Pomysł na to opowiadanie powstał kiedy pomagałam organizatorkom trzeciego zlotu fanów Ani z Zielonego Wzgórza w rozlewaniu lemoniady malinowej do butelek. Wszystko wokół stało się czerwone i lepkie…
Po tej historii z Nawiedzonym Lasem, kiedy Ania i Diana opowiadały sobie przerażające historie o zjawach i potworach zamieszkujących niewielki lasek między Green Gables i Orchard Slope, Maryla starała się wybić z głowy Ani bzdury o martwych dzieciach wyciągających ręce po prośbie, o szkieletach pobrzękujących kośćmi i innych strachach. Ania nieraz biegła bez tchu przez jodłowy zagajnik, w którym zawsze było ciemno, bo wysokie jodły nie przepuszczały między swoimi gałęziami nawet promyka światła. Czasami tylko we dwie z Dianą zaglądały w ciemniejsze zakątki lasku, a potem uciekały z piskiem i śmiechem. Wyobraźnia Ani podpowiadała jej wiele historii o skrzywdzonych kobietach stających się białymi damami, ofiarach morderstw i innych strachach.
Zimny dreszcz przechodził po jej plecach, gdy wymyślała lub opowiadała te historie Dianie, która trzymała ją wtedy za ręce i próbowała opanować drżenie. Dziewczynki były najlepszymi przyjaciółkami i najbliższymi sąsiadkami. Okna pokoiku Ani na facjatce wychodziły na dom państwa Barrych, więc gdy Diana nadawała odpowiednie znaki przykrywając i odkrywając świecę stojącą w oknie, Ania wiedziała co robić. Tego wieczoru szybko rzuciła Maryli - Idę do Diany, zaraz wracam! - i narzuciwszy na siebie wiszący w sieni zbyt duży sweter Mateusza pobiegła do Diany, która od kilku minut nadawała - Przyjdź jak najszybciej!
Nawiedzony Las zdawał się być jeszcze ciemniejszy niż zwykle, Ania jednak stawiając krok za krokiem powtarzała sobie, że te strachy nie istnieją, nie istnieją, nie istnieją. Szła wpatrując się w prześwit między drzewami, gdzie widać było łąkę ojca Diany. Nagle jej drogę przebiegł lis z niewielką ofiarą w pysku - spojrzał na nią bez strachu i po chwili przetruchtał na drugą stronę ścieżki. Ania zacisnęła dłonie i przyspieszyła kroku. Ciemnozielone jodłowe gałęzie zdawały się próbować zagrodzić jej drogę, smagały ją po nogach i ramionach. Widziała jednak przed sobą jasny prześwit, który dawał nadzieję. Ostatni kawałek trasy Ania pokonała wielkimi susami, zupełnie nie przejmując się tym czy ktoś ją zobaczy. Po wyjściu na porośniętą małymi, jasnymi kwiatkami polankę odetchnęła z ulgą. Ostatnie ciepłe promienie słońca barwiły na ciepłe kolory zarówno łąkę i ogród pani Barry.
To właśnie w tym momencie gdy próbowała się przywitać z różowymi kosmosami przy furtce Orchard Slope usłyszała za sobą ciężkie sapanie. Następną i ostatnią rzeczą jaką zapamiętała był wysoki na siedem stóp mężczyzna, który chwycił ją swoimi wielkim dłońmi i ugryzł ją w ucho. Ciamkającego z radością potwora Ani kopnęła z całej siły i wyrwawszy się z jego objęć rzuciła się w stronę Green Gables.
Stwór biegł za nią ciężko uderzając wielkimi stopami o ziemię. Ania zalana łzami biegła przez Las, którego strachy wydawały się być nierealne. Prawdziwy był tylko wielki stwór za jej plecami. Dopadła wreszcie obory i zatrzasnęła ciężkie wrota tuż przed nosem stwora. Opadła na klepisko bez sił, a jej jałówka, Dolly polizała ją po rudych włosach. Dziewczynka przytuliła się do ciepłego boku krowy, która dmuchała jej ciepło w ucho. Ania otrząsnęła się i chwyciła widły, które zwykle używał Jerry, chłopiec, którego Mateusz zatrudnił do pomocy na farmie. Z widłami w ręce ruszyła aby odbić atak nieprzyjaciela - wybiegła przez drzwi do obory i stanęła zaskoczona w miejscu. Potwora nie było - dookoła niej panowała cisza i spokój a łagodny wietrzyk chłodził jej rozgrzane czoło. Rozejrzała się, ale nie dostrzegła potwora. Zrobiła krok w kierunku domu, ale usłyszawszy dziwny dźwięk stanęła w miejscu. Wtedy właśnie potwór zeskoczył na nią z dachu obory, a Ania spodziewając się ataku wystawiła przed siebie widły. Potwór, który rzucił się na nią całym ciałem przewrócił ją i teraz leżała pod ciemnym cielskiem wstrząsanym drgawkami agonii. Potwór zacisnął pazury na jej ramieniu i zmarł, krwawiąc obficie na nową sukienkę Ani. Dziewczynka wydostała się spod niego i trzęsąc się udała do domu, gdzie Maryla szykowała na kolację kiełbaski i fasolę. Ania prześlizgnęła się za plecami Maryli, żeby ta nie zobaczyła poplamionej sukienki. Zeszła na dół odświeżona i z uśmiechem zaczęła pomagać Maryli przy kolacji. Co prawda czuła lekkie zawroty głowy, a ramię zadrapane przez potwora pulsowało bólem, ale Ania starała się nie zwracać na to uwagi. Po kolacji Ania wyjęła książki i zaczęła przygotowywać się do jutrzejszych lekcji a zręczne ręce Maryli chwyciły niedokończoną robótkę. To był jeden z tych wieczorów, kiedy siedziały obok siebie nie odzywając się nawet słowem, ale czuły się sobie bardzo bliskie.
Diana i Minnie May jak każdego poranka wyszły do ogrodu. Minnie May była już prawie tak wysoka jak fioletoworóżowe floksy. Diana nasłuchiwała kroków Ani, która po zmyciu naczyń po śniadaniu powinna pojawić się w domu Barrych. Jeżeli Ania nie przyszła wczoraj, to na pewno z jakiegoś ważnego powodu, z pewnością jednak przyjdzie dziś. Były najlepszymi przyjaciółkami i rozumiały się bez słowa i były gotowe zrobić dla siebie wszystko, jeżeli tylko mama Diany i Maryla by na to pozwoliły.
Tymczasem Ania drutem do robótek wydłubywała właśnie resztki mózgu Maryli z jej czaszki. Jej opiekunka leżała na jak zwykle wyszorowanej do czysta kuchennej podłodze. Plama krwi jaka się rozlała przy stole sprawiała, że kuchnia wyglądała nieco nieporządnie.
Ania umyła ręce, ucałowała i pożegnała pelargonię, której już dawno nadała imię Bonny i stanęła na schodkach przed domem by cieszyć się widokiem sadu, w którym tego roku jabłonie obrodziły wyjątkowo obficie i migoczącego z daleka morza.
842 słowa
#naopowiesci #zafirewallem
@KatieWee takie przygody Ani to bym czytał
@KatieWee hehehe
Ale to hehehe to takie hehehe a nie hihihi
https://youtube.com/shorts/9zvdMLfYFkM?si=Df3AJlsCUgSsCQED
A tak poza tym to co ci się stało w avatar
@KatieWee Jeżu drogi.
Zaloguj się aby komentować