#recenzjeperfum

13
178
Dziś marka mało znana, a jeden z zapachów to nawet nie istnieje wcale. Wiadomo tylko tyle, że Nocturne to perfumy produkowane rzemieślniczo w małych nakładach przez pewnego Greka podpisującego się jako Paschalis. Autor otwarcie przyznaje się do stosowania zarówno wysokiej jakości składników naturalnych jak i nowoczesnych molekuł.

Chypre Inferno
Oho, zawiało starociem i to takim eleganckim vintage dziadem. Aldehydowy początek zaakcentowany mocnym, gorzkim akordem goździka, który kojarzy mi się z twórczością Sorcinelliego. Lavs, Reliqvia, Quando rapita… wszystkie te zapachy mają wspólny goździkowy motyw i w Chypre Inferno wybrzmiewa on bardzo podobnie. Może nawet zahacza o jeden z cudów perfumiarstwa, czyli damskiego Opium vintage. Serce uderza bukietem kwiatów, ale nie odważę się na analizę, bo nie jestem za dobry w kwiatki. Natomiast te kwiaty wcale nie kojarzą się damsko, wręcz przeciwnie, brak w zasadzie jakiejkolwiek słodyczy oraz wyczuwalna od początku staroświecka mszysto-paczulowa baza nadaje moim zdaniem męskiego wydźwięku. Szalenie elegancki zapach, kaliber Guerlain Heritage itp. Można powiedzieć, że dziad, ale jaki dobry, wącham i podziwiam, czuć klasę. Nie wiem tylko gdzie to założyć, pasowałby na popołudniową herbatę na królewskim dworze, niestety mnie nie zapraszają.

Daath
Perfumy widmo, nie istnieją, nigdzie nie ma o nich ani słowa, a jednak mam sampla. Tym razem jest współcześnie. Otwarcie jest wyraziste, przyprawowe, pieprzne, kardamonowe. Coś jeszcze roślinnego ma, może kwiatowego, ale nie potrafię nazwać. W krótkim czasie zapach osiada do znajomego DNA, które przez pewien czas gdzieś mi świtało, ale nie potrafiłem go skojarzyć. Eureka! Narciso Rodriguez Bleu Noir! Bardzo lubiłem te perfumy, szczególnie w podstawowej wersji EDT zaciągałem się sam sobą z umiłowaniem. Za to one mnie nie kochały, bo znikały ze skóry w godzinę max trzy. Daath ma zbliżony vibe, blend dobrej jakości syntetycznego białego piżma (brzmi jak farmazon, ale kto wąchał piżma Narciso ten wie jaka przepaść je dzieli od reszty flakonów w Sephorze) z nutami drzewnymi. Nie mówię, że identyczne, ale podobne złożenie, no i w Daath jest ono jakby w lepszej rozdzielczości. Szczególnie wyróżnia się kremowy akord sandałowy, gładki, bez kopru. No i przeciwieństwie do Narciso zapach nie wpada w obszary trocinowe, czy tartaczne. O, jeszcze świta mi Cartier Declaration Essence. W tle przewija się przestrzenny akord kadzidlany (stawiam na pochodną Iso E super). Nie jest to pachnidło odkrywcze, ani powalające jakością składników, jest natomiast umiejętnie skonstruowane i wysoce uniwersalne. Podoba mi się, nawet jeśli po części z sentymentu.

Seatrus
Otwarcie to cytrusowa eksplozja o znacznej mocy rażenia, w pierwszej chwili cytrynowa, a po chwili grejpfrutowa. Świeże, soczyste, radosne i nie może się nie podobać. Niestety zaraz potem równia pochyła, bo najpierw wjeżdża jakaś molekuła pseudokwiatowa jak w damskich drogeryjnych psikadłach, a jeszcze później potężna dawka ambroksanu z wciąż utrzymującą się odrobiną zadziwiająco trwałego grejpfruta oraz kapką morskiego powiewu a’la Megamare, tylko w mniej agresywnym wydaniu. Trochę XD jak na coś, co miało być niszą artystyczną.

Tafir
Na początku mamy szafran i słodkie suszone owoce, prawdopodobnie daktyle. Tuż po chwili dołączają elementy żywiczne i one odpowiadają za charakter tego zapachu. Jest gęsty, lepki, balsamiczno-żywiczny. Mnóstwo się w nim dzieje, są żywice typowo leśne, iglaste, jest trochę dymu z kadzidła, zupełnie nie kościelnego, a raczej orientalnego, jest element tytoniowy, a całość została zagęszczona słodką ambrową masą. Kompozycja jest przy tym świetnie wyważona, nie jest ulepem, nie jest też agresywnie dymna, składniki nie walczą ze sobą, tylko się uzupełniają. Zbliżony vibe do Les Jeux sont Faits minus zima zupa jarzynowa. Tafir może się rewelacyjnie sprawdzić jako zapach zimowy, wręcz świąteczny, ale podoba mi się również w upale.

Moim zdaniem dobrze się zapowiada. Seatrus traktuję jako wpadkę, natomiast pozostałe zapachy są dobre jakościowo i przede wszystkim kompozycyjnie. Czuć, że są to złożone, przemyślane i starannie dopracowanie kreacje.

Ilustracja: własna
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
7b6310cf-9926-4fa1-a825-a0cfa5276f1d

Zaloguj się aby komentować

Marka Gri Gri proponuje linię zapachów inspirowanych tradycyjną sztuką tatuażu z różnych stron świata.

Moko Maori
Uderzenie chłodnej, gorzkiej zieleni, raczej trawiastej niż drzewnej, uzupełnione czymś w rodzaju eukaliptusa z mentolem. Efekt niestety nie jest botaniczny, a raczej kosmetyczny, a nawet apteczny. Coś mnie szczypie w nos, drażni, kojarzy mi się z amolem, bengayem lub staroświecką zieloną wodą po goleniu i to wcale nie z górnej półki. Po 3-4 godzinach ostre zielone nuty schodzą na dalszy plan i zostaje już tylko bardzo delikatny zapach szarego mydła.

Tara Mantra
Dziwna to kompozycja. Eksplozja szafranu i kminku, podana na bazie z paczuli i rozgrzanych opon. No i w biurze to faktycznie daje gumiakiem, czy tam oponami. Natomiast muszę przyznać, że Tara Mantra zupełnie inaczej zachowuje się na świeżym powietrzu w upalny dzień. Wówczas bardzo przyjemnie projektuje ze skóry w formie przypominającej orientalne kadzidełko ze sklepu new age i kminek, które może nie powalają naturalnością, ale tworzą ciekawą aurę.

Ukiyo-E 
Ukiyo-E otwiera się charakterystycznym aromatem genmaichy, czyli herbaty z prażonym ryżem. Pierwsze skojarzenie to bardzo przeze mnie lubiany Meo Fusciuni Sogni. Po chwili dociera również cierpkie yuzu, ale pozostaje na drugim planie. Cudownie to się zgrywa, łagodnie, pastelowo, kojąco. Stopniowo perfumy ewoluują w kierunku drzewno-kwiatowym. Co istotne, to nie są takie typowe perfumowe kwiatki, jakieś jaśminy czy róże, tylko pachną słodko i nektarowo, jak rozkwitające drzewa owocowe wiosną. Odrobina ryżowego aromatu wciąż daje się wyczuć gdzieś w tle przez jeszcze ok 2 godziny, po czym zanika. Wówczas też zanika urok tych perfum, nadal są ładne, ale stają się zwyklejsze i perfumowe. Czepia się chłop, że mu perfumy pachną perfumami. Tak! Ja wolę jak pachną ciekawie, żywo, intrygująco, tak jak to herbaciano-ryżowe otwarcie Ukiyo-E, które chciałoby się żeby trwało i trwało.

Podsumowując mogę powiedzieć, że Gri Gri proponuje nam odważne kompozycje, którym niestety brak głębi. Można oczywiście opowiadać farmazony o inspiracji różnymi kulturami, ale to nie zmienia faktu, że ciekawe, oryginalne akordy wybrzmiewają na skórze po prostu płasko zapewne za sprawą przeciętnej jakości składników. Nie zagrało, ale spoko, bo to “eau de parfum for tattooed skin”, a ja czysty jak dziewica.

Ilustracje: parfumo, perfumeriagreta
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
d5827d96-0817-45e0-8454-a1db5d806112
e3dadd78-29f6-4470-a06e-6de86a5165b8
0af6e8b1-e9ee-492b-acfc-4cc9251ab0f1
d6bb1a24-5070-45a6-a427-c293dd54e8b7
Zielczan

@saradonin_redux flakony to po Hawasie wzięli

saradonin_redux

@Zielczan popularny model, co najmniej kilka marek kojarzę z PH w takim szkle tylko z różnymi korkami, choć tak od buta do głowy przychodzi mi tylko Tolteca.

Farmer111

Dzięki. Bardzo dobrze się Ciebie czyta 🙂

saradonin_redux

Bym zapomniał, jeśli ktoś chciałby spróbować, to sample oddam za etykietę/kod, cośtam się jeszcze ostało.

Zaloguj się aby komentować

Co w Arabie piszczy

Dziś są takie czasy, że kiedy widzimy ośmiolatka samotnie idącego ulicą, to zastanawiamy się, co się stało. W moich dziecięcych latach istniało coś, co dzisiejsi wąchacze pieluch nazwaliby wyjebką, jednak ja określiłbym to jako połączenie zaufania do zdolności dziecka z zaufaniem społecznym – zwłaszcza, że urodziłem się w niewielkim mieście.

Było kilka takich dni w moim wczesnym dzieciństwie, kiedy musiałem zostać w domu sam. Prawdopodobnie były to wakacyjne dni, kiedy nie mogłem być w przedszkolu, a moje starsze rodzeństwo przebywało np. na koloniach. Rodzice musieli być w pracy, a nie miał kto do mnie przyjść. Pamiętam zapewne większość z tych dni, bo bardzo bałem się zostawać sam. Dla wyjaśnienia: to były czasy cyganek porywających dzieci oraz Czarnej Wołgi. Nie było lekko. W dodatku w owym czasie na przedmieściach mojego miasta grasował tak zwany Pan „U”. To był jakiś facet...nigdy go nie złapali, ale też chyba nic nikomu nie zrobił. Kiedy, nieraz jeszcze przed świtem, w dni powszednie jakaś losowa kobieta udawała się do pracy, w pewnym momencie z jednego z mijanych drzew zeskakiwał Pan „U” i robił „U!”. One w przerażeniu uciekały, a on ich nawet nie gonił. No ale taka sytuacja.

Jeden z tych razów pamiętam jako wypełnione lękiem uporczywe wpatrywanie się w kuchenne okno, z którego widać było dom mojej babci. Tego dnia nikogo w nim nie było, jednak wiedziałem, że ktoś niedługo wróci i wtedy będę uratowany. Przy oknie stało radio. Takie duże, z oświetlonym panelem przednim, na którym widniały nazwy popularnych na świecie stacji radiowych, jak np Radio Luxemburg itp. Szukając czegokolwiek, co mnie uspokoi, znalazłem jakąś relację z przeglądu kapel góralskich. Było to dla mnie coś nowego. W wieku 4 czy 5 lat wiedziałem, że górale są w górach, że mówią trochę inaczej. Ale wtedy po raz pierwszy usłyszałem, jak mówią. A przede wszystkim, jak grają. Tak się wciągnąłem w ten przegląd, że po jakimś czasie totalnie zapomniałem, że jestem sam. Tęsknoty za bezpieczeństwem rozpłynęły się w głodzie poznawania sztuki – całkiem dla mnie nowej i autentycznej, bo piosenki bywały przerywane dialogami, śmiechami i okrzykami. W pewnej chwili zapragnąłem zobaczyć tych wszystkich ludzi. I pierwszą myślą przybliżającą mnie do realizacji tego marzenia była ta o rozkręceniu radia. Wiedziałem już wtedy, że rzeczy można rozkręcać. Nie wiedziałem jeszcze tylko, jak. Śrubokręty były pod ręką. Znałem je. Nieraz widziałem, jak ktoś z domowników coś rozkręcał.

Nie udało mi się wtedy tego zrobić do końca. Coś trzymało, coś trzeba było wyjąć, coś odgiąć. Podczas procesu zastał mnie mój ojciec wracający z pracy. Początkowo przerażony, ku mojemu zdziwieniu usiadł ze mną i sam rozkręcił to radio. Nie wiem, ile udało mu się wytłumaczyć, ale po zdjęciu obudowy ujrzałem postapokaliptyczny świat – mój pierwszy układ scalony, jawiący mi się jako tajna fabryka niebezpiecznych chemikaliów. Spuchnięte, wysokie kondensatory były ogromnymi tankami wypełnionymi niebezpieczną substancją; tranzystory lądowiskami wojskowych jednostek, a oporniki cysternami gotowymi do odjazdu w strefę wojny. Nie znalazłem tam śpiewających górali. Może i nawet pomyślałem sobie, że lada chwila wyskoczą z ciupagami z jednego z kondensatorów. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Jakiś czas później ojciec przyniósł mi książkę p.t. „Maszyny Mówiące”, którą studiowalem przez Bóg wie ile czasu, ucząc się przy tym czytać. Dużo siedział ze mną i tłumaczył, co jest co.

