Zdjęcie w tle
dziadekmarian

dziadekmarian

Osobistość

Dołączył/a: 20.01.2023

  • 147wpisy
  • 1767komentarzy
Katana - coś tam coś tam Qadah coś tam coś tam

Co to za świeżak? Nuty prawie jak w Bleu de Chanel.

20 sekund

Co to za słodziak? Nuty jak w cukierni.

Co ta Katana...

Jednak coś eleganckiego, choć nieśmiało, wyłazi spod tej słodyczy. Drzewny, subtelny, może trochę warsztatowy wątek. Coraz bardziej skórzany. Nuta podobna, jak w Ombre Lesther, tylko w otoczeniu słodkiej wanilii. Bardzo słodkiej. Paczula, też słodka, czekoladowa, te tanie tabliczki na wagę. Co ta Katana... Nic z mirry i kadzidła. Tytoń w stylu Naxos. No co ta Katana...

Po 10 minutach już się tworzy mój nieulubiony skórzano-paczulowy akord. Nudna, słodkawa skóra. Jakby dodać cukru do marihuany. Albo marihuany do cukru. I czuć gdzieś w tle bardzo eleganckie drewno. Szkoda, że tak mocno ukryte.

No nie.

Nacotopoco 
5/10

SORY

#perfumy #recenzjeperfum
5916281b-0db5-4d6f-985a-c92b77eddbc9
0

Zaloguj się aby komentować

Nawet przeszło mi przez myśl jednego rozebrać, ale trochę drogo, słaby kurs i wychodzi jakieś 13,4 zł/ml

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem

@dziadekmarian Widzę dzisiaj Carner na tagu rządzi

@dziadekmarian To jest ten drugi, na którego się dzisiaj czaiłem ja mogę się podłączyć na dyszke

Przepraszam. Nikt poza @Lodnip nie podjął tematu. Zatem pomysł musi popielgrzymować w przeszłość... Przynajmniej tym razem.

Zaloguj się aby komentować

Hej!

Skończył mi się Nawab of Oudh od Ormonde Jayne. Myślałem nad flakonem, ale jest bardzo duży. Może ktoś z Was miałby ochotę na rozbiórkę. Wyszłoby po 7,10zł/ml. Tak wstępnie pytam. Przytuliłbym ze 30ml, flakonu nie potrzebuję.

#perfumy
15
Hiram Green - Philtre

Zacznę od niezbyt popularnego twierdzenia na temat definiowania świata, sformułowanego niegdyś przez Roberta Anthona Wilsona - jednego z bardziej fascynujących w moim mniemaniu dziwaków, jakich spotkałem na swojej drodze: opisując rzeczywistość, przedstawiamy jedynie możliwości obiektywu, przez który ją obserwujemy.

Czy jest sens pisać innym ludziom o zapachach, będąc niezbyt wprawionym w rozbieraniu ich na części pierwsze? A zwłaszcza opisywać je komuś, kto dobrze rozpoznaje nuty, ma za sobą lata doświadczenia w tej pasji, tysiące przetestowanych pachnideł... A kiedy to Ty jesteś doświadczony, to na ile możesz być pewny, że ktoś zrozumie, gdy napiszesz "ziemista paczula", "metaliczna róża", "techniczny oud"?

Przez ostatni czas narastało we mnie coś na kształt wewnętrznego "nacotopoco". Lubię tu czytać i lubię też pisać. Opisując rzeczy, odnosimy się do tego, co znamy. Rozumiem , że aby zostać zrozumianym, należy poszukiwać wspólnych punktów z rozmówcą, próbować korespondować również z jego doświadczeniami. Jak je odgadnąć, kiedy odbiorca nie jest nam znany?

Na szczęście wcale nie różnimy się od siebie aż tak bardzo. Pomimo tony śmieci, która przykleja się do nas w trakcie tej przedziwnej, trudnej podróży, wciąż mamy ze sobą wiele wspólnego. Dlatego lubię odwoływać się do tych "najpierwszych" skojarzeń, podstawowych uczuć. Zatem nie do tego, co zdefiniowałem ja sam, ale właśnie do chwil, które zdefiniowały mnie.

Cmentarze

Mój kraśnicki stary cmentarz na pewno w wielu punktach różni się od każdego innego cmentarza na świecie. Nie posiada formy wielkomiejskiego, starego parku (jak np. krakowski Rakowicki czy przepiękny lubelski cmentarz przy ul. Lipowej). Dziś nie jest już również "romantyczny" czy kameralny... tego zjawiska doświadczyłem po raz ostatni okazjonalnie w późnych latach dziewięćdziesiątych, w postaci jednego z maleńkich, zapomnianych, wiejskich cmentarnych zagajników Chełmszczyzny, gdzie niewielki żeliwny krzyż, złapany w uścisk przez dwa próbujące się przytulić drzewa wrósł w nie, został wyrwany z ziemi i wyniesiony na wysokość głowy, a mijające lata uczyniły go po prostu częścią przyrody, zaakceptowaną przez mieszkańców. Coś takiego. Cmentarz jako zjawisko przyrodnicze.

Lecz jeszcze wcześniej, w latach 80' te mniejsze cmentarze wciąż miały ze sobą wiele wspólnego. Niemal każdy posiadał starą część - wilgotną, gdzieniegdzie porośniętą mchem, z choćby kilkoma ogromnymi drzewami, których szumiące korony pozwalały w gorące dni zachować cień w miejscach, gdzie na chałupniczo skonstruowanych ławeczkach przesiadywały kruche babcie, spędzając wolny czas na gawędzeniu, a między nimi przechadzali się zmarli ojcowie, mężowie, synowie. Stonowane, nigdy zbyt głośne rozmowy w otoczeniu ostatnich miejsc i ludzi, z którymi jeszcze cokolwiek te staruszki łączyło. To jeszcze czasy, zanim nowoczesne budownictwo rozpoczęło masowy gwałt na tych miejscach; zanim wmówiono nam, że każdy z nas może być Gaudim i że kosztowny materiał jest w stanie zastąpić styl i nie zaburzy pierwotnego przeznaczenia cmentarzy jako dzieł kultury, miejsc zadumy, wyciszenia i spoczynku - a tego ostatniego zarówno dla umarłych, jak i żywych. Im gęściej te nowoczesne pomniki zaczęły się pojawiać, zmarli coraz mniej chętnie przechadzali się alejkami. Stłoczyli się w starych częściach cmentarzysk, aż w końcu pokrywali się pod ziemią ze strachu przed tymi granitowymi landarami, a same cmentarze z roku na rok stawały się coraz bardziej martwe.

