Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Autorytet
  • 429wpisy
  • 2610komentarzy
872 + 1 = 873

Tytuł: Jak nie zostałem poetą
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: publicystyka literacka, eseje
Ocena: 7/10

#bookmeter

I zawsze miał przy sobie gotówkę, bo jakaś substancjalna kwota w kieszeni, w każdej chwili i natychmiast dostępna, rozszerza granice naszej wolności. Czyni życie łatwiejszym i bezpieczniejszym. Chroni przed upokorzeniem. Można też w każdej chwili kupić bilet gdzieś daleko. Nigdy się go nie kupuje, ale zawsze można.

Trochę przygotowując się do Niezwykle Istotnego i Pilnego Pytania, które mam zamiar zadać panu Szczepanowi Twardochowi podczas spotkania z nim w czasie zbliżających się krakoskich (żeby było po krakosku) Targów Książki zabrałem się za to wciąż odkładane, już od kilku chyba lat, jego Jak nie zostałem poetą.

Ta książka to jest zbiór felietonów publikowanych przez autora (poza felietonem tytułowym, opublikowanym w Nowych Peryferiach) na łamach miesięcznika Pani. Miesięcznika tego nie znam, w ogóle prasy nie czytam prawie w ogóle, ale tytuł sugerowałby, że miesięcznik Pani skierowany jest raczej do pań. O czym więc mogą chcieć owe panie czytać? Wydawałoby się, że może o panach? I to moje pokrótce tutaj przedstawione rozumowanie zdaje się znajdować potwierdzenie w treści książki Jak nie zostałem poetą, bowiem pan Twardoch pisze w niej o panach. W szczególności zaś o jednym panu, panu Twardochu mianowicie, a więc pisze w niej o sobie.

To oczywiście taki trochę półżart, bo choć można by po lekturze taki wniosek wysnuć, ba, czytałem nawet komentarze, że tak jest, to moim zdaniem pan Twardoch wychodząc od siebie, od jakichś swoich uczuć, jakiegoś zdarzenia, jakiegoś fragmentu swojego życia prowadzi raczej rozważania natury ogólnej. Jest tutaj trochę o jego dzieciach i związanych z nimi lękach, jest sporo Spitzbergenie, jest o pisaniu, jest o tym jak nie został poetą i jak nie został reporterem. Ale są też teksty inne. Pan Twardoch mocno związany jest ze Śląskiem i mocno też wydaje się być zainteresowanym swoim pochodzeniem, stąd i o Śląsku i o historii, a nawet o genetyce w tym, krótkim jednak, zbiorze można przeczytać. Ale nie tylko. Można dowiedzieć się też co nieco o Życiu seksualnym Komanczów – ten felieton zakończony jest świetną konkluzją albo o Wielkim, złym pisarzu – tutaj również konkluzja dająca do myślenia. W ogóle w tym zbiorze świetnych albo dających do myślenia, albo jednocześnie świetnych i dających do myślenia konkluzji jest sporo.

W większości są to teksty dość lekkie, choć nie banalne. To cenna umiejętność z lekkością pisać na przykład o śmierci. Są one oczywiście inne od powieści tego autora, co jest dość zrozumiałe, ale można w nich znaleźć część tego, co w powieściach pana Twardocha bardzo lubię. A lubię w tych powieściach język jakim się pan Twardoch posługuje, lubię jego spostrzeżenia, lubię domykanie najmniejszych nawet wątków, choćby w bardzo zdawkowy, choć nie lekceważący sposób – uwielbiam to tak często powtarzające się u niego zdanie I [...] umarł, i nie było więcej […]. Podziwiam zakres zainteresowań i głębię badań, które autor przeprowadził, ja wiem, że pewnie nie na potrzeby felietonów, one, wydaje mi się, są tych badań i poszukiwań produktem ubocznym, ale liczba nazwisk osób w szerokiej historii nieznanych, zwykłych ludzi, którzy kiedyś gdzieś tam sobie żyli (i umarli, i więcej ich nie było) jest imponująca. Tak samo jak przedstawienie innych spraw, opracowanych co prawda przez historyków, a przez pana Twardocha tylko z tych ich opracowań wyciągniętych – po co mam sam zaglądać do tych nudnych rozpraw, skoro są ludzie, którzy zrobią to za mnie, a przy okazji jeszcze mi to tak ładnie przedstawią?

Nie lubię za to pisać o zbiorach. Jak w każdym zbiorze, tak i w tym, trafiają się rzeczy lepsze i gorsze. Wydawało mi się, że ryzyko napotkania na większą liczbę tych gorszych rośnie przy zbiorach tekstów publikowanych w czasopismach, tekstów które muszą być do pewnego dnia oddane. Tutaj tak nie jest. Tych gorszych jest tutaj zdecydowanie mniej niż lepszych. Takich, które nie przypadły mi do gustu, teraz, przeglądając po lekturze spis treści, znajduję cztery. Z trzydziestu sześciu. Choć to i tak wynika raczej z tego, że niekoniecznie pokrywają się z obszarem moich zainteresowań niż z ich słabości samej w sobie. Z drugiej strony nie ma też tutaj żadnego tekstu, który uznałbym za wybitny czy nawet za jakoś szczególnie wyróżniający się. Na tle innych, ale też w ogóle. Może to tłumaczyć przeznaczenie, z jakim one były pisane, bo, umówmy się, jakkolwiek nie znam miesięcznika Pani, to nie wydaje mi się, żeby był on wydawany przez jakieś wydawnictwo naukowe czy akademickie. No, chyba że może byłoby to jakieś pismo ginekologów?

Wniosek z tego wszystkiego, co powyżej? Jak nie zostałem poetą to przyjemna, całkiem lekka lektura, a zamieszczone w niej felietony (poza tytułowym, ten na szczęście podzielony jest na części) są na tyle krótkie, że można sobie jeden czy dwa strzelić do śniadania. Może nawet będzie wtedy o czym przy kawie po śniadaniu pomyśleć?

***

Aha, bo jak zwykle zapomniałem o czymś napisać. Ubawił mnie ostatni tekst tego zbioru, Da capo al fine, a ubawił mnie w kontekście wierszyka , który dwa dni temu zdarzyło mi się napisać. Ubawił mnie ten tekst dlatego, że trzecie jego zdanie brzmi: Uprawianie literatury wydaje mi się teraz czymś w stylu psychozy maniakalno-depresyjnej. Możecie wierzyć albo i nie, wszystko mi jedno, ale wierszyk napisałem przed lekturą tego felietonu. Wysnuwam z tego wszystkiego wniosek taki, że, skoro udało mi się już ten osiągnąć stan osiągnąć, to może jest dla mnie jakaś nadzieja? Pytanie tylko na co, bo w pierwszym zdaniu pan Twardoch zastanawia się, czy uprawianie literatury jest dla mnie po prostu zawodem, czy może czymś w rodzaju choroby psychicznej.

Na szczęście w czwartym zdaniu autor pisze coś o pieniądzach.
8184f64c-d5e9-4542-80e4-d500cba46eef
George_Stark

O! Nie ta społeczność!

Zaloguj się aby komentować

Ani nie jest to utrata cnoty, bo wygrywać mi się już w konkursie #naczteryrymy zdarzało, ani pieniędzy też z tego nie będzie, no ale trudno. Jak moja kolej, to moja kolej. Zadanie na dziś:

temat: ułani
rymy: kawka – pieczenie – ławka – sumienie

Świetnej zabawy, wielu pomysłów i miłego wieczoru!

#naczteryrymy
#zafirewallem
pingWIN

Pod okienkiem strzela pukawka

To ułani przynieśli pieczenie

Ostała się w chałupie tylko ławka

Lecz nie wpuścić zabrania sumienie

CzosnkowySmok

Miłość, on i ona - stara egzema


On fantazją wiersz i kawka

Ot w jej głowie zła pieczenie

Skończ z wierszami. Siadaj Ławka!

Ekler gryzie w go w sumienie

jakibytulogin

Nim do boju ruszą - kawka.

Później kiełbasek pieczenie.

A w parku flaszka i ławka -

Lecz rankiem gryzie sumienie.

Zaloguj się aby komentować

No i mamy dziś niedzielę, 13. października. I minęło tym samym czternaście dni od dnia, w którym zapowiadałem, że za kolejne czternaście dni, czyli dziś, w niedzielę, 13. października, zakończę X edycję zabawy #naopowiesci . I tym wpisem właśnie ją zakańczam.

