Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Fenomen
  • 399wpisy
  • 2491komentarzy
Ten poprzedni miał być ostatni, ale włączył mi się przypadkowo taki stary kawałek – wiedzieliście w ogóle, że jest polska wersja Sweet home Alabama?

Zawsze mnie w tym polskim tekście – bo bardzo lubię takie obrazki – zachwycały wersy:

Co noc do ciebie list układam
bo spytać o to stary muszę
co się na spód walizki wkłada
gdy na zawsze w świat wyruszasz?
Kwiaty zostawiasz u sąsiada
wyłączasz światło i wychodzisz

No i w związku z tym tak mi się napisało:

***

Nie byłeś nigdy

Jak sójka za morze w świat się wybierasz:
i palcem miliony zwiedziłeś już map,
i przygotowałeś sobie bagaż
i coś do tego świata cię gna.

Lecz boisz się, że tam ludzie mogą być różni,
że może języków za dobrze nie znasz,
że to, że tamto – długo wymieniać.
I plan swój odkładasz. Znów na „za jakiś czas”.

I znowu ta myśl, że inni – nie ja;
i znowu ta myśl, że „może by tak?”;
i znowu, jak sójce – to przecież ptak –
skrzydła ci rosną. Znów lotki rwiesz.

A może im i marzeniom pozwól urosnąć?
Daj sąsiadowi kwiaty. I leć.

***

#nasonety
#zafirewallem

No i tekst di proposta.
pingWIN

@George_Stark Ładny sonet.


Nie myślicie realnie czasem o powrocie? Zostawiliście rodzinę i wszystko czy raczej wyjechaliście na zasadzie "nic mnie tu nie trzyma, lecę w świat!"? Głównie pytanie do Ciebie i @UmytaPacha, bo wiem, że jesteście na emigracji. Czasem tak myślałem o wyjeździe, raz 2 miesiące spędziłem na drugim końcu Polski, ale jakaś taka pustka była trochę, ale może to kwestia miejsca akurat też, nie wiem. Dobrych wyborów przyszłych podróży, bo widziałem, że szykuje się zmiana!

Zaloguj się aby komentować

To prawdopodobnie ostatni, przynajmniej na dziś.
No chyba że Pacha napisze coś o jesieni, to stanę w opozycji, jakkolwiek by do tematu nie podeszła. Przynajmniej jeśli nie usnę.

***

Parówkowym skrytożercom mówimy: współczuję

To był parówek skryty pożeracz:
cały kuchenny wyczyścił blat,
później od razu lodówkę otwierał –
nie straszny był mu parówek tych skład.

A tam w fabryce doszło do fuzji:
benzoesany, siarkowy kwas;
na wszelkie zasady zdrowego żywienia
producent parówek zdawał się plwać.

Teraz tu leży, biedny, na wznak
i żali się, że coś boli go flak,
a tego flaka to trawi mu rak.

Tak to już bywa gdy za dużo zjesz
parówek, co nie są zdrową żywnością:
po chemii teraz chemią się lecz.

***

#nasonety
#zafirewallem

I jeszcze tekst di proposta.
splash545

Na szczęście skład większości parówek poza tymi popularnymi berlinkami uległ znaczącej poprawie. No ale Ci parówkożercy sprzed choćby 10 lat to pewnie już gryzą piach

Zaloguj się aby komentować

Miało być o alkoholu... i jest! Przeziębienie przecież najlepiej leczyć jakąś Becherovką czy innym Jägermeistrem, prawda? Można też stosować zapobiegawczo. No bo co tu robić, jak pada?

***

Dla chorych – z życzeniami wyzdrowienia

I przyszła pieprzona jesień! Cholera!
Za oknem nic, deszcz tylko i wiatr.
Szlag jasny mnie od tej pogody strzela;
pogoda jest jak w jakimś U-Ka!

Tęsknię do jakiejś – ja wiem? – Andaluzji?
Do ciepłych Wysp Kanaryjskich plaż?
Do miejsca gdzie, jeśli pogoda się zmienia,
to amplituda rozsądnych trzyma się pasm.

No ale Londyn tu zrobił się nam:
deszcz, zimno, smog czasem – no fuck!
Się przeziębiłem – sick jestem. Bad luck.

A zadedykować chciałem ten wiersz
tym, co do jesieni pałają miłością –
trzeba być chorym, by tego chcieć.

***

#nasonety
#zafirewallem

I tekst di proposta.
UmytaPacha

@ErwinoRommelo patrz dla ciebie wierszyk!

UmytaPacha

@George_Stark Jerzy marudo chcesz sonet o pięknie jesieni?

splash545

Też mi się marzy w cieplejszym klimacie leżenie na plaży

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Obiecany erosomański proszę:

***

Epidemia osiedlowa

Groźnie jej imię brzmiało: Wenera;
a jednak bogini miłości był rad,
gdy pod nieobecność swej westalki nieraz
to z nią się w pokoju na wersalce kładł.

Choć dokonywał po wszystkim ablucji,
(mydło zawiera laurynowy kwas)
to doszło u niego do owrzodzenia
i lekarz powiedział mu: – Syfa pan masz!

A było też przecież z żoną rach-ciach:
różnie: bo raz był pod nią, a raz był nad.
… a później jeszcze z tyłu, jak psiak –

przypomniał sobie, a myśli tej nie potrafił znieść,
bo zastanawiał się: co z jej wiernością?
Bo sąsiad podobno też złapał coś gdzieś.

***

#nasonety
#zafirewallem

I tekst di proposta.
UmytaPacha

… a później jeszcze z tyłu, jak psiak –

@George_Stark tak prawie a propos to w "Lizystracie" Arystofanesa ta pozycja się 'na lwicę' nazywała

Zaloguj się aby komentować

Dobrze, kochani, wracamy do źródeł inspiracyjnych! Zara jeszcze jakiś erosomański się walnie, a później to może coś o alkoholu?

***

Gdzieś

Czuję ogromny ucisk na zwieracz:
o wolność woła wczorajszy kebab;
ale jest problem, bo czym się podcierać
gdy po papierze pusty jest hak?

A gruz olbrzymi, jak góry Gruzji,
jak Elbrus, jak cały Wielki Kaukaz,
i nie wytrzymam tego ciśnienia;
co mogę zrobić, gdy nadszedł już czas?

Ulgę ogromną poczuł mój zad,
i pocałunek Neptuna był – chlap!,
a ja jestem lżejszy o pięćset dag.

A teraz posrany zjada mnie stres,
lecz zastępuję go silną złością:
a, nie podetrę się – i mam to gdzieś.

***

#nasonety
#zafirewallem

I tekst di proposta .
splash545

Kwintesencja #zafirewallem ! Co naśmiałem się to moje Te porównania do gór szczególnie mnie urzekły.

