LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 5-ta, Wilno
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa
11 września 1914 roku Laura Turczynowicz wraz z dziećmi (mąż jest w tym czasie w Warszawie) opuszcza Suwałki pociągiem sanitarnym wraz z rannymi żołnierzami. Ponieważ linia kolejowa na Augustów-Grodno/Białystok jest już przejęta przez wojska niemieckie pociąg udaje się w kierunku Olity i Wilna
Pociąg przyjechał o ósmej i zatrzymał się na stacji Olita. Zabierając dwóch żołnierzy i nasze wiadro wody (które służyło do pojenia koni) udałam się do restauracji dworcowej.
Wszyscy tam chcieli poznać najnowsze wiadomości! Wiele osób jechało do Suwałk z Warszawy.
Właściciel zapytał, czego potrzebujemy.
- „Herbaty i chleba”.
Opróżnił dwa samowary do wiadra, osłodził, włożył cytryny i kazał swoim ludziom zanieść tę ambrozję do pociągu, podczas gdy żołnierze nieśli tyle bułek, ile miał i nie chciał wziąć za to pieniędzy!
- „Pani pomaga, czyż nie? Sami będziemy potrzebować pomocy, może Bóg będzie wtedy o nas pamiętał”.
Zdumiewające to było. Potem czas się dłużył, gdy jechaliśmy przez ten piękny wrześniowy poranek, kiedy po naszych doświadczeniach wszystko wydawało się takie ciche. To było tak, jakby sen.
Do Wilna dotarliśmy o pierwszej.
Dworzec WILNO był cichy i uporządkowany, tylko żołnierze wywożeni do innych punktów i liczne pociągi Czerwonego Krzyża mówiły o czasach wojny.
Byliśmy pierwszymi uchodźcami i natychmiast otoczyli nas ludzie, którzy chcieli wiedzieć, co się stało? Panie niosące rannym herbatę, kanapki itp., chciały pomagać przy dzieciach, ale oczywiście nie było to konieczne. Poza tym czym w oczach dziecka jest zwykła kobieta w porównaniu z żołnierzem? Złożyłam meldunek lekarzowi o nocy i śmierci Kozaka w czasie transportu.
Spełniwszy ten obowiązek, mogłam zająć się moimi dziećmi. Bardzo trudno było pożegnać się z żołnierzami, którzy okazali taką troskę podczas tej pełnej wydarzeń podróży pociągiem. Ucałowali mi ręce, życzyłam im z serca szybkiego powrotu do zdrowia i pierwszy etap naszej podróży dobiegł końca.
Zaczęliśmy szukać dorożki. Pani z Czerwonego Krzyża powiedziała mi, który hotel będzie dla nas najlepszy. Dałam żołnierzowi monetę za to, że niósł nasze bagaże, kiedy inny prawie go powalił, wołając: „Jak tak możesz! Aby wziąć pieniądze od Siostry, która przywiozła naszych towarzyszy do Wilna!”.
Po przejażdżce przez to kochane stare romantyczne miasteczko, dotarliśmy do hotelu. Nie wszystko było perfekcyjne, ale po nocy spędzonej w bydlęcym pociągu dla nas było to zachwycające. Wynajęłam dwie sypialnie i salon.
Była jedna łazienka na cały hotel!
Umyliśmy się i zjedliśmy obiad. Zaraz po zjedzeniu czegoś ruszyłam z powrotem na stację z panną Gabryellą. Byliśmy tak zmęczone, i było tak gorąco. Ludzie na ulicach wyglądali na beztroskich i szczęśliwych, ubrani w świeże, modne ubrania.