To chyba pierwsze moje wspomnienie naznaczone chęcią rozbierania. To dość męska rzecz, rozbierać. Swoją drogą, w czasach przedszkolnych, na „spaniu” rozebrałem bardzo wiele dziewcząt. Nie wiem, co się stało w międzyczasie, ale potem już nigdy nie byłem takim kozakiem.

Hind al Oud – Oud Abu Sultan

Psikam. Wiem, że będzie dobrze. I jest. Kwiatowo, z lekką dozą obory. Jestem w stanie drzewną dymność. Ale też słodycz. Zapach dość skomplikowany, słychać jednak jakąś wyraźną pieśń. Jest coś ze słodyczy, choć mocno zawoalowane. Szukam zatem nut. Spodziewam się konwalii, lilii, bursztynu, oczywiście oudu, być może jakichś przypraw, ambry. Jest to taki charakterny arab, niełatwy a równocześnie złożony i kuszący tym, co ukryte pod powierzchnią.

mięta, bursztyn, oud, spierdalaj

No nie. Ja rozumiem, że podczas blind testu Menthe Fraiche od Heeley’a nie rozpoznałem mięty. No ale... to nie mogą być te nuty.

Czas poszukać prawdziwych górali w tym radio/radiu.

Lilial – A to taki zawodnik udający konwalię i stosowany właśnie dla zapachu. Oprócz konwalii dodaje delikatne nuty zielone. Otrzymywany syntetycznie m.in. z sera pleśniowego, kalafiora, banana, jabłka. Wycofany za hipotetyczną rakotwórczość oraz możliwe reakcje skórne. Hipotetyczną - bo nikt go nie badał pod tym kątem. Z mojego doświadczenia – świetną rolę odgrywał w Orange Star od Tauera. I w nowej wersji już nie odgrywa.

Linalool – zapach to konwalia, ale również lawenda, bergamotka oraz mięta – zależy trochę od towarzyszących mu chemikaliów.. Linalool wykazuje dość dużą zawartość w liściach mięty cytrynowej, niektórych gatunkach szałwii, bazylii, rozmarynie czy lawendzie, ale również w cytrusach czy nawet śladowo w cynamonie oraz niektórych grzybach. I otrzymuje się go dość łatwo w naturalny sposób. Jednak by uzyskać bardziej oczywistą miętę w perfumach, lepiej użyć np. rozmarynu. Jak do tej pory nie zbanowany, choć zapewne wejdą kiedyś jakieś restrykcje dotyczące otrzymywania go w naturalny sposób Ekstrakcja z niektórych roślin może skutkować przemyceniem jakichś dodatkowych substancji, które przecież nie wiedzą, że nie miały być ekstrahowane.

Amyl Cinnamal – głównie jaśmin/tuberoza oraz nieokreślony miks przypraw, ale także w niektórych konfiguracjach może udawać np. brzoskwinię. Dość szybko się utlenia, więc nadaje się np. na nutę głowy, która ma szybko ustąpić. Jeśli chcesz jaśmin w bazie, to nie tędy droga. W mydłach utrzymuje się dobrze – choć mydłem przecież nie pachniemy przez cały dzień. Potrafi powodować reakcje skórne. Jest też bakteriobójczy, co może powodować negatywne skutki, gdy dostanie się do środowiska wodnego. Zatem przesadzanie roślinek w akwarium wykonujemy zanim spsikamy się Alienem.

Benzyl Cinnamate – składnik balsamów Tolu oraz peruwiańskiego. Częsty gość w orientalnych perfumach. Utrwalacz, przedłużacz, pogrubiacz. W Europie oczywiście wycofany. Ale mam taką koleżankę farmaceutkę, która mówi, że u niej w aptece to tego peruwiańskiego na zapleczu nawet całkiem sporo. Więc nie wiem.

Lyral – Zapachem przypomina konwalię, bez lub cyklamen. Trudny do uzyskania z kwiatów – otrzymuje się go z warzyw. Główne jego przeznaczenie to przedłużanie trwałości perfum bez większego wpływu na profil zapachowy. W Europie wycofany w 2021 ze względu na potencjalne reakcje alergiczne. Firmenich i Givaudan opracowały dla niego substancje zastępcze: Florhydral, Lilyflore... słowem chemole, jak i nasz rzeczony bohater.

Benzyl Benzoate – kolejny utrwalacz bez właściwości zapachowych.

Amyl Cinnamal Alcohol
Benzyl Alcohol
Anise Alcohol
Benzyl Salicylate
Cinnamyl Alcohol
...to tyle o chlaniu. No i tutaj nawet poczułem tych prawdziwych górali.

Cinnamal – cynamon.

Citral – kojarzyć ma się z cytrusami. Otrzymywany z trawy cytrynowej i różnych gatunków werbeny. Dość trwały.

Citronellol – różany, konwaliowy. Otrzymywany głównie z trawy cytrynowej, ale też z pelargonii. Laboratoryjnie przez uwodornianie geraniolu, czyli powiedzmy olejku różanego itp.

Coumarin – Kumaryna to główny winowajca odpowiadający za to, jak pachnie cynamon. Obficie występuje też w fasoli tonka. Dużo o tym w necie.

Eugenol – składnik m.in. cynamonu, gałki muszkatołowej, goździka (przyprawa). Koń jaki jest, każdy widzi.

Farnesol – zapach konwalii; otrzymywany z liści, igieł, przeróżnych owoców oraz ich skórek – ale również np. z kwiatów lipy.

Geraniol – wiadomo: róża, geranium. Znajdowany też w chmielu, konopiach i cytrusach.

Hexyl Cinnamal – jaśmin, gardenia. Nuta niezbyt mocna, acz trwała. Podbija kwiatowe/owocowe perfumy i służy w nich jako nuta bazowa.

Hydroxy Citronellol – utrwalacz, podbijacz, blender o kwiatowym zapachu.

Isoeugenol – podejrzana sprawa. Ja rozumiem, że w Polsce można mylić goździka z goździkiem. Ale w przypadku isoeugenolu wszyscy mówią, że pachnie jednocześnie i kwiatem, i przyprawą. Przy czym bardziej w stronę kwiatu. Bardzo trwały.

Limonene – to znamy wszyscy. Duża zawartość w skórkach cytrusów, ogromna w nowofalowych „amerykańskich” chmielach; duża w kwiatach konopii, które z chmielem mają wiele wspólnego. Także w drzewach iglastych i np. w mięcie.

Methyl 2-Octynoate – daje zielony efekt, kojarzący się z liściem fiołka, ogórkiem lub melonem.

Alpha-Isometyl Ionone – pudrowy, kojarzący się z irysem, fiołkiem, równocześnie dając podteksty drzewne lub tytoniowe. Nadaje się na nutę bazy – ulatnia się powoli i nie jest zbyt krzykliwy.

...

Na samym końcu listy składników: Oakmoss Extract, Treemoss Extract. Nie wiem. Być może tu kryje się reszta zawiłości.

Coraz bardziej jaram się chemią perfum. Wręcz nie do końca ważne jest, czy coś będzie mi się podobać, czy nie. Chcę poznawać nowe pomysły, rozwiązania. Wiedzieć, skąd co się bierze.

Swoją drogą, zapach bardzo dobry. Skomplikowany, zmieniający się w czasie. Po aplikacji, siedząc sobie z kolegą usłyszałem, że obora i że be. Jednak po pół godzinie dość się z tą oborą oswoił i wracał ze swoimi spostrzeżeniami na temat zapachu, coraz bardziej zresztą przychylnymi. Jest zatem intrygująco.

Zapach: 8,5/10
Trwałość: życia nie wystarczy.

W Skali Nieprzyswajalności Dylana (jest to opracowana przeze mnie naprędce skala trudności w zaakceptowaniu perfum dla niewprawionego w boju nosa, gdzie 1 to Dylan a 10 to Amir Drugi Boży) dałbym mu 7. Pokrótce: jeśli wyjdziesz w tym do ludzi z osobą, która naprawdę cię kocha, to możliwe jest, że jej nie stracisz.

Ech... wiem, że nudne. Ale też ciekawe.

#perfumy #recenzjeperfum
63cef7d3-3c22-4952-a76d-b7f5e9e11b80
GazelkaFarelka

@dziadekmarian masz dobre pióro

dziadekmarian

@GazelkaFarelka Dziękuję. A zawsze jest 20 rzeczy, które bym poprawił;)

HolQ

@dziadekmarian człowieku....aplikuj na flavouriste do jakiejkolwiek branży, niewwzne czy zarcie, eliquidy czy perfumy. Widzę że masz talent i się interesujesz. Wygląda jakby ta robota była stworzona dla Ciebie. No chyba że już jesteś xD

dziadekmarian

@HolQ Nie no, ja jestem tylko zwykłym grajkiem... Ale dziękuję za otuchę

HolQ

@dziadekmarian "Coumarin – Kumaryna to główny winowajca odpowiadający za to, jak pachnie cynamon. Obficie występuje też w fasoli tonka. Dużo o tym w necie." - no nie do końca prawda.... głównym składnikiem jest cinnamaldehyd, Eugenol i camphora (w zależności od czesci rosliny) zapach I smak kumaryny to jest główny sposób na to jak odróżnić prawdziwy cynamon od Cassi .

d5ddd33a-f5cb-4d92-a24e-1206bf9be92b
80dc69e9-f1de-4cc0-99d7-0b5d37c87015
858f3519-eae2-431a-b94a-08473f6d24d2
dziadekmarian

@HolQ poszedłem trochę na skróty. Ja nie znam celjońskiego cynamonu. Być może gdzieś kiedyś się z nim spotkałem. Nasz - chiński, skręca bardziej w stronę wanilii - kumaryna. Ten oryginalny jest zdecydowanie bardziej goździkowy i nie tak słodki - eugenol. Ciężko to ruszyć w "krótkim", żartobliwym poście. Dzięki za screeny!

HolQ

@dziadekmarian w pracy porównywałem różne olejki i oleozywice z cynamonu i cassi, z różnych części rośliny i naprawdę jest spora różnica bez problemu jesteś w stanie rozpoznać z czego jest zrobiona, czy to liście korzeń i czy cassia czy cynamon. Jak czujesz goździki to znaczy że lecą po taniości i używają liści. Kora jest naprawdę słodka i aromatyczna. Takie....delikatniejsza


Edit: delikatniejsza to źle słowo. Subtelna


Masz rację. Trochę za bardzo "zawodowo" do tego podszedłem

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
No hej, nie mam weny, ale wpadły mi (niestety tylko dwie) odlewki mało znanej marki Narcisse Taormina, włoska lokalna nisza rzemieślnicza, tym razem z Sycylii.

Narcisse Aria di Taormina
Od pierwszego psika w nos uderza fala cytrusów, przyjemnie niecodzienna, bo z limonką i pomarańczą na pierwszym planie. Jest soczyście i … słodko. Nie mogę oprzeć się wrażeniu słodyczy, do głowy przychodzi mi słodzony napój pomarańczowy, musująca oranżada. Ciekawe ujęcie, ale nie do końca mi odpowiada, preferuję cytrusy naturalnie kwaśne, a słodka wersja wydaje mi się dziecinna. Z czasem przewija się też wątek lawendowy, w nieco barbersko mydlanym ujęciu, kojarzy mi się z włoskim mydłem do golenia, zapewne dlatego, że baza jest mydlano-piżmowa z delikatnym jaśminowym akcentem. Parametry kolońskie, więc ta baza jest już słabo wyczuwalna, ale jak na wodę kolońską bardzo przyzwoite.

Narcisse Basilico Siciliano
Otwarcie robi dobre wrażenie, jest świeże i zielone. Dominuje w nim naturalnie zaprezentowana bazylia, często robię pesto i lubię ten aromat. Bazylii wtóruje mięta lekko skorpiona sokami z cytrusów. Nie jest to zapach cytrusowy, one są dalej w tle, wrażenie jest wyraźnie zielone i liściaste. Dość szybko pojawia się wątek kwiatowy i mydlany, jak dobre kwiatowe mydełko. Ładny, czysty zapach. Niestety urok tych perfum tkwi w ich otwarciu i jak tylko nuty liści przemijają, to zostajemy z mydlano-piżmową bazą, która już nie robi takiego wrażenia. Parametry na skórze kolońskie, ale na bluzie zapach był wyczuwalny po dwóch dniach.