UmytaPacha

@George_Stark XDDDD

jakie to było wspaniałe

a ja jestem lżejszy o pięćset dag.

matkobosko, to taki sam potwór co z dupy splasza w ostatniej części Pana Jerzego!

@splash545

plemnik_w_piwie

@George_Stark

Pięćset dag

Chryste panie, matko przenajświętsza... pełnoprawny poród.

Zalecam odstawić opioidy. Takie balasy kończą się cesarką bo potrafią zabić

Zaloguj się aby komentować

798 + 1 = 799

Tytuł: Prawomił albo niedawne przedawnienie
Autor: Petr Stančík
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Stamtąd ruszyliśmy do restauracji Šroubek, gdzie akurat komunistyczni prominenci świętowali rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Zanim się obejrzeli, wyjedliśmy im wszystkie przysmaki i wypiliśmy całą wódkę.

Zaczyna się całkiem ciekawie, bo trochę jakby po szpiegowsku, choć tak naprawdę po skrytobójczemu. No i jest trup. A z trupem związana jest tajemnica.

Ta książka to niby przedstawiona w formie dziennika historia Prawomiła Raichla, urodzonego 31 stycznia 1921 roku chłopca, dla którego to starodawne i niezwykłe imię wybrał jego ojciec, głęboko wierząc że wraz z każdym wypowiedzeniem wpajać [mu] będzie szacunek dla prawdy i miłość do Ojczyzny. Ojciec nie mógł wiedzieć, że ten szacunek dla prawdy i miłość do Ojczyzny w życiu Prawomiła poddany będzie wielu próbom, bo tak dla Czechosłowacji, jak i dla Europy nadchodziły ciężkie czasy. Najpierw, w 1938 roku, postanowieniami Układu Monachijskiego Czechosłowacja traci na rzecz Rzeszy Niemieckiej część swoich ziem. Później Hitler napada na Polskę (której z „pomocą” przychodzą Anglia i Francja, kraje które „sprzedały” ojczyznę Prawomiła rok wcześniej). A kiedy Związkowi Radzieckiemu udało się w końcu przepędzić hitlerowców aż do Berlina, okazało się, że ceną wyzwolenia jest komunizm. Komunizm, który sięgnął po władzę również i w Pradze. W tym wszystkim Prawomił, który przysiągł działać dla dobra Ojczyzny, musi się jakoś odnaleźć. Początkowo odnajduje się w działalności partyzanckiej, później zostaje wcielony do armii, na końcu zaś działa dla dobra Ojczyzny wbrew woli narodu. A wszystko to gęsto okraszone absurdami, jakimi lubi operować czeski humor.

Tak, ta książka to niby przedstawiona w formie dziennika historia Prawomiła Rachla, ale tak naprawdę to taka trochę historia Europy w XX wieku oglądana praskimi oczami, choć tym oczom zdarzyło się być nie tylko poza Pragą, ale i poza Czechosłowacją. No i właśnie. Nie wiem co autor miał na myśli, ale wydaje mi się, że wybór takiej formy jak dziennik nie był wyborem najszczęśliwszym. Bohater był wszędzie i nigdzie, kolejne etapy jego wędrówki przez Europę opisane są dość pobieżnie. Nie bardzo dane było mi poznać ani samego Prawomiła – w tym swoim dzienniku skupia się raczej na wydarzeniach, a nie na przeżyciach, ani nie dane było mi poznać ludzi, których Prawomił w czasie tej swojej wędrówki spotkał – opisani są raczej pobieżnie. Może autorowi chodziło więc o opowiedzenie o tym, co przetoczyło się przez kontynent mniej więcej od zakończenia I Wojny Światowej aż do roku 2002? To już wydaje mi się bardziej prawdopodobne i tak właśnie ta książka wygląda. Jest trochę slapstickowa i choć slapstick lubię (przynajmniej w filmie), tak tutaj miałem mieszane uczucia. Bo owszem, zdarzyło mi się kilka razy uśmiechnąć, jak choćby czytając historię kaprala Juraja Horhora, który zastrzelił się na własnym grobie, to Prawmił nie przemawia do mnie jako powieść. Dla mnie wygląda to jak zbiór anegdot luźno ze sobą powiązanych jakimś tam (być może ciekawym – jak pisałem, autor nie raczył mnie z nim poznać) bohaterem. Owszem, są tutaj elementy spajające tę historię w jedną całość, ale jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że są one zastosowane bardzo na siłę.

Tak samo jak zresztą coś w rodzaju klamry kompozycyjnej. Przy okazji książki W kleszczach lęku pana Jamesa ubolewałem, że dziś nie pisze się już książek opartych na schemacie „opowieść w opowieści”, który bardzo lubię. Okazuje się, że jednak się pisze. A przynajmniej próbuje się tak pisać. Bo pan Stančík wykorzystał ten zabieg, ale zrobił to dość nieudolnie, a tego nie lubię. Tak samo jak nie lubię, kiedy obiecuje mi się w książce dwie historie, po czym jedną porzuca się. A ja zastanawiam się nie tylko nad tym po co w ogóle było ją rozpoczynać, ale także nad tym co z tą kobietą z początku książki? Nie wspominając już o scenach erotycznych, prawda: nie bardzo dosłownych, całe szczęście, ale które znalazły się w książce nie wiem skąd i po co. Być może – nomen omen – z dupy? Bo, mimo że zdarzyło mi się przy Prawomile momentami pośmiać, to po całości czuję mocny niedosyt. Może to przez to że za mało we mnie humoru? Albo czeskości?
3d0898b0-a0f7-4b8b-88dd-91f32a7bc53d
ada-szubak

Bardzo dziękuję że to wrzuciłeś. Nie wiedziałem, że wyszła ta książka. A to jeden z moich ulubionych czeskich autorów. Już kupiłem i czytam.

Zaloguj się aby komentować

797 + 1 = 798

Tytuł: Czas życia i czas śmierci
Autor: Erich Maria Remarque
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Będziemy świętować wszystko naraz. Nie mamy już czasu na obchodzenie wielu poszczególnych uroczystości. Ani na to, żeby je w ogóle rozróżniać.

Świetnie się ta książka zaczyna, bardzo obrazowo. Śmierć miała inny zapach w Rosji niż w Afryce. Takim właśnie zdaniem wprowadza postać Ernsta Graebera, niemieckiego żołnierza, który w czasie II wojny światowej walczył najpierw w Afryce, a później trafił na front wschodni – do Rosji. Graebera, jak i zresztą sporą część część jego oddziału czytelnik poznaje w momencie kiedy „front trzeba skracać”, ale nie jest to problemem, bo niedługo już zostanie dostarczona tajna broń, która odmieni oblicze wojny, jak zapewniają rządowe komunikaty. Żołnierze frontowi wiedzą jednak swoje i mówią o tym co widzą, a mówić o tym nie wolno. Za sianie defetyzmu grozi nawet rozstrzelanie. I tak właśnie na początku książki czytelnik ma okazję zaobserwować różne postawy żołnierzy w obliczu zastanej przez nich sytuacji.

