#bookmeter

134
1792
813 + 1 = 814

Tytuł: Rzeczozmęczenie
Autor: James Wallman
Kategoria: poradniki
Ocena: 6/10

Książka dotyka kwestię wyjścia z matriksa w postaci konsumpcjonizmu i posiadanie tego, co modne. Szkoda, że robi to w amerykańskim stylu. Jest dużo prywatnych wstawek i gadki z mema, przestań kupować kawę z 500 zł i zacznij oszczędzać. Czy mimo tego warto to czytać? Czytać tak, żeby sobie uświadomić, że to właściwie bieg donikąd. Zawsze ktoś będzie miał lepiej niż ty, więc obserwowanie socjali to można sobie odpuścić. Podobnie jak najnowszego Iphone. Poprawi to komfort psychiczny, a ten się przewija na stronach jako faktyczne przeżywanie doświadczeń. Autor proponuje niepopadanie w skrajność i zamknięcie się gdzieś na odludziu, tylko jak idziesz jeden z drugim na koncert to nie robisz story i multum zdjęć, tylko się bawisz. Tylko i nic poza tym.

Prywatny licznik: 55/200

#bookmeter
f3de7013-9b32-4cda-9b0a-838caed43111

Zaloguj się aby komentować

812 + 1 = 813

Tytuł: Płacząc w H Mart
Autor: Michelle Zauner
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 360
Ocena: 7/10

Link do LubimyCzytać:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5081236/placzac-w-h-mart

"Płacząc w H Mart" zaskoczyło mnie tym, że jest w zasadzie pamiętnikiem autorki. Sięgając po tę książkę, skądinąd bardzo polecaną i wychwalaną w Stanach, spodziewałam się po prostu prozatorskiej fikcji. O tym, że jest to powieść przedstawiająca faktyczne przeżycia autorki, dowiedziałam się w zasadzie pod koniec lektury.

Książka ta opowiada głównie o relacji autorki z matką, walce z jej chorobą i ostatecznie o jej śmierci. Pisarka wykorzystuje też to miejsce do rozważań na temat tego, czy jako dziecko Koreanki i Amerykanina, które nie umie rozmawiać po koreańsku i zostało wychowane w realiach amerykańskich, może i tak nazywać siebie Koreanką i przyjąć tę tożsamość. Jednocześnie zauważa koreańskość zachowania swojej matki i bliskich, ale widzi też odmienność między sobą a amerykańskimi znajomymi, partnerem i jego rodziną.

Przemyślenia Michelle czyta się jak wypowiedź przyjaciółki, która obnaża przed nami swoje serce; nie ma tu pretensjonalności, buty i stawiania się na piedestale. Zamiast tego otrzymujemy intymny wgląd w jej myśli i uczucia, które towarzyszyły jej przez dzieciństwo, młodość, a następnie dorosłość i opiekę nad umierającym rodzicem.

Swoją drogą, autorka jest piosenkarką i śpiewa w znanym zespole Japanese Breakfast:
https://www.youtube.com/watch?v=yNUO6MFaUnM&list=RDEMbw5ero_y_lYb1OB07pCb6w&start_radio=1

Prywatny licznik (od początku roku): 47/52

PS. Ładnie mi w tym roku idzie dobijanie do ustalonego celu książek. W 2023 o tej porze roku miałam ich ledwo 40 na liczniku.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazka #ksiazki #czytajzhejto
Wrzoo userbar
c8ce34f0-eb1c-4800-8b96-ca553b92ef00

Zaloguj się aby komentować

811 + 1 = 812

Tytuł: Autobiografia. Pierwsza młodość
Autor: Joanna Chmielewska
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Vers
ISBN: 837127002X
Liczba stron: 336
Ocena: 7/10

Druga część autobiografii Joanny Chmielewskiej, obejmująca okres, w którym pisarka miała 18-30 lat. W jej życiu prywatnym sporo się wówczas działo – ślub, macierzyństwo, studia na Wydziale Architektury, praca.

Drugi tom nie odbiega poziomem i strukturą od części pierwszej – nadal jest to bardziej zbiór osobistych i rodzinnych anegdot oraz dygresji, utrzymany w humorystycznym tonie, niż klasyczna autobiografia. Zdecydowanie najlepszą częścią jest historia pracy pisarki na budowie, po prostu PRL w pigułce. Po opisach wałów, jakie na budowach popełniali wszyscy, od prostych majstrów po kierowników, aż dziwię się, że Warszawę w ogóle zdołano odbudować xD

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
9eaa79ee-4604-4f94-a669-f073cc4e0c8c

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
810 + 1 = 811

Tytuł: Franciszek od brata Alberta
Autor: Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Fundacja Przyjaciół Fundacji im. św. Brata Alberta
ISBN: 9788394997403
Liczba stron: 132
Ocena: 6/10

Prywatny licznik 46/48

Coś spod znaku #ocieplamywizerunekkosciolakatolickiegowpolsce

Przyjemnie napisana laurka na cześć kardynała Franciszka Macharskiego. Skrótowo i przekrojowo przez biografię (naprawdę mocno telegraficznie), za to w o wiele szerszym ujęciu na temat działalności charytatywnej i społecznej w wykonaniu księdza kardynała - głównie skupiona wokół jego działalności na rzecz Fundacji im. Brata Alberta, w mniejszym stopniu na temat jego zaangażowania w działalność na rzecz chorych i niepełnosprawnych w ogóle.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #dwanascieksiazek #czytajzhejto

Zaloguj się aby komentować

809 + 1 = 810

Tytuł: Nigdzie
Autor: Małgorzata Boryczka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

I powtarzam sobie jak mantrę, że na koniec wszystko musi być dobrze, więc jeśli nie jest, to jeszcze nie koniec.

Pan George Orwell w swoim dziele Brak tchu przypuścił, że odpowiednie książki same przychodzą do człowieka w odpowiednim czasie. Jeśli założyć, że to jego przypuszczenie jest słuszne, zastanawiam się dlaczego w tak krótkim czasie kolejny raz, sama w zasadzie, przyszła do mnie książka opowiadająca o kobiecie, która wychowywała się porzucona przez rodziców i którą później w życiu kolejni ludzie porzucali. Albo to jej się tak wydawało, bo w tej książce wiele rzeczy jest płynnych, rzeczywistość miesza się w niej z wyobraźnią, a wyobraźnia jest często przez rzeczywistość brutalnie weryfikowana.

Zacząłem od tego Braku tchu nie bez przyczyny, bo w Nigdzie pani Boryczka opowiedziała mi bardzo podobną historię. Tak samo jak bohater pana Orwella, George Bowling, wraca do miejsca swojej młodości, tak i bohaterka tej książki, Aga, wraca do rodzinnej miejscowości. Tak samo jak życie George’a Bowlinga i jej życie straciło smak. Albo może nigdy go nie miało? W ogóle tych motywów, które znam z innych lektur, gdzieś w Nigdzie przewinęło się mnóstwo. Jak choćby sprawa tego jak różnie pamiętamy te same zdarzenia z przeszłości – rzecz, która mnie mocno ujęła pięknie przedstawiona w Uchu igielnym przez pana Wiesława Myśliwskiego.

