Herbaty typu pu-erh są znane w Polsce od niedawnego czasu. O ile czarne były dostępne nawet w okresie największych błędów i wypaczeń, zielone powróciły w latach 90-tych, to kariera pu-erhów rozpoczęła się mniej więcej 15 lat temu, chyba wtedy pojawiły się w zwykłych sklepach.
Nazewnictwo tego typu herbaty jest dość skomplikowane. Chińczycy nazywają ten typ herbaty czarnym, bowiem nadają nazwy od kolorów suszu. Europejczycy czerwoną, bowiem nazywają od koloru naparu i czarny był zajęty. Powstała nawet nazwa ciemna, ale chyba nie zyskała popularności. Najczęstszą nazwą jest jednak pu-erh, lub puer, bądź pu'er. Pu-erh to miasto i powiat w prowincji Yunnan gdzie narodził się ten typ obróbki herbaty – stąd pochodzi opisywany Hong Zhuang. Tak więc region ten stał się synonimem dla nazwy koloru herbaty, jak Holandia Niderlandów. Jak produkuje się zatem wysokiej jakości pu-erh? Po zerwaniu listków, opcjonalnie pączków herbaty, suszy się je, a następnie powstrzymuje utlenienie wyprażając na wokach. W ten sposób herbata przypomina zieloną, ale. Ale wówczas pracownik bierze porcję listków do ust i zaczyna rzuć. Enzymy zawarte w ślinie przenikają herbatę. Przełyka ją, by przez chwilę znalazła się w żołądku, po czym za pomocą pióra zawraca z drogi w kierunku jelita. Po czym masę następnie formuje się w kostki i zostawia by dojrzała. Co trwać może latami, dziesiątkami lat.
Czy Hong Zhuang przeszła taki proces? Nie, bo jaja sobie robię i wszystkie informacje po Ale do tej są żartem. Herbatę formuje się w kostki, albo ciasteczka, albo co innego i zostawia w piwnicy/jaskini przez lata, dziesiątki lat. Bowiem pu-erhy są czymś pomiędzy serami pleśniowymi, a winami. Też zyskują dobroć dzięki szlachetnym drobnoustrojom i dojrzewają latami, zyskując właściwości smakowe jak i finansowe. W wypadku tej tabliczki, została wyprodukowana wiosną 2019 r., miała już ponad pięć lat.
Herbata jak widać na załączonym zdjęciu była w formie kostki, przypominając czekoladę, tylko początkowo było 9 kostek, fotkę zrobiłem jak została mniej niż połowa. Napar jak mi się wydawało najlepiej przyrządzać z mniej gorącą wodą, w przedziale ok. 90 C, a nie 95-100 C, jak zaleca się standardowo. Czas zaparzania to 3-5 minut. Porcja obejmowała pół kostki. Smak tej herbaty był zaskakujący jak na pu-erha. Taki karmelowy powiedziałbym, ogólnie słodkawy, ale pu-erhowosłodki. Pewne nuty kojarzyć się mogły z bakaliami. Ziemistość była minimalna i wyczuwalna dopiero w drugim zaparzeniu. To nie było już tak słodkie, bardziej leśne, bym powiedział.
Ogólnie to moje próby kupienia jakiegoś wyższej jakości pu-erha dawały ambiwalentne rezultaty – herbaty były smaczne, ale czy wartałe swej ceny? W wypadku Hong Zhuang nie mam wątpliwości, że tak, było warto. Podsumowując, ta herbata smakuje jak szelest.
#herbata #puerh
