LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 15 Okupacja Suwałk dzień trzeci
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
Około godziny piątej rano zapanował wielki ruch. Nowe oddziały niemieckie skierowano do Augustowa. Wielu z naszego domu wyjeżdżało. Sztab pozostał na miejscu.
Tego ranka przyszedł do mnie Żyd i powiedział, że ma trochę chleba. Płacąc mu dobrze, dał mi całkiem sporo chleba. Nasze zapasy były na wyczerpaniu. Nadeszła co prawda mesa oficerska, która zaserwowała im mięso, ale ja miałam jeszcze sporo do wyżywienia, a to był dopiero trzeci dzień!
Tego ranka w domu było znacznie ciszej, tak że głosy niosły się do salonu. Co jakiś czas Staś wrzeszczał przeraźliwie, przerażając mnie jeszcze bardziej; ale z reguły w ciągu dnia leżeli, ciągle poruszając rękami i głową, bez przerwy rozmawiając, nie poznając mnie i nie śpiąc. Powinnam dać im mleko, ale mleka nie było, jedyne, co miałam, to herbata lub kawa, które szybko znikały.
Pogoda była bardzo zła, padał śnieg, taki lodowaty, że aż twarz boli gdy na nia pada; wydawało się, że pogoda pasuje do kolejnego nieszczęścia.
Oficerowie byli uprzejmi podczas obiadu. Wkrótce po obiedzie wszyscy rozeszli się, zostawiając tylko adiutantów do pilnowania. Dwójka należąca do Kapitana była szczególnie nieprzyjemna.
Nie mogłam ich znieść, zwłaszcza Maxa. Fritz był brutalny i głupi, ale Max był okrutny i nie był głupi! 
W czasie mojej zwykłej pracy i próbie rozbawienia Wandy, wszyscy nagle znieruchomieliśmy, zasłyszani w dźwięki z ulicy! Wanda zawołała:
„Och, mamo, nasi żołnierze wrócili, słyszę ich głosy”...
Tak, wrócili, ale jak! 
Ulica była ich pełna, tysiące, pędzonych jak psy, wyszydzanych, bitych, jeśli upadli, kopanych, aż albo wstali, albo pozostali w bezruchu na zawsze; głodni, wyczerpani długim odwrotem i straszliwą bitwą. Nie mogłam płakać na widok tego co działo się na moich oczach, bo musiałam uciszyć moją biedna mała dziewczynkę która gorzko płakała.
Powiedziałam jej, żeby zaniosła chleb Rosjanom.
Moj kucharka przyniósła chleb pokrojony na kawałki. Kazałam jej zejść na dół z Wandą, myśląc, że na pewno małe delikatne dziecko będzie szanowane i że to najpewniejszy sposób na przekazanie jeńcom chleba. Wydawało mi się, że gdybym nie mogła pomóc niektórym z tych ludzi, zwariowałbym. Zostawiając pielęgniarkę z synami, wyszłam na balkon, widząc wiele znajomych twarzy w towarzystwie nieszczęścia. 
Gdy Wanda z kucharką doszli do drogi, zapanował niesamowity tumult za chlebem; drżące ręce wyciągnęły się tylko po to, by zostać odepchniętym lub uderzonym. Pewien Niemiec wziął kawałek z rączek mojej małej dziewczynki, odłamał kawałeczki i podrzucił je w powietrze, żeby zobaczyć, jak ci wygłodniali mężczyźni je wyrywają, a potem polują na nie w błocie. W końcu jeden z nich, zlitował się, pomógł kucharce; chleb trafiał do mężczyzn, tylko my mieliśmy tak mało chleba. 
Wtedy stało się coś tak strasznego, że póki żyję, nie da się tego wymazać z mojej pamięci. Wanda, moje delikatne, wrażliwe dziecko, trzymała w ręku kromkę chleba, podając ją jeńcowi, kiedy podszedł Max, ordynans Kapitana. Wziąwszy chleb z jej ręki, rzucił nim w błoto, depcząc po nim! Biedny głodny jeniec z płaczliwym okrzykiem schylił się, szukając kromki chleba, kiedy Max podniósł nogę i kopnął go gwałtownie w twarz! 
Wanda aż krzyknęła. Krew trysnęła na nią całą!
Zbiegając po schodach, wzięłam w ramiona moją biedną małą dziewczynkę, której całe ciało drżało od szlochu, i stanęłam twarzą w twarz z bestią, która dokonała tego czynu.
„Jakiej religii jesteś, Max?”
"Rzymskokatolickiej"
„W takim razie mam nadzieję, że Matka Boża nie będzie się modliła za ciebie, kiedy umrzesz, bo obraziłeś jedno z dzieci Bożych”.
Żołnierz z krwawiącymi ustami leżał na poboczu drogi; moja kucharka próbowała mu pomóc, ale została brutalnie przepędzona.
Trudno było cokolwiek innego zrobić - kiedy wróciłam do pokoju, w którym leżeli moi mali synowie - niż tylko usiąść i nakarmić moją sześcioletnią dziewczynkę, która widziała takie widoki! Wanda płakała tak histerycznie, że musiała dostać bromek; dziecko było chore. Chyba nie było już nic gorszego? 
Kapitan, słysząc odgłosy i chcąc zjeść kolację, wszedł do pokoju.
-"Wyjdź stąd, kapitanie, jeśli jesteś człowiekiem i zostaw mnie samą z moimi dziećmi”.
-"W czym problem? Czy dziewczynka też jest chora?"
-"Widziałeś, co się dzieje z rosyjskimi żołnierzami, wziętymi do niewoli?”
-"Tak, widziałem."
Opowiedziałam mu, co zrobił jego ordynans, Max.
Odpowiedział powoli i poważnie:
— Tak, to źle.
– Gdzie są ci wszyscy więźniowie?
-"Teraz są w kościołach”.
Potem powiedział: „Nie okazuj tyle współczucia, bo tylko sobie tym zaszkodzisz, a nikomu nie pomożesz. Jutro zakwateruje się tu wielki człowiek. Nie pozwól mu zobaczyć cię w takim stanie; pewnego dnia, kiedy dzieci będą zdrowe, będziesz chciała stąd wyjechać”.
„Ale Rosjanie odbiją Suwałki na długo przed tym dniem, a mój mąż będzie wtedy tutaj”.
„Nigdy, przenigdy, dopóki są żołnierze niemieccy! Teraz bądź dzielna i uśmiechnij się, a pomogę ci, jak będzie to leżało w mojej mocy". 
Przynajmniej tego wieczoru nie zostałam wzywana do podawania herbaty!
761a874a-dade-4b6b-98f0-d4e8f759fa29

Zaloguj się aby komentować