy dolarów na rozpoczęcie produkcji nietelefonów! Mężczyźni plan swój wykonali i wkrótce po zakończeniu zbiórki, klienci zaczęli otrzymywać pierwsze NoPhone Original. Jakiś czas później zaczęli oni wydawać kolejne modele nietelefonów, takie jak NoPhone Air, czyli plastikowa obudowa telefonu wypełniona powietrzem, czy NoPhone Selfie z lustrem akrylowym z przodu – umożliwiającym robienie „real time selfies”.

Przez długi czas NoPhony były dostępne na Amazonie, gdzie zebrały ponad 200 opinii, w większości pozytywnych. Obecnie jednak nietelefony można zakupić wyłącznie na stronie producenta. Do dnia dzisiejszego mężczyźni sprzedali minimum 12 tysięcy sztuk głównego modelu NoPhone, wycenianego przez nich na 18 euro. Całkiem nieźle jak na zwykły żart…

#ciekawostinwestycyjne
628c82d1-49bc-420e-b767-d2f8e2f26364
entropy_

Wymyślili koło na nowo ;)

37680386-4b3d-4792-bab6-f7b86ca8e946
em-te

@CiekaowstkInwestycyjne Idealny na bandziorów grasujących po autobusach w Brazylii

Jim_Morrison

Też kupiłem ale nie dotarł bo płaciłem nie pieniędzmi.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... istnieje dywan warty więcej, niż nie jedna luksusowa willa?

Clark Sickle-Leaf to jeden z najbardziej znanych dywanów Safawidzkich. Prawdopodobnie został utkany on w początkowych latach XVII wieku i według ekspertów „jest on pod wieloma względami najpiękniejszym antycznym dywanem, który przetrwał do dziś”. Pierwotnie służył jako dekoracja podestu tronowego członków irańskiej dynastii Safawidów.

Przez lata dywan ten pozostawał w medialnym cieniu i był przedmiotem dyskusji wyłącznie ekspertów i pasjonatów sztuki. Wszystko zmieniło się w 2013 roku na skutek wystawienia go na sprzedaż. Wówczas dywan Clark Sickle-Leaf okazał się znacznie cenniejszy, niż szacowali to eksperci. Wszystko na skutek finansowej batalii dwóch tajemniczych mężczyzn, którzy stale przebijali swoje oferty, co ostatecznie doprowadziło do sprzedaży dywanu za kwotę 33 milionów dolarów! Była to kwota ponad sześciokrotnie większa, niż ta której za dywan oczekiwał jej wcześniejszy właściciel. Do dziś Clark Sickle-Leaf pozostaje najdrożej sprzedanym dywanem w historii, niemal trzykrotnie przebijając swoją ceną dywan The Kirman Vase, który piastuje drugie miejsce w rankingu najdroższych dywanów na świecie.

Dla czystej rozkoszy oka, dla luksusowych i ekscytujących rytmów, dla finezji detalu, dla symfonicznego splendoru, a przede wszystkim dla magicznej potęgi, dzięki której z pokornych materiałów został przywołany cały nowy świat, wspaniały i jasny, dywan ten zasługuje na miano wielkiego dzieła sztuki

To oczywiście nie moje słowa, lecz opinia jednego z ekspertów, który recenzował dywan Clark Sickle-Leaf już w 1938 roku. „Oczywiście nie moje”, gdyż jestem zbyt prostym człowiekiem na takie dzieła sztuki i zupełnie nie rozumiem ich fenomenu. Zresztą oceńcie sami – zdjęcie dywanu Clark Sickle-Leaf.

#ciekawostinwestycyjne

Dodatkowa ciekawostka: zdaje się, że dywanowi eksperci mają tendencje do zaniżania wartości dywanów. Otóż wspomniany wcześniej The Kirman Vase, tj. drugi najdroższy dywan na świecie, w 2010 roku został sprzedany za kwotę 10 milionów dolarów, w momencie gdy eksperci wyceniali go na niecałe… 300 tysięcy!
8f4cff7e-97b9-42e7-b5e6-20ec2c1aa31e
Soviel

Jest stary to jest dużo warty co daje mi promyk nadziei że też niedługo będę dużo warty.

Atexor

Kurde. Miałem bardzo podobny, co ojciec przywiózł z Turcji gdzieś w latach 80/90. Wyrzuciłem go dopiero parę lat temu. A teraz miałbym na willę z basenem w Chorwacji, albo chociaż na kawalerkę w centrum Warszawy.

Budo

@CiekaowstkInwestycyjne nie wiedziałem, że ktoś prowadzi ranking wartości dywanów ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... deweloperka jest również dochodowa w świecie wirtualnym?

Second Life to uruchomiona w 2003 roku gra, która przenosi swoich użytkowników, zwanych „rezydentami”, do wirtualnego świata imitującego… rzeczywistość. Rezydenci poruszają się po tym świecie za sprawą swoich awatarów, które mogą wykonywać niemal takie same czynności jak ludzie w rzeczywistym świecie.

W Second Life funkcjonuje nawet wirtualna ekonomia oparta na autorskiej walucie linden dolar. Rezydenci mogą projektować i sprzedawać wirtualne towary, a także tworzyć i sprzedawać skrypty i animacje dla awatarów. Zarobione w ten sposób linden dolary można następnie wymienić na prawdziwe pieniądze.

