Zdjęcie w tle
informatyk

informatyk

Koneser
  • 41wpisy
  • 53komentarzy
#bookmeter 135 + 1 = 136
Tytuł:  Duma i uprzedzenie
Autor: Jane Austen
Gatunek: klasyka, powieść obyczajowa
Ocena: 7/10
Jest to pierwsza książka Jane Austen, po którą sięgnąłem i otrzymałem dokładnie to, czego się spodziewałem - obyczajową opowieść o małżeństwach zawieranych wśród wyższych warstw społecznych, z przekazem, który choć współcześnie jest oczywistością, to dwieście lat temu był czymś zdecydowanie godnym uwagi.
Państwo Bennet mają pięć córek w przedziale od 15 do 22 lat, a w czasie trwania przedstawionej tu historii za mąż wychodzą aż trzy z nich, co w oczach ich matki jawi się wręcz jako jej życiowy sukces. Zwłaszcza, że problemem rodziny Bennetów jest możliwość zaoferowania dość skromnego posagu.
Główna bohaterka, Elżbieta Bennet, jest osobą, która reprezentuje ideę małżeństwa z miłości zamiast, całkiem popularnego w owych czasach, małżeństwa z rozsądku. Potrafi zatem odrzucić korzystne finansowo oświadczyny i podążać jedynie za głosem swojego serca.
Fabuła nie jest zatem zbyt skomplikowana, ale zaletą powieści są całkiem ciekawie wykreowane postacie. Mamy tutaj głupiutką panią Bennet, jej inteligentniejszego i wspierającego decyzje córek męża, tajemniczego pana Darcy'ego (z którym, mimo uprzedzeń sporej części bohaterów, jak najbardziej można sympatyzować, zwłaszcza jeśli jest komuś bliski jest introwertyzm), zadufanego w sobie pastora Collinsa, niehonorowego Wickhama oraz oczywiście grono różniących się od siebie wzajemnie córek.
Nie jest jest to w mojej ocenie żadna porywająca lektura, ale czyta się dość przyjemnie; napisana jest ładnym językiem i przekazuje wartości, z którymi trudno się nie zgodzić.

Mu­sisz na­uczyć się tro­chę mojej filo­zo­fii: myśl o prze­szło­ści tylko wtedy, kiedy może ci ona spra­wić przy­jem­ność.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
c28ee45a-9eb4-4202-a38a-73a7bb59f0ca
eR2

ale rozwaliła mnie ta grafika,


@informatyk A już myślałem, że czytanie tego powoduje raka i wiele innych chorób #pdk

6649387f-c304-4fb0-8dd2-3b5c66472c33
serotonin_enjoyer

@5tgbnhy6 Ta grafika wygląda przerażająco a w książce to wszystko było takie proste Jestem fanką Jane Austen i mi się bardzo przyjemnie jej książki czyta. Lubię te kotłujące się uczucia zduszone sztywnym konwenansem.

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 129 + 1 = 130
Tytuł:  Ojciec Chrzestny
Autor: Mario Puzo
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller
Ocena: 9/10
Mario Puzo pisze o rodzinie Corleone w taki sposób, że już po kilku pierwszych rozdziałach aż chciałoby się złożyć osobiście uszanowanie Ojcu Chrzestnemu i zapewnić go o swojej dozgonnej przyjaźni.
Bohaterowie powieści przestrzegają twardych zasad, a wiele spośród tych reguł jest wartych uwagi nawet jeśli nie jest się czystej krwi Sycylijczykiem. Na kartach powieści widzimy też różnice w charakterach i temperamentach poszczególnych członków Rodziny i to, jakie rezultaty przynoszą wynikające z tego postawy.
Akcja jest tu niezwykle wartka, przez co trudno oprzeć się pochłonięciu książki w jak najszybszym czasie. Najsmutniejszym elementem w lekturze był dla mnie fakt, że zbliżając się do jej końca, zaczynałem odczuwać przykrość z powodu tego, że moja obecność w Nowym Jorku lat 40. dobiega końca i muszę rozstać się z klimatycznym światem, wykreowanym przez Mario Puzo.
Na uwagę zasługuje również to, że mafijne życie nie jest tu bynajmniej przedstawione jako ideał, który z niewiadomych przyczyn jest zwalczany przez instytucje państwa, nie radzącego sobie ze swoimi obowiązkami. Między innymi dzięki wątkowi ucieczki Michaela do Włoch możemy zobaczyć też drugą stronę medalu i to, jak działalność mafii w negatywny sposób wpływa na zwyczajnych ludzi, którzy chcieliby po prostu żyć, korzystając z przynależnej im wolności.
Bardzo polecam i cieszę się, że udało mi się przeczytać książkę, zanim sięgnąłem po ekranizację.

Włosi mają takie powiedzonko, że świat jest tak twardy, iż człowiek musi mieć dwóch ojców, żeby się nim opiekowali i dlatego ma ojca chrzestnego.
wyczuwał w tym młodym mężczyźnie coś innego: przebiegle utajoną siłę, człowieka zazdrośnie strzegącego przed wzrokiem ogółu swej rzeczywistej mocy, w myśl zasady dona, że przyjaciel nigdy nie powinien zbyt wysoko oceniać naszych zalet, a wróg powinien przeceniać nasze wady.
Żyłeś jak głupiec i spotkał cię los głupca.
Hagen ro­zu­miał, że po­li­cjant wie­rzy w prawo i ład w oso­bli­wie na­iw­ny spo­sób. Wie­rzy w nie bar­dziej niż spo­łe­czeń­stwo, któ­re­mu służy. Prawo i ład są bądź co bądź tą ma­gicz­na siłą, z któ­rej czer­pie on swoją wła­dzę, in­dy­wi­du­al­ną wła­dzę, którą ceni tak, jak pra­wie wszy­scy lu­dzie ją cenią. A mimo to za­wsze tli się w nim nie­chęć do spo­łecz­no­ści, któ­rej służy. Jest ona jed­no­cze­śnie jego pod­opiecz­ną i jego ofia­rą. Jako pod­opiecz­na jest nie­wdzięcz­na, skłon­na do obelg i wy­ma­ga­ją­ca. Jako ofia­ra jest nie­uchwyt­na i nie­bez­piecz­na, pełna prze­bie­gło­ści.
Tom, nie daj się bujać ni­ko­mu. To wszyst­ko jest oso­bi­ste, cały biz­nes od po­cząt­ku do końca. Każdy ka­wa­łek gówna, który czło­wiek musi zja­dać co dzień przez całe swoje życie, jest czymś oso­bi­stym. Na­zy­wa­ją to biz­ne­sem. Ale jest to oso­bi­ste jak cho­le­ra. Wiesz, od kogo się tego na­uczy­łem? Od dona. Od mo­je­go sta­re­go. Ojca Chrzest­ne­go. Gdyby pio­run strze­lił w jego przy­ja­cie­la, oj­ciec wziął­by to oso­bi­ście. Moje wstą­pie­nie do pie­cho­ty mor­skiej wziął oso­bi­ście. Dla­te­go wła­śnie jest wiel­ki. Wiel­ki don. Wszyst­ko bie­rze oso­bi­ście. Jak Bóg.
Nie można mówić „nie” lu­dziom, któ­rych się kocha, nie za czę­sto. To cały se­kret. A poza tym, kiedy to mó­wisz, musi brzmieć jak „tak”. Albo trze­ba ich sa­mych skło­nić do po­wie­dze­nia „nie”. Trze­ba po­świę­cić na to sporo czasu i trudu.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
f0e6a5d3-cda9-437d-92aa-aa7cec32e944
informatyk

@tbjoka: chyba po prostu nie oglądam zbyt dużo filmów. Wiadomo, trochę kultowych scen z filmu kojarzyłem (prośba o zabijanie za pieniądze w dniu ślubu córki albo głowa konia w łóżku), ale fabułę poznałem dopiero z książki, co zdecydowanie uprzyjemniło jej lekturę. W wieku dziecięcym próbowałem oglądać, ale pewnie byłem za mały, bo zdaje się, że nawet nie przebrnąłem do końca.

