Zdjęcie w tle
Kawiarnia "Za Firewallem"

Społeczność

Kawiarnia "Za Firewallem"

51

"Mnie to się marzy, żeby ona była miejscem wszelkich swawoli słownych" @George_Stark Obecnie trwające zabawy: #naczteryrymy #nasonety #naopowiesci

O kurde całkiem zapomniałem, że trzeba zrobić podsumowanie #nasonety

Frekwencja była niesamowita bo znów w konkursie wzięły udział 3 osoby:
@Wrzoo
@George_Stark
I @splash545

Choć Dżordżu trochę nadrobił z ilością i napisał aż 4 utwory konkursowe. Z tego więc powodu, żeby chłopaka nie zniechęcać do hurtowego pisania sonetów zwyciężczynią zostaje:

@Wrzoo !!! Gratuluję tzn wiesz to Twój sonet był najpiękniejszy i w ogóle - dlatego wygrałaś

Wybaczcie za bylejakość i że zapomniałem ale sami wiecie, że trzeba się szykować do jutrzejszego spotkania i inne rzeczy człowiekowi chodzą po głowie niż jakieś podsumowania

#podsumowanienasonety #zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dzisiaj pozwolę sobie na krótki wstęp, nawiązując do wspaniałego tematu wczorajszej zabawy zaproponowanego przez kolegę @DiscoKhan

Oczy skośne, zaropiałe
Włosy brudne, w łoju całe
Wąs rudawy i kręcony
Z łoniaków został zrobiony

Brudny koń, jurta ojszczana
To imperium Disco Khana
Głos od fajek zachrypnięty -
Nie dorastasz mi do pięty

Zrozum to, Ty łbie zakuty
Że mi możesz czyścić buty
Bo masz pecha, @DiscoKhan
Ponieważ ja diss kocham

Ja się w dissie wychowałem
Ja się w nim ukształtowałem
Mnie diss jak szkło zahartował
Gdyś Ty z kozą baraszkował

Zbliża kres się tych katuszy
A więc wytęż jeszcze uszy:
Gdy Piechura ktoś szkaluje
Gorzko później pożałuje

No, to teraz propozycja na dziś:

Rymy: wreszcie - mieście - dać - lać
Temat: miłe wspomnienie z wakacji

#naczteryrymy , czyli #poezja i #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem

P.S. To są żarty, @DiscoKhan :
Ja Cię naprawdę

Zaloguj się aby komentować

#diriposta do XXXIV edycji bitwy #nasonety

Żegnam!

Przyjaciele! Już się niedługo pożegnamy!
Zawsze pisałem z Wami regularnie.
Przedwcześnie trochę lecz żegnam się formalnie.
Przez emocje dzikie i sprzeczne tak targany.

Lecz nim ze smutkiem pojawią się rydwany.
Lecz nim się zrobi trochę sentymentalnie.
Lecz nim zaczniecie działać emocjonalnie.
Lecz nim przez rozpacz włos będzie z głowy rwany.

Nie płaczcie proszę! Niech owca tylko beczy!
Ostatnia strofa nerwy może zaleczy!
Piszę więc szybko bo już mnie ciśnie sranie!

Sedno na końcu z natury mojej psotnej -
uderzy siłą miny przeciwpiechotnej:
Bez internetu tydzień będę spać w altanie!

#zafirewallem #tworczoscwlasna

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Być może uda mi się napisać i opublikować w przyszłym tygodniu jeszcze coś innego, a tymczasem dodaję moją propozycję w V edycji konkursu #naopowiesci w kawiarni #zafirewallem (to oczywiście #tworczoscwlasna ).

Zanim jednak historia, to trochę się z niej wytłumaczę. Coś takiego przyszło mi do głowy, kiedy przypomniałem sobie alfabetyczny spis liczb od jednego do tysiąca, o którym w swojej książce W oparach absurdu pisał pan Antoni Słonimski. Mocną inspiracją była też jedna z tradycyjnych czeskich bajek ludowych opowiadanych dzieciom na dobranoc, a która to miała za zadanie te dzieci uśpić. Zastanawiałem się, czy dodać to opowiadanie, ale w sumie to czemu nie? – tak w końcu pomyślałem. Przecież koleżanka @UmytaPacha wyrwała z kontekstu moje zdanie "Mnie to się marzy, żeby ona była miejscem wszelkich swawoli słownych", a traktuję je trochę jako właśnie taką zabawę. Zapraszam więc do lektury minimalistycznego (dokładnie 900 słów! – bez tytułu) – choć spełniającego wszelkie formalne założenia (bo i mag jest, a więc fantasy, i podróż też jest) – modernistycznego (bądź postmodernistycznego – dla mnie granica jest bardzo płynna) opowiadania, które to zamieszczam poniżej.

Miłej lektury!

