#refleksje

0
24

Granice „grzecznego dziecka”


Wiele mówi się o granicach, jak to warto je mieć, żeby nie dawać ich naruszać i w ogóle. Wtrącę tu swoje kilka groszy, bo jestem z tej strony, której granice były co najmniej naruszane.


Od kiedy pamiętam miałem problem z granicami.
Gdzieś do 6-7 roku życia nie odczuwałem głodu, z najedzenia, albo nie potrafiłem go odczuć. Pamiętam nawet sytuację, w której zapytałem jak odczuwa się głód, gdy poczułem go pierwszy raz świadomie. Zawsze jednak byłem „niejadkiem”, który „nie wstaniesz od stołu dopóki nie zjesz” albo „nie po to tyle stoję przy garach żebyś zimne jadł”* tudzież inne podobne teksty. Byłem zatem zmuszany do odpuszczania swoich granic pod tytułem „nie jestem głodny”.
Zdarzyło się kilka razy, że gdy czegoś nie chciałem zrobić dla kogoś, to byłem „nieużytkiem”.
[* swoją drogą ciekawe jest, że w wielu domach padały podobne słowa, choć nikt nie spisał księgi wyrzutów słowno-kuchennych ]


Generalnie mam takie odczucie, że nie liczyło się moje zdanie i nastąpiło to tak wiele razy, że… właściwie nie przeszedłem buntu nastolatka. Gdzieś od gimnazjum postanowiłem, że nie będę sprawiał rodzicom więcej kłopotów niż mają i będę bezkolizyjny. Dla nich na pewno super, dla mnie z dłuższej perspektywy gorzej.


W testach MBTI wychodziła mi asertywność, w życiu… nie do końca. Jeśli sytuacja wymaga obrony własnych granic albo ich stawiania, to jest to bardzo trudne w czasie rzeczywistym, bez logicznego kalkulowania. Dlatego też moja była miała łatwe zadanie, by wspiąć się na szczyt mojej głowy, umościć tam gniazdko, sterować i wyrzucić kukiełkę, kiedy się znudziła.

Nie powiem, pojawia mi się jakiś intuicyjny sygnał, że coś jest nie tak, gdy ktoś depcze mi po odcisku. Szkopuł w tym, że jest słabo wyczuwalny i mu nie ufam. To zaufanie będzie tematem następnego wpisu.


#refleksjemacgajstra #psychologia #refleksje #samorozwoj #emocje #zycie #doswiadczenia #psychoterapia

Zaloguj się aby komentować

Pierwszy raz film "Siła spokoju" obejrzałem w 2016 albo 2017 roku. Znając tę "zasadę" dobrego życia tak długo sądziłem, że ją stosuję, a na pewno znam, więc przecież to działa. Przynajmniej przed izotekiem. Jedną z nauk jest, w uproszczeniu, żeby odpuścić rozmyślanie o przeszłości i przyszłości, a zacząć żyć tu i teraz. Przez ostatni rok, a raczej więcej, trudno mi było nie martwić się przyszłością. Izotek rozorał jeszcze przeszłość, więc miałem problem w obie strony.


Wczoraj, siedząc rano w pracy, zmieniło się moje postrzeganie zasad co do "przeżuwania" przeszłości i przyszłości. Nie tylko wiedziałem to umysłem logicznym, ale również poczułem sens. Nawet nie wiem jak to inaczej opisać, bo to abstrakcja.


Na tym właśnie polega moja terapia, żeby czuć, nie tylko rozumieć.


Popatrzyłem na to co robią mi te myśli nieco z boku. Co daje mi martwienie się, że 10 kilometrów dalej, w domu rodzinnym, dzieje się coś niedobrego ze zdrowiem rodziców (ten lęk nabyłem przez izotek), skoro nie jestem w stanie ani natychmiastowo im pomóc, ani wpłynąć na to żeby czuli się lepiej? Przede wszystkim nie wiem jednak jak się czują, bo może nawet nic złego się nie dzieje. Tymczasem ja zamartwiam się, angażuję swoje nerwy, jedynie w imię masochizmu. Byłem myślami oddalony od swojego otoczenia, nawet siebie, byle tylko mieć jakieś nikłe poczucie kontroli nad sytuacją.

Uświadomienie tego dało mi lekki zastrzyk szczęścia (bo coś rozwiązałem), ale także zdjęło duży ciężar, który nakładałem na siebie.


https://www.youtube.com/watch?v=cFbbV5a1Dds


#refleksjemacgajstra #psychologia #refleksje #samorozwoj #emocje #zycie #doswiadczenia #psychoterapia

Zaloguj się aby komentować

Style przywiązania


Teoria wstępna: wyróżniamy cztery style – bezpieczny (czyli ten fajny), unikający, lękowy (ambiwalentny), zdezorganizowany. Te trzy ostatnie to niefajen. Myślę, że nazwy mówią same za siebie, a w razie co odsyłam do internetuf.


Chciałbym powiedzieć „mój styl to bezpieczny, wszystko jest fajnie”, ale nie mogę. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że prawdopodobnie mam styl unikający. Zapytasz – ale czego unikający? Przywiązania. Paradoks.
Z jednej strony bliskość jest dla mnie celem, z drugiej wizja jej osiągnięcia to odsłonięcie tego, co przez całe życie obudowywałem betonem. Ten beton ma chronić przed uszkodzeniem delikatnego „ja”.


Kolejny paradoks – z zewnątrz wygląda jakbym wszystko miał pod kontrolą, był spełniony, zaangażowany w różne ciekawe rzeczy. Wewnątrz jednak kryje się przestraszone dziecko, którego potrzeby nie zostały spełnione wcale lub w odpowiedni sposób. Dotyczy to głównie negatywnych i „trudnych” emocji. Jak konkretnie – nie pamiętam, bo styl kształtuje się podobno w wieku dwóch-trzech lat. Nie było sensu pokazywać swoich trudów, skoro nikt nie podejmował na nie jakiejś reakcji. Nie da się pamiętać rzeczy, które się nie wydarzyły, a takimi było niereagowanie na emocje dziecka. Trudno zatem wyłuskać ten kluczowy moment i go naprawić.


Dlaczego to nie działa
Związek, to (dla mnie) całkowite odsłonięcie się, z emocjami, pragnieniami, lękami, po prostu wszystkim. Gdzieś na drodze życia nauczyłem się, że moje potrzeby nie są aż tak ważne, a może nawet były wzgardzane lub wyśmiewane [patrzy w kierunku byłego związku]. Ukrycie ich jest metodą obrony przed powtórzeniem tego zranienia. Ot mechanizm „walcz lub uciekaj” w praktyce.
Nie da się zbliżyć do drugiego człowieka nie pokazując siebie. Nie da się stać zależnym od drugiego człowieka, gdy podświadomie wyznaje się zasadę niezależnego bastionu. Dochodzi do tego rzecz wtórna, o tym samym podłożu – perfekcjonizm.