W czasie trwania X edycji zabawy #naopowiesci zostały opublikowane dwa wspaniałe opowiadania i jedno opowiadanie moje, co daje łączny wynik trzech opublikowanych opowiadań. Autorów w tej edycji również wzięło udział troje, co oznacza, że każdy z autorów opublikował po jednym opowiadaniu. Lista autorów wraz z tytułami nadesłanych przez nich opowiadań, w kolejności chronologicznej, poniżej:

@George_StarkTrzysta trzydziestka
@moderacja_sie_nie_myjeOpowiadanie bez tytułu o szeryfie Kowalskim (opowiadanie niezgodne z regulaminem, napisanie nie na zadany temat )
@KatieWeeOpowiadanie bez tytułu, ale nie będę zdradzał o czym

W wyniku długotrwałych i burzliwych narad, komisja konkursowa ustaliła, co następuje:
miejsce drugie, za opowiadanie Trzysta trzydziestka, zajmuje kolega @George_Stark ;
miejsce pierwsze zajmują ex aequo koleżanka @KatieWee oraz kolega @moderacja_sie_nie_myje!

Serdeczne gratulacje!

Ponieważ zwycięzców mamy dwoje, a nagrodę tylko jedną, pozostaje kwestia jej przydzielenia. Ze względu na to, że poprzednią, IX edycję zabawy #naopowiesci prowadziła koleżanka @KatieWee , komisja postanawia, nie odbierając jej zaszczytu zwycięstwa, nagrodę przyznać koledze @moderacja_sie_nie_myje .

***

Jeszcze dwie sprawy na koniec:

wiem, że publikuję to podsumowanie dość wcześnie i ktoś mógł pisać jeszcze opowiadanie „na ostatnią chwilę”, a ja go tą swoją wyrywnością ubiegłem. Jeśli tak się zdarzyło, zachęcam, mimo wszystko, do skończenia opowiadania i opublikowania go. Uniknie się tym samym możliwości zdobycia za nie nagrody, a jest to zdecydowanie mocny argument „za”;

jeszcze taka sugestia do nagrodzonego kolegi @moderacja_sie_nie_myje , na którego spadnie zaszczytny zaszczyt otwarcia i zamknięcia kolejnej edycji, że nagrodą można się z koleżanką @KatieWee podzielić, prosząc ją o podanie gatunku bądź tematu do kolejnej edycji. Jeśli oczywiście koleżanka wyrazi na to zgodę, bo chęci nie śmiałbym tutaj sugerować.

***

#naopowiesci
#podsumowanienaopowieści
#zafirewallem
KatieWee

@George_Stark dziękuję, taki rodzaj zwycięstwa lubię najbardziej

@moderacja_sie_nie_myje gratuluję zwycięstwa

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
869 + 1 = 870

Tytuł: Opowieści i przypowieści
Autor: Franz Kafka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Z niewielkiej odległości Lement zawołał jeszcze: – Hej, Edwardzie, słyszysz mnie? Zamknij parasol, od dawna już nie pada. Nie zdążyłem ci tego powiedzieć.

– Uff! – mogę wreszcie odetchnąć. Skończyłem tę książkę, po nie wiem jak długim, ale bardzo długim czasie. W międzyczasie przeczytałem jeszcze kilka innych, w tym i opowieść biograficzną dotyczącą pana Kafki autorstwa pana Maksa Broda, która była… No właśnie. Ciekawsza? Niekoniecznie. Tym bardziej, że opowieści biograficzne są czymś innym niż opowiadania przecież i ciężko je porównywać. Na pewno ta opowieść biograficzna była łatwiejsza i przyjemniejsza w odbiorze. I może na tym w tym niepotrzebnym porównaniu poprzestanę.

Bo zdecydowana większość zawartych w antologii Opowieści i przypowieści tekstów pana Kafki pod tym akurat względem była okropna. Taka, dajmy na to Jama, oparty na wspaniałym pomyśle obraz paranoi (przynajmniej ja ją tak rozumiem), jest napisana tak ciężko, że kilkukrotnie łapałem się na tym, że oczy śledzą tekst, ale myśli gdzieś ze znużenia odpływają i trzeba było te kilka właśnie „przeczytanych” akapitów przeczytać jeszcze raz. To się zdarza, przynajmniej mnie, ale rzadko się zdarza, że dotyczy to kilkukrotnie tego samego fragmentu. Taka właśnie ta twórczość pana Kafki jest, tak pisał. Ściany tekstu występujące na kilku kolejnych stronach, nieprzerwane żadnymi dialogami, nie rozdzielone nawet wcięciami akapitów, bo takie długie akapity ten pan Kafka sobie pisał. Ale potrafił też krótsze. Te krótsze, jak tak sobie przypominam, bo nie chce mi się teraz dokładnie sprawdzać, pochodziły głównie z tekstów, które za życia autora zostały wydane. W tym tomie na pewno jest to nowela Przemiana i cały zbiór Głodomór. Te w odbiorze były łatwiejsze. Być może wpływ na to miał fakt, że przed wydaniem teksty te zostały zredagowane?

Ten zbiór zawiera chronologicznie uporządkowany wybór (bardzo obszerny!) tekstów pana Kafki. Zawiera chronologicznie uporządkowane nowele, opowiadania, szkice, czasami zawiera nawet rzeczy, które mógłbym nazwać rozszerzonymi aforyzmami. O tym uporządkowaniu chronologicznym dowiedziałem się później, kiedy zakończyłem już lekturę, przed chwilą w zasadzie się o nim dowiedziałem, gdy wszedłem na portal lubimyczytac żeby ściągnąć okładkę do tego wpisu i przeczytałem sobie notkę z opisem tej książki. Dowiedziałem się o tym uporządkowaniu chronologicznym przed chwilą, ale podejrzewałem je już wcześniej, już w czasie czytania Te teksty bowiem, i to jest jedna z ciekawszych obserwacji przy tej lekturze, dojrzewają. Z każdym kolejnym można zauważyć, jak styl pana Kafki ewoluował, jak on się zmieniał. Jedyną uwagę, jaką mam do wydawcy, to absolutny brak informacji kiedy który utwór powstał. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że akurat w przypadku pana Kafki mogłoby to być trudne do ustalenia, ale – moim zdaniem – taki właśnie zbiór bardzo dużo by zyskał na jakości (ale i na objętości również, a już teraz książka ma ponad sześćset stron), gdyby zebrane teksty opatrzyć jakimś komentarzem.

Zmęczyła mnie ta lektura, trudna była, ale uważam, że warto było ten trud podjąć. Urzekły mnie piękne, oparte na szczegółach opisy (na to zwracał uwagę w swojej książce pan Maks Brod) stosowane przez autora. Przykładem niech będzie zdanie: Pociąg ruszył tak wolno, że można było sobie wyobrazić, jak obracają się poszczególne koła. Świetnie bawiłem się znajdując u pana Kafki źródła inspiracji autorów, którzy nastali po nim. Przykładem niech będzie taki dialog:

[…] Proszę, niech pan cofnie to, co pan powiedział.
Że jest za kwadrans pierwsza? Ależ z przyjemnością, tym bardziej, że teraz jest już znacznie później.

którego oddźwięk znalazłem w przeczytanej niedawno Klinice słowackiego autora, pana Pavla Rankova. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego u pana Kafki, co można by nazwać spostrzegawczością. Rzeczy, które zauważał w rzeczywistości i to w jaki sposób przetwarzał je później na literaturę, naprawdę potrafią robić wrażenie. Nieprzypadkowo wybrałem ten właśnie a nie inny cytat żeby otworzyć wpis, bo, kiedy sobie przeglądałem co tam w książce pozaznaczałem (a pozaznaczałem ogrom fragmentów!), to przypomniała mi się moja mama, która, kiedy to w wieku nastoletnim wychodziłem z domu, czasami mówiła: „Kurtkę weź. Deszcz pada, bo ludzie pod parasolami chodzą”. Niby wiadomo o co chodzi, ale sama konstrukcja tego zdania, jeśli potraktować ją oderwaną od intuicji logiką, wskazuje na pewne zaburzenie związku między przyczyną a skutkiem, a to może być świetnym paliwem dla literatury. I takim paliwem u pana Kafki rzeczywiście było. Gdyby tylko autor zdecydował się te teksty wydać, gdyby ktoś je – najlepiej w porozumieniu z nim – zredagował, uczynił je bardziej przystępnymi, to mogłyby one być, a pewnie nawet byłyby, kapitalne. No ale było tak jak było i teraz mamy to co mamy.
82cf8b91-2ba6-4262-bc0c-58e2a08f906e
jonas

Nie dałem rady przebrnąć przez "Proces", mniej więcej w połowie poddałem się, nic nie zrozumiawszy. Tego autora sześćset stron onirycznego słowotoku o niczym brzmi jak kara za zbrodnie niepopełnione. Podsumować moje kulawe próby pojęcia Kafki mogę klasycznym cytatem: "błogosławiony, kto nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego faktu w słowa".