W Nigdzie widać też obycie literackie autorki, bardzo sprytnie i umiejętnie zresztą wykorzystane. Zachwycił mnie poboczny wątek mieszkańców sąsiednich miast jednoczących się wokół Mickiewicza i Słowackiego niemal tak, jak jednoczą się kibice wokół klubów piłkarskich, z uśmiechem przyjmowałem pojawiającego się tu i tam na kartach powieści Norwida, który objawiał się nie tylko samym sobą, ale i w cytatach gdzieniegdzie kwitujących akapity. Podobała mi się vonnegutowska (dla mnie zawsze będzie ona vonnegutowska) maniera trafnych, ironicznych skojarzeń i podsumowań dotyczących rzeczywistości bohaterki. Z podziwem dawałem się ponieść licznym emocjom, jakie autorka w tej swojej, krótkiej jednak, książce zawarła. Opis tęsknoty kilkulatki za rodzicami i pewien rodzaj racjonalizacji braku kontaktu z ich strony to naprawdę był kawał świetnej literackiej roboty. I na koniec sama warstwa językowa: powiedzieć poprawna to byłoby mało; bo, mimo że nie ma w książce spektakularnych fajerwerków (a lubię je przecież ogromnie), to napisana jest tak, że czyta się szybko i z przyjemnością. A takie operowanie językiem to przecież też nie byle jaka umiejętność.

Zabrałem się za tę książkę, drugą w dorobku autorki, po przeczytaniu jej debiutanckiego zbioru opowiadań, O perspektywach rozwoju małych miasteczek . Zabrałem się za Nigdzie po to, żeby sprawdzić jak pani Boryczce poszło po tym świetnym debiucie i wiedzieć, czy mam za nią trzymać kciuki czy nie. Po zakończeniu lektury zacisnąłem te kciuki i przyjdzie mi tak niewygodnie przez dłuższy czas operować dłońmi, bo, z tego co wyczytałem, autorka w kwietniu zeszłego roku rozpoczęła zaplanowaną na dwa lata pracę nad nową powieścią. No trudno, poczekam. Choć z pewną niecierpliwością.
634b4d8a-4b4e-4e95-aa47-45657912b5a8

Zaloguj się aby komentować

808 + 1 = 809

Tytuł: Książę
Autor: Niccolò Machiavelli
Kategoria: filozofia, etyka
Ocena: 7/10

#bookmeter

Ktoby zawżdy i wszędzie tylko dobrych uczynków był zwolennikiem, ten wśród mnóstwa złych ludzi musi upaść.

To jest jedna z tych książek, których nigdy bym pewnie nie przeczytał, choć zalegają mi na czytniku już od dawna – kiedyś miałem taki pomysł, żeby zostać człowiekiem światłym i prześledzić rozwój myśli ludzkiej w obszarach rozmaitych – bo to ani księciem być nie chcę, ani, na szczęście, się na to nie zanosi. Mało mnie wobec tego filozofia rządzenia interesuje. No ale, taki już urok uczestniczenia w dyskusyjnych klubach książki, że nie zawsze mówi się tam akurat o tym, o czym ja chciałbym żeby mówiono. I tutaj pojawia się moja słabość, bo, w przeciwieństwie do dzisiejszych(?) trendów, jeśli już mam o czymś dyskutować, to lubię znać przedmiot dyskusji – w znaczeniu takim, że pewniej się czuję zapoznawczy się z tym przedmiotem wcześniej.

Książę został przez autora pomyślany jako prezent (albo coś w rodzaju wkupnego czy innej łapówki) dla Wawrzyńca Medyceusza, w którego łaski Machiavelli próbował się wkupić, po upadku Republiki Florenckiej. Dość ironicznym wydaje mi się ten prezent w kontekście tego, co zostało wyłożone w dalszej części dzieła. W dalszej części dzieła bowiem, po przedstawieniu przeglądu możliwych organizacji księstw, Machiavelli skupia się między innymi na problemie doradców, jakimi powinien otaczać się książę. Pisze tam o tym, że władca owszem, powinien zasięgać rad, ale wyłącznie na własne żądanie. A z tego, co mi wiadomo, Wawrzyniec do Machiavellego z żadnym żądaniem się nie zwrócił.

Może ja się na stare lata jakimś republikaninem czy innym ideowym komunistą podświadomie zrobiłem, ale jeśli miałbym określić ten utwór jednym słowem, to byłoby to słowo „cynizm”. Wszystko to, o czym pisze Machiavelli, wszystkie rady których w Księciu udziela można sprowadzić do tego, że jedyną wartością określającą rządy jest ich skuteczność. Nie odraza on, a wręcz zaleca stosowania przemocy, podstępu, zbrodni i okrucieństwa zawsze wtedy, kiedy skuteczność takie działanie uzasadnia. Popiera to wszystko licznymi przykładami, sięgając głównie do starożytności i do czasów jemu współczesnych. Smutne jest w tym wszystkim to, że, jeśli tak się zastanowić, to w zasadzie ma rację. Może i pocieszenia można by szukać w fakcie, że, poza okrucieństwem koniecznym, radzi wstrzymać się z każdym innym. Tyle, że rada ta nie wynika z żadnych przyczyn etycznych a jedynie – znów: ze względu na skuteczność. Niepotrzebne okrucieństwo powoduje bowiem niezadowolenie poddanych, a tego, z powodów jak najbardziej praktycznych, lepiej jest unikać, kiedy tylko się da. Kilka innych rad, jakie daje Machiavelli to też między innymi to żeby okrucieństwa czynić cudzymi rękami, rozsądnie gospodarować finansami własnymi, a hojnie cudzymi, zaskarbiać sobie względy przyjaźń tych, którzy mogą stanowić zagrożenie (albo ich wymordować, to też jest opcja, którą warto rozważyć zależnie od okoliczności). We wszystkim tym zwraca uwagę na to, że władca powinien kierować się dalekowzrocznością i wszelkie działania podejmować kiedy problemy są jeszcze w zarodku, albo wręcz stosować działania prewencyjne, bo kiedy trudności urosną, wtedy jest już zwykle za późno.

Nie mam pojęcia, czy dostępne jest jakieś inne polskie tłumaczenie – ja czytałem przekład pana Antoniego Sozańskiego. Niby dziewiętnastowieczny, ale język, jakim Książę jest napisany ogromnie mnie wymęczył. Długie, wielokrotnie złożone zdania z jakąś dziwną wewnętrzną logiką powodowały, że nieraz traciłem wątek. Klarowność przekazu to nie jest to, co mógłbym uznać jako rzecz cechującą to wydanie.

