LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. "When the Prussians Came to Poland. The Experiences of an American Woman during the German Invasion" - wydana w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 8 Podróż do Suwałk
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
W dniu 22 października pozwolono mi pojechać do Suwałk, mając dużo instrumentów, które zostały zakupione i opłacone w Warszawie jeszcze za czasów istnienia naszego szpitala. Takich sprzętów potrzebowano w Suwałkach, a ja tęskniłam za powrotem do pracy w szpitalu. Pomagałam tylko sporadycznie, głównie w pociągach sanitarnych.
Ze względu na pośpiech nie jechałam wolno jadącymi pustymi pociągami Czerwonego Krzyża. Dzieci były w doskonałych rękach i całkiem możliwe, że wyjechałam na tydzień lub dłużej.
W Witebsku stacja była pełna ludzi szykujących się na front, teraz armia rosyjska była daleko w Prusach.
Moja podróż do Wilna była dość spokojna i tam musiałam czekać kilka godzin na pociąg do Suwałk; wystarczająco długo, aby zobaczyć nasze mieszkanie i wielu ludzi, którzy byli naszymi współuchodźcami. Jak dotąd nie zachęcono ich do powrotu. Pociąg odjeżdżał o szóstej wieczorem. Co za osobliwa mieszanka wszelkiego rodzaju i stanu ludzi, żołnierzy, cywilów, Żydów zajmujących się handlem itp. Wszystko szło dobrze, aż dotarliśmy do Olity, miejsca, gdzie ten człowiek podawał herbatę i świeży chleb ludziom pod moją opieką; tutaj również mieli kłopoty, a miasto wydawało się bardzo opustoszałe. To nie było dobre miejsce, żeby zostać wyrzuconym o pierwszej w nocy z pociągu. Podróżowaliśmy tak wolno, a tu ani śladu pociągu w dalszą drogę.
Na stacji było wielu Kozaków czekających na wysłanie ich z końmi na front. Ich kapitan był bardzo miły, gdy moja towarzyszka, żona lekarza, wyjaśniła, że niosę instrumenty do szpitala w Suwałkach, nakrzyczał na zawiadowcę stacji, mówiąc, że musi być pociąg, na który Kozacy mają dość czekania i że my mamy zająć miejsce w tym pociągu.
Ustawiono pociąg i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiło się wielu nędznie wyglądających Żydów; zawiadowca stacji został zmuszony do sprzedaży biletów.
Wyruszyliśmy ale zamiast szybko dotrzeć do Suwałk, czekaliśmy godzinami, a potem jechaliśmy przez chwilę i znów czekaliśmy. I tak przez cały dzień i wieczór, i to nawet w niewielkiej odległości od Suwałk. Ale już widzieliśmy ślady wojny, krzyże wystające na tle nieba, oznaczające miejsca, w których leżeli zabici.
Całą noc znowu czekaliśmy, aż zesztywniali z zimna, ale o wpół do szóstej rano naprawdę naprawdę dojechaliśmy do Suwałk. Zniszczoną linię kolejową właśnie odbudowano w pośpiechu.
Ciekawy był ten powrót! Stara stacja została zniszczona, ale nadal pełna ludzi. Wielu wyjeżdżało z Suwałk; tych, którzy byli tam w czasie okupacji niemieckiej. Pojazdów tam oczywiście nie było! Nalegając, by ruszyć pieszo, choć było ciemno, pogrążyliśmy się w mroku na drodze tak wyboistej, że doceniliśmy trudności, jakie napotkał pociąg.
Było wiele rzeczy, które przykuwały naszą uwagę; zrujnowane domy, zerwane płoty. Wszystko nie tam, gdzie należało. Maszerujące wojska, które błyskawicznie utorowały nam drogę, skwapliwie doradzając, jak unikać pułapek. Zgromadzili się wokół nas z zaciekawieniem oficerowie i żołnierze.
Robiło się coraz mniej ciemno, gdy dotarliśmy w okolice naszego dawnego domu, ale nie mając odwagi iść tam bez odrobiny odpoczynku i przygotowania, udałam się najpierw z żoną lekarza do jej domu. Jej mąż obozował w ich bardzo uroczym domu. Kucharka miała prawdziwy wyraz „wojny” wypisany na twarzy, taki sam wyraz twarzy muszą mieć ci, którzy przeżyli trzęsienie ziemi. Była jednak bohaterką, bo kiedy oficerowie niemieccy wyszli, bez pożegnania i podpalili dom - jeden wylał zawartość lampy na środek łóżka i podpalił zapałkę - ona, ukrywając się w szafie z obawy, że zostanie zabrana ze sobą, dostrzegła ten uroczy sposób odwdzięczenia się za gościnę i ugasiła pożar. Ręce miała okropnie poparzone, ale jej postawa była godna pozazdroszczenia. Dom prawie nie nadawał się do zamieszkania, ale przynajmniej dostaliśmy kawę.
Na zdjęciu poniżej zniszczony most kolejowy (obecnie wiadukt) w Łowiczu. Niemcy wysadzili go w czasie odwrotu spod Warszawy pod koniec października 1914 roku. Jak na ironię, Łowicz pod koniec listopada 1914 został ponownie zdobyty przez Niemców i był przez nich okupowany aż do końca wojny.
