#gory
#skrzyczne ze #szczyrk szlakiem zielonym
Było super!
Za chwilkę dodam kilka zdjęć w komentarzach.
#ksiezycowyspacer
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/ksiezycowyspacer/
@Zielczan a jeśli chodzi o widok ze szczytu to miałem mgłę jak mleko. Miejscami widoczność na 20 metrów ale to dobrze, bo będę musiał powtórzyć wejście za jakiś czas. ☺️
@Lubiepatrzec nawet trochę niebieskiego nieba udało się złapać!
@ciszej wszędzie patrzę. W terenie idę z mapy.cz a planuję z google maps, Wikipedią itd.
Papierowych nie używam od lat a szkoda, bo to zawsze klimacik ;)
Zaloguj się aby komentować
Laghi Gemelli albo bliźniacze jeziora w prowincji Bergamo we Włoszech na wysokości około 2000m.
Szlak zaczyna się w Caronie i trzeba podejść około 800 czy 900 m w górę, żeby zobaczyć jeziora i dojść do schroniska o tej samej nazwie (Rifugio Laghi Gemelli).
Latem zeszłego roku jeziora były niemalże puste ze względu na susze, teraz sztosik.
#podroze #fotografia #gory
@Ziemniak To gdzie się ryby wyprowadzają na czas suszy.?
@Ziemniak pięknie i chyba całkiem pusto!
Zaloguj się aby komentować
Zostań Patronem Hejto i tylko dla Patronów
- Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
- Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
- Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
- Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Dziś opiszę wycieczkę na Górę Policyjną. Zachęcam do czytania i śledzenia tagu #piechurwedruje
---------
Szczyt: Lackowa (Beskid Niski)
Data: 23 stycznia 2021 (sobota)
Staty: 10.5km, 5h, 415m przewyższeń
Była druga połowa stycznia, a cały śnieg w mieście zniknął. Mnie natomiast po dobrym początku roku, kiedy to udało mi się wyrwać na Łopień, znów zaczynało nosić. Szybko sprawdziłem na mapach szczyty należące do #koronagorpolski, możliwe do przejścia trasy, dojazd i pogodę, wykonałem kilka telefonów po rodzinie, i w ten sposób wyklarował się plan zdobycia Lackowej.
Na uczestnictwo w wyprawie wyrazili chęć kuzynka, tata i brat. Wyruszyliśmy w drogę trochę po 5 rano, jeszcze przed świtem, tak abyśmy jak najwcześniej mogli wrócić do domu, co według moich wstępnych wyliczeń miało oznaczać godzinę 13.
Startowaliśmy z miejscowości Izby, z której udaliśmy się w stronę granicy, aby dołączyć do czerwonego szlaku. Śnieg co prawda leżał dookoła, ale był wręcz parszywie mokry, droga natomiast była częściowo błotnista, a częściowo pokryta jeszcze lodem. Weszliśmy do lasu i niedługo później dotarliśmy do przełęczy Beskid, gdzie przywitała nas tabliczka informującą o dotarciu do granicy państwa. Czerwonym szlakiem ruszyliśmy zdobywać szczyt.
Przed wyjazdem czytałem o tym fragmencie drogi, który został nazwany "ścianą płaczu" ze względu na swoje ostre nachylenie. Owszem, początek prowadził nieco stromiej pod górę, ale było w miarę ok, więc zastanawiałem się, czy ktoś nie przesadził z tak dramatycznie brzmiącą nazwą. I wtedy zobaczyłem właściwą ścianę.
Podejście rzeczywiście wyglądało imponująco i trochę demotywująco, a i tak widziałem tylko jego kawałek, bo reszta kryła się we mgle. Rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę, sapiąc i klnąc od czasu do czasu pod nosem. Wejście nie byłoby nawet takie złe, gdyby nie tragiczny śnieg, na którym ślizgały się buty: wyglądało jakby nie mógł się zdecydować, czy już chce być cieczą, czy jeszcze ciałem stałym. Kijki bardzo przydały się w tych warunkach, natomiast raczków postanowiłem nie zakładać.
W końcu wgramoliliśmy się na szczyt, gdzie wiatr dął jak opętany. Rozpoczęliśmy poszukiwania wierzchołka, co trochę nam zajęło, bo na mapach Google jest oznaczony wcześniej, niż faktycznie się znajduje. Ostatecznie trafiliśmy pod tabliczkę Lackowej ze wskazaną wysokością 997 m n.p.m. - stąd też prześmiewcza nazwa "Góra Policyjna". Wraz z kuzynką przybiliśmy pieczątki do #koronagorpolski, zrobiliśmy zdjęcie, napiliśmy się wszyscy gorącej herbaty i ruszyliśmy w dół, bo wiatr dawał się już we znaki i zaczęliśmy tracić czucie w palcach.
Droga do przełęczy Pułaskiego również była dość stroma (polecam zobaczyć profil na zalinkowanej mapie), jednak w dół schodziło się w panujących warunkach bardziej komfortowo, niż wcześniej się wchodziło. Na tym etapie raczki znalazły się już na moich butach, śnieg amortyzował kroki, było całkiem przyjemnie. Porzucaliśmy się trochę śnieżkami i w dobrych nastrojach wyszliśmy z chmury.
Na przełęczy rozpocząłem poszukiwania ścieżki, którą moglibyśmy wrócić do Izb, co udało się dość szybko. Zeszliśmy ze szlaku i poszerzającą się drogą udaliśmy się w dalszą podróż. Było bardzo mokro i ślisko, a wzdłuż ścieżki płynął już mały potoczek, który szybko zmienił się w pełnoprawny górski potok.
