#azjatyckaowca
Dla nocnej zmiany pilnującej wyników wyborów i dla porannej, budzącej się wraz z pierwszymi oficjalnymi wynikami
--
Tl;dr: żaden wybór z dwójki Donald Trump/Kamala Harris nie jest dobry dla Chin i Chiny dobrze o tym wiedzą. Polityka USA wobec Chin jest chyba jedyną kwestią, w ramach której w amerykańskiej polityce obowiązuje konsensus praktycznie całej sceny politycznej.
--
Polityka amerykańska niemalże bez żadnego wyjątku widzi w Chinach zagrożenie: dla swojej pozycji międzynarodowej, dla swojego przemysłu, dla swoich interesów, dla swoich sojuszników, etc. Nieunikniona konfrontacja z Chinami (jakkolwiek ją nazywać, np. nowa zimna wojna, którego to określenia osobiście nie lubię) stała się już dogmatem amerykańskiej administracji i nie ma od tego odwrotu, na czym Chinom by zależało. Zmiana nastawienia amerykańskich polityków zaczęła się jeszcze podczas prezydentury Obamy, który nieśmiało próbował przeprowadzić piwot w kierunku azjatyckim, niemniej niewiele z tego wyniknęło.
Odległym wspomnieniem wydaje się również początkowe bardzo przyjazne nastawienie prezydenta Donalda Trumpa, który w 2017 roku zapewniał, że załatwi natychmiast równowagę handlową z Chinami i przyjaźnie wypowiadał się o przywódcy Chin, Xi Jinpingu. Ten zaś wykorzystał naiwność i bez większych ceregieli kontynuował rozwój swojego państwa kosztem, jak uważał m.in. prezydent Trump, rozwoju gospodarczego USA. W końcu jednak naiwność się skończyła i zaczęła się wojna handlowa, podczas której USA oraz Chiny wzajemnie nakładały na siebie kolejne cła, jako że Trump chciał zaszkodzić chińskiej gospodarce, zaś Xi Jinping nie chciał pozostawiać amerykańskich uderzeń bez odpowiedzi.
Prezydentura Bidena nie zboczyła z kursu kolizyjnego z Chinami, aczkolwiek położono nacisk na nieco inne środki. W dalszym ciągu dochodziło do podwyższania ceł (acz bardzo konkretnych np. tegoroczne cła na samochody elektryczne, baterie, panele słoneczne, etc.), ale w większym stopniu skupiono się na inwestowaniu we własną technologię, mającą konkurować z tą chińską, czy też budowaniu międzynarodowego frontu przeciwko Chinom: doprowadzenie do pojednania między Japonią a Koreą Południową, wzmacnianie sojuszników w regionie Azji Południowowschodniej czy nakłanianie państw znajdujących się w łańcuchu dostaw półprzewodników do ograniczania swojego eksportu najnowszych rozwiązań technologicznych do Chin.
Czego możemy się spodziewać po tegorocznych kandydatach? Z grubsza… Tego samego, tylko na większą skalę. Kamala Harris nie ma innej drogi jak podążać szlakiem obecnego prezydenta USA i zacieśniać międzynarodowy sojusz wymierzony w Chiny, zaś administracja Trumpa stawia sobie za cel zdecydowane podwyższenie ceł (nawet do 60%) na import towarów z Chin, by w ten sposób uderzyć w osłabioną gospodarkę Państwa Środka. Żadne z tych rozwiązań dla Chin nie jest czymś, o czym mogliby marzyć. Ewentualna niewielka nadzieja iskrzy się w nieobliczalności kolejnych poczynań Trumpa, z których słynął już podczas poprzedniej kadencji. Nikt nie jest w stanie wykluczyć, że nagle podejmie on jakąś pochopną decyzję, niewynikającą z analiz i w ten sposób zaszkodzi swojej sprawie, np. obrażając kluczowego sojusznika, co wzmocni pozycję międzynarodową Chin w regionie azjatyckim. Harris zaś być może nie będzie przykładała takiej wagi do podwyższania ceł, ale za to może demonstrować swój liberalizm w temacie istnienia Tajwanu, co dla Chin było, jest i będzie punktem krytycznym. Dla Trumpa temat Tajwanu nigdy nie wydawał się mieć wielkiej wagi i do tej pory traktował go bardziej instrumentalnie i biznesowo (m.in. Tajwan powinien „kupować polisę ubezpieczeniową” od USA) niż ideologicznie – co odpowiadało Chinom. Nie ma jednak w Chinach przekonania, że taka postawa się utrzyma, za to zwyciężyć może bardzo widoczna, szczególnie u doradców, chęć konfrontacji z Chinami na wszelkich polach.
Ale, mimo że dla Chin wybór w tych wyborach jest z rodzaju porażka-porażka, to jest coś, co sprawi, że władze w Pekinie zdecydowanie się uśmiechną. Byłyby to ponowne problemy społeczne wynikające z nieuznania wyników wyborów i podminowujące wiarę amerykańskiego społeczeństwa w ustrój swojego państwa. Im więcej USA będą miały problemów na poziomie wewnętrznym, tym mniejszą wagę będą mogły przywiązywać do wyzwań na arenie międzynarodowej, przede wszystkim Chinom – i to już teraz jest widoczne jako cel operacji dezinformacyjnych m.in. w internecie, których źródłem są Chiny.
Przy tym wszystkim zapewne zupełnym przypadkiem dokładnie w tym czasie (4-8 listopada) odbywa się posiedzenie przywódców chińskiego parlamentu, które ma między innymi zatwierdzić pakiet stymulacyjny chińskiej gospodarki. Jest szansa (choć ja w to wątpię), że wielkość pomocy finansowej może być uzależniona od wyniku wyborów i w wypadku wygranej Trumpa, chińskie władze będą dążyły do większego zrekompensowania potencjalnych strat gospodarki wynikających z zagrożenia podwyższenia ceł handlowych. Niezależnie jednak od faktycznego podejścia chińskich urzędników, z całą pewnością będą oni bacznie obserwowali wynik amerykańskich wyborów i będą się starali przygotować na kolejne 4 lata rywalizacji chińsko-amerykańskiej, która będzie czekać świat.
--
Jak już będzie znany werdykt amerykańskich wyborców, to przyjrzę się widokom nowej amerykańskiej administracji na cały region Azji Południowej, Południowo-Wschodniej oraz Wschodniej
#chiny #usa #politykazagraniczna
#owcacontent <- do blokowania moich wpisów
#azjatyckaowca <- dłuższe wpisy poświęcone tematyce azjatyckiej
@bojowonastawionaowca
Kamala Harris nie ma innej drogi jak podążać szlakiem obecnego prezydenta USA i zacieśniać międzynarodowy sojusz wymierzony w Chiny
@bojowonastawionaowca kto jest członkiem tego sojuszu i jaki ma on charakter?
@bojowonastawionaowca ty chyba znasz wszystkie literki i chciałeś się pochwalić xD
Zaloguj się aby komentować
Dziś więc, jako mały dodatek: jak można znaleźć się na takiej wymarzonej ścieżce kariery w służbie cywilnej?
Zacznijmy od początku: rynek pracy dla młodych Chińczyków nie jest łatwy. Każdego roku bowiem na rynek pracy wchodzi nowe kilkanaście milionów osób, z czego zdecydowana większość w dużych miastach, mająca wyższe wykształcenie (w tym roku swoje studia ukończyła rekordowa liczba 12 mln studentów). Przedsiębiorcy zwykle nie są skłonni do oferowania pracy osobom bez doświadczenia — dlatego wskaźnik bezrobocia wśród osób wchodzących na rynek pracy jest tak wysoki (w czerwcu zeszłego roku, kiedy zawieszono publikację tego wskaźnika, pokazywał on 21,3% bezrobotnych w wieku 16-24; wtedy postanowiono skorygować tę wartość o osoby studiujące i poszukujące pracę, niemniej po korekcie wciąż wynosi powyżej 15%, kiedy w całej gospodarce jest to 5%).
Dlatego, by uniknąć trudów zmagania się o pracę (i o przeżycie, jak to ma miejsce w wypadku bohatera wywiadu) w sektorze prywatnym, uwaga niektórych mocno skupia się na pracy w służbie cywilnej, do której trzeba zdać egzamin, zwany guokao, który w tym roku odbędzie się on na przełomie listopada i grudnia.
W ciągu 10 dni, na ponad 39,7 tys. pozycji zgłosiło się około 3,2 mln chętnych. Przechodzą oni jeszcze weryfikację dotyczącą wykształcenia, niemniej to i tak będzie oznaczało około 80 kandydatów na jedno miejsce w służbie cywilnej. Na najbardziej obleganą pozycję "początkującego pracownika w stowarzyszeniu kształcenia zawodowego" miało zgłosić się 10665 kandydatów. Całkiem spora konkurencja, nie da się ukryć.
A to wszystko pomimo wzrastających oczekiwań dotyczących wykształcenia, jak i relatywnie niewielkich widełek wiekowych: by zgłosić się na start do służby cywilnej, wymagany jest wiek 18-35 lat, acz dla osób z wykształceniem magisterskim i wyższym górna granica jest podniesiona do 40 lat.