W dzieciństwie wyjście tam z którąś z ciotek było dla mnie przygodą. Mnogość kwiatowych rabatek oraz zasiedlających je owadów. Gryzonie, płazy i gady zamieszkujące pęknięcia i zapadliny. Naturalnie wydeptane, choć jakoś tam kontrolowane alejki. Mieliśmy kilka miejsc: dwa w najstarszej, tej zgrzybiałej części ze wspaniałą fauną i florą, rzeźbami z piaskowca i gadającymi staruszkami; część z lat siedemdziesiątych, gdzie pastowało się lastrykowy pomnik, wyglądem przypominający wypłowiałą kaszankę, z sąsiadką codziennie przesiadującą przy grobie męża-lotnika, zmarłego podczas wojny (nigdy ponownie nie wyszła za mąż), opowiadającą mu każdy dzień. Tu było zdecydowanie mniej drzew, a część z nich mocno zniekształcona - jak gdyby niektórzy "mieszkańcy" nie zdążyli jeszcze pogodzić się z własnym losem; wchodzili w pnie i wykręcali gałęzie próbując przegryźć się przez korę z powrotem do świata żywych.

I w końcu ta "nowa" część, obsrana tak zwanymi świeżymi kwiatami, zniczami, z pobliskim śmietnikiem, cyklicznie podpalanym przez kustosza/grabarza. Zero przyrody, tuje, czysta śmierć. A o śmierci mówiło się przy dzieciach, jednak nie w taki sposób, w jaki było ją czuć w tym miejscu. Pamiętam, że przerażało mnie to, jak prędko powstają nowe alejki. I tutaj przejdę już do opisywania Philtre - choć mam wrażenie, że trochę już go opisałem.

Philtre

Zapach otwiera się goździkiem (kwiat), wraz z ziołowym, zielonym lecz ciężkim i duszącym dodatkiem mdłych ziół. Już jest trochę cmentarnie, kwiatowo i ciężko. W niczym nie przypomina goździka z Xerjoff 1888 - tu jest bliżej do Beaute du Diable. Albo w zasadzie to jeszcze dalej, bo Beaute du Diable jest świeższy (!) i niezbyt zmienny. W Philtre ktoś wciąż przekłada jakieś chaszcze, przelewa zużytą wodę z wazonów... Niepostrzeżenie dołącza - i po 10 minutach już dominuje - goździk (tym razem przyprawa). Wciąż jest mdło, wręcz lekko dymnie - być może to te "stems" - łodygi, ale nie świeże. To nie są trawy, łodygi świeżo skoszonej łąki. One są ciężkie i zalegające. Philtre to pierwsze czyszczenie świeżego grobu, wyrzucanie więdnących kwiatów, których dołącza jeszcze trochę. Jaśmin odnajduje się pośrodku tej sterty i dusi nie mniej namiętnie, co cała reszta tego zielska. Wraz z najcichszą chyba tu różą pozostaje w tej mdłej harmonii, niczego nie ożywiając. To okolice wypastowanej grobowej płyty w otoczeniu niezbyt świeżych kwiatów w gorący, suchy dzień. Jedyna wilgoć to ta gnijąca woda z wazonów. Jest jeszcze nuta podobna do cywetowego akordu od Bogue. Bardzo nikła. Dodaje groteskowości. Po testach O! Doleur nie bardzo lubię o niej pisać.

Chciałbym kiedyś odnaleźć ten pierwszy, najstarszy...

Z rana, po ośmiu godzinach, już bardziej przypomina 1888. Ale to chyba tylko ten goździk, który jakoś przetrwał noc.

#perfumy #recenzjeperfum
1733086f-7b8c-45c9-bca1-8d713327c5cf
5

@dziadekmarian, poruszył mnie opis cmentarzy. Coś jest w tej nieograniczonej fantazją granitowej puszczy. W zeszłym roku chowaliśmy dziadka i sporo członków rodziny narzekało, że co grób to inna wysokość, nierówno się kończyły, co tych mniej uważnych mogło doprowadzić do upadku.

Pod koniec zeszłego roku byłem na szkockim cmentarzu, właściwie dwóch, oba w bliskiej odległości od centrum. Piękne, stare płyty z napisami, kto, z kim, kiedy m, czasami opisane historie życia. Zielono, dużo miejsca. U nas w większości to płyta horyzontalna, wertykalna i powsciskane jeden obok drugiego ze sztucznymi kwiatami.

Zaloguj się aby komentować

Wystawiła ta Pani kilka starych rzeczy.

@dziadekmarian a czemu nie prawdziwe ,babeczka zweryfikowana z dobra i dość długa historia na parfumo,po drugie to tylko 7,5ml.

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie

Uczennice owładnięte "perfumami"

Pacific Grove, 4 czerwca 1925

Dziś rano sześcioro dziewcząt zostało w tajemniczy sposób odurzonych podczas lekcji gramatyki w jednej ze szkół w Pacific Grove, kiedy to Edna Davison odkorkowała butelkę, rzekomo zawierającą perfumy, otrzymaną od nieznanej jej kobiety.

