Zdjęcie w tle
Hans.Kropson

Hans.Kropson

Tytan
  • 171wpisy
  • 134komentarzy
LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześc 7 Witebsk
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
Rano 26 września 1914 przybyliśmy do Witebska. Było bardzo mroźno, prawie jak zimą. Mąż bardzo lubił to miasto, miał tam przyjaciół, wielu właścicieli ziemskich w okolicy.
Odbył służbę wojskową w Witebsku i opowiadał mi o swoich doświadczeniach jako młodszego oficera. Znowu zaczęliśmy się uśmiechać i stres zelżał. Nawet gdy odkryliśmy, że wszystkie hotele są przepełnione uchodźcami, nie straciliśmy odwagi.
W jednym hotelu znaleźliśmy duży pokój z jednym małym łóżkiem. Wszystkie łóżka były przejęte do nowych szpitali, ale jak zauważyli właściciele, na podłodze było dużo miejsca! Potem dał nam mały pokoik dla mojego męża i wtedy byliśmy bardzo zachwyceni. Materac robił za łóżko dla dzieci na podłodze. Leżałam na sprężynach, panna Jadwiga obok dzieci omdlała, a dwójka służących gdzieniegdzie się skuliła i wszyscy byli zadowoleni, że tam byli.
Następnego dnia szukaliśmy jakiegoś mieszkania i znaleźliśmy jedno nędzne miejsce, bardzo niehigieniczne, pod wzgórzem obok koszar, ale już wtedy wiedzieliśmy, że znalezienie nawet najgorszego miejsca to szczęście. Zgodziliśmy się je wziąć, ale nawet wtedy trzeba było czekać dwa dni, zanim był nasz.
Tej samej nocy zawiadomiono męża, że Suwałki zostały oczyszczone z Niemców i że ma tam wrócić. Znowu muszę zostać z dziećmi i nie mogę pojechać z mężem.
We wtorek po południu wyruszył z wieloma urzędnikami w podróż, która okazała się pełna wrażeń. Jak ja też chciałam jechać.
Minęło całe dziesięć dni, zanim mój mąż wrócił, jak zza światów, przynosząc nam wiele wiadomości i dwa kufry pełne ubrań! Moje ubrania były prawie nietknięte. Odzyskano również trochę srebra.
Zastał nasze mieszkanie w okropnym stanie, ponieważ służyło jako kwatera oficerska. Jednak wyjechali w zbyt dużym pośpiechu, by zabrać ze sobą wiele. Nasi ludzie przeżyli straszne rzeczy, ale tylko kilku z nich straciło życie. Cała bielizna, instrumenty i wszystko, co można było zabrać, zostało zabrane z naszego szpitala.
Po bitwach pod Suwałkami, gdy nieprzyjaciel został wyparty do Prus Wschodnich, rannych było podobno siedem, osiem tysięcy!
Mój mąż otrzymał posadę we Lwowie jako szef lub wojskowy Inspektor Sanitarny i miał tylko dwa dni wolnego na spotkanie ze swoją rodziną. Jak trudno było go wypuścić, ale dzieci nie miały wstępu na okupowane terytorium Galicji.
2e92eb36-0c35-4999-9dc9-34c670974f4d