No i ważna sprawa — egzamin jest dopiero pierwszą częścią procesu rekrutacyjnego, po którym naturalnie nastąpią jeszcze rozmowy.
Cóż, pozostaje mi jedynie życzyć Chen Lijiemu powodzenia
#chiny #edukacja #bezrobocie
#owcacontent <- do blokowania moich wpisów
#azjatyckaowca <- wpisy o tematyce azjatyckiej
Najważniejsze na każdej rekrutacji jest się przywitać poprawnie. Dodatkowe punkty za formę: cześć tato/mamo/wujku/ciociu.
@bojowonastawionaowca Ja bym stamtad uciekal. Tylko czy sie da i dokad?
Zaloguj się aby komentować
Zostań Patronem Hejto i tylko dla Patronów
- Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
- Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
- Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
- Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Jeden z dyrektorów chińskiego oddziału Volkswagena został zatrzymany na lotnisku w Chinach po wylądowaniu samolotu z Tajlandii i przetestowany na obecność narkotyków. W wyniku testów stwierdzono zażywanie zarówno kokainy, jak i marihuany, przez co został skazany na administracyjną karę 10 dni zatrzymania w areszcie, a następnie deportowany.
Zapytacie: jakim prawem? Otóż żadnym
Wzmianka o 10 dniach aresztu za narkotyki znajduje się jedynie w artykule 72 Security Administration Punishment Law (nie wiem, jak najlepiej przełożyć na polski, wybaczcie), co tam mamy:
Artykuł 72: Każdy z następujących czynów podlega karze aresztu na okres od 10 do 15 dni, z możliwością jednoczesnej kary grzywny w wysokości do 2000 RMB; jeżeli okoliczności są mniejszej skali, karą będzie areszt na okres do 5 dni lub grzywna w wysokości do 500 RMB:
...
(3) przyjmowanie lub zażywanie narkotyków.
No i fajnie, ale zgodnie z artykułem 4, wszystkie te przepisy podlegają przestrzeganiu wyłącznie NA TERYTORIUM Chin
Więc skąd ten pomysł? Ano z interpretacji Ambasady Chin w Tajlandii, która w odpowiedziach na często zadawane pytania w 2022 roku stwierdziła, że:
Palenie marihuany lub spożywanie żywności lub napojów zawierających składniki marihuany pozostawi ślady w próbkach biologicznych, takich jak mocz, krew, ślina i włosy, które staną się dowodami w celu ustalenia przestępstwa związanego z nadużywaniem narkotyków. Palenie marihuany podczas pobytu w Tajlandii i jej wykrycie po powrocie do kraju jest równoznaczne z używaniem narkotyków w kraju ojczystym i będzie odpowiednio karane. Aby uniknąć nieumyślnego zakupu produktów zawierających składniki konopi indyjskich, można je rozpoznać po oznaczeniach liści konopi na opakowaniu oraz obecności słów THC i CBD.
To się nazywa "państwo prawa" :))))) Pamiętajcie więc: nie zażywajcie narkotyków zanim polecicie do Chin
#azjatyckaowca #chiny #narkotyki #ciekawostki
#owcacontent <- do blokowania moich wpisów
@bojowonastawionaowca Chiny to tam nic, bo bezprawie, ale taka Korea Południowa (ta lepsza) ma zakaz narkotyków dla obywateli gdziekolwiek, oficjalnie. Tak więc Koreańczyk poleci do Amsterdamu, zje ciastko, wraca za tydzień/miesiąc do siebie i do paki za narkomanstwo
Na szczęście wizyta w Chinach mi nie grozi, jakoś tak mam, że nie odwiedzam ludobójczych reżimów totalitarnych. ;)
Komentarz usunięty
Zaloguj się aby komentować
W razie gdybyście nie wiedzieli, o jakie tematy chodzi (i słusznie, bo to się wcale nie wydarzyło): np. chińska wojna domowa w okresie przed powstaniem ChRL, kampania przeciwko prawicowcom, Wielki skok naprzód i następujący po tym głód, Rewolucja kulturalna czy wydarzenia na placu Tiananmen — rzecz jasna książki na rynku chińskim o tych tematach nie istnieją (nie pytajcie mnie, jak te lata są omawiane w chińskich szkołach, pewnie dziwnym trafem są omijane) i jedyną możliwością jest internet albo przywiezienie zza granicy.
Nie jest to świeża kwestia, albowiem widniała w regulaminie chińskiej partii komunistycznej od dawna, jednakże jak się wydaje, dzięki ubiegłorocznej rewizji regulaminu, w ostatnich miesiącach jest nieco częściej używana (podobnie jak kara za próby przemytu takich książek na teren Chin.).
Przykłady? Np. Li Bin, były wicedyrektor rady miasta Mudanjiang (w prowincji Heilongjiang), wyrzucony z partii pod pozorem komunizmu, jednakże listę jego win rozpoczyna właśnie czytanie zabronionych tekstów, które zagrażają jedności partii. Generalnie portal Caixin przygotował całkiem sporą listę urzędników, którym właśnie zarzucono tego typu haniebny czyn (grafika).
Nie jest to może jakaś szalona liczba przekroczeń prawa - od początku tego roku portal South China Morning Post doliczył się przynajmniej 12 takich przypadków względem 7 z całego zeszłego roku - niemniej warta zauważenia.
Oczywiście zawsze zostaje do rozstrzygnięcia jeszcze inna kwestia — w jakim stopniu to jest faktyczne przekroczenie reguł, a w jakim pozbywanie się kogoś pod płaszczykiem korupcji i konieczność doklejenia jakiegoś paragrafu — ale nie będę spekulował, bo i tak nie ma to większego znaczenia.
Źródełka:
https://chinadigitaltimes.net/2024/10/heilongjiang-cadre-expelled-from-party-for-reading-forbidden-publications/
https://www.scmp.com/news/china/politics/article/3280483/china-throws-book-more-corruption-suspects-hit-claims-illicit-reading
#chiny #korupcja #komunizm
#azjatyckaowca <- mój kontent poświęcony tematom azjatyckim
#owcacontent <- do blokowania moich wpisów
Ten dalej z gównoźrodłami xd
Powtarzam mordo: 90 procent tego co używasz do życia pochodzi z Chin i ty za to płacisz
Czytałem niedawno fajną książkę omawiającą mechanizmy propagandy w Chinach i jak to z tym „omijaniem lat” przy nauczaniu historii bywa, polecam z czystego serduszka, chociaż nie jest to „pozytywna” lektura. Nawet bym zaryzykował stwierdzenie że trochę przerażająca - „Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura”.
Zaloguj się aby komentować
Chwila, moment, co? Owca, ty kompletnie zdurniałeś od tego moderowania. Chiny nie potrafiły wyprodukować długopisu?
Dokładnie tak, tyle że warto uszczegółowić, że chodzi o wyprodukowanie tej małej kuleczki na szczycie długopisu, która wraz z obracaniem się, rozprowadza tusz po danej powierzchni. Potrzeba do tego naprawdę zaawansowanego i dokładnego procesu produkcyjnego, oraz wysokiej jakości stali - dwóch problemów, z którymi Chiny nie mogły sobie poradzić i jedynym rozwiązaniem był import tego rozwiązania.
A nie mogły sobie poradzić do tego stopnia, że aż w 2011 roku chińskie ministerstwo nauki i technologii uruchomiło specjalny program badawczy, skupiający się na "kluczowych materiałach i technologiach w przemyśle piśmienniczym". Zadania podjęła się państwowa firma Taiyuan Iron and Steel i zaczęła pracę nad rozwiązaniem problemu.
W końcu, po 5 latach żmudnej pracy i 10 milionach USD zainwestowanych rządowych pieniędzy, w końcu firmie udało się opracować kulkę taką, by mogła znaleźć się w długopisie piszącym z grubością 2,3mm (tak dla przypomnienia, w Europie standardem jest 0,5mm czy 1mm). W każdym razie firma ogłosiła sukces, akcje firmy gwałtownie podskoczyły, zaś chińskie media były pewne tego, że w ciągu najbliższych 2 lat Chiny zaprzestaną importu kulek do długopisu, wartego ówcześnie około 12 mln USD rocznie.
Mamy rok 2024, więc Chiny na pewno już eksportują swoje rozwiązanie na cały świat, prawda? Otóż nie xD Wartość importu kulek do długopisu wzrosła do około 28 mln USD rocznie. Co się więc stało z chińskim rozwiązaniem? Otóż okazało się, że nowe chińskie kulki nie współpracowały dobrze z pozostałymi mechanizmami w długopisach, opracowanymi dla kulek importowanych, ponadto nie rozprowadzały dobrze importowanego tuszu, zaś inne firmy nie widziały ekonomicznego sensu w dalszym rozwijaniu technologii. Tak więc chińscy producenci długopisów w dalszym ciągu w 80% opierają się na importowanych kuleczkach i zapewne tak się utrzyma, dopóki nie dojdzie do kolejnego wspaniałego rządowego pomysłu rozwiązania tego problemu.