***

Długa podróż maga

Mag wyruszył.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
I szedł.
Aż dotarł.
UmytaPacha

Przecież koleżanka @UmytaPacha wyrwała z kontekstu moje zdanie "Mnie to się marzy, żeby ona była miejscem wszelkich swawoli słownych",

@George_Stark znowu wszystko wina managera, a opłacać faktury to ni ma komu!


piękna opowieść, wzruszyłam się szczególnie przy końcu. Będzie kontynuacja?

splash545

@George_Stark trzyma w napięciu do ostatniej chwili xd

PaczamTylko

Wygląda na to że miał spokojną drogę

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór,

To już tylko 3 DNI/69 GODZIN/4135 MINUT/248049 SEKUND* do Inauguracyjnego, wspaniałego i oby niejedynego zlotu-nie-tylko-kawiarenkowiczów #hejtopiwo / #hejtosoczek / #hejtowoda w Warszawie! (strasznie długa nazwa)

  • Data: 27 lipca, czyli najbliższa sobota
  • Godzina: 18:00
  • Miejsce: "schodki" w Warszawie, czyli stołeczne bulwary (nie mylić z innymi słynnymi schodami), konkretnie rzeźby ryb: https://maps.app.goo.gl/7rbKUykn6UfeWwVU8 (dokładne koordynacje: N52.244814199209685, E21.024771280128306 - nie pomylić, bo wylądujecie w Arabii Saudyjskiej)
  • Pogoda: powinna być bardzo dobra (blisko 30 stopni i słoneczko), więc zaleca się posiadanie własnego zasobu piciowego - jego obecność będzie sprawdzana przez naszą piciustrzynię
  • Obecność: REGULARNI KAWIARENKOWICZE OBECNOŚĆ OBOWIĄZKOWA, wszyscy pozostali widziani wręcz milej
  • Znak rozpoznawczy: grupa pojedynczych osób gapiąca się w telefony, ewentualnie ktoś może będzie miał jakiś atrybut hejto xD Ale stwórzcie poniżej listę obecności i radźcie sobie sami xD

Tyle ode mnie, jako organizatorowi, a jednocześnie nieobecnemu pozostaje mi życzyć Wam bardzo przyjemnych wrażeń i późnego powrotu do domów. Mam nadzieję, że cieszycie się na to wydarzenie tak samo, jak pewna tajemnicza uczestniczka - potwierdzenie Jej obecności w komentarzu

*tyle było, jak pisałem te liczby, proszę nie brać tego dosłownie do serca

PS. Przypominam, że @UmytaPacha zaprasza na poprawiny: "zapraszam wszystkich chętnych do mojego wynajmowanego pokoju xd" - chętni proszę się do Niej zgłaszać

#zafirewallem #warszawa
ed3b6f3d-c148-411b-a3d3-f0684ee0de87
sireplama

Hmm... Ale jak nie będzie Ofcy, to kto przygotuje plakietki "My name is" wydrukowane na odwrotnej stronie?!

UncleFester

@bojowonastawionaowca dziwna ta kaczka

4f48edd4-349c-4017-aed4-c17ab44b0d98
camonday

Ja czekam aż poprawka będzie we Wrocławiu. I tym razem nie w długi weekend

Zaloguj się aby komentować

Wczoraj wygrałem ja i @Piechur ale to mi przyszło tutaj poprzedzić dzisiejsze wydanie konkursu #naczteryrymy w pojedynkę. Dlatego
...

Temat: Szkalowanie Piechura

Rymy: kuternoga - lebioda - kłoda - Boga

A nie tylko owczastego non stop, trochę trzeba urozmaicać. To nawet ambrozja by się przejadła po pewnym czasie. Zresztą ambrozja! Bigos nawet się przejść może!

Zasady:
- Układamy cztery wersy, lub wielokrotność jeśli ktoś ma ochotę.
- Każdy wers musi kończyć słowem zadanym przez OPa dokładnie w tej kolejności, która jest we wpisie.
- Rymowanka powinna, przynajmniej luźno, nawiązywać do tematu zadanego przez OPa.
- Zwycięża osoba, która kolejnego dnia do godziny 20 zdobędzie najwięcej piorunów.
- W nagrodę wymyśla nowe zadanie, czyli temat oraz rymy i publikuje do godz. 21 nowy wpis.

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja
Piechur

Mięczak, miglanc, kuternoga

Psi siur, łajza i lebioda

Pokona go byle kłoda

Forma u niego uboga

Pan_Buk

@DiscoKhan zauważyłem, że w tym konkursie wygrywają ci, którzy pierwsi odpowiedzą. Oni dostają najwięcej piorunów. Jeśli zamieścisz swój wiersz po kilku godzinach, to prawie nikt już tego nie czyta i dostajesz może 2 pioruny.

Można by wyliczyć korelację kolejności postów z liczbą piorunów dla potwierdzenia mojej hipotezy, ale nie chce mi się już wpisywać tego wszystkiego do Excela. Zwróćcie jednak na to uwagę.

Tapporauta

“Prawie idealna”


Poznałem biegaczkę, żadna kuternoga,

przy niej każda dziewka to istna lebioda.

Lecz przyznać muszę w łóżku, ruszała się jak kłoda,

te pokraczne ruchy obraziły nawet Boga.

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci

Uff, udało mi się - bałam się, że nie wyrobię się z tym tekstem przed naszym sobotnim kawiarenkowym spędem. Ale szczęśliwie go ukończyłam, choć znów ledwo pomieściłam się w limicie. ( ಠ ͜ʖಠ)

***

Order Męstwa

Życie w Cytadeli nie było szczególnie ciekawe. Jasne, zdarzały się burdy w tawernie czy okazjonalne włamy do magazynu zasobów, z których z niewiadomego powodu znikały garnki, ale były to sytuacje indycentalne. No, jeszcze raz kiedyś jakiś mag z wymiany z Fortecy spadł z drugiego piętra gildii i połamał sobie nogi. Ale do czarowania nie potrzebuje nóg, tylko rąk, prawda?