Ten wpis to nie jest próba dyskusji z obserwacjami Machiavellego, choć z przykrością, ale przyznaję, że autor miał rację. To, że mi się to nie podoba, to zupełnie inna sprawa. Ten wpis to takie trochę moje przemyślenia natury ogólnej zainspirowane nawet nie dziełem, ale rzeczywistością ukazaną poprzez to dzieło. Ale może ta lektura jednak przyda mi się i, wysnuwszy z niej wnioski, zdominuję ten dyskusyjny klub książki tak, że od tej pory będziemy mówić tylko o tym, co mnie interesuje? Nie mam pojęcia, czas pokaże. Dążył do tego, a już szczególnie po trupach, jednak nie będę.
0f0f82da-242c-4c77-82db-5ac0520dc8da

Zaloguj się aby komentować

807 + 1 = 808

Tytuł: Cudzoziemiec w Olondrii
Autor: Sofia Samatar
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374804578
Liczba stron: 336
Ocena: 3/10

Ostateczny (przynajmniej póki co) podręcznikowy przykład przerostu formy nad treścią. Porównania do Le Guin w blurbie są jak najbardziej trafne, ale chyba w odrobinę innym kontekście niż autor zamierzał, dosłownie 80% książki to ekspozycja i wodolejstwo - fakt, miejscami ładne, ale wciąż. Nie potrafię wyrazić jak ja się przy tym nudziłem, co rozdział musiałem robić sobie przerwę, a te miały tylko po kilkanaście stron.
Rzeczony blurb nawet mnie zaciekawił, z drugiej strony zastanawiałem się, jakim cudem autorka zmieści tak szumnie zapowiadane wątki na odrobinie ponad 300 stronach. Okazało się po prostu, że wszystko zostało wyolbrzymione do granic możliwości, a obiecane wątki może i zostały przedstawione, ale zupełnie po łebkach. Koniec końców tylko pierwszy akt w rodzinnej wiosce mi się podobał - trochę o przesądach, wykluczeniu, oczekiwaniach rodziny i tego typu sprawach. Ewentualnie jeszcze fragment, w którym Miros opowiada o swojej przeszłości był dosyć zjadliwy.
Wszystkie wiersze, recytacje i piosenki pozbawione są rytmu, rymów i zgrabności poza jedną, która tak czy siak wykoślawia się w połowie.
Książka ta to jeden wielki opis świata przedstawionego - ubranego w dygresje dygresji i doprawionego na początku ciekawym, ale szybko nużącym stylem - do którego autorka pamięta czasem wpleść szczątkowe fragmenty fabuły.
Szczerze powiedziawszy, wg mnie ten koncept znacznie lepiej sprawdziłby się w postaci bardziej standardowej trylogii, podobnej np. do Sagi o Zielonych Kościach. Po pierwsze - pozwoliłoby to wyraźnie wybrzmieć i rozwinąć się przedstawianym wątkom, a po drugie - obszerna kreacja świata miałaby jakiś sens oraz cel i nie stanowiła lwiej części książki.
A z czepialstwa i głupotek: w podobnym do renesansowego świecie dosłownie co drugi przybytek to albo kawiarnia wypełniona studentami, albo księgarnia wypchana woluminami po sufit. Do tego w absolutnie pierwszym zdaniu książki zjedzona została litera - "ocen" zamiast "ocean".
Nie mogę tego polecić, no chyba że ktoś chce książkę czytać, ale nie przeczytać, bo ból głowy lub znużenie to uniemożliwią. A trochę poważniej - jeżeli ktoś lubi do bólu opisowy, pełen dziwnych form i zabiegów styl, to kimże jestem, by zabronić trochę pocierpieć?

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #ucztawyobrazni #mag #ksiazkicerbera
2f1869e1-0e82-4f72-b763-7f74142e4a4e
serotonin_enjoyer

@Cerber108 Chyba większość książek z serii "Uczta Wyobraźni" trochę taka jest. Albo wyszukany styl albo zagmatwana treść. Książki wydane w tym cyklu potrafią zmęczyć ale też jakoś fascynują i mają urok takiego zagmatwanego snu.

Cerber108

@serotonin_enjoyer póki co przeczytałem 8 i jest ogromny rozsztrzał: w pierwszym Swanwicku pełno było dewianckiego seksu i aluzji do niego, w drugim na szczęście tego zabrakło, a i historia stała się bardziej klarowna i przyjemna w śledzeniu. Rzeka bogów i Nakręcana dziewczyna miały mrowie wspólnych wątków (do tego trochę opowiadań w książce Bacigalupiego), momentami było ciężko, ale raczej ok. Poklatkowa rewolucja mnie nie porwała wcale, Nayler nie był objawieniem jak to niektórzy zapowiadali, z kolei Ptaki, które zniknęły weszły bardzo dobrze.

Zaloguj się aby komentować

806 + 1 = 807

Tytuł: Czterdzieści pięć lat, które wstrząsnęły Polską. Historia polityczna PRL
Autor: Jerzy Eisler
Kategoria: historia
Wydawnictwo: Czerwone i Czarne
Liczba stron: 544
Ocena: 9/10

Książka opisuje historię (głównie polityczną) Polski od końcówki drugiej wojny światowej do upadku komunizmu. Bardzo przyjemnie napisana, autor bez przynudzania opisuje najważniejsze wydarzenia, dzieląc się refleksjami, ciekawostkami, dużą uwagę przykładając do kwestii suwerenności PRL od Związku Radzieckiego oraz obywateli od władzy i tego jak się jej niezależność zmieniała w różnych okresach.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #historia #prl
dc1ccb3f-df0d-4ffc-bc0c-02f4b8d6b66b
Smerf_Maruda

Niecierpie wczesnego LGBT

dsol17

@Smerf_Maruda Smerfne podsumowanie trafiające w sedno pomimo chybienia w tym przypadku.

Zaloguj się aby komentować

805 + 1 = 806

Tytuł: Malarz świata ułudy
Autor: Kazuo Ishiguro
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 9788381250900
Liczba stron: 302
Ocena: 8/10

Prywatny licznik 45/48

Tym razem wylosowało trudne... I to dosłownie.

Malarz nie jest tekstem lekkim, nie tylko ze względu na poruszoną tematykę - rozliczenia się z własną, polityczną, przeszłością w dobie nastania nowego reżimu. Bardziej niż ten motyw, przeszkadzały mi tym razem kreacje postaci, ponieważ z żadną z nich nie byłam w stanie się utożsamiać lub w jakikolwiek sposób bardziej ją polubić. Choć przemiana Ono-san w toku całej powieści była zjawiskiem przyjemnym do obserwacji. Nie było tam samobiczowania się, raczej proste stwierdzenia faktów, na temat własnej kariery, które nie do końca trafiały do młodszego pokolenia - reprezentowanego przez córki i zięciów, u których było widać pewien dualizm. Z jednej strony jest w nich żal, frustracja w kierunku pokolenia ojców, z drugiej nie ma w nich żądzy krwi i ofiar. Jeśli są, przyjmują je z szacunkiem, ale nie wymagają takiego poświęcenia (dość egzotyczne, w stosunku do naszej "kultury" kozła ofiarnego w każdym aspekcie).

To co mi się bardzo podobało, to wątek aranżowania małżeństwa. Bardzo ciekawy obyczaj.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #dwanascieksiazek #czytajzhejto
Mr.Mars

@moll Mam wrażenie, że ogólnie japońscy pisarze tworzą niełatwe teksty.