Zaloguj się aby komentować

LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 6 - Warszawa
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
WARSZAWA wyglądała dziwnie nieznajomo, nawet nasz własny dom, duży, nowoczesny budynek z jednym mieszkaniem, zawsze gotowym do zamieszkania.
Ach! To była przyjemność wejść do naszego własnego domu z prawdziwymi wygodami i poczuć, że możemy znowu się pozbierać, zaledwie tydzień od naszego rozpaczliwego przyjazdu do Wilna, kiedy nie wiedziałam, gdzie jest mój mąż.
Natychmiast kupiliśmy zapasy, a ponieważ w mieszkaniu było dwóch służących, wkrótce znowu mieliśmy znowu normalny dom. 
W niedzielę poszliśmy do małej angielskiej kaplicy; było tam kilka osób. Cudownie było słyszeć znajome hymny. Kapelan i jego żona byli moimi starymi znajomymi, ona i ich dzieci byli w Anglii.
W poniedziałek kupiliśmy zapasy. Tego wieczoru poszliśmy na przedstawienie teatralne.
We wtorek mój mąż dostał list od ojca i matki z prośbą o przyjazd do Lublina, do rodzinnego domu. Oczywiście musiał pojechać, ale ja nie mogłam zostawić dzieci. Ten pełen plotek i niepewności dzień na zawsze pozostanie w mej pamięci.
W środę wieczorem, około jedenastej, mój mąż wrócił do nas. Ledwo przywitał się z rodzicami, spędził dwie krótkie godziny z kochanymi staruszkami i pełen niepokoju z powodu krążących plotek wrócił do nas. Dobrze, że tak zrobił, bo następnego ranka, zanim dzień w pełni świtał, odwiedziły nas Zeppeliny! Warszawa została zbombardowana!
Wybuchy i strzały ludzie krzyczeli, miasto ożyło w jednej chwili i zaczął się exodus. Nasi służący przybiegli w pośpiechu z żądaniem wyjazdu z Warszawy. Nadal uważaliśmy, że nie jest to konieczne, zwłaszcza że na ten dzień zwołano posiedzenie komitetu, ale około południa nastąpiło dalsze bombardowanie zeppelinów, które wyrządziły większe szkody. Zaatakowano szpital, a na ulicach zginęli ludzie.
Tego popołudnia kapelan z angielskiej kaplicy zadzwonił, żeby się z nami pożegnać. Wyjeżdżał do Moskwy. Wszyscy wyjeżdzali. Zaproponował, że załatwi nam miejsca w odjeżdżającym pociągu specjalnym. Odmówiliśmy, myśląc, że nie jest to konieczne, ale pod wieczór wieści były coraz gorsze. Armia wroga zbliżała się do Warszawy. Bitwa była nieunikniona. Ulice miasta wypełniły się wojskiem i wozy artyleryjskimi.
W czwartkowy wieczór nie położyliśmy się spać, bo pojechaliśmy do krewnych i nie mogliśmy wrócić aż do wczesnych godzin porannych, kiedy to od razu zaplanowaliśmy wyjazd z Warszawy w sobotę rano.
W piątek znów odwiedziły Warszawę Zeppeliny. Tego dnia przekazaliśmy nowe zapasy naszej biednej Marysi, mówiąc jej, żeby przywiozła teściową i zamieszkała w naszym mieszkaniu.
Wizyta na stacji ujawniła okropny stan rzeczy. Oszaleli ze strachu ludzie, obozujący w nadziei na zapewnienie sobie miejsca w pociągu. Biedne małe dzieci płaczące z głodu, kobiety z nowo narodzonymi niemowlętami, wszystkie walczące o coś, nie wiedząc co? W Warszawie brakowało żywności, a na dworcu nie było ani grama.
Nic nie mogliśmy zrobić, żeby pomóc. Naszym własnym pragnieniem było również uciec od strachu, od którego moglibyśmy odpocząć.
Udało nam się przedrzeć do kasy biletowej, ale okazało się, że bilety nie będą sprzedawane aż do siódmej rano! Żadna perswazja nie pomogła. Zajęłam swoje miejsce przy kasie, żebyśmy przynajmniej rano byli pierwsi, a mój mąż wrócił do mieszkania, żeby powiedzieć naszej guwernantce, pannie Jadwidze, żeby wszystko było gotowe, kiedy przyjedziemy rano.
W ciągu tych czterech godzin czekania (do drugiej w sobotę rano) na powrót męża, jakie rzeczy widziałam? W pewnym momencie tłum pchający się do wejścia na stację przewrócił kobietę.
Przez strach i presję poroniła swoje dziecko, mały martwy płód. Udało nam się doprowadzić ją do miejsca, gdzie odjeżdżał Pociąg Czerwonego Krzyża. 
Zabrali ją, z jej martwym dzieckiem owiniętym w halkę, dokąd? Co ma robić, kiedy tam dotrze? Żałosna okoliczność nie wywołała najmniejszego poruszenia w tym tłumie. Ludzie w takich chwilach traktują wszystko jako coś oczywistego.
O szóstej poszłam odebrać dzieci, nawet nieświadoma zmęczenia. Właśnie jedli śniadanie. Jak bardzo bałam się brać
ich w ten ludzki wir, ale musiałam się cieszyć, że uda nam się uciec, i w ciągu kilku minut zakończyłam nasze przygotowania, żegnając się z tym przytulnym mieszkaniem.
Znów byliśmy w drodze, z bagażami, do Witebska, gdzie nie mieliśmy własnego domu, do którego moglibyśmy wejść. Wydawało się, że wszystko w Warszawie zmierza w jednym kierunku, do Dworca Piotrogrodzkiego, jednego z tych miejsc, które są daleko od każdego miejsca.
Na moście przez Wisłę czekało nas trochę przejeżdżających żołnierzy i wozów z zaopatrzeniem, a ich odgłos przywodził na myśl Suwałki. W końcu dotarliśmy do celu. Zaczęliśmy dosłownie przedzierać się do bramy, gdzie czekał mój mąż, panna Jadwiga, kucharka i służąca, każda z dzieckiem na ręku, a za nimi dwóch mężczyzn z bagażami. 
Nasz pociąg był dostępny tylko dla osób, które były w stanie opłacić przejazd pierwszą klasą i oprócz tego posiadać miejscówki.
Kiedy zbliżyliśmy się do bramy, zaczął się ścisk a dzieci zaczęły płakać, dopóki nie były niesione wysoko na ramionach. W końcu bramy zostały otwarte i dotarliśmy na swoje miejsca bez dalszych niedogodności, tylko że byliśmy sami z dziećmi, a służba była w drugim wagonie. Zaledwie tydzień wcześniej przyjechaliśmy do Warszawy z Wilna i już jesteśmy w drodze. Ile się wydarzyło w ciągu tego krótkiego tygodnia!
Zaczęłam się czuć jak Wędrujący Żyd; Żydzi byli również w tym pociągu, po raz pierwszy widziałam Żyda podróżującego w sobotę w Polsce.
Na zdjęciu poniżej sztab pruskiego następcy tronu w czasie walk pod Warszawą w październiku 1914 roku
df7b714b-72fe-416e-986e-495eb2eac238