Wiem jednak, że to pragnienie i jednoczesny strach przed jego spełnieniem prowadzą na manowce. Jest to także wielki bagaż, który hamuje mnie przed chociaż namiastką szczęścia. Wiem też, że potrafię pokochać, znam to uczucie i chcę go dla siebie i nie tylko. Potrafię opiekować się drugą osobą, także emocjonalnie, mam jednak problem dać się zaopiekować. Mam tę swoją przypadłość, która objawia się np. chęcią ucieczki jeśli jakaś kobieta okaże się zainteresowana mną (np. na sympatii, raz czy dwa); marzeniami o bliskości bez działań do ich spełnienia; wynajdowaniu kobiet, z którymi mógłbym być, ale [dowolny powód dlaczego nie].


Pewnie da się zauważyć, że ten wpis jest bardziej oparty na faktach. Pisząc go przeżywam emocje – konflikt między tym co chcę, a co dostaję.


Znam, nie stosuję:
A warrior is not about perfection, or victory, or invulnerability. He's about absolute vulnerability. That's the only true courage.


https://www.youtube.com/watch?v=IpsxpuXg64E


[grafika ze strony www.superego.com.pl]


#refleksjemacgajstra #psychologia #refleksje #samorozwoj #emocje #zycie #doswiadczenia #psychoterapia

4272d96a-05b4-4d8e-b3af-12183e466231

Zaloguj się aby komentować

Odkrywanie emocji


Jeszcze przed związkiem, ówczesna niedoszła była powiedziała mi słowa „ty jesteś jak robot, nie masz emocji”.

W sumie coś by w tym było. Mało czułem, nie potrzebowałem tego, działałem automatycznie, nieświadomy uczuć czy emocji. Dziś wiem, że to gruba nieprawda, że nie mam emocji. Mam, silne, nawet potrafię je wywoływać, ale uczę się ich integracji w dniu codziennym.


Etap „ślepca” emocjonalnego określiłbym jako życie w jakimś stopniu na autopilocie. Robiłem co chciałem, żyłem jak chciałem, ale także unikałem szans czy wręcz torpedowałem swoje możliwości. Niby wybierałem dobrze dla siebie, w tamtym momencie, ale było to sterowane schematami z przeszłości, głównie strachem przed nieznanym, zwykłym brakiem zaufania do siebie i innych.


W trakcie związku niby coś tam wspólnie uczyliśmy się na tematy psychologiczne, jednak nie było łatwo. Zamiast pola do otwarcia się, poznania siebie, rozwoju, otrzymałem emocjonalną roller coaster kolejkę górską.
Zamknąłem się w sobie, musiałem. Tylko ten sposób znałem i niby-działał. Po dwóch latach powiedziałem basta, ale nie byłem w stanie utrzymać swojego zdania. Nie naciskała, po prostu podobne huśtawki emocjonalne poznałem już w domu, nie było to coś tak strasznego jak dla osoby nieznającej takich działań. No, to skoro znam to, to przecież tak źle nie jest, nie? Błąd. Przez kolejny rok pożerało mnie poczucie winy, w jakie wpędziłem się sam, patrząc jak ona przy pierwszym rozstaniu zalewa się łzami. Wiecie, koń na białym rycerzu, kobieta nie może płakać, a jak płacze to twoja wina i musisz ją ratować.
Po łącznie trzech latach to ona powiedziała „koniec”. Mnie już w sumie było wszystko jedno, jedyne co pamiętam z wtedy to strach. Na sygnał SMS-a podskakiwałem wewnętrznie. Po dwóch latach (2020/2021) byłem już mniej więcej sobą, ale za to zaczęło się srać w pracy (wyczuwałem, że mnie wyrzucą na 1,5 roku przed zarządcami).
W tamtym momencie już coś tych emocji miałem liźnięte. Niestety niewystarczająco.


Nigdy nie umiałem ukrywać negatywnych emocji, choć powstrzymywałem się od reagowania zgodnie z nimi. Jakbym miał to do czegoś porównywać, to chyba do jednoczesnego wciśnięcia hamulca i gazu w podłogę oraz zaciągnięciu ręcznego, gdy samochód jest na biegu. Wewnątrz zawsze się kotłowało, wystarczyła iskierka, co było widać, ale na zewnątrz nie było innej reakcji. Kilka razy w życiu dałem sobie możliwość na złość, ale to było na pewno mniej niż pięć sytuacji. Dominowała relaksacja mięśni twarzy, wzrok mówiący „nie przetrwasz tego, głupcze”

Dużo lepiej w realizacji wychodziła mi wojna podjazdowa, gdzie trzeba coś zaplanować. Na przykład na studiach udupiłem z jednego przedmiotu swoją podgrupę jak mi zaszli za skórę. Za powtarzanie płaciłem z przyjemnością :3


A teraz, gdy grzebię sobie na terapii w głowie, jest smutno, straszno, a przy znalezieniu przyczyny już przyjemniej.
Z czego wziął się brak przyzwolenia na wyrażanie i odczuwanie emocji? To wyjdzie w następnych odcinkach


#refleksjemacgajstra #psychologia #refleksje #samorozwoj #emocje #zycie #doswiadczenia #psychoterapia

Zaloguj się aby komentować

Somatyzacja


Mawiają, że alkoholik musi sięgnąć dna żeby zobaczyć swoją sytuację i próbować się od niego odbić. Cóż, alkoholu nie pijam od dawna, tak żeby wypić-wypić to były 2-3 razy w całym życiu i to butelka desperadosa albo puszka nawet już nie pamiętam czego. Z jednej strony nigdy mi nie smakował, z drugiej raczej zawsze obawiałem się urobienia „na smutno” i wylania tak naprawdę nie wiem jakich i których smutków.
Tak czy inaczej, moim alkoholem spychającym na dno był #izotek. Nie pierwszy to kopniak życiowy, bo wcześniej jeszcze była była


Zrobiło mi się bardzo źle w głowę, a mam jakiś mechanizm próbujący jednak wyciągać mnie z gówna. Załatwiłem terapię, prywatnie, bo NFZ leczy czasem (czas oczekiwania dwa lata i to bez gwarancji).
Minęło siedem miesięcy. Izotek zszedł, ale warstwa kałowa pozostała. Ten „lek” po prostu uwidocznił spychane przeze mnie problemy, a ja, zamiast je spowrotem przykryć pleśniową kołderką, rozgrzebuję i drążę na terapii.