Po drodze zaglądnęliśmy jeszcze do cerkwi św. Michała Archanioła, która okazała się być jedyną pozostałością po nieistniejącej już wsi Bieliczna - jeśli dobrze pamiętam, to wybita została przez jakąś zarazę. Drogę kilkukrotnie przecinał wspomniany już potok i kilka razy pokonywaliśmy go w nieco partyzancki sposób, przechodząc po zwalonych kłodach. Na szczęście nikt się w nim nie wykąpał.
W końcu, po przeprawieniu się przez ciapę i błoto, trafiliśmy na asfaltową jezdnię, którą dotarliśmy do samochodu. Początkowe wyliczenia, według których miałem być w domu o 13, okazały się mocno niedoszacowane, bo godzina wybiła, a my dopiero przebieraliśmy buty. Dostałem za to trochę po głowie od żony (zasłużenie), ale nie żałowałem ani minuty, bo trasa, mimo, że wymagająca, dostarczyła nam mnóstwo frajdy.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Jak rozumiem, na policyjnej jest jakieś schronisko...
Wchodziłem raz z bardzo dociążonym plecakiem 100L. Obecność plecaka była bardzo pomocna bo pomagała przybrać postawę czworakującą na najbardziej stromych odcinkach
Dobry szlak ma niepogodę, skoro widoków i tak by nie było :-P
Zaloguj się aby komentować
Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Babia Góra (Beskid Żywiecki)
Data: 1 czerwca 2019 (sobota)
Staty: 14km, 6h45, 885m przewyższeń
Ten wypad zorganizowaliśmy sobie z żoną z okazji Dnia Dziecka - 2 tygodnie wcześniej dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć dzidziusia, więc trzeba było to adekwatnie uczcić. Około 7:30 dojechaliśmy do Przełęczy Krowiarki, gdzie, o dziwo, udało nam się zaparkować praktycznie przy wejściu na teren BPN.
Zdecydowaliśmy się pójść najmniej wymagającą trasą i czerwonym szlakiem rozpoczęliśmy wspinaczkę na Sokolicę. Było w miarę słonecznie, ale mimo wszystko chłodno - warunki do chodzenia idealne. Droga prowadziła gęstym lasem, ubitą ścieżką ze stopniami wytyczonymi drewnianymi belkami. Minęliśmy kilka powalonych drzew, okazałych wykrotów i już byliśmy na szczycie.
Trochę wiało, więc założyliśmy kurtki, czapki i kaptury. W oddali widać było kapryśne Babsko, owinięte chmurami niczym szalem. Tak właśnie zapamiętałem ten szczyt z poprzednich eskapad: wiecznie przysłonięty, nawet jeśli warunki wydawały się być obiecujące. Wiedziałem już, że na widoki nie będzie co liczyć.
Weszliśmy w pas kosodrzewiny, który nieco chronił przed wiatrem. Chmury przewalały się przez grzbiet góry, gnając w dół zbocza, wyglądało to świetnie. Kontynuowaliśmy wspinaczkę wchodząc ostrożnie po leżących na trasie rozległych plackach pozostałego jeszcze po zimie śniegu. Minęliśmy Kępę, gdzie zrobiło się trochę łagodniej, po czym dotarliśmy do Gówniaka. Zaraz za nim, między Małymi Garbami, był bardzo fajny punkt widokowy, gdzie zrobiliśmy sobie zdjęcia na ogromnych skalnych blokach. Widoków rzecz jasna w tych warunkach pogodowych nie było.
Dotarliśmy w końcu na szczyt Diablaka, na którym zrobiliśmy krótką przerwę. Wiało okrutnie, nic nie było widać na kilka metrów wprzód, więc podjęliśmy decyzję o szybkim zejściu do schroniska. Zejście z Babiej w stronę przełęczy Brona jest usiane głazami, po których lepiej schodzić ostrożnie, bo mogą być śliskie i łatwo o nieszczęście. W drodze towarzyszyły nam już wspaniałe widoki, bo chmury zaczęły powoli ustępować. Zanim się obejrzeliśmy, a byliśmy już na przełęczy.
Po krótkim odpoczynku zaczęliśmy schodzić do schroniska w Markowych Szczawinach. Pierwsza część drogi z przełęczy Brona była ostrzej nachylona i nieco błotnista, także schodziliśmy powoli. Od Biwaku Zapałowicza trasa jednak złagodniała i szło się przyjemnie. Dotarliśmy do schroniska, zjedliśmy po szarlotce i udaliśmy się niebieskim szlakiem z powrotem do przełęczy Krowiarki.
Ta część była już spacerowa i niewymagająca. Szliśmy pięknym lasem, który kojąco szumiał. Po drodze minęliśmy kilka strumieni i małych polanek. Między drzewami mogliśmy spojrzeć jeszcze ostatni raz na szczyt Babiej, który rzecz jasna akurat wtedy postanowił się odsłonić. Bez pośpiechu, rozkoszując się zielenią, kroczyliśmy w stronę parkingu. Niedaleko końca trasy zeszliśmy jeszcze do Mokrego Stawku.
I tak skończyła się nasza wycieczka. W Przełęczy zapakowaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Mimo pochmurnej i wietrznej pogody byliśmy zadowoleni, bo udało nam się gdzieś wyrwać. Poza tym obiecaliśmy sobie, że powrócimy na Babsko, aby zobaczyć je w pełnej krasie i lepszej pogodzie, co po kilku latach zresztą się udało.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Skrót dla Babiogórskiego Parku Narodowego to BGPN, nie BPN - sorry za babola.
Zaloguj się aby komentować
Ogólnie jak ktoś ma jakieś pogadanki i podjazdy do autystów to zapraszam do dyskusji.
Kiedyś miałem różne podejście do osób autystycznych, a w wieku 30 lat okazało się, że jestem jednym z nich. Często sobie zadawalwm pytanie, "to ja jestem inny czy świat pojebany?" teraz odpowiedź mam na piśmie
Mówiła wam kiedyś matka "nie śmiej się z innych, bo może się to przytrafić Tobie"? No. Mnie się przytrafiło.