Ale ja się w sumie nie znam, mieszkam tu od dość niedawna. Przywieźli mnie tu po udanej obławie na mój dom, Bastion, i zamiast użyć mnie jako mięso armatnie, zostawili mnie na murach, żebym broniła tego majdanu. Ja! Miałabym bronić tego miejsca pod czerwoną flagą! Wolne żarty. No, ale przydział to przydział, co poradzisz. Codziennie, od prawie roku, wchodzę na 8 godzin jak złoty smok przykazał, a po godzinach błąkam się po bagnach wraz z moim kumplem, Gnollem. I marzę o tym, żeby jednak wrócić kiedyś do Bastionu. Wtedy jednak przypominam sobie, że Bastionu, jaki pamiętam, zapewne już nie ma. Nie słyszałam później żadnych wieści. Nie wiem, co stało się z moimi braćmi i siostrami.

Gnoll jest wyszczekany jak mało kto, co nawet mnie cieszy, bo dzięki temu nie spędzamy czasu w ciszy. Mówi, że nie urodził się w samej Cytadeli, tylko w siedlisku w okolicy tartaku, ale jako dzieciak często przechodził przez dziury w murach obronnych i zwiedzał tereny. Dzięki temu stał się moim przewodnikiem po tym szambie. A, uwierzcie mi, capi tu równo. I to wcale nie od demigorgon. Tyle dobrego, że tutejszy kowal umie podkuwać i moje kopyta, bo inaczej kompletnie by mi pogniły. Może podkowy nie są takie eleganckie, jak w Bastionie, ale liczy się aspekt praktyczny.

Gnoll również pracuje na murach obronnych. Co prawda jest na pierwszej linii obrony i to najpewniej on dostanie z katapulty, jak dojdzie do walki, bo - jak sam się określa - jest mięsem armatnim. Chociaż, powiem szczerze, groźnie wygląda z tym kiścieniem w rękach. Jeśli miałabym napadać na jakiś zamek, to nie chciałabym się mierzyć z takim kundlem, jak Gnoll.

Nadszedł poniedziałek (astrologowie ogłaszają tydzień Wiwern, w Cytadeli w związku z tym odbywa się festyn), i nic nie zwiastowało, by miał się różnić od innych poniedziałków. Jednak od samego rana czułam, że coś jest nie tak. Początkowo zwalałam to na wstanie lewym kopytem, następnie o zjedzenie nieświeżych liści (z uwagi na niedobór świeżych - ewidentnie mają problem z gospodarką rolną), ale nos podpowiadał mi, że coś tu śmierdzi. I to bynajmniej nie z siedliska jaszczuroludzi. 
Zagadka rozwiązała się, gdy kopytkowałam już na swoje miejsce przy lewej blance - zorientowałam się, że Gnolla nie ma. A zawsze, ale to zawsze przychodził przede mną. Głównie dlatego, że przed pracą zwykł wychodzić na spacer, więc wstawał dość wcześnie rano. 

Zapytałam się Jaszczuroczłeka na wieżyczce, czy widział gdzieś Gnolla. Może biedak znowu się przyblokował w jakiejś wnęce i nie mógł się wydostać, jak to już kiedyś było? Ale jaszczuroczłek tylko pokręcił głową i wrócił do tępego wpatrywania się w horyzont. 
Minęła godzina, za nią kolejna, i nim się zorientowałam, było już po warcie. Zabrałam swoje manele do tobołka, zarzuciłam go na grzbiet i wyszłam przed Cytadelę, by rozpytać okoliczne hordy i watahy, czy nie widziały Gnolla. Niestety, ani Nagi, ani Ifryty, z którymi się kumplowałam, nie miały dla mnie dobrych wieści. Gnoll rozpłynął się, jakby wpadł w portal.

Mocno już zaniepokojona udałam się do Drzewa Wiedzy na konsultację - no bo kto inny miałby coś wiedzieć, jak nie Drzewo Wiedzy? Drzewo, widząc niebohatera, od razu zaśpiewało o opłatę w drewnie. Nie chciałam dopytywać, do czego jest mu ono potrzebne. Niestety, Drzewo potwierdziło moje przeczucia. Swoim trzecim okiem widziało Gnolla, zmierzającego za jakimś bohaterem do monolitu wejścia.

Nikt nie wiedział, dokąd prowadzi monolit wejścia. Kto do niego wszedł, nigdy z niego nie wyszedł. Może dlatego, że nie był monolitem przejścia, ale takie rzeczy wiedzieli tylko bohaterowie. I w zasadzie tylko oni przez niego przechodzili - nie kojarzę żadnego przypadku jednostki, która sama z siebie przeszłaby przez portal. 
Zawahałam się. Nie byłam pewna, co robić. Wejść do portalu? Tylko dokąd trafię? Czy uda mi się przejść w całości? Nie chciałabym skończyć jako pół człowieka, pół konia. Ani pół człowiekokonia i pół człowiekokonia. 
A jednak… czułam pod skórą, że Gnoll mnie potrzebuje. Głównie dlatego, że nie pożegnał się ze mną. Był w końcu moim najlepszym kumplem, wiedział, że mógłby mnie obudzić o dowolnej porze. No i sam z własnej woli nie wszedłby do monolitu, często powtarzał, że się ich obawia. Musiało stać się coś złego, musiał nie mieć wyboru. 
Skończyły mi się jednak punkty ruchu na ten dzień, więc stwierdziłam, że zatrzymam się na noc i odpocznę przy drzewie.