Gdy tylko panna Davison zaczęła żartobliwie rozlewać płyn na siedzące blisko niej koleżanki z klasy, dziewczęta zemdlały. Z chwilą, kiedy opary "perfum" rozprzestrzeniły się po klasie, reszta dziewcząt wpadła w panikę i wszystkie rzuciły się w kierunku drzwi.

Dyrektor Robert A. Down pospieszył do klasy i pomógł zanieść omdlałe panny do swojego biura, gdzie wezwano lekarzy oraz policję. Ponieważ w butelce pozostało zaledwie kilka kropel płynu, niemożliwym stało się ustalenie, czym tak naprawdę była owa substancja. Butelka została wysłana do laboratoriów Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley w celu dalszej analizy.

Edna Davison zeznała władzom, że butelka została jej podarowana przez nieznajomą kobietę, którą - jak twierdzi - po raz pierwszy spotkała na plaży podczas obchodów Memorial Day. Dziś rano (jak powiedziała) spotkała kobietę ponownie przed domem stojącym w pobliżu szkoły, gdzie ta przekazała jej butelkę twierdząc, iż zawiera ona perfumy. Ponieważ kobieta zamierzała wyjechać do San Francisco (a stamtąd do Chin), chciała zrobić pannie Davison prezent.

Sześć pokonanych dziewcząt to:

Evelyn Spottswood, lat 14.
Odelia Flinger, lat 15.
Edna Davison, lat 14.
Dorothy Eninous, lat 16.
Theodora Gross, 14.
Rosalie Kimball, lat 14.

Wszystkie dziewczęta wyzdrowiały później dzisiejszego dnia. Jednakże panna Gross - córka tutejszego wybitnego biznesmena - oraz panna Kimball, wciąż pozostają pod opieką lekarzy.

"School girls are overcome by "perfume" (San Luis Obispo Tribune, vol.56, No.88, 9 czerwca 1925)

#perfumy
4d9545ff-35dc-45bb-9da3-b160e74aa44f
5

To wtedy istniał już Kouros?

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie

Londyn, 17 kwietnia 1917

Brytyjski oficer pełniący służbę lotniczą w Afryce Wschodniej zawarł w jednym ze swoich raportów graficzny opis ogromnej doliny wypełnionej ogromnymi "liliami Arum", nad którą przelatywał gdzieś w rejonie Zanzibaru. Przelatując nad doliną, znajdował się na wysokości 8000 stóp, ale zapach lilii docierał do jego nozdrzy z tej dużej odległości. Przez okulary zauważył, że kwiaty lilii były "tak duże jak uszy słonia" i że cała dolina została zmonopolizowana przez te piękne kwiaty. Bujność roślinności była szczególnie niezwykła. Później dowiedział się, że zapach kwiatów w dolinie był tak obezwładniający, że żaden tubylec nigdy nie odważył się przeniknąć w jej granice.

"Powerful scent of lily bars all humans" (Chico Record, no.90, 18 kwietnia 1917)

#perfumy
61048d4e-aad6-46b8-99f5-e4d441a985d3
5

Brzmi jak oprysk z Beaufort Fathom V

@dziadekmarian Tadeusz Sznuk czy to ty ze każdą ciekawostke znasz? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Oj dziadku co Ty piszesz

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie

Oceniam ludzi. Bardzo nie lubię myśleć o dziewczętach, które wyrosły w przekonaniu, że każdy zejdzie im z drogi, kiedy wpatrzone w telefon próbują stworzyć idealną więź z influencerem. I lubię nie schodzić im z drogi. Lubię za to te, które uśmiechają się, kiedy je przepuszczam w wąskich przejściach. Nawet, kiedy nie są ładne. A nawet tym bardziej: wtedy zastanawiam się nad tym, jak wiele w życiu straciłem przez sam fakt posiadania zmysłu wzroku. Ile razy postawiłem na estetykę zamiast iść za głosem spadających liści. Dobra, dwa razy. Ale jednak. Raz kosztowało mnie to osiem lat. Nie do końca straconych, bo nauka może płynąć ze wszystkiego. Ale słuchaj jednej płyty, która podoba ci się jedynie z okładki, przez tyle czasu... Dobra, zostawiam to.

Zmysły. Pierdolone zmysły. Nie dają nam patrzeć na rzeczy i widzieć ich takimi, jakimi są choćby "w połowie naprawdę". Nie ma innego wyjścia, jak myśleć, czytać, popełniać błędy. Uczyć się odzwyczajać oczy od pornografii, od wielkich kawałków pieczonej wołowiny czy dramatycznych zdjęć szwedzkich katarakt Storforsen. I to wszystko po to, by docenić to, co już mamy, co już chcieliśmy, co nam się udało i za co dziś bierzemy odpowiedzialność.

No więc jadę sobie do domu tramwajem. W jednym miejscu było dziwnie pusto, więc tam usiadłem. I oczywiście po sekundzie już wiem, dlaczego nikogo tam nie ma. Przede mną siedzi człowiek, któremu nie udało się zbyt wiele rzeczy. Albo nawet wszystkie.

I tam, gdzie inni czują smród... ja dziś czuję:

Nuty głowy: kmin rzymski, jaśmin, czarna porzeczka
Serce: miód, labdanum, kwas mrówkowy.
Baza: hindi oud, wosk pszczeli, tonka.

Niech się nam/Wam wszystkim wiedzie jak najlepiej, dopóki się da. Nawet w najlepiej ułożonym życiu może coś pierdolnąć z dnia na dzień.

edit: tego oudu i kwasu mrówkowego nie było aż tak wiele. Dodaję, żeby zbytnio nie obrazić. W tramwajach zdarzają się o wiele "droższe" rzeczy.

