I czuję się wypłukany ze wszystkiego. Będąc na studiach zawsze wracałem w weekendy, potem mgr zaocznie. Teraz czuję co innego - pustkę. Wracam rzadziej. Zostawiłem tam wszystkich znajomych. Tu mam ledwie kilku ze studiów. Moja dziewczyna też nie jest stworzona do wielkomiejskiego życia.
Wiecie co jest najgorsze? Świadomość, że przyjechałem wziąć poniekąd udział w wyścigu szczurów. Teraz zacznę pracę w IT jako handlowiec. Niezła kasa, ale co z tego? Nie czyni mnie szczęśliwym. Nie interesuje mnie ta branża, ale jest dochodowa. Będę się trochę męczyć, ale trzeba poprawić byt. Paradoks, bo rok temu odchodziłem z roboty, która mnie interesowała, ale perspektywy rozwoju żadne, zarobki nawet dobre jak na średnie miasto, ale inflacja zaraz by zjadła. (Moja 1 praca w dużym mieście to rozczarowanie tak jakby kto pytał i po roku zmieniam)
Żyję ze świadomością, że na 100 % będę w ciągu kilku lat chciał tam wrócić. Może pracując zdalnie, może 1-2x w tyg dojeżdżając. Jestem ledwie ok 100 km od domu, a czuję się jak na emigracji. Brakuje mi wszystkiego, nawet głupiego krajobrazu nad rzeką.
Jak wracam, to wiadomo - do rodziców. I choć to mój dom rodzinny, to czuję się jakoś inaczej. Przez ostatnie 2 lata mieszkałem z dziewczyną na swoim. I to za tym chyba tęsknie, naszym pierwszym mieszkaniem, codziennym życiem, które toczyło się powoli, bez wielkomiejskiego zgiełku.
Jedyne o czym marzę, to złapać dobrą pracę, która umożliwi mi mieszkanie poza dużym miastem i wrócić do sibiei być szczęśliwym. Bez tych wszystkich wielkomiejskich trendów. Tylko ja, moi znajomi, rodzina, dziewczyna i to co kocham - sport, lasy, jeziora, krajobrazy, tanie gastro w moich rodzinnych stronach, małe lokalne podróże bez stania w korkach.
#zalesie #depresja #zycie #pracbaza #praca #takaprawda #gownowpis
Przeprowadziłem się z małego miasta do Krakowa (4 lata), później WWA. Nigdy bym nie wrócił. Ale faktycznie pierwsze 2-3 lata tęskniłem za Krakowem, myślałem o jakimś mniejszym mieście. Powrót do miasta rodzinnego z dobrą pracą wydawał mi się wgl błogosławieństwem (ceny nieruchomości!). Warszawę jednak pokochałem - trzeba się do dużego miasta przyzwyczaić, grać wg. jego zasad, poznać je. Za to jak już się to zrobi to jest cudnie. Jeżeli przeprowadzka to wgl na całkowite zadupie bez ludzi.
Wyżej pisali - po co galerie, teatry, muzea etc. skoro się i tak nie korzysta. To zależy od człowieka - ja właśnie korzystam i regularnie chodzę do ulubionego kina na niszowe filmy, do muzeów na oprowadzania kuratorskie, do filharmonii jak tylko mogę, na koncerty. W małych miastach takiej oferty nie ma. Nie ma szans.
@Lopez_ duze miasta sa fajne jak masz 20 lat i duzo znajomych, albo chcesz sie uczyc.
@Lopez_ niczego nie można być w zyciu pewnym a wszystko ma swoje wady i zalety.
Zostawiłeś tam wszystkich znajomych - nie wiem czy wiesz ale gdy ludzie kończą studia i zaczynaja prace na cały etat to nagle okazuje sie że nikomu nic sie nie chce, na nic nie mają czasu i zwyczajnie te znajomości sie konczą albo pomimo że mieszkacie w tym samym miescie to i tak widujecie sie bardzo rzadko, to naturalne. A gdy ci znajomi którzy pozostana gdy bedą mieli dzieci to będzie jeszcze gorzej.
Co do wyscigu szczurów to nie musisz sie do niego dołaczać, nie musisz robić/posiadać tego co modne, nie musisz konsumować na pokaz, pracować wiecej itp tak naprawde mozesz żyć tak samo jak w mniejszym mieście - bo twój żywot mało kogo interesuje i traktuj to jako zalete dzieki której możesz iśc pod prąd. Jedynie co to to że twojej dziewczynie może sie to nie spodobać.
Żyjąc w duzym miescie nie musisz mieszkać w centrum które jest nie do życia. Równie dobrze możesz znależc jakies okoliczne miasteczko z niska zabudową, parkami, lasami i tanią gastronomią i nadal pracować tam gdzie pracujesz, kosztem dłuzszego dojazdu.
Mamy troche wspólnego, też lubie zieleń, cisze spokój, niską zabudowe i wolniejsze tempo życia, tez przeniosłem się ze sredniego miasta i też hajs nie sprawia mi przyjemności. Zamiast wracać udało mi sie zrealizować strategie która powoduje że czuje sie zadowolonym ze swojego zycia.
Duże miasta to duże możliwości, dla wielu oznacza to hajs i konsumpcje ale ja wykorzystałem to w inny sposób.
Pracując w IT i żyjać oszczednie ( z natury mało wydaje) udało mi sie szybko kupic i spłacić kredyt na kawalerke, w sypialni Warszawy, z racji małej konsumpcji zmieniłem prace na inna spokojniejszą działke i do tego na cześć etatu
Dzieki temu:
-
mam dostep do dużego rynku pracy, minusem jest dojazd 1h komunikacja, ale połowa to metro wiec tak nie meczy.
-
pracuje na pół etatu 3 dni w tygodniu - optymalna ilość czasu pracy, hajs pozwalajacy oszczednej osobie na normalne zycie, do tego oszczednosci z czasów pracy w IT.
-
mam dostep krótkim spacerkiem do trzech róznych lasów a rowerem kilka km mogę dojechać do dwóch róznych zalewów.
-
Niska zabudowa, bloki do 4 pieter, troche domków, ulica dojazdowa, taka zabudowa nie męczy człowieka.
-
Gdy chce coś załatwić to załatwiam to wtedy gdy inni pracują, dzieki czemu unikam tłumów i hałasu.
-
Ceny usług w tym gastronomii są podobne jak w mniejszym mieście.
Zatem mogę smiało powiedzieć że udało mi sie połaczyć prawie wszystkie zalety mniejszego i dużego miasta, a do tego prowadzić tryb zycia który mnie satysfakcjonuje a jest niemozliwy w malym mieście - praca na pół etatu w małym mieście oznaczałaby smierc głodową, a nie pracuje w jakieś dobrze płatnej pracy ( na pół etatu wyciagam lekko ponad 2 tyś netto)
Nawet jeżeli planujesz wrócić to nie demonizuj dużych miast tylko staraj sie maksymalnie wykorzystać ich zalety, zarabiasz wiekszy hajs co nie oznacza że musisz go przepieprzyć by kupić chwilową dawke szczescia, ja radziłbym zbierać na wkład własny + wykończenie i wziać kredyt przed przeprowadzką gdy będziesz najwiecej zarabiał i miał umowe na stałe. Jest ogromna róznica w finansach pomiedzy wynajmem/kredytem na stałej stopie/ mieszkaniem u rodziców/ spłaconym kredytem
Zaloguj się aby komentować