***

Nazajutrz spakowałam swoje rzeczy, ponownie zarzuciłam tobołek na grzbiet i pożegnałam się z Drzewem, układającym od rana zachomikowane drewno na równe stosiki. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ruszyłam w stronę monolitu. 

Monolit dziwnie przyciągał. Wirujące w środku niego gwiazdy mamiły mnie swoim blaskiem. Czułam, jak włosy na moim ciele delikatnie wyginają się z jego stronę. “Czy ja naprawdę zamierzam to zrobić?”, zapytałam samą siebie w myślach. A potem pomyślałam o tym, jak Gnoll podszedł do mnie na drugi dzień po moim przybyciu do Cytadeli i wręczył mi Order Męstwa, zadiablikowany jakiemuś pijanemu bohaterowi, leżącemu nieopodal karczmy. Ten nieoczekiwany prezent podniósł moje morale i sprawił, że uwierzyłam, że w tym miejscu mogę znaleźć przyjaciół. 
Łezka spłynęła po mojej twarzy, co wyrwało mnie z zadumy. Być może to wina monolitu, bo nie zdarzało mi się płakać. Otrząsnęłam się, potupałam nerwowo kopytami, ostatni raz obejrzałam się za siebie, po czym powiedziałam do siebie:
– Raz kościejowi śmierć!
…i weszłam w gwiazdy.

***

Obudził mnie szum fal. Przetarłam oczy, do których zdążyło nalecieć trochę piasku. Najwyraźniej leżałam na otwartym słońcu na tyle długo, że prześwietliło mi oczy. Nie do końca widziałam, gdzie jestem, ale byłam pewna, że nie umarłam. A to już stanowiło dobry znak. 

Podniosłam się trochę i oparłam dłonie o podłoże, które wydało się dziwnie niepodłożowe. Leżałam na plaży, ale wokół mnie rozsypane były przedmioty - i to właśnie na jeden z nich trafiła moja ręka. Był to długi drzewiec, zwieńczony seledynową flagą. Tuż obok leżała księga zaklęć, order od Gnolla, oraz… katapulta? 
Mój wzrok powoli wracał do siebie, więc rozejrzałam się po okolicy. Przede mną szumiało otwarte morze, niedaleko majaczyły skały z butwiejącymi resztkami jakiegoś okrętu. Nad nimi pyszniło się poranne letnie słońce - znak, że patrzę na wschód. 
Przypomniałam sobie mapę naszego świata. O ile nie wywiało mnie do podziemi, to znajduję się na krańcu wszystkiego. Ale w podziemiach nie byłoby słońca. A to oznacza… Nie może być! Bastion położony był na północnym wschodzie - czy istnieje więc szansa, że dotrę do domu?

Podniosłam się na kopyta i rozprostowałam kończyny. I wtedy przypomniałam sobie, dlaczego przeszłam przez monolit. Nerwowo zakręciłam się, wypatrując w okolicy Gnolla. Ale nic z tego. Parokrotnie głośno wykrzyknęłam jego imię.
– Nie ma go tu. Ale był! - usłyszałam krzyk od strony morza.
Była to syrena, której początkowo nie zauważyłam. 
– Wiesz może, w którą stronę poszedł? - odkrzyknęłam do niej.
– Na zachód! Szedł z jakimś szemranym bohaterem w brązowym płaszczu. 

Podziękowałam jej, a ona życzyła mi szczęścia. Spojrzałam jeszcze na przedmioty, leżące wokół, i po chwili wahania chwyciłam drzewiec z flagą oraz książkę. “No dobra, co złego się może stać?”, pomyślałam, i ruszyłam wraz ze słońcem.

Po kilkunastu krokach zauważyłam, że katapulta powoli potoczyła się za mną. Gdy się zatrzymałam, ona też stanęła. Najwyraźniej magia monolitu przywiązała ją w jakiś sposób do mnie. Wzruszyłam lekko ramionami i uznałam, że później zastanowię się, jak to odkręcić. Może spotkam jakiegoś maga po drodze, który pomoże mi zdjąć czar.
Okolica wydawała się dość bogata. Nieustannie znajdowałam kufry ze złotem, trafiłam na bibliotekę, akademię wojny… Podjadłam sobie w obozie najemników, napiłam się w fontannie młodości, i z każdym krokiem czułam, że coś we mnie rośnie. Jakby… doświadczenie?

Przyłączały się też do mnie grupy jednostek. Wśród nich było parę meduz, którym nie miałam odwagi spojrzeć w oczy, horda chochlików, które non-stop coś podpalały, a także - co bardzo mnie zdziwiło - grupa aniołów, najwyraźniej wygnanych z zamku. Nie odmawiałam nikomu - wspólnie szliśmy ku zachodowi, każde z nas inne, ale szukające swojego miejsca na świecie. 