Ernst Graeber dość nieoczekiwanie dostaje zgodę na pierwszy od dwóch lat urlop. Wraca do domu, z czego nawet nie ma odwagi się cieszyć. Tyle, po tych dwóch latach, w domu nie jest tak jak było, a i odwagi żeby cieszyć się nie potrzeba, bo cieszyć się nie ma z czego. Przede wszystkim przez „dom” należy rozumieć tutaj rodzinne Werden Ernsta, bo jego dom, rozumiany jako budynek, został w czasie nalotów zredukowany do frontonu. I tak urlop, a przynajmniej jego początek, upływa Ernstowi na poszukiwaniu rodziców, z którymi nie wiadomo co się stało.

Co jeszcze mamy w Czasie życia i czasie śmierci? Przede wszystkim historię miłości i poświęcenia osadzoną w trudnych, wojennych realiach – to jedna z głównych osi fabularnych tej książki. Poza tym wyraźnie i szeroko przedstawione postawy biorących w tej wojnie udział ludzi; tutaj jest to o tyle ciekawe, że cała fabuła rozgrywa się po stronie niemieckiej – a więc po stronie agresora – i to też jest jeden z problemów, jakie pan Remarque podejmuje – postawa wobec wojny, kiedy wszystko wskazywało na to, że ją wygramy kontra postawa wobec wojny teraz, kiedy „skracamy fronty”. Dalej zaprezentowani są Niemcy (i zaprezentowane są Niemcy), którzy w wojnie nie biorą udziału: kobiety, starcy, „podludzie”, którzy nie zostali wcieleni do armii a jakimś cudem udało im się na terenie III Rzeszy przetrwać. Albo też wysocy rangą dygnitarze, dla których wojna jest okazją do bogacenia się, zdobywania uznania i przywilejów, pięcia się coraz wyżej w hierarchii nie tylko wojskowej, ale i społecznej, a także do zemsty za dawne, ale niezapomniane krzywdy – kapitalnie napisana postać Alfonsa Bindinga. Ale zaprezentowani są też ci, którzy w tej wojnie już nie biorą udziału: rannych, którzy zostali kalekami – wygląda na to, że schemat przydatności żołnierza rozsławiony przez Hollywood na przykładzie weteranów z Wietnamu jest starszy, a być może nawet uniwersalny. To co powyżej, to tak z grubsza, to to, co najbardziej z tej książki zapamiętałem, bo spraw wartych wspomnienia w Czasie życia i czasie śmierci jest zdecydowanie więcej.

Jak nie lubię tych zawadiackich książek wojennych o wesołych opowieściach z frontu albo o innych bohaterskich czynach, tak wojna w opisie pana Remarque’a ma w sobie coś fascynującego. Jest u tego autora czymś, co niby jest trochę w tle i służy przede wszystkim do tego, żeby pozwolić mu wyeksploatować bohaterów. Pan Remarque stawiał ich w skrajnych sytuacjach i w takim obliczu prezentował ich charaktery, a robił to po mistrzowsku. Zawsze mam przy lekturach jego autorstwa ten dysonans – bo te książki są świetne, są fantastycznie napisane, ale z drugiej strony rzeczywistość, jaka dała im inspirację, już jest zdecydowanie mniej świetna. Z drugiej jednak strony ta wojna u pana Remarque’a jednak jest i choć jakby w tle, to objawia się w najbardziej chyba brutalnym wydaniu, bo nie w tym opartym na mapach, liczbach czy statystykach, ale na historiach ludzi. Na ich uczuciach i emocjach. Na ich życiu i na ich śmierci.
071f3930-8db3-42a7-9d3e-95b8f19de270
Vargtimmen

@George_Stark polecam Zapomniany żołnierz Guy Sajer. Autor wspomina swoje przeżycia jako młody żołnierz Wehrmachtu na froncie wschodnim. Różne książki wojenne czytałem, ale nigdy nic tak wstrząsającego.

Zaloguj się aby komentować

Moi drodzy!

Ponieważ jestem na nieplanowanym wyjeździe i mam do dyspozycji tylko telefon, dziś nie będzie linków do wszystkich Waszych wspaniałych oraz moich wytworów, które powstały w ramach XLI edycji konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem - szlag by mnie trafił gdybym musiał tyle w ten telefon klepać.

Ale edycję trzeba zakończyć. Jej zwycięzcą ogłaszam kolegę @pingWIN, któremu serdecznie gratuluję! Mam nadzieję, że wiesz jakie obowiązki wiążą się ze zwycięstwem?

Decyzję postaram się jakoś uzasadnić w komentarzu w terminie późniejszym, jak i zebrać również linki do wierszy; niech pod tagiem #podsumowanienasonety powstaje jakieś w miarę uporządkowane archiwum. Ale nie obiecuję. Mogę na przykład zapomnieć.

***

Jeszcze dwa słowa od siebie: cieszy mnie wysyp wspaniałych wytworów "na ostatnią chwilę". Mniej cieszy mnie fakt, że koleżanka @moll nie dała rady napisać czwartego wiersza. Ale, @moll , to nic złego. @UmytaPacha nie napisała ani jednego!

Zwycięzcy jeszcze raz gratuluję (i współczuję), uczestnikom dziękuję i do kolejnego razu!
UmytaPacha

@George_Stark Dżordżu proszę mi tu nie wytykać, jestem zajęta przywracaniem stołka!

George_Stark

Tak jak obiecałem, zbieram w jednym miejscu niemal sonety, które wzięły udział w XLI edycji bitwy #nasonety w kawiarni #zafirewallem.


Udział wzięli:


@KatieWee, która napisała jeden wiersz:

Bycie nastolatkiem jest do kitu


@George_Stark, który wyprodukował cztery wytwory:

Postawa romantyczna w obliczu schyłku romantyzmu

Zajęta

Rewolucja wrześniowa

@moll i tak trzeciego nie napisze, więc z nią nawet nie będę próbował


@RogerThat z dwoma wierszami:

Może źle, może dobrze

Jesień


@moll z niemal czterema (czyli trzema) utworami:

Zawartość dorosłości w dorosłości

Na specjalne nie-zamówienie @George_Stark (to chyba tytuł?)

Ten trzeci, o żałobie


@splash545 z jednym wierszem

...


@Piechur z jednym wierszem o mylącym tytule

Czternasty


@pingWIN z wierszem

Suplementy


oraz @Wrzoo, która zdążyła jeszcze z jednym wierszem

Co oznacza prosto z pani wyjęty


***


Miałem jeszcze uzasadnić dlaczego zwycięstwo przyznałem koledze @pingWIN, więc uzasadniam:

wczoraj był piątek trzynastego a jest to, jak wiadomo, dzień pechowy. Trzynasty w kolejności wpis konkursowy w XLI edycji konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem był właśnie wiersz Suplementy, który to przyniósł koledze pecha w postaci zwycięstwa.


