Zdjęcie w tle
Historia

Społeczność

Historia

674
Front włoski w I wojnie swiatowej na podstawie książki Vincenzo D'Aquila, BODYGUARD UNSEEN: A TRUE AUTOBIOGRAPHY 

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #DAquila #ciekawostkihistoryczne #isonzo

ROZDZIAŁ VIII
KRZYŻE WOJENNE I MSZA
Poprzednie części pod tagiem #DAquila

Holokaust w końcu się zakończył, ale jedyną rzeczą, która go powstrzymała, było tylko wyczerpanie zapasów dostępnych ludzi po naszej stronie, których można było poświęcić bez narażania zajmowanych przez nas pozycji. Nasze ogromne straty w siłach skutecznych zniweczyły wszelkie strategiczne korzyści, jakie można było uzyskać dzięki tym poświęceniom. Były one rozumiane jako część ogólnego planu zmniejszenia presji na froncie rosyjskim poprzez zmuszenie Austriaków do zmobilizowania jak największej liczby żołnierzy do odparcia naszych ataków [Jeżeli tak było, to te włoskie ataki były spóźnione, ponieważ od września 1915 roku Austryjacy i Niemcy przerzucali wojska z frontu rosyjskiego przeciw Serbii]. Niewielkie zdobycze terenowe, które zostały osiągnięte tu i ówdzie, okazały się pozycjami celowo opuszczonymi przez wroga, aby lepiej skonsolidować własne pozycje i skłonić nas do zajęcia jeszcze bardziej eksponowanego terenu. 

To masowe starcie, którego byłem świadkiem, było w rzeczywistości pierwszą z serii dziesięciu bitew nad Isonzo[Autor pomija pierwsze dwie bitwy nad Isonzo które odbyłysię czasie jego podróży z Ameryki na front włoski], które ostatecznie zakończyły się klęską pod Caporetto. Zwykły zbieg okoliczności sprawił, że pierwsze pęknięcie włoskich linii [12. bitwa nad Isonzo, zwana również biwa pod Caporetto], które doprowadziło do austriackiego natarcia aż do rzeki Piave, nastąpiło właśnie w tym sektorze, gdzie włoscy dowódcy świadomie lub nieświadomie dopuścili do powstania rażącej luki. 

Obaj przeciwnicy przez pewien czas mieli już dość rzezi, a dowództwo brygady zaczęło wznawiać swoje normalne rutynowe działania. Znów pojawiły się żetony i karty, aby zarówno oficerowie, jak i żołnierze (przy planszach nie uznawano różnic w randze) mogli wykazać się znajomością strategii na zielonym suknie. Nadejście listopada przypomniało wszystkim o szybkim zbliżaniu się prawdziwej zimy i o tym, że jedyną rzeczą do zrobienia było okopanie się i pozostanie tam aż do wiosny. Ciężka, mroźna alpejska pora zamieci i śnieżyc miała bezlitośnie zaatakować obie armie. Natura była sprawiedliwa dla obu stron. 

Te miliony ludzi po obu stronach frontu były zmuszone cierpliwie czekać na niewyobrażalne zimowe trudy i próby śniegu i mrozu tylko dlatego, że niewielka garstka ludzi, którzy nazywali siebie mężami stanu Europy, nie mogła lub nie chciała, w swoich samolubnych ambicjach, osiągnąć wspólnego porozumienia, które pozwoliłoby im wrócić do swoich bliskich i dawnych pożytecznych zajęć. Był to grzech najwyższej wagi, a jako że zapłatą za grzech jest śmierć, to w nadchodzących długich zimowych dniach i nocach śmierć miała nieustannie nawiedzać oba fronty. 