W pewnym momencie trawa pod naszymi nogami zrobiła się jakby nieco zieleńsza, a ja poczułam znajomy zapach. Mieszkając w Bastionie nigdy nie wychodziłam poza jego mury. Ale pamiętałam parę kluczowych punktów orientacyjnych, jakie widziałam przez szpary wozu, którym wywieziono mnie po walce: obserwatorium na wysokim drzewie i budzącą lęk smoczą utopię. Wejście na obserwatorium utwierdziło mnie w tym przekonaniu: zobaczyłam w oddali zamglone mury Bastionu.

Serce zabiło mi szybciej. Nie wierzyłam trochę, że widzę swój dom. Choć kopyta chciały mnie pognać wprost do znanych mi murów, musiałam sobie usilnie przypominać, po co tu jestem: żeby odnaleźć Gnolla. Nie było jednak po nim śladu, spotkane po drodze jednostki nie miały dla mnie żadnych wskazówek. 

Nasza grupa, pod moim nieformalnym przywództwem, pokierowała się w stronę Bastionu. Gdy się zbliżaliśmy zobaczyłam, że u wejścia dalej widnieją znienawidzone przeze mnie czerwone flagi. Łudziłam się, że może coś się zmieniło, że nasi bohaterowie wrócili, ale wyglądało na to, że moje nadzieje były płonne. Jako że większości skończyły się punkty ruchu, postanowiliśmy rozbić obóz pod lasem i zaczekać do rana.
– Zamierzasz poprowadzić atak? Jeśli tak, to polecam na początku rzucić spowolnienie, to nam pomoże się ogarnąć na polu walki - powiedział jeden z aniołów zaciągając się, gdy ifryt pomógł mu odpalić fajkę.
Nie brałam tego wcześniej pod uwagę. Nagle dotarło do mnie, kogo mogą we mnie widzieć istoty, które towarzyszyły mi w tej podróży.
– Hej, sekunda. Spokojnie. Przecież ja nie jestem bohaterem! - zawołałam, a wszystkie oczy zwróciły się ku mnie.
– Jak to nie? Przecież masz flagę, katapultę i księgę czarów - powiedziała z pewną pretensją w głosie królewska naga. - Tej ostatniej niektórzy bohaterowie wręcz nie mają, więc już jesteś w tym obszarze do przodu.
– Ale… ale… Ja jestem tylko centaurką? - zapytałam niepewnie, rozglądając się po twarzach otaczających mnie jednostek.
– Jesteś AŻ centaurką. - usłyszałam zza pleców. Gdy się odwróciłam, moim oczom ukazał się… Gnoll.

Nogi się pode mną ugięły, gdy zobaczyłam, że to faktycznie mój przyjaciel z Cytadeli. Gdy już wypadł z moich objęć (pokasłując nieznacznie, bo chyba przesadziłam z siłą) i ogólne okrzyki radości ucichły, Gnoll poprosił do kręgu zakapturzoną postać w brązowej szacie, która wyszła z mroku lasu. Spięłam się, zaalarmowana. Czy to był porywacz Gnolla? O co tu chodziło? Próbowałam dojrzeć jego twarz pod kapturem, ale… nic pod nim nie było.
– To Mnich - przedstawił nas sobie Gnoll, a ja dalej nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Gnoll pospieszył jednak z wyjaśnieniem. - Mnich pojawił się kilka dni temu na naszym zamku jako bohater, z flagą i w ogóle. I powiedział mi, że jego bohater zginął w walce, a on został sam został porzucony przez najeźdźcę na polu. Tułał się trochę, aż przeszedł przez monolit, który doprowadził go do naszej Cytadeli. Najwyraźniej gdy jednostka bez bohatera przechodzi przez monolit, jego magia zmienia tę jednostkę w bohatera!
Jego słowa powoli zaczęły układać się w całość w mojej głowie. Czy to oznaczało, że…
– I najwyraźniej ty też stałaś się bohaterem! I to z jaką armią! - powiedział z uśmiechem Gnoll. 
– Ale… dlaczego zniknąłeś bez słowa? Martwiłam się o ciebie, ziom! Szukałam cię wszędzie, myślałam, że zostałeś porwany!
Gnoll wyszczerzył kły. 
– Widzisz, postanowiliśmy z Mnichem zobaczyć, co stało się z Bastionem. Można powiedzieć, że… poszliśmy na rekonesans. Bo wiesz, zbliża się twoja rocznica pobytu na Cytadeli, i pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zrobić ci jakiś prezent. No, i nie uwierzysz! Ci debile zostawili zaledwie grupę jakichś goblinów i parę orków na murach. 
Gnoll przestał mówić, a ja dalej stałam i się na niego patrzyłam. Wszyscy inni też zamilkli i najwyraźniej czekali na moją reakcję. A ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale czułam, że do oczu napływają mi łzy.
– Gnoll, Ty dupku - wypadło ze mnie w końcu, i na dobre się rozbeczałam. - Nigdy więcej tak nie uciekaj bez słowa!
Moi towarzysze roześmiali się i zaczęli klepać mnie po bokach. Wstąpiła we mnie radość, jaką czuje się chyba tylko wtedy, gdy ma się poczucie przynależności do grupy. Ot, ludzie, których poznało się w drodze, stali się moimi przyjaciółmi.
– To co? - Gnoll podparł ręce na bokach i szczerząc się, zapytał: - Idziemy odbić nasz zamek? 