Zaloguj się aby komentować

LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 5-ta, Wilno
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa
11 września 1914 roku Laura Turczynowicz wraz z dziećmi (mąż jest w tym czasie w Warszawie) opuszcza Suwałki pociągiem sanitarnym wraz z rannymi żołnierzami. Ponieważ linia kolejowa na Augustów-Grodno/Białystok jest już przejęta przez wojska niemieckie pociąg udaje się w kierunku Olity i Wilna 
Pociąg przyjechał o ósmej i zatrzymał się na stacji Olita. Zabierając dwóch żołnierzy i nasze wiadro wody (które służyło do pojenia koni) udałam się do restauracji dworcowej.
Wszyscy tam chcieli poznać najnowsze wiadomości! Wiele osób jechało do Suwałk z Warszawy. 
Właściciel zapytał, czego potrzebujemy. 
- „Herbaty i chleba”.
Opróżnił dwa samowary do wiadra, osłodził, włożył cytryny i kazał swoim ludziom zanieść tę ambrozję do pociągu, podczas gdy żołnierze nieśli tyle bułek, ile miał i nie chciał wziąć za to pieniędzy!
- „Pani pomaga, czyż nie? Sami będziemy potrzebować pomocy, może Bóg będzie wtedy o nas pamiętał”.
Zdumiewające to było. Potem czas się dłużył, gdy jechaliśmy przez ten piękny wrześniowy poranek, kiedy po naszych doświadczeniach wszystko wydawało się takie ciche. To było tak, jakby sen.
Do Wilna dotarliśmy o pierwszej.
Dworzec WILNO był cichy i uporządkowany, tylko żołnierze wywożeni do innych punktów i liczne pociągi Czerwonego Krzyża mówiły o czasach wojny.
Byliśmy pierwszymi uchodźcami i natychmiast otoczyli nas ludzie, którzy chcieli wiedzieć, co się stało? Panie niosące rannym herbatę, kanapki itp., chciały pomagać przy dzieciach, ale oczywiście nie było to konieczne. Poza tym czym w oczach dziecka jest zwykła kobieta w porównaniu z żołnierzem? Złożyłam meldunek lekarzowi o nocy i śmierci Kozaka w czasie transportu. 
Spełniwszy ten obowiązek, mogłam zająć się moimi dziećmi. Bardzo trudno było pożegnać się z żołnierzami, którzy okazali taką troskę podczas tej pełnej wydarzeń podróży pociągiem. Ucałowali mi ręce, życzyłam im z serca szybkiego powrotu do zdrowia i pierwszy etap naszej podróży dobiegł końca.
Zaczęliśmy szukać dorożki. Pani z Czerwonego Krzyża powiedziała mi, który hotel będzie dla nas najlepszy. Dałam żołnierzowi monetę za to, że niósł nasze bagaże, kiedy inny prawie go powalił, wołając: „Jak tak możesz! Aby wziąć pieniądze od Siostry, która przywiozła naszych towarzyszy do Wilna!”.
Po przejażdżce przez to kochane stare romantyczne miasteczko, dotarliśmy do hotelu. Nie wszystko było perfekcyjne, ale po nocy spędzonej w bydlęcym pociągu dla nas było to zachwycające. Wynajęłam dwie sypialnie i salon.
Była jedna łazienka na cały hotel!
Umyliśmy się i zjedliśmy obiad. Zaraz po zjedzeniu czegoś ruszyłam z powrotem na stację z panną Gabryellą. Byliśmy tak zmęczone, i było tak gorąco. Ludzie na ulicach wyglądali na beztroskich i szczęśliwych, ubrani w świeże, modne ubrania. 
