#naopowiesci #zafirewallem

Ciepły wiosenny wiatr wiał delikatnie nad łąką i niósł ze sobą zapach pierwszych kwiatów, kiedy przez kołyszące się delikatnie trawy przepłynął mocny dreszcz. Krowy rozejrzały się z przestrachem i w końcu skupiły swój wzrok na swoim pastuchu. On z kolei uniósł się powoli, poprawił kapelusz, który zsunął sobie wcześniej na oczy dla ochrony przed światłem i podszedł do Łaciatej, przewodniczki stada - starej i grubej, pełnej jakiejś wyniosłej godności pomimo przestrachu.
-No już już, mała, spokojnie - odezwał się ciepłym tonem i pogłaskał ją po czole. Dotknęła go delikatnie miękkim pyskiem i dmuchnęła mu w ucho ciepłym, krowim oddechem. Kochał te swoje krowy, a one również odwdzięczały się mu miłością i były najbliższymi stworzeniami jakie miał. Stosunki z ojcem od czasu pamiętnej kłótni przy młockarni, kiedy o mało nie zginął jego młodszy brat były napięte. Matka skupiała się na córkach, które próbowała nauczyć wszystkiego co sama potrafiła, zanim trzeba je będzie wydać za mąż na drugim końcu powiatu. Nie miała już zbyt wiele czasu, córki były już nastolatkami, a chłopcy się za nimi oglądali. Jedynie te krowy okazywały mu chociaż odrobinę uczucia, więc kiedy ojciec wysyłał jego - dużego przecież już chłopaka - do pasienia krów, był najszczęśliwszy. Właściwie powinien być teraz w szkole, ale wiadomo było, że chłopcy w tak ciepłe dni jak ten nigdy nie przychodzą na lekcje. Niby nauczyciel próbował namówić jego ojca by ten zgodził się na naukę w szkole średniej w miasteczku, ale było jasne, że chociaż ojciec mruknął "zobaczymy", to nic się nie zobaczy, a technikum w miasteczku to już na pewno jak świnia niebo.
Szkoda, szczególnie że do miasteczka wybierała się pewna piękna dziewczyna, za którą już od zeszłej wiosny wodził oczami. Miała jasne włosy, które zaplatała w warkocz tak długi, że mogła na nim usiąść. W porównaniu z innymi dziewczynami ze wsi wydawała się inna - oczytana, bystra, radosna. Jej mama była księgową, ojciec jeździł traktorem w pegeerze, a ona sama była ulubioną koleżanką wszystkich i dla wszystkich miała radosny uśmiech. Wyobraził sobie, że to do niego uśmiecha się w ten specjalny sposób jaki miała zarezerwowany dla najbliższych przyjaciółek i zrobiło mu się cieplej na sercu. Gdyby mógł przytulić się do niej i poczuć jej ciepło… Tymczasem przytulał się do krowy, która smutnymi oczami wpatrywała się w dal skąd właśnie nadjeżdżał nieduży traktor. Wytężył wzrok. Tak! Dostrzegł jasny błysk gdy światło wczesnego popołudnia odbiło się od jasnych włosów. 
Zobaczyła go i zamiast go minąć jedynie pozdrawiając, zatrzymała traktor i lekko zeskoczyła na ziemię. 
Bał się choćby spojrzeć na nią, żeby nie spostrzegła w jego oczach tęsknoty, która go zżerała. Bardziej słyszał niż widział, że podchodzi, czuł ją jednak całym sobą, jakby jej ciało wysyłało jakieś prądy, które z każdym jej krokiem stawały się coraz silniejsze i wzbudzały do wibracji jego stęsknione serce.

-Mocne było, nie? - rzuciła, a on uniósł oczy i zobaczył jak przerzuca swój blond warkocz na plecy.
-Uhm - tyle tylko był w stanie powiedzieć. 

