No hej, to wcale nie ja i kolejny zbiór atramentów! Przychodzę do Was z atramentami marki, której chyba tutaj jeszcze nie było!
Pennonia, bo o niej mowa to węgierska marka założona przez Máté Bikfalviego, który sam o sobie mówi, że jest "zwykłym gościem, kochającym pióra wieczne, atramenty i pismo ręczne". A jak to się mówi: "Polak, Węgier, dwa bratanki, i do pióra, i do maczanki" czy jakoś tak, więc postanowiłem je sprawdzić. Kupiłem 60ml atramentu, z którym wiązałem największe nadzieje oraz 4 wybrane próbki po 2ml (czyli u mnie jakieś 4 napełnienia pióra) tej marki.
Oprócz tego wpadły 4 próbki KWZ, których jeszcze byłem ciekaw oraz z racji urodziny sklepu, w którym kupowałem oprócz rabatu dostałem także losową próbkę Robert Oster, więc ją też przetestuję. Cenowo Pennonia wypada drożej niż KWZ, bo 59zł za 60ml.
No i w żadne obszerne recenzje typu jeden post na każdy atrament nie będę się bawił, wystarczy że pobrudziłem sobie ręce raz i porządnie xD Oprócz pierwszego atramentu to pozostałe testy były robione na zasadzie zamoczenia stalówki w atramencie, a pomiędzy przemywałem wodą i suszyłem. Ogólnie wszystkie atramenty miały dobry flow i oprócz pierwszego, który ma sheen to schły nieźle.
Pennonia Kékfény, czyli niebieskie światło to atrament od którego zacząłem i dzisiejszy test i ogólnie przygodę z tą marką i pisałem tym atramentem kilka dni. No muszę przyznać, że była to trochę miłość od pierwszego wrażenia, bardzo mi się spodobał ten atrament! Super nasycenie, ładny nieprzesadzony sheen, świetne cieniowanie (na to najbardziej po kolorze zwracam uwagę, bo baaardzo lubię to w atramentach, stąd też po części zainteresowanie marką). Posiada ładny taki różowo/czerwonawy sheen, co jest fajne, ale osobiście skręśla to dla mnie ten atrament do pisania na codzień, bo na papierze Rhodia idzie się uwalić nim nawet dłuższym czasie. Niestety wszystkie atramenty z sheenem tak raczej mają, więc ciężko mówić tu o wadzie, kupując w pełni świadomie bardzo polecam, bo to piękny atrament.
Pennonia Méregzöld, czyli trująca zieleń to ciemny turkusowy atrament bez sheenu, cieniowanie jest takie sobie w porównaniu do reszty. Cóż, ładny kolorek, choć nie zrobił na mnie żadnego efektu wow. Nie mam podobnego w kolekcji, więc czasem użyję na pewno, choć raczej do nagłówków w Bullet Journalu niż do pisania dłuższych zdań, bo jest za jasny do takich rzeczy.
Pennonia Kékfestő, czyli hafciarski błękit cokolwiek to znaczy. Cieniowanie jakieś jest, ale taki ot blue-black xD Nie wiem co o nim powiedzieć więcej, nadaje się nawet do pracy, bo jest to po prostu ciemnogranatowy kolor z ok cieniowaniem.
Pennonia Törökkék, czyli Turecki błękit wlatuje niczym turecki kebs po alkoholu na mieście. No jest świetny i się nie zawiodłem kupując pełen flakon (swoją drogą niezbyt urokliwe te butelki mają, lekko oklejająca się zwykła kartka papieru xD, ale może chłop sam to klei, nie wiem) w ciemno. Ależ to cieniuje! Totalna miłość, będę używał często!
KWZ Spacer nad Wisłą to kolejny z tych niebieskich bardziej blue-black, choć ten ma trochę więcej zielonego w sobie co sprawia, że ten niebieski to taki bardziej wodny ciemny niebieski. Nie jest zły, ładniejszy od Kékfestő, ale nie od Kékfény, z tym że nie ma sheenu, co daje mu przewagę to ciekawego koloru na codzień. Cieniuje ok, kolor dość nasycony, leciutki sheen też chyba jest.
KWZ Błękit #4 zrobił na mnie lepsze wrażenie, cieniuje ładnie i kolor też jest ładny, nasycony. Najbardziej przypomina mi Kékfény, z tym że nie ma sheena i jest jaśniejszy. Ogólnie najlepszy z dzisiaj testowanych KWZ, naprawdę fajny atrament, które przez brak sheena nie przeszkadza w codziennym pisaniu.
KWZ Wspomnienie znad Bałtyku to bardzo ciemny blue-black, najciemniejszy w ogóle dzisiaj. Cieniowanie ok, nadaje się do pracy, bo jest bardzo elegancki, formalny, ale wcale nie nudny!
A teraz 2 rodzynki z innej rodziny kolorów:
Pennonia Mustvörös, czyli młode wino, które właśnie tak wygląda. Bardzo spodobał mi się ten kolor, nie miałem do tej pory nic czerwonego, ale też nie jestem fanem tego koloru. Tutaj mamy natomiast winny kolor, a więc powiedzmy odmiana bordo, który dość ok cieniuje i jest dobrze nasycony. Pozytywne zaskoczenie i leci polecajka!
Robert Oster Signature Whisper Red, a więc atrament niespodzianka, a zarazem niby najdroższy (choć dla mnie darmowy) atrament z dzisiejszego zestawienia. Jak mówiłem, nie jestem fanem czerwieni, a ta? Ta, to jest czerwień mocno, wpadająca nawet na żywo w róż. Cieniuje spoko, ale signature to może być jakiegoś nauczyciela dającego pałę do zeszytu, mój raczej nie.
Jeśli ktoś przeczytał wszystko to dzięki i podziwiam, bo to niemała ściana tekstu xD Atramentów póki co już nie zamierzam kupować (dobry żart, nie? XD), ale za 2-3 tygodnie pewnie mnie jeszcze zobaczycie na tym tagu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#piorawieczne