624 + 1 = 625

Tytuł: Stacja Europa Centralna
Autor: Jaroslav Rudiš
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 3/10

#bookmeter

Lubię przyjeżdżać do Frankonii. Raz zrobiłem sobie piwno-kolejową wycieczkę przez Szwajcarię Frankońską. Jeden dworzec, jeden browar, jedno piwo. A potem w drogę kolejnym pociągiem do kolejnego browaru na kolejne piwo.

Kiedy w katalogu Legimi szukałem jakiejś lekkiej pozycji, którą mógłbym przeczytać wyłącznie dla odprężenia, zauważyłem Stację Europa Centralna. Już sam początek jej opisu, wzmianka o tym, że to „okularnictwo” – problemy ze wzrokiem były przyczyną tego, że autor nie został kolejarzem przywołało gdzieś z odmętów mojej pamięci utwór , który kiedyś uwielbiałem (a teraz, kiedy o nim sobie przypomniałem, dalej ogromnie mi się podoba). No i tak sobie pomyślałem, że skoro skojarzenie jest tak wyraźne, jasne, natychmiastowe i przyjemne, skoro autor jest Czechem – a więc można spodziewać się po nim czeskiego humoru oraz skoro, jak mówi opis książki, „_Z pasją opowiada…_” to ta książka będzie dobrym wyborem. Pomyliłem się. Nie była.

Dla mnie cała ta książka wygląda mniej więcej tak jak ten cytat otwierający wpis. Dostajemy garść informacji że „jechałem”, że „byłem”, że „widziałem”. Że ten czy inny dworzec „podobał mi się”, że „jest jak katedra”. Że „lubię patrzeć na rozkłady jazdy” i że „czasami prowadzę wyimaginowane podróże”. Do tego dochodzi garść kilkuzdaniowych informacji technicznych albo historycznych związanych z koleją i przegląd motywów kolejowych w literaturze europejskiej, ze szczególnym uwzględnieniem literatury czeskiej. I to w zasadzie tyle.

Nie wiem czym w zamyśle miała być ta książka, bo ni to reportaż, ni to pamiętnik, ni to literatura piękna, ni literatura techniczna czy popularno-naukowa. Stacja Europa Centralna wyglądła dla mnie jak zestaw jakichś osobistych notatek, spisanych być może w pociągu, podanych w zupełnie chaotyczny sposób. Wątki są wymieszane, informacje nie są rozwijane, jest trochę o tym i trochę o tamtym ale tak naprawdę to konkretnie nie ma w niej o niczym. Autor kilkukrotnie wspomina o setkach spotkań w pociągach, przywołuje nawet (rzadko jednak) fragmenty rozmów z tymi spotkanymi osobami, ale to wszystko jest w stylu gazetowej notatki: „powiedział, że mu się podoba”. Zero w tym emocji, multum suchych informacji, ale co z tego? Jeśli jakaś informacja już jest zero do niej kontekstu, zero analizy. To po prostu fakt, a później dalej, jedziemy do następnego faktu, tak jak pociąg ekspresowy pędzi do kolejnej stacji. Mimo że przecież pan Rudiš sam twierdzi, że od ekspresów woli wolniejsze pociągi lokalne, bo pozwalają się bardziej skupić, mocniej zgłębić i lepiej poczuć podróż. I tak, wierzę, że dla autora kolejnictwo jest pasją, ale tej swojej pasji nie potrafił w Stacji Europa Centralna – moim zdaniem – z pasją przekazać. Bo ja zupełnie tej jego pasji w czasie lektury nie poczułem. A być może szkoda.

***

EDIT: A, i jeszcze jedna rzecz. Mało w tej książce fotografii, szczególnie przy tak skąpych opisach. Nie ma też żadnych map, rozkładów jazdy, nic. Ta książka, choć uważam, że pomysł na nią był dobry, wygląda jak zupełnie nieprzemyślana i pisana bez planu.
fcb5b6fc-840c-4c4e-9a4e-79ad41f8c8ca

Zaloguj się aby komentować