Dziękuję za uwagę.

George_Stark

A, zapomniałem napisać, że @UmytaPacha i @bojowonastawionaowca wspólnie nie napisali żadnego wiersza.

Zaloguj się aby komentować

784 + 1 = 785

Tytuł: Dżozef
Autor: Jakub Małecki
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10

#bookmeter

Takich ludzi już nie ma, skończyli się razem z powodami, dla których w ogóle istnieli. Wojna, powstanie, żegluga, w stronę nieznanych lądów. Gdy nie ma potrzeby, bohaterowie po prostu się nie rodzą.

Jakoś dziwnie mnie w ostatnim czasie ten uznany pisarz, pan Joseph Conrad, prześladuje. Znienacka pojawia się to tu, to tam. Wprost albo nie wprost. Bo zabrałem się za tę książkę, za którą zresztą już od jakiegoś czasu miałem się zabrać, po spotkaniu z panem Jakubem Małeckim, które to miało miejsce jakoś w zeszłym tygodniu w ramach IV Festiwalu imienia Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w Kielcach. Jakoś nie wpadłem na to, że już sam tytuł, Dżozef, mógłby mi coś o jej treści powiedzieć.

Bo ten uznany pisarz, pan Joseph Conrad, zainspirował autora i opętał jedną z postaci, którą ten autor stworzył. Książka opowiada o tym co zdarzyło się w szpitalnej sali na której spotkało się czterech mężczyzn. Różnych mężczyzn. Dwóch z nich, Grzegorza i Kurza, pan Małecki pozwolił poznać dość dobrze, głównie przez pryzmat ich problemów, wątpliwości i słabości – to zawsze mocniej zapada czytelnikowi w pamięć, zwłaszcza jeśli tym czytelnikiem jestem ja. Jednego, Stanisława Baryłczaka, pozwolił poznać bardzo mocno, natomiast ostatniego, czwartego – Marudę umieścił tam nie wiadomo po co. Znów sparafrazuję pana Czechowa: jeśli nie masz zamiaru przeprowadzić na panu Marudzie wiwisekcji w drugim akcie, to nie umieszczaj go w szpitalnym łóżku w akcie pierwszym. To mój pierwszy zarzut do tej książki.

Drugim zarzutem jest trochę słaba konstrukcja tej opowieści (mimo że czytałem wydanie poprawione, z roku 2018; nie wiem jak było w pierwszej wersji, z roku 2011, no bo jej nie czytałem), która objawia się przede wszystkim w szybko przeprowadzonym i – dla mnie – trochę naciąganym zakończeniu tej historii. Z jednej strony ma to – przynajmniej tempo rozwiązania – uzasadnienie fabularne, z drugiej jednak, to nagłe zrozumienie, które spływa na jednego z bohaterów, nie wynika – znów: moim zdaniem – z niczego.

Mimo tego wszystkiego jednak, uważam że warto było poświęcić te kilka godzin na lekturę tej niedługiej w zasadzie pozycji. Bardzo podobał mi się w niej pomysł na ujęcie powiedzenia, że kiedy człowiek przenosi się w świat wykreowany przez autora rzeczywisty świat obok niego przestaje istnieć, bardzo podobała mi się również pewnego rodzaju polemika (nie wiem czy zamierzona przez autora, czy tylko zrodzona w mojej głowie) z twierdzeniem pana Umberto Eco, który miał powiedzieć „Kto czyta książki, ten żyje podwójnie”. Fakt, że może wyjść na to, że żadne z tych żyć nie jest tak naprawdę jego.

Nie znam wiele z całkiem obszernej twórczości pana Małeckiego. Ot, do tej pory czytałem (dość dawno) Dygot i (ostatnio) Korowód. W mojej ocenie Dżozef jest pozycją sporo słabszą od tych dwóch wymienionych przed chwilą. Z tej pozycji, z której podszedłem do tej lektury ciekawe było to, że można było trochę podejrzeć a jaki sposób rozwijał się autor. Bo faktycznie, w Dżozefie pan Małecki błyszczał momentami. Dopiero w późniejszych jego utworach te błyski przybierają na sile; zamieniają się może nawet w pewien rodzaj blasku. Co będzie później, po Korowodzie? Nie mam pojęcia. Ale chętnie się przekonam, bo na spotkaniu autor przyznał, że pracuje nad kolejną opowieścią.
1589001c-78a3-407c-adf6-2b6515b5848f

Zaloguj się aby komentować

Mam pewne przecieki od jury i wiem, że w tej edycji konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem na pewno nie wygram, więc mogę sobie pozwolić na publikację kolejnego wytworu:

@moll i tak trzeciego nie napisze, więc z nią nawet nie będę próbował

Zadowolony dość jestem z tego
że swój komentarz dziś zamieszczając
(w nim w sposób jawny @moll podpuszczając)
wiersza się doczekałem drugiego.

A teraz ponownie będę się silić,
kolejny sukces osiągnąć próbując,
by - jakby to grzecznie ująć? -
@UmytaPacha ! Pisać! W tej chwili!

Zakładam, że w niebo nie będziesz wzięta
apelem mym, ale i w sposób samolotowy.

Patrz: @KatieWee już napisała, zadanie ma z głowy,
daruję @Wrzoo - a niech tam, spokój jej urlopowy...
Lecz Ciebie, Pacha, to mam zamiar nękać.
kopytakonia

Hejka masz może jakieś przecieki kto dziś wygra?

George_Stark

@splash545 Tytuł, Panie. Tytuł.


@moll Bo ja w tej edycji reprezentuję nurt feministyczny i walczę o parytety. No a owca to jednak baran.


@kopytakonia Zakładam, że "dziś" odnosi się do naszej drugiej zabawy, #naczteryrymy? Bo innych konkursów dziś nie rozstrzygamy. Jeśli tak, to wygrał @jakibytulogin i czekamy na zadanie od niego!


***


A poza tym uważam, że @UmytaPacha powinna napisać (niemal) sonet!

DiscoKhan

@UmytaPacha nie pisze sonetów, bo cierpi na analfabetyzm i dlatego się wozi po restauracjach z książkami żeby stan faktyczny przekłamać. Miałem nikomu o tym nie mówić ale analfabetyzm wynika z urazu głowy to pewnie i tak nie kojarzy.

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj byłem na spacerze i urzekł mnie adres wymalowany na bloku (pic. rel.). I tak sobie pomyślałem, że skoro jest Stara 2, to musi gdzieś być Stara 1. Ale o niej nie warto wspominać.

Stara 2

Cicho już, Stara – nie musisz się starać.
Dosyć mam z tobą tych wszystkich skarań
więc zdecydowałem, że teraz, od zaraz
zastąpi cię musi mi nowa Stara.