Zawsze miałem siebie za spokojnego człowieka, bardzo rzadko dążyłem do konfliktu, częściej nawet ustępowałem żeby do takiego nie doszło. Podczas terapii wyszło jednak, że bardzo chętnie i często używam sarkazmu i to nie takiego lekkiego. Kpiłem ze wszystkiego, ale wpadały też jazdy po samym sobie jako umniejszanie w różnych kategoriach. Usłyszałem wtedy, że muszę być permanentnie wkurzony, skoro tak używam języka. Zdziwiło mnie to trochę, przecież jest wszystko w porządku, żyłem dotychczas spokojnie. Ja, wkurzony? To się zdarza bardzo rzadko…

W trakcie spotkań i między nimi wychodziły jeszcze inne kwiatki. Mimowolne skurcze mięśni, takie bolesne, choć krótkotrwałe, szorowanie językiem o zęby przy przełykaniu, tiki powieką, globus hystericus, podgryzanie warg, skubanie skórek przy paznokciach, ból głowy z napięcia mięśni o których nawet nie wiedziałem, ból w klatce piersiowej i na tej samej wysokości w plecach.


Po tym można było stwierdzić, że to nie zdenerwowanie – wkurzenie, a stres lękowy. Permanentny. Sposób przełykania na uszkadzający język zmieniłem… w #elektrokolchoz, kiedy pojawiło się wymaganie żebym zrobił trzy rzeczy jednocześnie w tydzień i nie było siły, która by przetłumaczyła jak idiotyczny to jest przykaz. To będzie ponad trzy lata temu. TRZY lata uszkadzania sobie języka przez janusza.

Zrobiłem nawet niedawno badania kortyzolu z krwi. Spodziewałem się, że jest wysoki, bo objawy fizyczne były bardzo mocne. Wyszło 40 ponad górną normę. Wreszcie w coś wygrałem


Jak to jest, że nie czuję tego lęku, zapytasz. Ja odpowiem: nie wiem. Całe moje życie to nieświadomość emocji, nieświadomość tego, że ciągle boję się czegoś nieokreślonego. Przyzwyczaiłem się… Nigdy też nie byłem po tej drugiej stronie, gdzie rzeczywiście można poczuć się spokojnie, więc nie mam porównania.


#refleksjemacgajstra #psychologia #refleksje #samorozwoj #emocje #zycie #doswiadczenia #psychoterapia

Zaloguj się aby komentować

Mam takiego kolegę, który kilka lat temu usłyszał słowa „jesteś najbardziej normalną osobą, jaką znam”. Coś jednak ciągle jest nie tak, coś go gryzie, a przez to i on potrafi bezwiednie gryźć innych. Ma pracę, sam wynajmuje mieszkanie, ma hobby, udziela się społecznie, ma znajomych, nie narzeka na brak czasu, miał niby fajne i spokojne dzieciństwo, a mimo wszystko jest samotny fizycznie i psychicznie. Przybiera maski, dostosowuje się, nie szkodzi innym, lecz szkodzi sobie.

To będzie nieregularna seria wpisów, które być może komuś pomogą. Rozgość się w mojej głowie pod tagiem

#RefleksjeMacgajstra


#psychologia #refleksje #samorozwoj #emocje #zycie #doswiadczenia #psychoterapia

Zaloguj się aby komentować

#nostalgia #refleksje #hejto40plus #lata90 #wakacje

Mimo, że szkołę skończyłem w roku szkolnym 2001/2002 to koniec wakacji zawsze budzi we mnie sporo przemyśleń i włącza przycisk z napisem "nostalgia". Od kiedy pamiętam miałem wrażenie, że każde wakacje są jakimś istotnym etapem dorastania. To w wakacje poznawałem nowych ludzi, co wymagało ode mnie sporego wysiłku, jako że zawsze byłem raczej introwertykiem. W wakacje nabywałem nowe umiejętności, rozwijałem zainteresowania, pojawiały się nowe zajawki. Wakacje, to pierwsze poważne kontakty z dziewczynami, imprezy, wyjazdy na festiwale, próby z zespołem, który nigdy nie wyszedł z garażu, bieganie do wieczora po boisku, wypady rowerowe za miasto a to wszystko w oparach kompletnej wolności i poczucia, że następnego dnia można zacząć te wszystkie rzeczy robić od nowa. To w wakacje pierwszy raz wróciłem do domu nad ranem, pierwszy raz poważnie imprezowałem, zaliczyłem pierwszy wyjazd z kumplami na koncert. Rok szkolny jawił się jako koszmar.


Zdjęcie wykonane wczoraj na spacerze w pobliżu mojego rodzinnego miasteczka.

0a72d639-3d8f-4885-b6ea-355c766b2a08
nevar4

@WatluszPierwszy mam tak samo. Ten przełom sierpnia i września ma w sobie to coś nawet teraz gdy nie chodzę od szkoły tylko do pracy

Zaloguj się aby komentować

kurde, chyba #refleksje


Przemija obraz świata? Nie: Przemija postać świata. Wszystko umiera. Nawet miejsca, które kiedyś były.. miejsca, których byliśmy szczęśliwi. One też. Niszczeją, walą się, są rozbierane. Ludzie, z którymi mamy wspólne wspomnienia. Mieliśmy, bo teraz mamy tylko wspomnienia, w których występują oni. Świętej pamięci.

Nawet te wspomnienia, które mamy umierają powoli. Są bledsze i chłodniejsze i pewnego dnia powstaje pytanie "Dlaczego to było ważne? Dlaczego tyle lat to było ważne?? Przecież to nic nie znaczy. Wspomnienie, które nie rozgrzewa serca, nie zatrzymuje oddechu. Wspomnienie nieistotne". Leżą więc zimne i już niezrozumiałe, by umrzeć ostatecznie, kiedy umieramy my.

Wiecie, że z częścią was umrą nie tylko wspomnienia waszych miłości czy dobrych żartów albo wielkiego płaczu po stłuczeniu kolana, ale też np piosenka z czołówki filmu, jaki oglądaliście mając pięć lat. Nie ma jej już nigdzie. To nie jest prawda, że w internecie nic nie ginie. Ona jest jeszcze tylko w pamięci waszej i kilku tysięcy innych. To dużo? Kilkaset tysięcy umiera ludzi w Polsce rocznie. Spokojnie. Jeszcze pożyjecie, ale wszystko umiera. Więc umrze i ta piosenka, jak umarło ich dziesiątki tysięcy na przestrzeni historii Świata.


I w związku z tym, mam dla was ofertę. Tanie cyfrowe dyktafony, na które możecie nagrać takie właśnie stare...


Nie. Nie mam. To tylko żart. To, że wszystko umiera żartem nie jest, chociaż nie jest też tragedią. Jest smutne, kiedy umiera piesek, kotek albo... ktoś.. Bardzo smutne czasami.