#tworczoscwlasna #zafirewallem
Wrzoo userbar
a7bcf669-3124-4ad8-9c4a-94c659ac281b
DiscoKhan

@Wrzoo


No, jeszcze raz kiedyś jakiś mag z wymiany z Fortecy spadł z drugiego piętra gildii i połamał sobie nogi. Ale do czarowania nie potrzebuje rąk, tylko nóg, prawda?


Szybko, popraw zanim ktoś inny zauważy lekkie pomieszanie xD


Póki co lece czytać dalej.

splash545

@Wrzoo Uuu ale bym teraz pograł w hirołsiki Takiego uniwersum się nie spodziewałem, bardzo oryginalne opowiadanie A tak swoją drogą wyobrażam sobie jak dziwnie musi się je czytać komuś kto nigdy nie grał xd


Widzę, że nie tylko ja miałem motywację oddać opowiadanie przed spędem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

sireplama

Spęd to impreza zamknięta?

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci edycja V

Potępieni - śladami wiedźmina

- Kurt! Podaj mi młotek! Obcęgami nie idzie!
I już po chwili dzierżąc młotek w mojej prawicy zadałem cios w żuchwę. Następny - niecelny wybił dziurę w kości policzkowej trupa. Trzeci z kolei odłamał fragment żuchwy z interesującym mnie złotym zębem. Teraz tylko szybkie nacięcie, szarpnięcie i kawałek kości dolnej szczęki ze strzępkiem mięsa wylądował w skórzanej sakiewce a następnie w moim plecaku.
- Jakub! Masz coś jeszcze?!
- Tylko ten wgnieciony szyszak!
- Dobra, bierz go i wypieprzamy z tego trupowiska! Strasznie tu śmierdzi!
Poza kwestiami powonienia i ogólnej estetyki jest ważniejszy powód, żeby zbytnio nie pieścić się ze zwłokami na miejscu rzezi. Bo to, że pierwsze trupojady zostały ubite przez wiedźmina wcale nie oznacza, że za chwilę nie nadciągną kolejne, a wręcz powiedziałbym, że jest to pewnik. Pozostaje tylko kwestia czasu czy będzie to za chwilę, czy za kilka godzin, a może dni? Nie zamierzałem tego sprawdzać. Złotego zęba wydłubie się na spokojnie przy ognisku, albo i wrzuci się tę żuchwę w ogień a później rano kruszec sam wyleci? Zobaczymy. W tym momencie trzeba ruszyć w dalszą drogę śladami wiedźmina, który podąża pogorzeliskiem, które zostawia za sobą nilfgaardzka armia. Czy czyści gościniec z trupojadów na ich zlecenie? Nie wiem i mało mnie to obchodzi. Ważniejsze jest to, że podążając za nim mamy trochę większą szansę, żeby nie zostać rozszarpanymi przez bandę ghouli.
Po chwili Kurt i Jakub zrównali się ze mną i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę ocalałej bramy małego soddeńskiego miasteczka, czy raczej tego co z niego zostało - czyli tlących się zgliszcz. Wszędzie w okół walały się nadpalone i zmasakrowane zwłoki, większość była obgryziona przez trupojady. Chyba wszystkie były Soddeńczyków, pewnie jakieś pojedyncze najeźdźców a może nie leżał tam żaden Nilfgaardczyk. Po obu stronach bramy wjazdowej wisiały sine trupy, zapewne włodarzy miasta. Minęliśmy ją czym prędzej i po kilkudziesięciu metrach weszliśmy w puszczę. Trzymaliśmy się leśnych ścieżek, które ciągnęły się równolegle do traktu a przynajmniej taką mieliśmy nadzieję.
Nie odezwaliśmy się do siebie nawet słowem, bo i o czym tu gadać? Druga sprawa, że w jakimś stopniu czułem obrzydzenie do moich towarzyszy.
Z każdym krokiem w głąb lasu smród pogorzeliska słabł. Chyba już bardziej śmierdziało od naszych okopconych ubrań.
Wiatr poruszył liśćmi drzew i zapachniało lasem. Panował tu taki spokój jakby nic się nie stało. Jakby masakra za nami wcale nie miała miejsca. Jakbyśmy wylądowali w jakiejś innej rzeczywistości. Skupiłem się na szumie liści i dalszy marsz przebiegł mi w zdecydowanie lepszym nastroju.