Ładne wakacyjne zpachy, choć niczego nie urwało. Żałuję, że nie załapałem się na winogronowy Vinorosso, bo jak kiedyś dostałem florenckie winogronowe mydło, to myjąc się czułem się jak księżniczka.

Ilustracja: taorminanews24 . com
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
2cf8c331-bab8-4885-a476-fd1f1a73bb0e

Zaloguj się aby komentować

Cześć!
Dawno tutaj dłuższej wypowiedzi nie publikowałem, lecz niestety brak czasu i nawet trochę zmęczenie tematem przełożyły się na moją mniejszą aktywność na tagu, choć to nie znaczy, że zapachy nie towarzyszyły mi na co dzień, bo chyba szybciej wyszedłbym z domu bez umycia zębów niż bez perfum Ale zaobserwowałem, że nie tylko ja, a znaczna część naszej społeczność także, chyba korzystając z okazji wakacji postanowiła sobie trochę odpocząć od tego hobby - przynajmniej w internecie - paru użytkowników już od jakiegoś czasu nie widziałem, a szkoda. Miejmy nadzieję, że po wakacjach wszystko wróci do normy.
W ramach pokuty i z zamiarem zachęcenia też pozostałych do aktywności, przychodzę z #recenzjeperfum i to nie jednych, bo zapożyczoną bez pytania metodą saradoninową pozwoliłem sobie przeanalizować kilka zapachów za jednym razem i to też nie byle czego, bo marki o prostej i chwytliwej nazwie Jogi, które wpadły do mnie dzięki uprzejmości kolegi @pomidorowazupa
Jogi to mały rzemieślnik z Pakistanu i z tego co wiem jego wyroby dostać można jedynie bezpośrednio od niego przez Instagram, gdzie obserwuje go mniej niż 400 osób, więc przypuszczam jego zapachy realnie zna może za 100 osób na świecie - Panie Zupa skąd Ty to wziąłeś XD - przez co pewnie nigdzie w internecie nie znajdziecie opisów tych zapachów, także #perfumy na hejto znowu gurom jeśli chodzi o takie wynalazki z drugiego końca świata hehe.
Bez zbędnego już przedłużania, zapraszam do lektury...

Pierwsze starcie z marką to kompozycja o nazwie Khaak, z ciekawości sprawdziłem w tłumaczu co to oznacza i w języku hindi to proch. Choć zapach z prochem, choćby strzelniczym, mi się nie skojarzył to jestem w stanie nazwę zrozumieć, bo otwarcie pachnie jak przyprawa - sproszkowana właśnie, ostra papryka - otwierając taką saszetkę dociera intensywna i świdrująca w nosie, sucha, przyprawowa woń. Czy w składzie faktycznie jest papryka? - nie mam pojęcia - ale najbardziej prawdopodobne jest, że to mieszanka różnych przypraw daje takie wrażenie. Mimo suchego i przyprawowego charakteru w tle wyczuwam nutę, która przełamuje to słodką, kwiatową świeżością - to jaśmin - który ma też delikatny indolowy akcent, ale nikogo nie powinien urazić.
Z czasem te skojarzenia z papryką znikają, ale nadal zapach zachowuje ostry i przyprawowych charakter, który łączy się z europejską klasyką, gdzie szorstka lawenda podana została na mydlanym piżmie. Kompozycję dopełnia ostrawy i suchy ziemisto-drzewny oud, jak miałbym wskazać region z którego pochodzi to wskazałbym Tajlandię.

Drugą pozycją, którą wziąłem na tapet jest Dewana. Zapach rozpoczną się świeżą i słodkawą różą z technicznym charakterem - pachnie trochę farbą lub lakierem - z podobnym odbiorem róży spotkałem się już w Hind al Oud Sheikh A Limited Edition; w Dewana trwa to tylko chwilę, a róża jest tu cięższa i balsamiczna. Podejrzewam, że za ten techniczny aspekt może odpowiadać oud, który gdy zaczyna coraz bardziej dochodzić do głosu sprawia, że róża zmierza jednak w stronę wytrawnej i pikantnej.
Co do samego oudu wydaje mi się, że Jogi użył tu dwóch jego gatunków - cambodi i papua - ten pierwszy dopełnia różę nutą owoców oraz skromnym akcentem zwierzęcym; a poza tym można wyczuć świeży i tropikalny, drzewny aromat z przykurzonymi zielonymi i ziemistymi akcentami oddający klimat dżungli, co kojarzy mi się właśnie z oudem z Nowej Gwinei.
W bazie wyczuwam też odrobinę ambry, która dodaje ciepłego oceanicznego akordu oraz sandałowca Mysore, który przywodzi mi na myśl mydło z sandałowca Mysore właśnie i mówiąc szczerze ta faza drydownu najbardziej mi pasuje w tym zapachu.

Na deser zostawiłem sobie Laam z puli to jedyny zapach w spray, tak podejrzewam, bo sok jest tutaj bardziej "wodnisty", tamte były bardzo gęste ze sporą ilością drobinek.
Piękne otwarcie z kakao oraz szarej ambry, która jakby nawilża i niweluje suchy i pudrowy charakter kakao oraz akcent słonawej morskiej bryzy. Wyczuwam też odrobinę cywety dodająca kwaskowatości.
Oud, który pojawia się tu już niemal od początku, wybrzmiewa podobnie jak w Areej Le Dore Russian Oud II podejrzewam, że tu również został użyty hindi wyraźnie animalno-drzewny i przez to ogólny wydźwięk zapachu właśnie z tą kompozycją Russian Adam mi się ewidentnie skojarzył.
Mieszanka kwiatów z wybijającą się słodką, cytrusową różą dodaje kompozycji świeżości i koloru, a w tle mamy mydlane piżmo, które nadaje ładnej gładkości i miękkości.
Mam wrażenie, że wyczuwam także kawę, a ja nie przepadam za tym składnikiem w perfumach, nawet u Ensara w Rumi mnie odrzuciła… a może to kakao zmieszane z przyprawami tak pachnie?
Drydown zmierza w stronę kwiatowo-kremową z champaką gęstą i jakby gumową połączoną z sandałowcem i przypomina mi to jeszcze inny zapach Areej Le Dore - Champa Attar. Powiem szczerze po tym czego doświadczyłem na początku mam odczucie zmarnowanego potencjału tej kompozycji, bo zapach był nawet ciekawszy od wspomnianego Russian Oud, którego swoją drogą uwielbiam.

Słowem podsumowania: kompozycje stylistycznie to mocny orient, jakość składników top tier - a z tego co wiem Jogi korzysta ze skarbca Sultana Qaboosa - czuć, że mamy tu do czynienia z wyrobem nastawionym na najwyższą jakość. Choć w moich opisach mocnego entuzjazmu tymi zapachami nie widać, bo po prostu kompozycyjnie nie do końca trafiły w mój gust - są zbyt przyprawowe w takim mocno orientalny, egzotyczny sposób - to jestem ciekawy co jeszcze Jogi ma do zaoferowania, czuję, że znalazłbym u niego coś dla siebie.
048f1aa6-6167-489a-baba-f37871efc975
Fafalala

Pięknie piszesz o perfumach, aż zazdroszczę Ci takich doznań. Dla mnie zapachowo jest dosyć uniwersalny, poczuje zapach bzów wiosną, bądź zapach psiego gówna, ale nie wiele więcej. Da się nauczyć tak czuć?

pomidorowazupa

@Fafalala wszystkiego da sie nauczyc

pedro_migo

@Fafalala dzięki! choć ja wciąż twierdzę, że nie mam lekkiego pióra i pisanie łatwo mi nie idzie.

Tak jak kolega wyżej wspomniał da się tego nauczyć, bo w miarę poznawania nowych zapachów zmysł węchu się rozwija, z czasem potrafisz wyłapać różne niuanse, czy jakość / naturalność składników, ale to też nie oznacza, że każdy zapach od razu zrozumiesz, bo nadal jest wiele kompozycji nad którymi trzeba trochę posiedzieć, aby przenalizować. Co więcej często zdarza się, że każdy odbiera dany zapach inaczej i to też jest fajne w tym hobby, dla jednego będzie to obora, dla innego piękny animalny profil oudu

BND

@pedro_migo Wstyd się przyznać ale mam odlaną kolekcję od Jogi od dłuższego już czasu dzięki @pomidorowazupa i z braku czasu też nie napisałem jeszcze recenzji co obiecałem dawno temu 🙄 potwierdzam natomiast słowa że kulloo to kot. W wolnej chwili postaram się opisać pozyskane zapachy w przystępnym chłopskim języku.

pomidorowazupa

@BND jak cos to mi chodzilo o khuloos czy jakos tak bo kulloo to calkiem inny zapach. Khuloos ktorego tak kocham to roza i oud zalane wyciagiem z wora pizmaka. A kulloo to calkiem inne rejony bo jest chlodny, ziemisty i sam nie wiem jaki jeszcze ale calkiem inny niz ten pierwszy. Do kulloo jakos nie moge sie przekonac, chociaz do miksa z szyprami nadaje sie idealnie - nadaje im wtedy fajkny ziemisty profil, czego akurat czesto mi brak w zapachach takich jak np rochas femme.

pedro_migo

@BND no to czekamy na recenzję kolejnych

@pomidorowazupa znasz ALD Al Majmua? Bo to jest szypr w starym stylu z wyraźnym ziemistym akcentem

BND

@pomidorowazupa źle zrozumiałem ale podtrzymuję opinie 😁

Zaloguj się aby komentować

Hej! Myślałem, że wrzucę recenzję marki, ale są tu zapachy, o których warto napisać więcej.

Meleg - Civet Cat Chypre

Pierwsza minuta tego zapachu to jedno z lepszych olfaktorycznych doznań, jakich doświadczyłem. To tak, jakby w dość wilgotnym, mieszanym lesie z przewagą iglaków, o obfitym poszyciu z mchu i porostów znaleźć krzew jaśminu i wejść w jego gąszcz za nagłą potrzebą. I podczas tego wejścia odkrywamy, że ktoś przed nami już kiedyś wpadł na ten sam pomysł. I my w ten pomysł wdeptujemy. Ale nie jest to takie świeże premium - nic z tych rzeczy. To ten bardziej odleżakowany, przyschnięty vintage. Taki, co to go już nawet muchy nie chcą. To, co dla nich najlepsze, skrywa się w tym wysezonowanym produkcie pod przyschnietą, twardą acz kruchą skorupką i jest totalnie niedostępne dla tych stworzeń - musiałyby bowiem na tym etapie nauczyć się korzystać z narzędzi by dostać się do środka. A na to są zbyt prymitywne.

Jednak człowiek - choć na tle całego królestwa zwierząt niemal doskonały to wciąż nieuważny - z łatwością jest w stanie zniszczyć tę bądź co bądź delikatną konstrukcję i wykonać na niej poślizg, czasem nawet zakończony niezdarnym saltem w tył - bo i tak w historii ludzkości bywało - tym samym wydobywając ze środka resztki szlachetnego aromatu.

Niewzruszony jaśmin oraz wilgotny, śpiący mech wciąż wydzielają swoje kuszące wonie. Jednak od tej chwili uzupełniają je nowe brzmienia: fekalne, niemal orzechowe, nad wyraz zwierzęce. Petarda.

Ten stan trwa przez kilka chwil. Wszystko to dość szybko ścisza się, redukuje. Ucieka. Skojarzenia pozostają, lecz te trudniejsze nuty - a dla mnie akurat tutaj najbardziej atrakcyjne - bardzo łagodnieją. Zapach jest naprawdę elegancki i kuszący. Wilgotne leśne, mszane i kwiatowe (bardziej jednak różane niż jaśminowe), może lekko bagienne klimaty z wyraźną lecz gładką dozą cywetu. Kompozycja naprawdę bogata i wszechstronna, bo zarazem słodka, przyprawowa, zwierzęca i kwiatowa. Tonka nie denerwuje, choć powinna. Tak miła, że jej nie zidentyfikowałem. Blend mistrzowski - tak zgaduję. Projekcja umiarkowana.

Zapach: 8/10 (otwarcie: 9,5)

@Lodnip - wielkie dzięki!

