622 + 1 = 623
Tytuł: Internat
Autor: Serhij Żadan
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10
#bookmeter
Cywile też odważali się, rwali do miasta po rozwalonym asfalcie. Wojskowi starali się ich od tego odwieść. Wojskowym nikt tu jednak szczególnie nie dowierzał, każdy uważał się za najmądrzejszego. No i pchał się pod moździerze po jakieś tam zaświadczenie z funduszu emerytalnego.
Sprawa wydaje się prosta: trzeba odebrać dziecko z internatu. Czyli udać się tam, zabrać je i wrócić. Tyle, że trwa wojna, a internat znalazł się po drugiej stronie frontu. Zresztą, w ogóle to, że wojna trwa jest powodem, że dziecko trzeba odebrać. W innym przypadku nikt nie byłby tym zainteresowany. Bo ten tytułowy internat to nie jest przyszkolna placówka mieszkaniowa. To raczej coś w rodzaju sierocińca. Miejsce dla dzieci porzuconych i niechcianych.
Najlepiej czuł się na tym odcinku pięciuset metrów, który który musiał przejść z domu do budynku szkoły.
Dziecko, nastoletni Sasza, wychowywało się bez ojca. Matka, która zdecydowała o oddaniu syna pod opiekę, nie bardzo jest nim zainteresowana. W domu trwa dyskusja, bo po dziecko trzeba jedank pójść. Tylko kto ma to zrobić?
Decyduje się na to Pasza, brat matki Sasz. I to właśnie Pasza jest głównym bohaterem tej historii. Pasza, który nie bardzo radzi sobie w życiu. Owszem, pracuje jako nauczyciel, owszem, jakoś żyje w rodzinnym domu, w miasteczku kolejowym, które po rozpadzie Związku Radzieckiego i uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości też niejako się rozpadło, bo nie ma w nim pracy, nie ma perspektyw i włąściwie to nie ma w nim nic. No, jest w nim może apatia i beznadzieja. Tak samo zresztą jak i u Paszy, który nie tylko ma zniszczone życie osobiste, nie tylko cierpi z powodu kompleksów, ale też nie bardzo chce w tym świecie, w którym przyszło mu żyć, zajmować jakieś miejsce. Pasza chce po prostu zrobić swoje i mieć spokój.
Podwórko jest wyasfaltowane, w asfalt rudą gliną wklejony jest ślad ciężarówki – pewnie wywozili rzeczy. Własne albo cudze.
I to właśnie Pasza wyrusza w podróż, bo ta książka to trochę powieść drogi, żeby Saszę z internatu odebrać. Po drodze mija wojskowe posterunki („nasze” czy „wasze”? – czasami ciężko rozpoznać, bo ludzie podobni, mówią też w podobnym lub takim samym języku), napotyka ludzi – jednych, którzy mu pomagają bezinteresownie; innych, którzy mu pomagają interesownie; takich którzy, zajęci własnym przetrwaniem, zupełnie się Paszą nie interesują; takich, którzy znalazłszy się w obliczu wojny czują się tak zagrożeni, że pierwszą ich reakcją jest nieufność lub wrogość wobec każdego napotkanego człowieka. Pasza zresztą sam prezentuje cały wachlarz tych wymienionych wyżej postaw.
Stara się mówić srogo, głos ma jednak zmęczony, jak żona, która która całą noc czekała na męża, doczekała się i należałoby się pokłócić, ale za bardzo chce się jej spać.
Ta książka opisuje trzy dni, które Pasza spędził na wyprawie do internatu.
Internat jest książką krótką, a którą czytałem wyjątkowo długo. Spowodowane to było tym, jak ona jest napisana. Dawno, bardzo dawno nie czytałem nic tak przytłaczającego, z tak ogromnym ładunkiem emocjonalnym i jeszcze dodatkowo w tak trudnym i obciążązjącym temacie. Wszechobecny i ogarniający jest w niej nastrój niepewności, nieufności, zagubienia, braku poczucia bezpieczeństwa i ciągłego napięcia. Męczyło mnie to, nieraz miałem dość i ją odkładałem, a jednak po jakimś czasie brnąłem w tę historię dalej. Niekoniecznie żeby ją poznać, ale po to żeby ją poczuć. Takie emocje, obciążające jednak, to jest coś, co zawsze przyjmuję z podziwem. Nieustannie jestem pod wrażeniem tego, ile autor może wywołać jedynie za pomocą słowa, które czytam leżąc spokojnie w bezpiecznym miejscu, nie znając, na szczęście, okropieństw wojny.
Uważam też, że taka literatura jest wartościowa nie tylko artystycznie, choć z
Internatu kunszt słowny wręcz się wylewa – pan Żadan oprócz pisania prozy jest również poetą – i mocno go doceniam, ale też dlatego, że w dobitny, lecz bezpieczny i nikogo niekrzywdzący sposób pokazuje czym jest wojna dla zwykłego człowieka. Liczę naiwnie, że być może kiedyś, być może za pomocą właśnie takich rzeczy jak
Internat ludziom uda się opamiętać. I – tutaj nachodzi mnie ta sama refleksja, jak po lekturze
Rzeźni numer pięć pana Vonneguta – liczę też, że nastaną takie czasy, kiedy taka literatura nie będzie już powstawać. Bo nie będzie ku temu ani potrzeby, ani inspiracji. Stratę artystyczną jestem w stanie w takim wypadku przeboleć, a pewnie bym się wręcz z takiej straty ucieszył.
***
Rzadko polecam książki, ale tutaj nie umiem się powstrzymać od napisania, że jeśli komuś podobała się gra
This war of mine (która, co mnie zdziwiło, ponoć została lekturą szkolną?), to uważam, że – jeśli chce takie wrażenia odebrać ponownie –
Internat będzie książką zdecydowanie w takim przypadku odpowiednią.
***
EDIT: Zapomniałem dodać, że książka (a przynajmniej polskie wydanie) jest z roku 2019, a więc przed pełnoskalową inwazją. Ona inspirowana jest, z tego co wyczytałem, sytuacją w Donbasie kiedy Rosja rozpoczęła ten konflikt w roku 2014. To w kwestii formalnej, bo dla samego utworu w zasadzie nie ma to żadnego znaczenia.