Czerwony_Stolec

Czytalem wielokrotnie. Za kazdrym razem czulem niedosyt, w dlugosci ksiazki. Zdexydowanie za krotka.

prorock

@tbjoka też najpierw przeczytałem książkę No, jakoś tak wyszło. I bardzo dobrze wyszło

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 124 + 1 = 125
Tytuł:  Miedziaki
Autor: Colson Whitehead
Gatunek: powieść historyczna
Ocena: 7/10
"Miedziaki" to krótka książka, przedstawiająca problem dyskryminacji rasowej w Ameryce lat 60. na przykładzie zakładu poprawczego dla młodzieży. Fikcyjny poprawczak, zwany właśnie "Miedziakiem" wzorowany jest na Dozier School for Boys w stanie Floryda, w którym rzeczywiście dochodziło do licznych nadużyć, brutalności i przemocy, łącznie z zabójstwami chłopców, którzy zostali skazani na "reedukacyjny" pobyt w tej placówce.
Historia, której głównym bohaterem jest Elwood Curtis, jest całkiem wciągająca. Plus należy się też za zaskakujące zakończenie. Jeśli ktoś ma ochotę na pozycję, która porusza te nieco ciemniejsze karty z najnowszej historii USA, to jak najbardziej polecam.

Zwycięzcom łatwo kibicować. Nie, on lubił tych, którzy słaniali się jak pijani, powłócząc nogami na trzydziestym ósmym kilometrze. (...) Maruderzy i niemrawcy, którzy pokonywali nie trasę maratonu, lecz własny charakter - sięgali w głąb siebie, żeby wyłonić się na światło dzienne z tym, co znaleźli.
Odmówiono im nawet przyjemności bycia zwykłymi chłopcami. Okaleczeni i kulawi, zanim wyścig się rozpoczął, nigdy nie mieli poznać, jak to jest być normalnym człowiekiem.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
f5547534-ad28-476c-93b4-8ec88c032a6d
ada-szubak

Fajna książka. Dobrze jest czasem zmienić perspektywę.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#bookmeter 107 + 1 = 108
Tytuł:  Chołod
Autor: Szczepan Twardoch
Gatunek: powieść historyczna
Ocena: 8/10
Trudno mi w kilku zdaniach podsumować tę książkę, gdyż nie jest mi łatwo zwięźle napisać co właściwie jest jej tematem. Mamy tutaj zarówno nadrzędną opowieść - historię pisarza, który w wyniku zbiegu okoliczności staje się uczestnikiem dwuosobowej wyprawy, poszukującej Siewieru, jak i przedstawiony w dziennikach Konrada Widucha opis kolei losu tego bohatera - działalności w strukturach komunistycznych, pobytu w sowieckim łagrze, ucieczki z niego, spotkania z Ljau­dīs.
Pierwszy z tych wątków ma w sobie klimat, który trochę przywodzi mi na myśl poszukiwanie Atlantydy. Czy Siewier to tylko fikcja, czy może dymiąca góra na dalekiej północy naprawdę istnieje?
Sama historia Widucha-najducha jest zaś, moim zdaniem, po prostu kawałkiem dobrze napisanej opowieści. Mocne sceny, surowy klimat, a do tego wgląd w to, co dzieje się w głowie głównego bohatera. Spojrzenie na podejmowane decyzje, ich przyczyny oraz skutki. "Czy ja człowiek?" "Był ja kiedykolwiek czełowiekiem?" "Ale czy ja jeszcze czełowiek?". Doświadczenia przeżyte przez postać, w której ustach mogą zabrzmieć takie pytania są niewątpliwie czymś wartym uwagi.

Nie będę pi­sał o miej­scu, któ­re­go na­zwy nie chcę wspo­mi­nać, bo nie chcę opi­sać naj­gor­sze­go miej­sca, w ja­kim może się zna­le­źć cze­ło­wiek, a wi­dział ja kil­ka nie naj­lep­szych, więc wiem, co mó­wię. Już tam w tem miej­scu tylu spo­tkał ja in­te­li­gen­tów, pro­fe­so­rów, do­cen­tów, pi­sa­rzy, po­etów, dzien­ni­ka­rzy, że któ­ryś tam na pew­no o tem coś na­pi­sze, jak mu z ła­ski Sta­li­na dane bę­dzie prze­żyć. To już tam so­bie po­czy­ta­cie, jak ich kie­dyś wy­pusz­czą i oni tam na­pi­szą, jak to było w tem miej­scu, w któ­rem nie cze­ło­wiek umie­ra, ale jego du­sza.
Dla­cze­go mil­cze­li? A dla­te­go, że jak wszy­scy lu­dzie na tym świe­cie, któ­rych ja w mo­jem dłu­giem ży­ciu wi­dział, po­tra­fi­li do­sko­na­le od­wra­cać wzrok, kie­dy im co nie pa­so­wa­ło.
Czy nie mógłbym dopowiedzieć tej historii, uzupełnić jej o jakieś chociażby domniemania na temat dalszych losów Konrada? (...) No cóż, gdybym był przedstawicielem polskiej szkoły reportażu, zrobiłbym tak bez wątpienia, w końcu polega ona na zmyślaniu, ja jednak jestem tylko powieściopisarzem i prawda bywa dla mnie ważniejsza od dobrej historii.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
1a323b82-60df-4c4f-a0dd-9b678da60a32
inskpektor

@informatyk O, powieść historyczna - mniam. Podobał mi się jego 'Wieczny Grunwald'. Jak ma podobny klimat to trzeba się będzie przyjrzeć bliżej tej pozycji.

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 102 + 1 = 103
Tytuł:  W stronę Swanna
Autor: Marcel Proust
Gatunek: klasyka
Ocena: 6/10
Moje pierwsze spotkanie z Proustem niestety nie zaowocowało przesadną sympatią do prozy tego autora. "W stronę Swanna" było dla mnie lekturą dość męczącą, która nie przyniosła mi ani ciekawej rozrywki, ani burzy emocji, ani dużo, tak wychwalanych przez wielu czytelników, "trafnych przemysleń".
Owszem, od strony językowej, mamy tu do czynienia z czymś świeżym (w kontekście czasu powstania tego dzieła), robiącym wrażenie również dziś. Piękne, długie zdania, poetyckie porównania, nieoczywiste spojrzenie na rozmaite detale codzienności. Ale, szczerze mówiąc, od książki okrzykniętej arcydziełem oczekiwałem czegoś więcej niż ślicznej formy. Liczyłem na to, że i sama treść będzie czymś wartościowym i poruszającym.
Mimo, że pierwszy tom "W poszukiwaniu utraconego czasu" (tak, "utraconego", albowiem czytałem tę książkę w nowym tłumaczeniu) był dla mnie pewnym rozczarowaniem, otwarcie deklaruję, że moim postanowieniem jest przeczytać również kolejne tomy. Spróbuję jednak sięgać po nie z częstotliwością nieprzekraczającą jednego tomu na rok. Być może bowiem, jeśli recepcja tego dzieła jest kwestią jakiegoś rodzaju dojrzałości, to takie rozłożenie lektury w czasie pozwoli mi, nim ukończę całość, zachwycić się wreszcie tym, co usiłuje przekazać światu Marcel Proust.
Czytając inne recenzje, zwróciłem uwagę na to, że sporo osób uważa, pierwszą część tego tomu, dotyczącą dzieciństwa narratora, za tę bardziej nużącą, natomiast opis relacji Swanna z Odettą za ciekawsze fragmenty powieści. Ja natomiast, spoglądając na podkreślone przeze mnie cytaty, mam raczej zgoła odmienne wrażenie. W pierwszej części, mimo że "fabularnie" dzieło się mniej, to więcej było zaglądania do swojego wnętrza. Natomiast "Miłość Swanna", mimo iż rzeczywiście momentami potrafiła zaciekawić akcją, była dla mnie tak męcząca ze względu na dominację opisów spotkań towarzyskich wyższych warstw społecznych, że trudno uznać mi te fragmenty za ciekawsze.
Jeśli są tutaj jacyś fani Prousta, to zachęcam do komentarzy, gdyż chętnie dowiem się, co dokładnie urzekło Was w dziełach tego autora.