#perfumy #recenzjeperfum #meleg
a3a350a4-e0e4-4200-abd2-3e9aebd3b285
Lodnip

@dziadekmarian zdecydowanie lepiej się czyta niż moje notatki robocze/robotnicze też mi siedział ładnie ten zapach

Lodnip

@dziadekmarian o cie, wlazłem na stronę melega, travele 10ml wprowadził. Po wypłacie chyba zrobię zakupy

saradonin_redux

@Lodnip przyznaj, to te "pure civet" tak skusiło


PS. ale Temple of Horus i Mushin to sam bym powąchał

290e3644-61a7-4e10-b452-9de29755dcdd
Lodnip

@saradonin_redux trochę tak ale serio to mnie bardziej jara Golden Gai, którego nie było w secie. Łatwiej wziąć w ciemno 10 ml niż 50 ¯\_(ツ)_/¯

pedro_migo

@dziadekmarian świetna się czyta Twoje opisy! W podobnych klimatach polecam Ensar Oud Musc Gardenia - moje pierwsze spotkanie z tym zapachem to jakby ktoś zrobił papierzaka pośrodku lasu

pomidorowazupa

@pedro_migo a mi pachnie jak szare mydlo xD jak za te pieniadze to wielka kaszana

pedro_migo

@pomidorowazupa na mnie dopiero w drydownie piżmo robiło się mydlane, a tak to było brudne, jak ukryte w chwastach i wytarzane w ziemi

Zaloguj się aby komentować

Trzecia część testów perfumek z Międzynarodowego Dnia Perfum 2024. Dziś się nawet nazwy ładnie ułożyły w ABCD.

Stanisław Rochala - (A)tencja
Lawenda w wydaniu typowo kosmetycznym, przypominająca tą z Molinarda, a więc w przeciwieństwie do botanicznej lekko słodkawa. I ta lawenda została podana na archetypicznie ‘męskiej’, bliżej nieokreślonej, syntetycznej bazie zaczerpniętej wprost z drogeryjnej półki z wodami po goleniu. Jakieś molekuły plastikowo-drzewne, ambroxan, kij wie co. Efekt nie jest nawet jakiś tragiczny, tylko zupełnie nijaki i niewyróżniający się. Także z tą nazwą to chyba zabawa w przeciwieństwa, bo równie dobrze można się spsikać randomową wodą abibasa czy strosiem i nikt nie zauważy. Słabo.

Anna Bojara - Brudny Harold
Zostałem nastraszony, że to może być ciężki zawodnik, ale nie podzielam tej opinii. To znaczy owszem, po pierwsze przez krótką chwilę czuć element benzynowy; po drugie mamy tu do czynienia ze skórą, która może kojarzyć się z warsztatem i smarem, ale bez przesady, spokojnie daje się nosić. Kto nosi GGA, ten udźwignie i Harolda, bo ta skóra choć przybrudzona, to pozbawiona jest fizjologicznej zwierzęcości, dzięki czemu wydaje mi się raczej przystępna. Drugim istotnym elementem jest tytoń i to też nie żaden turecki smolisty śmierdziel, a jasny i przyjemny, w typie złotej virginii. Kompozycja wygładzona została motywem słodyczowym, na szczęście nie jest to element wiodący, nie jest też przesadnie słodki, przypomina wafelka orzechowego i choć nie jestem miłośnikiem gourmandów, tak tutaj mi to pasuje, bo w efekcie tworzy miły i ciepły kontrast względem szorstkich pierwszoplanowych elementów. Ciekawa rzecz.

Krzysztof Sobejko - Cucumber Gin Tonic
No jest ogórek, nie żaden kiszony bła imperjol, a świeży szklarniowy i w pierwszych sekundach miałem wręcz skojarzenie z mizerią. Po chwili jednak dołącza limonka oraz wodnisty jałowiec w stylu Juniper Sling i sałatkowe konotacje słabną. Baza jest cicha, wetyweriowo-molekularna i daje się w niej wyczuć jakiś element wspólny z H24 Hermesa. Fajna kompozycja na lato, świeża, lekka, zielona i przyjemnie się nosi.

Jonathan Snap! - Daughter Of The Sun
Zapach kontrastowy, bo z jednej strony zawiera elementy damskiego fruity-floral: jaśmin i egzotyczne owoce. Z drugiej strony podany został na bazie mszysto-kurzowo-molekukarnej, kojarzonej z męskimi klasykami. Niestety jest w tej bazie moje perfumowe nemesis, czyli nuta starego mokrego mopa, więc nie powiem za wiele bo ona rujnuje mi odbiór tego zapachu i ocena nie byłaby sprawiedliwa.

Ilustracja: freepik . com
Pisałem słuchając: Łona i Webber - Cztery i pół
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
2f08f260-e107-474d-98a7-554db595db14

Zaloguj się aby komentować

Część druga testów kompozycji stworzonych z okazji Międzynarodowego Dnia Perfum 2024.

Łukasz Najbuk - Scarbo
Otwarcie robi wrażenie. Początkowo dominuje paczula, ciekawie podana, brudna, ziemista, przydymiona.  Ciemna piwnica, lochy, wilgotna ziemia, takie klimaty. Na drugim planie trochę przypraw, nadających ostrości, strzelam że goździki. W tle przewija się nienachalna miodowa słodycz i nie mogę oprzeć się wrażeniu lekkiego zwierza. Z czasem na prowadzenie wychodzi absolut tytoniu i w tym momencie niestety mam wrażenie, że ten składnik nie jest wysokich lotów. Wypada lepiej niż mainstreamowy słodki plastikowy nibytytoń, ale po świetnym początku mam niedosyt. Mimo to szanuję, ambitne pachnidło, mocne (również parametrowo) i nieoczywiste, utrzymane w stylistyce zbliżonej do Meo Fusciuniego i gdyby użyć składników lepszej jakości to naprawdę mógłby być sztos.

Kamil Bańkowski - Czernica
Trzon perfum stanowią owoce leśne, mniej więcej wypośrodkowane, trochę słodkie, ale nie cukierkowe i trochę cierpkie zarazem. Na drugim planie czuć żywiczny aromat sosnowych igieł, lekki motyw drzewny i w zasadzie to tyle. Prosty zapach, ale obrazowy i radosny, miło się nosi.

Katarzyna Sawicka - Sin
Perfumy otwierają się cytrusowo, ale nie są to typowo świeże cytrusy, może bardziej kandyzowane, podane z miodem i cynamonem. Uwagę przykuwa szczególnie akord miodowy, gdyż ma propolisowe zabarwienie. Coś tam jeszcze jest, rodzynki lub inne suszone owoce i coś gorzkiego, czego nie potrafię zidentyfikować, może znów goździki. Po chwili dołącza ciepły akord mirrowy, bardziej żywiczny niż dymny. Skądś to znam. Bardzo ładny zapach, czuć inspirację Etro Messe de Minuit, tylko z rodzynkami.

Jeśli po poprzednim wpisie odnieśliście wrażenie, że jest słabo, to mam nadzieję, że tym razem pokazałem, że jednak poziom jest zróżnicowany, ale ogólnie niezły, czuć napracowanko. Poprzednie próbki akurat były zdecydowanie nie w moim typie, a zróżnicowanie stylistyczne poszczególnych kompozycji jest ogromne.

Ilustracja: pixbay . com
Pisałem słuchając: Vader - Impressions in Blood
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
dd70d5d8-7b0f-4c0d-a0e9-b3a766dcc4d2

Zaloguj się aby komentować

Recenzje Różanych Rzeczy
Moje pierwsze perfumy (poza jakimiś z Barbie 20 lat temu) kupione na ślepaka przez neta.

41/50 Perfumy "Rose of Bulgaria"
Nabyte rok temu, wtedy nie spodobały mi się i wpadły do torby z niepotrzebnymi rzeczami. Ostatnio przy porządkach wygrzebałam i nagle są nawet przyjemne xd ta sama historia co z arabem (recenzja szósta)
Pachno trochę jak różane mydło, £9.69 za 50ml - ja wiem, że 50zł wy dajecie za ml, ale moje rozeznanie w perfumach jest zerowe więc mi styka
Ocena: 4/5
#recenzjerozanychrzeczy #recenzjeperfum #perfumy
UmytaPacha userbar
1eae6ee3-2040-4658-adba-70bcc707d817
Dyniel

@UmytaPacha miałem je, przepiękna naturalna róża. Za ten pieniądz szkoda nie kupić. Zapach nie jest męski ani za bardzo uniseks, ale jest bardzo naturalny

UmytaPacha

@Dyniel oo fajnie, nie spodziewałam się że ktoś będzie je znał

dziadekmarian

Tak się właśnie wpatrywałem w tę zdobycz, której po prostu nie pohamowałem się nie zerwać.

9abc3d39-01ee-4b59-9a73-0310eec0ad89
UmytaPacha

@dziadekmarian mam nadzieję że nie z czyjegoś ogródka :v

sleep-devir

@UmytaPacha Jezu teraz muszę to czytać 🥲

Zaloguj się aby komentować

Nie mam jakoś ostatnio natchnienia, ale skoro przewąchałem kilka rodzimych kompozycji stworzonych z okazji Międzynarodowego Dnia Perfum 2024, to wrzucam część pierwszą notatek.

Gabriel Tym Melanż
Słodka landrynkowo-owocowa pulpa, nieślubne dziecko cukierkowej pomarańczy z czerwonego Erosa i waniliowo-kwiatowej bazy z randomowego damskiego ulepa Muglera. Na pewno komuś się spodoba, wszakże wymienione perfumy są uwielbiane przez miliony, ale dla mnie fujka. Nie dokonałem uczciwej analizy, bo po godzinie poleciałem to zmyć. Natomiast muszę przyznać, że z punktu widzenia artystycznej realizacji tematu, to perfumy są udane, bo tak mogłaby pachnieć nastolatka napruta owocowym napojem winoniepodobnym o włosko brzmiącej nazwie.

Wojciech Czerniak Cuir de Neroli
Tu również nazwa pasuje. Uprzedzam, że nie jestem miłośnikiem ani skóry, ani neroli. Tymczasem te perfumy są odą do neroli. Skórka to akurat przyznam, że fajna, miękka, zamszowa, tradycyjnie podana szafranem, ale dodatkowo podlana słodkim akcentem soku z winogron, który to jest akcentem błyskotliwym, bo typowym dla włoskiego rzemiosła. No i oczywiście neroli w roli głównej. Niektórzy lubią, piszą, że to świetny kwiat na upały. Ja niestety jak się tym wypsikałem, to potem na rozgrzanej skórze wyszło z tego neroli skojarzenie ze środkiem dezynfekcyjnym do tojtojów z miejskiego parku.

The Doctor's Dandelion 
Ciekawa kwiatowa kompozycja. Nie znam się na kwiatach i oprócz charakterystycznie pudrowej mimozy nie jestem w stanie wyłuskać czego właściwie użyto. W każdym razie zapach jest ewidentnie kwiatowy, a dokładniej będący mieszanką kwiatów białych i żółtych, podanych na tle z molekuł ‘powietrznych’. Na szczęście tej mieszance kwiatowej udało się uniknąć skojarzeń z damskimi vintage ylangowymi dusicielami. Wręcz przeciwnie zapach jest lekki, przestrzenny, beztroski. Moim zdaniem bardzo kobiecy, pasowałby na spacer czy piknik, do letniej sukienki w kwiaty czy coś.

Ilustracja: wallpapers . com
Perfumy polskie, więc podkład również: Sacrum Profanum by Adam Bałdych Quartet
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
c999855d-3dc5-4586-b7b2-b78072172b62
loopie

@saradonin_redux a z ciekawości gdzie miałeś okazje je przewąchać?

całkiem ciekawe, ale wychodzi że wyszło to średnio

saradonin_redux

@loopie dostałem od koleżanki w ramach wymiany niechcianych próbek i końcówek dekantów

Zaloguj się aby komentować

351 świadomie (?) przewąchanych zapachów to niewiele. Jednak, przy chęci poznawania nowych obszarów, ta liczba może dać już jakieś ogólne pojęcie w zakresie rodzajów zapachów, ich jakości czy oryginalności. I tak, mniej więcej pół roku temu zaczęły mnie interesować raczej niewielkie ilości różnego rodzaju perfum – przyświeca mi tu bardziej idea zapoznawania się z różnorodnością tego uniwersum, a chęć poszukiwania ukochanych zapachów zeszła na drugi plan. Bo tych znalazłem naprawdę niewiele i nie liczę na to, że na przykład znajdę kiedyś w końcu ten jeden. Czy trzy. Czy dwadzieścia. Wydaje mi się, że po tysiącu testów będzie mi o wiele łatwiej zrozumieć, czego szukam.

I tak to potrafi zebrać się w kolejce dziesięć albo więcej zapachów. które mam pod ręką od kilku miesięcy, a wciąż nie miałem okazji ich przetestować. Podczas świąt udało mi się kupić resztki trzech tanich zapachów od Taif al Emarat z hejtowej rozbiórki. Przetestowałem je pobieżnie. Dwa z nich średnio mnie zainteresowały a tylko jeden lekko zaintrygował. I ten trzeci dziś postaram się Wam opisać – jako że właśnie postanowiłem do niego wrócić.

