No dobrze, moi Drodzy!
Sonety sonetami, zabawa Wam się chyba podoba, co mnie ogromnie cieszy, ale trzeba też zająć się prozą. Oto przedstawiam Wam bajkę, którą udało mi się zamknąć w trzech tomach:
***
Królestwo
Tom Pierwszy
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma dolinami było sobie kiedyś Królestwo. Przez wiele lat rządził w nim król o imieniu Sam, a wszystkie te długie lata jego panowania były dla Królestwa czasem dostatku i powszechnej szczęśliwości. Mieszkańcy Królestwa mieli wówczas wszystkiego w bród, nie wyłączając nawet mleka i miodu, a jeśli czegoś nie mieli, to nie mieli wyłącznie kłopotów i problemów. Nie można jednak powiedzieć żeby za nimi tęsknili, i to nie tylko dlatego, że mało kto tęskni za kłopotami i problemami, ale przede wszystkim dlatego, że po tylu latach roztropnego panowania króla Sama mieszkańcy Królestwa nie pamiętali już że coś takiego jak kłopoty i problemy w ogóle kiedyś istniało.
Wśród mieszkańców Królestwa ten brak kłopotów i problemów brał się z centralizacji władzy. To nie było wcale tak, że kłopotów i problemów w Królestwie w ogóle nie było – to nie jest przecież możliwe. Nie docierały one tylko do mieszkańców, a działo się tak z tego powodu, że wszystkie problemy i kłopoty trafiały najpierw do króla Sama, on sobie z nimi radził, a lud otrzymywał od razu gotowe rozwiązania. Takim właśnie dobrym królem był król Sam.
Pewnego dnia jednak król Sam stanął przed obliczem problemu, który, w przeciwieństwie do mnóstwa poprzednich kłopotów i problemów, które z przyzwyczajenia rozwiązywał od ręki, był dla niego niemałą zagwozdką. Tamtego ranka, kiedy król Sam wstawał rano z łóżka żeby zająć się czekającymi go tego dnia kłopotami i problemami do rozwiązania, nie był jak zazwyczaj pełen werwy i energii. Poczuł jakieś dziwne zmęczenie i melancholię, a na dodatek coś strzyknęło mu w plecach, przez co na śniadanie musiał udać się pochylony, bo inaczej ból byłby nie do wytrzymania.
– „Oho, starość mnie dopadła. Niedługo chyba przyjdzie umierać.” – pomyślał roztropnie roztropny król, a myśl ta zmartwiła go ogromnie, bo oto pojawił się niezaplanowany problem do rozwiązania. Cały kłopot z tym problemem polegał na tym, że król Sam, przyzwyczajony do rozwiązywania kłopotów i problemów dopiero wówczas, kiedy się pojawiały, nie zwykł był się martwić na przyszłość i z tego powodu nie zadbał zawczasu o potomka, który mógłby po nim przejąć władzę nad Królestwem.
– „Co zrobić? Co zrobić?” – zastanawiał się król Sam przy śniadaniu, kiedy jadł jajeczniczkę z przepiórczych jajeczek na masełku z mleczka od młodych jałóweczek popijając ją herbatką z miodkiem.
– „Jak zaradzić? Jak zaradzić?” – zastanawiał się król Sam przy obiedzie, kiedy jadł pieczone przepióreczki w sosie miodkowym i popijał je winkiem z winogronek dojrzewających w słoneczku na południowym stoku Zamkowego Pagóreczka.
– „Cóż począć? Cóż począć?” – zastanawiał się król Sam przy kolacji, kiedy przeżuwał wysobiałkowe pszczółki przyrządzone na ostro i popijał je śmietanką z sptasiego mleczka.
I tak zeszło królowi na tych rozmyślaniach kilka dni, a wszystkie inne kłopoty i problemy, które się w tym czasie pojawiły, zeszły na dalszy plan. Mieszkańcy Królestwa odczuli to boleśnie na własnej skórze, bo oprócz rozmaitych innych kłopotów i problemów, które nierozwiązane przez króla spadły na nich, w tych właśnie dniach w Królestwie pojawił się straszny smok, który pożerał prawiczków. Zdarzało się i wcześniej tak, że smoki nawiedzały Królestwo, ale król Sam zawsze radził sobie z tym problemem wydając edykt każący rozprawiczać wszystkich chłopców, a kiedy edykt był już wykonany, smoki umierały wówczas z głodu. Tym razem jednak król, głowiąc się nad sukcesją tronu, a i odczuwając silną frustrację z powodu pierwszego w swoim życiu problemu, którego rozwiązać nie potrafił, edyktu nie wydał. Wątpliwym zresztą jest czy król Sam, zajęty swoimi rozważaniami, w ogóle pojawienie się tego smoka w Królestwie zauważył.