I to tyle. Tak mi przyszło do głowy, bo tu się wymieniam na Telegramie linkami do plików STL i niektóre są śmieszne


dodatkowo #im14andthisisdeep oraz #grafomania


EDIT: Jeszcze fotka miała być, bo była też inspiracją


Dobrej nocy

ebb83d08-deda-4fe9-9366-7f957512961a
ErwinoRommelo

“Proszę tu podpisać ten protokół zniszczenia

Co było wszystkim niegdyś co dziś nie ma znaczenia

Co siedzi na ramieniu co pisane każdemu

Co w świetle zimnych gwiazd i co w milczącym kamieniu

Proszę tu pokwitować swoim palcem na wodzie

Co było niewyraźne w życia kalce na co dzień

Co wie każdy przechodzień a co już zapomniane

Co w słońcu lśni jak Zakopane w nim pani z panem

Co było w tamtych oczach na starych fotografiach

Dawało cień uśmiechu a od czego szlag trafiał

Co wprawiało w harmonie co grzało zimne dłonie

Co zachwycało nagle jak chmury na nieboskłonie

Jak po deszczu większy potok

Nadali diabli mniejszy kłopot

Jak po flaucie żagli pierwszy łopot

Co w kształcie zapomnianych imion

Wzruszanych potokami znamion

Co zbyte wzruszeniami ramion

Co było w świecie ramion i talii linii

Co było w zgiełku miast co w milczeniu pustyni

Co było w ciał komunii i na ognia linii

Co było w oczach graczy? Kto dziś pamięta wynik?”

Michot

@KLH2 Szybko, szybko, lećmy, bo jeszcze dotrze do nas, że to bez sensu. Że na końcu i tak odejdziemy i nic nie zostawimy.

Zaloguj się aby komentować

#refleksje i #przemyslenia i będzie #wulgaryzmy <-- jedna sztuka, bo cytat (dwie, bo jeszcze "k⁎⁎wa" padła)


Od dłuższego już czasu obserwuję taką rzecz. Staram się dowiedzieć, co tam na świecie i wchodzę na jakąś interię (na onet nie wchodzę już, bo nie mam 59 zł) i przeglądam te wiadomości różne i większość to tam jest o jakichś, k⁎⁎wa, ludziach, co ich nie znam i nie chcę znać, celebrytach i aktorkach serialowych, ale nawet jak są to takie bardziej "prawdziwe" wiadomości, to albo wchodzę w tego linka i wtedy sobie to uświadamiam albo po samym nagłówku dochodzę do wniosku, że (i tu cytat - dosłownie w tych sytuacjach te słowa cisną mi się na usta)


w c⁎⁎ju to mam


I przewijam dalej i zatrzymuję się na kolejnym i to samo. Czasem moje przeglądanie portali informacyjnych kończy się tym, że niczego się nie dowiem, bo czy to nagłówek czy pierwsze zdanie "artykułu" kończy się takim podsumowaniem.


Czy to jest normalne?

bartek555

Czy to jest normalne?

w c⁎⁎ju to mam

AlvaroSoler

@KLH2 niestety tak działają oparte na clickabitach albo gówno wiadomościach portale. Szczerze mówiąc ja wolę obejrzeć wydarzenia o 18:50 na Polsacie i w 15 min mniej więcej wiem co się ważnego dzieje na świecie.

mordaJakZiemniaczek

I dobrze. Utarło się, że człowiek ynteligenty to powinien wiedzieć co się w świecie dzieje i oglądać wiadomości. A w wiadomościach o tym, że pali się w USA, w Niemczech komuś auto ukradli a na Filipinach słoń się zesrał. Jakie to ma znaczenie dla przeciętnego Polaka? A nawet jeśli jakiś krach czy kataklizm odbije się np. na naszej gospodarce, to co z tym zrobisz?

Zaloguj się aby komentować

#refleksje #bronpalna


Miałem coś pisać o naturalnej ludzkiej skłonności ludzi do zabijania innych przedstawicieli swojego gatunku, o religii i innych takich, ale mi się nie chce.

Napiszę, że szkoda i że wolałbym widzieć ten uśmiech w "normalnej" sytuacji. Ale nie, że sobie bym tego życzył tylko jej.

I wszystkim innym podobnym. W podobnych miejscach na świecie. Żeby mieli życie, jak w krajach, gdzie wydarza się "okropna tragedia", a nie w krajach, gdzie "cóż, takie jest życie".

Podobno już nie żyje, ale przeczytałem to w internecie, a niby skąd ktoś w internecie miałby to wiedzieć.


Tu, jak widać, niewiele brakowało. Niewiele brakowało, żeby był to filmik, którego nie chcą oglądać normalni ludzie.


https://streamable.com/lxfpw0

Millionth_Visitor

Tym swd można co najwyżej powkurwiac jamnika albo strzelać po samochodach w akcie wandalizmu

Zaloguj się aby komentować

Kot w pustym mieszkaniu


Wisława Szymborska

(27.07.1923-01.02.2012)


Umrzeć - tego się nie robi kotu.

Bo co ma począć kot

w pustym mieszkaniu.

Wdrapywać się na ściany.

Ocierać między meblami.

Nic niby tu nie zmienione,

a jednak pozamieniane.

Niby nie przesunięte,

a jednak porozsuwane.

I wieczorami lampa już nie świeci.


Słychać kroki na schodach,

ale to nie te.

Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,

także nie ta, co kładła.


Coś sie tu nie zaczyna

w swojej zwykłej porze.

Coś się tu nie odbywa

jak powinno.

Ktoś tutaj był i był,

a potem nagle zniknął

i uporczywie go nie ma.


Do wszystkich szaf sie zajrzało.

Przez półki przebiegło.

Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.

Nawet złamało zakaz

i rozrzuciło papiery.

Co więcej jest do zrobienia.

Spać i czekać.


Niech no on tylko wróci,

niech no się pokaże.

Już on się dowie,

że tak z kotem nie można.

Będzie się szło w jego stronę

jakby się wcale nie chciało,

pomalutku,

na bardzo obrażonych łapach.

I żadnych skoków pisków na początek.


youtu.be/HtzS8_63cRM?si=KOTwPUSTYMmieszkaniu

#wiersz #odczyt #recytacja #poezja #filozofizm #refleksje #stoicyzm

Heheszki userbar

Zaloguj się aby komentować

#gitara #majsterkowanie #refleksje #niszowe czy wręcz #nikogo


Więc tak.. Kupiłem jakiś czas temu to turkusowe cudo za całe 600 zł. Z drugiej ręki. Tutaj może się pojawić się pytanie "Dałeś 600 zł za używkę, która nowa w sklepie kosztowała 599 XD ?". Tak. Pani dorzuciła kable, Marshalla MS-2 (z baterią ), Zooma G1 Four i kostki z ali (o ile dobrze rozpoznaję). Zooma i MS oddałem za bezcen (czyli łącznie za 300 zł) na olx (zwłaszcza Zooma jak mniemam, bo kupujący i obserwujący rzucili się jak stado wygłodniałych sępów), kable z napisem Fender, szt. 2 zostawiam, bo mają kolor jak gitara, a kostki.. Też zostawiam, bo szkoda wyrzucić ¯\_(ツ)_/¯

W każdym razie wyszła mnie 300 zł.