Stawałam sie coraz bardziej rozdrażniona, ubrania pań wydawały się być ostatnią kroplą która przelała czarę goryczy. Zastanawiałam się, co się dzieje ze mna. Naprawdę wydawało mi się zbrodnią, że ludzie chodzą tak, jakby nic się nie stało, kiedy wszyscy moi bogowie upadli i zostali wdeptani w ziemię. Pamiętam ten stan umysłu podczas jazdy powrotnej na dworzec, nigdy wcześniej ani później się tak nie czułam. Byłam tak zmartwiona, że prawie wpadłam w histerię i czułam, że jeśli nie nadejdą żadne wieści od mojego męża, z pewnością nie będę w stanie znieść tego napięcia. Oczywiście niebezpieczeństwo minęło, więc nie miałam nic, co mogłoby mnie od tego odciągnąć.
Na stacji były tłumy z Suwalszczyzny. Jeden z naszych znajomych zabrał ze sobą tylko laskę! Inny mężczyzna został rozdzielony od swojego czternastoletniego syna i szesnastoletniej córki, na stacji w Suwałkach, pociąg nagle ruszył, kiedy coś przynosili, a biedny ojciec był bliski utraty rozumu, powtarzając wszystkim swoją historię ich utraty.
Cóż, moje drogocenne klejnoty, moje dzieci, były bezpieczne!
Wysłałam długi telegram do Warszawy, opowiadając, tak jasno, jak było to dozwolone, co się stało, i postanowiłam wrócić do dzieci, ale wcześniej pożyczyłam, a raczej rozdałam pieniądze kilku osobom.
Następny dzień ciągnął się ze znużeniem, wszyscy czekali, żyjąc tylko po to, by usłyszeć jakieś lepsze wieści. Miasto szybko zapełniało się uchodźcami. W jednym miejscu, w starym klasztorze, dano im dach do spania i gorącą herbatę. Mieszczanie przynosili już chleb. Uciekinierzy tłoczyli się w tym miejscu i jeśli ktoś chciał znaleźć kogoś z Suwałk, to było miejsce, gdzie trzeba było szukać.
W końcu nadszedł wieczór, a jeszcze więcej ludzi znalazło się pod ich osłoną; tych, którzy do Wilna jechali lub szli piechotą. W naszym hotelu ludzie leżeli na korytarzach. Dzieci okazywały efekty tego wszystkiego, przez co przeszły, były nerwowe, niespokojne i trudne do opanowania. Właśnie ułożyliśmy się na noc, kiedy przyszedł posłaniec od mojego męża. Jakże się ucieszyłam, widząc to drogie pismo, które mówiło mi o jego zmartwieniu wywołanym tą wiadomością.
W nocy znowu żyliśmy w pozornym porządku. O dwunastej następnego dnia miałam jechać na dworzec po męża. Zrobiło się bardzo zimno i padał deszcz. Stacja była pełna ludzi, którzy nie mieli gdzie się podziać. Pociąg spóźnił się cztery godziny, ale w końcu przyjechał i przynajmniej jeden z uchodźców w Wilnie był z tego powodu szczęśliwy.
Następnego dnia chodziliśmy z mężem po różnych ludziach, ale zawsze razem - baliśmy się, że się zgubimy.
Czwartek, pięć i pół dnia po naszym przyjeździe, postanowiliśmy wyjechać do Warszawy. Nasz Komitet był w Warszawie i wydawało się, że można tam zrobić więcej dobrego. W Warszawie mieliśmy dobrze urządzony dom, w którym często nocowaliśmy. Jeszcze raz pospieszne pakowanie. Zabraliśmy ze sobą naszą guwernantkę, pielęgniarkę i kucharkę. Kiedy na stacji czekaliśmy na pociąg, który był bardzo spóźniony, zobaczyliśmy kilku japońskich oficerów pijących herbatę. Wszystkie pociągi były przepełnione, ale jakaś siła pchała nas dalej, więc pojechaliśmy. Ledwo udało nam się zdobyć miejsca. Żałowałam, że nie założyłam uniformu czerwonego krzyża, mając na sobie jedyny kostium, jaki posiadałam.
Oh! co to była za niekończąca się podróż. Wszystko było nie tak, ale wreszcie dojechaliśmy do Warszawy!
290fabe3-cd18-4e0c-a667-ada4c0dfc8aa