To ona będzie stała przy garach,
to ona zimnego poda browara,
to ona, gdy mnie zaswędzi fujara,
pod kołdrę wskoczy na bara-bara.

Cicho już, mówię! Skończ ten ambaras!
Znowu wywlekasz mi wszystko naraz!
Zaczekam aż ci się zamknie kopara
a ja tymczasem pójdę zajarać.

Stara się wprowadziła nowa
i cała historia stara od nowa:
znowu z browarem trzeba się chować,
jeść podle, bo nie chce jak mama gotować,
od czasu do czasu się masturbować;

to się nazywa brak szczęścia w miłości.
652b79b3-c1ae-4ce6-b652-3114a03beb65
splash545

@George_Stark zabawny, śmiechłem

Zaloguj się aby komentować

Tytuł: Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
Autor: Dorota Masłowska
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 7/10

#bookmeter

Ja na to bym chciał coś odpowiedzieć, żeby się odpierdolił, gdyż łyknąć sobie na zszargane nerwy nervosolu z panadolem to nie jest jeszcze żaden grzech, cobym się z niego miał spowiadać na Sądzie Ostatecznym przed wujkiem Lewym, co to też bezgrzeszny nie jest w tej kwestii, gdyż sam sobie lubi ostrzej przypierdolić.

Dowiedziałem się ostatnio, że afera mnie ominęła. Dwadzieścia lat temu z okładem to było, bo w roku 2002. W tym to roku 2002 pani Dorota Masłowska, osiemnastolatka wówczas, wydała książkę Wojna, i właśnie wokół tej książki się rzeczona afera rozkręciła. Ja w roku 2002 miałem czternaście lat i nie zajmowałem się wtedy takimi pierdołami jak czytanie książek, od tego to tylko oczy się psują. Dzisiaj jestem sporo starszy i trochę mądrzejszy i wiem, że to nieprawda. Od czytania książek nie psują się oczy. Od czytania książek psuje się w głowie.

Ale w głowie może popsuć się nie tylko od czytania książek, przyczyny psucia się w głowie mogą być różne. Może to być na przykład mieszkanie w czasie ostatniego przełomu wieków na którymś z polskich blokowisk. Albo zażywanie amfetaminy. Albo jedno i drugie jednocześnie, bo oba czynniki są ze sobą dość blisko powiązane. I właśnie na tych dwóch czynnikach wyrośli bohaterowie Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną.

Bełkot narracyjny, strumień świadomości, narkotyczna huśtawka fizjologiczno-emocjonalna i od czasu do czasu lekki gwałt na polskiej deklinacji – takie określenia jako pierwsze przychodzą mi do głowy, kiedy myślę o tej książce po jej przeczytaniu. I sam się sobie dziwię, bo jednak mi się podobało. Nie ze względu na treść, tej znowu nie ma aż tak wiele (choć znalazłoby się i coś, co od biedy można nawet nazwać intrygą), ot jeden w zasadzie dzień w małym miasteczku, choć – fakt – dzień wyjątkowy. To w końcu Dzień Bez Ruska. I narkotyczny rajd głównego bohatera i narratora w jednej osobie, Andrzeja Robakoskiego, zwanego Siwym. Świetnie oddana była przez autorkę jego chybotliwa osobowość, to popadanie w przesadne stany emocjonalne na skutek rozgrywających się wydarzeń albo jego wyobrażeń na temat rozgrywających się wydarzeń. Momentalna podróż od miłości do nienawiści, od ekstazy do załamania była u niego nawet nie na porządku dziennym, ale wręcz na porządku godzinowym.

Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną została nazwana te ponad dwadzieścia lat temu, kiedy wybuchła afera, która mnie ominęła „pierwszą polską powieścią dresiarską”. Nie wiem czy miał to być zarzut czy też próba definicji nowego gatunku literackiego, ale z terminem „powieść dresiarska” w przypadku tej książki zgodziłbym się w całej rozciągłości. Bo Andrzej Robakoski nie tylko był dla mnie zupełnie wiarygodny jako postać – w czasie lektury przypominałem sobie naszego klasowego podstawkówkowo-gimnazjalnego arcydresa i pasowało mi to wszystko do niego tak, jakby o nim była mowa – ale też język, jakim napisana jest powieść pozwalał wczuć się całkowicie w to, co było nim opisane. Nie mówiąc już o tym, że ten język, mało elegancki, wypaczony i dziwny też przypominał mi Marcina (tego arcydresa, tak miał na imię) – on też układał, kiedy naszła go wena, długie, barwne zdania okraszone od czasu do czasu skomplikowanymi wyrazami (rzadko użytymi poprawnie, co prawda), które do tych zdań się zupełnie nie nadawały i nie pasowały, co nadawało tym zdaniom jakąś komiczność, a jednocześnie, pomijając momentami ich zupełny brak sensu, sprawiało, że brzmiały ciekawie. To samo dzieje się u pani Masłowskiej, choć tutaj wierzę, że było to zrobione celowo i świadomie, bo wydaje mi się, że już wtedy autorka językiem posługiwać umiała się sprawnie. A to, jak jej Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną jest, tak mi się wydaje, efektem wspaniałego słuchu literackiego.

Ta afera, która mnie ominęła dotyczyła wówczas właśnie tej książki. Nie dość, że na rynku ukazało się coś nowego – nie w kwestii tytułu, ale stylu, tematyki i tak dalej, to jeszcze wyniosło na literackie salony, zdominowane wówczas przez mędrców – czyli mężczyzn w marynarkach i okularach (oczy zniszczone od studiowania ksiąg) – nastolatkę. I jedno i drugie nie wszystkim się podobało. Czytałem wydanie jubileuszowe tej książki, pochodzące z roku 2022 i opatrzne wstępem napisanym z tej okazji przez autorkę. Ciekawie, choć niestety krótko i szczątkowo, wspomina tę aferę, która mnie ominęła. I teraz nie wiem, czy powinienem żałować, że przeszło to wszystko wtedy obok mnie (albo ja obok tego – zależy jak patrzeć, ruch jest przecież względny), czy cieszyć się, że zabrałem się za Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną dopiero teraz. Bo zastanawiam się jak odebrałbym ją ja czternastoletni. Ile bym zrozumiał z tego, co się w niej działo i z tego, co działo się wtedy wokół niej. I choć mam w tej sprawie kilka koncepcji, to żadna nie wydaje się być nie tylko pewną, ale nawet wiodącą.
226871f2-7a40-4b01-b6fc-f0ef3a049726
Dzban3Waza

Jestem ciekawy co powiesz o jej płycie muzycznej

Pan_Buk

@George_Stark Czytałem tę książkę zaraz po wydaniu - zachwyciła mnie. To było coś nowego i odmiennego od tych wszystkich przemądrzałych pisarzy, piszących poprawną polszczyzną. Tam był język mieszkańców blokowisk, którym się wtedy naprawdę mówiło. Kilka fragmentów było surrealistycznych, ale ogólnie książka była dla mnie super.