W 2004 roku, Ailin Graef zdecydowała się na przetestowanie ekonomicznej strony Second Life, po tym gdy dowiedziała się, że zarobionymi w grze pieniędzmi może wspomóc osoby potrzebujące. Zaczęła więc sprzedawać autorskie animacje dla awatarów. Za pierwsze zarobione w ten sposób pieniądze, kobieta wsparła sierotę z Filipin. Zaskoczona łatwością, z jaką udało jej się to osiągnąć, postanowiła stworzyć więcej animacji. Tym razem jednak dochód z ich sprzedaży zachowała dla siebie i zainwestowała w zakup ziemi w Second Life,  tym samym dając początek swojemu wirtualnemu imperium deweloperskiemu.

I gdy piszę tu o imperium, to wcale nie przesadzam. Bowiem w niespełna rok, Ailin Graef zarobiła ponad milion dolarów! I to tych prawdziwych, amerykańskich dolarów. A wszystko dzięki… deweloperce w Second Life.

Dziś kobieta zarządza rzeczywistą firmą, która zatrudnia ponad 80 osób i zajmuje się głównie wirtualną deweloperką. Firma chwali się, że zarządza ponad 40 kilometrami kwadratowymi wirtualnej ziemi…

#ciekawostinwestycyjne
b222c198-fa26-4aa7-bf1c-3cacc338cdcf
mrmydlo

@CiekaowstkInwestycyjne Ta gra jeszcze żyje?

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... były wieloletni wiceprezes Nike w młodości był członkiem gangu, dla którego popełnił morderstwo?

Był rok 1965. Larry Miller był wówczas szesnastoletnim mężczyzną, który przynależał do gangu „Cedar Avenue”. Parę dni wcześniej członkowie wrogiego im gangu zasztyletowali przyjaciela Larrego. Chłopak nie zamierzał popuścić im tego płazem i wybrał się w miasto z jednym celem: zamordowania pierwszej napotkanej osoby z wrogiego gangu. Padło na 18-letniego Edwarda White'a. Larry zamordował „wroga” z zimną krwią, za co został skazany na karę... czterech lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności.

Ten stosunkowo krótki czas kary wystarczył, aby Larry zupełnie odmienił swoje życie, całkowicie odcinając się od swojej przeszłości. Jeszcze za kratkami mężczyzna rozpoczął studia na kierunku finansów i rachunkowości, które udało mu się ukończyć. Myliłby się jednak ten, który podejrzewałby, że po wyjściu z więzienia Larry powróci do swojego dawnego towarzystwa. Otóż mężczyzna po odsiedzeniu swojego wyroku, nie zamierzał osiąść na laurach i szybko zapisał się na studia podyplomowe na uniwersytecie La Salle w Filadelfii. W późniejszym czasie ukończył również Urban League Leadership Institute, która to jest organizacją non-profit, wyszukującą i szkolącą liderów lokalnych społeczności.

Larry okazał się zdolnym przywódcą, który nie miał problemów z znalezieniem zatrudnienia na rynku pracy. W ciągu swojej zawodowej kariery pracował w wielu różnych firmach, w których - wraz z upływem czasu - pełnił coraz to bardziej odpowiedzialne stanowiska. Ostatecznie w 1997 roku został zatrudniony przez firmę Nike, w której awansował do pozycji wiceprezesa. Był on głównie odpowiedzialny za Jordan Brand, które pod jego zarządem - podwoiło swoje zyski.

Dziś Larry Miller zajmuje się głównie działalnością charytatywną, starając się przekonać młodych czarnoskórych Amerykanów, aby zajęli się edukacją i trzymali się jak najdalej od „ulicy” i „miejskiego życia”.
Jeśli mógłbym cofnąć czas, zdecydowanie bym to zrobił. Niestety nie mogę. Robię więc wszystko, co znajduje się w mojej mocy, tj. staram się pomóc innym ludziom i próbuję zapobiec temu, żeby popełnili oni takie same błędy jak ja.

#ciekawostinwestycyjne
dec05b61-46e0-4a17-87b6-0a72fd943732
mrocznykalafior

W sumie to zjebał, z takim talentem managerskim mógł spokojnie zostać przywódcą gangu;)

jajkosadzone

@mrocznykalafior

Jako wiceprezes nike na pewno zarabiasz duzo wiecej niz jakis gangus,nawet szef duzegp gangu.

Nie musisz sie ukrywac,tylko masz hajlafw na pelnym legalu

@moderacja_sie_nie_myje

Zabij człowieka w wieku 16 lat- moze jako nieletni byl sadzony inaczej i kolor skory nie mial znaczenia?

W Polsce nastolatek za morderstwo moze trafic do poprawczaka- co jest gorsze- normalne wiezienie czy poprawczak?

le_Roi_des_fous

Podobną historię miała jedna z szych z CIA. Typ współpracował z kartelami narkotykowymi popełnił morderstwo a później dał się zwerbować CIA w związku z lądowaniem w zatoce świń. Opisane jest to w książce Jona Robertsa "Prawdziwy gagster"

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... można zarobić na Biblii około miliona dolarów i dalej nie wierzyć w Boga?

W 2012 roku Trevor McKendrick dowiedział się, że jeden z jego krewnych zarabia blisko 10 tysięcy dolarów miesięcznie za sprawą sprzedaży aplikacji na App Store. Wiadomość ta zszokowała mężczyznę i skłoniła do refleksji nad swoim życiem. Trevor bowiem nie uważał się za głupszego od swojego krewnego i uznał, że skoro on mógł w ten sposób zarabiać na życie, to „dlaczego nie ja?”.