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 4 Ewakuacja z Suwałk
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
9-go Września mój mąż, chociaż niechętnie, pojechał do Warszawy na zebranie Komitetu Centralnego Polskiego Czerwonego Krzyża. Czuliśmy, że to niebezpieczna chwila, żeby zostawić mnie samą z dziećmi, ale on musiał wyjechać na dwa dni. Urodzona w Ameryce czułam, że w razie potrzeby mogę zadbać o siebie i dzieci.
Przez cały dzień 10 września panował niepokój. Latały samoloty. Furgony zaopatrujące wojsko: jadące w tą i spowrotem!
Chodziłam do piwnicy i na strychy, żeby ukryć zapasy itp. Na strychu przestraszyłam się echa, jakby tupot tysięcy stóp tupał, aż pokojówki zaczęły się żegnać i mówić, że to miejsce jest nawiedzone. Być może tak było!
Tej nocy przy łóżkach moich dzieci modliłam się tak, jak nigdy dotąd;
Około dziewiątej ulice wypełnił tłum ludzi uciekających z odległych wiosek, mężczyźni, kobiety, dzieci, psy, krowy, świnie, konie i wozy, wszyscy zmieszani w jeden wielki melanż i usłyszeliśmy odgłosy strzałów karabinowych. Rosyjski oficer, którego znałam, przyszedł prosić o zgaszenie wszystkich świateł, nawet tego w nocnym pokoju dziecinnym. Powiedział, że nikt nie wiedział, co to było, czy Niemcy się przedarli, czy też Kozacy ścigali oficera, który został ogłoszony zdrajcą; Niemca, oczywiście, jak wielu ówczesnych oficerów! Ten rosyjski oficer wiedział, że mój mąż jest w Warszawie i wziął nas pod swoją szczególną opiekę.
RANEK, 11 września wreszcie wstał i ulice były tak puste, jakby nikt nie żył!
Z wyjątkiem, oczywiście, wozów zaopatrujących wojsko! Ale te były częścią ulicy jak latarnie! Tłum oddalił się.
Około szóstej do miasta zaczęli napływać ranni, nigdy nie widziałam gorszych przypadków bez dłoni, rąk, niewidomi i cała tą smutną historię wojny. O jedenastej mieliśmy stu dwudziestu siedmiu rannych wśród nich wielu, którzy również stracili rękę. Nadeszły też złe wieści, że nasza armia jest w odwrocie, ale wciąż nie ma rozkazu ewakuacji! Rozmawiałam z komendantem miasta z kilkoma osobami u władzy. Postanowili, że jeszcze tej nocy powinnam wyjechać. Dałam słowo, choć wbrew mojej woli, bo nazajutrz miał wrócić mój mąż, a ja miałam wrażenie, że Niemcy nie odważą się przyjść pod jego nieobecność. 
Próbowałam wysłać telegram, ale okazało się, że przewody są przecięte! Małe miasto, pełne życia, domów i rannych odcięte od świata! 
Spiesząc się do domu, zastałam moje dzieci bawiące się cicho ze swoją guwernantką, panną Jadwigą, szwaczki pracujące - przynajmniej udające, że to robią. Czułam się taka samotna bez męża! Zabrałam dzieci do jadalni na obiad ze mną. Jak ładnie to wyglądało, osobliwy stary pokój ze schodami prowadzącymi w dół do wielkich okien, delikatne kolory dywanów, stół zasłany obrusem i z ładnym srebrem i szkłem. Usiedliśmy, a ja właśnie opowiadałam pannie Jadwidze o ogromnej liczbie nowych pacjentów w naszym szpitalu, gdy w samej sali rozległy się odgłosy strzałów karabinowych, a potem huk, huk armaty! Przez chwilę siedzieliśmy bez słowa, moja córeczka zaczęła płakać, kelner upuścił tacę z zupą na podłogę, trzask! ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Powiedziałam mu tylko, żeby załatwił mi powóz, że za kwadrans musimy być poza domem; kucharce kazałam spakować trochę jedzenia, panna Jadwiga dzieci miała wziąć pod opiekę, niańce spakować potrzebne rzeczy, a ja chciałam zabrać trochę kosztowności; pieniądze już przygotowałam w nocy, szkatułka z klejnotami była u mnie w ręku, ale wydawało mi się, że wszyscy biedacy z Suwałk przychodzą do mnie z płaczem, że im mogę pomóc! 
Każdemu z nich dawałam banknot trzyrublowy, mając w bluzce dużą paczkę; pieniądze nie miały w tamtym momencie żadnej wartości; próbowałam zebrać myśli, ich krzyki i coraz bardziej nasilający się odgłos bitwy, to utrudniały.
Jakub przyszedł powiedzieć, że nie może dostać nic poza dwoma wozami chłopskimi. Zaczęliśmy zostawiać nasze mniej potrzebne rzeczy. 
Och, co za ulica! Wozy zaopatrzeniowe jadą teraz w jedną stronę, przywożąc swoje ładunki z powrotem, każdy z czterema żołnierzami z odbezpieczonymi działami! Wozy pełne ludzi. Moi znajomi wstają i krzyczą, nie zwracając uwagi na siebie, jedna solidna masa nieładu, jak ludzie pierwotni, zmuszeni do ucieczki przez nieubłaganą siłę, wszystkie konwencje upadły, jakby nigdy nie istniały, pozostawiając wszystko za sobą, zabierając bezużyteczne rzeczy, ale zapominając o pościeli na zmianę. Pamiętam starą kobietę z pierzyną na głowie, która ciągnęła samowar za rączkę, po bruku.
Właśnie w tym czasie przyszedł rozkaz ewakuacji miasta. Wysłałam wiadomość, że pomogę im z rannymi na stacji, ale teraz to muszę zaopiekować się moimi dziećmi. 
Potem, po ucałowaniu krzyża przez Jakuba, który obiecał dbać o nasz majątek najlepiej, jak potrafi, wspięliśmy się wszyscy z trudem na te wozy, coś w rodzaju wozu do przewozu siana lub słomy.
Rzuciłam tylko jeszcze jedno spojrzenie wstecz na nasz kochany, stary, szczęśliwy dom, widząc drugi wóz wypełniony bagażami, głównie służących i Dasha szczekającego dziko na wierzchu. Miałam troje dzieci, ich guwernantkę, dwie pokojówki, kucharkę z mojej rodziny i młodą dziewczynę, pannę Gabryellę, która była całkiem sama. Miała ona też swoją służącą. 
Właśnie zaczynaliśmy odjeżdżać, kiedy podbiegł ksiądz, przyjaciel rodziny. Spojrzeliśmy na siebie bez powitania, a ja zapytałam: „Dobrze czy źle?” Podniósł ręce. „Na Boga żywego, nie wiem! Ale jedźcie” Podnosząc rękę na znak błogosławieństwa, powiedział mężczyznom, aby wjechali w ten wir ludzkości. 
Ludzie biegną obciążeni jak konie, męczą się ciężarem, upuszczają go, ale idą dalej! W połowie drogi pewien nasz znajomy szarpnął brutalnie wieśniaka, który prowadził wóz z naszymi bagażami, zawrócił go i odjechał wozem z psem. To był najbardziej wytworny dżentelmen w czasach pokoju!
445d50d5-edee-46ea-adbf-99d4a47c87d8