Książki ciekawe, ale nie są to pozycje dla relaksu.

moll

@Mr.Mars powieści tak, coś w tym jest, za to opowiadania są bardziej w kierunku relaksu

Hilalum

@Mr.Mars to brytyjski pisarz xd

Zaloguj się aby komentować

804 + 1 = 805

Tytuł: Starożytna Grecja. Od prehistorii do czasów hellenistycznych
Autor: Thomas R. Martin
Kategoria: historia
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
ISBN: 9788367324151
Liczba stron: 408
Ocena: 7/10

Historia starożytnej Grecji w pigułce. Zwięźle napisana, przyjemnie się czyta. Jeśli ktoś nie zna Grecji i chce ją trochę poznać - polecam

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
0e37434d-dc7f-47f7-9d8f-94c852dafab5
AureliaNova

Jezusie Boski - grafik to chyba przedawkował pyry 😬

Zaloguj się aby komentować

803 + 1 = 804

Tytuł: Gdzie śpiewają raki
Autor: Delia Owens
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Naznaczyliśmy ją i odrzuciliśmy, bo uznaliśmy, że jest inna. Tylko, drodzy państwo, czy wykluczyliśmy ją, bo była inna, czy też stała się inna, bo ją wykluczyliśmy.

Ciężkie jest życie czytelnika, ciężkie są też rozmowy między czytelnikami. No bo jak taka rozmowa mogłaby wyglądać?
– Czytałeś może [tytuł książki]?
– Nie.
– A to jest świetna rzecz!
I to w zasadzie tyle. Czytelnik pytający rozumie bowiem swojego rozmówcę i, nie chcą psuć mu przyjemności, niewiele może o polecanej książce powiedzieć. Sam nie chciałby przecież żeby ktoś zdradził mu fabułę pozycji, za którą być może się zabierze.

Właśnie taką książką, o której słyszałem wiele dobrego, ale – na szczęście! – żadnych konkretów, jest Gdzie śpiewają raki pani Delii Owens. Lubię czasami zabrać się za polecaną z różnych stron lekturę, o której nie mam pojęcia czego dotyczy. Czasami kończy się to źle, ale w tym przypadku – na szczęście! – skończyło się to dobrze, bo Gdzie śpiewają raki też polubiłem.

Stało się tak dlatego, że lubię książki, o których nie do końca potrafię powiedzieć jaki był ich temat przewodni. Napisałabym prawdę, jeśli stwierdziłbym, że to książka o samotności. Napisałbym prawdę, jeśli stwierdziłbym, że to książka o wpływie dzieciństwa na późniejsze życie. Napisałbym prawdę, jeśli stwierdziłbym, że to książka o bezmyślności społeczeństwa, o instynkcie stadnym. Napisałbym prawdę, jeśli stwierdziłbym, że to książka o przyjaźni albo miłości. I jeszcze kilka takich prawd mógłbym tutaj napisać, a każda z nich byłaby prawdziwa, ale żadna z nich nie byłaby pełna. Bo Gdzie śpiewają raki to opowieść o człowieku, o Dziewczynie z Bagien prezentująca bohaterkę przekrojowo i wielowymiarowo na bardzo szerokim tle przyrodniczym. Kapitalne w tej powieści było to, jak mocno szeroko i wspaniale zaprezentowane otoczenie mokradeł, gdzie rozgrywa się większość akcji, wpływało i kształtowało Kyę. Fantastyczne w tej powieści było to, jak wiele świetnie przeprowadzonych analogii między światem przyrody a stosunkami międzyludzkimi zostało przez autorkę przeprowadzonych. Świetny w tej powieści był balans emocjonalny jaki rozegrał się między smutkiem a radością, którą razem z bohaterką przeżywałem. Niezwykle interesujące w tej powieści było pokazanie w jaki sposób ludzie są w stanie naginać prawdę do swoich przekonań i jak wiele są skłonni zrobić, żeby osiągnąć swoje cele albo pozostać przy raz powziętej opinii. I jeszcze na dodatek zachwyciły mnie opisy przyrody, które wyszły spod pióra pani Owens (tutaj nachodzi mnie, niepokojąca jednak, refleksja, że może czas już spróbować chociaż przeprosić się z panią Orzeszkową?).

Z kronikarskiego tylko obowiązku otworzę na chwilę swój Kącik Marudy i wspomnę, że przy prezentacji głównej bohaterki (ale nie tylko) autorce zdarzyło się trochę, moim zdaniem, pogubić. Było kilka takich momentów, w których nie byłem w stanie uwierzyć w to, że Kya, która dorosła w takich warunkach, w jakich dorosła, potrafi wypowiadać się w taki sposób. Czasami nie rozumiałem też, skąd rozumie koncepcje, które powinny dla niej być zupełnie obce; w końcu spotykała się z nimi pierwszy raz w życiu. Zdziwił mnie jej brat który znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć że nieczęsto zdobywa się na taki gest, a to dlatego, że treści wynikało, że ten brat jej właśnie tak dobrze nie znał. Jednak przy całej powieści te małe zgrzyty były niemal zupełnie nieistotne i nie wpływały negatywnie na mój jej odbiór. To też, swoją drogą, ciekawe spostrzeżenie, ile potrafię autorowi wybaczyć (bo przy mniej pasjonującej historii mój pedantyzm literacki na tego typu rzeczy reaguje histerią), jeśli tylko zainteresuje mnie opowieścią.

Jest też w tej opowieści trochę humoru, co zawsze przyjmuję z uznaniem. Szczególnie jeśli jest to humor takiego typu, jaki w Gdzie śpiewają raki był. Bo jak tu się nie uśmiechnąć, kiedy czyta się na przykład o skunksie imieniem Chanel?

Najbardziej jednak podobało mi się w tej książce to, że z bohaterami (tak pozytywnymi, jak i negatywnymi) można się, przynajmniej w części – większej lub mniejszej, utożsamić. Oczywiście, szanując tych, którzy jeszcze książki nie czytali, a może mają (lub będą mieli) taki zamiar, a także mając na uwadze uniknięcie niepotrzebnego uzewnętrzniania się w Internecie, nie będę wdawał się w szczegółową analizę porównawczą bohaterów z samym sobą. Jedną rzecz z tego całego obszaru pozwolę sobie wyciągnąć na wierzch, a mianowicie pewien rodzaj tak bliskiego mi romantyzmu, który to uzewnętrznia się w tym oto dialogu:

Ciekawe co sprawia, że gwiazdy migoczą – zagadnął Chase.
Zawirowania w atmosferze, wiatry w jej wyższych partiach.
ab620495-5125-4055-a96b-1b52c39b1a26
wirtuuoza

Nie przepadam za autorką. Kiedy dowiedziałam się jakie zarzuty na niej ciążą, zupełnie zmienił się dla mnie odbiór książki.

George_Stark

@wirtuuoza O, a jakie to zarzuty? Wikipedia nic o tym nie mówi, zresztą mnie bardziej interesuje książka niż autorka.

wirtuuoza

@George_Stark W skrócie wiele lat temu przeniosła się z mężem do Zambii by chronić słonie. Zorganizowała korpus ochrony zwierząt który uzbroiła w pistolety i organizowali naloty na obozy kłusownicze. W którymś momencie jedna z telewizji postanowiła zrobić o nich program dokumentalny i mąż Deli bez żadnego oporu tropił przed kamerami uciekającego przed nim nieuzbrojonego człowieka i dosłownie dokonał na nim egzekucji kiedy chował się przed pogonią w wysokiej trawie. Według Deli i męża, kłusowników nie wystarczy odstraszać, ale trzeba tropić i zabijać. Ogólnie mąż i pasierb Deli urządzali sobie regularne polowania na ludzi przy jej pełnym poparciu, które podkreśliła w swojej poprzedniej książce.