Oczywiście, że głównym powodem, dla którego dokonałem tego zakupu jest jej kolor i kiedy ją kupowałem, to nie miałem jakichś skonkretyzowanych planów co dalej, ale jak już (i jeszcze Pani dodała ten.. taki pokrowiec ciepły, bo zapomniałem o nim ) ją u siebie zobaczyłem, to uznałem, że nie mogę tego koloru tak sobie ot zostawić i trzeba go podkreślić jak tylko się da.

Da się podkreślić dodając inny kolor z palety kolorów.. no właśnie - z tych kolorów, więc na aliexpressie kupiłem DWA komplety tych coverów na pickupy, nakładek na potencjometry i tego małego na przełącznik (do którego jeszcze wrócę). Kupiłem dwa zestawy, u dwóch różnych sprzedawców, bo nie wiedziałem, który kolor będzie bardziej pasował - na fotach się różniły. Finalnie okazało się, że kolor jest identyczny. Ale dobrze się złożyło, bo tylko jeden cover w każdym z zestawów pasował do nowych pickupów.

Bo, owszem, kupiłem też nowe pickupy. Za więcej niż gitarę przed odliczeniem 300 zł Jest tera Evo ISC coś tam i FS-1. Evo przylutowałem dobrze (prawdopodobnie) a FS-1 źle (j⁎⁎ać DiMarzio i ich brak informacji nt który kabelek jest który!), ale okazało się - jak w przypadku tego Fleminga i pleśni - że bardzo dobrze, bo dzięki temu brzmią uroczo

Oczywiście zamierzam go przelutować, ale równocześnie chcę zachować też to złe połączenie, więc trzeba będzie dodać drugi przełącznik. Trudno.


Teraz refleksja. Za pińcet złotych, które to pińcet złotych dzisiaj to.. no nie jest to jakoś dużo, można zakupić grającą gitarę. Ja za swoją pierwszą poważną gitarę dałem (stosunkowo) zdecydowanie więcej i co? I jeśli o jej wykonanie chodzi (wykonanie znanego lutnika polskiego..) to w porównaniu z tym chińskim cudem było ZNACZNIE gorsze. Nie będę wnikał, bo temat jest dla mnie trudny i jeśli ktoś mi nie uwierzy to mam to gdzieś.

Ale dlaczego to jest takie tanie, skoro maszyna zrobiła to dobrze i wykańczający to człowiek-Chińczyk niewiele spierdolił? Dlatego, że nie jest tak wygodna jak dzisiejsze gitary za znacznie więcej i części są takie jak ten przełącznik. Nic mu nie zrobiłem. Wyjąłem go tylko z płytki i położyłem na stole


Jak być może jakieś uważne oko zauważyło, jest małe spierdolenia (albo i nie małe, bo każde spierdolenie jest wielkie przecież) na płytce przy pickupie pod gryfem. Tak, spierdoliłem to frezarką - nigdy nie operowałem frezarką w takim małym otworze i źle zacząłem. Tragedii nie ma, bo zrobiłem już sobie vectora z tą płytką, więc jakby co.. (wyciąłem go już próbnie laserem w papierze i pasuje idealnie). Musiałem powiększyć te otwory, bo oryginalne pickupy chociaż znacznie wyższe (o czym za momencik dokładniej) to są minimalnie węższe i krótsze. W sensie covery.


Oryginalne pickupy są znacznie wyższe, bo struny gitary są bardzo wysoko nad płytką - wynika to z osadzenia gryfu i mostka. W planach jest więc obniżenie mostka (co można już zrobić tylko pogłębiając te.. te takie otwory, gdzie on się tam trzyma) i zmiana kąta osadzenia gryfu. Poza tym szlif progów, zmiana siodełka i.. to byłoby na tyle. Miałem dać jeszcze Bigsby czy coś, ale nie, nie dam.

Ogólnie to bym chciał, żeby dało się na niej naprawdę wygodnie grać, bo na tę chwilę to jednak tak średnio bym powiedział. Średnio, ale nie jest to sprawa beznadziejna, więc yay!


Poza fotkami dodam jeszcze empetrzy. Jak już ją polutowałem i poskręcałem i założyłem struny (chociaż tak naprawdę wcale ich nie zdejmowałem, zdjąłem mostek ze strunami i potem razem z nim założyłem) oraz nastroiłem, to to była druga rzecz jaką zagrałem. Turkusowa gitara jest po prawej, a Crypta podniesiona o trzy półtony po lewej.

Jak jest komplet instrumentów, to niektóre rzeczy po prawej są niepotrzebne, bo zajmują za dużo miejsca, ale lubię tę wersję i co mi pan zrobi?


https://jmp.sh/s/qTIDnKsShkGvanJzOVzg


Kolor jest bardziej jak na mojej fotce, ale daję wygląd sklepowy, żeby pokazać jak w sumie całość była nudna

d8d50d01-4073-4d96-ae54-6fd0ec7bdcb2
c1d8b471-e5c5-4a0b-966d-7d607cfbb3a5
3577e0a5-cb00-4cd1-81ab-a9304cba949d
emdet

@KLH2 nie zrozumiałem 3/4 tego tekstu xD

Ale PIĘKNA. Z chęcią bym dołączył do mojej kolekcji.

Arlekin

Super wpis, wincyj takich!

AndrzejZupa

Części nie zrozumiałem…ale piorun leci!

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #psychiatryk #refleksje #iinnetakietakie


TLDR: Nie reporterski skrót z życia psychiatryka.


32.

- Pan Leszuniu znany szerzej jako Cygan został zdegradowany do odcinka B, dzięki mojej skardze, mojego partnera i niewątpliwie reszty oddziału. Miarka się przebrała, kiedy wpakował nam do pokoju, tykając co nie jego, a ja zostałam zmuszona do szarpaniny z dziadem aby go weksmitować. Z dyżurki nikt nie reagował. Postawili na bezpieczną dla siebie obserwacje z poziomu kamery. Po tym zdarzeniu zadałam pytanie mojej psychiatrce, jak takie sytuacje mają pozytywnie wpływać na mój proces zdrowienia. W tej samej kwestii zadzwonił do niej mój partner. Następnego dnia już go nie było. Brawo za odpowiednią reakcję.