Prawiczkowie byli zjadani, król rozmyślał, kryzys demograficzny w Królestwie się nasilał. Wywołało to niepokój wśród poddanych króla Sama, zebrali się oni więc na Rynku i zaczęli radzić. Radzenie to szło im niesporo. Przekrzywiali się tylko nie potrafiąc dojść do porozumienia, nie byli bowiem zwyczajni do rozwiązywania kłopotów i problemów. Traf chciał jednak, że w tamtym czasie przebywała w Królestwie karawana kupiecka z innego Miasta, która przybyła aby nabyć w korzystnych cenach mleko i miód – towary, których wśród poddanych króla Sama nigdy nie brakowało.
– Jak to nie ma mleka i miodu?! – wykrzyknął przywódca karawany, kiedy udało mu się odciągnąć na bok jednego z radzących, którego znał, ten wcześniej zajmował się bowiem kupiectwem. W czasie rozmowy dowiedział się od byłego już kramarza o problemach i kłopotach trawiących Królestwo, które były między innymi powodem braków na rynkach tych towarów, które poza Królestwem uchodziły za luksusowe.
– Prowadźcie więc do króla! – zakrzyknął ten przybysz z obcego lądu, miał bowiem pewien pomysł na unormowanie sytuacji, do czego było mu pilno, gdyż miał przecież swoje zobowiązania handlowe.
– Królu! – powiedział przybysz, kiedy stanął przed obliczem króla. – Jeśli nie masz sukcesora, a ciągłość władzy monarszej musi być zachowana, nie masz bowiem głupszego rozwiązania nad oddanie władzy w ręce ludu, a już tym bardziej twojego, niech będzie tak, że następcą tronu zostanie ostatnia osoba, z którą przed śmiercią porozmawiasz!
Być może nie był to najlepszy pomysł, ale król Sam, zmęczony już przedłużającym się zamartwianiem nad problemem sukcesji, zgodził się na to rozwiązanie i postanowił od razu obwieścić je swoim poddanym. Wyszedł więc ze swojej Królewskiej Komnaty na swój Królewski Balkon, skąd zwykł wygłaszać swoje Królewskie Przemowy do ludu i natychmiast ogłosił mieszkańcom swoją Królewską Decyzję. Gdy tylko zakończył to Swoje Królewskie orędzie nad Królestwo nadleciał smok i ten smok wówczas króla Sama zjadł.
Okazało się wtedy, że ostatnią osobą, z którą król Sam rozmawiał był ów kupiec. Na mocy więc dopiero co ustanowionego prawa to właśnie on został nowym królem. Kupiec ten miał na imię Tom, a że nie było wcześniej króla o takim imieniu, został zapamiętany przez potomnych jako Tom Pierwszy.
Tom Drugi
Żeby jednak król Tom mógł zostać obdarowany przez Historię liczebnikiem porządkowym, musiał nastać po nim jakiś kolejny król Tom, który, dla odróżnienia, byłby nazywany Drugim. Tak też rzeczywiście się w Królestwie zdarzyło. A jak to z tym królem Tomem Drugim było? Posłuchajcie.
Król Tom, później nazwany Pierwszym, był władcą innym niż jego poprzednik, król Sam. W odróżnieniu od dobrego władcy Sama, którego w Królestwie długo wspominano z rozrzewnieniem, a czasami nawet ze łzami w oczach, król Tom nie rozwiązywał problemów i kłopotów swojego ludu. Wręcz przeciwnie. To król Tom był przyczyną kłopotów i problemów, które tak nagle spadły wtedy na mieszkańców Królestwa. Zły ten władca zaprowadził nowe porządki opierając funkcjonowanie Królestwa na zasadach wolnorynkowych. Każdy obywatel został pozostawiony sam sobie, musiał radzić sobie samodzielnie, co już stanowiło bardzo poważny problem dla mieszkańców Królestwa, którzy do tej pory dostawali wszystko to, czego potrzebowali, a o tym co mieli robić decydował nadany im przez króla Sama przydział. Zupełnie nie odnajdujący się w nowej rzeczywistości, pozostawieni samym sobie ludzie musieli sobie jednak jakoś radzić, choć z tym radzeniem sobie radzili sobie wyjątkowo źle. Król Tom rządził natomiast twardą ręką. Jedyną rzeczą, która go interesowała było zapełnianie Królewskiego Skarbca coraz to większymi bogactwami, które ściągał z poddanych za pomocą coraz to nowych danin i podatków. Wszystkie edykty, które wydawał dotyczyły wyłącznie gospodarki, a w czasie długich przemów i wieców prezentował kolejne makroekonomiczne wskaźniki, które obrazowały to, że za jego rządów w Królestwie żyje się zdecydowanie lepiej. Mieszkańcy niewiele z tych przemów i kolorowych wykresów rozumieli, zresztą nie za bardzo ich one interesowały, a to głównie z tego powodu, że zauważali, że, niezależnie od tego, co mówi król Tom, im samym żyje się zdecydowanie gorzej. Nie posiadali jednak na ten temat żadnych danych, których nie potrafili ani zbierać, ani zestawiać, ani przedstawiać graficznie, toteż kiedy stawiali się u króla na audiencji celem przedstawienia swoich problemów, król odsyłał ich z kwitkiem, za który to kwitek również musieli Opłatę Urzędową uiścić.