@kryane @LaMo.zord @wombatDaiquiri @Sofie@Sofie wysyłajcie pytania na pw zrobię jeden duży wpis
@A_a gaslighting zawsze w cenie, dobrze
Zaloguj się aby komentować
#timetoescape (tag do śledzenia lub czarnolistowania)
Na zdjęciu Kościół Świętego Eljasza i widok na zatokę kotorską.
Widok bardziej czarnogórski, niż bośniacki, jednak bardzo dla mnie ważny i dający mi sporo frajdy. Jednym z moich ulubionych zajęć, kiedy byłem w Czarnogórze, była wspinaczka do tych małych, czasem opuszczonych kościołów i cerkwii położonych na wzgórzach.
Do tego konkretnego egzemplarza nie można dojechać samochodem bezpośrednio. Od "parkingu" do samego kościoła dzieli nas około 30 minut wspinaczki po kamieniach, głazach i kawałek przez las. Jednak rekompensata następuje w momencie, gdy zaparzamy w tym miejscu kawę i patrzymy na wschód słońca.
#czarnogora #gory #podroze #balkany #fotografia
Zaloguj się aby komentować
Rano biedronka a potem #szyndzielnia
#gory #wyrypa
#ksiezycowyspacer
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/ksiezycowyspacer/
@Lubiepatrzec Jesienią góry są piękne.
Chociaż przez cały rok też im niczego nie brakuje.
@Mr.Mars jest bardzo ładnie - jeszcze nie tak zimno, wciąż słonecznie no i część liści już pożółkła i opadła na szlak.
@Lubiepatrzec loo wczoraj był śnieg jeszcze
@Lubiepatrzec ależ wyprawa! Pięknie! Dawno nie byłam na Szyndzielni, a tak miło ją wspominam
Zaloguj się aby komentować
Zaliczyliśmy Szyndzielnię z buta, dało mu to w palnik. Spał 3.5h po powrocie ༼ ͡° ͜ʖ ͡° ༽
Sama wyprawa wspaniała na szczycie -1 i rześkie powietrze. Polecam
#pokazpsa #psy #gory
Pierwszy raz widział śnieg, bardzo mu smakował.
@Zly_Tonari
o kurde śnieg
Takiego szwajcara zimą łatwo zgubić. Pan uważa
@JF_Sebastian mieszkam w Kato, tutaj śnieg jest szary ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°)
Szwajcar po 2 spacerach też się zrobi szary. Tez tu mieszkam i mam psa z białymi elementami karoserii, więc wiem o czym mówię
@JF_Sebastian mam świecącą obroże, świetnie się sprawdza noca ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zaloguj się aby komentować
Zapraszam na już piąte podsumowanie tras z #piechurwedruje
---------
25. Wpis: Czarny Staw Gąsienicowy
Wnioski:
-
Jeśli tylko dopisują siły i ma się w zapasie czas, to warto zawsze rozważyć wydłużenie trasy o kolejny ciekawy punkt.
-
Niby oczywiste, ale w Tatrach na prawdę żyją dzikie zwierzęta, i nie są to tylko sarny czy kozice, ale także niedźwiedzie, które można zobaczyć, a jeśli ma się pecha to także spotkać.
-
W Tatry najlepiej zawsze wybierać się z samego rana - pozwoli to uniknąć korków zarówno w stronę Zakopanego, jak i w drogę powrotną.
26. Wpis: Wysoka
Wnioski:
- Jeśli tylko ma się czas to fajnie poświęcić te kilka chwil na zatrzymanie się przy nieoczywistych miejscach, które wzbudzą zainteresowanie na trasie.
27. Wpis: Lubomir
Wnioski:
-
Zanim zdecydujemy się iść z dzieckiem na wycieczkę w nosidle dobrze jest przetestować jak na nie reaguje, żeby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek.
-
Dla dziecka wyprawa powinna być przyjemnością, a to w dużej mierze zależy od tego, jak jesteśmy w stanie mu ją urozmaicić.
28. Wpis: Chełmiec
Wnioski:
-
Przy dobrym planowaniu spokojnie można zrobić przynajmniej dwa szczyty w jeden dzień w ramach #koronagorpolski
-
Mimo pozornie ciepłej pogody i braku śniegu w niższych partiach góry może on dalej zalegać w jej wyższych partiach już w formie lodu - na wycieczki zimą, a także wczesną wiosną dobrze jest mieć w plecaku nakładki antypoślizgowe lub raczki.
-
Gubienie szlaku to już klasyka - warto regularnie sprawdzać swoje położenie na mapie.
29. Wpis: Waligóra
Wnioski:
-
Mimo tego, że planowana trasa może wydawać się krótka i łatwa na mapie, dobrze jest rozeznać się w panujących warunkach i w przypadku braku odpowiedniego sprzętu wspomagającego (raczki, nakładki) mierzyć siły na zamiary.
-
Pomagajmy sobie w górach uprzedzając innych na szlaku o panujących warunkach na czekającym ich odcinku, jeśli wiemy, że może sprawić on trudność.
30. Wpis: Wielka Sowa
Wnioski:
-
W przypadku wędrówek po zaśnieżonych i skutych lodem trasach kijki, raczki i nakładki antypoślizgowe powinny znaleźć się w naszym wyposażeniu.
-
Nigdy nie ufać nawigacji w 100% - wyznaczone trasy lepiej prześledzić, żeby później nie pluć sobie w brodę.
-------
Kolejne wpisy będę wrzucać już trochę mniej regularnie ze względu na dynamicznie rozwijającą się sytuację domową, ale nie powinno być tragedii
#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
@Piechur Za te wpisy to powinieneś dostać co najmniej odznakę Honorowy Człowiek Gór.