Ponieważ przez resztę roku nie było czasu na kolejną kampanię, a włoskie naczelne dowództwo zostało zmuszone do przyznania, że jego plany się nie powiodły, trzeba było znaleźć kozła ofiarnego. W związku z tym doszło do ogólnego wstrząsu, w ramach którego stopniowo przenoszono oddziały z jednego frontu na drugi, starając się poprawić morale całej armii. Uznano za rozsądne przydzielenie całkowicie nowych sił do Monte Santa Lucia i Monte Santa Maria, ponieważ niedobitki w tym sektorze były zupełnie zdemoralizowane. W ciągu tygodnia lub dziesięciu dni inna brygada (Brygada Mesyńska) została sprowadzona, aby przejąć to zadanie, a nasza kwatera główna została tymczasowo przeniesiona kilka mil do tyłu, do domu, z którego wyrzucono Nieznanego Żołnierza[patrz Rozdział II]. Różne jednostki pułkowe wchodzące w skład naszej brygady były stopniowo przenoszone w międzyczasie na tyły w celu reorganizacji i uzupełnienia. W niektórych przypadkach straty kompanii sięgały nawet dziewięćdziesięciu procent, co samo w sobie wystarczająco wskazuje na spustoszenie po naszej stronie w starciach, które komunikaty wojskowe uparcie opisywały jako "zwycięstwo". 

Metoda nagradzania tych, którzy szczęśliwie wyszli z okopów z nienaruszoną skórą, zawierała elementy burleski. Ponieważ instynkt samozachowawczy działał lepiej u niektórych jednostek niż u innych, a jakiś wyższy oficer miał akurat na oku tych konkretnych ludzi, trzeba było zrobić coś, by wyróżniali się wśród żywych i umarłych jako przykład waleczności i męstwa. W tym celu byliśmy hojni aż do przesady w przyznawaniu wstążek i Krzyży Wojennych. Hojni być może dlatego, że były one tanie. Krzyż Wojenny kosztował mniej niż bochenek wojskowego chleba. Rząd po prostu przymocował duży zapas przerobionych brązowych dwugroszówek do kilku centymetrów niedrogich różnokolorowych jedwabnych wstążek i każdy otrzymał medal, który zaspokajał jego próżność, pozwalając mu uchodzić za bohatera wojennego. Kiedy miedziaki się skończyły, bohaterowie musieli zadowolić się kawałkiem wstążki. Oczywiście akty najwyższej szlachetności i poświęcenia były na porządku dziennym po obu stronach, ale oferowanie zwykłego medalu lub wstążki tym ludziom było zniewagą. Jednak przyznawanie tych odznak stało się regularną praktyką, która miała swoje zabawne strony

Weźmy przypadek dwóch chłopów tak prostych i bezmyślnych, że wystawienie ich na ogień wroga było niemal zbrodnią. Ich mentalność była tak znikoma, że nigdy nie powinni byli otrzymać pozwolenia na założenie munduru. W ramach kompromisu postawiono ich na warcie, aby ostrzegali przejeżdżających żołnierzy i kierowców wojskowych samochodów na skrzyżowaniu drogi, że zbliżają się do stromej przepaści. Nie było najmniejszej możliwości, by wróg mógł zbliżyć się do tego miejsca bez wykrycia go w odpowiednim czasie. W nocy zwykle schronili się w małym namiocie i spali głęboko i spokojnie aż do świtu. 

Ale pewnej księżycowej nocy zostali nagle obudzeni i spojrzeli w twarze kilku Austriaków, którzy wsunęli głowy do ich namiotu i tym samym wpuścili trochę światła księżyca. Przerażeni na śmierć, dwaj biedni chłopi podnieśli ręce na znak poddania się i błagali wroga, by ich nie zabijał. Wszyscy byli gotowi poddać się na miejscu bez walki. Wprawiło to Austriaków w zakłopotanie i zdezorientowanie, przez co jeszcze trudniej było im się porozumieć. Przez mozolne gestykulowanie rękami i głowami udało im się po pewnym czasie zasygnalizować, że są nieuzbrojeni i że ich zamiary są całkowicie pacyfistyczne - krótko mówiąc, że chcą się poddać! W jakiś sposób przedostali się przez włoskie linie (przypuszczam, że był to kolejny przypadek śpiącego wartownika) i chcieli być eskortowani do odpowiednich władz. Kiedy te chłopy w końcu pojęły, że Austriacy są dezerterami, natychmiast ustawili ich w szeregu, radośnie przystawili im bagnety do pleców i pomaszerowali w triumfie do pobliskiej kwatery głównej. 