Zaloguj się aby komentować

802 + 1 = 803

Tytuł: Kopalnie króla Salomona
Autor: Henry Rider Haggard
Kategoria: przygodowa
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788377851579
Liczba stron: 312
Ocena: 8/10

"Legenda głosi, że gdzieś w głębi Czarnego Lądu biblijny król Salomon ukrył niezmierzone bogactwa. Antyczne przekazy mówią o ogromnych ilościach diamentów. Nic dziwnego, że rzesze śmiałków od zawsze starały się zlokalizować skarbiec. Aż do dzisiaj — bezskutecznie. Sprawy podejmuje się Allan Quatermain – niezmordowany brytyjski poszukiwacz przygód. Wynajęty przez bogacza sir Henry’ego Curtisa, by odnalazł jego zaginionego brata, zdaje sobie sprawę, że jednocześnie ma szansę odkryć najcenniejszy skarb ówczesnego świata. Adekwatnie uzbrojony, z towarzyszami broni oraz grupą najemnych Murzynów, wyrusza w najniebezpieczniejszą podróż swojego życia."

Polecam adaptacja filmową z 1985r.

#bookmeter
#czytajzhejto
a68a47ca-41b3-4e1d-8565-75f15a8869b1
801 + 1 = 802

Tytuł: Houston, Houston, czy mnie słyszysz i inne opowiadania
Autor: James Tiptree
Kategoria: science fiction
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 8371506384
Liczba stron: 376
Ocena: 8/10

Jak to zwykle bywa ze zbiorami opowiadań, także i w tym zawarte zostały teksty świetne, jak i te pewnie też bardzo dobre, które jednak zupełnie nie wpasowały się w mój gust. A trzeba poinformować, że autorką (nie pomyliłem się) opowiadań jest nie byle kto, bo James Tiptree Jr., która pisała pod pseudonimem przez prawie dziesięć lat. Ujawnieniem swojej prawdziwej tożsamości wywołała niezłe zdziwienie. 

Theodore Sturgeon napisał o niej, że „jest jedynym autorem młodego pokolenia, który stylem i subtelnością przewyższyć może nawet pisarstwo kobiet”. Trochę zabawnie jest czytać te słowa, wiedząc, że zostały napisane, gdy wszyscy brali Jamesa za mężczyznę. 

Autorka zdobyła dwie nagrody Hugo za najlepsze opowiadanie oraz trzy nagrody Nebula: za najlepszą krótką formę, najlepsze opowiadanie i najlepszą nowelę. Z tego dwa nagrodzone teksty pojawiły się w recenzowanym zbiorze. 

Z „Houston, Houston, czy mnie słyszysz?” (nagrodzone Hugo i Nebulą) zapoznałem się najpierw w czasopiśmie „Fantastyka” i od razu po jego przeczytaniu sprawdziłem, czy a nuż w mojej bibliotece nie znajduje się przypadkiem inna twórczość autorki. Jak można zauważyć, był tam omawiany tutaj zbiór opowiadań, który wypożyczyłem następnego dnia. Jeśli to nie jest dla Was wystarczającą rekomendacją, dodam jeszcze, że opowiadanie zachęciło mnie do obejrzenia „Seksmisji” - do tej pory oglądałem urywkami głównie jako dzieciak, więc postanowiłem to nadrobić. Raczej wątpię, żeby wystąpił tak duży zbieg okoliczności, jeśli chodzi o wymyślenie podobnego pomysłu na fabułę: „Houston…” ukazało się w maju 1976 roku, z kolei u Juliusza Machulskiego pierwszy zalążek historii pojawił się jesienią 1977 roku. Być może autorzy przeczytali tę samą książkę o prognozach XXI wieku. 

No ale to taka tam dygresja. :’) 

Lekko spoilerując: załoga statku kosmicznego podczas wykonywania misji zrządzeniem losu przenosi się w przyszłość. Podczas próby powrotu na Ziemię, napotykają inny statek kosmiczny, pełen kobiet. Okazuje się, podobnie jak w „Seksmisji”, że są ostatnimi mężczyznami, a z czasem, że ich zachowania nie pasują do nowego porządku świata. 

Mam wrażenie, że ogólna krytyka męskich zachowań to motyw przewodni zbioru opowiadań. Może nie wszystkich tekstów i nie za każdym razem serwowana tak dobitnie, ale jednak. Na przykład w tym opowiadaniu jeden z kosmonautów skupia się na tym, że będzie miał do dyspozycji całą planetę kobiet, oczywiście w szczytnym celu przywrócenia populacji do normalnego stanu sprzed wyginięciem mężczyzn. Tylko że zrobił to w typowy dla mężczyzn sposób, jak „smalec alfa”. 

Jednak coś jest w stwierdzeniu, że najlepsze zostaje na koniec - podobnie jest w przypadku „Kolor oczu neandertalczyka”, które jest właśnie na końcu i które uważam za najlepsze z całego zbioru. 

Mężczyzna po długiej misji ląduje na planecie przypominającej raj - chyba głównie dlatego, że był tam sam. Szybko się okazuje, że jednak nie do końca - główny bohater nawiązuje kontakt z przedstawicielką bardzo przyjaznej rasy. Na tyle przyjaznej, że szybko zostają partnerami. Ogółem odniosłem wrażenie, że sama historia świetnie nadawałaby się na odcinek „Star Treka”: tu również występuje Federacja (choć wspomniana chyba tylko raz czy dwa), a główny bohater złamał chyba wszystkie zasady Pierwszej Dyrektywy: wszedł w relację romantyczną i seksualną z obcą rasę, ujawnił się przed cywilizacją, która nie opanowała jeszcze technologii podróży kosmicznych oraz znacząco wpłynął i przyspieszył ich rozwój technologiczny. 

Podobieństwo zauważyłem także w naiwności dialogów oraz samej historii: mimo śmierci wybranki Toma (spokojnie, narrator zdradził to na początku tekstu), całość kończy się raczej pozytywnie. 

Sam zbiór zdecydowanie polecam. Znalazły się może ze dwa opowiadania, przez które trudno było mi przebrnąć, jednakże pozostałe w zupełności to wynagradzają. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #fantastyka #sciencefiction
f7c512f6-c897-480c-8c2f-225d0bd4d88c

Zaloguj się aby komentować

800 + 1 = 801

Tytuł: Złowić frajera. Ekonomia manipulacji i oszustwa
Autor: George A. Akerlof, Robert J. Shiller
Kategoria: ekonomia
Ocena: 7/10

Książka zaczyna się nietypowo. Od tłumacza. I to nie, że angielski jedno a polski to drugie. Nie. Tym razem autorzy zespół manipulacji, sztuczek, marketingu i innych cwaniactw określili jako phishing. Książka była wydana tak w 2017 roku, więc jest całkiem świeża. Niestety głównie skupia się na kraju zza wielkiej kałuży. Chwała autorom, że nie ma prywatnych wstawek, jak to życie w USA jest piękne i miodem płynące. Jedynie, co płynie to ilość "phishingu". Testowanie leków, w kraju gdzie prawo jest dość liberalne i takowy koncern "nie oberwie", gdyby testy się nie wypalą. Z żywnością też jest dość zabawne. Jest historia i powody powstania listy składników na etykietach. Mało brakowało, aby to zaprzestano robić, bo "wprowadza klienta w zamieszanie". Film "Big short" to must have, jeśli chce się zrozumieć kryzys z 2008 roku i całą zawiłość z agencjami ratingowymi. W sumie Cialdini i jego "Wywieranie.." też.