Mężczyzna rozpoczął więc poszukiwania inspiracji do stworzenia własnej aplikacji. W tym celu przejrzał on najpopularniejsze aplikacje na App Store, pod kątem znalezienia takich, które choć były popularne, to – w jego opinii – były koszmarnie wykonane. „Okazało się, że były tam pewne aplikacje z hiszpańską Biblią, które były okropne” – przyznał Trevor McKendrick w jednym z wywiadów.

Mężczyzna nie zwlekał więc ani chwili. W ten sam dzień wynajął rumuńskiego programistę, celem napisania hiszpańskojęzycznej biblijnej aplikacji, co kosztowało go około 500 dolarów. Niemal od początku, Bible App okazała się sukcesem, który z miejsca zaczął przynosić mężczyźnie zysk w postaci kilkuset dolarów miesięcznie. Prawdziwy sukces miał jednak dopiero nadejść.

Bowiem Trevor McKendrick wpadł na pomysł, żeby dodać do aplikacji lektora. Po tym updacie, liczba użytkowników aplikacji wzrosła dziesięciokrotnie! Już w pierwszym roku od założenia aplikacji, ta przyniosła mu roczny przychód w postaci 70 tysięcy dolarów. W następnych latach liczba ta systematycznie rosła do kwoty około 130 tysięcy.

Ostatecznie, mężczyzna sprzedał swoją aplikację za 500 tysięcy dolarów (co nie wydaje się wygórowaną kwotą za aplikację zarabiającą ponad sto tysięcy dolarów rocznie). Decyzja o sprzedaniu aplikacji miała być podjęta ze względu na sumienie mężczyzny. Trevor już wcześniej miał myśli o usunięciu aplikacji ze względu na fakt, że sam był ateistą i nie wierzył w prawdziwość Biblii; jednak jak uczciwie przyznawał – pieniądze były zbyt dobre i po prostu nie potrafił z nich zrezygnować. Więc gdy w końcu nadeszła oferta kupna aplikacji, która zdejmowała Trevorowi kamień z serca, a jednocześnie opiewała na pół miliona dolarów – mężczyzna nie wahał się ani chwili!

A co, jeśli sprzedawałbyś „Harrego Pottera” lub „Władce Pierścieni”, ale mówiłbyś ludziom, że to prawda? I mówiłbyś ludziom, że jeśli nauczą się sami pisać zaklęcia, mogą uzdrowić swoje dzieci? I sprzedawałbyś to jako prawdziwą rzecz? Czułbyś się z tym okropnie? To jest właśnie sytuacja, w której się znalazłem, sprzedając Biblię. Sprzedawałem coś, co naprawdę uważałem za fikcję.

Dziś Trevor dalej zajmuje się produkcją i sprzedażą aplikacji mobilnych. Jego najnowszym projektem jest hiszpańskojęzyczna aplikacja bankowa „seis”.

#ciekawostinwestycyjne
153bb7d1-482b-4e98-8a00-ccd184a3ac86
moll

@CiekaowstkInwestycyjne ba! Można być nawet księdzem i nie wierzyć w Boga. Szok,co? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... istnieje fundusz inwestycyjny, który w swoich inwestycjach kieruje się - poza analizą fundamentalną - również dobrem ludzkości?

Humankind US Stock ETF to fundusz, który został założony w 2021 roku. Inwestuje on wyłącznie w amerykańskie papiery wartościowe, głównie w spółki, które promują zdrowsze, bezpieczniejsze i dłuższe życie. W swoich wyborach, oprócz klasycznej analizy fundamentalnej, opiera się na analizie pozytywnych i negatywnych wpływów danej firmy na społeczeństwo. W jaki sposób? Badany jest między innymi wpływ działalności spółki na inwestorów, konsumentów, pracowników i obywateli, a następnie przedstawiany jest on w formie indeksu, który determinuje możliwość/brak możliwości zainwestowania w daną spółkę. Dla przykładu, ETF Humankind nigdy nie zainwestuje w firmę produkującą papierosy, gdyż o ile może ona okazać się zyskowna dla pojedynczego inwestora, który ulokuje swoje pieniądze w akcjach takiej firmy, to dla ogółu społeczeństwa inwestycja taka byłaby szkodliwa.

W Humankind wierzymy, że pieniądze mają moc, a zatem ci, którzy je inwestują, ponoszą odpowiedzialność za to, jak ich inwestycje wpływają na ludzkość!

Jak to wygląda jednak od strony finansowej? Od debiutu giełdowego, HumanKind US Stock ETF przyniósł zwrot na poziomie 6,9%. W analogicznym okresie, S&P500 przyniosło zwrot na poziomie 0,3%*. Fundusz zarządza obecnie kwotą 130 milionów dolarów, a jego największymi pozycjami są Microsoft, Procter&Gamble, Alphabet i Apple.

#ciekawostinwestycyjne

*  - należy jednak pamiętać, że jest to tak krótki okres, że ich lepszy wynik finansowy mógł być dziełem zupełnego przypadku. I dopiero przyszłość przyniesie wiele odpowiedzi na temat zasadności wiązania analizy fundamentalnej z analizą wpływu społecznego.
b03cd80e-cbe3-4e7d-8fb5-b874df1e557c
BilboBagosz

@CiekaowstkInwestycyjne podobnie jest chyba w norweskim państwowym funduszu emerytalnym, tzn. nie wiem czy w tak dużym stopniu, ale chyba nie inwestuje on w używki i przemysł zbrojny

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... jak hojny nie będziesz, ludzie i tak wystawią rękę po więcej?

