Front włoski w I wojnie swiatowej na podstawie książki Vincenzo D'Aquila, BODYGUARD UNSEEN: A TRUE AUTOBIOGRAPHY
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #DAquila #ciekawostkihistoryczne #isonzo
ROZDZIAŁ II
ŚMIERĆ NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA
Ta pierwsza bitwa nad Isonzo [w historiografi figuruje to jako trzecia bitwa nad Isonzo] była dla naszej strony smutną porażką. Po dwóch tygodniach nasza Brygada Bergamo została zluzowana, a jej kwatera główna przeniesiona na tyły za szczyt, gdzie znajdowała się osada Case Cemponi z widokiem na dolinę Doblar. Właśnie opowiedziałem ten ważny epizod jednemu z nowych członków personelu kancelarii kompanii sztabowej, podczas gdy staliśmy bezpieczni przed bombami i pociskami na ganku gospodarstwa, które teraz zajmowaliśmy. Znajdował się on na pochyłym nasypie, w niewielkiej odległości na prawo od Case Cemponi, patrząc w kierunku Włoch. Było to przestronne pomieszczenie mieszkalne. W górnej części przylegającej do nowej drogi, która została niedawno zbudowana przez dużą grupę cywilnych robotników pod nadzorem inżynierów wojskowych, znajdowały się prywatne pokoje generała brygady i jego sztabu, podczas gdy poniżej, z tyłu, znajdowała się pochylona piwnica-stodoła, którą duchowni przeznaczyli na swoje sypialnie. Było nam dość ciasno w tym baraku, ale udało nam się znaleźć miejsce w środku, wykorzystując goły, szorstki chodnik jako łóżko. Brak możliwości ogrzewania sprawił, że byliśmy całkiem zadowoleni z dzielenia naszego miejsca z krową generała, ale w tak bliskiej odległości nie było wystarczająco dużo miejsca, aby poruszać naszymi ciałami. Ale ponieważ był środek listopada, byliśmy wdzięczni za to, że w ogóle mogliśmy schronić się pod dachem, ponieważ główne siły bojowe były zmuszone patrzeć w gwiazdy jako sufit. Musieliśmy polegać na naszym ludzkim cieple, aby się ogrzać, trzymając się, podobnie jak miot kociąt, tak blisko siebie, jak pozwalała na to przyzwoitość.
_Ledwo zdążyłem opowiedzieć o ponurej tragedii opisanej w poprzednim rozdziale [Poprzednia część pod tagiem #DAquila_], gdy nagle zerwała się wichura zwiastująca alpejską zamieć. Szybko ogłoszono alarm i przekazano wiadomość, by wszyscy wcześnie udali się do kwater sypialnych. Tej konkretnej nocy kilku dodatkowych ludzi z innych oddziałów postanowiło się z nami ulokować, w związku z czym barak był wypełniony po same drzwi. Byliśmy upakowani jak sardynki. Leżeliśmy tam w ciemności, słuchając świstów i wycia wiatru. To była doskonała furia rozpętanych demonów, które szalały na zewnątrz. Niewątpliwie burza była straszna, ale my odpoczywaliśmy spokojnie, w wyobraźni jednak świadomi trudnej sytuacji nieszczęsnych szczurów okopowych, które trzymały linie wroga, podczas gdy my drzemaliśmy spokojnie. Mogliśmy sobie wyobrazić gwałtowność tej nawałnicy na podstawie przerażających ryków, które złowieszczo rozdzierały powietrze i docierały do nas przez komin i szczeliny w ścianach. To z pewnością była zła noc. Sen w końcu opanował całą kompanię.
W środku nocy nagle obudziło nas gwałtowne uchylenie drzwi, które wpuściło na nas przenikliwy przeciąg i otworzyło przejście dla wściekłych tumanów śniegu, które wpadły prosto do pomieszczenia. W jednej chwili powstał ogólny zgiełk, wraz z głośnymi poleceniami ze strony wygodnego tłumu wewnątrz, wyrażonymi w ich delikatnie brudnym języku, aby szczelnie zamknąć drzwi.
