Tytuł: Czas życia i czas śmierci
Autor: Erich Maria Remarque
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10
#bookmeter
Będziemy świętować wszystko naraz. Nie mamy już czasu na obchodzenie wielu poszczególnych uroczystości. Ani na to, żeby je w ogóle rozróżniać.
Świetnie się ta książka zaczyna, bardzo obrazowo. Śmierć miała inny zapach w Rosji niż w Afryce. Takim właśnie zdaniem wprowadza postać Ernsta Graebera, niemieckiego żołnierza, który w czasie II wojny światowej walczył najpierw w Afryce, a później trafił na front wschodni – do Rosji. Graebera, jak i zresztą sporą część część jego oddziału czytelnik poznaje w momencie kiedy „front trzeba skracać”, ale nie jest to problemem, bo niedługo już zostanie dostarczona tajna broń, która odmieni oblicze wojny, jak zapewniają rządowe komunikaty. Żołnierze frontowi wiedzą jednak swoje i mówią o tym co widzą, a mówić o tym nie wolno. Za sianie defetyzmu grozi nawet rozstrzelanie. I tak właśnie na początku książki czytelnik ma okazję zaobserwować różne postawy żołnierzy w obliczu zastanej przez nich sytuacji.
Ernst Graeber dość nieoczekiwanie dostaje zgodę na pierwszy od dwóch lat urlop. Wraca do domu, z czego nawet nie ma odwagi się cieszyć. Tyle, po tych dwóch latach, w domu nie jest tak jak było, a i odwagi żeby cieszyć się nie potrzeba, bo cieszyć się nie ma z czego. Przede wszystkim przez „dom” należy rozumieć tutaj rodzinne Werden Ernsta, bo jego dom, rozumiany jako budynek, został w czasie nalotów zredukowany do frontonu. I tak urlop, a przynajmniej jego początek, upływa Ernstowi na poszukiwaniu rodziców, z którymi nie wiadomo co się stało.
Co jeszcze mamy w Czasie życia i czasie śmierci? Przede wszystkim historię miłości i poświęcenia osadzoną w trudnych, wojennych realiach – to jedna z głównych osi fabularnych tej książki. Poza tym wyraźnie i szeroko przedstawione postawy biorących w tej wojnie udział ludzi; tutaj jest to o tyle ciekawe, że cała fabuła rozgrywa się po stronie niemieckiej – a więc po stronie agresora – i to też jest jeden z problemów, jakie pan Remarque podejmuje – postawa wobec wojny, kiedy wszystko wskazywało na to, że ją wygramy kontra postawa wobec wojny teraz, kiedy „skracamy fronty”. Dalej zaprezentowani są Niemcy (i zaprezentowane są Niemcy), którzy w wojnie nie biorą udziału: kobiety, starcy, „podludzie”, którzy nie zostali wcieleni do armii a jakimś cudem udało im się na terenie III Rzeszy przetrwać. Albo też wysocy rangą dygnitarze, dla których wojna jest okazją do bogacenia się, zdobywania uznania i przywilejów, pięcia się coraz wyżej w hierarchii nie tylko wojskowej, ale i społecznej, a także do zemsty za dawne, ale niezapomniane krzywdy – kapitalnie napisana postać Alfonsa Bindinga. Ale zaprezentowani są też ci, którzy w tej wojnie już nie biorą udziału: rannych, którzy zostali kalekami – wygląda na to, że schemat przydatności żołnierza rozsławiony przez Hollywood na przykładzie weteranów z Wietnamu jest starszy, a być może nawet uniwersalny. To co powyżej, to tak z grubsza, to to, co najbardziej z tej książki zapamiętałem, bo spraw wartych wspomnienia w Czasie życia i czasie śmierci jest zdecydowanie więcej.
Jak nie lubię tych zawadiackich książek wojennych o wesołych opowieściach z frontu albo o innych bohaterskich czynach, tak wojna w opisie pana Remarque’a ma w sobie coś fascynującego. Jest u tego autora czymś, co niby jest trochę w tle i służy przede wszystkim do tego, żeby pozwolić mu wyeksploatować bohaterów. Pan Remarque stawiał ich w skrajnych sytuacjach i w takim obliczu prezentował ich charaktery, a robił to po mistrzowsku. Zawsze mam przy lekturach jego autorstwa ten dysonans – bo te książki są świetne, są fantastycznie napisane, ale z drugiej strony rzeczywistość, jaka dała im inspirację, już jest zdecydowanie mniej świetna. Z drugiej jednak strony ta wojna u pana Remarque’a jednak jest i choć jakby w tle, to objawia się w najbardziej chyba brutalnym wydaniu, bo nie w tym opartym na mapach, liczbach czy statystykach, ale na historiach ludzi. Na ich uczuciach i emocjach. Na ich życiu i na ich śmierci.
O! Akurat ostatnio się zastanawiałem czy nie kupić, bo czytałem Łuk triumfalny tego autora i strasznie mi się spodobało. Łapej piorunka
@JarlSkyr Ja ją plasuję pomiędzy _Na Zachodzie bez zmian (_podobało mi się mniej) a Łukiem tryumfalnym właśnie (podobało mi się bardziej). Ale to według mojego gustu. Mnie się w Łuku tryumfalnym bardzo podobał nastrój - ten dym i alkohol w knajpach, który aż było czuć ze stron. Tutaj klimat jest inny.
@George_Stark polecam Zapomniany żołnierz Guy Sajer. Autor wspomina swoje przeżycia jako młody żołnierz Wehrmachtu na froncie wschodnim. Różne książki wojenne czytałem, ale nigdy nic tak wstrząsającego.
@Vargtimmen Jeśli chodzi o wstrząsające, to na mnie ostatnio zrobił wrażenie Internat pana Żadana, ale to jest z perspektywy cywila. I, szczerze mówiąc, póki co mam dość wstrząsów. Ale na przyszłość sobie zapiszę. Natomiast u pana Remarque'a bardzo pociąga mnie to jak on pisał, a pisał pięknie. No i to, że ta wojna u niego właśnie gdzieś w tle zwykle jest.
@George_Stark Co do wojny z perspektywy cywila: Mrówka w słoiku - pamiętniki Poliny Żerebcowej. Dzieciństwo i dorastanie podczas wojen czeczeńskich w ruinach Groznego. Czytam wyłącznie literaturę faktu, stronię od beletrystyki.
@Vargtimmen To widzisz, odwrotnie niż ja. Do mnie bardziej przemawiają obrazy niż fakty. Choć najlepszą prozę wojenną (czy antywojenną bardziej) tworzą pisarze, którzy mieli jakieś tam doświadczenia wojenne, jak Remarque właśnie czy inny Vonnegut albo, niedawno całkiem przeze mnie odkryty, Miljenko Jergović.
@George_Stark Ja czytam książki z mapą w drugiej ręce i encyklopedią w trzeciej.
@Vargtimmen Co kto lubi.
Zaloguj się aby komentować