Pisarzem. Filmowcem. Muzykiem. Rękodzielnikiem który robi tylko to co chce
nie patrząc na ZUS do zapłacenia.
Chciałbym być koherentnym twórcą przekłuwającym uczucia i emocje które
siedzą w środku i nie potrafią wyjść ze mnie w inny sposób.
A zamiast tego jestem depresyjnym sobą w piku złego nastroju.
Jestem wszystkim tym, czym nie chciałem być - dorosłym ADHDowcem
który nie wie co się dzieje, w terapi czuję regres a siebie zamiast kochać
to kurwa nienawidzę. Raz jest tak, raz inaczej, często w zależności czy słucham
rzeczywiście siebie czy jednak myśli automatycznych które potrafią rozbić we mnie wszystko.
No i dalej nie wiem czy to pora by się znowu poddać czy jednak mam siłę
na walkę.
A może pora by wybrać tylko jedną rzecz?
Plan był dość prosty:
Znajdujesz zawód który zabezpieczy Ci dupę w razie porażki i łapiesz doświadczenie w nim - JEST
Zaczynasz tworzyć firmę dzięki której wyżywasz się twórczo - JEST
Powoli tworzysz swoją przestrzeń - JEST
...i zarabiasz godnie na życie.
Gdy już zarabiasz, ogarniasz to tak, by dzięki pieniądzom mieć absolutną wolność twórczą.
Czasem robisz coś komercyjnego by później mieć wolność, czasem twórczością zarabiasz
a czasem po prostu tracisz czas tworząc.
Masz względną wolność.
Jesteś filmowcem, pisarzem, muzykiem, jesteś rękodzielnikiem.
W końcu jesteś Twórcą, czego tak rozpaczliwie zawsze chciałeś choć o tym nie wiedziałeś.
I jasne, dalej nie rozumiesz co się dzieje u Ciebie w środku, a pomimo bycia cholernie
empatycznym masz gigantyczne problemy żeby zidentyfikować uczucia w samym sobie
jednak masz przestrzeń do tego by tworzyć dokładnie to, co leży Ci na sercu.
Plan wykonany, żyjesz szczęśliwie biorąc na klatę życie, wszystkie górki i spadki, sukcesy i porażki.
Po prostu żyjesz poznając siebie coraz lepiej.
A teraz cofamy się do punktu drugiego, bo pierwszy jest zaliczony.
W zasadzie jesteśmy w punkcie dwa i pół, bo przestrzeń jest stworzona
latami wyrzeczeń i pomocy innych, ale jednak firma marzeniami
zarabiać nie będzie.
Co oznacza, że wolności nie ma, masz w głowie tylko ZUS i to w jakiej dupie
jesteś. Co miesiąc się bronisz - ba, bronisz się od grubo ponad roku
co miesiąc udając się przetrwać, kombinując, zmieniając i testując gdy inni zawiedli.
Ale z wizji wolności została tylko i aż przestrzeń - czyli coś co sobie
wymarzyłeś i co udało się stworzyć. Ale pośrodku niej jesteś TY.
Depresyjny wypalony Ty, niewiedzący co zrobić i w którą stronę pójść.
Taki mocno niewymarzony, niezdecydowany Ty.
Tak naprawdę to jesteś wkurwiony na siebie ale jednocześnie chciałbyś nie być.
Więc może pora wybrać tylko jedną rzecz?
Ironiczne jest to, że prawdopodobnie pracując na etacie miałbym dużo więcej
wolności. Może to jednak pora zatrudnić się na magazynie, może pora żeby
poszukać pracy w korpo choć doświadczenia nie masz ale zawsze jest nadzieja,
że ktoś da Ci po prostu szansę w branży w której nauczysz się czegoś nowego
szczególnie że wiesz że dasz radę?
Po tylu latach nie chce Ci się już pracować po 12 godzin tylko po to żeby było
na ZUS i wszystkie miastowe opłaty. Chcesz choć trochę finansowej swobody której
nie miałeś naprawdę długi czas. Chcesz wewnętrznie odpocząć, nawet jeśli to oznacza
ciężką pracę u kogoś innego. A może choć do trudne powinieneś wrócić do punktu pierwszego
własnego kurwa planu, wrócić po prostu za kółko i przetestować czy to odda Ci cząstkę wolności?
Może pora wybrać tylko jedną rzecz debilu?
Chciałbym mieć większą tolerancje do siebie samego. Chciałbym przestać nazywać
siebie samego debilem i idiotą w głowie, chciałbym umieć przytulić się mentalnie,
powiedzieć że wszystko będzie dobrze i rzeczywiście w to uwierzyć.
Chciałbym mieć więcej dystansu do tego co robię i po prostu wyjebać z życia perfekcjonizm.
Bo JEBAĆ PERFEKCJONIZM. Nienawidzę go.
Chciałbym mieć więcej odwagi jeśli chodzi o porażki, chciałbym się zresztą
dokopać do sedna problemu czemu tak bardzo lecę schematem porażki i czemu mnie ona
tak przeraża w życiu codziennym. Czy chodzi o ojca?
Chciałbym się lepiej rozumieć a nie tylko rozumieć że nie rozumiem.
Lecieć w dążeniach i decyzjach a nie okopywać się w możliwościach z których nie korzystam.
Wierzyć w siebie tak jak wierzyłem kiedyś i zamiast antydepresantów jeść gofra ciesząc się ze słońca.