Cała sprawa była zbyt dobrym żartem, zarówno dla oficerów, jak i żołnierzy, by przejść niezauważona i nie nagrodzona, a Krzyż Wojenny dla każdego chłopa nie był uważany za zbyt duże obciążenie dla włoskiego skarbu. Ten incydent przypomniał mi powiedzenie przypisywane królowi Wiktorowi Emanuelowi II, który, gdy jeden z jego ministrów nalegał na przyznanie tytułu Kawalera[szlachectwa] jednemu z jego poddanych, podobno zauważył: "Krzyża Kawalerskiego[medalu] lub toskańskiej fajki nigdy nie można nikomu odmówić". 

Trzydziestego października otrzymałem pisemną wiadomość nakazującą natychmiastowe zaprzestanie działań ofensywnych. Napisałem ją pośpiesznie na maszynie, aby wysłać do centrali telefonicznej i rozesłać przez gońców i kurierów. Następnego dnia otrzymałem kolejny rękopis do napisania, który instruował kapelana wojskowego, aby w Dzień Zaduszny, drugiego listopada, odprawił mszę za dusze poległych. W czasie, gdy pisałem ten rozkaz, ciągle czułem, że byłoby bardziej stosowne, gdyby kapelan złożył ofiarę za spokój dusz i sumień wszystkich wciąż żyjących, którzy mieli jakikolwiek wkład lub udział w wysłaniu milionów ojców, braci i mężów na przedwczesną śmierć. Tak, za żyjących. Potrzebują mnóstwa mszy i modlitw, jeśli kiedykolwiek mają stać się odpowiednimi kandydatami do przywrócenia im łaski Bożej. Jakiej duchowej ślepoty potrzebowali ci podżegacze wojenni, aby uklęknąć na tym zakrwawionym polu w ten ponury, deszczowy listopadowy poranek w obecności swojego Boga i Zbawiciela, w ofierze Mszy - Boga Pokoju i Miłości - i prosić Go o przyjęcie dusz tych tragicznych ofiar.

Same kamienie rozrzucone wokół tego obozowego ołtarza powinny były powtórzyć słowa, które Chrystus wypowiedział, gdy współczuły Mu litujące się kobiety z Jerozolimy: "Nie płaczcie nade Mną, ale płaczcie nad sobą i nad waszymi dziećmi".

Poniżej zadanie dla spostrzegawczych: wytęż wzrok i znajdź różnice. Strzałką pokazane jest miejsce gdzie atakowała Brygada w sktórej służył autor książki.

  1. Linia frontu przed 3 bitwą nad Isonzo
  2. Linia frontu po 3 bitwie nad Isonzo która opisuje autor książki
49532dee-8d03-4f0d-91d8-96964d4b9dc9
a4230c42-89ea-4183-bb26-7231465b6a7f

Zaloguj się aby komentować

Znacie może jakaś porządną literaturę na temat szlachty, przede wszystkim jej obyczajowości, ale też przemian na przestrzeni dziejów?
#ksiazki #historia
madhouze

@ipoqi no ja właśnie też

VonTrupka

Może coś z fabularyzowanej historii by cię zainteresowało?

Komuda jako historyk specjalizuje się w dziejach szlachty sarmackiej a do tego ma świetne pióro.

Czytałem kilka jego powieści i polecam gorąco. Za cokolwiek nie chwycisz, będzie z pewnością wciągające.

Tym bardziej że oparte na dziejach historycznych, które są ogólnym tłem powieści.

madhouze

@VonTrupka niestety, potrzebuję pozycji do bibliografii

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Którym mieczem dziś jesteś?

#historia #ciekawostki #bron #zajebanezwykopu
1ed4ca6d-87ff-4aa8-8802-bd5b234eb03d
Gracz_Komputerowy

Aż bym pograł w taką jakąś grę która ma tyle wariantów mieczy ale żeby każdy miał inne statystyki zbilansowane odpowiednio do masy czy długości...