Zaloguj się aby komentować

LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
28 sierpnia, w dniu moich urodzin, przyszła do mnie siostra z Rosji, aby zapytać, czy nie moglibyśmy pomóc ich szpitalowi w stworzeniu lazaretu polowego, na około sto pięćdziesiąt łóżek. Zostali zawróceni z frontu i nie mogli zdobyć zapasów.
W jednym z baraków z prawie siedmioma setkami rannych kwaterowało trzech lekarzy, cztery pielęgniarki i kilku sanitariuszy! Oczywiście personel był wyczerpany i nie miał żadnych zapasów! Co cztery pielęgniarki mogły zrobić z taką masą ludzi? 
Poszłam tam z kilkoma moimi ludźmi, aby zobaczyć, co można zrobić, aby pomóc. Pamięć o tym miejscu pozostanie na zawsze, bo tam po raz pierwszy zetknęłam się ze straszliwym cierpieniem.
Od samych drzwi słychać było cichy pomruk nieszczęścia; jeden pokój po drugim pełen mężczyzn, którym nie można było pomóc. Nie było lekarstw, środków dezynfekujących, bielizny. 
W jednym rogu było kilku jeńców. Dyżurna siostra (pielęgniarka) poprosiła mnie, żebym do nich podeszła, bo mówię po niemiecku.
Pewien biedak, obracający się niespokojnie z boku na bok, wołając nieustannie o wodę, uciszył się, kiedy do niego przemówiłam, pytając czego chce? Błagał o cos do picia i abym napisała do jego żony, ponieważ poczuł, że śmierc się zbliża. Kiedy robiłam, co było w mojej mocy, aby mu pomóc, biedak zaczął opowiadać. Powiedział mi, że był buchalterem, że ma dwadzieścia sześć lat, żonę i dzieci, własny domek, nigdy nikogo nie skrzywdził w życiu, nie interesuje się niczym poza swoją pracą i rodziną, aż otrzymał rozkaz stawienia się w ciągu trzech godzin do pułku i porzucenia tego wszystkiego.
„Wielcy panowie pokłócili się i musimy zapłacić za to naszą krwią, naszymi żonami i dziećmi”.
Ten człowiek został przetransportowany tego samego dnia i zmarł w drodze na stację.
Tak beznadziejnie, było próbować pomóc im wszystkim, aż nie było w czym pomóc, że pojechałem z powrotem do miasta, aby zobaczyć się z różnymi ludźmi i w krótkim czasie zebrałam ponad tysiąc rubli na uzupełnienie bandaży lazaretowych, waty, gipsu, aspiryny, jodyny itp. oraz dużą część naszego spirytusu. Żal mnie ogarnął na widok sióstr, które cieszyły się, gdy otrzymały te rzeczy!
W moim własnym szpitalu było wielkie niezadowolenie, bo tak wiele dano komuś innemu. Miałam wielką bitwę o bieliznę, którą uparłam się dać, ale mąż był po mojej stronie i daliśmy lazaretance wszystko, co było absolutnie konieczne, a potem żałowaliśmy, że nie dałyśmy więcej, bo Niemcy później i tak zabrali całą tę bieliznę i nasze zaopatrzenie!
Pamiętam, że panowie grali wtedy jeszcze w karty i do mojego funduszu na lazaret szły wszystkie wygrane pieniądze.
W tym lazarecie po raz pierwszy i jedyny musiałem się poddać i odejść na chwilę, żeby nie zemdleć, bo na pryczy zobaczyłem coś, co wyglądało jak kłębek waty i bandaży z trzema czarnymi dziurami, zupełnie jakby dziecko narysowało usta, nos, oczy i... muchy! ... 
Szokiem było usłyszeć głos z kulturalnym akcentem dobiegający z takiego obiektu, polski głos błagający tego, kto by to nie był, żeby nie odszedł, ale dał mu pić. 
Jego ręce były spalone na wiór, nie mógł się ruszyć, a muchy! . . . 
Zapach gangreny był tak okropny, że przez jakiś czas byłam obezwładniona, ale potem wysłałam pokojówkę do domu po firanki, ile tylko mogła znaleźć; a następnie pomagała siostrze przełożonej w ponownym bandażowaniu i zasłanianiu tej pozostałości mężczyzny.
Był blisko wybuchu pocisku i leżał cztery dni na polu po tym, jak został ranny.
Zapytał, czy jego oczy są spalone.
- „Tak, całkiem ich nie ma”.
- "Czy będzie żył czy umrze?"
- "Umrzesz."
- „Bóg o mnie nie zapomniał, ale proszę, daj mi pić”.
d24ea019-2d06-48e2-b07d-ab463022fa72
Misio_Puszysty

@Alky Dla tego chuopa tez byl over bo "otrzymał rozkaz stawienia się w ciągu trzech godzin do pułku i porzucenia tego wszystkiego."