I musiałem odejść bez wiatyku, pokonując każdy stopień schodów - jak w popularnym zwrocie - "na przekór sercu" - wspinając się opornie, wbrew własnemu sercu, które pragnęło wrócić do mamy, ponieważ ona nie upoważniła mnie pocałunkiem, by podążyło za nią.
W istocie bowiem ten szloch nigdy nie ustał i jedynie dlatego że życie wokół mnie milknie coraz bardziej, słyszę go ponownie, niczym dzwony klasztorne, których bicie zagłuszają w dzień hałasy miasta, lecz które rozbrzmiewa donośnie w ciszy wieczoru.
(...) wszystkie kwiaty z naszego ogrodu, a także z ogrodu pana Swanna, i lilie z Vivonne, i prości ludzie ze wsi i ich domki, i kościół, i całe Combray wraz z okolicami, wszystko to, nabierając formy i konsystencji, wyłoniło się - miasto i ogrody - z mojej filiżanki herbaty.
Jednak ojciec, dociekliwy, zirytowany i okrutny, podjął:
- Czy ma pan przyjaciół w tych stronach? (...)
- Mam przyjaciół wszędzie tam, gdzie kępy drzew poranionych, lecz nie zwyciężonych, skupiły się, by wspólnie, z patetycznym uporem błagać o zmiłowanie nieznające litości, niemiłosierne niebo
- Nie o tym chciałem mówić
na widok jednego tylko maku, wciągającego na szczyt masztu i wystawiającego na chłostę wiatru swój czerwony płomień
Trzy czwarte wysiłków umysłu i kłamstw wymyślanych przez próżność (...) powstało na użytek ludzi o niższej kondycji. I Swann, naturalny i swobodny wobec księżnej, drżał w obawie przed wzgardą, przybierał pozy gdy znalazł się w obecności pokojówki.
Na ogół inne isto­ty są nam do tego stop­nia obo­jęt­ne, że kiedy jedną z nich wy­po­sa­ży­li­śmy w taki po­ten­cjał za­da­wa­nia nam cier­pień lub przy­spa­rza­nia ra­do­ści, wy­da­je nam się ona kimś z in­ne­go świa­ta, ską­pa­nym w aurze po­ezji, kimś kto zmie­nia nasze życie w prze­strzeń wzru­sze­nia i mniej lub bar­dziej moż­li­wej bli­sko­ści.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
e24a90b8-8bfe-427c-a804-89dc00fb2a80
Wrzoo

@informatyk Oho, mamy to samo postanowienie - siedmioksiąg Prousta czeka i na mnie na półce. Ale muszę się na niego nastawić, żeby się go podjąć

pietrodolan

@informatyk też jestem w trakcie, 3 za mną i ja jestem jedną z tych osób których Proust zachwyca. Zgodzę się, że są fragmenty nawet monotonne, ale tych genialnych jest na tyle dużo, że ciężko jest narzekać.

Piszesz że czytasz w nowym przekładzie, nie wiem, nie znam, ale mi się przekład Boya-Żelenskiego bardzo podoba (tak samo jak jego przedmowa). Mimo że nie znam francuskiego i nie wiem jak właściwie powinna brzmieć, to książka brzmi niezwykle naturalnie. Z jakiegoś konkretnego powodu wybrałeś nowy?

Na pewno jest to jedna z tych książek których nie czyta się "w przelocie". Często musiałem się skupić i czytać parę razy jakieś długie zdanie

na pół strony, żeby zrozumieć o co chodzi, ale z drugiej strony, gdy już się przyzwyczaić, brzmi to bardzo naturalnie i wydaje się wręcz idealną formą na przekazywanie tego typu myśli. O, tak jak właśnie przed chwilą

informatyk

@pietrodolan: nowe tłumaczenie wybrałem poniekąd trochę przypadkiem. Mam w domu egzemplarz papierowy w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego, ale kiedy okazało się, że z Legimi pobrałem sobie wersję w innym tłumaczeniu, to przeczytałem wstęp od tłumaczki i jej argumenty całkiem mnie przekonały.


Tutaj można obejrzeć nagranie dyskusji z tłumaczką - https://www.youtube.com/watch?v=rvA5NX0T75I

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 92 + 1 = 93
Tytuł:  Egipcjanin Sinuhe
Autor: Mika Waltari
Gatunek: powieść historyczna
Ocena: 8/10
Bardzo dobra powieść historyczna o starożytnym Egipcie - o czasach faraona Echnatona i wprowadzanym przez niego kulcie boga Atona, o buntach, wojnach, powrocie do wiary w Amona, o egipskich zwyczajach i przede wszystkim o ludzkiej naturze.
Lektura ta niewątpliwie może dostarczyć czytelnikowi nieco ciekawych informacji na temat państwa faraonów, bowiem jej autor, Mika Waltari, starał się dbać o zgodność z dostępną mu wiedzą archeologiczną (miejmy przy tym na uwadze, że jest to książka z sprzed prawie 80 lat), a na kartach powieści pojawia się sporo postaci historycznych - Amenhotep III, Horemheb, Nefertiti, Beketaten, Tutanchamon, Burna-Buriasz II, Aziru, Eje czy Totmes.
Ale książka ta ma też pewien bardziej ogólny przekaz. Opowiada o wyborach moralnych, o niezmiennej od tysiącleci naturze ludzkiej, o pragnieniu władzy i bogactwa, o wierze w ideały.
Pod względem językowym "Egipcjanin Sinuhe" również wzbudził mój podziw. Pierwszoosobowa narracja prowadzona językiem po części stylizowanym, zwłaszcza wyrażeniami, odnoszącymi się od kultury Egiptu (np. zawieranie małżeństwa zawsze określane jest mianem "stłuczenia z kimś dzbana"), a po części poważnym i niemal wzniosłym, prawdziwie godnym tak ważnego mówcy, jak królewski trepanator.

Nic no­we­go nie wy­da­rzy­ło się zatem za moich dni, a to, co dzia­ło się daw­niej, bę­dzie się dzia­ło także i w przy­szło­ści. Tak jak czło­wiek nie zmie­nił się do dziś, tak też i nie zmie­ni się jutro. Ci, któ­rzy przyj­dą po mnie, będą tacy sami jak ci, któ­rzy żyli przede mną.
Dla­te­go w dniach swej mło­do­ści i siły męż­czy­zna ucie­ka od praw­dy do domów roz­pu­sty i mami oczy pracą i róż­no­ra­ką dzia­łal­no­ścią, po­dró­ża­mi i roz­ryw­ka­mi, wła­dzą i bu­do­wa­niem. Ale potem przy­cho­dzi dzień, gdy praw­da prze­szy­wa go jak oszczep i od tej pory nie ma już żad­nej ra­do­ści ze swo­ich myśli albo z pracy swo­ich rąk, tylko jest sam.
Ale choć byłem czło­wie­kiem sła­bym i mia­łem serce ja­gnię­cia, nie chcia­łem się przed nim upo­ko­rzyć, bo wie­dza nigdy nie po­win­na się upo­ka­rzać przed siłą.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
d7cf15ca-3ecb-48b2-9d95-2f75771047d2
John_the_Revelator

@serotonin_enjoyer Czytałem ale wg mnie najlepszy był "MIkael"

serotonin_enjoyer

@John_the_Revelator W takim razie będę musiała sięgnąć - bo tego jeszcze nie czytałam.

John_the_Revelator

@serotonin_enjoyer Po pierwsze: myślałem, że konwersuję z mężczyzną (Twój nick), ale "będę musiała..." dowodzi czegoś innego. Po drugie: jak przeczytasz, albo zaczniesz czytać, daj znać, jak tę "epopeję"odbierasz. Ciekawi mnie cudza opinia , bo na mnie ta książka wywarła olbrzymie wrażenie. Konflikt kultur przedstawiony z innej perspektywy...

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 91 + 1 = 92
Tytuł:  Trzech panów w łódce (nie licząc psa)
Autor: Jerome K. Jerome
Gatunek: literatura piękna
Ocena: 7/10
Krótka historia o wypadzie trzech angielskich znajomych na rejs po Tamizie. Utrzymana w humorystycznym, acz dość specyficznym, stylu, w którym czuć jednak, że jest to poczucie humoru XIX-wiecznego Brytyjczyka. Są zatem momenty zabawne, ale nie ma ich aż tyle, aby do zalet tej pozycji nie zaliczać jej nikłej objętości.
Wspomnieć wypada jeszcze o tym, że spora część książki to nie bezpośredni opis rzeczonej wycieczki łódką, ale dygresje i przytaczanie historii z przeszłości, które tyczą się poszczególnych dżentelmenów (oraz psa oczywiście).