Zaloguj się aby komentować

Front włoski w I wojnie swiatowej na podstawie książki Vincenzo D'Aquila, BODYGUARD UNSEEN: A TRUE AUTOBIOGRAPHY 

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #DAquila #ciekawostkihistoryczne #isonzo

ROZDZIAŁ VII
RZYMSKIE IGRZYSKA
Poprzednie części pod tagiem #DAquila

Poranek, w którym przybyłem do kwatery głównej, przyniósł dla naszej strony, a w szczególności dla naszej brygady, dzień sądu. Tego ranka pisanie rozkazu ataku zostało ostatecznie zakończone i przekazane różnym jednostkom przez kurierów i telefony polowe. Wyczerpujące raporty i instrukcje z Kwatery Głównej zalecały przygotowawcze bombardowanie ogólne wzdłuż całej linii przez czterdzieści osiem godzin. Uważano, że to całkowicie zdemoralizuje wroga i umożliwi naszym oddziałom podjęcie bez przeszkód natarcia. 

Coś jednak poszło nie tak z artylerią, jeśli chodzi o nasz bezpośredni front, ponieważ poza kilkoma bateriami złożonymi z ośmiu lub dziesięciu dział i jedną lub dwiema cięższymi jednostkami w odległych, rozproszonych punktach, nie mieliśmy w tym czasie żadnego działa godnego tej nazwy. Te, które były dostępne, były tak dobre, jak zabawkowy pistolet przeciwko opancerzonemu dreadnoughtowi. Było znacznie gorzej niż tragicznie. Wysyłanie tych bezbronnych chłopców i mężczyzn przeciwko niedostępnym i nie do zdobycia umocieniom, na których wróg był bezpiecznie chroniony, było po prostu bezsensowne. 

Tak zwane bombardowanie osłabło, gdy zbliżała się godzina zero, czas, w którym nasi ludzie mieli przejść przez szczyt. Oczywiście dało to wrogowi odpowiednie ostrzeżenie i był on w pełni przygotowany na ataki piechoty. Ich przewagą było doskonałe ukształtowanie terenu, ponieważ nasi ludzie zostali zmuszeni do posuwania się stromo w górę po otwartym terenie. 

Późniejsza rzeź była zbyt straszna, by ją opisać. Wyobraźmy sobie młodzieńca upuszczającego kosz pełen szczurów w pokoju pełnym wygłodniałych kotów, a to da nam dobre wyobrażenie o szansach Włochów na posuwanie się naprzód w obliczu austriackich karabinów maszynowych plujących ogniem z ich wybetonowanych nasypów i " bunkrów". 

To był naprawdę kolosalnie niegodziwy błąd; Austriacy nie byli ich mordercami, ale ci, którzy wysłali ich na zagładę. Ciężko było uwierzyć, że to byli ludzie, wśród których stałem, te bezduszne krety siedzące na wygodnych, wyściełanych krzesłach obozowych, dostosowujące swoje okulary polowe, aby uzyskać wyraźniejszy widok na mdlący spektakl. 

Spoglądałem w dół na bitwę, a potem z kolei na dowódców, bezpiecznych, ponad wszelką wątpliwość, od strzałów i pocisków. Mój umysł nie mógł nie przypomnieć sobie tych żądnych krwi widzów na rzymskich arenach, obserwujących chrześcijańskie ofiary pożerane przez chude i celowo wygłodzone dzikie bestie. A w tym, co działo się teraz jednocześnie na tuzinie frontów, trudno było dostrzec jakąkolwiek poprawę, czy to z moralnego, czy materialnego punktu widzenia, w metodach niszczenia stosowanych dziś przez postępową i tak zwaną chrześcijańską ludzkość. Zastanawiałem się, że dawni chrześcijanie przynajmniej umierali za swoją wiarę, ale ci są zabijani za swoją głupotę! 