PanPaweuDrugi

A ja jestem ciekawy co powiesz o ekranizacji, która była gównem, choć zdania ekspertów da podzielone, bo druga część uważa że była chujowa.

Zaloguj się aby komentować

Dziś w nocy, pierwszy raz od dawna, musiałem zamknąć w nocy okno, bo było mi zimno. I stąd właśnie zrodził się wytwór poniższy:

Rewolucja wrześniowa

Lato się kończy wśród wrześniowego
chłodu, który gdzieś się ze zmierzchem zjawiając
siłą się wpycha ażeby zająć
miejce ciepłego wieczoru letniego.

Niedługo już w swetrach będziemy chodzili;
niedługo już kaszląc, charcząc, smarkając,
przez okno na aurę deszczową zerkając,
będziemy do kolejnego lata tęsknili.

Jesień nas chłodnym wiatrem opęta
w łysych gałęzi nas zamknie okowy,
z drzew liście opadną, jak ścięte głowy,
gdy stary porządek zastępuje nowy.

Wrzesień. Już rewolucja zaczęta.

#nasonety
#zafirewallem
splash545

@George_Stark też bardzo fajny ale mniej fajnie, że się faktycznie kończy lato

Zaloguj się aby komentować

Pamiętacie może od czego zaczęła się nasza zabawa # naczteryrymy? Znalazłem we wspaniałej książce Pegaz dęba taki oto wiersz:

Jeżeli piękna, to bezwzględnie wiosna,
Jeśli zielone, to trawy kobierce,
Jeżeli twórczość, to zawsze radosna,
Jeśli zajęte, to W.C. lub serce.

Pan Tuwim niezmiennie (a wręcz coraz bardziej i bardziej) zachwyca mnie i inspiruje swoją twórczością, i choć ten akurat wiersz nie jest jego autorstwa, napisał go czytelnik Cyrulika Warszawskiego, a pan Tuwim tylko go wyszperał i zarchiwizował, to pozwoliłem sobie wykorzystać pomysł w naszej drugiej zabawie, która odbywa się w kawiarni #zafirewallem , to jest w zabawie #nasonety . Oto co mi z tego wyszło:

Zajęta

Chciałem spróbować, pomimo tego
że na jej palcu, cynicznie błyskając,
obrączka śmiała się, wprost oznajmiając,
że chyba jednak ma męża jakiegoś.

Jakbyśmy przed sobą się złotem bronili -
tak pomyślałem, ku niej zerkając,
swoją obrączkę w kieszeń chowając
dosiadłem się: - Czy mogę pani wieczór umilić?

Wrażenie sprawiała, że niby jest chętna,
że brak jej towarzystwa, rozmowy.

Lecz zrozumiałem, gdy w szale zmysłowym
wspinaliśmy się na prowadzące ku łazience schody:
że nic jednak z tego. Była zajęta.
KatieWee

@George_Stark czasem warto zapukać

Zaloguj się aby komentować

Postawa romantyczna w obliczu schyłku romantyzmu

Uderzył w tony pokrzywdzonego
uczucia swoje w rezonans wprawiając,
smyczkiem po strunach duszy ciągając
do bólu aż. Ale nic z tego.

Bo mecenasi kierunki zmienili
od podstaw pracę rozpoczynając,
sztukę do ziemi z niebios ściągając,
serca ku rozumowi zwrócili.

Kto będzie o Mickiewiczu pamiętał?
Norwid, Słowacki złożeni w groby,
i Goethe odszedł, ten Król Olchowy...

Jakże w tym świecie odnaleźć się nowym? -
decyzja, by z życiem się rozstać, podjęta.

#nasonety
#zafirewallem
splash545

@George_Stark świetne! A w szczególności spodobały mi się te wersy:

Uderzył w tony pokrzywdzonego

uczucia swoje w rezonans wprawiając,

George_Stark

@pingWIN Dziekuję.

@splash545 Dziękuję

@RogerThat I dziekuję.


Zaloguj się aby komentować

No dobrze. Nie śpię, więc szybciutko otwieram kolejną, XLI edycję zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem . Widzę, że nie śpi również koleżanka @UmytaPacha (bo komentuje), więc może się zbierze i coś wreszcie napisze?
Nie przedłużając jednak więcej, przechodzę do konkretów.

Ponieważ w tym roku przypadła dwudziesta rocznica śmierci pana Czesława Miłosza, Senat Rzeczypospolitej Polskiej Uchwałą z dnia 07.09.2023 ( M.P. 2023 poz. 1013 ) zdecydował, że rok 2024 będzie rokiem tego autora. Ja natomiast zdecydowałem, że my również uhonorujemy pana Miłosza i w tej edycji zabawy #nasonety na tapet weźmiemy jeden z jego wierszy. Spod pióra pana Miłosza wyszło mnóstwo fantastycznych utworów, a jednym z bardziej znanych jest niemal sonet, którym to się zajmiemy. A oto i on, nasz tekst di proposta:

Który skrzywdziłeś

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
gromadę błaznów koło siebie mając
na pomieszanie dobrego i złego,

choćby przed tobą wszyscy się kłonili
cnotę i mądrość tobie przypisując,
złote medale na twoją cześć kując,
radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,

nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
i sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

***

Miałem nie przedłużać, więc zasad oceniania nie będę teraz podawał. Na bieżąco dostosuję je do potrzeb, kiedy to będę pisał podsumowanie i wtedy je opublikuję. Jeśli ktoś ma ochotę dołączyć do zabawy, a nie wie o co chodzi, proszę pytać pod którymś z wpisów w tagu. Koleżanka @UmytaPacha chętnie wyjaśni zasady zabawy.

***

I jeszcze, dla chętnych: proszę zwrócić na podobieństwo wymowy zaproponowanego utworu do tekstu autorstwa pana Juliana Tuwima, nieoficjalnego patrona naszej kawiarenki. A mowa o tekście Do generałów.

(Co za czasy w ogóle! – nie mogę znaleźć nigdzie w Internecie tego utworu zamieszczonego po prostu jako wiersz, a nie jako tekst piosenki wykonywanej przez zespół Buldog! A wspomniane wykonanie zespołu Buldog, bardzo zresztą zgrabne, można znaleźć tutaj .)
***

No to chyba tyle.
Weny, owocności w rymowaniu, a przede wszystkim dobrej zabawy! Osądzę Was za tydzień.

***

#diproposta
bojowonastawionaowca

@George_Stark szkalowanie Pachy zawsze mile widziane

George_Stark

@bojowonastawionaowca


Nie wspomniałem jeszcze, że nam się parytety płci zaburzają i istnieje prawdopodobieństwo że utracimy unijne dotacje na kawiarenkę, bo oprócz Pachy to dawno nie było też wiersza ani od @KatieWee , ani od @moll , ani od @Wrzoo (kolejność alfabetyczna)!