Stawałam sie coraz bardziej rozdrażniona, ubrania pań wydawały się być ostatnią kroplą która przelała czarę goryczy. Zastanawiałam się, co się dzieje ze mna. Naprawdę wydawało mi się zbrodnią, że ludzie chodzą tak, jakby nic się nie stało, kiedy wszyscy moi bogowie upadli i zostali wdeptani w ziemię. Pamiętam ten stan umysłu podczas jazdy powrotnej na dworzec, nigdy wcześniej ani później się tak nie czułam. Byłam tak zmartwiona, że prawie wpadłam w histerię i czułam, że jeśli nie nadejdą żadne wieści od mojego męża, z pewnością nie będę w stanie znieść tego napięcia. Oczywiście niebezpieczeństwo minęło, więc nie miałam nic, co mogłoby mnie od tego odciągnąć.
Na stacji były tłumy z Suwalszczyzny. Jeden z naszych znajomych zabrał ze sobą tylko laskę! Inny mężczyzna został rozdzielony od swojego czternastoletniego syna i szesnastoletniej córki, na stacji w Suwałkach, pociąg nagle ruszył, kiedy coś przynosili, a biedny ojciec był bliski utraty rozumu, powtarzając wszystkim swoją historię ich utraty.
Cóż, moje drogocenne klejnoty, moje dzieci, były bezpieczne!
Wysłałam długi telegram do Warszawy, opowiadając, tak jasno, jak było to dozwolone, co się stało, i postanowiłam wrócić do dzieci, ale wcześniej pożyczyłam, a raczej rozdałam pieniądze kilku osobom.
Następny dzień ciągnął się ze znużeniem, wszyscy czekali, żyjąc tylko po to, by usłyszeć jakieś lepsze wieści. Miasto szybko zapełniało się uchodźcami. W jednym miejscu, w starym klasztorze, dano im dach do spania i gorącą herbatę. Mieszczanie przynosili już chleb. Uciekinierzy tłoczyli się w tym miejscu i jeśli ktoś chciał znaleźć kogoś z Suwałk, to było miejsce, gdzie trzeba było szukać.
W końcu nadszedł wieczór, a jeszcze więcej ludzi znalazło się pod ich osłoną; tych, którzy do Wilna jechali lub szli piechotą. W naszym hotelu ludzie leżeli na korytarzach. Dzieci okazywały efekty tego wszystkiego, przez co przeszły, były nerwowe, niespokojne i trudne do opanowania. Właśnie ułożyliśmy się na noc, kiedy przyszedł posłaniec od mojego męża. Jakże się ucieszyłam, widząc to drogie pismo, które mówiło mi o jego zmartwieniu wywołanym tą wiadomością.
W nocy znowu żyliśmy w pozornym porządku. O dwunastej następnego dnia miałam jechać na dworzec po męża. Zrobiło się bardzo zimno i padał deszcz. Stacja była pełna ludzi, którzy nie mieli gdzie się podziać. Pociąg spóźnił się cztery godziny, ale w końcu przyjechał i przynajmniej jeden z uchodźców w Wilnie był z tego powodu szczęśliwy.
Następnego dnia chodziliśmy z mężem po różnych ludziach, ale zawsze razem - baliśmy się, że się zgubimy.
Czwartek, pięć i pół dnia po naszym przyjeździe, postanowiliśmy wyjechać do Warszawy. Nasz Komitet był w Warszawie i wydawało się, że można tam zrobić więcej dobrego. W Warszawie mieliśmy dobrze urządzony dom, w którym często nocowaliśmy. Jeszcze raz pospieszne pakowanie. Zabraliśmy ze sobą naszą guwernantkę, pielęgniarkę i kucharkę. Kiedy na stacji czekaliśmy na pociąg, który był bardzo spóźniony, zobaczyliśmy kilku japońskich oficerów pijących herbatę. Wszystkie pociągi były przepełnione, ale jakaś siła pchała nas dalej, więc pojechaliśmy. Ledwo udało nam się zdobyć miejsca. Żałowałam, że nie założyłam uniformu czerwonego krzyża, mając na sobie jedyny kostium, jaki posiadałam.
Oh! co to była za niekończąca się podróż. Wszystko było nie tak, ale wreszcie dojechaliśmy do Warszawy!
