LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 10 Podróż do Suwałk cd
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
Ksiądz zaproponował, abym pojechała na wieś odebrać dzieci pozostawione same na polach przez Niemców, którzy zabrali wszystkich sprawnych chłopów ze sobą, mężczyzn i kobiety.
W lekkim powozie wraz z żoną lekarza wyjechaliśmy z Suwałk drogą, która prowadziła do naszej willi. W pobliżu wioski miał nas powitać samochód Czerwonego Krzyża.
Ze wszystkich stron Suwałk były walki. W ziemi poswtały wielkie dziury, wykopano rowy i pochowano ludzi. Na jednym z pagórków, które mijaliśmy, gdzie deszcz zmył lekką warstwę ziemi, zobaczyliśmy sterczące buty! Mężczyzna, który nas wiózł, powiedział, że pochowano tam dziesięć tysięcy, za co nie mogę ręczyć, ale wydawało się, że to może być prawda. Gdziekolwiek się udaliśmy, tam były groby, wielkie groby, zrobione w pośpiechu, nawet teraz ludzie pracowali nad zasypywaniem ziemią niedostatecznie pochowanych. Gdy dotarliśmy do lasu, nie widzieliśmy tak wielu śladów walk, ale droga była rojeżdżona przez wozy artyleryjskie, drzewa były połamane.
Musieliśmy teraz iść, przerażająca rzecz w tym nawiedzonym lesie.
W pewnym miejscu natknęliśmy się na naszego leśniczego. Pracował, ale rozpoznając mnie, rzucił narzędzia z pozdrowieniem: „Och! moja pani, myśleliśmy, że wszyscy nie żyjecie, ponieważ wasz pies jest tutaj”.
Nasz piesek Dasz, zabrany przemocą wraz z wozem przez naszą znajomą podczas ewakuacji Suwałk, zaginął w lesie za Sejnami. Szukał nas. Przybywszy wreszcie do naszej willi, tam nas oczekiwał. Leśniczy zabrał go do swojej chaty, nakarmił i opiekował się nim. To było jak niesamowite, kiedy zobaczyła nas ta wijąca się masa szczęścia. Leśniczy powiedział mi, że nasza willa została spalona przez Niemców; że zabrano całe jedzenie, wykopano ziemniaki itp.
Poszliśmy dalej i wkrótce zbliżyliśmy się do niedawnych pól bitewnych i znaleźliśmy błąkające się dzieci, zostawione przez rodziców wywiezionych do Prus Wschodnich; jedno czteroletnie dziecko nosiło sześciomiesięczne dziecko. W skrajnym głodzie jedli ziemię. Ile dni błąkali się po okolicy?
Nasza misja trwała ponad dwa dni, zawsze znajdując biedne, małe sieroty, które nie miały dachu nad głową. Każda chata została spalona; makabryczna to była praca.
Wiele razy widzieliśmy martwych ludzi. Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo walczyliśmy o uratowanie życia, skoro tak wielu zginęło. Idąc o zmierzchu przez las, usłyszeliśmy płacz dziecka, ale nie mogliśmy go zlokalizować. Podczas naszych poszukiwań natknął się na nas ranny koń, przedzierający się przez zarośla. Przeszedł tak blisko, że mogłam go dotknąć. Przestraszona schowałam się za drzewo, ratując życie.
Jakże cieszyliśmy się, że czekał na nas samochód. Zebraliśmy ponad osiemdziesięciu głodujących, dosłownie umierających z głodu.
W Suwałkach umieszczono ich w budynku szkolnym. Moja guwernantka miała sie nimi zaopiekować.
Tej samej nocy pociąg sanitarny odjeżdżał do Witebska z ogromnym ładunkiem rannych, było dość pracy przy nich. Podczas tej prawie trzydniowej podróży mały pies Dash pomagał rannym oficerom zabić czas. Wsiadałam do wagonu operacyjnego o ósmej rano, wychodziłam tylko na posiłki, zostawałam do dziewiątej wieczorem; to była wyczerpująca praca. Wysiłek stania sam w sobie jest duży, ale widok tak wielkiego cierpienia ściska serce; i nigdy nie mozna sie do tego przyzwyczaić!