#bookmeter
393d9162-d055-4adf-87e2-83c489a70dea

Zaloguj się aby komentować

799 + 1 = 800

Tytuł: Przemyślny rycerz Don Kichot z Manczy. Część II
Autor: Miguel de Cervantes y Saavedra
Kategoria: klasyka
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381889902
Liczba stron: 633
Ocena: 7/10

Wszyscy znają Don Kichota, ale czy wszyscy wiedzą, że powstała jego druga część? Ja prawdopodobnie do dzisiaj bym pozostawał w błogiej niewiedzy, gdyby nie kwestia przypadku, ale do rzeczy. Drugi tom został napisany bodajże 10 lat po pierwszym i widać różnicę nie tylko w języku, ale również w bohaterach, którzy stają się, powiedzmy „poważni”/autentyczni. Autor można by powiedzieć, że wręcz dokonuje autokrytyki swego dzieła i wyjaśnia nieścisłości logiczne, jak i fabularne, których dociekliwy czytelnik mógł się doszukać w poprzedniej części.

Napisałem, że bohaterowie stają się „poważni”, natomiast Don Kichot dalej jest szalonym rycerzem, choć jest ukazany jako mniej zbzikowany (już nie każda gospoda jawi mu się jako zamek), bardziej opanowany i inteligentny, zaś Sanczo Brzuchacz pozostaje dalej wiernym giermkiem, często zaskakując swoją bystrością i bogactwem przysłów. Natomiast w tym tomie, co mi się bardzo spodobało to, to że nasze postacie stają się świadome siebie. Napotykają różnych ludzi, którzy ich rozpoznają za sprawą przeczytania pierwszego tomu Don Kichota oraz drugiego autorstwa de Avellanedy. W dialogach pomiędzy nimi dzielą się własnymi wrażeniami, interpretacjami dotyczących przygód (autor tutaj sprytnie wyjaśnia nieścisłości oraz wbija szpileczki w plagiat de Avellanedy), a niektórzy upodabniają się do naszego szalonego duetu, wchodząc w ich narrację (para książęca), by w ten sposób sobie z nich zażartować.

Na plus też zasługuje to, że jest znacznie mniej historii innych postaci, przez co akcja nie rozmywa się i cały czas lawiruje wokoło naszej dwójki bohaterów. Żarty w tym tomie o wiele bardziej przypadły do mojego gustu, gdzie muszę przyznać, parę razy zdarzyło mi się uśmiechnąć, zaś same przygody były ciekawsze w moim odczuciu, mniej abstrakcyjne (zwłaszcza panowanie Sancza na wyspie, które było moim ulubionym momencie w książce) i wpadające w klimat eposów rycerskich, za co podziękowania należą się Księciu i Księżnej.

No i wreszcie zakończenie powieści, które nieco mnie zaskoczyło. Trochę gorzko-słodkie, skłaniające do refleksji nad naturą jaźni i życia. Z wad coś było, ale książkę czytałem dwa miesiące temu, to już z głowy wyleciało… ale jak wyleciało, to pewnie nic ważnego . Ogólnie to czytało się całkiem w porządku i choć nie wszyscy zgodzą się ze mną, to według mnie tom drugi jest o wiele lepszy od pierwszego, przynajmniej jeżeli chodzi o to, jak bardzo „wciąga”.

Jeśli jakaś piękna kobieta przyjdzie prosić cię o sprawiedliwość, odwróć oczy od jej łez, a uszy od jej jęków i z daleka przyglądaj się esencji tego, o co prosi, jeżeli nie chcesz, żeby twój rozum utopił się w jej łzach, a twoja dobroć w jej westchnieniach.

#bookmeter #czytajzhejto #ksiazki

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
21d02364-cf31-46f0-849e-c7876ca1e78b
burt

@JarlSkyr tylko to tłumaczenie jakieś takie... Sancho Brzuchacz? Eeee... Sancho Pansa to postać istniejąca w kulturze nie od wczoraj. Rosynant też tam chyba ma inne miano w tej wersji.

JarlSkyr

@burt No, Charchalis tłumacząc, nie patyczkował się. Rosynant w tej wersji to Chabetton

Zaloguj się aby komentować

798 + 1 = 799

Tytuł: Prawomił albo niedawne przedawnienie
Autor: Petr Stančík
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Stamtąd ruszyliśmy do restauracji Šroubek, gdzie akurat komunistyczni prominenci świętowali rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Zanim się obejrzeli, wyjedliśmy im wszystkie przysmaki i wypiliśmy całą wódkę.

Zaczyna się całkiem ciekawie, bo trochę jakby po szpiegowsku, choć tak naprawdę po skrytobójczemu. No i jest trup. A z trupem związana jest tajemnica.

Ta książka to niby przedstawiona w formie dziennika historia Prawomiła Raichla, urodzonego 31 stycznia 1921 roku chłopca, dla którego to starodawne i niezwykłe imię wybrał jego ojciec, głęboko wierząc że wraz z każdym wypowiedzeniem wpajać [mu] będzie szacunek dla prawdy i miłość do Ojczyzny. Ojciec nie mógł wiedzieć, że ten szacunek dla prawdy i miłość do Ojczyzny w życiu Prawomiła poddany będzie wielu próbom, bo tak dla Czechosłowacji, jak i dla Europy nadchodziły ciężkie czasy. Najpierw, w 1938 roku, postanowieniami Układu Monachijskiego Czechosłowacja traci na rzecz Rzeszy Niemieckiej część swoich ziem. Później Hitler napada na Polskę (której z „pomocą” przychodzą Anglia i Francja, kraje które „sprzedały” ojczyznę Prawomiła rok wcześniej). A kiedy Związkowi Radzieckiemu udało się w końcu przepędzić hitlerowców aż do Berlina, okazało się, że ceną wyzwolenia jest komunizm. Komunizm, który sięgnął po władzę również i w Pradze. W tym wszystkim Prawomił, który przysiągł działać dla dobra Ojczyzny, musi się jakoś odnaleźć. Początkowo odnajduje się w działalności partyzanckiej, później zostaje wcielony do armii, na końcu zaś działa dla dobra Ojczyzny wbrew woli narodu. A wszystko to gęsto okraszone absurdami, jakimi lubi operować czeski humor.