Podsumowując: tak, Chiny wciąż mają bardzo, bardzo duże problemy z całkowicie swoim wykonaniem produktów wysokiej techniki, wymagającymi bardzo dużej dokładności. Widać to również po kolejnych hucznie ogłaszanych praktycznie całkowicie wytworach chińskiej myśli technologicznej (najnowszymi tak promowanymi były bodajże Huawei’s Qingyun L540 czy Huawei Mate 60 Pro), które jednak w kluczowych elementach opierają się na importowanych podzespołach. Mimo wieloletnich starań chińskich decydentów wciąż są duże problemy z uniezależnieniem się od zachodu (ujmowanego szeroko, włącznie z Japonią, Koreą czy Tajwanem) - i w tym będzie tkwić siła amerykańskich regulacji odcinających Chiny od importu najnowszych rozwiązań technologicznych.
#ciekawostki #chiny #gospodarka
#azjatyckaowca <- mój kontent poświęcony tematom azjatyckim
#owcacontent <- do blokowania moich wpisów
@bojowonastawionaowca Slyszalem te historie, jakos w 2018 roku o opracowaniu swoich kulek. Myslalem, ze juz maja normalnie swoje dlugpoisy od tego czasu. A tu prosze. Nic sie nie zmienilo.
A podobno Chiny to potęga i niedługo pokonają USA.
to manipulacja. kupujcie akcje chińskie, zobaczycie już niedługo chiny położą zachód na łopatki. musicie sprawdzić inne chiny bo różne są.
wiecej info na 10 zamkniętych webinarach
Zaloguj się aby komentować
Głosowanie jest w zasadzie formalnością, jako że cła zostaną wprowadzone, o ile nie dojdzie do sprzeciwu 15 państw, reprezentujących jednocześnie 65% populacji UE. Jest to mało prawdopodobne, jako że już swój głos za wprowadzeniem ceł zapowiedziały Francja, Grecja, Polska i Włochy.
Z kolei spośród państw, które zapowiedziały swój sprzeciw, wymienić można:
-
Hiszpanię (która sprowadziła do siebie chińską markę Chery i umożliwiła zbudowanie jej pierwszej fabryki na terenie UE, ponadto premier Sanchez dopiero co był w Chinach, gdzie niewątpliwie rozmawiał o kontynuacji współpracy)
-
Niemcy (które obawiają się odwetu ze strony Chin, wymierzonego przede wszystkim w niemieckie marki samochodowe, które i bez tego przeżywają w ostatnim czasie bardzo duże problemy)
-
Węgry (które uważają te regulacje za szkodliwe i niebezpieczne, są też jednocześnie największym importerem chińskich pieniędzy i inwestycji oraz szeroko współpracują z Chinami, również na poziomie bezpieczeństwa)
UE nie jest jedynym miejscem, gdzie będą obowiązywały cła na chińskie samochody - swoje cła lub inne regulacje wprowadziły lub zapowiedziały również m.in. USA, Kanada, Brazylia czy Turcja
#wiadomosciswiat #uniaeuropejska #chiny #samochody #gospodarka
#owcacontent <- do blokowania moich wpisów
#azjatyckaowca <- autorskie wpisy o polityce i gospodarce Azji
@bojowonastawionaowca Skoro Niemcy są przeciw mimo iż mają kilka marek samochodowych i mogło by im to pomóc ze sprzedażą swoich produktów to jaki interes w podniesieniu cła ma Polska? ಠ_ಠ
widać szwaby już skumane z chinolami
swoje cła lub inne regulacje wprowadziły lub zapowiedziały również m.in. USA, Kanada, Brazylia czy Turcja
Brazylia chce tak postępować względem swojego partnera z BRICS?
uuu antypaństwośrodkizm.
Zaloguj się aby komentować
Przebicie granicy 50h tygodniowo wydaje się kwestią czasu, biorąc pod uwagę, że w ciągu 6 ostatnich lat ta liczba stopniowo wzrastała z wartości 46,1h tygodniowo. Z czego to wynika? Z bardzo surowego traktowania pracowników - ograniczenia czasowe korzystania z toalety, częste odbijanie karty/logowanie się, obowiązkowe niepłatne nadgodziny, zaś w kolejce zawsze znajdzie się inna osoba chętna na to samo stanowisko, szczególnie w warunkach prawdopodobnie wzrastającego bezrobocia, zwłaszcza w grupie młodych ludzi wchodzących na rynek pracy.
Do tego na przykład w sektorze technologicznym przez bardzo długi czas standardem był system pracy 996 (praca od 9 rano do 9 wieczorem przez 6 dni w tygodniu - co prawda od 2021 roku takie warunki pracy zostały oficjalnie zakazane, nieoficjalnie jednak jest to obchodzone innymi kontraktami), czy nawet gotowość 007 (co oznacza po prostu 24/7) - tam średnia liczba godzin przepracowanych rocznie może sięgać nawet 3600.
A wszystko to po to, żeby w warunkach zdecydowanie pogarszającej się sytuacji demograficznej i problemów z systemem emerytalnym (aktualny wiek to 55/60 lat, który chińskie władze zamierzają podwyższyć) móc zarobić tyle, by móc żyć na akceptowalnej stopie życiowej na emeryturze, czy spróbować kupić nieruchomości w najbogatszych miastach, gdzie ich ceny nieustannie rosną.
Aha, te dane dotyczą wyłącznie osób pracujących na etatach. Sytuacja osób pracujących freelancersko jest zdecydowanie gorsza, acz niezauważana oficjalnymi badaniami statystycznymi (jak się szacowało w 2021 roku, było ich jakieś 20 mln osób, którzy pracowali około 9,5h dziennie 7 dni w tygodniu)
Jeśli pytacie - jak młodzi Chińczycy sobie z tym radzą, to odpowiedź jest prosta: coraz częściej sobie po prostu nie radzą.
#azjatyckaowca #chiny #gospodarka
#owcacontent
Ktoś musi robić na partie
Cieniasy. Ja pracuję 60 tygodniowo, a czasami 68 jak pan pozwoli w sobotę przyjść.
@bojowonastawionaowca dobre info, ale pozwolę sobie lekko polemizować z Twoją opinią;
Z czego to wynika? Z bardzo surowego traktowania pracowników
Częściowo to prawda. Ale też częściowo pracownicy sami na siebie wywierają taką presję. Znam z życia przykład chłopaka, który jak z nim zerwała dziewczyna to nadal chodził do firmy 6 dni w tygodniu i 12 godzin gapił się w ekran. Jak sam stwierdził - nie robiąc absolutnie nic. Ale do pracy przyjść musi, urlopu nie ma. Taka kultura.
To jest problem kulturowy chyba wszystkich montowni (post)komunistycznych. A zwłaszcza tych z manią kolektywnej wielkości. Wieczne czuwanie, czy kolega się nie leni. No bo skoro pracujemy na kolektywny dobrobyt, to powinniśmy kolektywnie zapierdalać. A jak nie zapierdala, to na dobrą sprawę jakby mnie okradał.
4 day workweek to powinien być nowy plan pięcioletni.
Zaloguj się aby komentować
Wpis z serii #azjatyckaowca , czyli moich dłuższych tekstów o wydarzeniach z Azji
(przy okazji: polecam powrót do dwóch z moich wcześniejszych wpisów o polityce Wietnamu: o usunięciach ze swoich stanowisk byłego prezydenta i przewodniczącego parlamentu – dadzą ważny kontekst do tego wpisu)
Wietnam jest państwem rządzonym przez partię komunistyczną w sposób niepodzielny, jednakże by zapobiec skupienia władzy w rękach jednej osoby, regułą było podzielenie się władzą w państwie pomiędzy 4 osoby, w kolejności od najważniejszego rangą: Sekretarza Generalnego Partii Komunistycznej, prezydenta, premiera oraz Przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego. Wszystkie te osoby powinny dotyczyć szczegółowe zasady przechodzenia na emeryturę (zarówno wiekowe, jak i w liczbie kadencji), by uniknąć zasiedzenia się danej osoby u władzy i ułatwić pokojowe jej przekazywanie – zabezpieczenie systemowe bardzo podobne do tego wprowadzonego w Chinach za czasów Deng Xiaopinga.
Niemniej, podobnie jak u wielkiego sąsiada z północy, zasady te były w ostatnich latach bardzo wyraźnie złamane – Trong bowiem w 2021 roku zdecydował, że przedłuży swoje przywództwo na przynajmniej jeszcze jedną kadencję, przekraczając tym samym limit maksymalnie dwóch kadencji na stanowisku przywódczym. Nie było to jedyne podobieństwo do polityki prowadzonej na północy – podobnie działo się z polityką antykorupcyjną, gdzie pod właśnie takim płaszczykiem przeprowadzono liczne czystki w partii komunistycznej. Ale to, na ile motywy były faktycznie korupcyjne, czy też związane z walkami frakcyjnymi wewnątrz organizacji – to już na zawsze zostanie tajemnicą polityki wietnamskiej.
Końcowe lata Tronga były już wyraźnie naznaczone przez problemy zdrowotne przywódcy Wietnamu, które nie były żadną tajemnicą – począwszy od zawału i pierwszej hospitalizacji w 2019 roku, cyklicznie zdarzały się przynajmniej kilku- czy kilkunastodniowe absencje (takie jak na początku tego roku), które wyraźnie wskazywały na raczej szybszą niż późniejszą zmianę na najwyższym stanowisku politycznym w kraju. Z perspektywy czasu i potwierdzenia powagi sytuacji zdrowotnej można śmiało spekulować o nieprzypadkowym charakterze licznych zmian personalnych na czele partii – i kto na nich najwięcej zyskał.