Hershey to miasto założone na początku XX wieku przez Miltona Hersheya, amerykańskiego przedsiębiorcę, którego firma, The Hershey Company, do dziś jest jednym z największych producentów czekolady na świecie. Plany Miltona zakładały stworzenie „idealnego amerykańskiego miasteczka w sielskim, naturalnym otoczeniu, gdzie zdrowi, praworządni i dobrze opłacani pracownicy mieszkają w bezpiecznych, szczęśliwych domach”.

W istocie – Milton Hershey czynił wszystko co w jego mocy, by plany te zrealizować. Mężczyzna postarał się, aby wszystkie domy w założonym przez niego mieście wyposażone były w nowoczesne udogodnienia, takie jak (pamiętajcie, że mówimy o początkowych latach XX wieku): elektryczność, wewnętrzne instalacje sanitarne czy centralne ogrzewanie. Do tego mieszkańcy Hershey mogli liczyć na darmową komunikację miejską, bezpłatną szkołę podstawową i zawodową, oraz… lokalny park rozrywki z licznymi atrakcjami! A to nie wszystko, bowiem w Hershey mogliśmy znaleźć także liczne pola golfowe, zoo czy hotel. I wszystko to wybudowane za pieniądze Miltona Hersheya, celem podniesienia komfortu życia pracowników swojej fabryki.

Nawet wówczas, gdy Stany Zjednoczone mierzyły się z Wielkim Kryzysem, Milton nie ustawał w swoich wysiłkach, by mieszkańcy jego miasta przeszli przez kryzys suchą stopą. W momencie, gdy inne fabryczne miasta na terenie Stanów Zjednoczonych upadały, Milton wciąż utrzymywał zatrudnienie na tym samym poziomie! Nawet wówczas, gdy fabryka mierzyła się ze zmniejszoną ilością zamówień, Hershey wolał znaleźć pracownikom jakieś poboczne zajęcie, niż ich zwolnić. Tak też przez długi czas wielu pracowników fabryki było wysłanych „w miasto”, celem dokonywania prac związanych z polepszeniem jakości życia w Hershey.

Pewnie pomyśleliście, że ten Milton Hershey był naprawdę w porządku gościem i z pewnością jego pracownicy musieli go uwielbiać. I tak, i nie. Z jednej strony pracownicy The Hershey Company zdawali sobie sprawę, że ich życie jest znacznie lepsze, niż pracowników innych fabryk. Z drugiej – jak to mawiają: „daj palec – wezmą rękę”. Nie inaczej było w tym przypadku. W końcu to, że żyje się całkiem dobrze, nie oznacza, że nie może żyć się jeszcze lepiej.

Z tego założenia wyszli pracownicy fabryki czekolady, zakładając związek zawodowy i ogłaszając strajk, celem uzyskania podwyżek płac. Te w rzeczywistości nastąpiły, wraz ze zwolnieniem organizatorów strajku. Sytuacja ta poskutkowała kolejnym strajkiem, jednym z najgłupszych strajków w historii. Otóż nie dość, że strajk ten nie został uzgodniony ze wszystkimi pracownikami fabryki (duża część z nich normalnie przyszła do pracy i chciała pracować), to na dodatek był zupełnie nieprzemyślany.

Otóż fabryka The Hershey Company specjalizowała się w produkcji mlecznej czekolady, do której potrzebowała olbrzymich ilości mleka. Jako że strajk był spontaniczny i zupełnie nieprzemyślany, nikt ze strajkujących nie miał pomysłu co z tym mlekiem zrobić. Tak więc mleko to po prostu stało i się psuło. Nikt też o strajku nie poinformował lokalnych farmerów, którzy nagle stracili miejsce zbytu dla swojego mleka, tj. stracili źródło zarobku. To wydarzenie przelało falę goryczy i poskutkowało spontanicznymi zamieszkami. Lokalni farmerzy, wspierani przez pracowników fabryki, którzy byli przeciwni strajkowi, wtargnęli do fabryki i okrutnie zlali strajkujących, tym samym kończąc ich strajk. Warto nadmienić, że przemoc fizyczna została użyta w sposób jak najbardziej upokarzający. Farmerzy bili strajkujących tak, jakby ci byli ich niesfornymi dziećmi, często przy tym werbalnie ich wyzywając od najgorszych leni.

W efekcie tych wydarzeń, pierwszy związek zawodowy w The Hershey Company został rozwiązany, zaś sam Milton Hershey podupadł na zdrowiu. Ludzie z jego najbliższego otoczenia mieli przyznawać, że wydarzenia te bardzo wpłynęły na zdrowie i samopoczucie mężczyzny, który miał uznać, że poniósł porażkę w próbie utworzenia „idealnego amerykańskiego miasteczka”. I choć do końca swojego życia przeznaczał on swój prywatny majątek na poprawę jakości życia w mieście, atmosfera panująca w Hershey już nigdy nie miała być taka sama…

#ciekawostinwestycyjne
a52a8f17-c520-443c-a4c0-1892bb9405d5
filusn

Naprawdę fajna ciekawostka, dobrze się tez czytało, grzmocę!