W tym momencie nie mogłem nie pomyśleć, że szaleńcy w przytułkach tworzą zdrowszy tłum. W każdym razie oszczędzono im takich scen bezmyślnej rzezi. Nie ryzykowali też, że sami zostaną wysłani na rzeź jako owce i przyczynią się do kolejnego rzymskiego święta. Przez chwilę niemal kusiło mnie, by poszukać bezpiecznego schronienia w domu wariatów.
9b07f1b4-d5f1-48c8-9bab-cf12b2787000
dd9de8df-bdf3-490d-806c-3b1f829fb8a0

Zaloguj się aby komentować

Nie wyraził żadnej skruchy za swoje czyny, mówiąc prokuratorowi Benowi Ferenczowi, że Żydzi w Ameryce będą cierpieć za to, co zrobił prokurator, i wydawał się bardziej zaniepokojony moralnym obciążeniem osób dokonujących morderstw niż tych, którzy byli mordowani. Ferencz później opisał swoje uzasadnienia w sądzie, stwierdzając:

"Kiedy Ohlendorf został poproszony o potwierdzenie, że jego jednostka zamordowała 90 000 Żydów, generał SS zaczął się wykręcać. Powiedział, że nie może tego potwierdzić. Powodem było to, że czasami jego ludzie przesadzali z liczbą ofiar. 'Czy generał chciałby podać szacunkową liczbę?' 'Nie.' 'Może to było 80 000, a może tylko 70 000?' 'To było możliwe.' 'A może 100 000?' 'Może.' 'Czy wśród zabitych było wiele żydowskich dzieci?' 'Tak, oczywiście.' Ale, dodał Ohlendorf, nigdy nie pozwalał swoim ludziom robić tego, co robili inni. Powiedział swoim ludziom, aby nigdy nie używali niemowląt do ćwiczeń strzeleckich ani nie rozbijali ich głów o drzewo. Kazał swoim ludziom pozwolić matce przytulić niemowlę do piersi i celować w jej serce. To miało zapobiec krzykom i umożliwić strzelcowi zabicie zarówno matki, jak i dziecka jednym strzałem. Oszczędzało to amunicję. Ohlendorf powiedział, że odmówił używania ciężarówek gazowych, które były przypisane do jego jednostek. Stwierdził, że kiedy mobilne pojazdy zagłady docierały do miejsca przeznaczenia, gdzie miały wyrzucić uduszony ludzki ładunek do czekającego rowu, niektórzy z więźniów byli jeszcze żywi i musieli być rozładowani ręcznie. Jego ludzie musieli wyciągać ciała wśród wymiotów i ekskrementów, co było bardzo trudne dla jego ludzi."

Na procesie Ohlendorf próbował przedstawić operacje na obszarze sowieckim "nie jako rasistowski program mający na celu eksterminację wszystkich Żydów... ale jako ogólny rozkaz likwidacji, mający na celu przede wszystkim 'zabezpieczenie' nowo zdobytego terytorium."
https://en.wikipedia.org/wiki/Otto_Ohlendorf#Nuremberg_trials

#historia #drugawojnaswiatowa #ss #holocaust
KLH2

Zdania wikiekspertów są podzielone:


"Adiutant zbrodniarza, Willi Seibert, zeznał, że Ohlendorf bardzo dbał o psychikę swoich oddziałów i był zwolennikiem używania specjalnych samochodów-komór gazowych w celu mordowania ofiar, zamiast przeprowadzania masowych rozstrzeliwań."


z .pl

Zaloguj się aby komentować

Front włoski w I wojnie swiatowej na podstawie książki Vincenzo D'Aquila, BODYGUARD UNSEEN: A TRUE AUTOBIOGRAPHY 

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #DAquila #ciekawostkihistoryczne #isonzo

ROZDZIAŁ VI
PRZEZ LORNETKĘ
Poprzednie części pod tagiem #DAquila

"Niewiele brakowało", zauważył jeden z moich towarzyszy z kwatery głównej, któremu tłumaczyłem moją obecność wśród nich, gdy grupa rozeszła się, by podjąć rutynową pracę. 
Zostałem sam na kilka minut. Spędziłem je wizualizując to, co miało nastąpić tego dnia i podczas kolosalnej tragedii rozegranej w tych krwawych październikowych dniach roku 1915 [Trzecia bitwa nad Isonzo]. Trudno było wymazać z pamięci nadchodzące okropności. Po sprawdzeniu mojej przepustki, karabinierzy eskortowali mnie przez pewną odległość przez serię tajnych przejść, a następnie zostałem pozostawiony samemu sobie w lesie, aż doszedłem do kolejnego zakrętu. Usiadłem na spróchniałym pniu, aby przez kilka minut zastanowić się nad działaniem tajemniczej siły kontrolującej nasze ludzkie losy, ponieważ nie mogłem wyrzucić z głowy, że tylko kilka minut i szerokość włosa dzieliły mnie od losu, który miał spotkać moich kumpli. 