Tą osobą jest były minister bezpieczeństwa publicznego oraz 4-gwiazdkowy generał To Lam, który racji swojego urzędu nadzorował kampanię antykorupcyjną w Wietnamie. Wydaje się, że był wystarczająco zaufaną osobą Tronga, dzięki czemu mógł prowadzić swoją bezkompromisową politykę antykorupcyjną/likwidowania przeciwników bez większych przeszkód i zdołał dzięki temu osiągnąć bardzo duże korzyści dla siebie samego, błyskawicznie wysforowując się ze środka stawki (dopiero 2 2021 roku dostał się w szeregi biura politycznego) na pozycję następcy Tronga.
To Lam uzyskał w ostatnich tygodniach dwa wystarczające potwierdzenia swojej pozycji: najpierw w połowie maja został mianowany na zwolnione stanowisko prezydenta kraju, stając się tym samym drugą osobą w państwie, zaś na dzień przed śmiercią Tronga objął jego obowiązki jako przewodniczący partii. To nawet tuż przed piątkiem zdecydowanie wystarczająco wskazywało na fakt, że sukcesja w państwie została już dokonana. Wszystko to zarazem nie oznaczało pozbycia się władzy nad ministerstwem bezpieczeństwa publicznego – to stanowisko bowiem zostało obsadzone przez osobę uważaną za jemu bliską.
Piątkowa śmierć Tronga z przyczyn „starości oraz poważnej choroby” nie powinna więc odbić się brakiem stabilności w państwie, a zaledwie przejściem pomiędzy poprzednim, 13-letnim etapem Tronga, a nowym, naznaczonym przez 67-letniego To Lama.
Nie oznacza to jednak, że polityka Wietnamu stanie się nagle nudna – po pierwsze, partyjni przywódcy najpierw będą musieli określić charakter władzy nowego przywódcy – czy jest on jedynie „przejściowy”, który będzie musiał zostać sformalizowany podczas następnego kongresu partyjnego, odbywającego się co 5 lat (najbliższy odbędzie się w 2026 roku), czy też byłby od razu mianowany na formalnego przywódcę partii i państwa. Drugą kwestią jest uporządkowanie stanowisk piastowanych przez Lama – aktualnie bowiem ma w swoich rękach władzę zarówno pierwszej, jak i drugiej osoby w państwie. To już się zdarzyło w historii Wietnamu – Trong miał w swoich rękach oba stanowiska w latach 2018-2021 po śmierci byłego prezydenta – precedens więc już jest.
Trzecią kwestią, najmniej pilną, ale najbardziej znaczącą na przyszłość, będzie uporządkowanie stanu osobowego w przywództwie partii. Biuro polityczne bowiem jest nie dość, że z kilkoma w wyniku walki antykorupcyjnej, ale również w obliczu odejścia na emeryturę większości obecnego składu w wyniku przekroczenia odpowiedniego wieku przez członków biura. Tworzy to więc znakomitą okazję dla To Lama do obsadzenia przywództwa partii i kraju członkami swojej frakcji, którą niewątpliwie od jakiegoś czasu już buduje. Na horyzoncie nie widać poważnego i zorganizowanego zagrożenia (chyba że frakcja wojskowa z premierem Phamem Minh Chinhem na czele, choć bardziej prawdopodobne, że będą współpracować), jednak z całą pewnością są w szeregach partii komunistycznej osoby, którym To Lam naraził się swoją intensywną operacją. Na formalne uporządkowanie kwestii biura politycznego partii jednak trzeba poczekać również do 2026 roku.
Czego możemy się spodziewać w przyszłości? Nie sądzę, by To Lam chciał odejść od polityki wewnętrznej swojego poprzednika – nawet jeśli pozostałe kluczowe stanowiska dla wietnamskiej polityki będą do obsadzenia, to władza Lama będzie absolutna i to on będzie rządził i dzielił w Wietnamie. Państwo bez żadnych wątpliwości pozostanie kierowane w sposób totalitarny – trudno się spodziewać czegoś innego po osobie wywodzącej się z resortu siłowego i kontrolującego kluczowe siły bezpieczeństwa. Można wręcz oczekiwać jeszcze bardziej ograniczonej wolności słowa – tak jak to pokazał przykład wytykania To Lamowi sytuacji ze stekiem pokrytym płatkami złota.
Trudno coś powiedzieć na temat polityki gospodarczej nowego przywódcy państwa – nie wykazał się do tej pory zbytnim działaniem w tej kwestii, nie należy się jednak spodziewać znacznych zmian w polityce, która dotychczas przynosiła Wietnamowi jeden z najszybszych i najstabilniejszych wzrostów gospodarczych na świecie.
Polityka zagraniczna także nie powinna ulec większej zmianie – „polityka bambusowa”, dzięki której Wietnam stara się pozycjonować w równej (i przyjaznej) odległości od wszystkich największych państw świata jest zbyt mocno zakorzeniona w wietnamskiej polityce i konstytucji. Być może w obliczu bardziej asertywnych i agresywnych działań na Morzu Południowochińskim ze strony Chin będą pojawiały się mniejsze napięcia pomiędzy oboma państwami – jednak nie należy się spodziewać, że Wietnam nagle zdecyduje się na wrogie nastawienie do swojego sąsiada z północy. Niewątpliwie też zarówno USA, jak i Chiny będą chciały wykorzystać na swoją korzyść nowe rozdanie w wietnamskiej polityce i przeciągnąć nowego przywódcę choć nieco w swoją stronę.
Póki co jednak w Wietnamie czas na opłakiwanie wieloletniego, ukochanego przywódcy. 25 i 26 lipca będą dniami żałoby narodowej, tego drugiego dnia odbędzie się też państwowy pogrzeb Tronga. Na ten moment spory wewnątrzpartyjne przechodzą, przynajmniej publicznie, na drugi plan. Jak zwykle w przypadku państw komunistycznych, warto uważnie obserwować takie uroczystości – bo już one same będą w stanie potwierdzić przynajmniej część podejrzeń. W końcu w takich państwach ważniejsze od tego, co się mówi, zawsze będzie to, co jest niewerbalne – to przede wszystkim w takich domysłach możliwe jest czytanie polityki Wietnamu.
#wiadomosciswiat #politykazagraniczna #wietnam #azja
#azjatyckaowca #owcacontent
Źródełka:
https://www.reuters.com/world/asia-pacific/vietnams-top-leader-trong-dies-80-party-says-2024-07-19/
https://www.ft.com/content/e6950d02-06bd-4fa5-b796-b989a7233a3e
https://thediplomat.com/2024/07/vietnam-communist-party-chief-nguyen-phu-trong-dies-at-age-80/
https://asia.nikkei.com/Politics/Vietnam-succession-in-focus-as-president-stands-in-for-party-chief
https://asia.nikkei.com/Politics/Vietnam-President-To-Lam-takes-over-party-leader-Trong-s-duties
https://asia.nikkei.com/Politics/Vietnam-nominates-top-police-official-To-Lam-as-state-president
https://www.ft.com/content/aaaff12e-e8ca-4f8b-9d99-b10ffb7027bf
https://asia.nikkei.com/Politics/Vietnam-rocked-by-political-upheaval-5-things-to-know
https://thediplomat.com/2024/05/vietnams-top-security-official-to-lam-confirmed-as-president/
https://thediplomat.com/2024/05/why-is-vietnam-becoming-a-police-state/
https://thediplomat.com/2024/06/vietnam-appoints-presidents-ally-as-new-security-minister/
Zaloguj się aby komentować
Nepal zdecydowanie nie jest przykładem państwa stabilnego politycznie – począwszy od 1951 roku i rewolucji przeciwko rządom rodziny Rana, mało który rząd dotrwał do 3-4 lat istnienia – ani za czasów młodej demokracji, ani za czasów pańćajatu (demokracja lokalna, choć spajana pod rządami monarchy absolutnego), ani za czasów monarchii konstytucyjnej, ani już po obaleniu monarchii i ustanowieniu republiki demokratycznej. Dość powiedzieć, że od 2008 roku to już 15 rząd, z czego dla samego Oliego to już 4 okazja na bycie premierem.
Największe partie polityczne w Nepalu zdecydowanie są po lewej stronie: od centrolewicowgo Nepalskiego Kongresu (NC) po skrajnie lewicowe partie komunistyczne (marksistowsko-leninowska CPN(UML) i maoistyczna (CPN-MC)). Jedyną większą nielewicową partią jest centrowe RSP. Pozostałe partie są już mniejsze, jednakże wciąż w zdecydowanej większości reprezentują lewicowe poglądy. Nie zmienia to jednak tego, że często pojawiają się między nimi konflikty (jak np. pomiędzy komunistycznymi partiami w 2021 roku, co doprowadziło do rozłamu wcześniejszej unii) – nic więc dziwnego, że wszelkie koalicje są rwane i krótkotrwałe.