ThisIsFine

@CiekaowstkInwestycyjne Ah Ci biedni filantropi tak bardzo chcieli żeby ich pracownikom żyło się dobrze ale ci wredni lewaccy pracownicy wszystko zepsuli


Hershey dokładał do biznesu przez całe swoje życie. Pewnie dlatego umarł w 1945 roku z majątkiem 60 mln dolarów (około 1 mld dzisiaj, uwzględniając inflacje).


Przecież nawet stworzył dla nich miasto w którym miał monopol na wszystko Naprawde Ci niewdzięczni pracownicy nie wiedzieli że jak jedna osoba osiągnie monopol na wszystko to sprawi że wszystko będzie super tanie i świetne

kodyak

Niestety ale ludzie są chciwi i bezmyślni. Nawet jeśli to bajka to o cechach ludzi mówi jednak prawdę.


Nie chodzi o to że ty masz dużo ale chodzi o to że sąsiad ma więcej i w tym patologicznym myśleniu trzeba widzieć problem. Trawa u sąsiada bardziej zielona.


Żeby mu okradli garaż żeby mu się puszczała stara, żeby córka z czarnym i ogólnie miał marnie. Dla siebie o nic nie proszę tylko mu dosraj prosze

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... to, że ktoś reklamuje się jako „eko”, wcale nie oznacza, że jest „eko”?

Jeszcze dekadę temu środowisko polityczne w Polsce podzielone było na ludzi wierzących i nie wierzących w globalne ocieplenie spowodowane działalnością człowieka. Dziś temat ten raczej nie podlega dyskusji, i oprócz kilku kontrowersyjnych postaci, większość sceny politycznej pogodziła się z myślą, że globalne ocieplenie faktycznie występuje i że jest realnym problemem, z którym trzeba walczyć. Stąd też tak duża moda na „zieloną” energię. Musimy jednak pamiętać, że wszędzie tam, gdzie pojawiają się pieniądze, pojawiają się też oszuści. Dziś – ku przestrodze – o jednym z największych przekrętów związany z zieloną energią w Stanach Zjednoczonych.

Mantira Corporation reklamowała się jako innowacyjna firma, inwestująca w ekologiczne rozwiązania takie jak elektrownie przetwarzające odpady na energię czy zielony zamiennik węgla – „biochar”. Oprócz tego szczyciła się budową nowoczesnego społeczeństwa wiejskiego, które miało być ujemne węglowo. Problem w tym, że wszystko to było kłamstwem. Jednak na tyle dobrym kłamstwem, że nabrali się na nie nie tylko zwykli obywatele, ale i amerykańskie elity. Bowiem zaledwie dwa miesiące przed ujawnieniem całego przekrętu, założyciele Mantiry zostali zaprezentowani przez byłego prezydenta Billa Clintona podczas ceremonii Clinton Global Initiative jako osoby zaangażowanie w pomoc w łagodzeniu globalnego ocieplenia.

Jednak jakby jej nie reklamowali politycy, to Mantira Corporation dalej była zwykłą piramidą finansową, która nie zajmowała się niczym więcej, niż poborem pieniędzy od inwestorów. W tym celu jej założyciele stworzyli łącznie 55 spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, pomiędzy którymi przenosili środki, tak żeby pozornie wykazać jakiś ruch w raportach finansowych. Na szczęście nie udało im się przechytrzyć całego systemu finansowego Stanów Zjednoczonych i wylądowali oni tam, gdzie ich miejsce, czyli na ławie oskarżonych.

W ciągu czterech lat swojej działalności, Mantira Corporation oszukała ludzi na 55 milionów dolarów. Sędzia prowadzący sprawę oszustwa nie gryzł się w język i powiedział, że jej założyciele „świadomie i bezwstydnie przeprowadzili oszustwo”. Dodał, że Mantira Corporation „nie była niczym więcej niż iluzją”. W 2019 roku zapadły wyroki w tej sprawie. Amanda Knorr została pozbawiona wolności na 30 miesięcy, zaś jej partner Troy Wragg na 22 lata. Zanim jednak podniosą się głosy o niesprawiedliwości takiej dysproporcji w wyrokach, dodam, że Troy Wragg był na tyle bystrym oszustem, że oczekując na wyrok w sprawie Mantiry, zaangażował się w kolejne oszustwo, co przełożyło się na długość jego kary.

#ciekawostinwestycyjne
4b14c050-acfc-470e-a6df-48a88b9a8e26
ZygoteNeverborn

> to, że ktoś reklamuje się jako „eko”, wcale nie oznacza, że jest „eko”


@CiekaowstkInwestycyjne Sabine miała ostatnio o tym materiał.

https://www.youtube.com/watch?v=rxk1Yfg5hOw

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... historia butelkowanej wody sięga aż XVI wieku?

Malvern Water to naturalna woda źródlana, wydobywana ze Wzgórz Malvern, usytuowanych w Anglii. Wzgórza te, zbudowane z granitu i skał wapiennych, pokryte są szczelinami, które podczas deszczu wypełniają się wodą, która z kolei powoli przenika przez nie, nieśpiesznie docierając aż do źródeł. Źródła zaś uwalniają średnio około 60 litrów wody na minutę i, od momentu ich odkrycia, nie zanotowano nigdy, aby przepływ wody ustał chociażby na chwilę.