Leżąc przy ognisku tylko kręciłem się z boku na bok. Spojrzałem na czuwającego Jakuba, który wyraźnie zaczynał już przysypiać. Wstałem i klepnąłem go w ramię.
- Idź spać, ja posiedzę.
- Dzięki. - mruknął zaspany i położył się, a już po chwili usłyszałem jego chrapanie. Najwyraźniej tylko ja miałem tu problemy ze snem.
Patrzyłem w ogień i znów myślałem o tym jakie to życie jest dziwne. Jeszcze do niedawna byliśmy normalni, byliśmy ludźmi pracy - drwalami, rolnikami. A teraz? No właśnie... jak nazwałbym kogoś podobnego do nas? Po prostu chcieliśmy przetrwać i w taki a nie inny sposób odnaleźliśmy się w wojennej zawierusze. Czy dało się inaczej? Pewnie tak, ale nie mam pomysłu jak w inny sposób mielibyśmy przeżyć na tej wypalonej ziemi. Nie wiadomo też kiedy następne fale wojsk nilfgaardzkich natrafiłyby na nas gdybyśmy nie szli podążając za tą pierwszą. Iść w odpowiedniej odległości ich śladem wydawało się rozsądne. Początkowo na pobojowiskach znajdowaliśmy sporo wyposażenia, które można było spieniężyć. Czy to w jakimś cudem ocalałym soddeńskim miasteczku, czy to samym Nilfgardczykom. Później maruderzy ciągnący za armią czyścili pola coraz dokładniej. A teraz podążający za nimi wiedźmin też pewnie zabierał co lepsze części ekwipunku. Nam zostawało już coraz mniej i musieliśmy być coraz bardziej kreatywni w poszukiwaniu funduszy na przetrwanie. W sumie to nie mam wyrzutów sumienia - źli są ci, którzy powodują te masakry. Ale jednak to co robimy jest obrzydliwe i granica zaczęła się przesuwać coraz dalej. Tak wyszło i co zrobić? Lepiej za dużo nie gadać, za dużo nie myśleć i zazwyczaj mi się to udaje, lecz bezsenne noce takie jak ta podczas których nie mam jak uciec przed swoimi myślami są coraz częstsze.

Podeszliśmy cicho do skraju lasu i nasłuchiwaliśmy. Wyraźnie było słychać walkę, ale to już nie była bitewna wrzawa. Co jakiś czas między szczękiem klingi przebijał się nieludzki skowyt.
Przeszedłem kawałek dalej trzymając się skraju drzew i podczołgałem do szczytu pobliskiego nasypu. Wyjrzałem i moim oczom ukazał się czarnowłosy wiedźmin - wyglądał na młodego. Było widać wiele zadrapań na jego ciele i wyraźnie utykał. Dookoła niego leżała góra ubitych ghouli, było ich przynajmniej kilkanaście albo i więcej. Natomiast w tym momencie walczył z dwoma wielkimi graveirami. Chodzące truposze wielkości niedźwiedzia. Wielkie masywne lecz poruszające się nad wyraz szybko i zwinnie. Patrzyłem z osłupieniem na te chore abominacje krążące wokół mutanta.
Kurt i Jan dołączyli do mnie i razem patrzyliśmy jak wiedźmin swoim srebrnym mieczem odbija ciosy, raz jednego, raz drugiego graveira. Trzymały się na dystans i doskakiwały zadać cios prawie, że jednocześnie. Tylko nieludzki refleks zabójcy potworów trzymał go przy życiu. Choć coś mówiło mi, że długo tak nie wytrzyma.
Wiedźmin też musiał zdawać sobie z tego sprawę bo po chwili zdecydował się na szarżę na bliższego nam trupojada. Zrobił młynek mieczem i udało mu się zmylić potwora - ciał go w ramię, prawie je odrąbując. Stwór zamachnął się z wściekłością i tym potężnym ciosem zrzuciłby głowę z ramion wiedźmina, lecz wiedźmin złożył dziwnie palce i fala uderzeniowa odrzuciła potwora na dobre 10 metrów tuż pod nasz nasyp. Walczący odwrócił się minimalnie za wolno i doskakująca zza jego pleców druga bestia rozorała mu bark ostrymi pazurami.
Niewiele myśląc rzuciłem siatkę na leżącego przy nasypie rannego potwora i zbiegając ryknąłem:
- Teraz chłopy! Razem!
Kurt i Jan nie zawahali się i dołączyli do mnie, trzymaliśmy w dłoniach małe toporki do rzucania. Ruszyliśmy pędem w stronę wiedźmina zwartego w walce z potworem. Młody wojownik dzielnie odbijał ciosy ale widać było, że przez rany jest już wolniejszy i sprawia mu to coraz większą trudność.
Byliśmy już w zasięgu rzutu i rzuciliśmy - najpierw Kurt, potem ja i Jan. Topór Kurta chybił i przeleciał obok głowy graveira. Natomiast mój dosięgnął celu perfekcyjnie - wbił się głęboko w plecy walczącego wiedźmina, a topór Jana trafił go w łydkę. Graveir nie zmarnował tej okazji i rozorał twarz ciężko rannego i zaskoczonego zabójcy. Po chwili zaskoczył też Jana - na którego rzucił się błyskawicznie. Mnie udało się rzucić drugą siatkę, która splątała graveira. Niestety splątała z nim też Jana, który darł się wniebogłosy kiedy obrzydliwe kły potwora rozrywały jego ciało.
Wraz z Kurtem dopadliśmy do kotłującej się plątaniny i zaczęliśmy tłuc gdzie popadnie - ja młotkiem, Kurt siekierą. Skóra bestii była jednak bardzo gruba i widząc, że nasze wysiłki na niewiele się zdadzą podbiegłem do zwłok wiedźmina i wyszarpałem z jego zesztywniałych palców srebrny miecz.
- Kurt! Spierdalamy! - krzyknąłem i nie oglądając się za siebie wbiegłem w pobliską gęstwinę. Po krótkiej chwili Kurt zrównał się ze mną. Jeszcze jakiś czas podążały za nami krzyki zjadanego żywcem Jana - nie miał dla nas litości.