#perfumy
d053e725-3e50-4f3a-921d-cfd59efe27d8
7

Teraz, patrząc na fotografię... Widzę, że jednak nie wszystko stracone. Bo wciąż istnieje ta resztka życia, zmieszczona w siatce, której trzeba bronić przed intruzami. I to nie jest kpina.

Kmin rzymski vel spocony działkowicz.

Zaloguj się aby komentować

@dziadekmarian Dziadku ale to już ktoś wymyślił ( ͡° ͜ʖ ͡°)

6378c925-2daa-4703-961c-cf36f1179c24
25fc4a34-ca28-4129-8b41-94327ec90ffb
c282a50e-b23a-4489-abb3-48e1f666f5c1

@dziadekmarian znów muszę to napisac: potrzymaj mi piwo!

d9ef388b-d7ce-4410-9896-69ab28ab7dfd

Zaloguj się aby komentować

Moi drodzy!

Wsadziłem dziś w tramwaju palec pomiędzy dwie panie, ale to tylko po to, by dosięgnąć przycisk otwierający drzwi. Natychmiast po tym akcie gwałtu na kobiecej prywatności dosięgły mnie dwie pary oburzonych oczu. I miałem dość dużo do powiedzenia na ten temat, jednak - nie zgadniecie - to naprawdę był mój przystanek (choć nie wierzę w tego typu własność).

Po całych siedmiu sekundach od chwili, gdy czworo nienawistnych ślepi wyssało ze mnie cały zapas dopaminy, wpadło mi do głowy, że być może palec był jak najbardziej na miejscu, a chodziło jedynie o skromny oprysk z Royal Barn.

A co tam u Was?

#conaklaciewariacie #perfumy
529509b1-582f-49d5-9c7b-3283ac70b2af
21

@dziadekmarian TRNP Garden of Pleasures

@dziadekmarian Clive Christian No. 1 Masculine - świetny kwiatowiec, z pozoru trochę kobiecy i bardzo elegancki słodki, mydlany i pudrowy

@dziadekmarian U mnie dziś designersko. Rano wpadł już niedostępny Armani Code Absolu, super połączenie suchej wanilii z zamszową skórką, a wieczór po męsku Moschino Toy Boy

Zaloguj się aby komentować

@dziadekmarian Z moich obserwacji wynika, że Priny lubią ciepło. Podobnie jak rasowe Araby. Wtedy oferują najwięcej.

@fryco o kurde a u mnie priny najlepiej grają jak jest umiarkowanie a najlepiej jak jest odrobinę chłodniej

Zaloguj się aby komentować

PK Perfumes - Maderas de Oriente Oscuro

Wczesnojesienne, słoneczne popołudnie pod deszczowym poranku. Czas wziąć się do pracy. Dziadek - technik pszczelarstwa, zakończył właśnie ostatnie miodobranie tego roku. Przygotował ule do zimowania; oczyszczone ramki, oparte o ścianę stodoły, w pełnym słońcu czekają na inspekcję. W powietrzu rozchodzi się woń przysychającego miodu oraz połamanych plastrów. 

To wciąż ten sam dzień, jednak czas płynie jakoś inaczej. Pochylający się na dachem, ogromny orzech włoski traci czerniejące liście. Trzeba wejść na górę, strącić resztę orzechów, posprzątać dach. Wybieranie łopatką humusu z orzechowych skorupek, gałązek i liści, zalegającego pomiędzy czarnymi kałużami w dachowych rynnach. Zapach roztartego, gnijącego listowia. Ziemisty, trochę ostry, botaniczny. Humus z liśćmi do jednego wiadra, orzechy do drugiego. Na dół po omszałej, trochę śliskiej drabinie, ostrożnie. Wysyp na dymiącą się kupkę gałęzi i z powrotem na dach. I jeszcze raz, tup tup.

Dym. Nie jakiś tam nowoczesny, z kosiarek, plastiku i śmieci - ale ten stary, swojski, pospolity na prawdziwej, dawnej wsi. Dach posprzątany, reszta orzechów zebrana. To już jesień w pełni. W wilgotnym otoczeniu czuć bliskość lasu: mchem, mokrym poszyciem, grzybami. Ramki, których nie dało się naprawić, wciąż stoją oparte o ścianę. Pachną teraz jak obsikane, ale tylko trochę. Czuć je, kiedy przechodzi się obok stodoły w kierunku świronka. Tam z kolei, jeszcze kilka chwil temu nanizana na drut i rozwieszona pod belką, gigantyczna zielono-żółto-szara gąsienica z liści tytoniu, z wolna brązowieje w słońcu. Jej początkowo pieprzna, sierpniowa ostrość teraz blaknie, drewnieje wraz z całym październikowym podwórkiem. Wilgotność otoczenia - choć coraz słabsza - jeszcze wyczuwalna. Wciąż wiele tu zapachów jesiennego dnia pracy na gospodarstwie utrzymującym się z pielęgnacji oraz zbierania darów natury: pasieka, pole tytoniu, orzechy, grzybobranie. Dymu nie jest wiele - on po prostu jest obecny w tym otoczeniu i nie przeszkadza w doświadczaniu reszty zapachów. Wszyscy do jego obecności są przyzwyczajeni.

Wraz z tym chylącym się już ku końcowi przedziwnym dniem, wszystko przysycha coraz bardziej i bardziej. Wilgoć, która wcześniej niosła na sobie zapachy ciężkiej pracy mikroorganizmów rozkładających organiczną materię, zanika wraz z zachodzącym, listopadowym słońcem. Ustępuje nutom suchych drewien oraz dymu - ten staje się już bardziej oczywisty, wyraźny, uproszczony. Na podwórko patrzymy teraz z ciepłego, suchego wnętrza chaty, przez okno sieni, w której trzyma się mały zapas drewna i połamane ramki na opał, susz owocowy, przyprawy. Tytoń stracił żółte i zielone refleksy. Teraz to już rząd martwych, pomarszczonych i brunatnych liści, przyozdabiający ścianę sieni jak naszyjnik z zębów troli. To część narkotyku przeznaczona na własny użytek, gotowa na swoją ostatnią drogę: tę do płuc potrzebujących. 