Pierwsze zapisy na temat butelkowania wody Malvern pochodzą już z 1622 roku. Wówczas wodzie tej przypisywano właściwości lecznicze, które sprawiły ze Wzgórza Malvern szybko stały sławne, co przyczyniło się do dynamicznego rozwoju regionu: z kilku słabo rozwiniętych wiosek do ruchliwego miasta z mnóstwem hoteli z okresu wiktoriańskiego i edwardiańskiego. Wśród wielbicieli wody Malvern nie brakowało osób znamienitych - królowa Elżbieta I miała publicznie pić wodę ze źródła już w XVI wieku, zaś Królowa Victoria piła wyłącznie tę wodę.

Do połowy XIX wieku butelkowaniem wody zajmowały się jednie lokalne, małe przedsiębiorstwa. Dopiero w 1850 roku rozpoczęła się masowa produkcja butelkowanej wody „Malvern Soda” przez korporację Schweppes. Produkcja ta zakończyła się w 2010 roku.

Obecnie, jedyną firmą zajmującą się butelkowaniem wody Malvern na skale przemysłową jest lokalne przedsiębiorstwo Hollywell Spring Water, które butelkuje dziennie około 1000 litrów wody. Wodę tę można nabyć w Wielkiej Brytanii w cenie 2,5 funta za 750 ml.

#ciekawostinwestycyjne
b7970650-4803-47b7-8de4-d7aa885475a6
CiekaowstkInwestycyjne

@Pirazy pierwsze zapisy są z 1622 roku. Informują one o tym, że woda ta jest butelkowana od kilkudziesięciu lat. Dokładna data nie jest znana, ale przyjmuje się, że było to jeszcze w XVI wieku.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... istnieje strona internetowa umożliwiająca wynajęcie płatnego mordercy?

W 2005 roku Bob Innes nabył adres URL www.rentahitman.com, co można luźno przetłumaczyć na „www.wynajmijpłatnegomordercę.com”. Początkowo Innes planował założyć firmę technologiczną o takiej nazwie, lecz koniec końców - nigdy nie zrealizował on swoich planów. Mimo to, mężczyzna zdecydował się zatrzymać adres URL, licząc, że kiedyś będzie mógł go odsprzedać za znaczącą kwotę.

Jakież było zaskoczenie mężczyzny, kiedy po trzech latach sprawdził skrzynkę mailową powiązaną z adresem witryny. Otóż odnalazł on tam około 300 maili od osób zainteresowanych wynajęciem płatnego mordercy. Początkowo żadnej z tych próśb nie potraktował poważnie. Wszystko zmieniło się jednak w 2010 roku, kiedy otrzymał maila od kobiety z Kanady. Wiadomość zawierała wiele szczegółowych informacji na temat życia i rutyn dnia osób przewidzianych do usunięcia. Zaniepokojony Bob zgłosił sprawę na policję, która dokładnie ją zbadała i skazała kobietę za planowanie morderstwa najbliższych na karę pozbawienia wolności.

W obliczu takiego wydarzenia, Bob Innes zdecydował się przekształcić swoją stronę internetową w serwis dla płatnych morderców, tj. portal na którym można zlecić morderstwo lub też złożyć swoje CV „płatnego mordercy”. Chyba nikt nie jest na tyle głupi, by skorzystać z tego portalu, prawda?

Otóż… nie. W 2018 roku niejaki Devon Fauber posłużył się stroną, by zlecić zabójstwo swojej byłej dziewczyny i jej rodziców. Dziś odsiaduje on wyrok 10 lat pozbawienia wolności. W 2020 roku, Wendy Wein zdecydowała się skorzystać ze strony, chcąc zlecić morderstwo swojego byłego męża – również trafiła za kraty. Natomiast w kwietniu bieżącego roku, FBI aresztowało 21-latka z wojskowym przeszkoleniem, który przesłał swoje CV na stronę i zgodził się dokonać morderstwa za kwotę 5 tysięcy dolarów. Teraz grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. A to tylko jedne z najbardziej medialnych zleceń. Autor strony informuję, że miesięcznie otrzymuję on około 10 próśb o dokonanie morderstwa…

#ciekawostinwestycyjne
e72980f1-7cdc-48ba-b2f7-786af3c5dfe5
jajkosadzone

Nikt nie chcial wynajac zabojcy,zeby zabic prezydenta czy jakiegos innego prominenta?

@CiekaowstkInwestycyjne

conradowl

Posłowie na służbowym sprzęcie w sejmie, mając wokół kamery łapani byli na oglądaniu porno (w różnych krajach).

Ludzie ogółem (nie tylko politycy) kłamią w żywe oczy, kradną w biały dzień itp itd.

Dlaczego więc mordercy i zleceniodawcy morderstw mieliby nie być tak głupi?

Ja wiem, że filmy i seriale utrwaliły obraz genialnego, seryjnego mordercy, ale choćby Dahmer pokazał, że taki morderca to może być głupek, tylko mieszka w okolicy gdzie go nikt nie podejrzewa. I policja go olewa. A sami mordercy i zleceniodawcy są tak samo głupi jak inne grupy społeczne. To nie jest, że trzeba być geniuszem by zabić lub zlecić zabójstwo. Zaryzykowałbym, że wręcz przeciwnie...

Kto by się chwalił mordami?

PS szukam plastikowych beczek do piwnicy odpornych na kwas siarkowy. Ktoś, coś?

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... nie ma takiej niegodziwości, której miliarder nie popełniłby celem zarobienia kilku dodatkowych dolarów?