Ktoś ośmielił się zakłócić sen naszego uprzywilejowanego towarzystwa. Ten ktoś szukał schronienia przed silną burzą. Gdy wichry gwizdały i wytrącały z równowagi naturę i ludzkość, nasi ludzie nie tolerowali przyjmowania tego dziwnego intruza, który chciał dołączyć do nas, aby położyć się i odpocząć. Drzwi zostały przed nim zamknięte siłą fizyczną. Mężczyzna walczył dalej, bo w ciągu kilku minut drzwi ponownie ustąpiły jego nadludzkim wysiłkom, ale zostały równie stanowczo zatrzaśnięte przez ludzi leżących najbliżej wejścia. W tym samym czasie uznano za absolutną konieczność skierowanie kolejnych wyzwisk i przekleństw pod adresem tego łajdaka, kimkolwiek był, który tak usilnie próbował dostać się do środka. Przez resztę nocy nikt nam już nie przeszkadzał.
Wszyscy ułożyli się do snu i zapomnieli o całym incydencie. Kiedy następnego ranka otworzyliśmy drzwi, ze zdziwieniem zauważyliśmy, że burza nagromadziła tak ciężką warstwę śniegu, że całkowicie nas otuliła. Śnieg zalegał aż po same drzwi, zmuszając nas do żmudnego odśnieżania, zanim udało nam się otworzyć przejście na drogę powyżej.
Podczas odgarniania śniegu na bok zauważyliśmy coś, co wyglądało na ogromną śnieżną kulę. Naszą ciekawość wzbudziła jej niezwykła zwartość, a bliższa obserwacja ujawniła but wystający ze sterty stwardniałego śniegu, wewnątrz którego znaleźliśmy zamarznięte ciało żołnierza! Natychmiast wszyscy wyczuliśmy okropny błąd, który został spowodowany przez zbiorową pychę i chciwość naszej schronionej kompanii, która doprowadziła nas do odmowy otwarcia drzwi i udzielenia schronienia towarzyszowi broni szukającemu tymczasowego schronienia przed straszliwą alpejską zamiecią. Wypada tylko wyjaśnić, że kilku mężczyzn opowiedziało się wówczas za wpuszczeniem tego człowieka do środka, ale większość była przeciwnego zdania i, jak to zwykle w życiu bywa, pokonana mniejszość musiała ustąpić. Mężczyzna, który najwyraźniej zgubił drogę, musiał myśleć, że w końcu znalazł schronienie przed zdradzieckimi żywiołami w stodole, o którą się potknął. Dołożył wszelkich starań, aby otworzyć drzwi życia, ale w stanie nadmiernego wyczerpania nie był w stanie tego zrobić. Leżąc lub przewracając się, zamarzł na śmierć.
Był sztywny jak kurczak w chłodni.
Lód i śnieg zostały szybko zeskrobane z jego twarzy i munduru. Kilku członków kompanii, bardziej obojętnych i znieczulonych niż ja na patrzenie śmierci w twarz, zauważyło, że jego twarz wyrażała ponure przesłanie wiecznej nienawiści do tych, którzy spowodowali, że spotkał się ze śmiercią w tak mroźnej samotności. Próbowaliśmy ustalić jego tożsamość, ale po dokładnym przeszukaniu jego ubrania nie byliśmy w stanie odkryć nawet odznaki służby, do której należał. W jakiś tajemniczy sposób nie nosił żadnych dokumentów, które pozwoliłyby nam ustalić, kim był. Zginął jako nieznany żołnierz!
Nie pozostało zatem nic innego, jak umieścić tę pochyloną i zniekształconą postać na zaimprowizowanych noszach i bez bębna ani żałobnej nuty, jego zamarznięte zwłoki zostały pośpiesznie przeniesione drogą do miejsca, w którym pośpiesznie wykopano kilka stóp ziemi, aby go zakopać. Kiedy dosłownie wrzucili te zwłoki do nieoznakowanego grobowca, by czekały na trąbkę w Dniu Sądu Ostatecznego, zastanawiałem się, czy żyje człowiek na tyle silny lub mądry, by wyśmiać ten incydent. Potem rozległ się głośny hejnał, niosąc nas w biegu do gorącej kawy i wojskowego chleba, a nieznany żołnierz stał się dla dowództwa kwestią przeszłości.