Tak jak obiecałem, lirycznie milczę w ramach protestu, więc wypowiem się prozatorsko. Apeluję jednak w tym miejscu do innych, choć czasu jeszcze sporo, a apel mój dotyczy napisania swoich opowiadań w konkursie #naopowiesci tak, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo mojej w tym konkursie wygranej, która to byłaby mi zupełnie nie na rękę.

Jeśli jednak taka wygrana by mi się przydarzyła, przyjmę ją, choć z bólem (ale i z honorem) i wywiążę się z wynikających z niej obowiązków. Bo tak jest po prostu w porządku wobec innych, którzy w zabawie chcieliby dalej uczestniczyć.

Dobra, koniec tego pierdololo, zapraszam do lektury:

***

Zaognia

czyli

Powiastka ku rozwadze o zabawie, o koleżeństwie oraz o etyce

Lato zbliżało się już do swojego kresu i chłód jakiś dziwny nadciągnął nad królestwo, które miejscowi Zaognią zwali. Nie był to jednak li tylko chłód związany ze zmianą pory roku. Był to chłód, który zmroził serca mieszańców tej krainy.

Zaognia była państwem małym, otoczonym murem na wzór chiński, na którym to murze, na w pewnych odległościach rozmieszczonych wieżach strażniczych, płonęły ogniska Wiecznego Ognia Sztuki. Mieszkańcy Zaogni dbali o podtrzymywanie tych płomieni. Pełniły one nie tylko funkcje obronne, ale i zagrzewały ich serca do twórczości, Zaognia bowiem w tamtym czasie była światową stolicą sztuki lirycznej.

Mieszkańcy równie wysoko jak twórczość własną cenili sobie tradycję. Zaognia była krainą dziwną, zorganizowaną po części jako republika, po części jako anarchia. Władzę w tej krainie dzierżył bowiem lud, a mieszkańcy jej żyli w zgodzie, szczęściu i bez konfliktów, choć praw spisanych nie posiadali niemal żadnych. Ze względu na wymogi formalne zgodzono się, że oficjalną formą ustroju będzie monarchia, a ponieważ nikt nie chciał wywyższać się ponad innych i zasiadać na tronie, ustalono, że królową zostanie muza Eutrepe, tak jak król Jan Kazimierz kilka wieków później nadał godność Królowej Polski Matce Boskiej.

Sprawowanie rzeczywistej władzy spoczywało w rękach ministrów, a było tych ministrów na tamten moment trzech: wybierany na najkrótszą kadencję Minister Formy Lirycznej Krótkiej, wybierany na dłuższą kadencję Minister Formy Lirycznej Dłuższej oraz, wybierany na najdłuższą kadencję, Minister Formy Prozatorskiej.

Zdarzyło się razu pewnego tak, że wzorem króla Bolesława Chrobrego, który to sprowadził kilka wieków wcześniej do Polski wielbłąda tylko po to, żeby ofiarować go w darze Ottonowi III, i do Zaogni sprowadzono zwierza egzotycznego, choć z innych zupełnie stron świata, bo z chłodnych krańców południowej półkuli, zwierzem tym był bowiem pingwin królewski. Różnica nie tylko leżała w miejscu pochodzenia stworzenia, ale i w celu, w jakim zwierzę to egzotyczne zostało do kraju ściągnięte. Pingwin ten nie miał być dla nikogo prezentem, nikt nie myślał o oddaniu go komukolwiek, ale miał posłużyć mieszkańcom jako wyrocznia i wskazać kto z mieszkańców na kolejny okres obejmie rządy w Ministerstwie Formy Lirycznej Dłuższej, co miało rozwiązać zwyczajowy problem z brakiem chętnych do pełnienia tego urzędu. Pingwin wyznaczone mu zadanie wypełnił znakomicie i wskazał niewiastę imieniem Róża. Od tego właśnie momentu w Zaogni rozpoczęły się kłopoty.

Na początku nic nie wskazywało na to, że sytuacja przybierze taki obrót, jaki obrała. Zdarzało się bowiem i wcześniej tak, że nowo obrany Minister, zajęty swoimi własnymi sprawami, nakazany tradycją dekret wydawał z opóźnieniem. Służba publiczna w Zaogni była służbą honorową, nie wiązały się z nią żadne profity, oprócz może zaszczytu, a i to w wąskim jedynie gronie mieszkańców tej krainy. Czasami Ministrowi, zajętemu swoimi własnymi sprawami, o ciążącym na nim obowiązku należało przypomnieć. Bywało i tak, a zdarzało się to w najbardziej dynamicznym Ministerstwie Formy Lirycznej Krótkiej, że obrany urzędnik swoich obowiązków nie spełnił. Znajdował się wówczas śmiałek, który go na stanowisku zastępował, tak aby ciągłość władzy została zachowana. Te zastępstwa były również częścią tradycji, a wynikały z prostej, pragmatycznej przyczyny: ze wspomnianej wcześniej dynamicznej specyfiki tegoż Ministerstwa. Nigdy wcześniej nic takiego nie zdarzyło się jednak ani w Ministerstwie Formy Prozatorskiej, ani w Ministerstwie Formy Lirycznej Dłuższej. Aż do tego feralnego okresu z przełomu lata i jesieni, o którym to jest ta opowieść.