- Mefedroniarz, którego każda część ciała chodziła w innym kierunku, tak go poskręcało na detoksie, okazuje się bardzo dobry w ping-ponga.


- Seans Fallouta trwa nadal w najlepsze, tyle że już beze mnie. Ostatnie dwa odcinki przespałam po podwójnej dawce lorazepamu.


- Wyżej wspomniany lorazepam dostałam po ogromnym ataku kurwicy, przez nadmiar ludzi, energii i braku miejsca na spożytkowanie jej. Wychodziłam jakieś luźno 200 okrążeń, po korytarzu w tempie ekspresowym. Na pytanie co się dzieje, przez zaciśnięte zęby wycedzałam, że muszę chodzić, za mało miejsca. Była godzina 23, więc nic dziwnego że potraktowali mnie taką dawką. Nie pamiętam jak trafiłam do łóżka.


- Następnego dnia dostałam kolejną dawkę bezno, po ataku histerii z powodu rozpoczęcia diagnozy w kierunku potwierdzenia Complex PTSD. Po niej zemdlałam w palarni, wygięło mnie w pół przy próbie otworzenia drzwi, przez co luźno można było pomyśleć że coś właśnie mnie opętało.


- Pani Alina kolejna domatorka włażenia ludziom do pokoju, chyba tęskni za Leszkiem. Wygląda ostatnio na dużo bardziej zdemencjonowaną niż zazwyczaj.


- Sylwek Legionista jest strasznym raptusem, jak zacznie wylewać swoje morze frustracji w losowych momentach życia codziennego, to skutecznie nie idzie zapomnieć że się jest w psychiatryku. Poza tym to dobry chłopak. To on mnie dotargał do łóżka jak odleciałam w palarni.


- Serki wiejskie dawane tutaj do leków o 21 je się palcami. To znany rytuał do wieczornych teleturniejów.


- Pan (chyba) Krzysztof zwany Lotnikiem bo wszędzie, ale to wszędzie łazi z czterema wielkimi torbami, jakby zaraz miał ruszać na lotniczą odprawę (w nich ma cały dobytek swój, nawet okazuje się że puszki groszku) - uwielbia Miley Cyrus. Ciekawe czy Miley to schlebia. Fun fact o Lotniku: muskularnie zaaokraglony brzuch owego Pana na myśl zawsze przywołuje mi moment "Chłopaków z baraków" z gapieniem się na bebech. I tak, czasem gapię gapie mu się na bass. Jest monstrualny!


- [TRIGGER WARNING FEKALNIANE TEMATY] Problemem wielu pacjentów jest zachowywanie prywatności w toalecie. Otwarte drzwi od sracza, to popularny obraz z wielu sal. Pani Basia z mojej sali potrafiła oddawać stolec w pozycji lotnika, oczywiście przy otwartych drzwiach. Działo się to do momentu, aż Ania z mojej sali stanowczo posadziła ją na desce klozetowek, dodajac: jak pozwalasz innym Cię oglądać to masz. Konkret babka. Po tym nasz dramat z obszczaną deską się zakończył. I tak niezwyciężony mistrzem w kategorii obrzydzenie oddziału, jest gostek który swój obsrany tyłek podcierał szczotką klozetową. Nie chcę wiedzieć jak zniosł to... zresztą nic nie chcę wiedzieć więcej w tym temacie.


- W nocy przywieźli rudą babę po 40. Poza tym, że sama sobie otworzyła rankiem izolatkę, przejście na nasz oddział, to jeszcze za⁎⁎⁎⁎ła ze stolika nocnego Sylwkowi telefon, jak on spał sobie obok. Dodatkowo odblokowała mu telefon, który ma na kod i na luzie na telewizowni gadała sobie ze swoją matką z niego przez 2 godziny, do momentu aż Sylwek wszedł z pytaniem czy ktoś widział jego telefon. Jak go zobaczył w rękach tej babeczki powiedział że jej zaraz za⁎⁎⁎ie jak nie odda. Oddała grzecznie pytając go jeszcze o fajka. Później kolega zostawił na chwilę kawę, a jak wrócił kawa została ojebana razem z fusami, powiedział że wręcz jakby go wylizała, w sensie ten kubek. Nie mamy pojęcia jak ona to wszystko zrobiła, bo wszystkie drzwi są na karty. Najtrafiejsza teoria jaką mamy względem tej Pani to jest to, że przenika przez ściany. Tajemnicy odblokowania telefonu jeszcze nie znamy. A i jeszcze pi⁎⁎⁎⁎liła coś o skanowaniu ciała.


- Ach i skończyłam kolorować ptaszka. Kompletnie nie umiem w cieniowanie, wszystko na czuja, ale i tak było fajnie. Miło spędziłam w ten sposób parę godzin na oddziale.


Dobra, kończymy na dzisiaj, chociaż temat mocno nie wyczerpany. Muszę mieć co robić przez następny tydzień. Ejoszka Hejtowicze, miłej niedzieli. Niech papieros będzie z Wami.

a14694a9-b11e-4ce8-b549-f4159e5bda22
maly_ludek_lego

@Fafalala Odwiedzalem kilka razy w psychiatryku moja kolezanke, ktora miala schizofrenie. Okropne miejsce. Brrr...

Bardziej chodzilo chyba o to, co dzialo sie z ta kolezanka i pewnie w mojej glowie to pozostawilo takie zle wrazenie.

Neq

@Fafalala spoko kontent. Piątak poleciał.

Yakamaz

bardzo dobrze piszesz, super się to czyta

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #psychiatria #depresja #mania #psychiatryk #refleksje


TLDR: Dzienna rutyna w psychiatryku będąc w trybie zombie.


30.

Dostałam prośbę, aby napisać jak wygląda dzień w szpitalu w którym obecnie przebywam. Jako że depresja nie odpuszcza i marzeniem moim jest wtopić się w łóżko, napisze jak wygląda moja psychiatryczna rutyna w okresie jak się nie chce żyć.


- Godzina 0:00. Idę po dodatkowe leki nasenne, bo dany o 21:00 lorazepam już nie robi na mnie wrażenia.

- Do 1:00 oglądam Alfa czekając aż faza wejdzie i zasnę. Nie mogę nie mieć żadnych rozpraszaczy uwagi, bo czarne myśli pochłaniają mnie żywcem.

- Budzę się o 7:30 i oszołomiona idę po hormony, tak aby czasowo zgadzało się przed pierwszym posiłkiem.

- Godzina 8:00 śniadanie które jem, albo nie. Dzisiaj swoją porcję oddałam łakomym staruszkom. Radości nie było końca. Poranne leki, poranny fajek i wracam do leżenia na łóżku, oraz nieudolnych prób ucieczki w sen.