Zaloguj się aby komentować

W zasadzie to zastanawiam się, czy kiedy mężczyzna mówi „nie zmieściłem się” powinno to być powodem do dumy, czy też raczej wręcz przeciwnie. No ale ja się nie zmieściłem. Nie umiem się ścieśnić, choć próbowałem, więc dostarczam ten piętnastowersowy pozakonkursowy (konkursowy już był, więc chyba mogę sobie na to pozwolić?) krzyk rozpaczy poza konkursem #nasonety w kawiarni #zafirewallem :

***

Zaburzenia afektywne dwubiegunowe
czyli Moje zmagania z dłuższą formą literacką

Już nie pamiętam od którego roku
bazgrząc, zapełniam kolejne stronice.
To radość rozpiera mnie, to znowu krzyczę
z rozpaczy. Spokój! Potrzebny mi tylko spokój!

Wątków mam powymyślanych w opór.
Spleść je? – Phi! Zadanie to jest rzemieślnicze!
Lecz jakbym ich nie plótł, to tylko na nice
nadają się. Nie jestem wcale dumny ze splotu.

I lecą do kosza ryzy kart zmiętych,
i kolejny bohater złożony w grobie,
i: – Żegnaj kolego! Nie będę po tobie,
bo nudny byłeś, nie będę tęsknił.

I myślę, że z tejże mojej udręki
mistrz jakiś może wybawić mnie może?
Mistrz, co doradzi mi coś. Co coś mi podpowie.

***
Jakoś to się tak szczęśliwie złożyło, że na Śląsku Cieszyńskim jest dużo lasów. A to dlatego uważam, że złożyło się szczęśliwie, bo dwa słowa w poniższym wytworze, słowa ćmok i maślok mianowicie, które tak ładnie mi do niego pasowały, jak się okazało, kiedy sprawdziłem – bo nie wiedziałem tego wcześniej – są regionalizmami pochodzącymi właśnie z tego Śląska Cieszyńskiego. Głupi to jednak zawsze ma szczęście!

I to dlatego całą tę historię, zainspirowaną wpisem kolegi @bishop , w który to wpis mi się przypadkowo kliknęło, zdecydowałem się właśnie w tym regionie umieścić, choć to umieszczenie jest domyślne i nie wynika z wytworu wprost. I to dlatego właśnie też na wszelki wypadek o tym umieszczeniu piszę tutaj wprost, żebyście nie musieli sobie zadawać zbędnego trudu interpretacyjnego.

I, zanim wytwór jeszcze, to, w sprawie przypadkowego kliknięcia, chciałbym się zwrócić z pytaniem do koleżanki @UmytaPacha : czy istnieje szansa na przywrócenie tego wspaniałego logo z napisem umieszczonym na planie okręgu, nad którym to umieszczeniem tyle godzin wyczerpującej pracy intelektualnej spędziłem, używając do tego wspaniałego programu graficznego Paint? I to nie byle jaki Paint był, ale Paint 3D nawet!

*

A teraz zapraszam już wreszcie na wytwór, który jest moją odpowiedzią na sonet di proposta zaproponowany przez koleżankę @Wrzoo w XLVI edycji zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem :

***

Pismo urzędowe

Ojciec mój jest w jakimś jesiennym amoku:
sprząta, tak jak ZUK sprząta miejskie ulice.
Albo jak lekarz, co leczy grzybicę?
Przed świtem zaczyna. Jeszcze po ćmoku.

Naznosił do domu kani, maśloków,
matka już nie ma siły na niego krzyczeć,
a ja mu pismo, że to non licet
zanoszę za drzwi, gdzie jest jego pokój.

I ojciec mój, twardy, zrobił się miękki:
zsiwiały mu naraz włosy na głowie,
i zaczął się jąkać przy każdym słowie,
i w nocy spać nie mógł – dopadły go lęki.

A i ja się boję wychylić z łazienki:
ojciec zabije mnie, jeśli się dowie!
bishop

Ależ mnie zaszczyt spotkał ładny wiersz to jest!

Zaloguj się aby komentować

Czyli co, moi Drodzy? Głosownie uznajemy za zakończone i, ponieważ vox populi, vox Dei (no chyba że ktoś jest monarchistą czy innym anarchistą, albo też dla niego słowo Vox oznacza po prostu taki zespół – polski boysband?), uznajemy że:

Drugie (to już poważna sprawa!) Spotkanie Społeczności Kawiarnia „Za Firewallem” odbędzie się 16.11.2024 w Lublinie.

Miałem, co prawda, zrobić jeszcze wpis z ustaleniem miasta, ale, przeglądając komentarze pod poprzednim wpisem , uznałem, że ten Lublin cieszy się wystarczającym poparciem.

Jeśli komuś termin i miejsce nie pasuje: przepraszam. Nie da się jednak pogodzić wszystkiego i z tym akurat pogodzić się należy. Jeśli ktoś nie przyjmuje powyższych przeprosin – trudno. Niech sam se coś zorganizuje.

Szczegóły podam jeszcze później, jak je poznam, bo, póki co, to sam ich jeszcze nie znam. W każdym razie ja wtedy w Lublinie będę, o ile nie zdarzy się w moim życiu jakaś katastrofa. Na przykład w postaci znalezienia mi pracy przez Urząd Pracy.

Czyli co, moi Drodzy? Do zobaczenia?

***

EDIT: W ogóle rzeczą zastanawiającą jest to, że chęć stawienia się na spotkaniu zadeklarowało dziesięć osób a w ankiecie oddano dwadzieścia cztery głosy. Zresztą samo głosownie było niezwykle emocjonujące! Wczoraj bardzo długo prowadził termin 23.11. Później, kiedy kładłem się spać był remis, a tu dziś rano, kiedy się obudziłem, okazało się, że ten czarny koń w postaci 16.11 jednak zwyciężył!

***

#zafirewallem
splash545

@George_Stark @moll @KatieWee @bojowonastawionaowca @DiscoKhan

Potwierdzam swoją obecność!

CzosnkowySmok

@entropy_ a ty? Dasz radę?

Zaloguj się aby komentować

Czyli co, moi Drodzy? Deklaracje chęci zebrane, czas na następny krok, czyli ustalenie najmniej wykluczającego spośród zadeklarowanych chętnych terminu i wstępne rozmowy na temat miejsca.

Ja od razu mówię, że mnie i to i to jest obojętne. Co do tej drugiej sprawy jednak, ja skłaniam się do tego, żeby zorganizować to wszystko w Lublinie, tym samym umożliwiając koleżance @moll stawienie się i przygotowanie jakiegoś poczęstunku ;). Oczywiście, ze względów toporgaficzno-georgraficzno-transportowych najlepszymi propozycjami wydają się być Warszawa (siatka połączeń) lub Łódź (geografia – Polska jest jak dupa, a w środku tej dupy jest dziura, a ta dziura to jest właśnie Łódź, jak to padło w filmie Aleja gówniarzy). W Łodzi moglibyśmy też przy okazji odwiedzić pana Juliana Tuwima i zrobić sobie z nim ładne zdjęcie zbiorowo-grupowe. No ale to moja propozycja i mój punkt widzenia, ostateczną decyzję pozwolę sobie pozostawić większości, czyli Wam.

Pozwolę sobie również zawołać tych, którzy zadeklarowali chęć i zadać im pytanie dotyczące terminu (sobota 16.11 lub sobota 23.11 – jeśli ktoś będzie chętny, ja mogę zostać cały weekend, od piątku do niedzieli, albo spotkać się w sobotę w Lublinie lub Warszawie, a w niedzielę pojechać do Łodzi żeby sobie zdjęcie zrobić) i, wstępnie, miejsca: @KatieWee , @splash545 , @sireplama , @moll , @bojowonastawionaowca , @macgajster , @Wrzoo , @Yes_Man , @DiscoKhan , @rodarball .

No i w sprawie terminu pozwolę sobie zrobić ankietę, żeby tutaj mieć jasność. Kiedy będziemy pewni terminu, powinno nam być wówczas łatwiej ustalić miejsce wśród tych, którym termin będzie odpowiadał. Wszelkie sugestie i rozmowy swobodne dotyczące miejsca (i innych rzeczy, tego się przecież z Wami nie uniknie) proszę zostawiać w komentarzach.