Dłuż­szą chwi­lę sie­dzia­łem zmar­twia­ły z prze­ra­że­nia; potem, zo­bo­jęt­nia­ły z roz­pa­czy, za­czą­łem znów wer­to­wać książ­kę. Do­sze­dłem do ty­fu­su — prze­czy­ta­łem ob­ja­wy — od­kry­łem, że mam tyfus, i to od wielu mie­się­cy — po­my­śla­łem sobie, cie­ka­we, co jesz­cze mam. Prze­wró­ci­łem stro­ni­cę na ta­niec św. Wita; zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi stwier­dzi­łem, że i plą­sa­wi­ca mi nie prze­pu­ści­ła. Po­sta­no­wi­łem za­po­znać się ze swoim przy­pad­kiem do­głęb­nie. I tak, roz­po­czy­na­jąc al­fa­be­tycz­nie, prze­stu­dio­wa­łem cho­ro­bę Ad­di­so­na, stwier­dzi­łem, że na nią za­pa­dam, a faza ostra czeka mnie za ja­kieś dwa ty­go­dnie. Z ulgą się do­wie­dzia­łem, że cho­ro­ba Bri­gh­ta wy­stę­pu­je u mnie w for­mie zła­go­dzo­nej i, je­śli­by na tym się skoń­czy­ło, mogę li­czyć na wiele lat życia. Cho­le­rę mia­łem z po­waż­ny­mi po­wi­kła­nia­mi, a z dy­fte­ry­tem chyba się uro­dzi­łem. Su­mien­nie prze­brną­łem przez wszyst­kie li­te­ry al­fa­be­tu i je­dy­ną cho­ro­bą, któ­rej mo­głem się nie oba­wiać, było za­pa­le­nie ka­let­ki ma­zio­wej rzep­ki (cier­pią na to sprzą­tacz­ki, które dużo klę­czą). (...) Wsze­dłem do czy­tel­ni jako szczę­śli­wy, zdro­wy czło­wiek. Wy­sze­dłem jako nie­do­łęż­ny wrak.
Co się tyczy ubrań, Geo­r­ge orzekł, iż wy­star­czą po dwie pary kom­ple­tów fla­ne­lo­wych, je­że­li bę­dzie­my je sami prali w rzece, gdy się zbru­dzą. Spy­ta­li­śmy, czy pró­bo­wał kie­dyś prać fla­ne­lę w rzece, na co od­parł, że „sam oso­bi­ście niby nie”, ale zna ja­kichś gości, któ­rzy prali, z do­brym skut­kiem.
Geo­r­ge nie ode­zwał się ani sło­wem. Gdy po­de­szli­śmy do jego łóżka, oka­za­ło się, że śpi. Usta­wi­li­śmy mied­ni­cę tak, żeby się o nią po­tknął, wsta­jąc rano z łóżka, i po­szli­śmy w jego ślady.
Skro­ba­li­śmy więc, co oka­za­ło się jesz­cze trud­niej­sze. Ziem­nia­ki przy­bie­ra­ją takie nie­sa­mo­wi­te kształ­ty; skła­da­ją się z sa­mych guzów, ku­rza­jek i doł­ków. Pra­co­wa­li­śmy pil­nie przez dwa­dzie­ścia pięć minut i mie­li­śmy prze­rób w licz­bie czte­rech ziem­nia­ków.
Potem po­sprzą­ta­li­śmy i po­ukła­da­li­śmy rze­czy (nie­koń­czą­ca się praca, dzię­ki któ­rej za­czą­łem mieć jasny po­gląd na kwe­stię, która za­wsze mnie in­try­go­wa­ła, a mia­no­wi­cie, co ko­bie­ta, która ma na swo­jej gło­wie tylko jeden dom, robi z resz­tą czasu).
Po­dróż mie­li­śmy przy­jem­ną i skła­dam ser­decz­ne dzię­ki Ma­tecz­ce Ta­mi­zie, ale myślę, żeśmy się słusz­nie zwi­nę­li. Piję za zdro­wie trzech panów w jak naj­więk­szym od­da­le­niu od łódki!
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
1f13670e-da78-4f74-bcc0-c572a4ad457d

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 88 + 1 = 89
Tytuł:  Ostrze
Autor: Joe Abercrombie
Gatunek: fantasy
Ocena: 8/10
Świetna, mocno wciągająca powieść (low) fantasy, z ciekawie wykreowanymi bohaterami i intrygującym światem. Początkowo, akcja toczy się w dość leniwym tempie. Bardziej poznajemy postacie, niż jesteśmy pochłonięci wydarzeniami. Na szczęście wraz z biegiem stron, wydarzenia stają się coraz bardziej wciągające, przez co książkę czyta się naprawdę szybko.
Na pewno niedługo sięgnę po kolejny tom cyklu, by znów spotkać się z Pierwszym Wśród Magów - Bayazem, Logenem Dziewięciopalcym, Bratem Długostopym, Ferrą, Jezalem, Gloktą i Westem, bowiem każda z tych postaci wzbudza spore zaciekawienie jej dalszymi losami.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
066aafa5-cb1b-4930-9c22-6ac9c4c39d5c
grubshy

Nie rozumiem fenomenu Abercrombiego - da się przeczytać, ale żeby w zachwyt wpadać?

Jako ciekawostka, poprzednio polskie wydanie 'ISY' było tak ugrzecznione, że to aż było zabawne. Np. gdy śmiertelnie niebezpieczny barbarzyńca mówił 'Idę się wysiusiać' .

informatyk

@grubshy: osobiście, na razie nie popadłem w zachwyt (to dopiero ocenię po skończeniu całej trylogii), a wysoka ocena wynika z tego, że po prostu bardzo miło udało mi się spędzić z tą książką czas - klimat przypadł mi do gustu, czytało się szybko, fabuła całkiem ciekawa.


Generalnie oceniam książki przez pryzmat kategorii, w jakiej się znajdują. W fantastyce szukam raczej dobrej zabawy, a nie jakiegoś szczególnie wartościowego przekazu, dlatego 8/10, które daję książce fantasy to dla mnie coś całkiem innego niż 8/10 dla książki popularnonaukowej i co innego niż 8/10 dla pozycji z tzw. literatury pięknej.

TomAsh

@informatyk Ostatnio zrobilem sobie maraton, w niecaly miesiac przeczytalem wszystkie 10 tomow, ktore wydal MAG. Super to byla przygoda ale... intryga 3 ostatnich tomow to byla grubymi nicmi szyta IMO. Spoilerowac nie bede ale zakonczenie jest otwarte czyli za kilka lat pewnie zobaczymy kolejna trylogie - mam takie wrazenie, ze Abercrombie sie troche w miejscu kreci.

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 83 + 1 = 84
Tytuł:  Jak zostać operatorem reaktora jądrowego. Przewodnik dla początkujących
Autor: Colin Tucker
Gatunek: popularnonaukowa
Ocena: 7/10
Słyszałem, że nowoczesną elektrownię jądrową mogą obsługiwać człowiek i pies. Zadaniem człowieka miałoby być karmienie psa, który byłby tam po to, aby ugryźć człowieka, gdyby ten dotknął czegoś na którymś z pulpitów sterowniczych.