W tym tonie zapach zamiera; cichnie jeszcze przez dość długi czas. I choć do zimy wciąż daleko, podwórko powoli układa się już do snu - w oczekiwaniu, aż przykryje je pierwszy śnieg.

8,5/10

#perfumy #recenzjeperfum
31337328-2b61-437d-b1dc-aba1ebe85010
3

@dziadekmarian Pięknie jak zawsze 👍

Zaloguj się aby komentować

Unleashed Apothecary - Afrikaan Ambergris

Niech zacznie się prosto. Ale nie idźcie jeszcze do kibla, bo mam ciekawe spostrzeżenia.

Pierwsza myśl: szpital. Druga: nie wiem skąd, ale wysmagane wiatrem futro dzikiego zwierza. I teraz: ile dzikich zwierząt powąchałem? Znam zapach lisa, niedźwiedzia. Martwego bażanta. Może to głupie, ale wąchałem też myszy, chomiki, króliki, swinki morskie. I to chyba będą one, a bardziej ich otoczenie. Gdzie zatem czai ten dziki zwierz? Hej! To wcale nie musi być Lampart. To może być walcząca o każdy kolejny dzień Ryjówka. Aj, dobra, pójdźmy w jeszcze mniejsze gabaryty. Proszę Cię teraz: na następny spacer zabierz ze sobą słoik i zanurz go w takim bajorku, porośniętym na powierzchni rzęsą wodną. Jeśli spojrzysz wystarczająco wnikliwie w ten kalejdoskop, ujrzysz prawdziwą walkę o byt. Brutalny ekosystem, kill or get killed w Twoim słoiku.

W każdym razie, takie futerko gryzonia - dzikiego i zdeterminowanego jak sqrvysyn!

Są takie rodzaje plastiku, które palą się oddając podobny zapach. Wciąż kojarzy mi się on ze szpitalem i futrem. 

Z czasem ten medyczno/futerkowy zapach robi się trochę bardziej warsztatowy - ale jest to skojarzenie z pracownią, w której obrabia się drewno. Woń drzewnych wiórów zmieszana z chemią maszyn do obróbki drewna. Zapach parującego z wierteł chłodziwa. To z mojej strony wciąż próba interpretacji hyraceum - a być może mamy do czynienia z brudną (nie białą), tańszą ambrą. Bo jednak przewodzi tu wciąż taki medyczny, ale też słonowodny, złożony z kilku dźwięków akord, obecny od samego początku aż do skąpanej w waniliowo-irysowym puddingu śmierci. Ale o tym będzie za chwil parę.

Afrikaan Ambergris nie daje o sobie zapomnieć; jest tu coś magnetycznego. Jakość składników, nieoczywistość skojarzeń. Pewna liczba (bo nie mnogość) niuansów, żądających rozwiązania. I z czasem coraz bardziej i bardziej pojawia się ten oczywisty, choć nie pudrowy irys (początkowo cholernie kompatybilny z tą główną nutą) - i w zasadzie jest to moment, kiedy nasz artysta stopniowo od planu "A" zaczyna przechodzić bezpośrednio do planu "Ż" (tutaj oznacza on "żegnam"). Za irysem wkracza bowiem wanilia. Bardzo ładna - a i owszem. Na tym etapie zaczynamy jednak mieć sytuację, w której można już spokojnie wyjść do ludzi z tym zapachem. Początkowe, niejednoznaczne wrażenia coraz bardziej rozpływają się w tym nowym, oczywistym duecie. A czy na pewno o to chodziło w perfumach, które na starcie posiadały aż tak ciekawy ładunek kontrowersji? Czy jest tu jakaś specyficzna filozofia, czy jednak to kolejny niedokończony pomysł na pachnidło, którego ostatecznym celem jest to, jak bardzo uspokaja się z czasem?

Mimo, że wciąż jest naprawdę miło, to zaczyna mi to przeszkadzać w odczytaniu tej głównej historii - a bardziej w doczytaniu jej do końca. Pierwsza godzina spędzona z Afrikaan Ambergris zdecydowanie odkryła mi jakąś nową drogę; dobrze czułem się w jego otoczeniu, choć zdecydowanie w tej fazie nie nadawał się on między ludzi - tam tylko by wkurwiał, bo był zbyt osobisty, by wąchać i oceniać go "w przelocie". Dla osób postronnych potrzebowałby wyjaśnienia, jakiejś genezy. Wytłumaczenia, co będzie później.

Nie, czekaj. Bez sensu.

Spróbujmy odwrócić linię czasową tych perfum. Jako że knajpy są (podobnie, jak Bieszczady czy Roztocze) moim naturalnym środowiskiem - załóżmy, że wchodzisz do knajpy w otoczeniu pięknej wanilii połączonej z irysem, czyli dokładnie końcówka tego zapachu. Tutaj chciałbym nadmienić, że nieraz szukałem kameralnej, nocnej knajpy, po zakończonej o 3:00 w nocy zmianie w gastro, czy zagranym w jakiejś knajpie gigu, by stworzyć sobie jakiś gradient pomiędzy natłokiem ludzi, słów, dźwięków, a domową ciszą. Miejsca, w którym bez szoku przejdę do kontaktu z sobą samym. I kiedy w takie miejsce psiknę się Naxosem, to niestety - zawsze ktoś się przyjebie o zapach. I zdarzyło mi się zacząć w ten sposób długie rozmowy o pięknie prostej poezji, o wąchaniu kwiatków na grani, i poszukiwaniu ciszy, dojeniu łoszy, malowaniu na krowach napisu "Milka". Głównie jednak sprowadza się to wszystko do rozmów prostych. Żeby nie było: takie też są miłe. Ja jednak najczęściej staram się uderzać w bardziej czułe struny - sensoryka człowieka bardziej mnie interesuje. Wdychanie ludzi. To, co naprawdę myślą. Nie zawsze jednak myślą wiele. I to prawdopodobnie też nie jest niczym złym. Tylko wtedy nie za bardzo jest co wdychać.