#zafirewallem

Aha, jeśli komuś będzie łatwiej dojechać do Kielc, to ja mogę zabrać dalej autem. A później z powrotem do Kielc albo gdzieś po drodze odstawić.

Jaki termin?

24 Głosów
DiscoKhan

Jak ma być Lublin to kto ściepę na lokum będzie chciał brać?


Jak dojazd w jedną stronę mi wychodzi ze 20 złotych to przeboję zresztą może się do auta @bojowonastawionaowca w jeszcze bardziej promocyjnej cenie bym się wtrambolił? xD

osobliwy

@George_Stark a Trójmiasto???

sireplama

@George_Stark no i zadecydowali xD

be9fb5f0-1e06-4e60-8c5e-79032d49a419

Zaloguj się aby komentować

A to kto?!
A to znowu ja!

No tak wyszło, przepraszam. Na szczęście dziś nie układam. Układacie za to Wy.

A układacie do rymów: rocznica - spotkanie - lisica - grzanie
i na temat: wiertarka udarowa.

Miłej zabawy, wielu pomysłów i od groma piorunów!

#naczteryrymy
#zafirewallem
jakibytulogin

To już kolejna rocznica

I znów przy schodach spotkanie.

Z Jarkiem stoi Beata-lisica,

U Antka - styków przegrzanie.

PaczamTylko

Jak mówię że zrobię to zrobię, nie trzeba co roku przypominać


Oto prośby małżonki ósma rocznica

dziś nastąpi wiertła ze ścianą spotkanie

wiertarka jęczy, wiertło już rude niczym lisica

a więc to ściana z żelbetu, stąd to metalu grzanie

CzosnkowySmok

Młot udarowy w rudym kubraczku


Obraz piękny to rocznica

Otworzyłem to spotkanie

Akcja udar - sprzęt lisica

Ekstra wiertła, będzie grzanie

Zaloguj się aby komentować

--> !!!SPRAWA ORGANIZACYJNA!!! <--

Dobra, bo znowu mam zaplanowanych mnóstwo rzeczy do zrobienia, to trzeba się przecież czymś innym zająć.

Pytanie jest bardzo wstępne, gdzie i kiedy dokładnie to ustali się, jeśli będzie wiadomo, że jest po co to ustalać. Otóż koleżanka @UmytaPacha przypomniała , że 20 listopada przypada pierwsza rocznica pierwszej edycji naszej zabawy z czteremarymami, co w zasadzie możemy uznać jako datę założenia naszej Kawiarni, i zapytała, czy z tej okazji szykuję jakąś imprezę. Otóż wtedy nic nie szykowałem, nie zdawałem sobie nawet z tego sprawy, ale teraz pomyślałem, że w zasadzie to dlaczego by czegoś nie przyszykować?

Stąd pytanie do Was, moi Drodzy, czy ktoś byłby chętny na Drugie (to już poważna sprawa!) Spotkanie Społeczności Kawiarnia „Za Firewallem” w któryś z okalających tę doniosłą datę weekendów (16-17.11 lub 23 -24.11)? Proszę zostawiać deklaracje, informacje, uwagi i inne tego typu rzeczy w komentarzach do tego wpisu.

Dziękuję.

#zafirewallem
George_Stark

Dobra, bo z Wami to jak z dziećmi albo innymi artystami, a w taki sposób to nigdy się nie dogadamy!


Rozmowy swobodne proszę sobie prowadzić swobodnie, ale w odpowiedzi na ten komentarz proszę o jasną deklarację tylko tego czy ktoś jest chętny.


Jak już będziemy wiedzieć kto jest chętny, to pomyślimy wówczas wspólnie nad takim rozwiązaniem, żeby jak najwięcej z tych chętnych mogło zamienić się w uczestniczących.


Pozwolę sobie zawołać wszystkich, którzy do tej pory w jakiś sposób zareagowali na to ogłoszenie, piorunem bądź komentarzem:

@splash545 @KatieWee @jestemtuodwczoraj @Szuuz_Ekleer @Piechur @moll @bojowonastawionaowca @UmytaPacha @vredo @ErwinoRommelo @macgajster @sireplama

DiscoKhan

Jakby miasto się nie zmieniło to zasadniczo jestem chętny na obie daty.

rodarball

@George_Stark czy można wziąć udział w spotkaniu nie będąc członkiem #kawiarenka ?

Zaloguj się aby komentować

865 + 1 = 866

Tytuł: Franz Kafka: opowieść biograficzna
Autor: Maks Brod
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ocena: 9/10

#bookmeter

Tam, gdzie jest pan uczuciowo zaangażowany, jest Pan autentyczny i jasnowidzący. I wtedy to, co Pan mówi, jest bardzo, bardzo piękne.

Trzeciego czerwca tego roku minęło sto lat od śmierci pana Franza Kafki, tego niemal nieznanego za życia autora, po śmierci uznanego za jednego z najwybitniejszych twórców w dziejach historii literatury. Mimo, że za twórczością tego pana nieszczególnie przepadam, to od czasu do czasu wpadały mi w jego ręce artykuły na jego temat. Wokół pana Kafki przez te sto lat zdążyło narosnąć mnóstwo mitów, legend, domysłów i przeinaczeń. Objawiało się to między innymi w tym, że te artykuły, które czytałem czasami wzajemnie sobie przeczyły. Cała ta tajemniczość pociągnęła mnie w jakiś sposób i postanowiłem bliżej zapoznać się z jego postacią. Póki co, ta postać wydaje mi się ciekawsza niż sama tej postaci twórczość.

Celowo sięgnąłem na początek po książkę autorstwa pana Maksa Broda, który był przyjacielem pana Kafki. Był tym przyjacielem, któremu pan Frazn Kafka polecił zaopiekować się pozostawioną przez niego twórczością poprzez jej zniszczenie za pomocą spalenia (sam pan Kafka zresztą, jeszcze za życia, część swojej twórczości spalił – czy to rękami własnymi, czy cudzymi, którym wydał jednak polecenie). Z tego co wcześniej wyczytałem w tych czasami przeczących sobie nawzajem artykułach, to właśnie pana Broda oskarża się o zafałszowanie wizerunku pana Kafki, o przedstawienie go jako mrocznego, depresyjnego, zamkniętego w sobie samotnika. To nie jest prawda. Owszem, tych zachowań i stanów pana Kafki jest w książce przedstawione mnóstwo, tak samo jak przykładów tej mroczności w jego literaturze, ale pan Brod dostrzega, tak w życiu pana Kafki, jak i w jego twórczości, ten pierwiastek światła, tę nadzieję, która się za tym wszystkim kryje. Zauważa, że mimo mało jednak pogodnego usposobienia swojego przyjaciela, jego obecność w towarzystwie korzystnie wpływała na ogólny nastrój. Wyciąga z opowiadań szczegóły, które mają w sobie chociażby fragment tego, co pan Kafka uważał za niezniszczalne w człowieku.

W ogóle pan Brod dużo w tej książce interpretuje. Przed bezkrytycznym przyjęciem tej, bardzo osobistej, interpretacji ostrzega czytelnika pan Marek Wydmuch, autor wstępu do polskiego wydania książki. Radzi on czytelnikowi traktować tę książkę jako dokument literackiej przyjaźni, i myślę, że ma w tym zupełną rację. Z jednej strony widać w tekście ogromy podziw pana Broda, jakim obdarzał pana Kafkę – jak twórcę i jako człowieka – z drugiej zaś jakąś tęsknotę za przedwcześnie zmarłym przyjacielem. Sam zresztą piszę o tym, że był w stanie zabrać się za tworzenie tej biografii dopiero po trzynastu latach od śmierci jej bohatera.

Zachwyca mnie tytuł polskiego wydania tej książki, ta zawarta w nim opowieść biograficzna. Jest on, moim zdaniem, dużo bardziej oddający to, co w tej książce się znajduje niż oryginalne, niemieckie, suche Franz Kafka. Eine Biographie. Bo tak naprawdę, czymś, co jest w niej ściśle biograficznego, jest tylko pierwszy rozdział, zrekonstruowane przez pana Broda dzieciństwo Kafki oraz zarysowanie jego pochodzenia – czas przed poznaniem się obu panów. Później, w kolejnych rozdziałach, zaczyna się właśnie owa piękna opowieść, snuta mniej więcej chronologicznie, z licznymi jednak odwołaniami i dygresjami.

Książka zawiera obszerne fragmenty pochodzące z dzienników pana Kafki i jeszcze obszerniejsze (czasami nawet przytaczane w całości) listy, jakie wymieniano w gronie osób z panem Kafką w jakiś sposób powiązanym. Dopiero w tych fragmentach dzienników, być może wspomaganych wykładnią pana Broda, znalazłem coś, co mnie w tym Kafce mocno zainteresowało, to jego szczególne spojrzenie na świat, którego do tej pory nie znalazłem w jego utworach.

