828 + 1 = 829

Tytuł: Klinika
Autor: Pavel Rankov
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10

#bookmeter

Pan profesor jest wprawdzie nadzwyczaj pracowity, ale też wyjątkowo zapracowany.

Absurdalną, jak się tak nad nią zastanowiłem, wydała mi się kwestia absurdu. Może nawet nie tyle kwestia absurdu samego w sobie, ale mojego, dość absurdalnego, do tego absurdu podejścia. Bo, co sobie z zaskoczeniem uświadomiłem, kiedy coś tam sobie czasami piszę, to opowieść sama często ucieka mi w jakieś absurdalno-groteskowe rejony. Pojawia się jakaś postać, jakaś myśl, jakieś zdanie, które często pchają tę historię, którą właśnie próbuję spisać właśnie w tę, a nie inną stronę. Często daję się tej sile ponieść, bywa, że czasami nawet jestem z efektów zadowolony. Jeśli natomiast chodzi o rzecz przeciwną, o mój odbiór czyjegoś absurdu, to, poza nielicznymi wyjątkami, jak pan Vonnegut czy pan Beckett, raczej jest z tym średnio.

I tak właśnie średnio było z ostatnią lekturą, którą skończyłem. Z Kliniką słowackiego pisarza, pana Pavla (Pavela?) Rankova. Jak to często zdarza się w absurdalnych historiach, tak i tutaj bohater ma przed sobą jasny i, zdawało by się, prosty cel. W tym przypadku bohater, który jednocześnie jest narratorem, chce dostać się do profesora psychiatrii. To proste, jak by się wydawało zadanie, komplikuje się na skutek okoliczności zewnętrznych: tego, że profesor jest człowiekiem niezwykle zajętym, tego, że w soboty i niedziele klinika jest nieczynna, tego, że w klinice obowiązują przepisy. No i o tym właśnie ta historia opowiada. Opowiada o wytrwałości pacjenta i sposobach radzenia sobie z napotkanymi przeszkodami. To w warstwie fabularnej.

Co natomiast znalazłem w warstwie symbolicznej? Przede wszystkim świetny pomysł, od którego wyszedł autor. Uczynienie głównym bohaterem człowieka, który chce dostać się do psychiatry, zapewne więc borykającego się z problemami psychicznymi i osadzenie go w zupełnie zwariowanym świecie, który to z kolei świat jest przedstawiony jako coś normalnego i naturalnego, to wspaniały punkt wyjścia. Poza tym podobały mi się kreacje tych, których bohater na swojej drodze spotykał, a właściwie relacje między nimi. Skonstruowanie dwóch par, palacz-recepcjonistka oraz asystent-pielęgniarka, według takiego samego schematu było urocze. I jeszcze, rzecz bardziej osobista, samo przygotowywanie się bohatera do rozmowy z profesorem. To zastanawianie się co, jak i kiedy mu powiedzieć tak bardzo przypominało mi rozmowy z moją chorującą na cukrzycę babcią, której za nic nie dało się przekonać, że wstrzymywanie się z jedzeniem słodyczy na tydzień przed wizytą u lekarza po to, żeby wyniki wyszły dobre, nie jest najlepszym pomysłem.

Mimo świetnych, tych wymienionych wyżej, ale też i kilku innych, pomysłów, pan Rankov nie przekonał mnie wykonaniem. Narracja, gdzie często trafiałem na ściany tekstu nie porwała mnie. Nie bardzo mogłem sympatyzować z głównym bohaterem, bo on w zasadzie, poza dostaniem się do profesora, nie miał żadnego innego celu, a i w tej sprawie zachowywał się jakoś biernie. Jeśli już podejmował działania, to takie, na jakie pozwalały mu okoliczności. I zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie było to celowe i nie mam też pomysłu na to jak tę historię można by przedstawić inaczej, tak żeby była dla mnie ciekawsza. No ale w takiej formie, w jakiej ją dostałem ciekawa i interesująca jako opowieść, czyli jako całość, niestety nie była.
e95a22ac-7897-42d2-a2c4-707b66d62f28
Wrzoo

@George_Stark O widzisz, nieco inny odbiór tej książki jednak mamy Co do sympatyzowania z bohaterem, to ja również nie odczułam z nim jakiejś więzi ani tendencji do utożsamienia się, ale wydaje mi się, że taka ta postać miała być. Może trochę, żeby nim gardzić, może mu współczuć, może być oburzonym jego postępowaniem, ale nie utożsamiać się z nim. Wydaje mi się, że autor nas wrzuca tu w rolę takiego wielkiego brata (tych kamer, które w pewnym momencie zauważa bohater), obserwatora szczura laboratoryjnego, który próbuje zachowywać się logicznie w coraz bardziej nielogicznych okolicznościach.

George_Stark

@Wrzoo Co do bohatera, to mam takie samo zdanie. Właśnie tak mi się wydaje, że on miła taki być. Jeśli tak, to to się całkowicie autorowi udało i tutaj rzeczywiście ma moje uznanie. Co nie zmienia faktu, że nawet jeśli dzieło zostało dobrze wykonane, to może mi się nie bardzo podobać. Raczej staram się unikać kategorycznych sądów że coś jest dobre, a już szczególnie, że jest złe (chyba, że naprawdę jest fatalne). Raczej staram się pisać czy mnie się podobało, czy nie.

Wrzoo

@George_Stark Naturalnie, jak najbardziej rozumiem. Mi chyba akurat ta książka wpadła na czytnik w odpowiednim momencie, kiedy sama przebywałam w oniryczno-delirycznym stanie skupienia, dlatego "wjechała". Jestem ciekawa, jak bym do niej podeszła przy drugiej, już trochę bardziej świadomej lekturze...

Zaloguj się aby komentować