Mieszkańcy Królestwa popadali w nędzę. Brakowało żywności, gdyż wyznaczeni przez króla Sama rolnicy nie wiedzieli jak radzić sobie z problemem zachwaszczenia pól. Chaty się waliły, gdyż wyznaczeni przez króla Sama cieśle nie wiedzieli jak rozwiązać problem butwiejących belek. Nawet Królewski Zamek był w coraz gorszym stanie, gdyż wyznaczeni przez króla Sama murarze nie wiedzieli jak rozwiązać problem pękających murów, nikt im zresztą tego też robić nie kazał, gdyż król Tom zajęty był innymi, dużo ważniejszymi dla niego sprawami. Mieszkańcy Królestwa popadali w nędzę tak głęboką, że nawet nękający Królestwo smok odleciał, a inne przestały się zjawiać. Występowanie prawiczków było bowiem – z powodu braku innych rozrywek, za które trzeba było płacić pieniędzmi, których mieszkańcom brakowało – coraz rzadsze. Sami zresztą prawiczkowie, jeśli już nawet udało się jakiegoś znaleźć, nie byli też szczególnie apetyczni – ot, brudni, wychudzeni młodzi chłopcy. Żaden łakomy kąsek. Nawet dla smoka.
– Co tu o was takie braki w zatowarowaniu? – zapytał pewnego dnia przywódca jednej z karawan nędzarza, którego znał, ten wcześniej zajmował się bowiem kupiectwem. W czasie rozmowy dowiedział się od byłego już kramarza o problemach i kłopotach trawiących Królestwo, które były między innymi powodem braków na rynkach towarów, które poza Królestwem nie były obłożone tak horrendalnymi podatkami, że nadal opłacało się je jeszcze produkować.
– Prowadźcie więc do króla! – zakrzyknął ten przybysz z obcego lądu, miał bowiem pewien pomysł na unormowanie sytuacji, do czego było mu pilno, gdyż miał przecież swoje zobowiązania handlowe.
– Królu! – powiedział przybysz, kiedy stanął przed obliczem króla. – Zamek twój iście przebogatym jest! Widzę, że złotem ocieka, że każda ściana tym cennym kruszcem wysadzana! Doprawdy imponujące! Ze złotem jednak wiążą się pewne niebezpieczeństwa. Metal to owszem, szlachetny. Piękny i cenny, ale przy tym o dużej gęstości i miękki. Nie nadaje się zupełnie na konstrukcje, a tylko je obciąża. Być może zauważyłeś, że na murach twojego zamku tu i ówdzie pojawiają się pęknięcia? To wszystko na skutek zbytniego obciążenia ścian nośnych złotem! Wiemy o tym my, mieszkańcy naszej Krainy, która słynie z najlepszych inżynierów i najlepszej czekolady! Królu! Materiału konstrukcyjnego potrzebujesz, bo inaczej to całe bogactwo kiedyś ci się na łeb zawali! A tak się składa, że nasi inżynierowie taki materiał opracowali i myślę, że moglibyśmy nawiązać obustronnie korzystne kontrakty handlowe, gdybyś tylko zechciał wysłuchać mojej propozycji. Mam akurat ze sobą kilka próbek. – kupiec poklepał się po sakwie.
Król Tom rozejrzał się po komnacie i rzeczywiście wspomniane pęknięcia na ścianach dostrzegł. Oblicze jego przybrało wówczas zmartwiony wyraz, a sam król, zaciekawiony, podniósł się ze swojego złotego tronu i zbliżył się do przybysza chcąc bliżej przyjrzeć się temu nowemu materiałowi.
– A czym to panie handlujecie? – zapytał.
– Stalą – odpowiedział przybysz wbijając królowi sztylet w serce. – Umarł król, niech żyje król! – rzekł następnie podnosząc z marmurowej posadzki wysadzaną diamentami koronę, która zsunęła się martwego już ciała króla Toma, a którą to sam założył sobie na głowę.
Tak się złożyło, że również i ten kupiec miał na imię Tom, a że był już wcześniej król o takim imieniu, został zapamiętany przez potomnych jako Tom Drugi.