UmytaPacha

@George_Stark skandal! czas pogonić je do roboty

Piechur

A to ciekawe, 13 wersów zamiast 14, niemal sonet w rzeczy samej

George_Stark

@Piechur


Bo to jest tak, że jak pan Mickiewicz zajął już trzynastozgłoskowiec, to panu Miłoszowi nie pozostawało nic innego jak napisać trzynastowersowiec.

UmytaPacha

@bojowonastawionaowca ofca pomocy xd

na komórce palec mi się omsknął i zamiast zmienić avatar społeczności to ją zablokowałam, i wyrzuciło mnie z niej, i jak wróciłam teraz to już nie mam mocy menadżerskich nad nią xdd

bojowonastawionaowca

@UmytaPacha XDDD ale której społeczności? XD

UmytaPacha

@bojowonastawionaowca no kawiarenki Xd

Zaloguj się aby komentować

No nic, trzynastka okazała się dla mnie pechowa, ale ja nie nawalam. Tak więc to mnie przyszło czynić dziś honory. Czynię je więc z namaszczeniem, ale żeby z chęcią, to jednak nie.

Rymy: kawalerce – noże – widelce – położę
Temat: aktualizacja oprogramowania

Bawcie się wspaniale, a wygrywającego proszę o wykazanie się jutro odpowiedzialnością! Jeśli nie chcecie wygrać, piszcie słabe wiersze – to jest przecież proste!

***

#naczteryrymy
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

***

Zasady i o co chodzi:

- Musimy ułożyć cztery wersy, lub ich wielokrotność jeśli ktoś ma taką ochotę,
- Op zadaje cztery słowa, które mają być użyte dokładnie w tej kolejności, na końcu kazdego wersu,
- Op zadaje również temat zadania a rymowanka powinna, przynajmniej luźno, nawiązywać do niego,
- Zwycięzcą jest osoba, która kolejnego dnia do godziny 20 zdobędzie najwięcej piorunów.
- !!!Wygrany w nagrodę wymyśla nowe zadanie, czyli temat oraz rymy i publikuje do godz. 21 nowy wpis!!!
- Wpisy lądują w społeczności Kawiarnia "za Firewallem", bo jak nie, to trzeba prosić Owcę o pomoc
MrGerwant

Stachu mieszkał w kawalerce

gubił ciągle on widelce

chciał zjeść obiad we dwa noże

"nie da się, chyba się plakać położę"

jakibytulogin

W bardzo ciasnej kawalerce,

Miejsca zaraz tu pomnożę -

Dziurę do sąsiada wydłubią widelce.

Po dniu ciężkim w nowym lokum się położę.

rakokuc

Złamię oprogramowanie w tej ich kawalerce,

dam trzy wersy i pójdziemy na noże.

A potem powiem: handlujcie z tym, widelce.

Zaloguj się aby komentować

759 + 1 = 760

Tytuł: O perspektywach rozwoju małych miasteczek
Autor: Małgorzata Boryczka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Równy stukot maszyny do tuli mnie często do snu w pokoju nad kuchnią; matka tuli mnie rzadko.

Ponieważ wiersz Sobota autorstwa pana Andrzeja Bursy jest jednym z moich ulubionych, zabrałem się za książkę O perspektywach rozwoju małych miasteczek. Ale ponieważ wiersz Sobota autorstwa pana Andrzeja Bursy jest jednym z moich ulubionych, zabrałem się za książkę O perspektywach rozwoju małych miasteczek z pewną ostrożnością. Bo – i tak, to jest moje malkontenctwo – nie jestem zbyt optymistycznie nastawiony do współczesnej prozy, a już szczególnie do autorów debiutujących. Kilka razy się sparzyłem, więcej razy odbiłem się od lektury – no nie mam dobrych doświadczeń. Tym razem, oprócz tego, że ta książka to debiut autorki, to jeszcze tytuł w tak wyraźny sposób nawiązuje do twórczości tego wspaniałego poety wyklętego. I tak ta książka leżała u mnie w czytniku od dłuższego czasu, bo trochę się bałem co z tego pomysłu czy eksperymentu mogło wyjść. Tak, przyznaję: do lektury podszedłem nawet nie z obawami, ale wręcz trochę z nastawieniem. Z nastawieniem, że „to się nie uda”.

A jednak się udało. Wydaje mi się, że przede wszystkim dlatego, że oprócz cytatu ze wspomnianego wyżej wiersza i związanej z nim tematyki pani Boryczka (pani! – rok ode mnie młodsza, czyli gówniara!) nie wzięła sobie więcej ani od pana Bursy, ani w ogóle znikądinąd. Jeśli miałbym te jej opowiadania porównać do czegoś, co znam to najprędzej byłby to opowiadania pana Kurta Vonneguta (to w moim systemie wartości literackich ogromny komplement!), a i to przede wszystkim ze względu na umiejętność przedstawienia spraw poważnych w sytuacjach codziennych, na jasność i klarowność przekazu, na umiejętność pięknego operowania językiem w prosty sposób (co nie jest znowu takie łatwe), na niesamowitą intuicję literacką, która objawia się okraszającymi jej prozę świetnymi uwagami i spostrzeżeniami natury ogólnej, które tak uwielbiam. Wyszło to wszystko świetnie!

Tom O perspektywach rozwoju małych miasteczek to czternaście obrazków wyrwanych gdzieś z małego miasteczka (takie było założenie, choć to akurat niekoniecznie się udało – część z tych historii mogłaby się rozgrywać gdzie indziej; z drugiej strony pokazuje to, że problemy „skądinąd” są dość uniwersalne, że są na tyle uniwersalne, że dotykają również mieszkańców małych miasteczek – więc może jednak się udało?), a każdy z tych obrazów to jeden człowiek i fragment jego życia. W każdym z opowiadań narracja jest troszeczkę inna, charakter głównego bohatera trochę się różni – nie ma się wrażenia, że to różne historie klepane przez jedną osobę – a jednocześnie można znaleźć jakiś wspólny dla nich wszystkich obszar. Być może jest to styl autorki? Różnice bywają subtelne, ale są. I są jasno wyczuwalne. Problematyka opowiadań to codzienność małych miasteczek: relacje rodzinne, relacje i pozycja w społeczności, samosądy. Nie wszystkie opowiadania zrozumiałem, nie wszystkie mnie zachwyciły, ale nie było takiego, które by mi się nie podobało bądź uznałbym je za „złe” albo „słabe”.