Gdy byli w grupie, czy to w szkole czy wieczorami gdy siedzieli nad rzeką, albo przy pracach w polu gdy zbierała się cała wieś czasem nawet odważał się do niej odezwać, ona zaś rozmawiała ze wszystkimi i śmiała się do każdego, nikogo oprócz swoich przyjaciółek nie wyróżniając w żaden sposób. Lubiła też gawędzić ze starszymi ludźmi, szczególnie tymi, którzy dobrze pamiętali czasy przed wojną i opowiadali z takim zacięciem nie tylko o nich ale też o samej wojnie i o tym co było później - o tym jak długo trwała podróż do tej ich wsi, która miała stać się nowym domem. Jak zajmowali domy tamtych, obcych, mówiących takim paskudnym językiem, jak miesiącami musieli znosić to, że w ich mieszkaniach i gospodarstwach kręcili się jeszcze tamci, których rząd dalej nie wysiedlił. Czekali, czekali i doczekali się - wieś była już ich, tak jak i wszystko co tamci musieli zostawić. Cieszyły te wszystkie cenne bibeloty, malowane talerze, młynki i inne cacka ale jednak przede wszystkim radowały zadbane maszyny rolnicze, prawdziwe cuda techniki jakich wcześniej nie widziano. Część maszyn, jak ten lekki traktor, którym przyjechała ona, sprowadzono później ze stolicy, ale nie mogły się przecież równać z tymi pozostawionymi przez tamtych. Cieszyły też całe stada zwierząt pozostawione przez obcych, którzy nie mieli jak zabrać ich ze sobą. 
Łaciata lekko trąciła go pyskiem w ramię, a on odruchowo poczochrał ją między czułkami. 
-Babcia mówiła mi, że zaraz po wojnie wstrząsy były okropne, potem się trochę uspokoiło - mówiła dziewczyna dalej - i że to ziemia gniewała się na to, że ją zajęliśmy. Że próbuje nas zrzucić jak pies pchły, co go gryzą. Jak myślisz? - spytała, patrząc na niego ufnie.
-Yych, ja…. - gonitwa myśli, a w niej tysiąc wersji odpowiedzi i miliony wersji nadchodzących przyszłości. W jednych zostawali szczęśliwym małżeństwem z piątką udanych dzieci, w innych nienawidzili się do końca życia, w jeszcze innych rozchodzili się w swoje strony i widywali się tylko w niedziele w kościele patrząc na siebie i wspominając tę chwilę jako moment, który całkowicie zmienił ich życie. 

Czy ona wierzy w te wszystkie głupie historie o tym, że Ziemie Odzyskane wcale ich nie chcą? Mieszkali tu już od tak wielu lat, tu rodziły się dzieci już czwartego pokolenia przybyszy. Co jej odpowiedzieć?!

W tym momencie pomruk ziemi mocniejszy niż wszystkie inne dzisiaj razem wzięte rozbrzmiał pod ich stopami. Dziewczyna z piskiem wpadła w jego ramiona i ukryła w nich twarz. Serce biło mu ze strachu i z wrażenia. Krowy zebrały się wokół nich i pomrukiwały. Niebo nabrało jasnozielonego odcienia, który zwykle pojawiał się wieczorem w wiosenne dni, choć do wieczora było jeszcze daleko. Krowy próbowały machać skrzydłami, jakby zapomniały, że mają podcięte lotki i nie wzniosą się wyżej niż kilka centymetrów. Ptaki z wrzaskiem usiłowały znaleźć bezpieczną przystań, a wszystkie stworzenia - te nazwane i te pozbawione nazw - biegały szaleńczo wokół nich, depcząc świeżą, wiosenną błękitną trawę wokół nich. Ziemia trzęsła się ciągle, a on stali objęci, łzy płynęły im po twarzach, bo rozumieli, że to koniec. Koniec Ziem Odzyskanych, które ich przodkowie przejęli po Drugich Wojnach Gwiezdnych jako zadośćuczynienie za ziemie spopielone na Ziemi 23 przez Brunatnych. 

Niebo rozpękło się na dwoje, a oni objęci trwali do końca świata.
67119c9b-3dba-4bc7-a422-ad7b7ceeceeb
KatieWee

*zdjęcie niepowiązane

George_Stark

Komentarz poniższy powstawał na bieżąco, w czasie czytania.