Hawamir

Otwarcie głównie miodowe, choć nie pozbawione (zapewne niepokojącego dla części europejskich nosów) arabskiego „czegoś”. Miodowo-owocowe w zasadzie. Taki lekko kwaskowaty miód bez skojarzeń z gaciami, jakie mamy na przykład w Sadonaso. Ten miód jest jak najbardziej miodowy. Lekko podszyty różą, którą mój nos często pomija jako oczywisty składnik większości moich ulubionych zapachów. Jeśli się już jednak na niej skupić, to jest ona z rodzaju tych cięższych i bardziej zalegających, jak na przykład w Jazeel Ghala, lecz zdecydowanie nie jest jej aż tak wiele i pięknie współgra ze wspomnianym, lekko kwaskowatym miodem. Kremowy sandałowiec wraz z dość przyjemną namiastką piżma dołącza po kilku chwilach i z czasem się wzmacnia. I trwa to tak przez dość długi czas, całkiem fajnie projektując. I jeszcze taki troszkę świdrujący akord gdzieś w tle – kojarzy mi się z jedną z nut ASQ Amber Vintage – i jeśli jest to ambra, to po raz drugi się z nią spotykam. Jest to zaledwie muśnięcie i trudno byłoby przypuszczać, że w zapachu za 3 zł/ml użyto prawdziwego składnika. Kiedy tak patrzę na nuty i zagłębiam się w zapach Hawamira, zaczynam postrzegać go jako dzieło. I jako coś, co nie tylko lubię, ale też chcę nosić. Z czasem kwaskowaty miód skrywa się za drzewną słodyczą całości. I tak już pozostaje – bardzo przyjemnie, elegancko, z pazurkiem nieoczywistości i orientalnie. W ciemno zgadywałbym, że to coś z drogiej półki i pewnie dałbym się oszukać, że może to być coś od Hind al Oud.

Tym z Was, którym udało się go wtedy kupić, polecam dać mu szansę na globala. Test jednego psika w moim przypadku okazał się dość krzywdzący dla Hawamira. Dopiero dziś go rozumiem. I jest to zdecydowanie top zapachów do 5zł/ml, jakie kiedykolwiek wąchałem.

8/10

#perfumy #recenzjeperfum
b03bd81d-62f8-4f46-9c63-6eb8e07b0675
Qtafonix

@dziadekmarian gdzie tak drogo? Przy premierze braliśmy go chyba za 1,2zł producenta. Świetna recenzja, miło się czytało do kawusi

Asjopek

@dziadekmarian Pozwolę się nie zgodzić, że ~350 świadomie przewąchanych zapachów to niewiele.

dziadekmarian

@Asjopek No takie ogólne rozeznanie to daje, jednak czasami to wciąż za mało, żeby odróżnić grejpfruta od wanilii

RumClapton

@dziadekmarian "Wydaje mi się, że po tysiącu testów będzie mi o wiele łatwiej zrozumieć, czego szukam." - masz rację. Wydaje Ci się ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ja przekroczyłem 550 odkąd zacząłem zapisywać co testuję i powiem tak - tego co mi się podoba jest coraz więcej i coraz bardziej oddalam się od czegoś takiego jak ulubiony zapach i signature scent. Tęsknię za czasami, w których Cool Water edt to był mój ulubiony zapach na daily a Dylan Blue na wyjścia, imprezy, bo po prostu nic innego nie znałem. Kilkanaście tysięcy złotych dalej jestem jak Julka po przejściach, która nie może sobie znaleźć męża bo jest fizycznie i mentalnie wybałamucona przez niedostępnych już Chadów. Ehh....

dziadekmarian

@RumClapton Coś w tym jest, Kolego:)

Zaloguj się aby komentować

Herbatki, przyprawy i zielenina.

Floraiku The Moon and I
Fantastyczna herbata! Pachnie bardzo realistycznie gorzką matchą i w ogóle trawiastą zieloną herbatą a’la sencha, tylko jeszcze nie zaparzaną a samymi liśćmi. Herbatę uzupełnia kwaśna bergamota. Przez chwilę przewija się lekki dymek i ferment przez co mam jeszcze skojarzenia z gunpowderem. Pachnie rewelacyjnie, ale w porywach wytrzymuje 2 godziny, co jest niesmacznym żartem zważywszy na cenę tego pięknego flakonu. Mimo wszystko miłośnikom herbaty polecam testy, bo jakość samego aromatu jest wybitna.

Liquides Imaginaires Phantasma 
Po kolejnym przedstawicielu niebieskiej linii nie spodziewałem się wiele, ale wyszło fajnie. Zapach intensywnie bergamotkowej herbaty earl grey wzbogaconej kwiatkami klitorii ternateńskiej. Nie jest może szczytem naturalności, z bliska trochę podjeżdża chemią, ale w powietrzu dobrze to pachnie i nawet nieźle projektuje.

Les Bains Guerbois 1885 Eau de Cologne
Kardamonowa bomba na słodkiej ambrowej bazie. Bardzo ładny zapach, taki grzeczny i ułożony. Może niezbyt skomplikowany, ale trochę świeży i jednocześnie trochę słodki, dzięki czemu jest uniwersalny i przyjemnie się nosi. Mam odległe skojarzenie z jakimś dawnym mainstreamowym zapachem, tylko jakby nieco lepiej wykonanym, ale nie potrafię go wskazać palcem.

Azman Naked Forest
Zmyłka w ciul. Nie ma lasu wcale. Mnóstwo ciekawych rzeczy jest, oprócz lasu. Jest soczyste mango, potężna dawka gorzkiego zielonego galbanum, świdrujące metaliczne aldehydy, jest maślany korzeń irysa, drzewno-dymny cypriol i ogólnie sporo zieleni, ale w ogóle nie leśnej, przynajmniej nie w rozumieniu umiarkowanej czy nawet podzwrotnikowej strefy klimatycznej. Czy to źle? No nie, bardzo ładny zapach, zielono-owocowy. Trochę mi przypomina klimatem niedawną premierę Rundholz August, tylko moim zdaniem jest milszy i lepiej zbalansowany. Wybitnie mocne parametry jak na taki typ zapachu.

Ilustracja: beautinow . com
Pisałem słuchając: New Song by Omer Avital
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
a0028500-fb17-4447-9522-5b0d0ac78564
testowy_test

@saradonin_redux Z herbacianych jeszcze mogę polecić Affinessence Gingembre Latte - pachnie jak ceremonialna moya matcha, ale parametrowo stoi dokładnie jak Floraiku. Cena też zwariowana.

Mywave

@testowy_test z herbacianych to jeszcze cc matsukita i na parametry też nie można narzekać .

Zaloguj się aby komentować

Nabyłem ostatnio pare smaczków opartych na naturalnym oudzie, by powrócić do tego klimatu przynajmniej na chwilkę. Na pewno są to ciekawe kompozycje, natomiast nie wiem czy będę je zbyt często nosił, ale możliwe że z czasem się to zmieni, w tym hobby nigdy nie wiadomo co strzeli do łba. Perfumy te są drogie, nie ma co ukrywać, często rzędu 10+ zł/ml aby było to oparte na naturalnym oudzie, jednak oferują naprawdę dużo, w moim skromnym mniemaniu więcej niż europejska nisza w tym zakresie. Chociaż i tej niszy zbyt wiele nie wąchałem. Rząd ceny jest tutaj duży, ale faktycznie dostajemy w tej cenie coś co nie jest kolejnym nudnym zapachem, a jest wręcz przygodą dla nosa.
Długo zbierałem się do napisania tego, w dużym stopniu przez obciążenie innymi rzeczami, no i lenistwo, tutaj też musi dostać punkty. Jakbym tego nie zrobił, to czuje że zawiódłbym nie tyle @Cris80, co samego siebie, bo chciałem coś napisać o tych zapachach. Tak aby zachęcić też więcej osób do udzielania się na naszym skromnym perfumowym tagu.
Co prawda Oud powinien też poleżeć, ale nie wiem czy koniecznie ponad miesiąc, zatem nie przedłużając krótkie zebranie nabytków niszy arabskiej, w tym dwóch zapachu który już leżał w moich zapasach. Dla chronologii umieściłem je na końcu zestawienia.

TAJ Palace Collection Dar al Teeb - tutaj zdecydowanie czuję drzewno-pudrowy profil oudu, drzewo to przypomina zdecydowanie drzewo wyższej jakości niż nasze polskie sosny (nie ujmując tutaj sosną, są w pyte). Coś co kojarzy mi się z mahoniowymi meblami, nie pytajcie dlaczego. Czuć tutaj też drzewo sandałowe, które nie narzuca się jak w niektórych kompozycjach, tutaj też przede wszystkim czuć jego naturalność, a  nie coś plastikowego próbującego udawać coś czym nie jest. Oud bardzo przystępny dla kogoś co już co nieco powąchał. Proste wydanie oudu, ale bardzo udane.

Dixit&Zak Anbar December Edition - na starcie już czuć tutaj mnogość składników, bo bez skupiania się czujemy wiele różnych akordów które jednak mimo wszystko ze sobą współgrają, oud tutaj nie dominuje od startu, jest uzupełnieniem zapachu a nie jego filarem.
W tle czuć zapach ‘otwierania szafki z przyprawami’ pewnie za sprawą dużej ich ilości w składzie zapachu. Czuć tlącą się wanilie wysokiej jakości, a nie brudną zakurzoną jak to czasem bywa w perfumach z tańszej półki cenowej (często to właśnie ten akord mnie odtrąca od danych zapachów). Czuć głębię oudu który został tutaj użyty, zresztą z tego co pisał @Cris80 to został użyty tutaj całkowicie inny sposób destylacji oudu, zbyt skomplikowany na mój polski mózg. Oud tutaj zachodzi wręcz trochę w klimaty ‘olejowości’, albo to inny składnik zapachu daje lekko benzynowe uczucie gdzieś tam w tle, niewykluczone że jest to drzewo sandałowe, które to akurat bez problemu można wyłapać z zapachu. Wielu z wymienionych w piramidzie nut nie mogę w żaden sposób wyłapać, jest ich po prostu zbyt dużo, ale nadal nie czuć żeby ta ilość przytłaczała, co też pokazuje wysoki poziom tego dzieła. Czuję też paczuli kryjącę gdzieś z tyłu kompozycji, które wspiera zapach. Zapach, zdaje się on żyć swoim życiem cały czas, bo co powącham to wydaje się trochę inny, cały czas główny nurt pozostaje ten sam, ale odzywają się inne składniki przy każdym przyłożeniu nosa, co jest też rzadko spotykane w perfumach.

ASQ Al Qurashi Blend - tutaj zapach który to chyba najbardziej przypadł mi do gustu zaraz przy Ajmalu 1001 Nights, w dużym stopniu przez słodko-kwaśną bergamotkę w otwarciu, która pachnie genialnie. Oud o profilu drzewnym wspierany bergamotką i jakimiś kwiatami, zapach niby prosty a stworzony w dobry sposób. Nie wiem co sprawia mi takie wrażenie, ale coś wyczuwam w tych perfumach podobnego do Offa na komary, którym się psiukałem jak byłem gówniakiem i szedłem gdzieś w las żeby mnie nie zeżarły. Ale w pozytywny sposób, nie też taki narzucający się, a bardziej dający wspomnienie tego. Wspomnienie tego Offa przynajmniej u mnie utrzymuje się cały czas, nie ogarniam, ale mimo wszystko podoba mi się ten zapach. Na mój nos i też ze słów arabskiego księcia ten zapach jest najbardziej przystępny dla perfumowego laika.

Khas Oud Ashab al Saada - tutaj dla codziennego zjadacza chleba najtrudniejszy oud z całego zestawienia, czuć tutaj bez ogródki oborowy vibe zapachu, lecz w moim odczuciu daleko mu nadal do Amira Two. I nadal jest to profil oudu, który już kogoś lekko obeznanego w takich klimatach nie powinien zrazić. Czuć tutaj że jest ten oud filarem, zdecydowanie przejmuje tutaj cały zapach, a reszta kompozycji jest tutaj tylko po to żeby ‘oswoić’ oud. Według parfumo widnieje w składzie irys, jednak ja go nie jestem w stanie znaleźć w kompozycji, być może źle szukam i przyzwyczaiłem się do innego irysa w perfumach. Po jakimś czasie wyczuwam też jakiś vibe suszonego siana.