Zaloguj się aby komentować

LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydanej w Nowym Jorku w 1916 roku
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
Wydaje mi się, że było to mniej więcej tydzień po pierwszych wieściach o wybuchu wojny, kiedy opublikowano ukaz cara, że wszystkie alkohole mają być zniszczone, a spożywanie alkoholu zakazane. Jakie podniecenie zapanowało nad tym ogłoszeniem w kraju, w którym na święto/wesele trzeba liczyć co najmniej jedną butelkę wódki na każdego gościa! Ten alkohol był tak mocny, że jedyny raz, kiedy go spróbowałem, myślałem, że nadeszła moja ostatnia chwila!
W przeddzień oficjalnego zniszczenia pojechaliśmy po alkohol dla szpitala zarówno ten czysty, jak i kolorowy (denaturat) do palenia w lampach itp. Dookoła były ogromne tłumy, wszyscy walczący o ostatnią butelkę do picia, już pijani i bezwstydni. To było okropne! Pomyślałem wtedy, jak cudowną rzecz uczynił car dla ludzkości.
Jakże odważne było celowe zniszczenie ogromnego źródła dochodów, aby pomóc swemu ludowi! Musieliśmy mieć policyjną ochronę, żeby przywieźć butelki do domu. Takie butelki! Każda ma dwanaście kwart!
Następnego dnia byliśmy świadkami zniszczenia ''Monopolu'' Szef policji kazał wynieść wszystkie napoje alkoholowe na szczyt wzgórza na obrzeżach Suwałk, po czym z wielką ceremonią rozbito butelki, pozwalając "wodzie ognistej" płynąć strumieniem!
Jakież były krzyki ludu, chłopi rzucili się na ziemię, chłeptali jęzorami wódkę, a kiedy już nie mogli przełknąć, tarzali się w niej! Po pewnym czasie mój mąż uznał, że lepiej będzie odejść; nawet samochód nie zapewniał bezpieczeństwa przed tymi szalonymi ludźmi. Byliśmy bardzo zadowoleni, gdy „Król Alkohol” został pokonany i wzdrygaliśmy się na myśl, co by było, gdyby taka orgia odbyła się bez asysty policji!
Ogłoszona początkowo tylko na czas mobilizacji "prohibicja" w Imperium Rosyjskim utrzymała się aż do abdykacji cara w marcu 1917 roku.
Przed wojna przychody z "monopoli" (spirytusowego, tytoniowego, cukru, soli, zapałczanego, i olejów mineralnych) stanowiły w Rosji 42% dochodów budżetowych (Austro-Węgry 34%, Niemcy 16%) z czego ponad połowa przypadała na alkohol. 
Źródło "Polska w czasie Wielkiej Wojny - Historia Finansowa" Praca zbiorowa pod redakcją Marcelego Handelsmana

Zaloguj się aby komentować

WSTĘP do książki: When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion - wydanej w Nowym Jorku w 1916 roku
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
Napisałam naszą historię, ponieważ tak wiele osób mnie o to prosiło. Również w nadziei na pomoc Polsce. Jest godna pomocy, umęczona, wyniszczona, podeptana pruskim butem - tak jak jest!
Żona dzielnego Polaka służącego teraz ludzkości w Armii Rosyjskiej jako Naczelny Inspektor Sanitarny i matka dwóch synów, nie mówiąc już o kochanej córeczce, leży mi na sercu sprawa Polski! Wywierano na mnie wiele nacisków, abym opowiadała się za wysyłaniem żywności do Polski. W świetle własnych doświadczeń nie mogę tego zrobić. Wiem, że w zaistniałej sytuacji Polacy nie zjedliby przesłanego im chleba!
Po zakończeniu wojny ci, którzy jeszcze żyją, najsilniejsi, którzy przeżyją, będą potrzebować szybkiej i hojnej pomocy; amerykańskich nasion, aby zasiać swoje pola, narzędzi do ich uprawy. Przed wojną mój mąż tak ciężko pracował abu pomóc chłopom; edukować ich, uczyć, jak najlepiej wykorzystać swój kawałek ziemi. Ileż razy jeździłam z nim do jakiejś maleńkiej wioski, gdzie ludzie zbierali się w szkole, aby słuchać, jak uprawiać swoje pola, jak ich dobre twarze są ogorzałe i ukazują trud ich walki z naturą!
W Suwałkach był klub polski, towarzystwo rolnicze, z pięknym budynkiem, gdzie można było wypożyczać maszyny rolnicze lub pomagać w ich zakupie. Szlachta i chłopi mogli pożyczać pieniądze, aby lepiej gospodarować swoją ziemię. Jakże bolesne było patrzeć, jak te maszyny ciągnięto do Prus Wschodnich, wiedząc, ile wysiłku kosztowało ich zdobycie!
Tuż przed wybuchem wojny Polska znajdowała się w cudownym stanie rozwoju. Z pewnością jest to tylko przyhamowane, a nie zatrzymane!
Obawiam się, że jako nowojorska dziewczyna niewiele wiedziałam o rolnictwie, ale z częstych podróży z mężem i słuchania jego wykładów jako profesora prestiżowego Uniwersytetu Polskiego w Krakowie nauczyłam się trochę i kochać chłopów, tak jak on.
To było inne życie, w które wkroczyłam po ślubie. Opuściłam Amerykę jak wiele dziewcząt, aby studiować i śpiewać w Europie, ale po trzech latach pracy i zabawy; ożeniłam się z polskim szlachcicem i nigdy tego nie żałowałam, bo dopóki wojna nie rozdzieliła nas nie tylko kilometrami, ale armiami, byłam szczęśliwa jak niewiele kobiet.
Jednak cierpienie - musi się skończyć! Nie patrzyłabym Śmierci tak często w oczy bez nauczenia się cierpliwości i czekania.
LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ.
NOWY JORK, 1916.
a1ced15a-0b30-467d-981b-0e3a7c08fa3d
GrindFaterAnona

