Wraz z nadejściem Kaczyńskiego i Tuska (...) władców przestano oskarżać. Zaczęła się nowa epoka – bezkarności władców. Oczywiście opozycja nadal krzyczała, ale narodziła się nowa praktyka, liberalna inteligencja udawała, że nic złego nie widzi w zachowaniach Tuska, prawicowa inteligencja nic złego w zachowaniach Kaczyńskiego. To był najważniejszy przełom w polityce, jaki wprowadziła rozgrzana inteligencja. Poczucie, że apokalipsa już się zaczęła, sprawiło, że zapanowała autocenzura. I w mediach, i w reszcie sfery publicznej, i nawet w prywatnym myśleniu. Nie dopuszczano do siebie niewygodnych faktów.
Ta sytuacja demoralizowała. I Tuska, i Kaczyńskiego. Jeden patrzył na bezczelne praktyki drugiego, a widząc, że rywalowi uchodzą, kopiował je na własnym podwórku. Przykładów jest mnóstwo, weźmy kilka, obrazujących skalę zjawiska. Widząc, jak Kaczyński zamienił PiS w partię prywatną, Tusk zaczął robić to samo. Wyrzucał z partii każdego, kto wyrósł za bardzo. Za bezpieczną miarę wielkości przyjął standardy Kaczyńskiego: partyjni koledzy mogli mu dorastać do pięt, ale już nie do kolan. Rok po roku pozbywał się wszystkich silnych postaci. Wybaczano mu wszystko, bo był biblijnym katechonem powstrzymującym nadejście Antychrysta.
Kłopot w tym, że w 2013 roku Tusk z walki z diabłem zrezygnował. Wszystko w tamtej decyzji było małe. I porzucenie własnej partii na rok przed wyborami. I porzucenie władzy nad Polską na rzecz dobrze płatnej posady. I wybór następcy, osoby ewidentnie fatalnej. Nikt nawet nie jęknął, wśród liberalnych elit autocenzura była tak wielka, że Tusk zbierał wyłącznie oklaski. Udawano, że Polska obejmuje strategiczne stanowisko. Udawano, że porzucenie fotela premiera to coś normalnego, choć był to eksces, gdzie indziej nieznany. I co najgorsze, udawano, że partia i rząd trafiły w dobre ręce. A przecież Tusk, aby partię nadal posiadać z tylnego siedzenia, oddał ją w ręce najgorszego następcy. Oddał po to, żeby Platforma marniała, żeby mieć pewność, że wszyscy będą marzyć o jego powrocie.
Przesadził w rachubach. Nowy lider miał być słaby, a był fatalny. Nie tylko poprowadził partię do podwójnej porażki, ale doprowadził do rozbicia liberalnego elektoratu. Choć to właśnie Tusk otworzył PiS-owi drogę do władzy, nie usłyszał nawet słowa pretensji. Nowy lider Platformy pożegnał się z fotelem, jego miejsce zajął Grzegorz Schetyna. Od tego momentu Tusk robił wszystko, aby Schetyna przypadkiem nie uratował Polski przed PiS-em. Cała pierwsza kadencja PiS-u to zakulisowe intrygi Tuska przeciw Schetynie, ale też Schetyny przeciw Tuskowi. Kulisy tej samobójczej polityki znało wielu dziennikarzy, ale ich nie opisali. Nie mogli, temat był tabu.
Czy można było odebrać władzę PiS-owi po pierwszej kadencji? Chyba tak, a na pewno połowę, czyli prezydenturę. Kiedy Schetyna przegrał wybory parlamentarne, musiał się pożegnać z fotelem lidera. I wtedy nastąpił kolejny zuchwały krok. Wiedząc, że nie muszą się bać krytyki, Tusk i Schetyna zawarli kompromis. Nowym szefem partii został kolejny polityk z poziomu kostek, był bezpieczny dla obu, nie miał szansy na sukces, na obalenie PiS-u. Im większa była stawka polskiej polityki, im bardziej inteligencja chciała Polskę ratować, tym niższe motywacje mieli ludzie, którym powierzono ratunek. Stali się bezkarni, więc byli bezczelni.
Przyszły prezydenckie wybory, Platforma wystawiła polityka jeszcze gorszego, zadecydowali wspólnie Tusk, Schetyna i Borys Budka. Kandydat był jeszcze gorszy, bo teraz miarą wielkości były kostki nie Tuska, nie Schetyny, lecz Budki. Tuż przed wyborami poparcie dla kandydata Platformy spadło do poziomu kilku procent.
Przyszło opamiętanie, takiego wyniku partia by nie przeżyła. Pojawiła się możliwość podmiany kandydata, więc tym razem wystawiano sensownego. Rafał Trzaskowski natychmiast wystrzelił w górę, gdyby kampania trwała kilka tygodni dłużej, polityk PO byłby prezydentem, a rząd PiS-u zostałby sparaliżowany. Od tamtej chwili cała energia Tuska skupiła się na osłabieniu pozycji Trzaskowskiego. Osiągnął swoje, opozycja przez dwa lata wegetowała, Budka dalej zadawał ciosy swoimi małymi piąstkami, a Kaczyński nawet ich nie czuł, a był przecież słaby, stał na jednej nodze, co kwartał tracił większość w Sejmie. Powrót Tuska do Platformy był tak udany i tak triumfalny tylko dlatego, że partia została przez niego zdeptana. Przez osiem lat największa antypisowska partia więdła tylko po to, aby zakwitnąć mogła wyłącznie pod Tuskiem.
___
Robert Krasowski Klucz do Kaczyńskiego
#polityka #czytajzhejto