Cześć 5-ta, Wilno
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa
11 września 1914 roku Laura Turczynowicz wraz z dziećmi (mąż jest w tym czasie w Warszawie) opuszcza Suwałki pociągiem sanitarnym wraz z rannymi żołnierzami. Ponieważ linia kolejowa na Augustów-Grodno/Białystok jest już przejęta przez wojska niemieckie pociąg udaje się w kierunku Olity i Wilna
Pociąg przyjechał o ósmej i zatrzymał się na stacji Olita. Zabierając dwóch żołnierzy i nasze wiadro wody (które służyło do pojenia koni) udałam się do restauracji dworcowej.
Wszyscy tam chcieli poznać najnowsze wiadomości! Wiele osób jechało do Suwałk z Warszawy.
Właściciel zapytał, czego potrzebujemy.
- „Herbaty i chleba”.
Opróżnił dwa samowary do wiadra, osłodził, włożył cytryny i kazał swoim ludziom zanieść tę ambrozję do pociągu, podczas gdy żołnierze nieśli tyle bułek, ile miał i nie chciał wziąć za to pieniędzy!
- „Pani pomaga, czyż nie? Sami będziemy potrzebować pomocy, może Bóg będzie wtedy o nas pamiętał”.
Zdumiewające to było. Potem czas się dłużył, gdy jechaliśmy przez ten piękny wrześniowy poranek, kiedy po naszych doświadczeniach wszystko wydawało się takie ciche. To było tak, jakby sen.
Do Wilna dotarliśmy o pierwszej.
Dworzec WILNO był cichy i uporządkowany, tylko żołnierze wywożeni do innych punktów i liczne pociągi Czerwonego Krzyża mówiły o czasach wojny.
Byliśmy pierwszymi uchodźcami i natychmiast otoczyli nas ludzie, którzy chcieli wiedzieć, co się stało? Panie niosące rannym herbatę, kanapki itp., chciały pomagać przy dzieciach, ale oczywiście nie było to konieczne. Poza tym czym w oczach dziecka jest zwykła kobieta w porównaniu z żołnierzem? Złożyłam meldunek lekarzowi o nocy i śmierci Kozaka w czasie transportu.
Spełniwszy ten obowiązek, mogłam zająć się moimi dziećmi. Bardzo trudno było pożegnać się z żołnierzami, którzy okazali taką troskę podczas tej pełnej wydarzeń podróży pociągiem. Ucałowali mi ręce, życzyłam im z serca szybkiego powrotu do zdrowia i pierwszy etap naszej podróży dobiegł końca.
Zaczęliśmy szukać dorożki. Pani z Czerwonego Krzyża powiedziała mi, który hotel będzie dla nas najlepszy. Dałam żołnierzowi monetę za to, że niósł nasze bagaże, kiedy inny prawie go powalił, wołając: „Jak tak możesz! Aby wziąć pieniądze od Siostry, która przywiozła naszych towarzyszy do Wilna!”.
Po przejażdżce przez to kochane stare romantyczne miasteczko, dotarliśmy do hotelu. Nie wszystko było perfekcyjne, ale po nocy spędzonej w bydlęcym pociągu dla nas było to zachwycające. Wynajęłam dwie sypialnie i salon.
Była jedna łazienka na cały hotel!
Umyliśmy się i zjedliśmy obiad. Zaraz po zjedzeniu czegoś ruszyłam z powrotem na stację z panną Gabryellą. Byliśmy tak zmęczone, i było tak gorąco. Ludzie na ulicach wyglądali na beztroskich i szczęśliwych, ubrani w świeże, modne ubrania.