Ajmal 1001 Nights - oud podany na kremowej bazie albo to może właśnie oud ma tutaj taki profil, która bardzo mi się podoba. Oud lekko daje oborą, ale to też właśnie daje mu pazura, nie jest tak narzucające się jak oud w takim chociażby Amirze Two, który mnie osobiście pokonał. Trochę przypomina mi to oud użyty w Al Haramain 50 Years Golden Oud, ten w takim designerskim super flakonie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Całość wsparta cytrusami, zakładam że to jakaś słodka bergamotka. Oud tutaj jest świetnie otulony resztą składników i całość robi naprawdę dobre wrażenie, bez skupiania się na szczegółach czuć bardzo dobrze zblendowaną całość, która nie powinna nikogo odtrącić. Mimo wszystko to oud gra tutaj pierwsze skrzypce i robi to naprawdę dobrze. W dalszym trwaniu zapachu mocno drzewny profil zdaje się odchodzić na drugi plan, a zostaje zostaje kremowy profil oudu, który już nie pachnie tak mocno drzewnie.

Ajmal Amir One - czyli budżetowy naturalny oud przystępny dla europejskiego nosa. Świetny zapach w stylu nowoczesnego fougere, ponieważ zdecydowanie czuć tutaj inspiracje starszymi tworami perfumowymi z przełomu wieku. Nie wiem przez który składnik zapach daje takie wrażenie, ale bardzo mi się to podoba. Czuć zdecydowanie mocną drzewną bazę zapachu, gdzie oud współgra z resztą drzewnych akordów budując kamień węgielny tego zapachu. Bergamotka ugrzecznia ten zapach i czyni go też doskonałym zapachem na każdą porę roku, ponieważ dla mojego nosa właśnie on sprawia że jest też przystępny i w lato. Tutaj to już dawno wpadł flakon, ale chciałem dodać go do zestawienia, ponieważ zajmuje u mnie szczególne miejsce w perfumowym serduszku. W dalszym trwaniu zapachu odchodzi ten drzewny klimat na drugi plan, zostaje nowoczesny fougere w naprawdę dobrym wydaniu, podparty lekko czymś pudrowym. Główne składniki zapachu, w tym i bergamotkę czuję przez cały czas trwania zapachu, zmieniają się ona jedynie kolejnością w szeregu.

Czy oud to będzie dla mnie droga? Na razie raczej nie, ale czy warto przewąchać czasem naturalny oud i arabską niszę? Tutaj zdecydowanie odpowiedź na tak. 
Płacimy dużo za te kompozycje, ale rzeczywiście czujemy już od pierwszych sztachnięć, że nie mamy tutaj do czynienia z pierwszym lepszym psikaczem a czymś nad czym ktoś naprawdę się pochylił.Jakość składników wyczuwalna już nawet dla niewprawionego nosa.
#perfumy #recenzjeperfum #loopierecenzje
f69c7ad3-b0cf-4cd5-ab18-00f1e44d52e1

Zaloguj się aby komentować

Fenomen LV Imagination

Lubię herbatę. Głównie czarną. Półfermentowane nie za bardzo mnie interesują. Zielone i białe czasami. Sencha ma w moim sercu jakieś miejsce. Z czarnymi zaś przygoda nie ma końca. Plantacje, daty zbiorów, zacne dodatki. To trochę jak z winem - rocznik wraz ze swoją temperaturą i wilgotnością ma ogromne znaczenie. Jednak przede wszystkim region. Dawniej bywało, że na jakiś zbiór trzeba było czekać pół roku od czasu zbioru, żeby kupić sobie 50g i dozować przez następne paręnaście miesięcy, żeby wystarczyło. Oczywiście - jak z perfumami - było więcej plantacji niż ta jedna jedyna, więc raz to, raz tamto... i człowiek jakoś zamykał sezon, a i jeszcze troszkę mu zostało w zapasie.

Dziś już mniej o tym myślę. Herbaty w domu zawsze powyżej 2kg - choć coraz rzadziej poluję na unikaty. Zadowalam się wariacjami komercyjnych marek, jak np. Sir Adalberts, Twinnings, Mlesna, serią "Watte" od Dilmah. Z tych ostatnich fajnie robi się własne blendy dodając zdobyte gdzieś składniki, jak np. dobrą wanilię, cynamon, kardamon czy co tam człowiekowi wpadnie do głowy. Albo przy pomocy pistoletu wędzarniczego odymić sobie jakąś ciekawą herbatę, dodać wiórki z beczki po Burbonie czy Rumie (to za friko od piwowarów domowych).

Dlatego już na samym początku zaznaczam: herbata w perfumach kompletnie nic mi nie robi. A nawet nie za bardzo ją czuję. Na co dzień jestem przeherbacony i przebergamotkowany. I piję tego gówna naprawdę dużo - od pięciu do kilkunastu dziennie.

Stąd Louis Vuitton - Imagination nie porwał mnie idealnym odwzorowaniem herbaty z cytr(usem)yną. Ja tej prawdziwej herbaty nie odnajduję w niczym innym, niż prawdziwa herbata. Tak, dziś wiem i czuję - ona tam jest ewidentna. I tak, jak bardzo spodobały mi się te perfumy na samym początku, tak ni chuchu nie wyczułem w nich wtedy herbaty. To był jeden z tych, przy których mówi się: "nie myśl. wąchaj."

Dziś - czyli ze dwa lata później, bo tyle tak naprawdę trwa ta moja przygoda - to już nie jest takie proste, by oddać się temu pierwszemu wrażeniu bez rozbierania na czynniki pierwsze. Z drugiej strony, po przewąchanych 350 zapachach (ja wiem, że to wciąż bardzo mało) człowiek już nie tak mocno skupia się na samych nutach - bo te już mniej więcej zna i rozpoznaje - co na jakości tego, co wącha. I czy to jest krowia dupa, żelazko, krew, dyszel czy dział produkcji węglików spiekanych w Fabryce Łożysk Tocznych, to ważne jest, by było to odwzorowane wiernie i w miarę naturalnie.

I tutaj - niestety - w LV czuję głównie chemię. Nie jest to dla mnie problem. Zapach rzeczywiście działa w gorące dni. Jednak dziś czuję już, że to głównie jego cena robi wrażenie... a wypowiedzenie nazwy marki przy dziewczętach mocno podbija poziom zainteresowania nami w towarzystwie. Wciąż nie chcę powiedzieć, że to źle pachnie... Ale czy w tej kasie aż tak dobrze?

No bo zaraz. Ktoś powiedział wyraźnie, że istnieje klon LV za grosze. Robiąc obfity oprysk Sunset on the Red Dand Dunes czujesz w zasadzie to samo, co w Imagination. Czy to jest bardziej, czy mniej chemia? Nie wiadomo. Jednak wygląda na to, że nie jest to aż tak trudny do podrobienia pomysł. No... chyba że Zara płaci kasę za dobre recepty i stąd wie, jak to zrobić. Bo sam przewodni akord wciąż jest dość oryginalny. I w zasadzie należący do LV.
I tutaj mam trzeciego zawodnika. Nie żebym szukał klonów Imagination jakoś zawzięcie.

Athena Zeno

Znając oryginał od razu wiesz, że to ten zapach: Imagination. I - w odróżnieniu od oryginału - mnie osobiście od razu wkurwia nuta nazwana "citron". Reaguję na nią trochę podobnie, jak na markę "Citroen" reagują miłośnicy samochodowych youngtimerów: "tylko nie Citroen". Jednak reszta nut w Athenie zgrywa się nad wyraz zgrabnie. Po kilku minutach to już bardzo ciekawy, nieofensywny swieżaczek. Poza tym ma naprawdę imponującą projekcję. I mimo, że z każdą minutą oddala się coraz bardziej od oryginału, to w moim mniemaniu staje się ciekawszy. Uzyskuje jakiś większy wymiar, wciąż pozostając w tym klimacie.

Projekcja oraz trwałość LV to legenda. Trzy dni na ubraniach itd. W przypadku Atheny jest to kilka godzin projekcji powyżej 1 metra, a potem to już do rana, ale troszkę bliżej skóry. I Athena jest przede wszystkim bardziej naturalna, bliższa żywej istocie. LV w porównaniu pachnie jak świeżo rozpakowana chińska zabawka. Athena Zeno to prawdziwe perfumy.

I w tym momencie nie sposób mi nie wspomnieć o Taif al Emarat - T12 - bo w tę właśnie stronę ucieka Athena Zeno. A Taif to znowu troszkę w stronę Aventusa oraz bardziej iglastych klimatów. I tak się ganiamy z kąta w kąt w tym swieżaczkowym światku.
T12 niestety dość krótko trzyma i niezbyt dobrze projektuje. Stąd, w kategorii "jak najdalej od Imagination", the winner is: Athena Zeno.

...i wciąż nie czuję prawdziwej herbaty. Za to Dunhill - Matcha Meditation jest dla mnie jak picie prawdziwego naparu - tyle, że zielonego. Za 3zł/ml. I bądź tu mądry.

#perfumy #recenzjeperfum
saradonin_redux

Kolego, polecam Vi et Armis XD

Nie no serio, wyraźny lapsang souchong.

dziadekmarian

@saradonin_redux Dziękuję, spróbuję!

Zaloguj się aby komentować

W końcu udało mi się przetestować kilka zapachów z kolekcji Memento.

Filippo Sorcinelli Domm
Otwiera się ciekawie - gorzką czekoladą z kadzidłem i jest to bardzo niecodzienne połączenie. Niestety po chwili wychodzi mi na skórze coś kwaśnego, jakby cyprys skropiony bergamotką i nie pasuje mi to do czekoladowej dominanty. Jeszcze później dołącza tandetna paczula rodem z Reminiscence, który nie wiadomo dlaczego jest zapachem niemal kultowym, będąc podłym syntetycznym gównem. No nie. Starałem się do tych perfum przekonać, ale niestety za każdym razem w pewnym momencie mam ochotę je zmyć.

Filippo Sorcinelli Santa Casa
Filippo Sorcinelli jest artystą na tyle charakterystycznym, że w przypadku perfum Santa Casa już od pierwszego psika nie ulega wątpliwości, kto jest ich autorem. Sercem kompozycji jest bowiem sygnaturowy akord kurzu, drewna i smużki kadzidła znany już wcześniej z Plein Jeu. Nawet żona stwierdziła, że pachnie starymi, pożółkłymi książkami. Coś w tym jest. Akord ten został podany w otoczeniu morsko-mszanym, ale nie jest to ohydne słodko-melonowe calone, a bardziej zmurszałe drewno wyrzucone na brzeg. Blisko skóry daje się też wyczuć odrobinę słodkiej róży, jednak nie czuję jej w powietrzu. Po chwili pojawia się również jakiś ciepły pudrowy motyw oraz waniliowy benzoes i wówczas kompozycja odrobinę się wysładza, nigdy natomiast nie wkracza w obszary spożywcze czy ulepowe. Ogólnie to fajne pachnidło, już nawet wypsikałem dekant, jest tylko jeden problem - nie jestem fanem nut morskich. 

Filippo Sorcinelli Pont. Max.
Gdzieś już to wąchałem. No tak, znów ten akord kurzowo-kadzidlany tylko tym razem wzmocniony do kwadratu. Dym z kadzidła jest zagęszczony mirrą, warstwa kurzu jest gruba, a element drewniany przybiera postać suchych wiórów. Z czasem zapach się nieco wysładza, ale żywicznie-benzoesowo i w tym momencie trochę przypomina bardziej wytrawną i przez to lepszą wersję Contre Bombarde. Można więc powiedzieć, że Filippo się nie wysilił, ale z drugiej strony dobrze to pachnie i podoba mi się bardziej niż wspomniane manubria organowe.

To tylko 3 z 8 zapachów z linii Memento w epicko wyglądających flakonach. Ciekawią mnie jeszcze Notre Dame Notte di Natale, Sacristie des Arbres i Basilica di Assisi, ale nie mam ciśnienia. Tak sobie myślę, że jak się jednocześnie wypuszcza kilka różnych zapachów, to część zawsze będzie nie do końca przemyślanych. Z perspektywy bogatego portfolio artysty, to tak średnio-słabo bym powiedział. Nie mogę się oprzeć wrażeniu wtórności, perfumy wykorzystują motywy znane m.in. z linii Extrait de Musique. Natomiast w odniesieniu do ogółu współczesnej niszy, jej miernoty i milionowej inspiracji bakarata, to mimo wszystko poziom jest co najmniej przyzwoity, a kompozycje ambitne i oryginalne. Taki paradoks.

Ilustracja: filipposorcinelli . com
Pisałem słuchając: Deus salutis meæ by Blut aus Nord
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
a7dbc737-ba45-4ff1-9e45-fbcdcc6ddb27
MlodyG

@saradonin_redux saradonin wruc kochanie tesknimy za toba

Zaloguj się aby komentować

Nie samymi kadzidlakami i Beaufortami człowiek żyje.