Żeby nie cofać się zbytnio w przeszłość – wybory z listopada 2022 roku , które rozpoczęły kolejny rozdział chaosu w kraju, były drugimi wyborami w nowej formule, zaproponowanej w konstytucji z 2015 roku: część mandatów była wybierana w JOWach, część proporcjonalnie z ogólnonarodowych list wyborczych. Wygrała je centrolewicowa NC, która przed wyborami w koalicji z CPN (MC) miała większość w parlamencie. Wiele więc wskazywało na kontynuację poprzedniej koalicji. Jednakże lider mniejszościowego koalicjanta miał inne zdanie – mimo, że jego partia zdobyła trzecie miejsce w wyborach, to zażądał dla siebie stanowiska premiera kraju. Z tego powodu dotychczas prowadzone rozmowy koalicyjne zostały zerwane, ale błyskawicznie swoją szansę zauważyła druga, większa partia komunistyczna (niedawny sojusznik, a następnie wróg) - i pod koniec grudnia 2022 roku wspólnie (z paroma mniejszymi partnerami) stworzyły nowy rząd pod przewodnictwem Pushpy Kamala Dahala – czym osiągnął cel swojego szantażu.
W tym miejscu warto dodać, że Nepal z racji swojego położenia ma 2 realne perspektywy polityki zagranicznej – albo zbliżenia się do Chin (co postulują partie komunistyczne), albo zbliżenia się do Indii (co jest obecne w retoryce partii centrolewicowej). Ponowne pojednanie i połączenie sił komunistów było więc bardzo pozytywnie odebrane przez Chiny, które natychmiast wyszły z propozycjami nowych umów biznesowych i inwestycji infrastrukturalnych.
Miodowy miesiąc koalicjantów nie trwał długo – już w lutym 2023 roku obie partie zagroziły rozbiciem koalicji ze względu na różnice dotyczące poparcia kandydatów na prezydenta, pełniącego przede wszystkim ceremonialną rolę: Dahal wsparł w wyborach kandydata opozycji zamiast kandydata koalicjanta. Doprowadziło to do wycofania się kilkunastu polityków CPN(UML) z rządu i ponownie otworzyło kwestię stworzenia większości parlamentarnej.
Ta szybko się znalazła, bo już na początku marca. Prawie wszystkie partie zamieniły się miejscami – NC oraz RSP dołączyły do rządu Dahala, zaś większość dotychczasowych koalicjantów (z CPN(UML) na czele) wylądowała w opozycji. Tym samym nepalska polityka wróciła do stanu sprzed wyborów. Koalicja szybko doprowadziła do wyboru Rama Chandra Poudela na stanowisko prezydenta, co pokazało, że po powrocie NC do władzy to wpływy indyjskie będą przeważały.
Tym razem stabilność sytuacji trwała nieco dłużej, bo rok. Dokładnie 4 marca 2024 roku partie komunistyczne ponownie wspólnie objęły władzę po tym, jak Dahal pozbył się ministrów NC z rządu. Wszystko dlatego, że miesiąc wcześniej uznał, że ci zdradzili go w regionalnych wyborach i musiał „przemyśleć istotę sojuszu” w obliczu tarć oraz zapowiedzi dochodzących z wewnątrz NC, że obecna koalicja dobiegnie okresu ważności wraz z następnymi wyborami za 3 lata. Doszło więc praktycznie do powrotu poprzedniej koalicji z przełomu 2022 i 2023 roku. NC oskarżyło partię premiera o „zdradę i polityczną nieuczciwość”. Czyli nic nowego w nepalskiej polityce. Nowa koalicja postawiła sobie za cel wzmocnienia stabilności politycznej w państwie oraz spoglądanie w kierunku „socjalistycznego sojuszu” w obliczu wyborów w 2027 roku.
Ponownie doszło również do zbliżenia się do Chin i zaostrzenia retoryki wobec Indii. Jednym z przykładów była majowa decyzja rządu w sprawie umieszczenia na nowych banknotach mapy Nepalu uwzględniającej terytoria sporne ze swoim południowym sąsiadem (pierwszy raz taka mapa pojawiła się w przestrzeni publicznej w 2020 roku, gdy rządziło CPN(UML)). Powód? Zaskoczenie – koalicja zaczęła się rwać. 13 maja partia socjalistyczna opuściła szeregi rządowe i przed osłabioną koalicją stało kolejne ważne głosowanie w sprawie uzyskania wotum zaufania. Żeby przetrwać w całości, koalicja potrzebowała zwarcia swoich szyków i zadowolenia sojuszników.
Czy więc może zaskakiwać że o ile ten test koalicja zdała, to już na początku lipca sytuacja znowu obróciła się do góry nogami – tyle że tym razem nie po myśli premiera Dahala. Otóż tym razem dogadali się ze sobą przywódcy dwóch największych partii, mianowicie NC oraz CPN(UML). Nowa koalicja „narodowego konsensusu” ma być dużo trwalsza – przez półtora roku premierem ma być przywódca partii komunistycznej, Sharma Oli, zaś na ostatnie niecałe 2 lata kadencji premierem zostanie szef NC, Sher Bahadur Deuba. Partie miały również dojść ze sobą do porozumienia w sprawie przeprowadzenia niezbędnych poprawek konstytucyjnych czy zmian w procesie wyborczym.
Najważniejszym powodem najnowszego rozwodu komunistycznej koalicji miał być wybór na szefa Rady Papierów Wartościowych, co do którego obie strony nie potrafiły się porozumieć. Możliwe również, że nowa koalicja została stworzona w wyniku „ucieczki do przodu” przez obie partie w obliczu dotykających ich skandali politycznych. Premier Dahal w obliczu zawiązania nowej większości parlamentarnej odmówił rezygnacji ze stanowiska i zażądał przeprowadzenia kolejnego wotum zaufania w parlamencie – piąte w ciągu ponad 1,5 roku. To stało się w piątek 12 lipca, zaś w kolejny poniedziałek oficjalnie utworzony został nowy rząd pod przywództwem Oliego.
Najbliższy miesiąc pokaże, jaką większością będzie się cieszyła nowa koalicja – o ile sam wynik głosowania o wotum zaufania jest raczej przesądzony (chociaż jak widać niczego nie można powiedzieć na pewno), o tyle do uzyskania większości w kwestii poprawek konstytucyjnych przez obie izby parlamentu potrzebne będzie uzyskanie poparcia również u kilku mniejszych partii. Niewątpliwie ciekawą kwestią będzie również pogodzenie ze sobą poglądów obu partii w sprawie polityki zagranicznej – poczynania nowego rządu będą uważnie śledzone w Pekinie i Nowym Delhi.
Jeśli misja nowej większości szybko skończy się porażką, to trwająca Kontynuacja niestabilności politycznej w Nepalu trwająca od 16 lat może finalnie spowodować rozerwanie triumwiratu, w którym to państwo znalazło się od momentu obalenia monarchii. Pierwsze zalążki tego miały miejsce już w ostatnich wyborach, gdzie niespodziewanie czwartą siłą okazało się centrowe RSP, kierowane przez byłą gwiazdę telewizyjną Rabiego Lamichhanego. Tyle że dosyć szybko został uwikłany w skandale związane ze zmianą retoryki antyestablishmentowej, a także kwestią jego obywatelstwa.
To wszystko sprawia, że obywatele Nepalu są coraz bardziej rozgoryczeni kwestiami politycznymi i tym, czy politycy mają pomysł na rozwiązanie licznych problemów ubogiego państwa. Świadczy o tym spadająca w ostatnich latach frekwencja wyborcza. Póki co wszystkie pomysły, włącznie z dużymi zmianami ustrojowymi państwa, nie przyniosły rezultatu – podobnie jak stale widziane te same twarze na czele rządu. Duża liczba Nepalczyków szuka rozwiązania poza granicami swojego kraju – pracując przede wszystkim w krajach Bliskiego Wschodu jako tania siła robocza.
Pojawiają się także dosyć głośne protesty wzywające do powrotu monarchii, mogącej wesprzeć jedność wewnątrz państwa. Póki co nie były jednak one zbyt liczne i zostały dosyć brutalnie stłumione – po przedostaniu się protestujących przez policyjne blokady, funkcjonariusze użyli gazu pieprzowego czy armatek wodnych. Być może jednak wraz z kolejnymi latami braku stabilności w państwie obywatele Nepalu będą szukali ratunku w tym rozwiązaniu. Póki co jednak cała nadzieja Nepalczyków w rządzie „narodowego konsensusu”. Wytrwanie w całości do wyborów w 2027 roku byłoby wielkim sukcesem.
#azjatyckaowca <- tag na moje autorskie dłuższe wpisy o Azji
#wiadomosciswiat #politykazagraniczna #nepal
#owcacontent <- tag do zablokowania moich wpisów
Podczas pisania tekstu miałem nieustanną jedną myśl:
Kiedyś chyba "dział zagraniczny" robił fajny materiał o Nepalu.