Zatrzymaliśmy się na kilka godzin w Wilnie, aby popracować w dużym pomieszczeniu do tego celu na stacji. Wszyscy byli wyczerpani i nie mogliśmy wziąć wszystkich ludzi do wagonu operacyjnego. Na stacji można było obsłużyć jednocześnie dwudziestu. Większość mężczyzn poza ranami odczuwała ból zębów i wszyscy kaszleli. Wydawało się, że przynajmniej w tym klimacie regułą jest, że wszyscy ranni cierpią na płuca w takiej czy innej formie, stany zapalne były na porządku dziennym! Bolące zęby malowaliśmy jodyną, wkładając w nie chłonną watę. Wyobrażam sobie, że myśl, że coś się dla nich robi, pomogła bardziej niż cokolwiek, co faktycznie zrobiono.
Przybywszy do Witebska - bez żadnych zaskakujących przygód- zostałam przezabawnie powitana przez dzieci, które nie spodziewały się zobaczyć Dasha.
Znowu czas względnego spokoju. Każdy dzień był jak tydzień. Czas płynął tak wolno.
Żadnych listów od męża, tylko jak ktoś posłany obiście mi je przyniósł.
Telegramy, które otrzymywałam każdego dnia, były tak błędnie napisany, że nie miały w sobie zbyt wiele sensu i dawały mało satysfakcji.
Cześć 10 Podróż do Suwałk cd
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
Ksiądz zaproponował, abym pojechała na wieś odebrać dzieci pozostawione same na polach przez Niemców, którzy zabrali wszystkich sprawnych chłopów ze sobą, mężczyzn i kobiety.
W lekkim powozie wraz z żoną lekarza wyjechaliśmy z Suwałk drogą, która prowadziła do naszej willi. W pobliżu wioski miał nas powitać samochód Czerwonego Krzyża.
Ze wszystkich stron Suwałk były walki. W ziemi poswtały wielkie dziury, wykopano rowy i pochowano ludzi. Na jednym z pagórków, które mijaliśmy, gdzie deszcz zmył lekką warstwę ziemi, zobaczyliśmy sterczące buty! Mężczyzna, który nas wiózł, powiedział, że pochowano tam dziesięć tysięcy, za co nie mogę ręczyć, ale wydawało się, że to może być prawda. Gdziekolwiek się udaliśmy, tam były groby, wielkie groby, zrobione w pośpiechu, nawet teraz ludzie pracowali nad zasypywaniem ziemią niedostatecznie pochowanych. Gdy dotarliśmy do lasu, nie widzieliśmy tak wielu śladów walk, ale droga była rojeżdżona przez wozy artyleryjskie, drzewa były połamane.
Musieliśmy teraz iść, przerażająca rzecz w tym nawiedzonym lesie.
W pewnym miejscu natknęliśmy się na naszego leśniczego. Pracował, ale rozpoznając mnie, rzucił narzędzia z pozdrowieniem: „Och! moja pani, myśleliśmy, że wszyscy nie żyjecie, ponieważ wasz pies jest tutaj”.
Nasz piesek Dasz, zabrany przemocą wraz z wozem przez naszą znajomą podczas ewakuacji Suwałk, zaginął w lesie za Sejnami. Szukał nas. Przybywszy wreszcie do naszej willi, tam nas oczekiwał. Leśniczy zabrał go do swojej chaty, nakarmił i opiekował się nim. To było jak niesamowite, kiedy zobaczyła nas ta wijąca się masa szczęścia. Leśniczy powiedział mi, że nasza willa została spalona przez Niemców; że zabrano całe jedzenie, wykopano ziemniaki itp.