W kategorii książek popularnonaukowych to naprawdę bardzo dobra pozycja, poruszająca temat, który nie jest w polskojęzycznej literaturze zbyt obszernie opisany.
Autor to praktyk, gość, który ma ponad 20 lat doświadczenia jako operator w elektrowniach jądrowych. Czytając tę książkę, czujemy się więc trochę jak praktykant, który przyszedł pierwszego dnia do pracy i trzeba mu od podstaw wytłumaczyć co i jak.
Zaczynamy więc od zrozumienia tego, co dzieje się w samym reaktorze. Na czym polega reakcja łańcuchowa, jakie są warunki jej zajścia, co jest jej rezultatem itd. Próg wejścia w pierwsze rozdziały jest naprawdę niski, ale im dalej w las, tym więcej drzew i po kilkudziesięciu stronach poruszane zagadnienia wymagają albo mocnego zaangażowania intelektualnego, albo po prostu pominięcia, jeśli nie uznamy tych kwestii za kluczowe (bo np. wcale nie aspirujemy do zostania operatorami reaktora).
Opisany został nie tylko sam reaktor (przede wszystkim PWR, czyli reaktor wodny ciśnieniowy, chociaż inne rodzaje reaktorów też zostały pokrótce scharakteryzowane), ale i wiele otaczających go elementów, które dopiero w całości tworzą coś, co możemy nazwać elektrownią jądrową. Przedstawione tu zostały zatem między innymi generatory pary, rurociągi, turbiny parowe, systemy chłodzenia, systemy bezpieczeństwa itd. Dowiemy się (z grubsza) jaki wpływ mają wzajemnie na siebie poszczególne części tej układanki.
Autor przedstawia też sposoby postępowania w mniej i bardziej typowych sytuacjach, z jakimi może spotkać się pracownik elektrowni. Te typowe to np. uruchomienie reaktora, zmiany mocy (borowanie, manipulacja prętami sterującymi, modyfikacja ustawień turbiny), wyłączenie reaktora, wymiana paliwa. Natomiast te sytuacje, które są mniej typowe i raczej chcielibyśmy ich uniknąć, to chociażby brak zasilania zewnętrznego, wyciek i utrata chłodziwa albo rozerwanie głównego rurociągu parowego.
Jako laikowi w dziedzinie energetyki jądrowej, książka ta dostarczyła sporo ciekawych informacji. Niesamowicie ciekawa jest bowiem sama elektrownia atomowa i to o jakiej skali przedsięwzięcia tu mówimy. Kilka danych (dot. brytyjskiej elektrowni z reaktorem PWR) dla przykładu:
  • "Jeśli moc naszego reaktora to 3500 MW w 35 tys. l objętości, to jego gęstość mocy wynosi ok. 100 kW/l. Przy takiej gęstości mocy czajnik osiągnąłby wrzenie w czasie krótszym niż 4 s."
  • "jeden reaktor [wytwarzający 1200 MW energii elektrycznej z 3500 MW ciepła] pokrywa w 3% zapotrzebowanie krajowej [brytyjskiej] infrastruktury zasilanej energią elektryczną, a potrzebuje do tego zaledwie 25 ton paliwa uranowego rocznie".
  • Gdyby zastąpić energię elektryczną z takiego reaktora, energią w elektrowni węglowej, to potrzebowalibyśmy 2 mln ton węgla rocznie.
  • w każdej sekundzie przez rdzeń przepływa 20 ton wody
  • obieg pierwotny pracuje w temperaturze 300 st. C i pod ciśnieniem 155 barów
  • "pompy chłodziwa reaktora obracają się z częstotliwością 1500 razy na minutę i napędzane są przez 50-tonowe silniki elektryczne"
  • w reaktorze PWR pracującym z mocą 3500 MW mamy do czynienia z "ponad 100 milionami rozszczepień na sekundę. Nasz reaktor PWR może mieć 50 000 prętów paliwowych w rdzeniu zbudowanym z około 200 elementów paliwowych. Każdy pręt paliwowy może zawierać 400 pastylek paliwowych. Łącznie daje to 20 milionów pastylek paliwowych. Przy pełnej mocy (w ujęciu średnim) każda pastylka będzie odpowiedzialna za pięć bilionów rozszczepień na sekundę."
  • "przy pełnej mocy każda wytwornica pary w każdej sekundzie doprowadza do wrzenia i zamienia w parę około pół tony wody"
  • reaktor PWR może zużywać 25 MW energii elektrycznej wyłącznie na potrzeby pomp zasilających
  • "około 1/3 energii produkowanej przez nasz reaktor jest zamieniane na energię elektryczną wysyłaną do sieci. Pozostałe 2/3 energii to ciepło odpadowe odprowadzane w wodzie morskiej."
  • Pokrywa zbiornika ciśnieniowego reaktora waży 150 ton i jest przymocowana za pomocą 50 śrub, z których każda waży ćwierć tony.
Mocno polecam wszystkim ciekawym świata.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
705dfc5c-12da-45f5-a6e5-505ade979989
w0jmar

@informatyk zamówiona. Dzieki za recenzje.

uraczmnieurna

@informatyk zamówiona, dzięki. Książka 50zl wysyłka 60zl :):)

Pozdrooo!

MasterYoda

@informatyk dzięki za polecenie! Jestem zainteresowany tematem energetyki jądrowej i jakąś ogólną wiedzę na ten temat posiadam, ale zacząłem wczoraj czytać tę książkę i jestem zachwycony!

Zaloguj się aby komentować

No i stało się! Mam już na swoim koncie pierwszy uszkodzony czytnik ebooków. Po niespełna roku użytkowania, zniszczeniu uległ ekran w PocketBooku Touch Lux. Polubiłem ten sprzęt przede wszystkim za dwie rzeczy: wygodne korzystanie z Legimi oraz mozliwość regulacji barwy podświetlenia (zazwyczaj idę w stronę bardzo mocnej redukcji światła niebieskiego).
Pozostaje mi zatem wrócić do mojego 9-letniego Kindle Paperwhite, który, co ciekawe, w niektórych aspektach (np. szybkość działania) wypada lepiej od PocketBooka. Cóż, trzeba będzie jedynie przeboleć podświetlenie o zimnej barwie oraz ograniczenie 10 książek miesięcznie w Legimi i lepiej przykładać się do tego, które ebooki wybierać.
#kindle #czytniki #czytnik #ebook #pocketbook
31182221-d215-4529-8da6-4ee68b58e470
informatyk

@VonTrupka: jeszcze wczoraj myślałem, że to twarde etui, ale najwyraźniej są twardsze.

MrMareX

@informatyk Spoko, co komu pasuje. Miłego.

dext3

@informatyk piszesz, że niecały rok użytkowania, więc jest szansa, że masz gwarancję. Sprawdź sobie jaka jest polityka zwrotów PocketBook, bo Amazon przysłał by Tobie nowego Kindla

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 69 + 1 = 70
Tytuł:  Lata
Autor: Annie Ernaux
Gatunek: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ocena: 6/10
Myślę, że "Lata" to powieść, której odbiór w ogromnym stopniu zależy od życiowych doświadczeń oraz wieku czytelnika. Im więcej siebie i swojego pokolenia jesteśmy odnaleźć w opowieści snutej przez Annie Ernaux, z tym większym sentymentem ją potraktujemy.
Bardzo sprytnym zabiegiem było stworzenie czegoś, na kształt autobiografii, jednocześnie unikając pisania w pierwszej osobie, przez co książka aspiruje to bycia biografią całego pokolenia, a nie pojedynczej jednostki. "Robiło się, czytało się, oglądało się, kupowało się, myślało się" - tak przedstawiane jest to, co typowe dla opisywanych tam dekad. A kiedy autorka pisze o sobie, to mowa o dziewczynie z fotografii, o "niej", o kimś, kto jest nazywany "ona".
To opowieść z perspektywy kobiety urodzonej we Francji na początku lat 40. XX wieku. Widzimy jak z powojennej biedy i gruzów, z myślenia o przeszłości, wspominania obu wojen światowych, pamięci o głodzie i akceptacji dla wysokiej śmiertelności wśród dzieci, społeczeństwo przechodziło do liberalizmu, konsumpcjonizmu i demokracji. Widzimy jak zmieniały się dominujące u Francuzów wartości, jak postrzegali wydarzenia z historii Europy i świata.
Wiele z przytaczanych przez autorkę zdarzeń będzie dla polskiego czytelnika czymś nieznanym, ale wyobrażam sobie, że dla ludzi, którzy podzielają doświadczenia Ernaux, ta książka mogłaby stanąć na półce z ulubionymi pozycjami. Dla nas zaś, może być jakąś małą cegiełką, budującą mur wiedzy o otaczającym nas świecie. Co bowiem wiemy o zamachach terrorystycznych przeprowadzanych przez Organizację Tajnej Armii? Czy mamy świadomość jakie postacie miały największy wpływ na kulturę XX-wiecznej Francji? Dzięki tej książce możemy wiedzieć o tych sprawach odrobinę więcej.
Czytając "Lata", łatwo zauważyć też, że w Europie Zachodniej przemiany społeczne i dostęp do nowoczesnej myśli technicznej, następowały o dekadę lub dwie wcześniej niż w zamkniętej za żelazną kurtyną Polsce. Na przykład to, co Ernaux pisze o latach 80., w naszym kraju może być bardziej zbieżne z doświadczeniami tych, którzy dorastali w latach 90.
Książka nie jest więc niczym wciągającym, ale opowieścią, którą całkiem dobrze się czyta. Roztacza obraz kilku ostatnich dekad z historii Francji i jej społeczeństwa i czyni to w sposób dość zwięzły (niespełna 200 stron), przez co nie męczy ani nie nudzi.
A, i szacunek dla tłumaczy, bo czuć, że wiele z przytaczanych wyrażeń potocznych, powiedzeń, słów, to coś, co jest tłumaczeniem bardziej pięknym niż wiernym.