Etro Messe de Minuit 
Ciekawa sprawa, bo na mojej skórze ten zapach odbieram jako przede wszystkim miodowy. Do tego miodu szybko dołączają okraszone cynamonem cytrusy oraz żywiczna mirra. Przez to ciepłe żywiczno-przyprawowe otoczenie cytrusy wcale nie wypadają świeżo, a sprawiają wrażenie cytryn w syropie, w dodatku na miodzie. Kadzidło kościelne też jest, ale gdzieś na drugim/trzecim planie, więc zapach w ogóle nie wywołuje skojarzeń sakralnych. Początkowo byłem z tego powodu rozczarowany, ale z każdą kolejną aplikacją lubię go coraz bardziej, bo to zapach oryginalny, ale zupełnie nie polaryzujący, cytrusowo-miodowo-żywiczny przyjemniaczek o nieco orientalnym brzmieniu.

Roja Apex 
Nie zawiodłem się, bo nie spodziewałem się artystycznej awangardowej niszy. Tymczasem Apex pachnie jak klasyczne, archetypicznie męskie zielone perfumy, z tą tylko różnicą, że nie daje drogeryjną taniochą. Wiecie, taka współczesna interpretacja retro perfum z cytrusami w otwarciu, iglakami, szczyptą ziół, skórką w tle, a to wszystko na mszysto-paczulowej bazie. Współczesności dodaje słodko-kwaskawy akcent owocowy, coś w stylu zielonego jabłka, ale bez płynu do naczyń. Całość ładnie okrągło zmieszana, składniki się uzupełniają i przenikają, nie czuć dziadem, ani Brutalem. Po kilku godzinach wychodzi w głębi bazy jakiś znajomy syntetyczny utrwalacz, ale musiał być dawkowany z umiarem, bo nie gryzie. Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, to Apex pasuje mi gdzieś pomiędzy Duc de Vervins L'Extreme a Meo Fusciuni Spirito. Roztacza męską, czystą, profesjonalną aurę jak np. Beau de Jour czy Eau Sauvage Parfum, dzięki czemu pasowałby dla eleganckiego faceta pracującego na co dzień w garniturze, czyli do obdartusa saradonina tak średnio. Parametrowo jest średnio, ale i tak podoba mi się, jest potencjał na biurową sygnaturę. 

Ramon Monegal Ten Fresh Notes
Cytrusowy świeżak z kwiatkami. Codzienny świeżak, który osobiście klasyfikuję w tej samej kategorii co XJ Renaissance, Carner Bo-Bo czy L'Eau d'Issey Pour Homme. Oczywiście od strzała dominują soczyste cytrusy, podane w sposób typowo perfumowy, ale na szczęście jest to poziom wyżej od wersaczowo-łazienkowej cytryny. Żeby nie było za płasko, to drugi plan stanowi akcent zielony i liściasty, jakieś krzaczory i chwasty, a także motyw białokwiatowy, który sprawia wrażenie lekko pudrowe. Baza natomiast jest typowo męska, mszano-wetyweriowa, a więc zahaczająca o terytoria barbeshop-fougere. Nie są to wybitne perfumy, raczej normickie i bezpieczne, ale są zdecydowanie świeże i latem świetnie się noszą.

Ilustracja zajumana z ifragranceofficial . com
Pisałem słuchając: Far & Off by AES DANA feat. MIKTEK
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
7f8ac6eb-acde-433d-ac52-d621da2b1b7d
Lodnip

@saradonin_redux Apex dokładnie jak piszesz, tylko trzeba się nim zlać jak z prysznica XD

saradonin_redux

@Lodnip na szczęście z dekantu to tak domyślnie się szczodrze psika

Qtafonix

@saradonin_redux nie wiem czemu Roja wstawia takie atomizery.... ten z dekantu daje jakieś 3x większe chmurki

Zaloguj się aby komentować

Panie Marku, zalecam Panu regularne badanie piersi.

Prawdopodobnie wynika to z mojej percepcji kobiecości, ale odnoszę wrażenie, że perfumy uniseksowe to w większości bardziej męskie zapachy, od bidy nadające się dla kobiet - i to tylko dla niektórych. Z drugiej strony zdarzyło mi się usłyszeć że to, co noszę (np. przy Junoon Leather, Yas Al Gharam, HAO Devotion) jest bardziej damskie, niż męskie. Mnie się wcale tak nie wydaje i możliwe, że mam trochę bardziej damski nos, niż powinien mieć prawdziwy pożeracz golonki i moja percepcja zapachów pozwala mi na akceptowanie bardziej damskich rzeczy na facetach (włącznie ze mną samym). I przyznam: już nie wyobrażam sobie mężczyzny spsikanego BR540, choć w tamtym roku sam to robiłem... jednak spotykam wielu mężczyzn, dla których pachnę jak baba.

Kupiłem ostatnio od Kolegi z tagu trzy zapachy ze stajni (bynajmniej, tak mi się tylko powiedziało) Argos. Tak na spróbowanie, a co tam. Wszystkie trzy zapachy to uniseksy. No i właśnie...

Argos – Pallas Athene

Kolega zauważył ten zapach i nie znając nazwy perfum powiedział mi, że ładnie pachnę, jak grecki all inclusive.

Zapach zaczyna się kwiatowo i dość słodko. Tendencja do wrzucania posłodzonych cytrusów w nuty głowy jest w zasadzie charakterystyczna dla firmy. Znajdujemy tu, proszę Państwa, aż pięć kwiatków: Róża, Piwonia, Hiacynt, Fiołek oraz Irys. Irysa nie wyczuwam. Jest to taki wielokwiatowy zapach, kojarzący mi się ze sklepem z pachnącymi artykułami do szaf. Nie no, przecież nie ma takiego sklepu. Ale gdyby był, to wtedy...

Oprócz Irysa nie czuję również Różowego Pieprzu ani Wetywerii – choć na papierze te nuty widnieją. Kwiaty pozostają w otoczeniu miękkiego Sandałowca oraz wszechobecnej od samego początku Wanilii. Zdecydowanie zapach dla Pań. I to tak bardzo. Trwałość – może siedem godzin, z dość dobrą dwugodzinną projekcją. potem tylko zalatuje od czasu do czasu, jak mu się zachce.

5,5/10. Na Pani dałbym 7.

Argos – Triumph of Bacchus

Pierwsze kilkanaście sekund kojarzy mi się z oldschoolowymi gumami Donald. Po chwili przenosi nas do bogato obsadzonej kwiatami cukierni (już się ta spożywcza wanilia wpier...). Wyraźnie czuć owocowe ciasta: Zielone Jabłko podobne trochę do tego w YSL Y i dość nieźle rozpoznawalna Brzoskwinia. Wszystko to w lekko kwiatowej (Jaśminu nie wyczuwam, choć w Karcie Poljaka stoit jako jedyny cwiet bljat) otoczce z dodatkiem... Rumu! Tak, w tej cukierni zdecydowanie można kirzyć wysokie ankohole. Nuta rumu jest trochę jakby plastikowa, sztuczna... nie potrafię nazwać tego wrażenia – czasami świeżo rozpakowane urządzenia różnej maści pachną taką plastikową nowością. I wreszcie, po mocnym kwadransie wyłania się spod tej słodyczy (i tu znowu Wanilia plus Sałdany) jakaś nieśmiała nuta tytoniu. Tak naprawdę to chyba ten Rum wcześniej ją przysłaniał. Teraz pachną sobie ręka w rękę i jest to całkiem przyjemny zapach. Troszeczkę przypomina mi Nilafar du Nil – Trajan. Taki dość słodki, nawet z nutką wiśniową, blendzik alkoholowo-tytoniowo-drewniany. Herodowców prawdopodobnie również mógłby urzec. Chwilami ten finalny blend ma taki cynamonowy, ciepły chrakter. I zgadywałbym właśnie Cynamon, Rum, Wiśnię oraz Wanilię. Wiśni i Cynamonu jednak w tych perfumach nie ma.

Projekcja taka sobie. Najmniej trwały zapach z tej trójcy. Pół godzinki parowania na pół metra od człeka. Potem już tylko w bliskiej okolicy, podczas ruchu. Po trzech godzinach raczej nie ma już o czym gadać. I chce się to wąchać – jednak znowu: nie na sobie. Znowu przydałaby się jakaś – być może tutaj bardziej z jajami – ale jednak Pani.

6,5/10. Trochę syntetyk. DNA nieco w stylu PdM.

Argos - Adonis Awakens

Słodkie cytrusy: Cytryna, Bergamotka. Zaraz wyłazi słodka Róża. I jeb w łeb toną spożywczej Wanilii zmieszanej znowu, a jakże, z Sandałowcem. Jest Jaśmin! Niestety, ja go nie czuję. Być może to taka wersja in koguto. Zdecydowanie z nut, których również nie czuję, na czoło wybija się Różowy Pieprz. Argos to mistrzowie ukrytego Jaśminu i Pieprzu. Wiadomo – najlepszy śledź jest wtedy, kiedy nie czuć ryby, więc nie będę się przypierpapier.

Jednak, moi drodzy... Tutaj to nawet Paniom chciałoby się powiedzieć: Kochanie, musisz przystopować z tymi słodkościami. Zdecydowanie najsłodszy zawodnik w tej grupie. I jednocześnie najtrwalszy. Bardzo kobiecy, trochę nudny. I redukuje się do... chyba to jest Drzewo Kaszmirowe. Mi trochę przypomina miks Paczuli ze Skórą, za którym nie przepadam. trwałość – spokojnie 7 godzin przy dwugodzinnej, porządnej projekcji.

5,5/10

No cóż, spróbowałem. Myślę, że jakieś koleżanki wypsikają i być może nawet będą bardzo zadowolone. Marka jest w miarę specyficzna. Jakość zapachów akceptowalna. Jednak przy cenach rzędu 9zł/ml totalnie nie warte kupna, bo nie aż tak jakościowe i oryginalne.

Zdecydowanie polecam Paniom. No, chyba że mamy na tagu jakiegoś transpłciowego pływaka, który chciałby załapać się na mistrzostwa jako kobieta i zgarnąć babom wszystkie medale. Wtedy jak najbardziej Argos.

EDIT: nie wiem, co mnie wzięło na pisanie nazw nut z wielkiej litery. Ktoś mnie w końcu zjebie i przestanę.

#perfumy
#recenzjeperfum
c286db57-eea7-4ecf-a3d6-9244a0365fac
Qtafonix

@dziadekmarian też tak żem czuł że to ładnie opakowane chemolki wzorowane na innych znanych produktach. W ciągu ostatnich 3-4 lat widzę wysyp takich firm które zupełnie nic nie wnoszą do świata perfum i opierają się na sprawdzonych rozwiązaniach.

Lodnip

@Qtafonix ja żem już dwa discovery sety nowych marek z klonami przerobił ostatnio

Zaloguj się aby komentować

Dziś otwieram i zamykam wspaniałą Londyńską marką, której perfumy idealnie nadają się do zakupów w ciemno oraz do polecania początkującym czy na wesele.

Beaufort 1805 Tonnerre
Jak Beaufort, to wiadomo, że nie będzie to crowd pleaser. To co się najbardziej rzuca w nozdrza, to intensywna metaliczność tych perfum, uzupełniona elementami dymnymi i mineralnymi oraz świeżym detalem aldehydowym. Frakcje te łączą się ze sobą w spójną i jednolitą całość. Wszyscy piszą o prochu i krwi, a mi się te perfumy kojarzą przemysłowo z obróbką metali. Pracowałem kiedyś w fabryce betoniarek i tam panował właśnie taki zapach, przesiąkał na ubrania, włosy, nawet skórę. Aromat pras, smarów, stalowych wytłoczek, spawania, gorących metalowych elementów wyjeżdżających z pieca do polimeryzacji farb i dym z papierosa zainstalowanego na stałe w kąciku ust wąsatego majstra. Tak odbieram pierwsze kilka godzin tego pachnidła. Z biegiem czasu Tonnerre stopniowo uspokaja się w kierunku drewnianych desek i brzozowego dziegciu, by pod sam koniec pozostawić po sobie utrwalacz znany z licznych morskich perfum niszowych. Nosić to tak niekoniecznie, ale poznać warto.