Dobra. Wiem, że większość tagowiczy załatwia się szybciej, niż da się przeczytać moje posty.

Afrikaan Ambergris od tyłu brzmi mniej więcej tak: wchodzisz do jakiegoś miejsca, ktoś zagaduje Cię, że super zapach. Pierwsze minuty rozmowy odkrywają, że jesteś miły, nawet dość elokwentny i nie myślisz od razu o taksówce do łóżka, tylko naprawdę chcesz dobrze porozmawiać. W trakcie rozmowy wanilia stopniowo zanika i pojawia się trudniejszy w odbiorze irys. I to jesteś w stanie wytłumaczyć, bo patrzycie sobie w oczy a Ty nie kłamiesz. Wiesz, jak wygląda kolejny rozdział tej historii. Wejdzie stolarka, chłodziwo, lakier... a skończy się na szpitalu. 

I jeśli zrobisz to dobrze, z wyczuciem oraz poszanowaniem drugiej osoby, to zostanie ona z Tobą do samego końca tej historii.

Jeśli wybierasz się w najbliższym czasie na klasowe spotkanie... i zamierzasz zabrać tam stare, tureckie spodnie sprzed trzydziestu lat - właśnie te, których celowo nie wyprałeś od trzydziestu lat, żeby zachować w nich ducha czasów - to wiedz, że jest to zajebisty pomysł. Ważne jest jednak, na którym etapie spotkania dasz je im wszystkim do powąchania. Moim zdaniem powinno to być gdzieś pod koniec...

Tego najbardziej żałuję w Afrikaan Ambergris, ale też w wielu innych perfumach. Gdyby odwrócić bieg zdarzeń, moglibyśmy lepiej opowiadać o takich zapachach. Zaczynałoby się niewinnie, a z czasem bylibyśmy w stanie opowiedzieć, dlaczego kończą się tak, a nie inaczej.

Nie jestem pewny, czy dostatecznie oddałem myśl. Ale chyba tak. 

8/10

#perfumy #recenzjeperfum
3db7be9c-1417-4c46-af08-aed10c80b30f
3

Dobra. Wiem, że większość tagowiczy załatwia się szybciej, niż da się przeczytać moje posty.


@dziadekmarian człowieku, wczoraj była wigilia, zachęciłeś pierwszym zdaniem i ja tu jeszcze trochę posiedzę

@dziadekmarian ja czytam do herbatki Twoje nocne posty

Zaloguj się aby komentować

23 grudnia 1999. Siedzimy z Kasią w podartych swetrach na podłodze dworca kolejowego w Gliwicach. Robimy tak zwany klimat. Za parę chwil zabierzemy go ze sobą na Lubelszczyznę, gdzie razem spędzimy święta.

Na dworcu być może i jest kilku bezdomnych. Ja pamiętam tego jednego. Wygląda, jak bosman z kazdego mieksca na głowie i twarzy wystają mu rowniutko nastroszone, białe włoski. Taka zimowa, włochata, uśmiechnięta kulka. Kręci się po poczekalni, prosi ludzi o pieniądze. W końcu kieruje się w naszą stronę. Próbuję uprzedzić pytanie i już szukam drobnych w kieszeni. On kednak zatrzymuje się dwa metry przed nami, podnosi wysoko rękę, na jego twarzy maluje się szeroki jak torowisko w Jaworznie uśmiech, a z ust wydobywa się okrzyk:

Wesołych Świąt, Chuju!

No to ka Wam teraz również tak z całego serca: Wesołych Świąt

#perfumy
9

Przepraszam, pisałem w pracy lewą ręką, sprzątając kraftową kuchnię dla osób niebinarnych, posiadających bardzo bogatych rodziców.

@dziadekmarian gdzie Ty widziałeś szerokie torowisko w Jaworznie. Chyba na Jęzorze.

@Amhon toć przecie gadam, że lewą ręką pisane. Tak czy inaczej, parę zębów było widać. Ale tak czułem, że sprawa Jaworzna zostanie poruszona. A może to było Skarżysko-Kamienna Skarżysko, jesteście z nami?!

Zaloguj się aby komentować

Szanowne Państwo!

Chciałbym zapytać o coś ważnego.

FOMO

Bo za każdym razem, kiedy ktoś postuje jakąś okazję (sam przecież to robię), ja odpalam się, że to ostatni taki deal. I nie chodzi o to, że jest o dwajjścia czy cztardzieści złoty taniej. Tylko, proszę Państwa, że zaraz to zniknie w pierony i w ogóle nie będzie niczego.

Ahojas. Nie znam. Ale chcę, chciałbym. Zacny Qtavon postuje okazję i ja szaleję. Kupić, kurwa, nie kupić, poczekać dwa dni, tydzień, wyjechać do Pruszcza Gdańskiego, wziąć garść czubrycy i rozsmarować sobie na twarzy... Nie wiem, co robić wtedy. Bywa to niepokojące.