Zaloguj się aby komentować
Zapraszam na ostatni wpis dotyczący jednodniowej wyprawy z moim kuzynostwem. Zachęcam do czytania i obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyt: Wielka Sowa (Góry Sowie)
Data: 19 marca 2022 (sobota)
Staty: 9km, 2h50, 385m przewyższeń
Zaliczyliśmy już Chełmiec i Waligórę, więc przyszedł czas na ostatni z zaplanowanych szczytów, czyli Wielką Sowę. Opuściliśmy schronisko Andrzejówka i pojechaliśmy w kierunku miejscowości Rzeczka.
W tamtym momencie już nie po raz pierwszy za bardzo zaufałem mapom Googla, które poprowadziły mnie co prawda najkrótszą trasą, ale wijącą się przez wąskie górskie drogi. W pewnym momencie dojechaliśmy wręcz do miejsca, w którym widniał sezonowy zakaz wjazdu. Odcinek do przejechania był krótki, więc postanowiłem zaryzykować. Nie było to mądre - co prawda udało się przejechać, ale droga była szerokości jednego samochodu i leżał na niej miejscami zmarznięty śnieg. Wystarczyłoby, żeby było go więcej albo by ktoś jechał z naprzeciwka i w najlepszym wypadku musiałbym wracać na wstecznym.
Ostatecznie dojechaliśmy jednak na miejsce i zostawiliśmy auto na darmowym parkingu przy jednym z ośrodków wypoczynkowych. Wraz z masą innych turystów rozpoczęliśmy wspinaczkę czerwonym szlakiem pod najostrzejszy kawałek trasy prowadzący do schroniska Orzeł. Była to najmniej przyjemna część wędrówki.
W schronisku przybiliśmy pieczątki do #koronagorpolski, wypiliśmy po kawie i ruszyliśmy dalej. Mniej więcej od obelisku Karla Wiesena na drodze pojawił się gruby lód i szybko uznaliśmy, że raczki i nakładki muszą znaleźć się na butach.
Pogoda dopisywała, niebo było niebieskie, a słońce świeciło mocno, więc szybko zrezygnowałem z kurtki. W dobrych nastrojach doszliśmy do schroniska Sowa, gdzie znów przybiliśmy pieczątki. Od tamtego miejsca aż na szczyt szlak prowadził lasem, cały czas po skutej lodem ścieżce. Szło się jednak bardzo przyjemnie.
Po dotarciu na Wielką Sowę zrobiliśmy sobie zdjęcie przy tabliczce. Ludzi było sporo, zawłaszcza rodzin z dziećmi. Niestety nie mieliśmy okazji wejść na wieżę widokową, bo była w remoncie. To co mnie zaskoczyło to sposób w jaki szczyt był przygotowany na turystów - pełno ław, wiat, miejsc na ognisko, a także buda z jedzeniem i toaleta, wszystko na polanie otoczonej lasem. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem.
Nadszedł czas na powrót. Udaliśmy się żółtym szlakiem w kierunku Jeleniej Polany. Po drodze, niedaleko za szczytem, minęliśmy ruiny jakiegoś schroniska, a po dłuższym kawałku spokojnego marszu dotarliśmy do Małej Sowy. Zdjąłem przy niej raczki, bo nie były już potrzebne. Zejście do Polany było nieco bardziej nachylone, ale dzięki kijkom czułem się pewniej.
Odbiliśmy na czarny szlak prowadzący już szeroką drogą i spokojnie zeszliśmy do ulicy, przy której zostawiliśmy auto - trzeba było jednak dojść do niego jeszcze kawałek poboczem pod górę. W ten oto sposób, zaliczając trzy szczyty, zakończyliśmy naszą jednodniową wyprawę. Teraz czekała nas już tylko długa droga powrotna i wspominanie przybitych kilometrów oraz widoków.
Na upartego mogliśmy jeszcze pojechać na Ślężę, na co byliśmy przygotowani pakując czołówki, ale zależało mi już na powrocie do domu przed kąpielą Myszy. Tak czy inaczej, plan minimum został zrealizowany, a ja spędziłem świetnie czas ze swoim cudownym kuzynostwem.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Moje rodzinne strony
Zaloguj się aby komentować
W dzisiejszym #piechurwedruje
---------
Szczyt: Waligóra (Góry Kamienne)
Data: 19 marca 2022 (sobota)
Staty: 3km, 1h15, 185m przewyższeń
Chełmiec został zaliczony, tak więc bez większej zwłoki wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w dalszą drogę. Opuściliśmy Wałbrzych i skierowaliśmy się do Rybnicy Leśnej, a konkretnie do schroniska Andrzejówka. Zaparkowałem samochód na błotnistym parkingu, po czym udaliśmy się do budynku przybić pieczątki do #koronagorpolski.
Odległość ze schroniska na szczyt to ledwie 500 metrów i w normalnych warunkach trasa nie zajęłaby nam dużo czasu. Praktycznie całą drogę pokrywał jednak lód i trzeba było uważać, jak stawia się nogi. Był to również moment, w którym zdecydowałem, że lepiej założyć raczki, niż wywinąć orła. Nakładki antypoślizgowe założyła także kuzynka, ale okazało się, że kuzyn takowych nie ma. Na szczęście zwykle pakuję więcej rzeczy na różne okazje i poczęstowałem go swoim kompletem.
Zaczęliśmy podchodzić pod Waligórę żółtym szlakiem. Jest to najkrótszy odcinek, jakim można się na nią dostać od schroniska, ale jest też na prawdę stromy. Nie dało się już kluczyć bokiem głównej ścieżki, jak to robiłem na Chełmcu, bo lód pokrywał praktycznie całe podłoże. Szliśmy ostrożnie, a mi oprócz raczków przydały się też kijki, dzięki którym udało mi się uniknąć bolesnego wywrócenia i zjazdu na dół po tym, jak przypadkiem postawiłem stopę bokiem buta i momentalnie zaczęła mi odjeżdżać. Nie będę ukrywać, serce zaczęło bić mi w tamtym momencie szybciej.