- Godzina 11:00 rozmowa z psychiatrką. Wycofują mi benzo, abym nie weszła w uzależnienie. Dodatkowo zwiększa dawkę pozostałych leków. To dobrze. Po wyjściu idę na fajka i wracam pod kołdrę. Patrzę na drzewa za oknem. Nawet się cieszę że pogoda jest teraz tak ch⁎⁎⁎wa.

- Około 11:30 rozmowa z psycholożką. Spoko jest, daje mi konkretne strategie radzenia sobie z myślami s. Poznaję co to dyfuzja myśli. Po tym fajek i z powrotem do łóżka. Omijają mnie zajęcia z psychorysunku i muzykoterapia. To nic, wolę leżeć. I tak nie mam na to sił, no może poza wyjściami do palarni.

- Około 12:00 decyduje się na rozmowę z dyrektorką placówki w której zaczęłam pracę od kwietnia. Byłam obecna tylko dwa tygodnie. Teraz nie wiadomo czy wyjdę za miesiąc. Na szczęście wykazuje się wyrozumiałością i życzy powrotu do zdrowia. Oczywiście nie mówię że jestem w czubkowie, pozostawiam to w niedopowiedzeniu. Uf, kamień z serca - na razie.

- Godzina 12:30 obiad, który jakimś cudem przegapiłam. Na szczęście Panie po 13 wydały mi jeszcze posiłek. Zjadam połowę, to wystarczy jestem już pełna. Kolejny fajek i kolejne denne próby złapania kontaktu z innymi palącymi. Zgadnijcie co po tym... tak! Wracam do łóżka. W głowie kołacze się chcęć zrobienia czegoś że sobą, ale nie mam na nic siły.

- Jest około 14:00 nadal leżę. Udało mi się chwilę pospać w telewizowni. Ludzie spacerują w tę i we w tę po korytarzu. Rozbrzmiewają skrawki prowadzonych rozmów telefonicznych. Historie i ludzie są tutaj bardzo różni. Czuję się trochę lepiej i łapie się za pisanie pierwszej części tego posta. Za jakiś czas zobaczymy co dalej. Odpalam kolejny odcinek Alfa.


- Godzina 15:00 - pogadałam chwilę z mamą. Bardzo dobrze sobie radzi z tym wszystkim jak na osobę nerwicową. Jestem z niej dumna. Wyszłam też w międzyczasie na ogródek, ale bez butów i kurtki ciężko wytrzymać w tych 3 stopniach. Potem pogaduchy w palarni na temat samodzielnego wytwarzania bomb wodorowych. Okazuje się że to nie taka skomplikowana sprawa.

- Do godziny 16:30 zdarzyłam zjeść chipsy, tak wiem ekscytująca wiadomość, oraz wylęgłam się z nory, biorąc się za relaksujące kolorowanki. Do kolacji zajęłam się tym na tyle intensywnie, że zeszło mi wiele stresów z głowy. Widać też, że mam już kredyt zaufania wśród sanitariuszy, ponieważ została mi użyczona broń masowego rażenia zwana temperowką. To był dobry czas, oczywiście przeplatany najciekawszą czynnością dnia jaką jest palenie.

- Wybija 16:30 kolacja. Zjadłam sałatkę i jedną kromkę chleba. W zupełności mi to wystarczyło. Na papierosku oczywiscie po jedzonku, wpadłam w dysocjację, ale na krótko. To zawsze jakiś progres. Ludzie wokół nie bardzo wiedzieli co mi jest, podobno wyglądałam jakbym miała zemdleć. Och, i za niedługo ma wpaść moja przyjaciółka. To bardzo miło z jej strony. Siedzę i oglądam program w telewizowni o starożytnych kosmitach, a jakże inaczej.

- Godzina 20:30. Koleżanka już wyszła. Niewątpliwie poprawiła mi humor, jestem jej za to bardzo wdzięczna. Trochę papierosów zostało wypalonych, trochę pogadano i trochę pośmianio. Fajnie, że są osoby które nawet jak wariujesz, to pozwalają Ci poczuć, że i tak jest okej. Biorę się za kolorowanie. Za pół godziny ważne oddziałowe wydarzenie - leki. W międzyczasie Pan Leszek bezdomny z demencją chciał połknąć klocek od rummikup. Zagrożenie było realne, bo ten osobnik i gliną potrafił się smakowo zadowolić.

- Wybiła 21:00, wszyscy starcy zalegający całe dnie w łóżkach zostają cudownie ozdrowieni i pędzą jak na dopalaczach, aby być pierwsi w kolejce po leki. Młodzi grzecznie czekają, przyglądając się całemu wydarzeniu z nieukrywanym podziwem jeżeli chodzi o determinację niektórych z nich. Dzisiaj też odstawiam lorazepam, aby się przypadkiem nie uzależnić od tego od czego jestem już uzależniona. Wzamian zostaje mi zwiększona dawka reszty leków. Boję się nocy, ale rozmawiam o tym z innymi. Podobno to przynosi ulgę. Zostaje zaproszona do gry w Uno. Tłumaczę że nie znam zasad, na co słyszę odpowiedź "Na luzie, wytłumaczymy Ci, mamy przecież dużo czasu". Przy zabawie czas leci jak na złość bardzo szybko.

- Mija 22:00, po ostatniej partyjce i papierosie zostajemy wysłani do łóżek. Ostatno grupowy papieros, zaglądamy do palarni, a na ławeczce słodko śpi sobie Pan Leszek. Ogółem ten Pan zwany na dzielni jako Cygan jest dosyć uciążliwym pacjentem, bo kradnie, wchodzi do innych pokoi i ogółem wkurwią. Ale co zrobić, musimy się tolerować. Boli mnie głowa, ale psychicznie czuje się znacznie lepiej niż rano. Mam teraz czas aby powoli kończyć ten dzienny raport.

- Już jest 23:00, a jestem ciekawa o której uda mi się zasnąć. Myślę że to dobry czas aby odpalić Alfa. Branoc wszystkim.