Po przybyciu do kwatery głównej przedstawiłem się kapitanowi dowodzącemu kompanią sztabową. Nalegał bardzo surowo, że generał jest bardzo rozgniewany niemożnością znalezienia kompetentnego operatora dla nowej amerykańskiej maszyny do pisania, która niedawno przybyła. Było wiele ogólnej pracy do wykonania, ale także ważne rękopisy, które musiały zostać bezzwłocznie przepisane na maszynie. Ostrzegł mnie, że lepiej będzie, jeśli upewnię się, że mu odpowiadam, zanim się zaprezentuję, bo jeśli nie sprawdzę się podczas pierwszego testu, może posunąć się nawet do zastrzelenia mnie. Świadczyło to o temperamencie brygadiera i jego oburzeniu niezdolnością personelu do zapewnienia mu kompetentnego człowieka. 

Powiedziałem adiutantowi, że uważam, iż traktuje brygadiera zbyt poważnie. Mój rzeczowy ton uspokoił go. Następnie bez zbędnych ceregieli zostałem zaprowadzony do generała brygady Ponzio, dowódcy Brygady Bergamo Włoskiej Armii Jego Królewskiej Mości. Ku mojemu zaskoczeniu, jego wygląd był raczej łagodny. Na jego pytanie o cel mojej misji, wypowiedziane w ten szorstki, arbitralny sposób, jakim zazwyczaj posługują się dowódcy wojskowi, zasalutowałem i powiedziałem, że jestem na jego rozkazy i jestem gotowy do obsługi jego maszyny do pisania. Następnie zapytał mnie, czy znam amerykańskie maszyny do pisania. Odpowiedziałem twierdząco. Następnie zadał mi kilka pytań mających na celu sprawdzenie mojego doświadczenia jako maszynistki. W moich odpowiedziach przypadkowo powiedziałem, że obsługiwałem maszynę do pisania w Stanach Zjednoczonych. Bardzo mnie zaskoczył, zwracając się do mnie w języku Szekspira i dowiadując się, że w domu mówię po angielsku, powiedział mi, nie wymagając żadnych innych kwalifikacji, że praca jest moja. W ten sposób moje przeczucia zostały zweryfikowane, a moje zaufanie do działania Boskiej Mocy (że tak to nazwę) we mnie zostało wzmocnione. Nie chciałem otrzymać tej posady, ponieważ bałem się zaryzykować. Kiedy Moc Boża zamieszkuje w człowieku, całkowicie eliminuje strach. Złożyłem mityczną przysięgę, że nie będę zabijał, a sprawy tak się ułożyły, że nie musiałem zabijać, a tym samym popełniać grzechu z powodu tej przysięgi. 

Z pewnymi obawami, by nie popełnić niechcący katastrofalnego błędu, podjąłem się obsługi maszyny do pisania, ponieważ pierwszy rękopis, który otrzymałem do przepisania, zawierał szczegółowe instrukcje dla różnych jednostek pułkowych, obejmujące ruchy i przemieszczenia wojsk, manewry strategiczne i cele do osiągnięcia, w oparciu o kluczowe plany otrzymane z kwatery głównej. Generał Ponzio i jego adiutanci przygotowali obszerne notatki dotyczące ofensywy, która miała rozpocząć się za trzy dni; niektóre pomniejsze starcia zostały zaplanowane na ten dzień. 