Powoli dotarliśmy do miejsca, w którym szlak przecinał się ze ścieżką prowadzącą wzdłuż poziomic. Spotkaliśmy tam parę, która planowała schodzić drogą, którą my weszliśmy - nie mieli ani kijków, ani raczków czy jakichkolwiek nakładek, na nogach adidasy; zapewnie nie spodziewali się takich warunków. W każdym razie stanowczo odradziłem im kontynuowanie trasy, widząc z jaką trudnością pokonują odcinek o mniejszym nachyleniu niż ten, który ich czekał. Nie wiem czy posłuchali rady, my w każdym razie poszliśmy dalej.
Po dotarciu na szczyt Waligóry zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i w dalszym ciągu żółtym szlakiem zaczęliśmy schodzić jej południową stroną. Na tym etapie trudności się skończyły i zamiast lodu pod nogami pojawił się śnieg, także wkrótce ściągnąłem raczki. Trasa delikatnie i równomiernie opadała, a spacer był przyjemny.
W miarę szybko doszliśmy do skrzyżowania szlaków przy potoku Sokołowiec, skąd już zielonym szlakiem wróciliśmy do schroniska i czekającego na parkingu samochodu. Słońce świeciło jasno, pojedyncze chmury błąkały się po niebie, więc nie traciliśmy czasu i pojechaliśmy zdobyć następny, ostatni już w tym dniu szczyt.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Zaloguj się aby komentować
Ten i kolejne dwa wpisy będą poświęcone trzem szczytom w trzech różnych pasmach, które obskoczyłem w ciągu jednego dnia w ramach #koronagorpolski . Zachęcam do czytania i obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyt: Chełmiec (Góry Wałbrzyskie)
Data: 19 marca 2022 (sobota)
Staty: 8km, 2h15, 390m przewyższeń
Do #koronagorpolski zapisałem się w 2019 roku, ale od dłuższego czasu nastąpiła pewna stagnacja w zdobywaniu szczytów wchodzących w jej skład. Na większość gór, które były w niedalekiej okolicy (czyli do 2h jazdy) już wszedłem i zostały te oddalone o ponad 4h. Z czasem było ciężko, bo młoda chorowała praktycznie bez przerwy, dodatkowo wychodziły jej jeszcze zęby i była marudna, więc nie mogłem pozwolić sobie na znikanie na całe dnie. Zdrowy rozsądek nakazywał również zdobycie kilku szczytów, jeśli w grę wchodziła dłuższa jazda.
W końcu trafiło się okienko - Mysz była zdrowa od tygodnia, sobota zapowiadała się ładna, a żona dała zielone światło. Razem z kuzynką i kuzynem, który był inicjatorem zapisania się do klubu, umówiliśmy się na wyjazd, a ja zająłem się logistyką, czyli planowaniem tras oraz kolejności ich przechodzenia.
Naszym pierwszym celem był Chełmiec, tak więc czekała nas około 4 godzinna jazda do Wałbrzycha. Wyruszyliśmy wczesnym rankiem (ku wielkiej rozpaczy kuzynki), dzięki czemu koło 8:00 byliśmy już na miejscu.
Żółtym szlakiem skierowaliśmy się w stronę Czarnego Mostu, spod którego odbiliśmy na północ w czarny szlak. Droga była błotnista i rozjeżdżona przez traktory, a las wyglądał szaro buro i ponuro, pełen nagich drzew pozbawionych jeszcze liści.
Z czarnego szlaku skręciliśmy w niebieski, który prowadził już na sam szczyt. Tutaj rozpoczęła się pierwsza część wspinaczki, odcinek był jednak krótki, bo tylko na pół kilometra. Doszliśmy do drogi dojazdowej, która prowadzi na Chełmiec, i którą kawałek trzeba było iść. Szukaliśmy miejsca, w którym niebieski szlak znów skręca pod górę i oczywiście go przegapiliśmy. Na szczęście, nie po raz pierwszy, z pomocą przyszedł GPS.
Okazało się, że zgubić szlak wcale nie było trudno, bo odbijał w górę w dość nieoczekiwanym miejscu - trzeba było przejść przez rów przy drodze i wspiąć się ostro pod górę po nasypie. Ta część trasy była już cięższa i prowadziła praktycznie prostopadle do gęsto usianych poziomic. Dodatkowo pojawił się lód, przez co szło się wolno, bo nogi co i rusz rozjeżdżały się na boki. Nie zakładałem jednak raczków, bo udawało się przejść trochę bokiem po leżących kupkach śniegu.
W końcu moim oczom ukazał się przebijający przez gałęzie duży Krzyż Milenijny, który zapowiadał dostanie się na szczyt. Doszedłem do XIX wiecznej wieży widokowej, która niestety była zamknięta, i poczekałem na kuzynostwo. Przybiliśmy pieczątki, zrobiliśmy zdjęcie, zjedliśmy po bułce i ruszyliśmy w drogę powrotną - plan mieliśmy napięty.
Do samego samochodu szliśmy już żółtym szlakiem i ta trasa pod względem wizualnym podobała mi się już znacznie bardziej. Las był jakby trochę inny, drzewa przyjaźniejsze, może dzięki słońcu, które zaczynało przygrzewać coraz bardziej. Minęliśmy uroczy zakątek przy dwóch małych stawach i wkrótce dotarliśmy ponownie na Czarny Most.
Zanim się obejrzeliśmy, a byliśmy przy aucie. Szybko wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy zdobyć kolejną niewielką górę. Na sam Chełmiec muszę wrócić latem, może bardziej mi się spodoba, bo wrażania po tej marcowej wycieczce miałem raczej średnie.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Na Chełmiec wygodniej się wchodzi z Boguszowa-Gorc. Po drodze jest nawet górnicza droga krzyżowa.