Chciałbym pozwolić sobie na płacz i zrozumieć jak bardzo jest normalny i potrzebny i przede wszystkim:
Przestać walić pięścią w worek który ma moją własną twarz, chciałbym po prostu kurwa odpuścić.
Może pora wybrać tylko jedną rzecz?
A może zamiast w trakcie pracy pisać ten zajebiście długi i osobisty wysryw, jednocześnie pisząc też komentarz do
jakiej randomowej dziewczyny odnoście najlepszej potrawy jaką jedliście w życiu w którym piszesz swój własny długi przepis na zupę batatową pora skupić się na tym co ważne?
Jebane ADHD.
Nic nie musicie pisać, to po prostu jeden z wielu kryzysów który jakoś muszę uzewnętrznić bo mnie szlag trafi,
a wolę mieć to w formie spisanej i gdzieś wrzuconej by móc później na to wszystko spojrzeć z innej perspektywy.
PS: przepis na zupę batatową w komentarzu, witajcie w moim świecie.
#rozkminkrzaka #adhd #adhddoroslych #psychoterapia
ZUPA BATATOWA. Jeśli zrobisz to dobrze, to zadziwiająco złożona w smaku - słodka, słona z różnymi nutami przypraw. Tylko nie krem - o dziwo traci wtedy trochę na smaku, na rzecz konsystencji.
Potrzebujesz:
-
bulion warzywny ok 1-2L w zależności ile chcesz zupy.
-
co najmniej jeden duży batat, choć ja zawsze biorę ich co najmniej dwa i wychodzi ponad kilogram
-
duża cebula albo dwie małe
-
pół cytryny, albo cała w zależności jakie smaki lubisz
Z przypraw przygotuj sobie na małą miseczkę:
-
łyżeczka soli, wędzonej papryki, papryki słodkiej, duża łyżeczka kolendry (i naprawdę polecam w ziarnach do zmielenia), ja daję też pół łyżki pieprzu ziołowego, albo czarnego, jeśli masz to trochę gałki muszkatułowej.
-
imbir duży kawałek wielkości kciuka, czosnek 2 ząbki + 1 laska cynamonu (ew. pół łyżeczki sypkiego). Jeśli nie lubisz grudek imbir i czosnek ścierasz na pastę, dajesz też to wszystko na miseczkę więc zbiór twoich przypraw jest w jednym miejscu.
No i skoro masz już sam bulion warzywny sprawę masz bardzo prostą:
Cebula na małe części i do garnka niech się spokojnie zeszkli. W międzyczasie batat na małe kosteczki/średnie kosteczki (on się rozpadnie więc mogą być i większe i mniejsze, niemusisz przykładać do tego wagi) i też dorzucasz do garnka. Jak już wszystkie bataty wylądują w środku chcesz je trochę podpiec, więc ok 5-8 min trzymasz na mocniejszym ogniu i często mieszasz.
Z miseczki zgarniasz wszystko do garnka zmniejszasz palnik na średni i 2-3 minuty niech się wszystko ładnie wymiesza, a przyprawy niech się podpieką trochę. Ciężko wyczuć ten moment kiedy wszystko jest podpieczone za bardzo, ja zawsze robię to na czuja ale generalnie po paru minutach zalewasz wszystko bulionem.
U mnie wygląda to tak, że batat zajmuje zazwyczaj połowę garnka, zaś bulion tylko go przykrywa ew jest trochę ponad całością batata - to ma być gęsta zupa by mieć dużo charakteru. Bulion nie musi być jakoś bardzo doprawiony, ale fajnie jakby po prostu wyciągnął wszystkie smaki z warzyw.
No i zostawiasz całość tak na 20-30 minut, bataty bardzo szybko się gotują. Na koniec musisz popracować nad balansem smaku - prawdopodobnie dodać jeszcze trochę soli, albo np. pół kostki rosołowej, nie możesz też zapomnieć o CYTRYNIE. Na początek sok z połówki, całość wymieszać zostawić na parę minut i później możliwe że dodać jeszcze - u mnie często kończy się na całości cytryny.
To nie jest niewiadomo jak wyszukane danie, ale jest cholernie proste, a jednocześnie są to smaki których nie ma się na codzień. Słodkość batata, cynamon który gdzieś tam w tle się odzywa, do tego zmielona kolendra też robi swoją robotę.
Całość w ogóle możesz sobie zmodyfikować i zrobić zamiast zupy gulasz batatowy - robisz praktycznie to samo, używasz tych samych przypraw, ale zamiast bulionu warzywnego dajesz trochę wody + 2 puszki pomidorów, puszkę ciecierzycy i warzywa jakie lubisz (ja daję np. jedną paprykę pokrojoną dość grubo i to co mam w lodówce :D)
Kurwa ja miałem się wziąć za robotę a piszę przepisy na wykopie trzymajcie mnie jebane ADHD xD
Zmień terapeutę, zarzuć leki, jeśli masz to zmień. Nie wiem co mogę więcej dopisać. Sam mam adhd, trochę rozumiem. Wiem, że takim ludziom jak my ciężko usiedzieć na dupie w jednym miejscu ale chyba to jest potrzebne. Mimo wszystko poszedłbym na etat albo własną firmę z dobrym zarobkiem i oddawał się swoim zainteresowaniom i bliskim.
Zaloguj się aby komentować