LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 21 Dzieci zdrowieją - Wielkanoc
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne 
Następnej nocy Wanda zachorowała na tyfus i po raz drugi podczas mojej niewoli płakałam, aż zabrakło łez. Znowu ta stara, nieszczęsna historia, którą trzeba przejść, czuwanie w nocy i w dzień. 
Wanda miała zupełnie inną postać gorączki. Po kilku godzinach śpiewnej majaczącej gadaniny zamilkła i nie odezwała się ani nie otworzyła oczu, chyba że ją zmusiłam, przez czternaście dni. Jedyny sposób, w jaki wiedziałam, że żyje, patrząc na nią, to blado- czerwone plamy na jej policzkach. 
Kryzys minął, doszła do siebie szybciej niż jej bracia. Pojawiło się też mleko! Mogłam dostawać dwa kwarty dziennie, ale to kosztowało jednego rubla. Żyd jakoś trzymał dwie krowy. Cenny płyn tyle razy odbierali mojej kucharce żołnierze, chociaż dawała im do zrozumienia, że to dla chorych na tyfus, twierdzili że muszę mieć specjalne pozwolenie na noszenie mleka w spokoju ulicami. Kiedyś moja kucharka znalazła kurczaka! To też zostało jej odebrane. Płakała i złorzeczyła na złodziei, żołnierzy armii okupacyjnej, że powiedziałam jej, że zostanie zastrzelona, jeśli zrozumieją, co mówi. 
Niedługo potem Żyd przyniósł mi pięć kurczaków. Pięć rubli za sztukę! Gdybym mogła je zatrzymać, byłyby jajka dla dzieci. Więc kazałam je zamknąć w naszej pięknej bibliotece. Gnieździły się na ładnych, starych półkach, drapały książki, a mnie to nic nie obchodziło ani nie miałam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Te rzeczy się skończyły, zniknęły z mojego życia. 
Potem mogliśmy kupić więcej jedzenia. Ziemniaki miały wysoką cenę, podobnie jak drewno. Wreszcie nadszedł dzień, kiedy Władek wstał z łóżka. Był taki wysoki, z nogami jak ołówki, nie przypominał mojego ślicznego chłopca. I głodny! Suchary się skończyły, ale Władek mógł zjeść tłuczone ziemniaki. Jak on błagał o różne rzeczy do jedzenia.
Był Wielki Tydzień. Dzieci już próbowały się bawić, siedząc podparte poduszkami w oknach, obserwując strumienie żołnierzy, wozów, dział i rannych. Bitwa była coraz głośniejsza. Pojawiła się nadzieja, że Rosjanie przyjadą na Wielkanoc, ale zamiast tego przybyły nowe wielkie posiłki dla Niemców. Znaki tyfusowe chroniły mnie przed kwaterowaniem wojska, ale reszta miasta była przez nie zajęta. W wielkanocne popołudnie miałam dwóch gości, jednego z naszych księży i niemieckiego generała, który kwaterował poprzednio w moim domu. Generał powiedział, że w Suwałkach jest bardzo niewygodnie, więc pomyślał, że przyjedzie zobaczyć, jak sobie radzimy? 
Jeśli wkrótce zostanie zniesiona kwarantanna to znowu będzie można zająć u mnie dobre kwatery. Polski ksiądz i niemiecki generał rozmawiali wspólnie o moich sprawach i w wyniku rozmowy moich gości napisałam pierwszą prośbę o pozwolenie na opuszczenie Suwałk. Z każdym dniem życie stawało się dla mnie coraz trudniejsze. Dzieci były wygłodniałe i potrzebowały delikatnego, pożywnego jedzenia, nie tylko ziemniaków i mleka, którego nie zawsze były dwie kwarty, choć płatne. Czarny chleb kosztował ogromnie dużo, ale od czasu do czasu można go było dostać, Żydzi żądali nawet trzech rubli za bochenek! Tego chleba nie można było dawać chorym na tyfus, o co prosiły dzieci. 
Kiedyś zobaczyłam na ulicy żołnierza wgryzającego się w pomarańczę, jakby pomarańcza była całkiem zwyczajną potrawą na Suwałkach, dałbym wszystko pod słońcem, żeby dostać tę pomarańczę dla dzieci, ale musiałam się cieszyć, że mają ciepło i mają mleko i ziemniaki.
9c6d2caf-1676-4757-8e7c-844bad4a370d

Zaloguj się aby komentować