The House of Oud Crop 2016
Flakon kupiłem skuszony niecodziennym połączeniem oudu z miętą oraz faktem, że jest to seria limitowana, więc być może była to jedyna okazja aby spróbować tego zapachu. Mięta jest, ale tylko przez dosłownie 5-10 minut i w dodatku słabej jakości, bardziej w rodzaju pasty do zębów niż świeżo zerwanych liści. Kto miał przyjemność wąchać Shukran od Meo ten wie jak wspaniale naturalnie może pachnieć mięta. Niestety w Crop 2016 ten akord został zaprezentowany i słabiej i krócej. Po kilku minutach zostajemy więc z duetem oud-sandał. Profil oudu za to jest bardzo przyjazny dziewiczym europejskim nosom, gdyż nie ma w nim konotacji zwierzęcych, skórzastych ani nawet wyraźnie żywicznych. Jest suchy i wytrawnie drzewny, odrobinę ziemisty w taki szczególny roślinny sposób jak ziemista bywa wetyweria, a w połączeniu z sandałem tworzy gładką kremową teksturę. Przyjemne pachnidło, ale też dość nudne i delikatne, w mojej ocenie brakuje mu głębi, którą mogłaby zapewnić ta mięta, gdyby trzymała dłużej niż kilka minut, na co bardzo liczyłem.

Micallef Gourmet
Różne śmierdziele wąchałem, ale ten mnie autentycznie obrzydził. Trzon zapachu stanowi gruba skóra, nawet nie jakaś zwierzęca, a ‘perfumowana’, przez co też sztuczna. Miłośnikiem skór w perfumach nie jestem, tym bardziej sztucznych, ale no skóra jak skóra. Natomiast problem mam dalej, bo tej skórze towarzyszy intensywny aromat szafki z lekami w prowincjonalnym domu pomocy społecznej. Wątpię czy taki był zamysł perfumiarza względem pachnidła będącego częścią kolekcji Secrets of Love, ale pachnie to chorobami geriatrycznymi. Żeby nadal nie było za łatwo, to kompozycji dopełnia akord gnijących owoców z nutą kompostownika, niczym resztki owoców w koszu na bioodpady i to wszystko podlane płynem wędzarniczym. Bleh. Beauforty noszę z przyjemnością, cywecik czasem lubię, nawozowego oudu się nie boję, a ten smrut mnie pokonał. Odważnym poleję za free, powiedzcie mi że mam coś z nosem i że to ładny zapach.

Beaufort Coeur de Noir
Julki znów dały czadu. Julie Dunkley i Julie Marlowe atakują dymem po nozdrzach. Warto jednak chwilę poczekać, bo to wcale nie są perfumy jednoznacznie dymne. Główny motyw przewodni tym razem jednak stanowi skóra, świetnie podana, mocna i realistyczna, mam wręcz kaletnicze skojarzenia. Towarzyszy jej dym, a przynajmniej na początku tak się zdaje, bo przy bliższym kontakcie jasnym staje się, że znów mamy do czynienia z brzozowym dziegciem. Marka Beaufort ewidentnie lubi się z tym składnikiem. On jednak z czasem wyraźnie łagodnieje i jak to zwykle bywa w perfumach tej marki również w Coeur de Noir dzieje się znacznie więcej, niż wynikałoby z powierzchownych testów. Dość oczywiste są akordy drewniane, ale nie trocinowe, a w typie starych drewnianych mebli. Przewijają się akcenty atramentu, słodkiego alkoholu, odrobina pylistej wanilii, krótko mówiąc sporo się dzieje. W mojej ocenie nie jest to pachnidło tak trudne jak Vi et Armis, choć utrzymane w podobnym klimacie. Jest jednocześnie mniej dymne i bardziej złożone niż Tonnere czy Rake & Ruin, a nawet na swój sposób eleganckie i w miarę noszalne. Zdecydowanie perfumy warte poznania.

Ilustracja: fragment obrazu "Bitwa pod Trafalgarem, 21 października 1805" Williama Turnera
Pisałem słuchając: Within the Depths of Silence and Phormations by raison d'être
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
159b6de2-2419-49bd-8c18-0e1171d1bb77
Mewtyla

BeauFort London 1805 mnie kusi od dawna.

Mewtyla

@saradonin_redux zrobię to. 3 days. I promise.

Zaloguj się aby komentować

I cyk, żeby było do czego ziewać.

Mugler Les Exceptions Woodissime - wielokolorowe landrynki zblendowane na jednolitą masę z plastikowym syntetycznym ‘oudem’. Najpaskudniejsza imitacja oudu jaką wąchałem, trochę a’la Terenzi tylko jeszcze tandetniej. Całość jest do porzygu słodka i agresywnie chemiczna. Woodissime pachnie tanio i wulgarnie jak damskie ulepy tej marki. Fuj!

The Merchant Of Venice Mystic Incense - ani mystic, ani incense. Motywem przewodnim jest nie kadzidło, a zapach słonego karmelu i to też nie całkiem wprost, bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wącham lody z napisem “słony karmel” na pudełku. Coś tam się tli w tle, ale znów charakterystyczna kartonowa nuta wskazuje na użycie nie olibanum, czy innej żywicy, a Iso E Super. Oszukujo! Prosty zapach, słodko-słony i nawet niebrzydki, ale w ogólnym wydźwięku raczej pasuje dla kogoś, kto na co dzień się psika SWY czy Wanted i chciałby coś zbliżonego estetycznie, ale skręcającego w kierunku mniej plastikowym.

Heeley Eau Sacree - Chapeau bas! Od strzała czuć, że te to nie jakiś tam molekularny imposter, tylko perfumy oparte na naturalnych żywicach. Kadzidlany obłok nie ma ostrości syntetyków, jest ciepły, miękki, z naturalną głębią. W otwarciu trochę czarnego pieprzu, ale na szczęście nie on jest dominantą. Najmocniej wyczuwam mirrę, a towarzyszą jej jaśniejsze olibanum, gorzkie ziołowe labdanum i róża. I to ta róża jest kropką nad ‘i’ tych perfum, zmiękcza kompozycję, dodaje jej wymiaru i pozwala uniknąć nudy. Co ciekawe perfumy te nie sprawiają wrażenia kościelnego, na próżno w nich szukać chłodu i metaliczności Liturgii Godzin, nie ma w nich ani drewnianych ław Marsa, ani zimnych posadzek Avignon. Skupiają się na ukazaniu wieloaspektowości żywic i robią to fantastycznie, w tej kategorii są to jedne z najlepszych perfum jakie miałem przyjemność wąchać. Chapeau bas! Nie patrzcie na fragrę, zapach jest zupełnie niepodobny do Cardinala czy Lavsa; moim zdaniem z powodu tej ciepłej żywiczności bliżej mu do Samharam czy nawet Mortel Noir. Mam z nim tylko jeden problem, czyli parametry, bo projekcja już po godzinie jest bliskoskórna, a trwałość sięga około 4h. No trochę słabo mając na uwadze 9zł/ml i konieczność obfitej aplikacji. Gdyby siedział chociaż 5-6h to byłby mocny kandydat na flakon, a tak to prawdopodobnie tylko wypsikam odlewkę z przyjemnością.

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
3630f364-a18f-4593-b826-08de7eddb956
pomidorowazupa

Co do parametrow natralnych kadzidlakow, to niestety musimy sie pogodzic ze slabymi paramerami. Btw jakies 9 miesiecy temu zrobilem sobie tynkture z zywicy z lasu. Robie sobie w rozych proporcjach i obojetnie ile bym nie dal to szybko gasnie, ale za to jak pieknie pachnie

Zaloguj się aby komentować

Cześć,
ostatnio ciężko u mnie z czasem i niestety przez to też mniej się tu udzielałem, a żeby o sobie przypomnieć to korzystając z Bożej niedzieli zapraszam do lektury #recenzjeperfum zapachu który właśnie trochę niedzielnie mi się kojarzy. Długo zabierałem się, aby coś o nim napisać i często odkładałem to na później, bo pisanie ciężko mi idzie... ale już po pierwszym teście wiedziałem, że nie mogę pozostawić go bez echa, bo kompozycja ta to prawdziwa sztuka w formie perfum.
Niektóre aromaty posiadają umiejętności takie jak przywoływanie wspomnień czy przenoszenie do innego miejsca, a jednym z nich jest Amouage Tribute (dla doprecyzowania mam wersję red box) i choć przyznam już na wstępie, że to nie do końca moje klimaty to zapach wywołał jedno z największych WOW! podczas mojej perfumowej przygody.
Parę dni temu @Barcol przedstawił go w swoim opisie, więc na fali zainteresowania postanowiłem dodać też swoje trzy grosze na temat tej kompozycji.

Jesień, chłodna niedziela wieczór, przez wielkie i ciężkie drewniane wrota wchodzę do starego kościoła to gotycka, strzelista budowla murowana z cegły. W środku jest trochę cieplej niż na zewnątrz, a od wejścia do nosa dociera intensywny, ostro-przyprawowy choć z delikatnym słodkawym akcentem, duszący zapach kadzidła, które dopełnione zostało szafranem i odpowiada za ten przyprawowy i słodki ton.
W środku świątyni panuje półmrok, światło (i trochę ciepła) emitują zapalone świece osadzone w zakurzonych i pokrytych patyną mosiężnych lichtarzach - podejrzewam, że to wspomniane już kadzidło oddaje tę metaliczność oraz zimno panujące w świątyni. Idąc kawałek nawą główną siadam w tylnym w rzędzie w twardej, drewnianej ławie z ciemnego dębu, obok Pana w średnim wieku, ubranego w brązową skórzaną kurtkę; czuć, że to palacz, bo po podejściu do nozdrzy dociera intensywny, ostry i suchy zapach tytoniu, a Pan co jakiś czas pokasłuje. Wyraźny jest także zapach skórzanej kurtki sąsiada, która zdaje się przeleżała trochę na strychu, jest wypłowiała i lekko sztyni też stęchlizną, ale mimo wszystko powiedziałbym, że to bardzo dobrej jakości skóra, będąca w posiadaniu już we wcześniejszym pokoleniu, bo to solidny wyrób, a nie jakaś tania skaja z sieciówki.
Słychać dzwonki, wszyscy wstają, wchodzą duchowni a za chwilę kapłan w białej szacie ze złotym ornatem okadza ołtarz. Solidna dawka dymu powoli unosi się w powietrzu i wypełnia świątynię, jest to woń bardzo ciepła, wręcz rozgrzewająca o kwiatowym profilu z różą i jaśminem - gęsta, słodko-balsamiczna ale mimo wszystko w jakiś sposób świeża i czysta. Mimo innych wyczuwalnych w powietrzu aromatów miesza się z nimi genialnie i działa na zmysły wręcz narkotycznie - wycisza i uspokaja, skłania do skupienia się i refleksji - ten błogi stan trwa długo i intensywnie, bo parametry ma godne perfum w spray.

Podsumowując Amouage Tribute to zapach który przenosi w inne miejsce, mimo, że to orientalna kompozycja to moim zdaniem pachnie europejsko stąd skojarzenia z kościołem, więc jeśli ktoś nie przepada za Arabami to nie powinien doznać szoku kulturowego. Czuć bogactwo, ale zarazem jest prosto, bo zapach nie ewoluuje szczególnie mocno. Wyczuwam tu i zimno-metaliczne kadzidło, przyprawione szafranem, do których dołącza stara, gruba skóra z suchym i ciemnym tytoniem oraz odrobiną oudu o mrocznym, drzewnym profilu w towarzystwie stęchłej wetywerii. Baza jest ciepła żywiczno-dymna z przykurzoną, słodką i balsamiczną różą oraz świeżym i czystym jaśminem. Wszystko spójnie i w idealnych proporcjach zblendowane, a parametry jak już wspomniałem bardzo dobre.
Obcując z Tribute i w zasadzie pozostałymi starymi attarami Amouage, a patrząc z perspektywy tego co wydają w ostatnich latach, aż ciężko uwierzyć, że to zapach od tego samego producenta... co wy - którzy zarządzacie marką - żeście z nią zrobili...

Dodam jeszcze, że spotkałem się z porównaniami Al Haramain Attar al Kaaba do omówionego Tribute, moim zdaniem są one całkowicie chybione, żadnego podobieństwa nie wyczułem; chyba, że wydanie white box jest inne...

Korzystając z okazji, gdyby ktoś chciał poznać przedstawionego dziś Amouage Tribute to sprzedam odlewkę 0,5ml z niewielkim ubytkiem za 75,00 zł z wliczoną już wysyłką paczkomatem Inpost w gabarycie mini

#perfumy
4880c51e-6ecb-4799-9f89-3f2c73232591
Cris80

@pedro_migo musisz częściej pisać ,

pedro_migo

@Cris80 dzięki! jest parę recenzji w planach, ale jak często wspominam, nie mam lekkiego pióra; co więcej ostatnio też mniej czasu mam by to rzetelnie zrobić.

Lodnip

@pedro_migo jako że można tylko jednego pioruna, to jeszcze serduszko za opis sąsiada z ławki

Zaloguj się aby komentować