Poszliśmy dalej i wkrótce zbliżyliśmy się do niedawnych pól bitewnych i znaleźliśmy błąkające się dzieci, zostawione przez rodziców wywiezionych do Prus Wschodnich; jedno czteroletnie dziecko nosiło sześciomiesięczne dziecko. W skrajnym głodzie jedli ziemię. Ile dni błąkali się po okolicy?
Nasza misja trwała ponad dwa dni, zawsze znajdując biedne, małe sieroty, które nie miały dachu nad głową. Każda chata została spalona; makabryczna to była praca.
Wiele razy widzieliśmy martwych ludzi. Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo walczyliśmy o uratowanie życia, skoro tak wielu zginęło. Idąc o zmierzchu przez las, usłyszeliśmy płacz dziecka, ale nie mogliśmy go zlokalizować. Podczas naszych poszukiwań natknął się na nas ranny koń, przedzierający się przez zarośla. Przeszedł tak blisko, że mogłam go dotknąć. Przestraszona schowałam się za drzewo, ratując życie.
Jakże cieszyliśmy się, że czekał na nas samochód. Zebraliśmy ponad osiemdziesięciu głodujących, dosłownie umierających z głodu.
W Suwałkach umieszczono ich w budynku szkolnym. Moja guwernantka miała sie nimi zaopiekować.
Tej samej nocy pociąg sanitarny odjeżdżał do Witebska z ogromnym ładunkiem rannych, było dość pracy przy nich. Podczas tej prawie trzydniowej podróży mały pies Dash pomagał rannym oficerom zabić czas. Wsiadałam do wagonu operacyjnego o ósmej rano, wychodziłam tylko na posiłki, zostawałam do dziewiątej wieczorem; to była wyczerpująca praca. Wysiłek stania sam w sobie jest duży, ale widok tak wielkiego cierpienia ściska serce; i nigdy nie mozna sie do tego przyzwyczaić!
Zatrzymaliśmy się na kilka godzin w Wilnie, aby popracować w dużym pomieszczeniu do tego celu na stacji. Wszyscy byli wyczerpani i nie mogliśmy wziąć wszystkich ludzi do wagonu operacyjnego. Na stacji można było obsłużyć jednocześnie dwudziestu. Większość mężczyzn poza ranami odczuwała ból zębów i wszyscy kaszleli. Wydawało się, że przynajmniej w tym klimacie regułą jest, że wszyscy ranni cierpią na płuca w takiej czy innej formie, stany zapalne były na porządku dziennym! Bolące zęby malowaliśmy jodyną, wkładając w nie chłonną watę. Wyobrażam sobie, że myśl, że coś się dla nich robi, pomogła bardziej niż cokolwiek, co faktycznie zrobiono.
Przybywszy do Witebska - bez żadnych zaskakujących przygód- zostałam przezabawnie powitana przez dzieci, które nie spodziewały się zobaczyć Dasha.
Znowu czas względnego spokoju. Każdy dzień był jak tydzień. Czas płynął tak wolno.
Żadnych listów od męża, tylko jak ktoś posłany obiście mi je przyniósł.
Telegramy, które otrzymywałam każdego dnia, były tak błędnie napisany, że nie miały w sobie zbyt wiele sensu i dawały mało satysfakcji.
@Hans.Kropson wstrząsające wspomnienia
@tak_bylo I wojna światowa, jest zupełnie zapomnianą wojną w Polsce.
Można przeczytać, że jakieś armie zaborcze walczyły ze soba przez 4 lata. Coś tam może o Legionach Piłsudskiego (kilkanaście tysięcy żołnierzy). A przecież w tych zaborczych armiach zostało zmobilizowanych 3 miliony żołnierzy polskiej narodowości. Ilu zginęło nikt nie jest w stanie policzyć.
Jak już się coś pisze o jakiś walkach w I wojnie światowej - to na zachodzie: Verdun, Somma, Ypres może Gallipoli a walkach w Polsce?
Może Tannenberg czy Gorlice i to wszystko... pozostały tylko cmentarze - na których brak nazwisk, są tylko liczby.
Zaloguj się aby komentować