Innymi słowy, pisałem teraz wyroki śmierci, że tak powiem, tych samych chłopców, z którymi właśnie się rozstałem, wyroki śmierci, które w normalnym toku wydarzeń byłyby również moim własnym, ponieważ zamierzałem trzymać się mojego planu nie stawiania oporu w przypadku, gdyby kazano mi iść na szczyt. Na początku miałem poważne trudności z rozszyfrowaniem pisma generała; ponadto nie byłem zbyt biegły w języku włoskim. W rzeczywistości, gdyby standardem, na podstawie którego poproszono mnie o zakwalifikowanie się, była dobra znajomość muzycznego języka Dantego, z pewnością poniósłbym porażkę. Moja znajomość języka ojczystego była bardziej teorią niż rzeczywistą praktyką, ponieważ była to po prostu tak podstawowa wiedza, jaką można było zdobyć, czytając włoskie gazety drukowane w Nowym Jorku. 
W jakiś sposób mój umysł wciąż powracał do roli, jaką w tajemnicach życia odgrywa to, co niewidzialne. Moim przeznaczeniem było ocalenie, a nie zagłada w nadchodzącym holokauście [książka była wydana w 1931 roku I to słowo miało inne znaczenie niż dzisiaj]. Przyznaję, że w ostatecznym rozrachunku moja znajomość angielskiego była decydującym czynnikiem w uzyskaniu nominacji na kancelistę włoskiego generała. Ale nawet gdybym nie znał żadnego innego języka niż, powiedzmy, chiński idiom, wylądowałbym na tym stanowisku, gdyby tak chciała tajemnicza siła kontrolująca nasze ludzkie losy. Istnieje trafne włoskie powiedzenie używane do zwrócenia uwagi na ekstremalną zmianę okoliczności: "Dalle stalle alle stelle" (Od stajni do gwiazd - łac "per aspera ad astra"). To powiedzenie uosabia skrajny kontrast między moimi dwoma ostatnimi sposobami egzystencji w odniesieniu do komfortu i bezpieczeństwa istoty ludzkiej. 

Miałem teraz okazję ponownie oddać się jednemu z podstawowych warunków przyzwoitego życia - obok pobożności - czystości. Kompania wyższych oficerów i personelu pomocniczego, składająca się w sumie z około trzydziestu osób, zmonopolizowała usługi prywatnego fryzjera i trzech kucharzy, a także ogólnych pomocników. Zapewniono nam wygodne łóżka umieszczone w dużym zakamuflowanym pomieszczeniu jako ochronę zarówno przed wrogiem, jak i żywiołami. Mieliśmy nadwyżkę koców, wodę i oświetlenie, nawet jeśli były to prymitywne świece woskowe. Zgodnie z godnością i wymaganiami społecznymi naszej wywyższonej pozycji i miękkich koi, zostaliśmy wyposażeni w kompletne nowe zestawy bielizny i ściśle dopasowane mundury, a nasze buty były dla nas regularnie polerowane. Aby kontrast był jeszcze bardziej znaczący i zaskakujący, podawano nam czekoladę i anyżek do naszych starannie przygotowanych i dobrze zbilansowanych posiłków. Wszystkie pierwsze porcje były przydzielane do kompanii sztabowej (nazywaliśmy je dziesięciną wojskową), a pozostałość i resztki trafiały do walczących w okopach, którzy walczyli o ostatnie resztki między sobą, pozostawiając wszystko, co pozostało z ich temperamentu bojowego, do wykorzystania przeciwko wrogowi. Szef kuchni był bardzo hojny i wybredny w sporządzaniu swoich zapotrzebowań i zwykle mieliśmy zapasy (szczególnie jeśli chodzi o luksusy: wino, koniak, kawę, czekoladę itp. ) wystarczające dla całego batalionu. Dowództwa pułków robiły to samo, więc wszyscy "kopacze ziemi", jak pogardliwie nazywano ludzi w okopach, dostawali tylko resztki. Nie było nic zbyt dobrego dla żołnierzy w okopach, mówili nam patrioci, którzy tak bardzo pragnęli, abyśmy tam pojechali i równie bardzo pragnęli, aby sami tam się nie dostali. Oczywiście zapomnieli dodać o resztkach po tym, jak różne dowództwa zabrały wszystko, co chciały.

Nasz generał brygady miał nawet krowę rasy holsztyńskiej, która dostarczała mu świeżego, pełnotłustego mleka, a także stadko kur do znoszenia jajek. Nowe powody, dla których rasa zawodowych wojskowych nigdy nie wyginęła. 