@Hans.Kropson nic z tego nie rozumiem

W 1916 wydala ksiazke o tym jak Niemcy napadają na Polskę? Jaką Polskę? Kiedy? Chodzi o rozbiory, o napasc Niemiec na Rosję w 1914 czy przewidziala przyszłość?

100lem

@GrindFaterAnona Polska =/= Państwo Polskie. Pojęcie Polski funkcjonowało w świadomości międzynarodowej, do 1864 w ramach Cesarstwa Rosyjskiego widniało na mapach Królestwo Polskie (Kongresówka). Poza tym już w 1914 r. Rosjanie jako pierwsi podnieśli sprawę polską wysuwając dość mgliste obietnice odrodzenia kraju i nawiązując do zwycięstwa pod Grunwaldem.

Hans.Kropson

@GrindFaterAnona Aż się zacząłem zastawiać, czy nie jest to jakieś "drugie poprawione" wydanie książki.


Nie - oryginalne z 1916 roku

4c09383e-6f3b-41cf-801b-9501cc91e158

Zaloguj się aby komentować

katarzyna-bluesky

Z jednej str kraj nienawiści, z drugiej pr max. Udało im się.

ultimusinterpares

@Hans.Kropson jeśli dobrze kojarzę, to w Gdyni stoi jego żaglówka.

Hans.Kropson

@ultimusinterpares To mozliwe. Zanim zostal krolem, byl trzykrotnym mistrzem olimpijskim w zeglarstwie.

Zaloguj się aby komentować

ABC końcówek wieżowych w szachach
#szachy
W poniższej pozycji jest ruch czarnych.
Jak się bronisz czarnymi aby uzyskać remis?
a) wieża na a1 marsz królem do pionka
b) wieża na a1 król na polach g7, h7
c) wieża na szóstej linii król na g7, h7
d) Nie ma znaczenia pozycja jest wygrana dla białych
e) nie znam sie, nie orientuje sie, zarobiony jestem
rozwiązanie:
https://syzygy-tables.info/?fen=R7/6k1/P7/8/3K4/8/8/4r3_b_-_-_0_1
52886251-d017-4c2e-b473-1fa38c3daec3

Jak się bronisz czarnymi aby uzyskać remis?

11 Głosów

Zaloguj się aby komentować

Kto z was chce podnieść swój ranking szachowy o 100 punktów? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Czytam właśnie książkę szachową Wiktora Korcznoja (wielokrotny pretendent, dwa razy grał mecz o mistrzostwo świata w 1978 i 81 roku) "Praktyka końcówek wieżowych" w której obiecuje on że "każdy kto uważnie przestudiuje jego książkę" podniesie swój ranking Elo(dotyczy to tylko tych którzy już mają ranking FIDE ( ͡° ͜ʖ ͡°)) o sto punktów, albo nawet więcej.
#szachy
Książka ma 99 stron i poświęcona jest końcówkom wieżowym, które powstały wyłącznie w jego partiach (poza początkowym ABC końcówek wieżowych). Partiach granych w czasach gdy, po 5 godzinach gry partie odkładano (w meczach na następny dzień, albo specjalny dzień dogrywek w turniejach) i dogrywano tempem 1 godzina na 16 posunięć (prawie 4 minuty na jeden ruch - dziś increment 30 sekund hehehe)
W książce znajduje się analiza końcówki z 31(!) partii meczu o mistrzostwo świata z Anatolijem Karpowem w roku 1978 w Baguio na Filipinach (pozycja początkowa na załączonym obrazku - ruch białych). meczu granego do 6 wygranych partii.
Końcówkę tę (po nocnej analizie i dogrywce następnego dnia) wygrał Korcznoj po 25 ruchach (pozycja powstała po 46 ruchu w partii - w ruchu 71 Karpow się poddał).
Po 20 latach pisząc swoją książkę ("Practical Rook Endgames") był przekonany, ze odłożona pozycja jest remisowa (właśnie czytam jego analizy).
Piszący kilka lat później, swoją książkę mi.in o Korcznoju - Garry Kasparow podaje swoje analizy tej końcówki i partii, twierdząc że w pozycji na obrazku jest wygrana białych.
A teraz pytanie:
Ile stron, poświęcił w książce Korcznoj analizie tej końcówki?
3d70b8dc-95b8-4cb7-a3ce-97298a4c54cb

Ile stron, poświęcił w książce Korcznoj analizie tej końcówki?

21 Głosów
czysty_rigcz

Końcówki to jedyne co w szachach się przydaje. Taka prawda.

Hans.Kropson

@czysty_rigcz musze sie z Tobą zgodzic

Zaloguj się aby komentować

Poprzednia