Ten cytat na początku wpisu pochodzi z przytoczonego w książce listu Mileny Pollak (z domu Jesenká), tłumaczki dzieł pana Kafki na język czeski (pan Kafka był mieszkającym w c. k. jeszcze wówczas Pradze, na co dzień posługującym się językiem niemieckim). Wybrałem je dlatego, że, po lekturze książki, zgadzam się z ich autorką zupełnie. Ta książka jest napisana wspaniale, być może właśnie dlatego, że czuć w niej silne zaangażowanie jej autora w przyjaźń z jaj bohaterem. W ogóle sama historia tej Eine Biographie już jest ciekawa. Pierwsze wydanie, z roku 1937, zawierało siedem rozdziałów. O ósmy autor zdecydował się uzupełnić je dopiero w roku 1952, kiedy wyszły na jaw nowe fakty o jej bohaterze. Dotyczą one rzekomego syna pana Kafki, którego ponoć miał z panią Gretą Bloch, o którym nie wiedział i który zmarł w wieku siedmiu lat w roku 1928. Nie ma tutaj szczegółów, w momencie kiedy pan Brod pisał te słowa również matka chłopca już nie żyła, pan Brod natomiast zostawił informację, że ciągle próbuje podążać tym tropem po nielicznych śladach, jakie udaje mu się znaleźć. Ten dopisany później ósmy rozdział zawiera jeszcze jedną istotną rzecz. Zawiera cały wątek związku pana Kafki z panią Mileną Jesenką, pominięty wcześniej z powodu powściągliwości, którą autor tłumaczy tym, że bohaterka tego wątku w chwili publikacji pierwszego wydania jeszcze żyła (zmarła w roku 1944).

To taki mój początek „studiów nad Kafką”, które sobie z jakiegoś powodu wymyśliłem. Od jakiegoś miesiąca, próbując znaleźć ten zachwyt nad jego prozą, czytam już Opowieści i przypowieści – zbiór jego nowel i miniatur wydanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Idzie mi to ciężko, gdyż nie jestem w stanie przyswoić sobie na raz więcej niż dwóch-trzech zawartych w nich tekstów, choć czasami te teksty zajmują tylko niecałą jedną stronę. Dużo większą nadzieję wiążę z czekającą już na półce, opartą ponoć bardziej na faktach niż, jak u pana Broda, osobistych emocjach, biografią pana Kafki autorstwa pana Ernsta Pawla wydaną w Polsce pod tytułem Franz Kafka: koszmar rozumu. Ostrzę sobie również zęby na wspomniane wcześniej listy i dzienniki, zebrane i wydane w formie książkowej, choć, przynajmniej w przypadku tych drugich, zdążyłem wyczytać, że oprócz obcowania ze wspaniałymi ponoć błyskami intelektu, przyjdzie mi przebijać się przez chaotyczne, fragmentaryczne i ponoć nużące opisy codzienności. Cóż – pozostaje tylko mieć nadzieję, że i w tym przypadku, tak jak i w przypadku opisu książki pana Broda, artykuły, które czytałem, mogą się również mylić.
7b558e43-dbad-404b-a614-324ba5b3bf6b
ErwinoRommelo

Ha tfu na Bonda, jeśli mój najlepszy kumpel na łożu śmierci poprosiłbym mnie o zniszczenie wszystkich jego listow i niedokończonych prac to bym tak zrobił i nawet na torturach nie zmienił zdania. Tyle słyszałem dobrego o procesie kawki ale z szacunku dla zmarłego nigdy nie tknolem. Raz jeszcze ha tfu, zaufanie przyjaciela jest ważniejsze niż « intelektualne dobro ludzkości »

ErwinoRommelo

Też czytałem ze niby depresja, słaby stan zdrowia, ale to niema znaczenia. Mowę Kafka nie był wtedy sobą. Czyli jakby umierając z ta sama depresja kazał swój majątek przekazać na biednych a ja bym przejebal na alkochol i panienki to było by to coś innego? Po prostu złe się czół z ta zdrada i dorobił usprawiedliwienie żeby spać spokojnie. Może okradłby ludzkość z arcydzieł literatury ale raz jeszcze słowo dane przyjacielowi jest według mnie więcej warte.

Wrzoo

@George_Stark Będziesz sięgał po listy Kafki do Mileny? Pytam, bo po ich lekturze wyrobiłam sobie o Kafce dość niepochlebną opinię. Brod jakoś tak patrzył na Kafkę przez różowe okulary, dlatego ciężko mi zaufać jego słowom.

Zaloguj się aby komentować

Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Myśleliście, że to już koniec?!

Ja też tak myślałem. Ale oto dziś wyszły na jaw nowe fakty , więc należało się do nich odnieść. A i – pamiętam! – Księga XII skończyła się Epilogiem zawierającym apel, na który nikt nie odpowiedział, więc znowu cała ta brudna, zasrana robota spadła na mnie.

Przyjemniej lektury, tak trochę zza grobu życzę.

***

Księga XIII
No i w pizdu!

I w pizdu ta cała historia zasrana,
co w Księgach dwunastu została spisana,
albowiem to właśnie dzisiaj ten czas nastał
ażeby powstała ta Księga Trzynasta.

Bo okoliczności nowe na jaw wyszły
kiedy to pan Autor, wzrok swój odwróciwszy
ku przeszłości, tęsknie spojrzał ku Odrze.
I okazało się wtedy, że wcale nie jest dobrze.

Cała ta historia to wielka była ściema.
Kłam! Blaga! Halucynacje z niedożywienia.
Albo może to i z niedosrania raczej,
ażeby w Utworu pozostać temacie?

Nie było zwycięstwa tam na żadnym slamie,
nie dla nas było Grecyi zwiedzanie,
Splasz się poza swój Grudziądz nie ruszył,
nie napadł go nigdy gang proletariuszy,
@moll w kuchni nie miała urwania głowy,
Stalin też nie wstąpił na żaden Tron Piotrowy,
nie było zamku, co miał nam stać się domem,
lama nie obdarował nas nigdy żadnym słoniem,
i nawet nie było ni jednego srania,
co to Splasz się podjął ich porachowania.
I to całe wesele, to też było kpiną.
I Łoś pod kołami na marne był zginął…

Błąkają się teraz dwie dusze samotnie,
los bowiem z nimi obszedł się okropnie
i miłość ich, co prawda, kwietnie,
lecz tylko w poezji. Lecz tylko lirycznie.
Bo chociaż oboje mieli się ku sobie
on czekał w Gorzowie, ona zaś w Głogowie.

Jedyne tylko z tego, co tam było faktem
to dwieście sześćdziesiąt cztery złote.
Opłaty przed startem.

***

No i jeszcze tag: #panjerzy , bo Spisu Treści to już mi się nie chce przeklejać, pod tagiem go można sobie znaleźć. Albo w tym linku prowadzącym do Księgi XII . Tam też można sobie sprawdzić o co chodzi, jeśli się nie wie. Sprawdzać jednakowoż nie zalecam.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2024

@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja
moll

@George_Stark wszystko halucynacje... lecz czy trud skończon?

UmytaPacha

@George_Stark Pana Jerzego zawsze miło przeczytać, ale nie wyrażam zgody na odwracanie historii i wmawianie mi, że @splash545 wcale nie wysrał dwóch pięciokilowych potworów!

splash545

@George_Stark @UmytaPacha @moll


Proszę nie kłamać szanowny Panie 

Mam dowód, że było Grecyji zwiedzanie!

Lecz jest pewien fakt, o którym nie wiecie

Slam nie w Gorzowie był ale na Krecie!

Zaloguj się aby komentować

Wygląda na to, że koleżanka @Wrzoo nawaliła, ale wcale nie mamy jej tego za złe i nie będziemy jej tego wytykać. A zadanie na dziś zadam ja:

rymy: woda - susza - szkoda - głusza
temat: śnięte ryby w Odrze

W związku z dzisiejszym tematem przypominam też taki stary wiersz od koleżanki @UmytaPacha który to mi się właśnie przypomniał z racji wodnej edycji, jaka mi się wymyśliła.

W ogóle, to teraz zauważyłem, że tam jest w tym wierszu "Głogów", a nie "Gorzów"! Cały Pan Jerzy bez sensu został napisany!
No chyba, że tam jakiś edit poszedł.