@Konto_serwisowe O, dzięki za info, spróbuję tak pójść kolejnym razem
@Piechur Również polecam tę trasę. Do Boguszowa-Gorce można dojechać koleją albo podjechać samochodem (przy zielonym szlaku znajduje się parking). Po drodze mija się wspomniane już przez @Konto_serwisowe kapliczki górniczej drogi krzyżowej. Idąc można natrafić też na tablice informacyjne przedstawiające lokalną przyrodę i co ciekawe w Górach Wałbrzyskich przynajmniej na kilku takich tablicach przymocowano małe tabliczki z krótką informacją w alfabecie Braille’a albo niewielkie płaskorzeźby przedstawiające opisywane na danej tablicy rzeczy. Na samą wieżę też warto się wdrapać, chociaż na ostatnich schodkach trzeba uważać, a na samej platformie jest mało miejsca i sporo zamontowanych anten oraz różnego sprzętu.
Jako ciekawostkę dodam, że Chełmiec wcale nie jest najwyższym szczytem Gór Wałbrzyskich i tylko przez pomyłkę został zaliczony do Korony Gór Polski. O mniej więcej 3 m przewyższa go Borowa. Podobna sytuacja jest z Górami Bardzkimi, gdzie w Koronie Gór Polskich wpisano Kłodzką Górę, chociaż najwyższym szczytem w tym paśmie jest Szeroka Góra.
Zaloguj się aby komentować
@A_a wciąż aktualne
@Ten_typ_sie_patrzy akurat górale są spokrewnieni chyba z każdą nacja dookoła, ale Żydów było tam mało
@Ten_typ_sie_patrzy
Zdjecie z tym parkingiem to ma dluzsza historie- turysci parkowali samochodami chlopu na prywatnym terenie dlatego wywiesil, ze platny parking.
Tak mi opowiadal znajomy, sasiad zreszta tego typa.
Co nie zmienia faktu, ze licza sobie za wszystko x4
Ale moga, bo turystow nie brakuje.
Łojciec śwjenty to góry kochoł więc płać te dutki
Zaloguj się aby komentować
Wyżej niż na Pico de la Zarza (807 m n.p.m.) być nie sposób, jeśli odwiedzamy Fuerteventure.
Starsza koleżanka pozostałych wysp nie imponuje wysokością, ale niezmiernie zachwyca krajobrazami, które na pozór niegościnne, kryją w sobie nieco życia.
Najwyższy szczyt wyspy dzieli półwysep Jandia na dwie części - wschodnią, po której biegnie ścieżka na Pico, stopniowo wznosząca się od poziomu morza - i zachodnią, opadającą nagle stromym klifem u podnóża której znajduje się piękna (i jeszcze dzika) plaża Cofete.
Jest jeszcze jedna różnica - na wschodzie półwyspu aż roi się od nieciekawych hoteli i resortów, oraz szeroko pojętej turystyki masowej, którą zawsze omijam jak najszerszym łukiem. Zachód oferuje znacznie więcej pozytywnych wrażeń.
Sama podróż na szczyt jest odrobinę wymagająca wyłącznie ze względu na ciągłą, otwartą na słońce i wiatr ekspozycję i absolutny brak drzew czy chociażby większych krzewów.
Ja wychodząc trafiłam na dosyć zmienne warunki - od absolutnej ciszy i skwaru, po mocne podmuchy wiatru, który przyjemnie ochładzał podczas podejścia na szczyt, ale jednocześnie spowalniał, a także deszcz, z nisko przechodzącej chmury.
Widoki na całej trasie absolutnie zachwycają.
Na koniec otrzymujemy zwieńczenie trudu - rozległą panoramę, którą można kontemplować z upodobaniem.
#gory #podroze #wyspykanaryjskie
#ksiezycowyspacer
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/ksiezycowyspacer/
Zazdro! Ten brak drzew trochę smutny, ocean jednak rekompensuje
@Piechur Brak drzew ma swój klimacik
@michalnaszlaku zdecydowanie tak! Bardziej zwraca się uwagę na inne rośliny
@ciszej Teraz możesz popatrzeć na wszystko z góry. Im wyżej tym lepiej.
@Mr.Mars tylko gdzie tu teraz wyżej wyjść
Zaloguj się aby komentować
W tym odcinku o tym, jak pierwszy raz wsadziliśmy Mysz w nosidło. Zachęcam do czytania i obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyt: Lubomir (Beskid Wyspowy)
Data: 27 czerwca 2021 (niedziela)
Staty: 3.5km, 2h, 285m przewyższeń
Odkąd urodziła się Mysz wiedziałem, że będę chciał brać ją na wycieczki w góry. Po pozytywnej wyprawie na Łysicę, gdzie niosłem ją w chuście, przez prawie rok nie było jednak okazji do kolejnego wspólnego wypadu - sytuacja pandemiczna, kolejne obostrzenia oraz zdrowie nie bardzo sprzyjały w realizacji planów. W końcu nastała jednak wiosna 2021 roku, zrobiło się cieplej, a ja uznałem to za dobry moment, żeby znowu podziałać coś w temacie.
Młoda od kilku miesięcy już chodziła, także kwalifikowała się do nosidła na plecy. Jakoś w połowie maja wybrałem najlepszy w mojej ocenie model i rozpocząłem proces oswajania z nim córki. Nie było łatwo.
W nosidle zostały przeniesione wszystkie jej ulubione pluszaki, opowiadałem o nim bajki, ale mimo to młoda za Chiny Ludowe nie pozwalała się do niego włożyć - kopała nogami, wrzeszczała i płakała, wiotczała w rękach. Ogólnie mówiąc ciężki temat.