Sława jest dla kobiety tylko wspaniałą żałobą po szczęściu.
Ludzie przemieszczali się pieszo albo na rowerze, niespiesznie i miarowo, mężczyźni z szeroko rozstawionymi kolanami i dołem nogawek spiętym klamerką, kobiety z pośladkami obciągniętymi spódnicą kreślili płynne linie w spokoju ulic. Cisza była tłem rzeczy, a rower odmierzał prędkość życia.
Przy kolacji musieli z nas wyrwać każde słowo, nie zjadało się wszystkiego, ściągając na siebie wymówkę: "Gdybyś zaznała głodu w czasie wojny, nie byłabyś taka wybredna". Kipiącym w nas pragnieniom, przeciwstawiano mądrość ograniczeń: "Zbyt wiele chciałabyś od życia".
Myśleć, mówić, pisać, pracować, istnieć inaczej: uważano, że nic się nie traci, gdy się wszystkiego popróbuje.
1968 był pierwszym rokiem istnienia świata.
Wszyscy uprawiali albo zamierzali uprawiać jakąś formę działalności artystycznej. Uznawano, że w ten czy inny sposób każda z tych form równa jest innej i że nawet jeśli nie maluje się albo nie gra na flecie poprzecznym, zawsze można stwarzać siebie w psychoanalizie.
Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
1adecc2b-c31f-4860-9d12-6412985121ac
informatyk

@nvrmnd: ja tego nie potrafię. Zasadniczo staram się robić wstępny research przed rozpoczęciem każdej książki, więc raczej nie wybieram czegoś, co uznam potem za zupełnie bezwartościowe, a nawet jeśli mi się coś trudno czyta, nudzi mnie i męczy, to wolę dokończyć lekturę, żeby później móc wypowiedzieć się na jej temat z czystym sumieniem.


Na szczęście w ciągu ostatniego roku, na kilkadziesiąt przeczytanych książek, tylko dwie były takie, że gdyby nie moje zasady, to bym je przerwał: "Fale" Virginii Woolf oraz "Don Kichot" Cervantesa.

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 66 + 1 = 67
Tytuł:  Frankenstein
Autor: Mary Shelley
Gatunek: horror
Ocena: 8/10
"Frankenstein" to jedna z tych książek, o których sporo ludzi słyszało, a niewielu po nią sięgnęło. Zapewne większość z nas kojarzy obraz potwora z filmów o Frankensteinie. Podejrzewam że również ci, którzy, tak jak ja, nie mieli nawet okazji oglądnąć żadnej ekranizacji na podstawie powieści Mary Shelley.
Przypuszczam, że zwłaszcza dla tej ostatniej grupy, historia przedstawiona w książce może okazać się sporym zaskoczeniem. Tytułowy Frankenstein nie jest bowiem potworem, ale pochodzącym z Genewy studentem, a jego niesamowite dzieło nie jest bynajmniej bezmózgim i krwiożerczym stworem, ale istotą, obdarzoną uczuciami i emocjami.
To właśnie one są w dużej mierze przedmiotem opowieści. Porzucony przez swojego stwórcę jedynie z powodu brzydoty, bez swojej winy budzący strach pośród ludzi, niesprawiedliwie osądzany "potwór" zmaga się z samotnością. Mimo dobrego serca i szlachetnych ideałów, które początkowo go przepełniały, wciąż doświadcza krzywdy i bólu, co sprawia, że jego podejście do rodzaju ludzkiego ulega diametralnej zmianie.
Drugą stroną tej historii jest postać Wiktora Frankensteina, który powodowany pychą i pragnieniem wybicia się na polu naukowym, odstawia na bok etykę, by eksperymentować z ożywianiem materii. Nie potrafi jednak wciąż odpowiedzialności za to, co stworzył. Rozdarty między powinnością ochrony swoich najbliższych, a obowiązkami wobec ludzkości, w rezultacie doświadcza tragedii, która wpędza go w szaleństwo.
Zdecydowanie polecam, bo "Frankenstein" to nie powieść grozy, z której wyniesiemy jedynie dreszczyk strachu, ale historia, poruszająca kwestie jak najbardziej dla nas - ludzi XXI wieku - aktualne.

Ból i rozpacz wdarły się do samego jądra mego serca - oto nosiłem w sobie piekło, którego ognia nic nie mogło ugasić.
Teraz dopiero uświadomiłem sobie też, jakie były obowiązki stwórcy wobec swego stworzenia i że powinienem uczynić go szczęśliwym, zanim zacznę oskarżać się na jego podłość.
Moje serce tak zostało ukształtowane, abym był wrażliwy na miłość i współodczuwanie; kiedy zaś targane nieszczęściami przesiąkło złem i nienawiścią, musiało znosić tę zmianę za cenę takich mąk, jakich sobie nawet nie możesz wyobrazić.
Kiedy rozmyślałem nad zakończonym przez siebie dziełem, czyli stworzeniem wrażliwej a rozumnej istoty, nie mogłem zaliczyć siebie do całego tego tłumu pospolitych badaczy. Jednak ta właśnie myśl, która podtrzymywała mnie na początku mojej kariery, teraz tylko jeszcze bardziej mnie pogrąża. Wszelkie moje spekulacje i nadzieje okazały się daremne i jak archanioł, który aspirował do wszechmocy, znalazłem się w kajdanach wieczystego piekła.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
efb058a9-571b-4c44-804c-c21bb58c5deb

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 65 + 1 = 66
Tytuł:  Siedem śmierci Evelyn Hardcastle
Autor: Stuart Turton
Gatunek: kryminał
Ocena: 5/10
Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony, plusem jest tutaj oryginalność i niesztampowe podejście do powieści kryminalnej, która zostaje zmiksowana z fantastyką. Sama zagadka nieco przypomina schemat znany z brytyjskich kryminałów (i bardzo przeze mnie lubiany), czyli ściśle zamknięte w określonej lokalizacji grono podejrzanych i powolne odkrywanie istniejących powiązań.
Z drugiej jednak strony, czytając (a właściwie słuchając, w postaci audiobooka) "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle", miałem wrażenie, że fabuła jest aż za bardzo przekombinowana, przez co podążanie za wszystkimi wątkami staje się niekiedy męczące, zamiast sprawiać przyjemność. Zakończenie też niezbyt przypadło mi do gustu.
Niemniej, dzięki @tbjoka za polecenie tej pozycji swoją ostatnią recenzją na bookmeterze. Ten tytuł i tak mnie na tyle intrygował, że koniec, końców przeczytałbym go, a w ten sposób mam to już za sobą. ;D
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
bcbab4f7-e197-481c-a5d5-e2285b581326
tbjoka

@informatyk zakończenie rzeczywiście kiepskie, ale mimo to przyjemnie mi się ją czytało i przywróciła mi wiarę w to, że kryminały mogą być jeszcze ciekawe

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 63 + 1 = 64
Tytuł:  Ptasiek
Autor: William Wharton
Gatunek: literatura piękna
Ocena: 8/10
"Ptasiek" to bardzo specyficzna książka - opowieść o chłopcu, którego ucieczką od trudnej rzeczywistości były ptaki. Do tego stopnia, że sam chciał być jednym z nich. Czy w jakimś stopniu mu się to udało? Odpowiedź na to pytanie znajduje się na stronach powieści.
Miejscami sen miesza się tu z rzeczywistością, a sama historia skłania do zastanowienia się nad pojęciem "normalności". Dużo miejsca poświęcone zostało wydarzeniom, rozgrywającym się wewnątrz klatek i awiariów z kanarkami. Poznajemy tu konkretne osobniki, dowiadujemy się jak przebiega proces ich oswajania, widzimy jak zmieniają się z biegiem tygodni. Przyznam, że ta część historii była, ku mojemu zdziwieniu, nawet wciągająca.
Historie związane z hodowlą ptaków poznajemy z perspektywy Ptaśka. Ale w tej książce jest też drugi bohater - Al Columbato, który zmaga się z innymi problemami. Jego Ideał silnego, odważnego mężczyzny, zostaje zweryfikowany podczas pobytu w wojsku.
Po latach i doznanych w życiu traumach, dorośli już mężczyźni, próbują poradzić sobie z otaczającym ich światem. Al odwiedza Ptaśka w szpitalu psychiatrycznym i próbuje odnaleźć w nim dawnego kolegę.
Książka nie jest prosta, ale myślę, że wartościowa, pozwalająca wynieść nieco ciekawych przemyśleń.