Kurde, pamiętałem o społeczności, a zapomniałem o tagach: #zafirewallem #naczteryrymy .
splash545

Czy zatruta w Odrze woda

Czy osusza ją znów susza

Ryb z tej rzeki zawsze szkoda

Niech ich pamięć uczci głusza

UmytaPacha

@George_Stark xd to zawsze był Głogów


Gorzów chyba się wziął z pomyłki "slam/slum" jakoś

Zaloguj się aby komentować

Koleżanka @Wrzoo stwierdziła, że nie da rady , później koleżanka @moll również tak stwierdziła , wobec czego to kolega @George_Stark musiał, jak rasowy doberman, stanąć na wysokości zadania:

***

Doberman

No i co z tego, że pysk mam w kagańcu?
I tak żaden mi tu nie podskoczy.
A jak na mój teren obszczany wkroczy
ktoś nieproszony, nie wyjdzie bez szwanku.
Nie będzie mi żaden ze skundlonych gangu,
ni inny, spośród rasowej swołoczy
łaził po moim. Ni w dzień, ni w nocy!

No dobrze, już dobrze, mój dobermanku.
Tam sobie jeszcze zaznacz, pod płotem,
a potem biegnij do swego pana,
oddaj mu patyk, uciesz aportem,
potem zjesz sobie, należy się karma
za aport taki, a jeszcze potem
na koniec panu wyruchasz kolana.

***

#zafirewallem
#nasonety
Wrzoo

@George_Stark xD ta końcówka!

No lepiej bym tego na pewno nie napisała. :D

Wrzoo

@George_Stark ja z tych, co raczej jeden sonet piszą ;)

splash545

@George_Stark końcówka jaka romantyczna

Zaloguj się aby komentować

857 + 1 = 858

Tytuł: Kundle
Autor: Katarzyna Groniec
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Ojciec był chudy, bo już w Łomży zrezygnował z życia, chociaż wszyscy woleli myśleć, że to przez wojnę tak zmarniał.

Panią Groniec kojarzyłem jako wokalistkę, bardzo nawet lubię jej wspólne z panem Robertem Janowskim wykonanie utworu Na strunach szyn pochodzące z musicalu Metro, którego nie widziałem na żywo, a który na żywo bardzo chciałbym zobaczyć, choć najbardziej to w jego pierwszej obsadzie, co wydaje się już, niestety, niemożliwe.

Pani Groniec nie kojarzyłem w ogóle z literaturą, w czym miałem rację, bo wydana w zeszłym roku nakładem wydawnictwa Nisza książka Kundle to jej literacki debiut. Z piszących wokalistek kojarzę panią Kasię Nosowską, jedną z jej książek nawet zdarzyło mi się przekartkować, ale jakoś po tym przekartkowaniu przeczytać nie miałem ochoty. Książkę pani Groniec przeczytałem. Przeczytałem wczoraj, bo książka pani Groniec jest krótka, a wczoraj była niedziela i to w dodatku ta wczorajsza niedziela była jedną z tych niedziel, które absolutnie nie zachęcają do podjęcia jakichkolwiek innych aktywności poza czytaniem. Chciałem sobie, jak to pan Stasiuk gdzieś ładnie napisał (chyba w Dziewięć?) skrócić sobie nią czas, ale jakoś całkiem długo mi z nią jednak zeszło.

Ta książka to taka mozaika osadzona na Górnym Śląsku. Historia powiedziana za pomocą różnych bohaterów, z których każdy ma jakąś swoją historię, a następnie historie te splatają się ze sobą tworząc na końcu coś w rodzaju jednej historii, która dodatkowo rozgrywa się w kilku planach czasowych. Taki mały kawałek świata przedstawiony za pomocą jeszcze mniejszych kawałków, jak to mozaika. Taki sam zabieg znam choćby z Domów i innych duchów pani Marty Bijan czy też Opowieści galicyjskich wspomnianego wcześniej pana Andrzeja Stasiuka. Zabieg to ciekawy, choć wydaje mi się trudny w realizacji, a przynajmniej w realizacji takiej, żeby uwagę czytelnika skutecznie przykuć, żeby tym czytelnikiem zawładnąć, wciągnąć go do świata opowieści, zwłaszcza kiedy tym czytelnikiem jestem ja. Z tej trójki najlepiej udało się to pani Bijan, która, o czym ostatnio dowiedziałem się niedawno, z pewnym nawet zaskoczeniem, jest podobno przedstawicielką tego nurtu, który to nie bardzo mnie interesuje, a który nazywany jest young adults. Pozwoliłbym się sobie z tym nie zgodzić, przynajmniej na podstawie posiadanej przeze mnie wiedzy, ale nie o tym jest ten wpis, więc nie będę myśli rozwijał.

Co do samych Kundli, to oprócz tego, że historia rzeczywiście się w tych Kundlach splata, to nie mogę powiedzieć żeby była dla mnie jakoś szczególnie pasjonująca. Ot, kilka, może nie specjalnie zwykłych, ale też nie specjalnie szczególnych migawek z życiorysów. Żaden też z bohaterów, może poza Gorylem, raczej nie pozostanie mi na dłużej w pamięci, jakoś nie byli dla mnie ani w żaden sposób bliscy, ani szczególnie ciekawi. I tak czytałem sobie w pochlebnych recenzjach tej książki, że to nie o historię w niej chodzi, a o coś innego. O narrację na przykład, jaką pani Groniec posługuje się ze sprawnością literackiego ucha i języka, jakiej zazdrości się nie tylko debiutantom. Takie właśnie słowa można przeczytać na okładce, a podpisała się pod nimi pani Eliza Kącka. Cóż, ja się pod nimi nie podpisuję. Ten język, jakim posługuje się pani Groniec, był, rzeczywiście, momentami dla mnie fascynujący, ale żeby w całości zachwycił, to jednak nie. Daleko było mu do tego, czym zachwycałem się na przykład przy lekturze pana Schulza, tak w szczegółach, jak i w całości. Podobały mi się niektóre zdania, niektóre nawet bardzo, podobały mi się niektóre opisy, podobały mi się spostrzeżenia i sposób ich prezentacji, jak choćby szyta na miarę historia, której uczyła dyrektorka PRL-owskiej szkoły. Podobało mi się też, co zwykle mnie razi, połączenie języka polskiego z językiem śląskim – nie że akurat ta konkretna mieszanka mnie razi, ale takie mieszanki w ogóle; zwykle wydają mi się nieudane. No ale to wszystko to jednak trochę za mało dla mnie do tego, żebym mógł powiedzieć, że mi się ta książka podobała. Z drugiej strony nie mogę też powiedzieć, że mi się nie podobała. Taka sobie była. W sam raz na nudną, szarą niedzielę, którą można było, co prawda, spędzić lepiej. Ale równie dobrze można było ją też spędzić gorzej.
b32e9265-922a-4685-a17f-bccf73fbb1fd

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ im więcej sobie zaplanuję do zrobienia, tym milej zajmuje mi się wszystkim innym, niż akurat tym czymś pożytecznym, czym to właśnie miałem się zająć, to tak sobie siedzę i robię te rozmaite niepożyteczne rzeczy i trafiłem na Youtube na taki film i w związku z tym zapraszam na krótki kawiarenkowy pokaz.
bojowonastawionaowca

@George_Stark to jeszcze daj link

George_Stark

@bojowonastawionaowca Portal się psuje, bo dawałem. I to już kolejny raz mi się zdarza, kiedy dodaję, a później się odejmuje.

koszotorobur

@George_Stark - mam ten sam problem - za każdym razem jak dodam wpis lub komentarz z linkiem to muszę sprawdzić czy link się naprawdę dodał. Ile to razy musiałem edytować wpis/komentarz tylko po to by znowu dodać linka, którego już dodałem. Najgorzej jak dodasz kilka linków i nie doda ich wszystkich i musisz w tekście znowu wyszukać gdzie chciałeś dać jakiego linka i każdego dodać jeszcze raz (╯°□°)╯︵ ┻━┻

splash545

@George_Stark nadają się do kawiarenki

moderacja_sie_nie_myje

@splash545 Zdecydowanie! Oboje upośledzeni xD

George_Stark

@koszotorobur Obaj panowie już niestety nie żyją, więc chyba im się nie przyda.

Zaloguj się aby komentować

851 + 1 = 852

Tytuł: Król
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10

#bookmeter

Nie ma w tym żadnego sensu, tak po prostu było.