Chyba pomijali dzień nóg xD
Zaloguj się aby komentować
Wojna tocząca się przez dziesiątki lat w Afganistanie spowodowała ucieczkę z tego kraju milionów osób. Abstrahując od problemów migracyjnych, które dotykają Europę z tego źródła, nie można zapominać o tym, że obszarami najbardziej dotkniętymi problemem migrantów są kraje ościenne Afganistanu: według danych UNHCR aktualnie w Iranie znajduje się ich około 4,5 miliona osób, zaś w Pakistanie ponad 3 miliony osób, na bardzo różnych poziomach uzyskania opieki i pomocy międzynarodowej. Tyle że Pakistan od ponad roku próbuje zdjąć z siebie przynajmniej część tego ciężaru i dąży do zmniejszania liczby migrantów z Afganistanu w swoim kraju. Przyszłość Afganów w Pakistanie staje się bardzo niepewna, choć na razie Pakistan wyraził zgodę na przedłużenie okresu ich pobytu o kolejny rok.
Początku kryzysu migracyjnego w Pakistanie pochodzą jeszcze z końcówki lat 70. ubiegłego wieku, kiedy to ZSRR rozpoczął wojnę i okupację Afganistanu. Kolejne dziesięciolecia, pomimo wycofania się wojsk radzieckich zdecydowanie nie przyniosły uspokojenia – kolejne wojny domowe, przeplatane zajęciem państwa przez islamskich radykałów czy atakiem zachodnich państw pod przewodnictwem USA w ramach wojny z terroryzmem sprawiały, że kolejne fale migrantów szukały bezpiecznego schronienia m.in. w Pakistanie, układając tam swoje życie i zakładając rodziny. Obozy tymczasowe stały się codziennością regionów położonych przy Linii Duranda, wyznaczającej granicę między Afganistanem a Pakistanem. Linii, która często nie jest zapisana w świadomości zamieszkującej te tereny ludności, traktującej obszar dookoła jako jedną całość i swobodnie ją przekraczającej — a czasem była nawet nieuznawana przez przywódców Afganistanu.
Z kolei najświeższa, około 600 tys. osobowa grupa migrantów z 2021 roku wciąż w części czeka na rozstrzygnięcia procesów azylowych w innych państwach (np. poniżej 20 tys. osób czeka na odpowiedź z USA) – tyle że w tym czasie wizy na krótkoterminowy pobyt w Pakistanie w międzyczasie już zdążyły wygasnąć. To wszystko sprawia, że część osób przebywających w Pakistanie jest nie tylko zarejestrowana jako uchodźcy, ale w ogóle nie ma żadnego dokumentu poświadczającego przebywanie w Pakistanie – a potencjalnie, według Pakistanu mogą stanowić oni zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju.
Dodatkowym problemem jest to, że zdaniem rządu, organizacje zbrojne pochodzące z Afganistanu w największym stopniu są odpowiedzialne za wzrost zagrożenia terrorystycznego na terenie Pakistanu, gdzie mogą swobodnie operować. Ataki nasiliły się począwszy od 2022 roku, kiedy to zakończyło się zawieszenie broni między pakistańskim Talibanem a rządem w Karaczi – a ten uważa, że organizacja ta jest mocno wspierana przez stronę afgańską.
Co więcej, zdaniem rządu w Karaczi, afgańscy migranci mieli od 1979 roku przynieść pakistańskiej gospodarce straty rzędu 413 miliardów USD, podczas gdy organizacje międzynarodowe wsparły ich jedynie w wysokości 4,5 miliarda USD. Nie ma jednak możliwości zweryfikowania tych danych, jako że rząd nie chce się podzielić szczegółami tych wyliczeń.
Tak więc to właśnie migrantom rząd w Pakistanie wydał w zeszłym roku wojnę – zażądał, by do 1 listopada ubiegłego roku wszystkie osoby z zagranicy niemające odpowiedniej dokumentacji opuściły Pakistan. Zdecydowanie największą liczbę, według szacunków przynajmniej kilkaset tysięcy osób stanowią właśnie osoby pochodzące z Afganistanu. Przed datą graniczną ponad 140 tys. osób opuściło z własnej woli Pakistan. Była to jednakże zaledwie cząstka z, jak szacowały pakistańskie władze, około 1,7 mln osób pozbawionych niezbędnych dokumentów — w tym ludzi, którzy nie znali innego życia niż w Pakistanie.
Od 1 listopada zeszłego roku Pakistan rozpoczął kolejny etap swojej operacji i zaczął zatrzymywać i deportować osoby, znajdujące się na terytorium tego państwa bez pozwolenia. Taliban, rządzący w Afganistanie, poprosił Pakistan o więcej czasu na zorganizowanie przyjęcia osób deportowanych i zaprotestował przeciwko obwinianiu Afgańczyków o zagrożenie bezpieczeństwa Pakistanu, podłemu traktowaniu ich oraz rekwirowaniu ich majątku, zaś kraje i organizacje zachodnie wzywały do tymczasowego wstrzymania deportacji, jako że doprowadza to do kryzysu humanitarnego w regionie, szczególnie w związku ze zbliżającą się zimą. Szczególnie że pojawiały się informacje o tym, że represje dotykały również osoby mające odpowiednie dokumenty – brak jednak było jakiejkolwiek niezależnej kontroli czy nadzoru nad czynnościami wykonywanymi przez służby bezpieczeństwa. Pakistańczycy mają nie zwracać również uwagi na to, czy migrantom będzie coś groziło po powrocie do państwa rządzonego przez radykalnych islamistów.
Łącznie szacuje się, że od początku przystąpienia do rozwiązania problemu migrantów w Pakistanie, terytorium tego kraju opuściło, zarówno dobrowolnie, jak i przymusowo, około 600 tys. osób — co wciąż pozostawia szacowany ponad milion osób pozbawionych odpowiednich dokumentów, którzy ukrywają się przed służbami bezpieczeństwa. Jednakże może się okazać, że nie tylko oni będą musieli w niedługim czasie opuścić bezpieczne miejsce pobytu. W tym roku bowiem władze Pakistanu bardzo długo zwlekały z przedłużeniem pobytu również migrantów, którzy mają odpowiednie dokumenty i ochronę międzynarodową. Dotychczasowe prawa do pobytu wygasały z końcem czerwca, a jego przedłużenie zostało wykonane dopiero w drugim tygodniu lipca, po interwencji szefa Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców – i to o rok. Sprawia to, że przyszłość wszystkich afgańskich migrantów w Pakistanie może stać przed dużym znakiem zapytania na koniec czerwca przyszłego roku.
Podobne działanie zapowiedziały przeprowadzić również władze Iranu, które przez długi czas akceptowały czy nawet promowały przyjęcie afgańskich szyitów w związku z negatywnym przyrostem ludności w kraju. Jednakże 27 września minister spraw wewnętrznych Iranu powiedział, że „5 mln nielegalnych Afgańczyków” zostanie deportowanych – co mogłoby wskazywać na to, że w oczach Iranu wszyscy imigranci, również ci objęci międzynarodową ochroną, będą jej pozbawieni. Za słowami poszły również czyny, choć bardziej mające na celu zniechęcenie pozostania migrantów (szczególnie sunnitów) w kraju, pozbawione jednak takiej stanowczości jak w przypadku Pakistanu.
Pakistan jest ostatnimi laty w bardzo złej sytuacji wewnętrznej – nałożyły się wzajemnie bardzo duże problemy finansowe wynikające z zadłużenia (aktualnie jest w trakcie pomocy ze strony IMFu, choć wciąż stoi pod groźbą bankructwa), katastrofa naturalna w postaci powodzi sprzed 2 lat, która wyrządziła gigantyczne szkody, bardzo dynamiczna sytuacja polityczna (były premier, mający duże poparcie, był oskarżany o złamanie prawa i aresztowany) oraz wspomniane wcześniej zamachy terrorystyczne, zarówno ze strony rebeliantów w Balochistanie, jak i grup radykalnie islamskich. Uwolnienie się od obciążenia migrantami może mieć więc znaczenie ekonomiczne, ale przede wszystkim polityczne (znalezienie w ich postaci winnych) dla kraju.
Na całą sytuację związaną z migrantami warto nałożyć jeszcze jeden – nieco ironiczny – kontekst: począwszy od inwazji amerykańskiej na Afganistan po 2001 roku, Pakistan hojnie wspierał schronieniem i funduszami afgańskich Talibów. Kiedy po 20 latach Talibowie odzyskali władzę w Afganistanie, jedną z niewielu gratulujących im osób był ówczesny premier Pakistanu, Imran Khan. Talibowie jednak nie odwzajemnili wdzięczności i zaczęli podgryzać swojego dawnego sojusznika wspieraniem swoich organizacji terrorystycznych, których jednym z ważniejszych celów jest Pakistan. Teraz jest bardzo prawdopodobne, że stosunkowo nagle podjęta i gwałtownie przeprowadzona operacja przerodzi się we wzrost nienawiści do Pakistanu wśród zwykłych Afgańczyków. Tak można interpretować słowa jednego z członków rządu z Talibanu, który zagroził Pakistanowi „Byciem w gotowości na owoce tego, co zasadzili”. Można więc zakładać, że sytuacja między oboma państwami nie ulegnie poprawie, a wręcz ulegnie pogorszeniu.