Czasami potrzebuję, żeby ktoś uspokoił sytuację. Nie są to powody finansowe - rachuneczki płacę. Do kompulsywnego kupowania starych książek czy ciekawych gitar/wzmacniaczy, na których nie da się grać, jestem przyzwyczajony (uwierzcie, to jest podobnie działająca subkultura - kupujesz jakąś pojebaną gitarę z lat 70' za 5k, żeby na niej pograć przez dwa tygodnie, a potem oddajesz ją dalej - lub nie, jeśli pokochasz - w tej samej cenie, jednej z kilkudziesięciu osób, które nie zdążyły kliknąć "buy" przed Tobą - a bywa też, że zostajesz z jakimś reliktem, którego nikt już dalej nie chce wziąć, w on Ci wcale nie pasuje). Jednak dziś mam taką myśl: jest Kajal Sawlaj za 440 u Lucjana. Zapach pamiętam - a to już dużo. I kupiłbym, choć odlewkę 10 ml użyłem 4 razy od pół roku - za każdym razem byłem zadowolony. Więc w sumie, jeśli mi się skończy i będę tęsknił, to dokupię od kogoś. Nie po 4,40, ale po 6,60. Nic się złego nie stanie. I z drugiej strony jest ten Ahojas, którego nie znam, a jednak chcę kupić bardziej, niż to, co pewne. Znacie to, mam taką nadzieję...

Niech mi ktoś zatem powie coś mądrego na temat tego Ahojasa (to tylko przykład : mógłby to równie dobrze być Ohujos), którego nie znam, a chcę natychmiast kupić. Ja częściowo znam odpowiedź, ale ta część dotyczy tego, jak działa mój chomik między uszami. Ja, mniej lub bardziej, przez całe życie byłem i jestem motywowany przez FOMO. Lubię uczyć się od lepszych; lubię musieć wytężać umysł, by móc pójść dalej. Stąd bywa, że kupuję rzeczy w ciemno, pod wpływem większych umysłów w danej materii.

Z gitarami jest taka sprrawa że nikt Ci o konkretnym egzemplarzu nie opowie tak, jak Ty sam mógłbyś go poczuć pod własną ręką. I nie możesz przetestować sampla, bo gitary nie da się rozlać jak perfumy. Ale przecież są też takie perfumy, co już na świecie się kończą... Najwyraźniej Ahojas również się kończy. Tak, jak skończył się Almas, którego flakon udało mi się zabezpieczyć dzięki Koledze z naszego szalonego ministerstwa zapachów nieoczywistych.

No ale, moi drodzy. Czy to rzeczywiście są wymierające dinozaury, które trzeba chwytać, gdy tylko jest okazja? Ja nie wiem. Powiedzcie coś. I nie pytam o pieniądze, tylko o tę dziwną potrzebę dogonienia mistrzów - nie, żeby ich przegonić, ale by zrozumieć, dokąd iść. Trudne się wylosowało, przepraszam.

#perfumy
32

@dziadekmarian jak wbiłem lvl 18 i zacząłem sie interesować piwem to trafiłem na któryś krakowski festiwal gdzieś przy fabrycznej. Byłem w raju: IPY, RISy, Witbiery, jakieś warianty niestworzone, coś wspaniałego. Szybko jednak dotarło do mnie, że nie spróbuję nawet połowy. Mówiąc inaczej: przegapię PONAD POŁOWĘ piw jakie tu są. No to jak niby mam wybrać, co jest warte spróbowania a co mogę olać? Skąd mam wiedzieć że napiłem sie tych których warto było się napić, a ominąłem pozostałe? I jak zwaliduje ten wybór SKORO NIE MAM PORÓWNANIA DO POZOSTAŁYCH? Przecież to jakiś koszmar a nie rozrywka. Z festiwalu nie wyszedłem zadowolony z kilkunastu odkrytych piw, nie. Wyszedłem rozgoryczony tymi kilkudziesięcioma które mnie ominęły. Nie ważne było że spróbowałem najlepszego w swoim życiu (na tamten moment) przedstawiciela AIPA czyli szalonego alchemika z Dukli, ważne było że NIE SPRÓBOWAŁEM jakiegoś tam RiSa którego nawet już nie pamiętam.


Sytuację nieco poprawił BeerWeek na Cracovii gdzie mogłem brać próbki na dnie kufla, i próbować już nie kilkunastu lecz kilkadziesięciu piw, a nawet częstować ludzi własnym domowym. Nadal kurde jednak nie potrafiłem wybrać co ominąć, a dodatkowo dochodził paraliż "co wziąć na start, póki zmysły mam ostre"? Super rozrywka xD


Nie wiem kiedy odpuściłem, może to przesyt na rynku i coraz większa liczba premier, a może po prostu znudzenie materiałem, ale był moment gdy zrozumiałem"jebać to". Poszedłem jeszcze raz na festiwal, ale bez presji, chciałem po prostu napić się piwa, wedle swojego gustu, który już miałem nieźle poznany na tym etapie. I to był najlepszy festiwal na jakim byłem xD też BeerWeek ale nie pamiętam numerku edycji.


W każdym razie, dobijając do brzegu, dla mnie łapczywe FOMO to coś co z jednej strony motywowało do poznawania, ale z drugiej okropnie psuło całość doświadczeń. Wybrałem wlasnie piwo i to jeszcze w Krakowakim półświatku, bo wiem że Ty tu jesteś bardziej wsiąknięty niż ja, więc pewnie przykład Ci bliski xD


W perfumach na początku miałem podobnie: wszystko, już, teraz, co jak coś mnie ominie? I była to dobra ścieżka, poznałem Mythsa, poznałem DHP, poznałem Ganymede. Ale teraz mi się krzywa nieco przechyla w drugą stronę. Chciałbym posiadać tajne flakony w kolekcji, ale nie mam aż takiego parcia na dalsze szukanie, zmęczyłem sie, osiągnąłem cel i poznałem swój gust. Fakt że nowości wpada nadal dużo staje sie już bardziej męczący niż rozwijający xD


Ogólnie to nie lubię FOMO

@Barcol i zaraz się okaże, że na tagu mamy połowę weteranów z piwo kropka org

Nie ma sie co martwic ze okazja ucieknie nam spod nosa. Z doswiadczenia wiem ze jesli chodzi o perfumy to nawet za 10,20,30 a moze i nawet wiecej lat bedziesz w stanie kupic takiego ahojasa;) Jestem w 100% przekonany ze perfumy ktore sa limitowane nawet do kilku flakonow na caly swiat bedziesz w stanie zdobyc w ciagu tych kilkudziesieciu nastepnych lat. Skad to wiem? Bo my jestesmy tak pojebani ze mam po kilkadziesiat a nawet kilkaset flakonow i jeszcze wiecrj odlewek. I ta liczba sie jedynie powieksza xD A co za tym idzie to nie jestesmy w stanie wypsikac jednej flaszki przez cale zycie;) btw zobacz sobie jakie flaszki np ALD sa na souku na parfumo. Zawsze pelne albo bez kilku psikow albo po rozbiorce. Ja sam jedyne co osuszylem to kilka dekantow xD ostatnio widze jakies ubytki we flaszkach bo ograniczylem ilosc i psikam glownie Derby, Antaeusa i BelAmi.