Mówi, że martwy ptak przestaje być ptakiem - to tak jakby chcieć namalować ogień, patrząc na popiół.
Nie ma nic bardziej martwego niż martwy ptak. Ptak to przede wszystkim ruch. Martwy ptak to pióra, powietrze - i nic więcej.
Fruwa, bo się nie boi, a nie dlatego, że ptak powinien fruwać. Jego lot jest zuchwałym aktem twórczym.
Rzecz w tym, że wcale nie jestem pewien, czy chcę, żeby Ptasiek oprzytomniał. Ten świat to jedna wielka kupa gówna. (...) Może przeżyć całe życie, udając zasranego kanarka. I co w tym takiego okropnego?
Ptaki, tak samo jak ludzie, od tak dawna żyją w klatkach, że pozapominały masę rzeczy, które powinny im przychodzić naturalnie.
Renaldi uważa, że takie rzeczy jak wojna można zwalczać tylko w pojedynkę. Nikt nigdy prawnie ich nie zakaże.
Zaczynam domyślać się, że i jego samego musieli gdzieś tam po drodze splugawić. I on już teraz siebie nie chce.
Zamknięto je w klatkach, ponieważ śpiewały, a teraz śpiewają, gdyż są zamknięte w klatkach. (...) Wybudowaliśmy dla siebie klatkę - cywilizację - gdyż byliśmy zdolni do myślenia, a teraz musimy myśleć, ponieważ jesteśmy zamknięci w klatce.
Przynoszę nieskalane ziarno radości,
nieskończonego dążenia do siebie. Więc
lećmy. Nasz czas wyrasta
z wczorajszego jutra; szybujemy
łagodnie w naszą skrytą przeszłość.
Lećmy razem
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
88ee9aef-3582-4931-af9b-664d7cc2be4e
Kanciak

@informatyk najpiękniejsza historia o przyjaźni jaka czytalem

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 50 + 1 = 51
Tytuł:  Demian
Autor: Hermann Hesse
Gatunek: literatura piękna
Ocena: 7/10
Chociaż bardzo lubię egzystencjalistyczny charakter powieści Hessego, to wydaje mi się, że "Wilk stepowy", po którego sięgnąłem kilka lat wcześniej, zrobił na mnie większe wrażenie niż "Demian".
W "Demianie" zdecydowanie widać wpływ psychoanalizy, której krótko przed napisaniem książki poddał się jej autor. Jest to więc opowieść o zaglądaniu w głąb siebie, historia dojrzewania, a dojrzewaniu temu towarzyszy tajemniczy i symboliczny przewodnik, jakim jest Demian.
Hesse jest mistrzem trafnych refleksji, tyczących się człowieczego wnętrza, więc również i ta powieść obfituje w wartościowe i piękne cytaty, które skłaniają do poważnych przemyśleń. Niechaj za dowód tego stwierdzenia posłuży, fakt, że moja recenzja bardziej niźli z moich własnych słów, składa się z mych ulubionych fragmentów "Demiana", które zamieszczam poniżej.
Polecam, choć nie jest to łatwe lektura i bynajmniej nie czyta się jej dla walorów fabularnych.

Dziś wprawdzie mniej niż kiedykolwiek docenia się, czym jest prawdziwie żywy człowiek, stąd też zabija się całe tłumy ludzi, choć każdy z nich jest cennym i niepowtarzalnym zjawiskiem natury.
Odegrałem rolę mężczyzny i bohatera, a teraz musiałem ponosić wynikające z niej konsekwencje.
Ach, wiem to dzisiaj: nic na świecie nie jest dla człowieka bardziej przykre, niż iść drogą, która wiedzie go ku niemu samemu!
Moja to była sprawa uporać się z samym sobą i znaleźć własną drogą, a wywiązałem się z tego zadania źle, jak większość tych, których dobrze wychowano.
Dlatego też większość ludzi żyje tak nierealnie, ponieważ zewnętrzne obrazy uważają za rzeczywistość, a swego własnego świata nie dopuszczają do głosu.
Bo z chwilą, gdy nienawidzimy jakiegoś człowieka, nienawidzimy w jego obrazie czegoś, co tkwi w nas samych. Nie oburza nas bowiem coś, czego w nas samych nie ma.
Lecz cza­sa­mi, gdy od­naj­du­ję klucz i po­tra­fię zejść cał­ko­wi­cie w głąb sie­bie, tam, gdzie w ciem­nym lu­strze drze­mią wi­ze­run­ki losu, wy­star­czy mi się schy­lić nad owym ciem­nym lu­strem i widzę mój wła­sny obraz, który teraz oto po­dob­ny jest cał­kiem do Niego – do Niego – mego prze­wod­ni­ka i przy­ja­cie­la.
Do­bry­mi, pro­sty­mi dro­ga­mi wio­dą­cy­mi do dzie­ciń­stwa są za­pa­chy i smaki – na­po­tka­ne pod­czas wę­drów­ki przez las, pod­czas wstę­po­wa­nia w progi sta­rej izby, pod­czas po­sił­ku albo kiedy prze­żu­wa­my li­ście, pącz­ki, ga­łąz­ki, korę – roz­su­wa się wtedy za­sło­na i całe ulicz­ki i ogro­dy za­gi­nio­ne­go mia­sta nagle za­le­wa świa­tło, nawet jeśli tylko na parę sakund.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
e57f0e90-ee63-4483-8f47-dec6b00e7f85

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 49 + 1 = 50
Tytuł:  Dzień dobry, potworku. Historie z terapii, które inspirują do walki o samego siebie
Autor: Catherine Gildiner
Gatunek: reportaż
Ocena: 7/10
Autorka, na przykładzie pięciu historii, przedstawia zmagania swoich pacjentów z problemami i traumami, jakich doświadczyli w swoim życiu. Niewątpliwie to, w jaki sposób niektórzy z nich radzili sobie z naprawdę ciężkimi doświadczeniami, może być dla czytelników inspirujący.
Książka jest pisana z perspektywy terapeuty, więc poznajemy też refleksje autorki na temat swoich działań jako psychologa, a także nieco samej teorii związanej z terapią oraz psychologią.