Stawałam sie coraz bardziej rozdrażniona, ubrania pań wydawały się być ostatnią kroplą która przelała czarę goryczy. Zastanawiałam się, co się dzieje ze mna. Naprawdę wydawało mi się zbrodnią, że ludzie chodzą tak, jakby nic się nie stało, kiedy wszyscy moi bogowie upadli i zostali wdeptani w ziemię. Pamiętam ten stan umysłu podczas jazdy powrotnej na dworzec, nigdy wcześniej ani później się tak nie czułam. Byłam tak zmartwiona, że prawie wpadłam w histerię i czułam, że jeśli nie nadejdą żadne wieści od mojego męża, z pewnością nie będę w stanie znieść tego napięcia. Oczywiście niebezpieczeństwo minęło, więc nie miałam nic, co mogłoby mnie od tego odciągnąć.
Na stacji były tłumy z Suwalszczyzny. Jeden z naszych znajomych zabrał ze sobą tylko laskę! Inny mężczyzna został rozdzielony od swojego czternastoletniego syna i szesnastoletniej córki, na stacji w Suwałkach, pociąg nagle ruszył, kiedy coś przynosili, a biedny ojciec był bliski utraty rozumu, powtarzając wszystkim swoją historię ich utraty.
Cóż, moje drogocenne klejnoty, moje dzieci, były bezpieczne!
Wysłałam długi telegram do Warszawy, opowiadając, tak jasno, jak było to dozwolone, co się stało, i postanowiłam wrócić do dzieci, ale wcześniej pożyczyłam, a raczej rozdałam pieniądze kilku osobom.
Następny dzień ciągnął się ze znużeniem, wszyscy czekali, żyjąc tylko po to, by usłyszeć jakieś lepsze wieści. Miasto szybko zapełniało się uchodźcami. W jednym miejscu, w starym klasztorze, dano im dach do spania i gorącą herbatę. Mieszczanie przynosili już chleb. Uciekinierzy tłoczyli się w tym miejscu i jeśli ktoś chciał znaleźć kogoś z Suwałk, to było miejsce, gdzie trzeba było szukać.
W końcu nadszedł wieczór, a jeszcze więcej ludzi znalazło się pod ich osłoną; tych, którzy do Wilna jechali lub szli piechotą. W naszym hotelu ludzie leżeli na korytarzach. Dzieci okazywały efekty tego wszystkiego, przez co przeszły, były nerwowe, niespokojne i trudne do opanowania. Właśnie ułożyliśmy się na noc, kiedy przyszedł posłaniec od mojego męża. Jakże się ucieszyłam, widząc to drogie pismo, które mówiło mi o jego zmartwieniu wywołanym tą wiadomością.
W nocy znowu żyliśmy w pozornym porządku. O dwunastej następnego dnia miałam jechać na dworzec po męża. Zrobiło się bardzo zimno i padał deszcz. Stacja była pełna ludzi, którzy nie mieli gdzie się podziać. Pociąg spóźnił się cztery godziny, ale w końcu przyjechał i przynajmniej jeden z uchodźców w Wilnie był z tego powodu szczęśliwy.
Następnego dnia chodziliśmy z mężem po różnych ludziach, ale zawsze razem - baliśmy się, że się zgubimy.
Czwartek, pięć i pół dnia po naszym przyjeździe, postanowiliśmy wyjechać do Warszawy. Nasz Komitet był w Warszawie i wydawało się, że można tam zrobić więcej dobrego. W Warszawie mieliśmy dobrze urządzony dom, w którym często nocowaliśmy. Jeszcze raz pospieszne pakowanie. Zabraliśmy ze sobą naszą guwernantkę, pielęgniarkę i kucharkę. Kiedy na stacji czekaliśmy na pociąg, który był bardzo spóźniony, zobaczyliśmy kilku japońskich oficerów pijących herbatę. Wszystkie pociągi były przepełnione, ale jakaś siła pchała nas dalej, więc pojechaliśmy. Ledwo udało nam się zdobyć miejsca. Żałowałam, że nie założyłam uniformu czerwonego krzyża, mając na sobie jedyny kostium, jaki posiadałam.
Oh! co to była za niekończąca się podróż. Wszystko było nie tak, ale wreszcie dojechaliśmy do Warszawy!
Zaloguj się aby komentować