Pierwsze niepokoje wśród spokojnych zazwyczaj mieszkańców pojawiły się trzeciego dnia po obiorze Róży na nowego Ministra. Przedłużająca się zwłoka w wydaniu spodziewanego rozporządzenia zaniepokoiła dwójkę z najstarszych mieszkańców: błazna na królewskim dworze Eutrepe, mężczyznę imieniem Narcyz i piękną miejscową pisarkę-kucharkę, kobietę o równie kwiatowym imieniu Dalia. Oboje, zaniepokojeni sytuacją, wystąpili równolegle z taką samą, precedensową w historii królestwa, propozycją zastąpienia obranego Ministra w pełnieniu wyznaczonych mu zaszczytnych, choć uciążliwych obowiązków. Rozumieli oni bowiem, że różnie w życiu się układa. Rozumieli, że ożna nie mieć czasu, ochoty, siły, możliwości; różne mogą być powody odwlekania obowiązków. Propozycję swoją Narcyz i Dali wystosowali do milczącej od pewnego czasu Róży, propozycja ta jednak została przez Różę odrzucona. Róża twierdziła, że przygotowuje coś specjalnego.

Nastroje w królestwie podupadały. Pojawiły się głosy nawołujące do buntu. Grożono Róży agresją słowną. Pierwszy na rynku zabrał głos królewski koniuszy, który wykorzystywał swoją pozycję do nielegalnego hodowania pająków w niezmiatanych od niepamiętnych czasów pajęczynach zalegających w narożnikach stajni. Oskarżał panią Minister-elekt o małostkowość pobudek, o złośliwość, o opieszałość, w czym znajdował poparcie coraz bardziej zagubionego w nowej, niespodziewanej i nieprzyjemnej sytuacji tłumu. Róża zabrała głos w sprawie kierowanych pod jej adresem gróźb i oskarżeń, twierdząc, że wszystko co miała do powiedzenia już powiedziała, tym samym metodą terrorystyczną utrzymując mieszkańców w stanie ciągłego i przedłużającego się niepokoju. Drugim, który w tej publicznej debacie zabrał głos, był królewski sekretarz, człowiek-grzyb, którego głównym zadaniem, pochłaniającym całe jego dnie, było studiowanie kalendarzy. Ten z kolei, widząc nieskuteczność groźby zastosowanej przez koniuszego, spróbował innej metody. Spróbował prośby. Wyświetlał Róży możliwe katastrofalne skutki jej zaniechania dotyczące prawdopodobnego wystąpienia szkód w uzębieniu mieszkańców krainy na skutek tych zębów niecierpliwego zaciskania. Mało brakło, a wzorem królów Kacpra, Melchiora i Baltazara, którzy kilka wieków wcześniej przybyli do Betlejem z darami, również człowiek-grzyb złożyłby przed obliczem Róży dary. Nie byłyby to jednak ani mirra, ani kadzidło, ani nawet złoto, a cenniejsza od nich wszystkich biała substancja pochodząca z odległej krainy Kielce, majonezem zwana. Czy ta prośba człowieka-grzyba została przez Różę wysłuchana? – nie wiadomo. Pewnym jest jednak to, że nie tylko nie uczyniono tej prośbie zadość, ale też i to, że pozostała ona zupełnie bez odpowiedzi.

Byli też i tacy, którzy próbowali prowadzić śledztwa. Próbowali dochodzić tak do tego, czy prośba wystosowana przez królewskiego sekretarza trafiła do adresatki, jak również do tego, co może być przyczyną przedłużającej się opieszałości owo obranej Minister. Śledztwa te prywatne, prowadzone na własną rękę nie przynosiły rezultatów. Na skutek działań Róży więzy społeczne w Zagoni rozluźniały się, ludzie nie współpracowali ze sobą tak chętnie i intensywnie jak dotychczas, bo nie mieli ku temu okazji. Wspólne działania, przynoszące więcej korzyści niż dziania nawet nie egoistyczne, ale prowadzone wyłącznie w pojedynkę, nie zostały podjęte również w obszarze prowadzonych śledztw. Tak jak nieużywanie narządów ciała prowadzi do ich zaniku, tak samo dzieje się z umiejętnościami społecznymi. To właśnie była przyczyna niepowodzeń w prowadzonych na zaognijskim dworze Eutrepe prywatnych śledztw, o których powiedzieliśmy powyżej.

Powiastka ta nie jest bajką, nie ma więc w niej morału. Ocenę zachowań Róży, nie znając powodów jej opieszałości, pozostawiamy etykom. W tym miejscu stwierdzamy tylko, że miała możliwości aby nie pozbawiać mieszkańców radości z zabawy, która to zabawa była częścią ich życia w tej szczęśliwej dotąd krainie. Uczciwie stwierdzamy jednak, że powody, dla których z tych możliwości nie skorzystała, również nie są nam wiadome.

Czy Róża zachowała się w porządku? Czy mogła zrobić inaczej? Czy gdyby zrobiła inaczej, sprawy przybrałyby lepszy obrót? Jaki los spotka Zaognię na skutek jej zaniechania, a jaki spotkałby gdyby wybrała jakiekolwiek inne rozwiązanie? Tego, niestety, również nie wiemy. W tym przypadku zadajemy się na to, co przyniesie czas, a ocenę pozostawiamy historii i historykom.

***

1146 słów

***

#zafirewallem
#naopowiesci
splash545

@George_Stark świetnie dołączyłeś tym opowiadaniem! Zawsze miałeś talent do wplatania losów kawiarenki do swojej twórczości

Zaloguj się aby komentować