W podobny sposób była zniszczona linia kolejowa z Olity do Suwałk
Cześć 8 Podróż do Suwałk
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
W dniu 22 października pozwolono mi pojechać do Suwałk, mając dużo instrumentów, które zostały zakupione i opłacone w Warszawie jeszcze za czasów istnienia naszego szpitala. Takich sprzętów potrzebowano w Suwałkach, a ja tęskniłam za powrotem do pracy w szpitalu. Pomagałam tylko sporadycznie, głównie w pociągach sanitarnych.
Ze względu na pośpiech nie jechałam wolno jadącymi pustymi pociągami Czerwonego Krzyża. Dzieci były w doskonałych rękach i całkiem możliwe, że wyjechałam na tydzień lub dłużej.
W Witebsku stacja była pełna ludzi szykujących się na front, teraz armia rosyjska była daleko w Prusach.
Moja podróż do Wilna była dość spokojna i tam musiałam czekać kilka godzin na pociąg do Suwałk; wystarczająco długo, aby zobaczyć nasze mieszkanie i wielu ludzi, którzy byli naszymi współuchodźcami. Jak dotąd nie zachęcono ich do powrotu. Pociąg odjeżdżał o szóstej wieczorem. Co za osobliwa mieszanka wszelkiego rodzaju i stanu ludzi, żołnierzy, cywilów, Żydów zajmujących się handlem itp. Wszystko szło dobrze, aż dotarliśmy do Olity, miejsca, gdzie ten człowiek podawał herbatę i świeży chleb ludziom pod moją opieką; tutaj również mieli kłopoty, a miasto wydawało się bardzo opustoszałe. To nie było dobre miejsce, żeby zostać wyrzuconym o pierwszej w nocy z pociągu. Podróżowaliśmy tak wolno, a tu ani śladu pociągu w dalszą drogę.
Na stacji było wielu Kozaków czekających na wysłanie ich z końmi na front. Ich kapitan był bardzo miły, gdy moja towarzyszka, żona lekarza, wyjaśniła, że niosę instrumenty do szpitala w Suwałkach, nakrzyczał na zawiadowcę stacji, mówiąc, że musi być pociąg, na który Kozacy mają dość czekania i że my mamy zająć miejsce w tym pociągu.
Ustawiono pociąg i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiło się wielu nędznie wyglądających Żydów; zawiadowca stacji został zmuszony do sprzedaży biletów.
Wyruszyliśmy ale zamiast szybko dotrzeć do Suwałk, czekaliśmy godzinami, a potem jechaliśmy przez chwilę i znów czekaliśmy. I tak przez cały dzień i wieczór, i to nawet w niewielkiej odległości od Suwałk. Ale już widzieliśmy ślady wojny, krzyże wystające na tle nieba, oznaczające miejsca, w których leżeli zabici.
Całą noc znowu czekaliśmy, aż zesztywniali z zimna, ale o wpół do szóstej rano naprawdę naprawdę dojechaliśmy do Suwałk. Zniszczoną linię kolejową właśnie odbudowano w pośpiechu.
Ciekawy był ten powrót! Stara stacja została zniszczona, ale nadal pełna ludzi. Wielu wyjeżdżało z Suwałk; tych, którzy byli tam w czasie okupacji niemieckiej. Pojazdów tam oczywiście nie było! Nalegając, by ruszyć pieszo, choć było ciemno, pogrążyliśmy się w mroku na drodze tak wyboistej, że doceniliśmy trudności, jakie napotkał pociąg.
Było wiele rzeczy, które przykuwały naszą uwagę; zrujnowane domy, zerwane płoty. Wszystko nie tam, gdzie należało. Maszerujące wojska, które błyskawicznie utorowały nam drogę, skwapliwie doradzając, jak unikać pułapek. Zgromadzili się wokół nas z zaciekawieniem oficerowie i żołnierze.
Robiło się coraz mniej ciemno, gdy dotarliśmy w okolice naszego dawnego domu, ale nie mając odwagi iść tam bez odrobiny odpoczynku i przygotowania, udałam się najpierw z żoną lekarza do jej domu. Jej mąż obozował w ich bardzo uroczym domu. Kucharka miała prawdziwy wyraz „wojny” wypisany na twarzy, taki sam wyraz twarzy muszą mieć ci, którzy przeżyli trzęsienie ziemi. Była jednak bohaterką, bo kiedy oficerowie niemieccy wyszli, bez pożegnania i podpalili dom - jeden wylał zawartość lampy na środek łóżka i podpalił zapałkę - ona, ukrywając się w szafie z obawy, że zostanie zabrana ze sobą, dostrzegła ten uroczy sposób odwdzięczenia się za gościnę i ugasiła pożar. Ręce miała okropnie poparzone, ale jej postawa była godna pozazdroszczenia. Dom prawie nie nadawał się do zamieszkania, ale przynajmniej dostaliśmy kawę.
Na zdjęciu poniżej zniszczony most kolejowy (obecnie wiadukt) w Łowiczu. Niemcy wysadzili go w czasie odwrotu spod Warszawy pod koniec października 1914 roku. Jak na ironię, Łowicz pod koniec listopada 1914 został ponownie zdobyty przez Niemców i był przez nich okupowany aż do końca wojny.
W podobny sposób była zniszczona linia kolejowa z Olity do Suwałk
Zaloguj się aby komentować