Tak, ta książka to niby przedstawiona w formie dziennika historia Prawomiła Rachla, ale tak naprawdę to taka trochę historia Europy w XX wieku oglądana praskimi oczami, choć tym oczom zdarzyło się być nie tylko poza Pragą, ale i poza Czechosłowacją. No i właśnie. Nie wiem co autor miał na myśli, ale wydaje mi się, że wybór takiej formy jak dziennik nie był wyborem najszczęśliwszym. Bohater był wszędzie i nigdzie, kolejne etapy jego wędrówki przez Europę opisane są dość pobieżnie. Nie bardzo dane było mi poznać ani samego Prawomiła – w tym swoim dzienniku skupia się raczej na wydarzeniach, a nie na przeżyciach, ani nie dane było mi poznać ludzi, których Prawomił w czasie tej swojej wędrówki spotkał – opisani są raczej pobieżnie. Może autorowi chodziło więc o opowiedzenie o tym, co przetoczyło się przez kontynent mniej więcej od zakończenia I Wojny Światowej aż do roku 2002? To już wydaje mi się bardziej prawdopodobne i tak właśnie ta książka wygląda. Jest trochę slapstickowa i choć slapstick lubię (przynajmniej w filmie), tak tutaj miałem mieszane uczucia. Bo owszem, zdarzyło mi się kilka razy uśmiechnąć, jak choćby czytając historię kaprala Juraja Horhora, który zastrzelił się na własnym grobie, to Prawmił nie przemawia do mnie jako powieść. Dla mnie wygląda to jak zbiór anegdot luźno ze sobą powiązanych jakimś tam (być może ciekawym – jak pisałem, autor nie raczył mnie z nim poznać) bohaterem. Owszem, są tutaj elementy spajające tę historię w jedną całość, ale jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że są one zastosowane bardzo na siłę.

Tak samo jak zresztą coś w rodzaju klamry kompozycyjnej. Przy okazji książki W kleszczach lęku pana Jamesa ubolewałem, że dziś nie pisze się już książek opartych na schemacie „opowieść w opowieści”, który bardzo lubię. Okazuje się, że jednak się pisze. A przynajmniej próbuje się tak pisać. Bo pan Stančík wykorzystał ten zabieg, ale zrobił to dość nieudolnie, a tego nie lubię. Tak samo jak nie lubię, kiedy obiecuje mi się w książce dwie historie, po czym jedną porzuca się. A ja zastanawiam się nie tylko nad tym po co w ogóle było ją rozpoczynać, ale także nad tym co z tą kobietą z początku książki? Nie wspominając już o scenach erotycznych, prawda: nie bardzo dosłownych, całe szczęście, ale które znalazły się w książce nie wiem skąd i po co. Być może – nomen omen – z dupy? Bo, mimo że zdarzyło mi się przy Prawomile momentami pośmiać, to po całości czuję mocny niedosyt. Może to przez to że za mało we mnie humoru? Albo czeskości?
3d0898b0-a0f7-4b8b-88dd-91f32a7bc53d
ada-szubak

Bardzo dziękuję że to wrzuciłeś. Nie wiedziałem, że wyszła ta książka. A to jeden z moich ulubionych czeskich autorów. Już kupiłem i czytam.

George_Stark

@ada-szubak No różne są gusta.


Miłej lektury.

Zaloguj się aby komentować

797 + 1 = 798

Tytuł: Czas życia i czas śmierci
Autor: Erich Maria Remarque
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Będziemy świętować wszystko naraz. Nie mamy już czasu na obchodzenie wielu poszczególnych uroczystości. Ani na to, żeby je w ogóle rozróżniać.

Świetnie się ta książka zaczyna, bardzo obrazowo. Śmierć miała inny zapach w Rosji niż w Afryce. Takim właśnie zdaniem wprowadza postać Ernsta Graebera, niemieckiego żołnierza, który w czasie II wojny światowej walczył najpierw w Afryce, a później trafił na front wschodni – do Rosji. Graebera, jak i zresztą sporą część część jego oddziału czytelnik poznaje w momencie kiedy „front trzeba skracać”, ale nie jest to problemem, bo niedługo już zostanie dostarczona tajna broń, która odmieni oblicze wojny, jak zapewniają rządowe komunikaty. Żołnierze frontowi wiedzą jednak swoje i mówią o tym co widzą, a mówić o tym nie wolno. Za sianie defetyzmu grozi nawet rozstrzelanie. I tak właśnie na początku książki czytelnik ma okazję zaobserwować różne postawy żołnierzy w obliczu zastanej przez nich sytuacji.

Ernst Graeber dość nieoczekiwanie dostaje zgodę na pierwszy od dwóch lat urlop. Wraca do domu, z czego nawet nie ma odwagi się cieszyć. Tyle, po tych dwóch latach, w domu nie jest tak jak było, a i odwagi żeby cieszyć się nie potrzeba, bo cieszyć się nie ma z czego. Przede wszystkim przez „dom” należy rozumieć tutaj rodzinne Werden Ernsta, bo jego dom, rozumiany jako budynek, został w czasie nalotów zredukowany do frontonu. I tak urlop, a przynajmniej jego początek, upływa Ernstowi na poszukiwaniu rodziców, z którymi nie wiadomo co się stało.

Co jeszcze mamy w Czasie życia i czasie śmierci? Przede wszystkim historię miłości i poświęcenia osadzoną w trudnych, wojennych realiach – to jedna z głównych osi fabularnych tej książki. Poza tym wyraźnie i szeroko przedstawione postawy biorących w tej wojnie udział ludzi; tutaj jest to o tyle ciekawe, że cała fabuła rozgrywa się po stronie niemieckiej – a więc po stronie agresora – i to też jest jeden z problemów, jakie pan Remarque podejmuje – postawa wobec wojny, kiedy wszystko wskazywało na to, że ją wygramy kontra postawa wobec wojny teraz, kiedy „skracamy fronty”. Dalej zaprezentowani są Niemcy (i zaprezentowane są Niemcy), którzy w wojnie nie biorą udziału: kobiety, starcy, „podludzie”, którzy nie zostali wcieleni do armii a jakimś cudem udało im się na terenie III Rzeszy przetrwać. Albo też wysocy rangą dygnitarze, dla których wojna jest okazją do bogacenia się, zdobywania uznania i przywilejów, pięcia się coraz wyżej w hierarchii nie tylko wojskowej, ale i społecznej, a także do zemsty za dawne, ale niezapomniane krzywdy – kapitalnie napisana postać Alfonsa Bindinga. Ale zaprezentowani są też ci, którzy w tej wojnie już nie biorą udziału: rannych, którzy zostali kalekami – wygląda na to, że schemat przydatności żołnierza rozsławiony przez Hollywood na przykładzie weteranów z Wietnamu jest starszy, a być może nawet uniwersalny. To co powyżej, to tak z grubsza, to to, co najbardziej z tej książki zapamiętałem, bo spraw wartych wspomnienia w Czasie życia i czasie śmierci jest zdecydowanie więcej.