Tom Trzeci
Za panowania króla Toma Drugiego do Królestwa nie powróciły nie tylko mleko i miód, ale nie powrócił nawet choćby względny dobrobyt. Mieszkańcom nadal wiodło się źle. Wysokie podatki i daniny zostały utrzymane, zmieniło się tylko ich przeznaczenie. W przeciwieństwie do króla Toma Pierwszego, król Tom Drugi nie gromadził majątku w Królewskim Skarbcu. Całość środków finansowych przeznaczał na import stali z krainy inżynierów i czekolady. Wykorzystywał tę stal do produkcji zbrojeń, zbroił się bowiem na potęgę, pamiętając o sposobie w jaki przejął władzę i nie chcąc tej władzy w podobny sposób utracić. Pozostałą stal wykorzystywał do produkcji klatek w których umieszczał podejrzanych o działalność wywrotową obywateli, a takich obywateli w Królestwie była większość, jak również do produkcji zatrzaskowych kłódek, którymi te klatki z umieszczonymi w nich obywatelami zamykał. Kluczykami się nie kłopotał, zresztą było mu szkoda na nie stali. Lud poddawany był ciągłej kontroli przez Królewską Gwardię – wysokich, groźnych mężczyzn z halabardami, ubranych w fioletowo-żółte stroje i stalowe hełmy z czerwonym pióropuszem. Za panowania króla Toma Drugiego w Królestwie nastał czas terroru.
– Dlaczego nie sprowadzacie już od nas czekolady? – zapytał pewnego dnia przywódca jednej z karawan więźnia, którego znał, ten wcześniej zajmował się bowiem kupiectwem. W czasie rozmowy dowiedział się od byłego już kramarza o problemach i kłopotach trawiących Królestwo, które były między innymi spowodowane brakiem środków finansowych na zakup czekolady.
– Prowadźcie więc do króla! – zakrzyknął ten przybysz z obcego lądu, miał bowiem pewien pomysł na unormowanie sytuacji, do czego było mu pilno, gdyż miał przecież swoje zobowiązania handlowe.
– Pan skręci w lewo, później prosto na Zamkowy Pagóreczek, minie pan fosę, później przez dziedziniec i drzwi na wprost. Przejdzie pan przez korytarz i na jego końcu będą drzwi do Królewskiej Komnaty – powiedział więzień, który nie mógł zaprowadzić kupca do króla, gdyż był zamknięty w klatce. Drogę zaś do Królewskiej Komnaty pamiętał tak dokładnie jeszcze z czasów króla Sama, którego wspomniał wówczas z takim rozrzewnieniem, że aż łza zakręciła mu się w oku.
– Królu! – powiedział przybysz, kiedy stanął przed obliczem króla. – Pochodzisz z naszego ludu i nasz lud z dumą wspomina twoje imię, gdyż daleko w życiu swoją ciężką pracą zaszedłeś. Nęka mnie jednak pytanie, dlaczego, jako władca tego Królestwa, zaniedbujesz stosunki z ludem, z którego się wywodzisz? Dlaczego nie importujesz naszej czekolady?
– Czekolada… – król Tom Drugi rozmarzył się. – Już zapomniałem jak smakuje. Tyle innych wydatków, kupcu. Tyle kłopotów i problemów, a znikąd pomocy. Nic człowiek nie ma w życiu przyjemności, nawet kiedy jest królem…
– Królu – rzekł przybysz – przyjmij w takim wypadku jako wyraz hołdu tę tabliczkę czekolady. Niech będzie ona symbolem uznania naszego ludu dla dokonań jego syna, a – kto wie? – może i pozwoli nam w przyszłości nawiązać korzystne dla obu stron stosunki handlowe również i w obszarze czekolady?
– Doprawdy? – ucieszył się król Tom przyjmując z rąk kupca tabliczkę i odgryzając od razu cały jej róg. – Ach, ten smak importowanego kakaa produkowanego w przez niewolników w nieludzkich warunkach! Ten smak mleka od krów wypasanych na pastwiskach naszych gór, jak mleko matki…
I król urwał, i zazielenił się na twarzy, i oczy wyszły mu na wierzch. I złapał się za gardło, i próbował złapać oddech, ale próby te zakończyły się porażką. Zakończyło się również życie króla Toma, którego ciało zwiotczało i osunęło się na jego stalowy tron.
Z tego stalowego tronu kupiec zepchnął zwłoki króla zdejmując wcześniej z jego głowy stalową koronę. Na czubku tej korony umieścił kostkę czekolady, po czym zasiadł na pustym już tronie.
– Umarł król, niech żyje król! – powiedział.
Kupiec ten miał na imię Karol, a że nie było wcześniej króla o takim imieniu i król o takim imieniu nie nastał też nigdy po nim, został zapamiętany przez potomnych po prostu jako Karol.
***
2341 słów.
#naopowiesci
#zafirewallem