Rzecz się stała niesłychana. Serial obejrzałem. Ja, który ostatnie co widziałem w całości, choć nie po kolei, to chyba Czterej pancerni i pies. To oczywiście hiperbola, bo coś tam w międzyczasie jednak obejrzałem, ale naprawdę niezbyt wiele i zwykle z mniejszą przyjemnością niż ta, którą sprawia mi czytanie – żaden w końcu reżyser nie ma lepszej wyobraźni od mojej, przynajmniej z mojego punktu widzenia, a w dodatku reżyserów tych, o skromniejszej niż moja wyobraźni, ograniczają jeszcze rzeczy tak przyziemne, jak budżet czy technika, którymi dysponują.

No ale kiedy dowiedziałem się, że na VOD TVP jest dostępny Król (już go zdejmują powoli, w chwili, kiedy to piszę, pierwsze dwa odcinki już zostały usunięte), to obejrzałem. Pamiętałem, że kilka lat temu czytałem Króla . Pamiętałem, że zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Pamiętałem zarys fabuły, pamiętałem z grubsza bohaterów. Szczegółów nie pamiętałem.

A jednak, choć serial mi się podobał (scenę płaczących w burdelu kurew – powodu płaczu nie podam – byłby spoiler, pewnie zapamiętam na długo) w czasie oglądania pewne rzeczy mi nie pasowały. Coś mi się nie zgadało. Miałem takie wrażenie, graniczące niemal z pewnością, że w książce coś było inaczej. No i obudziła się we mnie ciekawość i postanowiłem sobie tę lekturę odświeżyć.

Rzeczywiście, sporo rzeczy było inaczej. Niektóre wątki, sporo tych wątków nawet, poprowadzone były trochę inaczej. Niektóre postaci – tutaj przede wszystkim Munja Weber, ale też i sam Jakub Szapiro – różniły się od swoich książkowych pierwowzorów. Munja Weber, moim zdaniem, różnił się fundamentalnie, Jakub Szapiro różnił się w szczegółach, ale te szczegóły sprawiały, że, moim zdaniem, był zupełnie inną postacią. W serialu pojawiła się postać Stanisławy Tabaczyńskiej, której w książce nie było, bardzo mocno rozbudowano też wątek doktora Janusza Radziwiłka (tutaj akurat, ta serialowa wersja tej postaci, wydała mi się znacznie ciekawsza niż jej wersja książkowa, ale może to po prostu ze względu na więcej miejsca, które w związku z tym rozbudowaniem jego wątku zajął i związaną z tym lepszą możliwość ekspozycji czy eksploatacji tego bohatera). Być może, tak mi się przynajmniej wydaje, te zmiany w wątkach wynikały ze zmian w charakterach postaci? A może te rzeczy były wzajemnie od siebie zależne? Nie wiem tego, nie mam wglądu w warsztat autorów, tak książki, jak i scenariusza. Mogę sobie tylko przypuszczać i zastanawiać się nad tym, a sprawia mi to przyjemność. Tak jak i przyjemność sprawia mi próba zrozumienia tego, że przy innym przedstawieniu postaci i przy innym poprowadzeniu wątków punkty zwrotne, tak w poszczególnych wątkach, jak i w całej opowieści, pozostały te same. To są dwie różne historie czy może jest to jedna historia w dwóch różnych wersjach? – takie pytanie, również przyjemne w roztrząsaniu, pojawiło mi się w głowie. Nie silę się na znalezienie odpowiedzi, nie bardzo zresztą mi na niej w zasadzie też zależy. Czasami samo roztrząsanie zagadnienia bywa przyjemniejsze niż satysfakcja z tego zadania roztrząśnięcia.

***

Co do samej książki zaś, to lektura sprawiła mi teraz, taki mi się wydaje, jeszcze więcej przyjemności niż wtedy.

W nowej Polsce, dobry człowieku, to się może tak zdarzyć, że o tym, kto jest Żyd, a kto nie jest, decydował będę ja.

Pierdolone, zasrane Żydy – dodał jeszcze Zieliński i splunął i pod nogi.
A tu się mylisz, bo ja jestem Polak – powiedział radośnie Kum i kopnął jeńca w usta.

Jest rok 1937. Jest Warszawa. Trwa idealizowane dziś przez niektórych dwudziestolecie międzywojenne (tutaj na chwilę wrócę do serialu, gdzie ten klimat został oddany fantastycznie, choćby przez wspaniałe wnętrza czy wszechobecny w tle utwór Rebeka; w ogóle jeszcze, tak na marginesie, zwiększając chaos tego wpisu, w serialu podobało mi się też to, jak wiele, o wiele więcej niż w książce, było w nim języka jidysz) i ono rzeczywiście jest w książce obecne. W części Śródmieścia na przykład. W tej części Śródmieścia, po której pan Adolf Dymsza jeździł swoją lancią fariną (uwielbiam to zamiłowanie do szczegółu u pana Twardocha!). Ale jest też i inna część Śródmieścia. Ta bez wyasfaltowanych ulic, za to ze starymi kamienicami, których lokatorzy wpadali do mieszkań na dole przez zmurszałe stropy (cytuję z pamięci). Są więc te dwie różne Warszawy, składające się na jedną Warszawę targaną konfliktami na tle etnicznym i politycznym. W Niemczech władzę sprawuje już Hitler, w Polsce też antysemityzm ma się dobrze, choć nie jest jeszcze prawnie usankcjonowany. Trwają o to starania. Z drugiej strony trwają też starania żeby do tego nie dopuścić. Za tymi staraniami dokonywanymi w tych dwóch przeciwstawnych sobie kierunkach kryją się też motywacje starających się. Zadziwiające, jak do siebie podobne.

Tak, Ryfka. Nie każdemu można wpierdolić i urżnąć chuja, niestety.

W tym wszystkim jest i Jakub Szapiro. Żydowskiego pochodzenia bokser, członek żydowskiego klubu Makabi. A przy okazji bandyta i rekieter, jak raczył o nim napisać redaktor jednej z narodowych gazet, zwanych w kręgach PPS-u, zorganizowanych wokół Kuma Kaplicy, w których to kręgach Jakub Szapiro się obracał „antysemickimi szmatami”. Ciekawa to postać ten Szapiro, zaprezentowana fantastycznie. Szczegóły w scenach, które tak mocno go budują, takie jak na przykład sposób na przełamanie swojego wahania przed uderzeniem weterana wojny bolszewickiej, czy potraktowanie Blocha i Madame de Poniatowski, którzy byli mu potrzebni do realizacji zadania, a później już nie byli mu potrzebni, to, moim zdaniem, mistrzostwo narracyjne pozwalające uzyskać niejednoznaczność i złożoność postaci.

Kazimierz Bobiński zaczął myśleć intensywnie o smaku ust pewnego chłopca, z którym spędził upojne dwa tygodnie w Rzymie zeszłego lata, smaku wina i makaronu w małej restauracyjce na Trastevere, o widoku Alp z okien samolotu i o miękkości dłoni matki Kazimierza Bobińskiego, Aurelii Bobińskiej, z domu Rataj, potem bardzo cierpiał, a potem umarł, a potem jego ciało spoczęło w Wiśle i tam już pozostało.

Zagipsują mu potem te ręce poskręcają prawą śrubami i przez osiem tygodni tyłek będzie mu musiała podcierać matka, jak za dawnych lat.

Tak są zresztą zbudowane chyba wszystkie chyba postaci w Królu. Nie ma tutaj sensu się nad nimi tutaj rozwodzić, jedna tylko uwaga, którą chciałem się podzielić, to wspomniane wcześniej zamiłowanie do szczegółu. Nie dotyczy ono tylko broni czy aut, gdzie jest mocno widoczne, ale też bohaterów. Każdy chyba, kto w książce pojawia się choćby na chwilę ma jakąś swoją historię, choćby przedstawioną w kilku zdaniach, jak te przytoczone wyżej. Nie ma przy lekturze Króla uczucia pustki związanej z niedokończonym, choćby najmniejszym, wątkiem.

Nazywam się Mojsze Bernsztajn, mam siedemnaście lat i nie istnieję.

Sama konstrukcja tej opowieści, sam jej bohater-narrator ,napisany przez pana Twardocha już zasługują na uwagę. Ten powyższy cytat to zdanie otwierające książkę, gdzie, już od samego początku, wiadomo, że coś jest nie tak, przykuwa uwagę. Można się zdziwić, albo można się domyślić o co chodzi, gdyż autor zostawia ślady pozwalające wpaść na rozwiązanie zagadki, zanim sam ją wyjaśni. Ale ta konstrukcja, ten pomysł, sprawia, moim zdaniem, że Król jest książką, którą warto przeczytać co najmniej dwa razy. Za pierwszym razem można zachwycić się samą opowieścią i dać porwać tej wykreowanej (a może bardziej „odtworzonej”?) przez autora Warszawie, za drugim natomiast, wiedząc już o co w tym wszystkim chodzi, można docenić jego kunszt narracyjny.