Jak nie lubię tych zawadiackich książek wojennych o wesołych opowieściach z frontu albo o innych bohaterskich czynach, tak wojna w opisie pana Remarque’a ma w sobie coś fascynującego. Jest u tego autora czymś, co niby jest trochę w tle i służy przede wszystkim do tego, żeby pozwolić mu wyeksploatować bohaterów. Pan Remarque stawiał ich w skrajnych sytuacjach i w takim obliczu prezentował ich charaktery, a robił to po mistrzowsku. Zawsze mam przy lekturach jego autorstwa ten dysonans – bo te książki są świetne, są fantastycznie napisane, ale z drugiej strony rzeczywistość, jaka dała im inspirację, już jest zdecydowanie mniej świetna. Z drugiej jednak strony ta wojna u pana Remarque’a jednak jest i choć jakby w tle, to objawia się w najbardziej chyba brutalnym wydaniu, bo nie w tym opartym na mapach, liczbach czy statystykach, ale na historiach ludzi. Na ich uczuciach i emocjach. Na ich życiu i na ich śmierci.
071f3930-8db3-42a7-9d3e-95b8f19de270
Vargtimmen

@George_Stark polecam Zapomniany żołnierz Guy Sajer. Autor wspomina swoje przeżycia jako młody żołnierz Wehrmachtu na froncie wschodnim. Różne książki wojenne czytałem, ale nigdy nic tak wstrząsającego.

George_Stark

@Vargtimmen Jeśli chodzi o wstrząsające, to na mnie ostatnio zrobił wrażenie Internat pana Żadana, ale to jest z perspektywy cywila. I, szczerze mówiąc, póki co mam dość wstrząsów. Ale na przyszłość sobie zapiszę. Natomiast u pana Remarque'a bardzo pociąga mnie to jak on pisał, a pisał pięknie. No i to, że ta wojna u niego właśnie gdzieś w tle zwykle jest.

Vargtimmen

@George_Stark Co do wojny z perspektywy cywila: Mrówka w słoiku - pamiętniki Poliny Żerebcowej. Dzieciństwo i dorastanie podczas wojen czeczeńskich w ruinach Groznego. Czytam wyłącznie literaturę faktu, stronię od beletrystyki.

Zaloguj się aby komentować

796 + 1 = 797

Tytuł: Ali Gator
Autor: Jadwiga Ostapowicz
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron: 164
Ocena: 4/10

Bajkowa historyjka dla młodzieży szkolnej z ilustracjami Waldemara Świerzego.

Mieszkający w Warszawie uczeń drugiej klasy podbazy spotyka na ulicy Aligatora, który wprasza mu się na chatę. Na szczęście dla wszystkich poza nim jest niewidzialny, więc udaje się go jakoś ukryć w domu. Gad ów sprzedaje młodemu bajeczkę że jest potomkiem dawnego rodu i opowiada mu historię jak to jego przodek, król Ali Gator I założył nad Missouri Zjednoczone Królestwo Aligatorów i Kajmanów. Jak to w baśniach bywa król miał dwóch braci - złego, Meandra, który otruł króla na zlecenie Kajmanów, którzy chcieli przejąć władzę oraz dobrego, Hikora który zdołał ukryć królewską pieczęć nad Jeziorem Białym. Poznany przez chłopca Ali namawia go do odszukania tejże pieczęci, chce bowiem odzyskać władzę w swoim królestwie. Szczęściem okazuje się, że chodzi o jezioro nad które rodzina chłopca wyjeżdża corocznie na wakacje, co zdecydowanie ułatwia poszukiwania skarbu.

Urocza opowiastka, pełna zabawnych dialogów, raczej dla młodszych dzieci, choć i ich rodzice znajdą kilka aluzji zrozumiałych tylko dla nich. Moją ulubioną jest, jak po odnalezieniu pieczęci chłopiec i Gator zastanawiają się jak przetransportować ją nad Missouri. Po namyśle chcą wysłać ją pocztą, ale pani w okienku nie spodobał się adres
Ali Gator
02-05 Missouri
Królestwo Aligatorów
Ameryka
Prychnąłem mocno, bo nasunął mi się cytat z "Misia" - nie ma takiego miasta, Londyn!

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
34f529c7-4089-49e6-ad93-630bc41ec08e
ZygoteNeverborn

Gad ów sprzedaje młodemu bajeczkę że jest potomkiem dawnego rodu i opowiada mu historię jak to jego przodek, król Ali Gator I założył nad Missouri Zjednoczone Królestwo Aligatorów i Kajmanów

@trixx.420 No i jak mu wpłaci 5 koła dolców to otrzyma 5 milionów.

Zaloguj się aby komentować

795 + 1 = 796

Tytuł: World of Warcraft Wojna Starożytnych - Trylogia
Autor: Richard A. Knaak
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Insignis
ISBN: 978-83-68053-24-1
Liczba stron: 1238
Ocena: 7/10

Czyta się rewelacyjnie, choć 80% książki to nieustanna bitwa - zdarzało mi sie odłożyć książkę, gdyż musiałem odpocząć od napięcia.
Bardzo przyjemna pozycja na wakacje. Polecam

#bookmeter
07419c89-4303-4708-95e2-1d7a7f770aca
Bjordhallen

@JarlSkyr warto! W sumie jeszcze na minus to spolszczone nazwiska bohaterów.

„Wychowałem się” na wersji angielskiej / niemieckiej, i miałem niekiedy zagwozdki kto to Słońcobieżca

Na szczęście z tylu książki jest Glosariusz

Zaloguj się aby komentować

794 + 1 = 795

Tytuł: Batman: The Long Halloween
Autor: Jeph Loeb, Tim Sale
Kategoria: komiks
Wydawnictwo: DC Comics
ISBN: 978-1-4012-3259-7
Ocena: 8/10

Prywatny licznik: 43/52 (31 książek / 12 komiksów)

Jest to swego rodzaju kontynuacja "Batman: Year One". Mimo że jest to komiks o Batmanie, nie on jest centralną postacią w tej opowieści. "The Long Halloween" skupia się na upadku Harveya Denta oraz mafii w Gotham City.

Batman, wraz z Gordonem i Harveyem, stara się obalić rządzące w Gotham rodziny mafijne. Przyrzekli sobie, że zrobią wszystko, ale nie złamią prawa, aby osiągnąć swój cel. Jednak czy Harvey na pewno dotrzyma słowa? Począwszy od Halloween, z każdym świętem giną kolejne osoby z mafijnego półświatka, a rodzina bossa Carmine Falcone stopniowo umiera. Batman stara się znaleźć mordercę, którego gazety nazwały "Holiday". W trakcie śledztwa coraz więcej poszlak wskazuje, że za wszystkim może stać Dent. Ale czy na pewno?

Cóż tu dużo mówić – to rewelacyjny kryminał z Batmanem w tle. Kreska Tima Sale’a, mimo że specyficzna, nadawała opowieści świetny klimat. Bardzo podobały mi się postacie i relacje między nimi. Wielkim plusem jest ukazanie relacji rodzinnych Harveya i Gordona oraz wpływu ich pracy na nie. Sam Batman również jest ciekawą postacią. Nie jest tu typowym superbohaterem, a detektywem. To, że nie rozwiązał sprawy do końca, sprawia, że staje się jeszcze bardziej intrygujący.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #czytamponocach #komiksy #batman
29bc5a62-66b3-4824-9526-463e2042cefc

Zaloguj się aby komentować