Podsumowując, jeśli nie zmieni się nastawienie Pakistanu (a może również i Iranu), możemy być świadkami kolejnych bardzo dużych przemieszczeń migrantów afgańskich. Pytaniem otwartym na przyszłość pozostaje, ilu z nich faktycznie wróci do Afganistanu, a ilu w obawie przed radykalizmem wybierze dłuższą wędrówkę np. do Europy. Warto w ciągu najbliższych lat obserwować sytuację w regionie, by znowu nie obudzić się z ręką w nocniku i kolejnymi tysiącami migrantów na granicach Europy.
#azjatyckaowca <- tag do autorskich dłuższych wpisów o Azji
#wiadomosciswiat #afganistan #pakistan #imigranci
#owcacontent <- tag do blokowania moich wpisów
dobra ta owca po azjatycku
@bojowonastawionaowca Afgańczyków, ziom.
@bojowonastawionaowca żaden problem - jak mu przyszedł konserwatywny do domu normalnego afgana i mu groził to mógł go za.... jakby większość normalnych tak zrobiła to nie byłoby problemu talibów
Zaloguj się aby komentować
#azjatyckaowca
Wybory, a raczej selekcja kandydatów do Senatu w Tajlandii zakończone. Tym samym zakończył się również okres, kiedy całość Senatu stanowili generałowie (w następstwie zamachu stanu z 2014 roku oraz nowej konstytucji z 2017 roku pisanej pod dyktando wojskowych), nie oznacza to jednak, że ich wpływy się skończyły. Ale po kolei…
Historia tajskiego parlamentaryzmu jest zawiła. Począwszy od 1946 roku, parlament w Tajlandii składał się albo z jednej, albo z dwóch izb (co parę/paręnaście lat następowała zmiana), najczęściej członkowie Senatu byli wybierani przez króla, sporadycznie w wyniku wyborów (lata 1997-2006 i połowicznie 2007-2014), zaś po zamachach stanu (w 2006 i w 2014 roku) selekcjonowani przez wojsko. To właśnie miało miejsce podczas ostatniej kadencji (2019-2024) według nowej konstytucji z 2017 roku – tak została selekcjonowana 250-osobowa izba wyższa.
2024 rok miał przynieść zmianę – dla „demokratyzacji” ustroju ustanowiono, że Senat zostanie zmniejszony do 200 osób, kadencja pozostanie 5-letnia, ale co najważniejsze, selekcją kandydatów zajmie się specjalna Komisja Elekcyjna. Senat przestanie mieć możliwość głosowania nad osobą premiera Tajlandii (a tak było do tej pory, by wojskowi mieli decydujący głos przy wyborze kandydata), jednakże zachowa prawa weta do ustaw (m.in. większość 2/3 zablokuje zmiany konstytucji) czy wybierania członków do… Komisji Elekcyjnej czy Sądu Konstytucyjnego (który może eliminować partie polityczne z rywalizacji i robi to często ze względu na domniemane próby obalenia monarchii). Nie trzeba chyba dodawać, że do tej pory członkowie Komisji Elekcyjnej pochodzili przede wszystkim z wojskowych kręgów. Mamy więc zamknięte koło, w którym dwie instytucje wzajemnie się wybierają.
Jak wyglądała selekcja kandydatów na senatorów? Wszystko miało zostać tak zaprojektowane, żeby zapobiec kupowaniu głosów i zachować ich niezależność od partii politycznych. Kandydaci spełniający wymogi konstytucyjne (np. wiek, narodowość, doświadczenie zawodowe czy edukacja) po wpłaceniu opłaty w wysokości 2500 batów (ok. 270 PLN) przechodzili przez szereg selekcji na poszczególnych stopniach – od dystryktu, przez prowincję, aż po poziom narodowy. Na każdym etapie kandydaci posegregowani w 20 kategoriach jakościowych (np. prawnicy, biznesmeni, rolnicy czy mniejszości etniczne) wybierali sobie wzajemnie kandydatów, którzy najlepiej będą się nadawać na senatorów. Finalnie z ponad 45 tys. kandydatów wyselekcjonowano 200 najlepiej nadających się osób + 100 osób będących w rezerwie, gdyby Komisja Elekcyjna jednak stwierdziła, że ktoś np. ze względów proceduralnych zostanie odrzucony.
Nie trzeba dodawać, że bardzo często ta „selekcja” była fikcją – kupowanie sobie względów, formowanie bloków wzajemnie się wspierających, nepotyzm i kolesiostwo trafiły na bardzo podatny i chłonny grunt, a efekty wcale nie były powalające pod względem jakości kandydatów. Oficjalne wyniki selekcji miały być zaprezentowane 1 lipca, jednakże zostały wstrzymane przez petycję jednego z kandydatów, wzywającego do dokładnego sprawdzenia kwalifikacji wyselekcjonowanych osób przez Komisję Elekcyjną – pojawiły się doniesienia, że ich dane mogły zostać sfałszowane i do Senatu miały się dostać np. szofer, uliczny sprzedawca, ale również osoby z ukończonymi zaledwie 4 latami edukacji szkolnej.
Finalne wyniki ukazały się 10 lipca i szybko okazało się, że nowych senatorów można było z grubsza zakwalifikować do 4 kategorii:
- prawdopodobnie związanych z Partią Bhumjaithai, mniejszym koalicjantem w rządzie i mającą najwięcej związków z wojskiem i monarchią: około 60% z 200 osób
- prawdopodobnie związanych z Partią Pheu Thai, największą partią w rządzie: około 12 osób
- prawdopodobnie związanych z Partią Move Forward, największą partią opozycyjną: około 18 osób
- kandydatów niezależnych: reszta, kilkadziesiąt osób
Co można powiedzieć o wynikach? Że partia reformatorska, która cieszyła się w zeszłych wyborach zdecydowanie największym poparciem (Move Forward), w selekcji do Senatu uzyskała zdecydowanie mniejszą liczbę kandydatów niż partia Bhumjaithai, która w wyborach uzyskała wynik kilkukrotnie słabszy. Widać, że partie rządzące i wspierające rolę króla i wojska, które w zeszłym roku finalnie uniemożliwiły objęcie władzy przez reformistów, podzieliły się między sobą władzą i kontrolą nad obiema izbami parlamentu.
Nie jest to absolutnie pierwsza próba, zarówno stworzenia z tajskiego Senatu izby będącą „ostoją mądrości ludności Tajlandii”, jak i w efekcie przemienienia go w „ostoję umocnienia dotychczasowej władz”. Podobnie działo się m.in. w roku 2000, kiedy podobne szczytne zamiary doprowadziły do wprowadzenia zakazu prowadzenia kampanii wyborczej, co spowodowało, że wygranymi były osoby dobrze umocowane w polityce bądź ze znanymi nazwiskami, a kampanie wyborcze, mimo zakazu, były prowadzone nielegalnymi środkami.
Co można z tego wywnioskować na przyszłość? Tajska polityka bardzo lubi się powtarzać i kolejne lata całą pewnością będą dalszym ścieraniem się licznej grupy Tajów, pragnących demokratycznych zmian z konserwatywnie nastawionym wojskiem w obronie przywilejów swoich i monarchii. Absolutnie niewykluczone jest również, że nawet jeśli Move Forward (lub jakakolwiek następna partia opozycyjna, jako że wciąż nad nią wisi decyzja Sądu Konstytucyjnego w sprawie jej rozwiązania) zdobędzie władzę i będzie próbowało demokratyzacji państwa, to skończy się to kolejnym zamachem stanu i koło ponownie się zatoczy. Niestety możliwości wyjścia z tego kręgu nie widać. I jedynym pocieszeniem może być fakt, że nie aż taka najgorsza ta polska polityka.
#azjatyckaowca #wiadomosciswiat #tajlandia #politykazagraniczna
#owcacontent <- do zablokowania moich wpisów
Źródełka:
https://thediplomat.com/2024/05/thailands-senate-election-the-definition-of-insanity/
https://thediplomat.com/2024/07/thailands-strange-and-undemocratic-democracy/
https://www.bangkokpost.com/thailand/politics/2821081/court-urged-to-suspend-senate-result
https://asia.nikkei.com/Politics/Thai-conservatives-dominate-new-Senate-add-pressure-on-PM
@bojowonastawionaowca ależ architektura - wygląda jak wielki ul!
Nie każdy lud wyznaje wartości demokratyczne.
Zaloguj się aby komentować
-----
Tak, już o tym wrzucałem informację , jednakże jak poszukiwałem dobrego jakościowego polskiego linka, to niestety wyskakiwała albo baaardzo ograniczona w treści depesza PAPu, albo tłumaczenia maszynowe z anglojęzycznej prasy. Tak więc cóż, nie było wyjścia — witam ponownie w #azjatyckaowca , gdzie będę się rozpisywał o ważniejszych (z mojego punktu widzenia) wydarzeniach z obszaru Azji Południowej, Południowo-Wschodniej oraz Wschodniej. Mam nadzieję, że tym razem będę miał dłużej siły na pisanie xD Szczególnie, że w ostatnich 3 miesiącach zrobiłem sobie parę szkiców tekstów i chciałbym do nich wrócić, więc spodziewajcie się też niedawnej przeszłości (ale zawsze będę to wyraźnie zaznaczał)
-----
Japonia i Filipiny podpisały w poniedziałek (8.07) pakt wojskowy, który umożliwia wysłanie wzajemne sił wojskowych na wspólne ćwiczenia odbywające się na terytorium jednego z państw. Mimo trudnej przeszłości (a mianowicie okupacji japońskiej podczas II Wojny Światowej, która, jak Filipińczycy pierwotnie mieli nadzieję, przyniesie im wolność od amerykańskiej kontroli), oba państwa od niedawna czasu wykazują coraz więcej aktów współpracy pomiędzy oboma państwami w obliczu coraz bardziej agresywnej postawy Chin w regionie.