Bliskość to sytuacja, gdy człowiek zna swoje emocje, a następnie dzieli się uczuciami: lękami, wstydem, nadzieją i radością z inną osobą.
Jedna z pułapek terapii polega na tym, że wszystkie informacje są filtrowane przez pacjenta, który potrafi być mało wiarygodnym narratorem.
Miłość to bezbronność - ludzie, którzy nas kochają, mogą nas także zranić. Pozwolenie sobie na bezbronność, to najwyższy wymiar odwagi.
Terapeuta może podprowadzić pacjenta do bramy zrozumienia, ale nie powinien go do niej wciągać. Pacjent sam ją przekroczy, kiedy będzie gotów.
Byłem w środku lasu i nie było ścieżki, ale ludzie chcieli, żebym znał drogę.
Okrucieństwo, jak każde zło, nie potrzebuje motywu, wystarczy mu pretekst.
Danny na początku którejś sesji powiedział, że słyszał, jak wypowiadałam się w radiu CBC, i spodobało mu się to. Nigdy wcześniej nie powiedział mi komplementu, dlatego spytałam, co mu się podobało. Odparł:
- Dało się przyciszyć.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
bef63665-30e3-4e69-aa5e-ccaf36133b1a

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 48 + 1 = 49
Tytuł:  Shogun
Autor: James Clavell
Gatunek: powieść historyczna
Ocena: 9/10
Znakomita powieść o XVI-wiecznej Japonii, z którą zaczynają nawiązywać kontakt pierwsi Europejczycy. Książka obszerna, z wielowątkową fabułą.
Z racji, że słuchałem "Shoguna" jako audiobooka, a obco brzmiąco nazwisk pojawia się od początku dość sporo, to przez pierwsze kilkadziesiąt stron nieco trudno było mi się połapać w szczegółach, ale gdy udało mi się już poczuć klimat i zorientować w relacjach i zależnościach między poszczególnymi bohaterami, to czytało się świetnie.
Jest to książka, która potrafi wzbudzić fascynację Krajem Kwitnącej Wiśni. Zapoznaje nas z kulturą, tradycjami i wszystkim tym, co charakterystyczne jest dla tego kraju. Jeśli czytelnik nie wie zbyt dużo o Japonii, to tym łatwiej będzie mu utożsamić się z Blackthornem, dla którego zwyczaje Japończyków są prawdziwą egzotyką.
Mocno polecam!
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
11823624-f1ea-47d0-a9a2-222c7ff6ba4c
informatyk

@SuperSzturmowiec: serialu nie oglądałem, więc nie wiem jak książka wypada w tym porównaniu, ale z tego co wiem, to jego scenariusz jest właśnie na podstawie tej powieści.

Kazix

świetna lektura, stawiam na równi z Ojcem chrzestnym, polecam!

grubshy

@SuperSzturmowiec Ten serial był ekranizacją tej powieści.

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 24+1=25
Tytuł:  Fikcje
Autor: Jorge Luis Borges
Gatunek: literatura piękna
Ocena: 7/10
"Fikcje" Borgesa to książka, która już od dawna za mną chodziła i mimo jej niewielkiej objętości, jakoś nie mogłem zebrać się w sobie, by po nią sięgnąć. Okazało się, że w pewnym aspekcie przeczucie nie myliło mnie - mała liczba stron bynajmniej nie oznacza, że "Fikcje" są prostą i niewymagającą lekturą.
Mamy tu do czynienia z siedemnastoma krótkimi opowiadaniami, zgrupowanymi w dwóch zbiorkach - "Ogród o rozwidlających się ścieżkach" oraz "Twory wyobraźni". Podobnie jak dla wielu innych czytelników, również dla mnie treści zgromadzone w pierwszej części były nieco trudniejsze w odbiorze.
Opowiadania z drugiej części też nie są wcale jakoś przesadnie łatwe, więc może jest to tylko złudzenie wynikające z tego, że po kilkudziesięciu stronach borgesowych dziwactw, człowiek potrafi już nieco załapać koncepcje, które za tym wszystkim stoją.
Większość z zaprezentowanych opowiadań jest bardzo pomysłowych. Praktycznie każde z nich spokojnie mogłyby stać się podstawą pełnoprawnej powieści, ale najwyraźniej Borges nie miał ochoty bawić się w powieściopisarstwo. Chciał po prostu dzielić się swoimi niezwykłymi ideami.
W wielu historiach przewijają się podobne motywy - lustra, noże, labirynty oraz oczywiście książki. Różnorodność tematów i tak jest jednak całkiem spora. Mamy tu m.in.:
* mini-kryminał, w którym nazwiska ofiar związane są z tetragramem.
* skazanego na śmierć człowieka, który otrzymuje od Boga dodatkowy rok życia - życia pomiędzy wystrzeleniem w niego pocisku, a śmiercią
* osobę, która w wyniku wypadku zyskuje pamięć wszystkich możliwych szczegółów.
* pełno wymyślonych książek o nieistniejących bytach (np. krajach), jak również książki nieskończone (cykliczne)
* świat, będący biblioteką.
* loterię, w której można zyskać majątek, albo pójść do więzienia lub stracić język.
* autora, który kilkaset lat po Cervantesie, postanowił w pełni naukowy i zaangażowany sposób napisać kilka rozdziałów "Don Kichota".
Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o tym, co dopełnia owe niezwykłe pomysły Borgesa, a jest to język. Bogaty, opisowy, nietrywialny. Zdecydowanie można go pozazdrościć.

Układanie obszernych książek to pracowicie wzniesione i zubażające szaleństwo: rozwijanie na pięciuset stronach idei, której doskonały ustny wykład zajmuje kilka minut.
Podejrzewam jednak, że nie umiał myśleć. Myśleć, to zapominać o różnicach, to uogólniać, tworzyć abstrakcje.
Zrozumiał, że chęć modelowania niespójnej i zawrotnej materii, z jakiej składają się sny, jest najtrudniejszym zamysłem, jaki może powziąć człowiek
Wiem o pewnej niebezpiecznej okolicy, w której bibliotekarze odrzucają przesądny i próżny zwyczaj poszukiwania sensu w książkach i porównują go do zwyczaju poszukiwania sensu w snach czy w chaotycznych liniach ręki...
Rze­czy na Tlönie po­dwa­ja­ją się, ale dążą rów­nież do za­tar­cia i za­tra­ce­nia szcze­gó­łów, gdy lu­dzie o nich za­po­mi­na­ją. Kla­sycz­ny jest przy­kład progu, który trwał, do­pó­ki sia­dy­wał tam pe­wien że­brak, i który znik­nął wraz ze śmier­cią tegoż że­bra­ka.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
564a9f5d-6c4a-4614-a8b0-beca0af82d41
ada-szubak

Tak fajnie opisałeś te książkę, że postanowiłem ją przeczytać ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Dzięki!

Zaloguj się aby komentować

#bookmeter 17 + 1 = 18
Tytuł: Norwegian Wood
Autor: Haruki Murakami
Gatunek: literatura piękna
Liczba stron: 320
Ocena: 6/10
Niewątpliwą zaletą tej książki jest fakt, że dzięki niej zakochałem się w melodii sentymentalnego utworu Beatlesów o tym samym tytule . Zaś samo doświadczenie czytelnicze... oceniłbym na coś pomiędzy 6 a 7.
Przyznam, że ta prosta historia ma w sobie pewien urok, potrafi wprowadzić w specyficzny nastrój, oddać niepowtarzalną atmosferę zachłyśniętej zachodnim stylem życia japońskiej młodzieży lat 70-tych.
Mamy tu sporo odniesień kulturowych - zarówno do literatury (Watanabe, udając się w odwiedziny do sanatorium, w którym przebywa Naoko, czyta "Czarodziejską górę" Thomasa Manna, są rozmowy o Wielkim Gatsbym, Hessem, Conradzie), jak i muzyki popularnej w tamtym okresie.
Sama historia jest natomiast po prostu smutna. Widzimy sporo samobójstw i liczne choroby psychiczne. Widzimy jak śmierć i problemy jednych bohaterów, wpływają na innych. Dużo jest też tutaj pewnego rodzaju powtarzalności i rytmu (pisanie listów, nocne wypady do klubów, spotkania z Midori i Naoko).

Dżentelmen postępuje tak, jak powinien, a nie tak, jak ma ochotę
Naoko żyła w tym świecie dalej, nosząc w sobie śmierć.
Zupełnie jakbym za pomocą listów próbował posklejać swoje rozsypujące się na kawałki życie.
Nasza normalność polega na tym, że zdajemy sobie sprawę z własnej nienormalności.
Po kolacji chciałem napisać list do Midori, lecz mimo wielu prób, mi się nie udało, więc postanowiłem napisać do Naoko.
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #literatura
da673707-1147-4907-b51d-8de6a8fb0c4d
bojowonastawionaowca

@informatyk Książki Murakamiego, mimo że nie są niczym takim wow, to zdecydowanie mają swój klimacik, chyba pora po dłuższej przerwie wrócić do nich

rakaniszu

@informatyk niestety nie, ale zamierzam

Mirxar

Co do piosenki Beatlesów: To było pierwsze oficjalne użycie sitara w muzyce popularnej. (chyba?)

Zaloguj się aby komentować