Często zastanawialiśmy się między sobą, co by się stało, jak długo mógłby trwać ten wojenny proceder, gdyby nasi wyżsi oficerowie musieli sami poddać się trudom okopów i żyć na tym samym podłym jedzeniu, które podawali szeregowym żołnierzom. Co powiedzieliby wielcy wodzowie, gdyby byli zmuszeni spać w brudzie i błocie, nieustannie drapiąc rany po swoich brudnych, parchatych skórach, zamiast zajmować wystawne wille, z dala od niebezpieczeństw, z pomocnikami i lokajami na ich usługach? 

Stanowią oni mózgi walczących sił i jestem pewien, że gdyby byli w ten sposób włączeni, głośne wezwanie "Vive la guerre", którym oszalałe tłumy płakały w każdej europejskiej stolicy, nie brzmiałoby tak mile w ich uszach. Jestem również przekonany, że moglibyśmy na nich polegać, jeśli chodzi o znalezienie szybszych sposobów rozstrzygania sporów między narodami. 

Podczas tych krwawych dni od 21 do 29 października 1915 roku w każdym dowództwie dyskutowano w bardzo przemyślany i rzeczowy sposób, jakie metody zastosować, aby posłać moich towarzyszy na rzeź, tak jakby byli tylko pionkami na szachownicy, które można dowolnie przesuwać tu i tam lub odrzucać, a po zakończeniu gry nikt w dowództwie nie będzie w gorszej sytuacji. 

Czasami stawałem na nogi i przez lornetkę przyglądałem się masakrze. Wkrótce odkładałem jej okulary z obrzydzeniem. Czułem się jakoś zagubiony w tym zgromadzeniu cynicznych materialistów. Działali dla mnie w obliczu perspektywy poświęcenia pięciu lub dziesięciu tysięcy ludzi, podobnie jak grupa bogatych młodych hazardzistów w obliczu straty pięciu lub dziesięciu tysięcy szekli, które nic nie znaczyły w ich młodym życiu. W naszych zaimprowizowanych biurach wykonywaliśmy rutynową pracę związaną z działalnością dowództwa brygady. Nieustannie wyjeżdżali i przyjeżdżali kurierzy, przyjmowano oficerów sztabowych na konferencje, instrukcje i drinki. 

A potem, żebyśmy nie zapomnieli, sądy doraźne, w których los poszczególnych nieszczęśników rozstrzygał się bez procesu i bez składania wyjaśnień. Nazywano je sądami doraźnymi. Wiele z tych ofiar wrzuconych do prowizorycznych grobów zostało wysłanych do wieczności przez zwykłe odczytanie oskarżenia i rutynowe nabazgranie podpisu dowódcy. Resztę załatwiały naboje. 

A na koniec "Przynieś więcej sherry!" [patrz I Rozdział]
19108f14-088f-456f-9e44-19f959430944

Zaloguj się aby komentować

MiernyMirek

@3cik ojoj, późna noc i ort się trafił

@bojowonastawionaowca @Oczk naprawisz, bo aż fstyt?

Zaloguj się aby komentować

RedCrescent

Sowiecka "bratnia pomoc" i wyzwalanie od "kapitalistycznego ucisku"...

DiscoKhan

@RedCrescent tutaj to nawet nie do końca to, bo Finlandia miała silną scenę komunistyczną i ze względu na zaszłości historyczne gdzie Finowie za cara byli traktowani dosyć przyzwoicie i mieli sporą autonomię to szansę na pokojowe wcielenie Finlandii do ZSRR byly względnie wysokie


No ale Stalin chciał mieć pewność, zradykalizował finakich komunistów przeciwko Rosji i resztę to już kwzdy zna.

alaMAkota

@DiscoKhan z tym pokojowym to raczej należy uważać. Do dziś karelia jest podzielona na cześć fińska i ruska. O ile fińska słynie z turystyki, to ruska z biedy.

Zaraz po wejściu oddziałów radzieckich rozpoczęła się akcja wysiedlenia na Sybir lokalsów w celu reedukacji, o czym szybko się wieść rozniosła i Finowie wiedzieli o co walczą. Nawet te środowiska komunistyczne (oczywiście nie wszyscy) podjęły się obrony.

Zaloguj się aby komentować