Jest jeszcze kilka rzeczy, na które chciałem zwrócić uwagę, mam w oknie obok kilka jeszcze wynotowanych cytatów, które chciałem rozwinąć i, odnosząc się do nich, poruszyć kilka innych rzeczy, które uważam w tej powieści za niezwykle interesujące, ale mi się ten wpis niebezpiecznie rozrasta. Przechodząc więc już do jego zakończenia, wrócę jeszcze na chwilę do serialu. Współautorem scenariusza jest autor powieści, pan Szczepan Twardoch. To jeden z dwóch pisarzy, obok pana Andrzeja Stasiuka (przynajmniej z pisarzy żyjących, bo tak to spotkałby się chętnie i z panem Hugo, i z panem Pilchem na przykład) z którymi chciałbym się spotkać, pójść na jakieś spotkanie autorskie, co zdarza mi się równie często jak oglądanie seriali. Zapytałbym wówczas na takim spotkaniu pana Twardocha o te różnice między książką a scenariuszem. Nie po to, żeby je wyjaśnić, wypunktować czy przedyskutować – że dlaczego tu jest tak, a tu jest tak?, że gdzie, tutaj czy tutaj, jest lepiej?, ale po to, żeby zapytać o stosunek autora do opowiedzianej przez niego przed laty historii. Zapytałbym, czy zdarza mu się wracać myślą do poprzednich powieści, czy zastanawia się – a może takie myśli same przychodzą mu do głowy? – że można było , może nie lepiej, ale inaczej?

***

Aha, bo zawsze zapominam o tym. Ogromnie podoba mi się też okładka pierwszego wydania, ta ilustrująca ten wpis. Tak mi się podoba, że jak już będę duży i będę miał własny dom, to kupię sobie papierowe wydanie Króla tylko po to, żeby postawić je sobie na półce. Choć, pewnie do tego czasu minie kilka lat, to może wtedy przeczytam Króla jeszcze raz?
da5a6065-2fbb-4e87-901f-6b2a90928950
GrindFaterAnona

@George_Stark a mnie niezwykle cieszy, że Pan Szczepan jest ambasadorem Śląska i prostuje wszystkich, którzy nazywają go Polakiem tylko dlatego, że pisze po polsku. Jak już dostanie Nobla to cały świat się dowie o naszym istnieniu!

Zaloguj się aby komentować

No dobrze, moi Drodzy.

Przez stare urwiska to, wiadomo, same tylko problemy są. Na przykład dziś problem jest taki, że przyszło mi teraz oderwać się od rzeczy pożytecznych i ponownie zająć się Poezją. Nie w charakterze Twórcy będę tutaj jednak dzisiaj występował, ale w charakterze Muzy. A więc, drodzy Twórcy, oto co Wasza Muza na dziś przygotowała:

rymy: skażenia – zmaza – wrażenia – Shazza
temat: pieski małe dwa.

Powodzenia i bawcie się dobrze!

***

No i Zasady do zignorowania:

– trzeba ułożyć czterowersowy Wiersz, na końcu wersów zamieszczając każde z czterech słów z działu rymy; używamy ich w takiej formie i kolejności, w jakiej zostały podane; dobrze byłoby przy tym żeby wiersz był mniej więcej o tym, co zamieszczone zostało w dziale temat;
– potem trzeba dać Pioruny innym Wierszom; tym które nam się podobają, albo wszystkim po kolei, albo tym, które się nam nie podobają, albo może tym, których Autorów lubimy, albo też nie lubimy, albo można też nie dawać żadnemu, to już jak Kto woli;
– potem, czyli jutro o godzinie 20, okazuje się Kto ma tych Piorunów najwięcej i to właśnie On (lub Ona, co też się zdarza) zadaje kolejne Zadanie, ma na to czas do godziny 21;
– czasami kilka Osób ma po tyle samo Piorunów, to wtedy jest różnie; czasami dogadujemy się w Wiadomości Prywatnej i zamieszczamy jedno wspólne Zadanie, czasem każdy zamieszcza swoje, czasem zamieszcza tylko jeden z Remisantów;
– jeśli Zwycięzca (lub Zwyciężczyni, lub Zwycięzcy) nie dodadzą kolejnego Zadania do godziny 21, to wówczas musi znaleźć się Jeleń, który zrobi to za Niego (lub za Nią, lub za Nich), bo inaczej nam się konkurs popsuje.

To tyle.
Dziękuję.

***

EDIT: Aneks do Zasad:
No a czasami zdarzy się i tak, że jakiś łoś (nie mylić z Łosiem) wyrwie się z drugiego miejsca i odbierze Zaszczyt Zwycięzcy. Co wtedy, to nie wiem. Zaraz się pewnie okaże. No chyba, że kolega @plemnik_w_piwie dziś zaśpi.

#naczteryrymy
#zafirewallem
Cybulion

W pracy dzisiaj doszło do białego skażenia

Już laborant z blatu zbiera zmaza

Kucharz zapewnia że to 'dobre' wrażenia

Lecą pieski, a w ich radiu shazza


Kucharz oczy jak pięć złoty,

Kruszy go od wewnątrz faza,

Fetą schabowe zapanierowali niemoty,

Goście dzisiaj to nie spokoju oaza,


A za wszystko odpowie uczeń młody,

I rzeknie 'wiecznie pod nogi kłody'.


//Kuwa znowu nie zmiescilem sie w regulaminowym czasie :asd

plemnik_w_piwie

@George_Stark

Duże pieski dwa, zaznały skażenia,

Upodliła je zwykła nocna zmaza,

Pytasz pewnie, z kim senne ich wrażenia?

Antyczna sexbomba, z disco polo shazza

plemnik_w_piwie

@George_Stark

Ale z rakim tematem to rymy powinny być aabb... byłoby duuuuuzo ciekawiej, bo jeszcze rytm byłby poniekąd wymuszony zadaniem

George_Stark

@plemnik_w_piwie Mogłeś zignorować przecież Zasady, jak Ci układ rymów nie pasuje.


EDIT: Kurde, masz rację.

KatieWee

Dorastałam w latach dziewięćdziesiątych


Skażenia

zmaza

wrażenia

Shazza


I tyle wystarczy

George_Stark

@KatieWee Zupełnie nie rozumiem o co chodzi, więc mocno doceniam.

KatieWee

@George_Stark o, kolega nowy w poezji?

Zaloguj się aby komentować

Dobra. Ostatni dziś i idę zająć się czymś pożytecznym.

***

Kochaj bliźniego swego jak siebie samego

Aż ręce mnie świerzbią na myśl o ścinanku!
I serce mi płonie, gdy myślę: stosy!
Ach, doczekaliśmy czasów uroczych,
gdy władza należy znów do plebanków!

Z Watykańskich ogłoszono blanków,
że stare prawa znowu są w mocy;
że ipsum dolorum – ktoś nam podskoczy?
Zaraz się złoży go w jakimś kurhanku.

Wybudził się proboszcz z niemałym szokiem
że sen to był tylko, że nie przyszła zmiana,
że nie jest biskupem, a jest tylko wsiokiem,
że nic z niego ponad wiejskiego plebana.

Brewiarza nie zmówił, podszedł do okien.
Z pogardą popatrzył po parafianach.

***

#nasonety
#zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

Jadziem dalej, bo mi się dobrze pisze. Lekko pogwałciłem zasady, no ale kto mi w moim haremie gwałcić zabroni?

***

Harem na miarę XXI wieku

Już cały płonę na myśl o dymanku!
Ech, byle tylko doczekać do nocy,
kiedy w rozpusty krainę wkroczyć
przyjdzie mi – może i nawet w laurowym wianku? –
jak Chlodwig Pierwszy, ten król od Franków
zwycięsko niegdyś do Tolblac wkroczył.

Wieczór. Już czuję silny ucisk na kroczu.
W kominek wrzucam kolejne polanko,
w sypialni story zaciągam okien,
i zastanawiam się, która to dama
zaszczyci mnie dzisiaj swoim urokiem.

Kładę się. Na łóżku pościel świeżo posłana
napoić chcę się hurys widokiem…
Ale nic z tego! Normalnie jest dramat!

Za neta nie zapłaciła mi mama!

***

#nasonety
#zafirewallem
splash545

Dramatyczne zakończenie

George_Stark

@splash545


Ta moja mama to w ogóle dramat:

za neta nie płaci, za rękę mnie łapie,

chyba się muszę poskarżyć tacie.

Zaloguj się aby komentować