Z tych, które najbardziej zapadły mi w pamięć to przede wszystkim opowiadające o gwałcie i relacji córki z matką opowiadanie Krzyżówka – ono nie jest mocne przez sam tekst, ale jego siła jest właśnie w tym co się kryje pod opisanym wspólnym wieczorem czy popołudniem. Jak się okazuje, wcale nie trzeba epatować brutalnością i dosłownością (niech przepadnie naturalizm!) żeby wywołać u odbiorcy silną reakcję. Podobała mi się postać, którą pani Boryczka stworzyła w opowiadaniu Surówka, tym bardziej, że autorka jest kobietą i, jak mi się wydaje, nie uległa modzie (czy naciskom) na przedstawianie postaci kobiecych wyłącznie w superlatywach. Bo czasami i złe kobiety przecież się zdarzają. Podobało mi się opowiadanie Karel Gott, które mówi chyba o różnicy pokoleń i o tym, że chociaż „za naszych czasów” było lepiej, to i tak zazdrościmy dzisiejszej młodzieży, choć tak mało ona wie o (naszym) świecie i jak tak w ogóle można żyć. Podobało mi się opowiadanie Źródło o tym jaki wpływ, zasięg i konsekwencje może mieć plotka. I podobało mi się jeszcze kilka innych opowiadań, ale to można je sobie samemu przeczytać i ocenić.
Jeśli o mnie chodzi, to na pewno przeczytam kolejną pozycję w dorobku autorki, książkę Nigdzie i, jeśli zrobi na mnie podobne wrażenie jak O perspektywach rozwoju małych miasteczek to z pewnością nie tylko będę śledził z zainteresowaniem pisarski rozwój autorki, ale i trzymał za tę gówniarę kciuki. Choć trochę z zazdrością.

Sama książka O perspektywach rozwoju małych miasteczek została wydana jako zwycięska praca konkursowa w ramach studiów podyplomowych Szkoła Mistrzów na Wydziale Polonistyki UW. Na końcu tego tomu znajduje się lista pozostałych książek wydanych w serii opowiadaj dalej… wydawnictwa Nisza i, być może, również z nimi warto się zapoznać? Bo, być może, ze współczesną literaturą polską nie jest tak źle, jak uważałem, a tylko ja nie umiem szukać?

EDIT: A, okładka też mi się podoba. Zawsze zapominam o tym napisać!
19f76228-206e-4edd-94b3-90ecb5f437d8

Zaloguj się aby komentować

To jeszcze rzecz historyczno-erotyczno-obyczajowa:

***

O ognistych skutkach płomiennej namiętności

Daj ać, ja pobruszę, a ty idź się gzić!
Myślisz, latawico, że tego nie widzę,
jak na siano do stodoły chadzasz ze sołtysem?
Za jakie to grzechy żonę mam kurwicę?!

Że pomięte na sobie ciągle nosisz giezło?
Że pół wsi przez ciebie jak pielgrzymka przeszło?
Powiedz, czy Helenka to jest moje dziecko?
Urodę ma nie naszą, a jakąś niemiecką.

Że mi rogi sprawiasz, wie już cała wieś
co innego we wianie mogłabyś mi wnieść
jak już przed ślubem daleka byłaś od dziewicy?

Ale i ty coś w zamian dostaniesz ode mnie
a prezent umocowanie będzie miał papieskie
Inkwizycji zgłoszę! Stos dla czarownicy!

***

#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna
splash545

@George_Stark w szczególności spodobało mi się zakończenie tego sonetu i to giezło ciekawe słowo

Zaloguj się aby komentować

Był kiedyś taki kierunek w sztuce, co się turpizm nazywał. – „Czemu by i w nim swoich sił nie spróbować?” – pomyślałem. A oto i efekt:

***

Epitafium własne

Cóż jest piękniejszego niż tak sobie gnić?
Chłodno mi się robi, kiedy to kostnicę
oczami mej martwej wyobraźni widzę.
Czy koniecznie trzeba grób mój wieńczyć krzyżem?

Na ziemi zakończyłem mą wędrówkę ziemską:
w lesie się rozkładało moje martwe cielsko
a tu przyszedł do mnie dzisiaj leśnik ścieżką
no i przerwać musiał moją drzemkę wieczną.

A niechby i nadszedł jakiś lis czy pies,
mech mógłby mnie obróść albo bluszcz opleść,
ale nie, cholera! Pieprzeni leśnicy!

I służby sprowadził na tę mą pustelnię,
i zamiast spokoju sceny mam dantejskie.
Dajcie wy mi spokój! Nie chcę do kostnicy!

***

#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna
splash545

@George_Stark bardzo fajne klimaty, podoba mi się

splash545

@George_Stark i od razu mi się skojarzyło z tym

( ͡° ͜ʖ ͡°) :


Czy porzucone ciało rozniosą ptaki, czy pożrą je Morskie psy, jeśli będzie im może oddane na pastwę, jakież to ma znaczenie dla duszy, skoro ona tu już nie przebywa? Ale nawet i wtedy, kiedy między ludźmi przebywa, nie lęka się żadnych gróźb na czas pośmiertny ze strony tych, którym mało jest, że się ich obawia aż po samą śmierć. Nie przestraszą mnie — mówi — ani haki, ani ohydne dla patrzących się rozszarpywanie wyrzuconego gwoli pohańbienia trupa. Nikogo o ostatnią powinność nie proszę, nikomu szczątków moich nie polecam. Sama natura postarała się już o to, by nikt nie został bez pogrzebu. Kogo wyrzuciło na poniewierkę czyjeś okrucieństwo, tego pochowa upływ czasu.


Seneka, Listy moralne do Lucyliusza

George_Stark

@splash545 Napisz na ten temat!

splash545

@George_Stark no może napiszę. Ja już od pewnego czasu noszę się z zamiarem serii sonetów na podstawie konkretnych cytatów stoickich.

swansu

To klasykiem tera:


Nie mam nogi - pożarli ją moi współtowarzysze

Jeszcze ich mlaskanie słyszę

Wyszliśmy w góry jeszcze za dni ciepłych

Dopadła nas zima zaskoczonych

Zjedliśmy wszystko co zjeść się dało

Nic nie zostało

Widoki na przyszłość są raczej nieciekawe

Zachciało się nam iść na wyprawę


Hej hej hej, hej hej hej

Inni mają jeszcze gorzej

Hej hej hej, hej hej hej

Inni mają jeszcze gorzej


Zawieja nie ustąpi, jest wręcz coraz większa

Co rusz nasza sytuacja gorsza

Tak losować będziemy kto kogo zje

Czekając, aż ratunek nadejdzie

Los padł na mnie, wtedy się opamiętałem

Zaoponowałem

Towarzysze napierali, w końcu za wygraną dali

Usiedli osowiali

Minął dzień i drugi. My krańcowo bezsilni

Nie mają siły na mnie być źli

W końcu nie wytrzymali i nocy pewnej

Doczołgali do mnie się bliżej

Wyszła na jaw prawda, którą chciałem ukryć

Tej hańby nie da się zmyć

Przestałem o nich myśleć, taką naturę mam

Po prawdzie, swoją nogę zjadłem sam

Zaloguj się aby komentować