***


[…] zanim trzeba je będzie wydać za mąż na drugim końcu powiatu.


Uwielbiam to zawężanie pojmowania granic świata u Twoich bohaterów!


*


[…] ale było jasne, że chociaż ojciec mruknął "zobaczymy", to nic się nie zobaczy, a technikum w miasteczku to już na pewno jak świnia niebo.


I te obserwacje zachowań i zarysowywanie stosunku bohaterów jednym tylko zdaniem!


*


Szkoda, szczególnie że do miasteczka wybierała się pewna piękna dziewczyna, za którą już od zeszłej wiosny wodził oczami.


I przedstawianie motywacji bohaterów, tak jak i same te motywacje!


*


Tymczasem przytulał się do krowy […]


I sposoby radzenia sobie bohaterów z sytuacją zastaną, daleką od takiej, która spełniałby ich oczekiwania.


*


[…] nadjeżdżał nieduży traktor.


I ścisłe trzymanie się tematu.


*


Bardziej słyszał niż widział, że podchodzi, czuł ją jednak całym sobą […]


I pokazywanie stanów emocjonalnych bohaterów.


*


Łaciata lekko trąciła go pyskiem w ramię, a on odruchowo poczochrał ją między czułkami.


No ale to, że krowa jest bezkręgowcem, to dla mnie jest jednak zaskoczeniem.


*


Krowy próbowały machać skrzydłami […]


No dobra, realizm magiczny. Już przy wspomnieniu o wstrząsach coś zaczynało mnie swędzieć z tyłu głowy, gdzieś między czułkami, a tutaj takie piękne wykończenie wspaniale przygotowanego ataku! Fantastycznie to było!


*


[…] po Drugich Wojnach Gwiezdnych […]


A może nie realizm magiczny jednak? Moje czułki źle coś wyczuły.


***


Jej, ale to było wspaniałe!


*


Jedną tylko uwagę mam, natury ogólnej raczej, takie moje przemyślenie, a nie żaden skierowany do Ciebie zarzut, bo wszystkim to się zdarza, w tym i mnie również, a może przede wszystkim. Czasami, kiedy czytam ponownie te swoje zamieszczone teksty, napotykam się na jakieś dziwne konstrukcje interpunkcyjne, u siebie też często chętnie poprawiłbym budowę jakiegoś zdania, nieważne ile razy wcześniej ten tekst czytałem i poprawiałem. Wniosek z tego jest taki, że chyba nie do przecenienia jest to, jaką rolę odgrywa dobry redaktor. Ktoś, kto innym okiem spojrzy na tekst i to i owo autorowi podpowie. Albo też wniosek może być inny. Tutaj podeprę się słowami pana Andrzeja Stasiuka, że każda książka jest porażką.

KatieWee

@George_Stark nie potrafię sobie poprawiać błędów, z czyimiś tekstami idzie mi lepiej

Chyba, że to dwudziesta uczniowska praca tego dnia, wtedy te strumienie świadomości pozbawione interpunkcji przestają mnie ruszać i zaczynam wierzyć, że tak powinno być

KatieWee

@George_Stark i dziękuję za te miłe słowa i tak dokładną analizę, to miłe

George_Stark

@KatieWee


Może wychowasz kolejnego noblistę (patrz pan Saramago)? Wszystko można nazwać sztuką, prawdziwą zaś sztuką jest tylko to, żeby przekonać innych do tego, że ta nasza "sztuka" sztuką jest rzeczywiście.

George_Stark

@KatieWee


 i dziękuję za te miłe słowa i tak dokładną analizę, to miłe


A nie ma za co. Mnie się miło czytało i analizowało, więc uznajmy to za remis.

KatieWee

@George_Stark w porządku, remis

splash545

@KatieWee takiego zakończenia to się nie spodziewałem! Super opowiadanie!

KatieWee

@splash545 o to chodziło Dziękuję!

Zaloguj się aby komentować