O ile jestem w stanie zrozumieć podejście rosyjskiego społeczeństwa do postaci Putina i jego stylu rządzenia, o tyle zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć jak dobrowolnie można pchać się w jego objęcia. Tym bardziej, jeżeli jest się miliarderem urodzonym i wychowanym w zachodniej cywilizacji. A wszystko to wyłącznie celem zarobienia kilku dodatkowych paru dolarów... Dziś mowa będzie o Travisie Kalanicku i krótkim romansie jego firmy z rynkiem rosyjskim.

Uber to międzynarodowa firma technologiczna, której siedziba znajduje się w San Francisco, w Kalifornii. Firma ta najbardziej znana jest z aplikacji mobilnej, która łączy pasażerów z kierowcami samochodów osobowych, dostarczając usługi transportu na żądanie. Przez lata funkcjonowania Uber stał się niezwykle popularną aplikacją w Stanach Zjednoczonych i Europie. Nigdy jednak nie osiągnął sukcesu w Rosji, gdzie pomimo usilnych starań zaistnienia, firma za każdym razem ponosiła porażkę.

Travis Kalanick, założyciel i ówczesny prezes Ubera, zdawał się być osobą, która nigdy nie zaakceptuje porażki, i w 2015 roku postanowił ponownie spróbować zawojować rosyjski rynek. Tym razem jednak w zupełnie skandaliczny i obrzydliwy sposób. Otóż... Travis postanowił wkupić się w łaski Putina. W tym celu zaczął on poszukiwać oligarchów będących w bliskiej relacji z Putinem, którzy otworzyliby mu do tej pory niedostępne dla niego drzwi. Ostatecznie znalazł on sojuszników w postaci Mikhaila Fridmana i Petra Avena, o których już pisałem w jednej z poprzednich ciekawostek. Mężczyźni ci zapoznali Travisa z lobbystą Władimirem Seninem (obecnie rosyjskim parlamentarzystą z ramienia proputinowskiej „Jednej Partii”), któremu amerykańska firma ostatecznie zapłaciła około 300 tysięcy dolarów łapówki na rzecz lobbowania na korzyść aplikacji Ubera.

Sprawa ta prawdopodobnie nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie dziennikarze The Guardian, którzy dotarli do wewnętrznej korespondencji władz Ubera. Po ujawnieniu skandalu, rzecznik firmy, zapytany o komentarz, powiedział jedynie, że: „na pewno nie podejmowalibyśmy współpracy z panem Seninem ani innymi osobami takimi jak on w dzisiejszych czasach”. Zaś były już CEO Ubera, Travis Kalanick, miał jedynie powiedzieć, że on tak w ogóle to słabo się orientuje w historii Rosji i on w ogóle nie wiedział, że Putin i jego oligarchowie to tacy źli ludzie...

#ciekawostinwestycyjne
fe62c963-4f9a-4111-9354-1069fe146ba7
Half_NEET_Half_Amazing

@CiekaowstkInwestycyjne 

XDDDDD

michal-g-1

Gdzie ta niegodziwość, bo nie czaję?

Że w krajach 3. świata trzeba mieć osobny fundusz na łapówki, bo inaczej nic nie zdziałasz?


Bardzo clickbaitowy nagłówek

sraty-pierdaty

@CiekaowstkInwestycyjne ciekawostka kolejna a propos zdjęcia z generatora: Putin swego czasu serio pracował jako taksówkarz xD

CiekaowstkInwestycyjne

@sraty-pierdaty nie wiedziałem o tym, stąd może klapa biznesowa ubera w Rosji? ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... że istnieje mężczyzna, który kilkanaście razy zdobył główną nagrodę w loterii typu „totolotek”?

Stefan Mandel to rumuński ekonomista, który zdecydował się wykorzystać swoją pasję do matematyki do dość specyficznego celu, tj. do wygrywania loterii. I choć zabrzmi to niewiarygodnie, mężczyzna z sukcesem zrealizował swój plan na życie: Stefan bowiem wygrał co najmniej 14 głównych nagród w narodowych loteriach! Dziś opowiem wam o jeden z nich; o dniu, w którym Mandel przechytrzył amerykańską Virginia Lottery.

Stefan nieustannie analizował systemy loterii na całym świecie, starając się znaleźć sposób na zagwarantowanie sobie głównej wygranej. W 1992 roku, skupił on swoją uwagę na loterii z Virginii, ponieważ obliczył, że wymaga ona zakupienia najmniejszej ilości losów do pokrycia wszystkich dostępnych kombinacji cyfr. Co więcej, loteria ta umożliwiała drukowanie losów we własnym zakresie, co znacznie ułatwiało logistykę całego procederu.

Według jego obliczeń, zakup wszystkich dostępnych losów w loterii miał kosztować go 7,1 miliona dolarów. Całkiem dużo, prawda? Na jego szczęście w lutym 1992 roku, główna nagroda w loterii wynosiła więcej, bo aż 27 milionów dolarów!

Mandel zabrał się więc do pracy. Mężczyzna potrzebował około 30 komputerów i 12 drukarek laserowych do wygenerowania wszystkich potrzebnych losów w odpowiednim czasie. Mężczyzna później twierdził, że zużył na ten cel prawie 30 ton papieru! A to nie koniec – w końcu wszystkie wydrukowane losy musiał następnie zanieść do punktu loteryjnego i tam zeskanować (czego oczywiście nie zrobił sam, tylko przy pomocy zatrudnionych do tego ludzi). Przypominam, że mówimy tu o 7 milionach losów!