Kto doczytał do końca pisze w komentarzu "papieros". A tak teraz serio, dziękuję wszystkim, którzy nadają sens mojemu pisaniu. Przyznaje, że bez Waszego odzewu w formie komentarzy i słodkich piorunów nie miałabym tyle zapału, aby pisać, a przyznaję że kosztuje to i trochę czasu, i trochę pomyślunku. Już nie mówiąc, o aspekcie wywalenia swoich wnętrzności na stół aby się im przyjrzeć i jakoś ubrać słowa. I tak oto tym sposobem doszliśmy do końca okrągłego 30 wpisu pod moim tagiem. Dziękuję raz jeszcze i do napisania. :)

4efc0a1f-2f82-47bc-ad70-691fac522111
Rafau

@Fafalala siły życzę jak, papieros, najwięcej.

panbomboni

A może to uzależnienie od Alfa jest problemem? Czas pomiędzy odcinkami jest tylko biernym oczekiwaniem aż nadejdzie kolejne oglądanie?

jaczyliktoo

Papieros - pierwsze co mi przyszło do głowy po przeczytaniu, to ile ja mógłbym czytać książek w tym szpitalu Może to będzie sposób na zajęcię czymś głowy? No i mózg inaczej pracuje niz przy patrzeniu w ekran. Mi to zawsze poprawia głowę, nie wiem do końca jak to działa, a czytam książki wyłącznie z których mogę się czegoś nauczyć, dowiedzieć czegoś nowego.

Zaloguj się aby komentować

#kino #filmy #refleksje


Obejrzałem dziś TENET. Ogólnie, jeśli ktoś nie widział, to polecam. Z bardziej osobistych wyznań to dodam, że może nie trzeba było się zajmować w trakcie jakimiś rozmowami na Telegramie, a może głupi jestem.

Na razie mam mniej więcej tak:

676bf0f2-1a29-4bfd-b483-e3527d5f54e7
tomilidzons

@KLH2 aby zrozumieć ten film, to musiałem sobie na youtubie obejrzeć jakieś wyjaśnienie tego filmu

spawaczatomowy

Fajny ale ostatnia akcja ze szturmem mnie zawiodła

Eruanno

@KLH2 Po obejrzeniu filmu Primer coś takiego jak Tenet będziesz wciągał z palcem w d⁎⁎ie, polecam.

Zaloguj się aby komentować

Pjorun

Charon by chyba deczko lepiej pasował, ale jednak prawda. Jak się zastanawiam czy kupić sobie jaką durnotę z mojego 'disposable income' , to zadaję sobie jedno ważne, ale to za⁎⁎⁎⁎ście ważne pytanie: czy ja chce być najbogatszy na cmentarzu? A potem to kupuję xd

DexterFromLab

@Metanoia pieniądze pomagają w życiu. W sensie na tyle co mogą. Wiadomo że wszystie rzeczy zostawia się za sobą w momencie śmierci ale... Dajmy na to niech spotka kogoś z rodziny choroba. Prawda jest taka że w Polsce ciężko jest sobie z tym poradzić. Idziemy do lekarza i często albo wychodzimy z niczym albo dostajemy jakąś diagnozę i zalecenia kompletnie z czapy i wychodzimy z niczym. No i żona choruje na chorobę autoimmunologiczna, jakąs super żadką. I tak chodzimy od lekarza do lekarza, każdy bierze po 300 zł. Wchodzi się do gabinetu płaci się i wychodzi z niczym. W końcu jeden lekarz wskazał szpital w Warszawie, gdzie jest pani profesor która zajmuje się takimi przypadkami. Dojście do tego co jej było zajęło rok i kosztowało kilka tysięcy za same wizyty który nic nie wnosiły. Były w szpitalu osoby które nie były w stanie zdiagnozować tej przypadłości przez kilkanaście lat, i np. nie chodziły. Bardzo cierpiały. Na NFZ nie ma co liczyć bo to co najwyżej można katar wyleczyć a i z tym czasem bywa problem bo wielu lekarzy to partacze. Poza tym pieniądze zapewniają jakąś wygodę i spokój. Dobrze że są ale nie ma co się do nich przywiązywać.

Zaloguj się aby komentować

Mężczyźni to istna skarbnica stereotypów. Z jednej strony są silni i odważni, a z drugiej - nieumiejący przyznać się do błędu i zawsze chcący mieć rację. No i oczywiście, nie mogą żyć bez sportu i piłki nożnej. A czy wiecie, że mężczyźni to również mistrzowie ignorowania map i kierowania się instynktem zamiast GPS-em? A co z ich umiejętnością skupienia się tylko na jednym zadaniu naraz? Często trudno ich przekonać do sprzątania czy robienia zakupów, ale dajcie im pilota do ręki i już nic innego nie istnieje. Nie możemy zapomnieć o ich uwielbieniu dla grillowania i spełnianiu swoich marzeń o byciu kucharzem-amatorem. Mężczyźni uwielbiają przesadzać z ilością przypraw i uważają, że im więcej tym lepiej. Ale pomimo tych wszystkich stereotypów, trzeba przyznać, że mężczyźni potrafią być wspaniali w łóżku i tam faktycznie dowożą. Nawet ci z małymi hujami się starają, czasem nawet bardziej. Tak więc finalnie nie jest z nimi tak źle. Trzeba tylko umieć z nimi żyć i cieszyć się ich niepowtarzalnością.


#refleksje #przemyslenia #logan00content

Logan00

@lexico tą najsłodszą

Zaloguj się aby komentować

Życie jest jak labirynt - pełne zakrętów i nieoczekiwanych zwrotów. Czasami czujemy się zagubieni, ale to właśnie te trudne chwile pozwalają nam odkryć coś nowego o sobie. W ciągu naszych podróży po życiu, spotykamy różnych ludzi, którzy wprowadzają do naszego życia różne perspektywy i doświadczenia. Czasami trudno jest rozpoznać, które drogi są właściwe, ale ważne jest, aby pamiętać, że każda decyzja, niezależnie od tego, czy jest dobra czy zła, przybliża nas do końca tej męki. Dlatego możesz mieć to wszystko w h⁎⁎u. Życie to ciągłe uczenie się i rozwijanie, więc nie bójmy się ryzyka i podejmowania trudnych decyzji. Bo to właśnie one pozwalają nam uwolnić naszą prawdziwą moc i odkryć, kim naprawdę jesteśmy


#Logan00content #refleksje #codokurwy

Eldon.Tyrell

@Logan00 a jak to jest być poetą, dobrze?

Logan00

@Eldon.Tyrell jest w pytę, polecam

Zaloguj się aby komentować

Miło jest mieć zasady. O ile można sobie na nie pozwolić. Sam uważam się za człowieka z zasadami, ale pewnie większość ludzi by tak o sobie powiedziała. A prawda jest taka, że każdy z nas ma swoją cenę, jakiś pstryczek, który wystarczy przełączyć, żeby zmusić człowieka do zrobienia czegoś, co nie jest do końca chwalebne. Zasady nie opłacą raty kredytu hipotecznego, nie umorzą długu. W codziennym życiu są zupełnie bezużyteczną walutą. Człowiek z zasadami to ktoś, kto ma wszystko, albo taki, który nie ma absolutnie nic do stracenia.


[C.J. Tudor, "Kredziarz"]

Zaloguj się aby komentować

Następna