@pomidorowazupa Pewnie ze da się kupić pytanie za jakie pieniądze, czy nie lepiejkupić teraz niż za dwa trylata płacić dwa razy tyle,na to już każdy misi sobie odpowiedzieć,wystarczy spojrzeć na zapachy ALD które wspomniałeś

Zaloguj się aby komentować

#perfumowehistorie

Taka historia.

Po dość ciężkim dniu pracy postanawiam pójść na karaoke do znajomych muzyków (grają na żywo; męczą się niemiłosiernie, bo nie chce im się dodać do listy utworów dwudziestu piosenek, które lubią grać). Biorę coś tam, siadam blisko sceny. Już mnie wołają, żebym coś zaśpiewał. Zapchajdziura przyszła; będzie robić nieudane salta na scenie i zmieniać teksty z ładnych na brzydkie. Nie-e-e-e-e. Dziś nie spełniam życzeń. Odpoczywam. Ale czy na pewno?

Po dziesięciu sekundach od "usiądźnięcia" odczuwam jakiś gorący powiew na lewym uchu. Zespół cieśni nadgarstka powoduje, że przez 22 milisekundy nie do końca wiem, co się dzieje z moim uchem. W międzyczasie jednak dociera do mnie niepodważalny fakt, że to działa tylko z dłonią... i po tych 22 milisekundach słyszę wreszcie: CZEŚĆ MARECZEK! ZGADNIJ, CZYM DZIŚ PACHNĘ!!!

...

Kolega. Przychodzi śpiewać Franka Sinatrę operowym głosem. Strasznie mnie to wkurwia, ale przyzwyczaiłem się.

Był kiedyś taki przypadek: jakaś firma wysłała swojego kosmitę na orbitę. Coś miał naprawić, pokombinować. Ale gdy już nadszedł czas powrotu, coś nie domknęło się do końca i włączył się alarm. Piiip, piiip, piiip. Chłop zgłosił to do "bazy". Szybko okazało się, że to tylko jakiś błąd systemu. Mimo to nijak nie dało się wyłączyć alarmu - a był on bardzo donośny.

Po kilku godzinach - już podczas powrotu - facet od tych dźwięków zaczął wariować. Wżerały mu się w głowę - co w połączeniu z samotnością wywoływało lęki (szczerze mówiąc wątpię, by wysyłało się na takie misje jedną osobę - ale taką historię przeczytałem pimcet lat temu). Kiedy ów człek już dość wyraźnie zbliżał się do osiągnięcia czwartej gęstości obłędu, dano mu "na linię" panią psycholog. I tak, kroczek po kroczku, doszli wspólnie do sytuacji, w której facet został przez nią przekonany, by zakochać się w tym dźwięku. No bo nie było w tamej chwili innego wyjścia.

Kiedy, po niezliczonych kolejnych godzinach, wylądował w końcu na Planecie, był w błogim stanie.

...

Za każdym razem, gdy ten kolega śpiewa, ja myślę o tamtym kosmonaucie. I naprawdę pomaga.

ZGADNIJ! (bawimy się czasem w tę zabawę, bo raz zgadłem TF Noir na nim, i kiedyś też ADG na takim dziadku, co podrywał młodych chłopaków - wszystko to na tych karaoke - nie wymieniliśmy tiktaków, nigdzie indziej się nie spotykamy)

Jakiś taki metaliczny, troszkę dymu. Ale też mokry. Niewiele czuję. Szampon trochę. Trudne.

AAA, NIE ZNASZ! T-REX OD ZOOLOGERA!

... co kurw

Znam T-Rexa od Zoologist. Ale to nie jest to. Ktoś coś kupił na bazarku. Ale czekaj, nic nie mów, zamień się w słuch...

STARY, JEST TAKA (dobra, chodzi o to, że w knajpie jest głośno, moje ucho zmęczone i mokre)

- Stary, jest taka perfumeria: Insity. Robią idealne inspiracje najlepszych zapachów. Ale co jest najlepsze: używają ambroksylotolidolu, żeby miały większą trwałość! Chłopie, Zoologer kosztuje 2500 za 50ml, a ja to kupiłem za 30 ziko! Idź tam jutro, to zobaczysz!

- Śpiewałeś już?

-Nooo! Już trzy numery.

- ...zajebiście.

(mój zapach podczas tej rozmowy: Chypre Palatin podbity kroplą Paradise Soil, wiadomo od kogo)

Tak że ten. Taka historia. Zasoby miłości pozostają na bezpiecznym poziomie. A przecież mógł jeszcze zaśpiewać...

#perfumy
1

Historia prawie jak z wypoka:

-- hej, zgadnij czym pachne

-- ??

-- awentusem!

-- co do ku....

-- sa takie perfumy cdnim, idealnie jak oryginał i jeszcze dodają ambroxadomestosu, żeby były trwałe.


I nawet nikt nie wąchał Creeda.

Równie dobrze mogli zaśpiewać Don Giovanniego blackmetalowym skrzekiem.

Zaloguj się aby komentować

Następna