Pomysł powstania umowy po raz pierwszy padł podczas spotkania „2+2” (ministrów obrony oraz spraw zagranicznych obu państw) w kwietniu 2022 roku, a pierwsze formalne rozmowy nastąpiły w Tokio w listopadzie zeszłego roku. Jej podpisanie nastąpiło podczas drugiego, najnowszego spotkania „2+2” przez filipińskiego Sekretarza Obrony Gilberto Teodoro oraz japońskiego Ministra Spraw Zagranicznych Yoko Kamikawę w Manili. Ostatnim, czysto formalnym aktem będzie ratyfikowanie tej umowy przez parlamenty obu państw.
Gilberto Teodoro przy okazji podpisania paktu stwierdził, że pakt może „uzupełniać wielostronne wysiłki podejmowane przez oba rządy, by zapewnić respektowanie zasad prawa międzynarodowego w regionie”. Z kolei japoński Minister Obrony Minoru Kihara oznajmił, że „Filipiny i inne narody Azji Południowo-Wschodniej są położone w ważnym strategicznie regionie, na kluczowej trasie dla japońskiego transportu morskiego [i dlatego – przyp. Owca] poszerzanie współpracy obronnej z Filipinami jest ważne dla Japonii”
W kwietniu oba państwa wraz ze Stanami Zjednoczonymi spotkały się na pierwszym trójstronnym szczycie w Waszyngtonie, gdzie USA utwierdziły swoich sojuszników w kwestii ich wsparcia wojskowego. Podpisanie najnowszego paktu wojskowego jest pierwszym krokiem do udzielania także sobie wzajemnie przez Japonię i Filipiny pomocy wojskowej – póki co w zakresie wspólnych ćwiczeń. Po trójstronnym szczycie filipiński ambasador w USA poinformował, że oba państwa dyskutują również o umiejscowieniu rotacyjnej bazy Japonii na Filipinach, jednakże Japonia zaprzeczyła, że takie rozmowy miały miejsce. Być może jednak będzie to w przyszłości kolejny krok współpracy wojskowej pomiędzy oboma państwami.
Chiński rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zapytany o ocenę podpisanej umowy stwierdził, że „Region Azji i Pacyfiku nie potrzebuje żadnego bloku wojskowego, a tym bardziej grup podżegających do konfrontacji bloków lub nowej zimnej wojny. Wszelkie posunięcia, które podważają pokój i stabilność w regionie oraz szkodzą regionalnej solidarności i współpracy, spotkają się z czujnością i sprzeciwem mieszkańców krajów regionalnych”. Dodał również, że Japonia, z racji na odpowiedzialność historyczną za swoją agresję, „musi zastanowić się nad tą częścią historii i postępować rozważnie w obszarach związanych z wojskiem i bezpieczeństwem”.
Zarówno Filipiny jak i Japonia są od dłuższego czasu narażone na agresywne działania Chin: odpowiednio w basenie Morza Południowochińskiego oraz w basenie Morza Wschodniochińskiego. W obu wypadkach chodzi o wyspy/skały znajdujące się pod kontrolą tych państw, a do których prawa roszczą sobie Chiny, wywierając coraz większą presję działaniami swojej floty czy morskiej milicji. Ostatnie miesiące przyniosły zdecydowanie zaostrzone chińskie akty agresji na filipińskie siły znajdujące się w obszarze Drugiej Ławicy Tomasza, gdzie ćwierć wieku temu unieruchomiony został okręt BRP "Sierra Madre". Filipińskie statki płynące z zaopatrzeniem dla stacjonujących tam sił są regularnie blokowane, taranowane czy traktowane armatkami wodnymi przez chińskie statki milicji morskiej – wszystko to jednak w granicach szarej strefy działań, bez wywoływania wojny.
Zarówno Morze Południowochińskie, jak i Morze Wschodniochińskie są obszarami, nad którymi Chiny chcą sprawować kontrolę z kilku względów – z ważniejszych kwestii należy wymienić bycie częścią trasy transportowej w stronę Bliskiego Wschodu i Europy, ale również, szczególnie w wypadku Wysp Senkaku, bliskie położenie względem Tajwanu.
Filipiny, od czasu pogorszenia się stosunków z Chinami i powrotu do silnych relacji z USA w końcówce kadencji poprzedniego prezydenta Duterte, a szczególnie odkąd prezydentem w 2022 roku został Ferdinand Marcos Jr., postanowiły wzmocnić swoją pozycję międzynarodową przez podpisanie szeregu umów o bezpieczeństwie z partnerami z całego świata. Z kolei Japonia podpisała podobne pakty obronne — jak ten z Filipinami — z Australią i Wielką Brytanią; aktualnie rozmawia o takim pakcie z Francją. Japonia zdecydowanie poprawia również swoje relacje z Koreą Południową, a przy tym zwiększa swoje wydatki obronne. Chiny widzą w tych działaniach zawiązywanie się sojuszu państw zainspirowanego przez USA, wymierzonego w ich kierunku.
#azjatyckaowca #politykazagraniczna #japonia #filipiny #chiny
#owcacontent <- do zablokowania moich wpisów
Super materiał. Dzięki 🙂
Zaloguj się aby komentować
Costasiella kuroshimae są zdolne do fizjologicznego procesu zwanego kleptoplastią, w którym zachowują chloroplasty z glonów, którymi się żywią. Wchłanianie chloroplastów z glonów umożliwia im następnie pośrednie przeprowadzanie fotosyntezy.
--------------------------------------
I cyk, kradnę tag #azjatyckaowca na odchodne, bo pasuje, a bojowy i tak śpi i go nie używa. xD
#sowietetate #ciekawostki #slimaki #azja
Przesłodkie stworzenie
Pewnie trujące jak diabli.
Zaloguj się aby komentować
Jakoś po weekendzie, jak już się ogarnę z zaległościami, zapraszam na podsumowanie wizyty we Francji, Serbii oraz Węgrzech, a także sporo, sporo więcej na #azjatyckaowca
#chiny #wiadomosciswiat
@bojowonastawionaowca Wygląda trochę jakby w tym momencie zakwestionował całe swoje dotychczasowe życie.
@bojowonastawionaowca jak dla mnie częstowanie Azjaty nabiałem jest pewnego rodzaju afrontem, w końcu większość z nich nie toleruje laktozy.
@bojowonastawionaowca
Zaloguj się aby komentować
Czy jest to zaskoczenie? Otóż od 5 dni nie. Dlaczego od 5 dni? Bo tyle dni temu pojawiła się informacja o aresztowaniu asystenta Vuonga, którego oskarżono o nadużycia władzy, i jak zaznaczono w komunikacie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, miało to związek z aferą Thuan An Group (nie, to nie ten ostatni bardzo głośny przypadek oszustwa, gdzie szefowa koncertu została skazana na karę śmierci — po prostu obecnie afer korupcyjnych w Wietnamie jest od groma). Siłą rzeczy był to równocześnie wyrok skazujący przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego — i tak też się stało.
Oczywiście w przypadku najwyższych przywódców nie ma mowy o korupcji — dlatego Vuong Dinh Hue sam zrezygnował ze stanowiska z powodu "naruszeń i niedociągnięć", jak poinformowała Komunistyczna Partia Wietnamu. Naturalną siłą rzeczy oznacza to również "rezygnację" ze aspiracji na stanowisko wyżej, czyli np. prezydenta Wietnamu (o czym pisałem miesiąc temu), jak i w ogóle usunięcie z Komitetu Centralnego oraz Biura Politycznego partii.
Oczywiście nasuwa się pytanie kto za tym stoi. Odpowiedzi jak zwykle w wypadku Wietnamu nie znamy, poza tym, że tarcia wewnątrz partii komunistycznej są bardzo duże. Najoczywistszym kandydatem jest minister bezpieczeństwa publicznego To Lam, który nadzoruje kampanię antykorupcyjną, co pozwala mu opróżniać stanowiska, do których może aspirować. Być może jest to sam Nguyen Phu Trong (czyli przywódca Wietnamu), który w obliczu swoich problemów zdrowotnych widział poważne zagrożenie dla swojej pozycji w walkach frakcyjnych wewnątrz partii. A może jeszcze ktoś inny? Odpowiedź przyniosą nadchodzące nominacje (jako że dwa bardzo wysokie stanowiska są już wolne) i/lub rezygnacje (bo takie z całą pewnością jeszcze będą).
Jedno jest pewne — najbliższe tygodnie w Wietnamie będą gorące (nie tylko ze względu na zbliżające się lato) i z całą pewnością temat tamtejszej polityki na najwyższym szczeblu będzie powracał
#azjatyckaowca <-- mój tag do azjatyckich wieści
#politykazagraniczna #wiadomosciswiat #wietnam #azja