W końcu udało mi się ją do niego włożyć i w jednej ręce trzymając telefon z włączoną bajką zejść i wejść po klatce schodowej. Spodobało się. Kolejny test w terenie również wypadł ok i zaliczyliśmy 40 minutowy spacer w parku. Po prawie półtorej miesiąca nadszedł czas na ostateczny sprawdzian.
Wybrałem trasę na Lubomir, bo była krótka, miała mało przewyższeń, a i dojazd nie był kłopotliwy. Dojechaliśmy jak najbliżej początku lasu i skorzystaliśmy z uprzejmości właścicielki jednego z domów, która pozwoliła nam zaparkować na jej posesji.
Przygotowałem nosidło i wyciągnąłem Myszora z fotelika. Na widok "plecaczka" zaczęła drzeć się jak opętana. Żona spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym: "Wracamy", ale ja postanowiłem podjąć ostateczną próbę - szybko włożyłem córę do nosidła, zapiąłem ją i włożyłem na plecy. Od jej krzyku mózg zaczął mi się topić i wypływać uszami. Błyskawicznie ruszyłem w górę starając się rozkojarzyć ją czym tylko się dało: kamyk, listek, ptaszek, błoto, gałąź, wszystko było dobre.
Jak już się domyślacie: udało się (inaczej nie byłoby wpisu). Wystarczyła minuta, a może dwie, i młoda się uspokoiła, na co największy wpływ miało chyba bujanie podczas marszu. Więcej już nie krzyczała - ani podczas tej wycieczki, ani na kolejnych. Rozpoczęliśmy wspinaczkę na szczyt.
Tę trasę już kiedyś opisywałem i tak na prawdę można ją skrócić do kilku zdań. Początek był nieco trudny, kamienisty, z jednym miejscem, gdzie trzeba było się wspiąć po skałach. Starałem się znaleźć odpowiedni balans, bo mój środek ciężkości uległ zmianie, a córa nie siedziała stabilnie, tylko podskakiwała sobie i wychylała się na boki. To był jedyny fragment, który był dla mnie cięższy, natomiast reszta drogi przebiegła bez problemu.
Na szczycie zrobiliśmy przerwę na jedzenie, żona przybiła pieczątkę do #koronagorpolski , a młoda dreptała wokół nas wcinając jabłko. Zdecydowaliśmy, że czas już wracać i tą samą trasą udaliśmy się do samochodu.
Wyprawa była naprawdę udana. Mysza przez większość czasu śpiewała, głaskała mnie po karku i włosach z tyłu głowy, gadaliśmy do siebie i było po prostu cudownie. Otworzyliśmy nowe możliwości na wspólne spędzanie czasu i kiedy tylko była okazja starałem się je wykorzystać. Zakup nosidła okazał się być jedną z najlepszych decyzji, jakie z żoną podjęliśmy.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
@Piechur Mnie też mógłby teraz ktoś ponosić po górach.
@Piechur U nas z nosidłem nie było problemów, ale zaczęliśmy trochę szybciej, jakoś w 8 miesiącu jak młoda nie umiała jeszcze chodzić sama tylko za ręce. Tak się jej spodobało już za pierwszym razem, że można z nią było chodzić cały dzień z przerwami na jedzenie.
Półtorej roku później nosidło dalej używamy tylko z 13kg dzieckiem już nie jest tak fajnie xD, teraz głównie wchodzi w nim pod górę, a po płaskim i w dół drepta sama.
@k0201pl Bardzo fajnie, gratulacje
Zaloguj się aby komentować
Dzisiaj w #piechurwedruje
---------
Szczyt: Wysoka (Pieniny)
Data: 18 sierpnia 2019 (niedziela)
Staty: 15.5km, 6h, 785m przewyższeń
Była połowa sierpnia, pogoda dopisywała, a ja miałem smaki na jakąś szybką wyprawę w góry. Żona, ze względu na bardziej zaawansowaną ciążę, nie czuła się już na siłach żeby gdzieś wyskoczyć, więc na wycieczkę umówiłem się z tatą.
Dojechaliśmy do Szczawnicy rano, a auto zostawiliśmy na jednym z parkingów w Jaworkach. Zielonym szlakiem ruszyliśmy Wąwozem Homole, który od samego początku zachęca do eksploracji. To właśnie on był jednym z powodów, dla którego wybrałem Wysoką jako cel naszej wyprawy.
Wąwóz wyglądał po prostu super. Trasa prowadziła zarówno po ścieżce, jak i wypłukanych przez wodę głazach, w kilku miejscach były kładki, schody oraz poręcze ułatwiające przejście. Otaczały go wysokie skały o ciekawych kształtach i kolorach, a przez środek i część drogi płynął potok Kamionka, który z mozołem wyrzeźbił to cudowne miejsce.
Po drodze zatrzymaliśmy się w kilku obowiązkowych punktach, a więc przy Kamiennych Księgach na Dubantowskiej Polanie, a także przy Jameriskowej Skale, spod której odbiliśmy na chwilę ze szlaku, by udać się do górnej stacji kolejki linowej, gdzie dostępny był punkt widokowy na okolicę.
Wkrótce doszliśmy do bazy namiotowej "Pod Wysoką". Do tego momentu trasa nie sprawiała żadnego problemu. Szlak prowadził dalej pod górę przez ogromną polanę. Nachylenie trochę się zwiększyło, ale nie jakoś drastycznie. Pod Jaworem Strażaków zrobiliśmy krótką przerwę na jedzenie, a następnie znów zboczyliśmy ze szlaku, aby pooglądać ruiny dawnej bacówki. Tak właśnie wyglądają wycieczki z moim tatą, który nie odpuści żadnej okazji, by podejść i z bliska zobaczyć coś interesującego - i dlatego tak bardzo lubię z nim chodzić.