Pomimo drobnych komplikacji – niektóre z punktów obsługi Virginia Lottery niespodziewanie zamknęły się szybciej, niż planowo, co uniemożliwiło zeskanowanie pewnej puli losów - plan Mandela okazał się sukcesem. Stefan wygrał nie tylko główną nagrodę loterii, ale także liczne nagrody poboczne, które łącznie przekroczyły sumę miliona dolarów. I choć FBI zainteresowało się tą sprawą, to nie udało im się postawić mężczyźnie żadnych zarzutów. Okazało się, że jego działania mieściły się w granicach prawa i nie łamały żadnego z punktów regulaminu loterii. W odpowiedzi jednak na wygraną Mandela, Virginia Lottery wprowadziła szereg zmian w swoim regulaminie, aby uniemożliwić powtórzenie tej sytuacji w przyszłości.

#ciekawostinwestycyjne
07b9a30a-2411-47f0-8b61-9d008e15faaa
ziel0ny

Te grafiki ai są strasznie chujowe, wszędzie tego teraz pełno i w ogóle mi się to nie podoba

A_I

@ziel0ny ok to ze względu na ciebie wszyscy przestaniemy ich używać

CiekaowstkInwestycyjne

@ziel0ny posty pozbawione grafik są mniej zauważalne w zalewie treści.

CoryTrevor

Lubię takie historie. Aż mi się przypomniała sytuacja z reklamą Pepsi i odrzutowcem.


Co do tej konkretnej opowieści: w Dużym Lotku, w kumulacji powyżej określonej sumy również opłaciłoby się zakupić losy ze wszystkimi możliwymi kombinacjami. "Jedynym" ryzykiem jest, że ktoś inny również trafi i wygrana się podzieli.

Zaloguj się aby komentować

Czy wiesz, że...

... w świecie innowacji technologicznych nie tyle sam pomysł jest kluczowy, co jego timing?

Choć zabrzmi to dość abstrakcyjnie, to korzenie internetu sięgają aż do czasów II Wojny Światowej. Dokładniej mówiąc: do myśli i idei Vannevara Busha, zaprezentowanych w środku XX wieku, zaraz po zakończeniu się globalnego konfliktu zbrojnego.

Vannevar Bush był amerykańskim inżynierem i naukowcem, który pełnił funkcję doradcy naukowego prezydenta Roosevelta podczas II wojny światowej. W 1945 roku Bush opublikował futurystyczny artykuł „Jak Możemy Myśleć” w magazynie „Atlantic Monthly”, w którym zaprezentował koncepcję Memexu.

Mężczyzna, który starał się być na bieżąco z nowymi odkryciami naukowymi, stale przerażał się tempem powstawania kolejnych prac i wynalazków*. W swoim artykule wysnuł więc trochę życzeniową wizję biurka-biblioteki, które wyposażone miałoby być w rolki mikrofilmów działające w ten sam sposób co dzisiejsze hiperłącza. Bush wyobrażał sobie Memexa jako urządzenie zdolne do skompresowania i przechowywania danych, jednocześnie umożliwiając dostęp do nich za pomocą sieci powiązań. O samym Memexie wypowiadał się jako o "powiększonym uzupełnieniu własnej pamięci".

Chociaż Memex, w takiej formie jaką opisał Bush, nigdy nie został zbudowany, jego koncepcja była zdumiewająco podobna do tego, co dziś znamy jako hipertekst, tj. system powiązań między różnymi elementami informacji, który stał się podstawą World Wide Web. Podobnie jak w Memexie, hipertekst pozwala na tworzenie i śledzenie ścieżek informacji poprzez powiązane dokumenty lub strony.

Kwestię nie zbudowania Memexu w formie opisanej przez Busha można zrzucić na ograniczenia technologiczne czasów w których żył. Historia ta pokazuje więc, że zbytnie wyprzedzenie swoich czasów może oznaczać, że nawet najbardziej przełomowe pomysły nie znajdą swojego miejsca na współczesnym rynku.

Żaden Amerykanin nie miał większego wpływu na rozwój nauki i technologii niż Vannevar Bush
~ profesor Jerome Bert Wiesner.

#ciekawostinwestycyjne

* - dziś uważa się, że nie istnieje nawet jeden naukowiec, który znałby wszystkie potrzebne prawa fizyki do stworzenia najnowszego Iphone’a.
d78e91ee-fc91-4036-97b5-a823b1b897dc
entropy_

@CiekaowstkInwestycyjne Jak piszesz o nietrafionym timingu to mogłeś wspomnieć o Tesco i zakupach przez internet ale 10 lat temu. Wprowadzili to co dziś znamy jako choćby Glovo to oni mieli dawno temu. Można też było zadzwonić/zamówić przez internet i spokojnie odebrać gotowy koszyk zakupów wracając z pracy, zapłacić i pójść sobie w mniej niż 2minuty w sklepie.

CiekaowstkInwestycyjne

@entropy_ w UK to dalej działa w ten sposób i nie tylko w Tesco. Możesz nawet sam zrobić zakupy, zapłacić za nie przy kasie i zamówić ich dostarczenie pod wskazany adres. Powyżej jakiejś kwoty (bodajże koło 50 funtów) dostawa taka jest darmowa.

entropy_

@CiekaowstkInwestycyjne ;( Ja uważam, że świat poszedł jednak trochę do tyłu przez ostatnie 10 lat.

Zaloguj się aby komentować