Dotarliśmy na skraj rezerwatu Wysokie Skałki i był to pierwszy moment, który był nieco cięższy, ponieważ droga zrobiła się znacznie bardziej stroma. Po około 300 metrach na chwilę się wypłaszczyła i poprowadziła wgłąb lasu. Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy na pewno dobrze idziemy, bo szlaku nie było widać, ale w końcu go zobaczyliśmy.
Trafiliśmy w końcu pod właściwe podejście na szczyt i był to drugi trochę bardziej wymagający fragment. Sapiąc dotarliśmy do pierwszego punktu widokowego, a w końcu na samą Wysoką. Wierzchołek był skalisty, otoczony barierką. Oferował wspaniałą panoramę na Tatry, w oddali widać również było Babią Górę. Krótko mówiąc - idealne miejsce na bułkę z kotletem.
Po posiłku przybiłem pieczątkę do #koronagorpolski , zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i ostrożne zeszliśmy na Polanę pod Wysoką, skąd niebieskim szlakiem udaliśmy się do przełęczy Rozdziela. Trasa była bardzo przyjemna, trochę w górę, trochę w dół, trochę lasem, trochę polanami. Minęliśmy kilka dużych mrowisk i ogromnych ostów. Las zielenił się pięknie, a na kwiatach siedziały grube trzmiele.
Podejście do przełęczy było ostatnim fragmentem prowadzącym w górę. Na polanie pod drzewem zrobiliśmy sobie ostatnią przerwę na posiłek i słuchaliśmy z przyjemnością pobekiwań dochodzących z lasu, gdzie przed słońcem schowało się stado owiec, dzwoniąc pięknie dzwoneczkami. Krowy pasły się na pobliskiej łące, obłoki niespiesznie czołgały się po niebie.
Ruszyliśmy dalej, żółtym szlakiem schodząc do Doliny Białej Wody. To kolejne bajkowe miejsce, którym płynie potok, od którego dolinka wzięła swoją nazwę. Podobnie jak Wąwóz Homole, również była osłonięta wysokimi skałami, a przy ścieżce słychać było szmer wody. Oczywiście nie mogliśmy się powstrzymać i zanurzyliśmy w niej stopy.
W pewnym momencie górską ścieżkę zastąpiła bardziej szeroka i utwardzona droga, na której roiło się od rodzin z dziećmi - zarówno w wózkach, jak i latających dookoła. Od kaplicy pw. Matki Bożej do samego parkingu trasa prowadziła już asfaltem, więc nic ciekawego.
Wyjechaliśmy w końcu z Jaworek, opuściliśmy Szczawnicę, pomachaliśmy drewnianemu góralowi i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Bardzo polecam tę trasę, dla mnie była mega relaksująca i zapewniła mi przyjemny odpoczynek od kłębiących się myśli.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
@Piechur
pomachaliśmy drewnianemu góralowi
Kiedy wyruchałeś już 10 000 turystów na dutki i odblokowałeś złotego skina.
Zaloguj się aby komentować
Dogrzebałem się do starych zdjęć robionych chyba jeszcze moim Szajsungiem Avila, dlatego dzisiaj w #piechurwedruje
---------
Miejsce: Czarny Staw Gąsienicowy (Tatry)
Data: 18 września 2011 (niedziela)
Staty: 13km, 6h, 800m przewyższeń
Wycieczkę zorganizowaliśmy z okazji 50. urodzin taty, a za cel obraliśmy Tatry. Wystartowaliśmy z Kuźnic wyjątkowo solidną ekipą: mama z tatą, siostra z byłym partnerem, brat z byłą partnerką oraz ja (solo).
Muszę się przyznać, że z uwagi na to, że było to już dość dawno, nie pamiętam wiele z początkowej części trasy, poza tym, że było dość słonecznie, a dochodząc do Królowej Rówień (niedaleko za Karczmiskiem, czyli Przełęczą Między Kopami) wszyscy mocno już sapaliśmy. Dotarłem tam chyba pierwszy i czekałem na resztę chłonąc otaczający mnie krajobraz.
Wybierając się w Tatry w ostatnich latach miałem wrażenie, że są strasznie oblegane i turystów jest dużo więcej niż kiedyś, ale przypominając sobie to wyjście z 2011 dochodzę do wniosku, że tak musiało być już od dłuższego czasu. Ludzi na szlaku było na prawdę sporo.
Doszliśmy do schroniska Murowaniec i zrobiliśmy przerwę na klasyczną bułkę z kotletem. Podziwialiśmy majestatycznie wyglądający Kościelec i zastanawialiśmy się, czy kończyć wyprawę, czy może spróbować jeszcze gdzieś pójść. Stanęło na tym drugim i wybraliśmy się obejrzeć Czarny Staw Gąsienicowy.
Tę część zapamiętałem dobrze, a to dlatego, że na zboczach Żółtej Turni, po drugiej stronie Czarnego Potoku Gąsienicowego, brykał sobie niedźwiedź. Z brykaniem to może przesada, bo tak na prawdę chodził powoli w poszukiwaniu jedzenia, ale jednak. Był to pierwszy i ostatni raz, gdy widziałem miśka na żywo w naturalnym środowisku.
W końcu doszliśmy do Czarnego Stawu Gąsienicowego, odpoczęliśmy chwilę zachwycając się cudownymi okolicznościami przyrody i ruszyliśmy w drogę powrotną do Kuźnic. Ta część drogi jest już dla mnie enigmą i jedyne co pamiętam od tego momentu to to, że stojąc w korku na Zakopiance spaliłem sprzęgło w naszej Primerze.
To był chyba ostatni wypad w góry, w którym udało się zebrać całą rodzinkę, a więc rodziców i rodzeństwo, dlatego mile go wspominam.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #tatry
Zaloguj się aby komentować