Siedziałem przy ognisku i patrzyłem jak płomienie odbijają się w wypolerowanym przeze mnie na błysk srebrnym, wiedźmińskim mieczu - był bezcenny. Więc w czasie wojny powinniśmy dostać za niego dosyć, żeby garstce osób ocalałych z masakry naszej wioski udało się przeżyć zimę. Trzeba tylko go teraz wymienić na zapasy a potem dostarczyć je do chat drwali głęboko w lesie. Byli tam ukryci: żona Jana, rodzice Kurta i moja córeczka Anrietta oraz kilku innych.
Odpoczniemy tam przez dzień lub dwa i wyruszymy z Kurtem w dalszą podróż - więcej pieniędzy zawsze się przyda. Druga rzecz, że nie chciałbym, żeby moja córka przebywała w towarzystwie osób takich jak my.

Liczba słów: 1257

#zafirewallem #tworczoscwlasna
85ab4340-b614-4b0e-910c-843a2ba4f64c
Wrzoo

@splash545 Oho, widzę, że Ty też zdecydowałeś się na fanfik w tej edycji.

Początkowo myślałam, że ten młody wiedźmin to Eskel. Ale nie wzorowałeś się na żadnej postaci z uniwersum, prawda?

Końcówka fenomenalna.

CzosnkowySmok

@splash545 mam takie zaległości w kawiarence, że glowa mała

DiscoKhan

@splash545 buuu! W sążniach albo w łokciach jednostki miary powinny być, ewentualnie po amerykańsku, relatywnie do czegoś znanego, końskie długości może? Mnie żeś immersje pan popsuł tymi metrami.


Ale ogólnie bardzo spoko opowiadanie, ja to bym w takiej akcji widząc graveira raczej wydygał xd

Zaloguj się aby komentować

Dobry.

Nie przedłużając: były-zmyły-zera-bajera

Tematyka: Seriale

#zafirewallem #naczteryrymy #poezja #tworczoscwlasna
Tapporauta

“Z fabułą Zagubieni”


Na tajemniczej wyspie dziwne wydarzenia były,

przez kilka sezonów cliffhangery i zmyły.

Lecz musieli to zakończyć w stylu totalnego zera,

a była to z początku niezła bajera.

splash545

W telewizji na serialach to emocje były

Serwisy VOD jakoś je rozmyły

Nie ma, że się spóźnisz - możesz zacząć od zera

Chyba, że żona jest w połowie to pomoże bajera

PaczamTylko

Na froncie to emocje były

Grigorij robił rudym zmyły

Janek kasował Tygrysy jak zera

na potańcówce z Marusią leciała bajera

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Propozycja na dziś:

Rymy: miś - dziś - poda - szkoda
Temat: Azja

#naczteryrymy , czyli #poezja i #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem
grv

Z Aliexpress idzie miś

Będzie jutro, może dziś

Kurier paczkę wnet mi poda

Lub ją zgubi - misia szkoda

wombatDaiquiri

@Piechur Z dedykacją dla @bojowonastawionaowca


Puchatek to w książkach jest przemiły miś

Prawdziwy - w Pekinie obudzi się dziś.

On do misia tylko fizycznie się poda

Moralność ma kurwy i wielka to szkoda

George_Stark

Proszę państwa, pewien miś

podał rymy nam tu dziś.

Kiedy jednak swoje poda?

Bo te ukradł. A to szkoda!


897f7904-ee85-4664-8a6d-2d2204054df5

Zaloguj się aby komentować

Łzy piskląt z NSFW

Odleciał nasz Jaszczomp w siną dal,
Nie chodziło mu o chwałe czy o szmal,
Za darmo od serca dla oka !
Radował on codziennie każdego zboka.

I leci przez niebo bo tam jego dom,
W błękicie skąpany drapieżny ptak,
Wstawiał duże, i małe taki to ziom!
Co rano spragniony czekałem na znak.

Bez niego samotnie siedzi moje pragnienie,
Zwiędłe umarłe bez szans na zbawienie,
Co pustkę wypełni ta dziurę w mej piersi?

A może skarbem nie były te cycki wspaniałe?
Lecz przyjaciele co ze mną grzmocili, ci bracia mniejsi.
Dla nas to wszystko, a dla was porno skretyniałe.

#zafirewallem #tworczoscwlasna #zadentagniewyraziogromumojegosmutku #jaszczompwroc
ErwinoRommelo userbar
ErwinoRommelo

@Tylko-Seweryn ehh pamiętasz jak wstawił taka ruda ze cie zmiotło z planszy szybciej niż bosy z elder ringowego dlc ?

swrscyk

Nie no ludzie. Dawać mi tu Małysza i kręcimy go. Przecież ten gość był tak cudownie czuły na kobiece piękno że aż szkoda. Człowiek płakał że wzruszenie jak wrzucał coś na tag. Kurde mam nadzieję że wróci.

UmytaPacha

@ErwinoRommelo pięnka poezja zrodzona ze szczerego bólu

myślę że się wakacjuje po prostu

Zaloguj się aby komentować

#nasonety #diriposta

Porcelana

Wikłają znów głowy szykany
W srebrze wróg odbija się marnie
Zanika twarz, błądzą oczy sarnie
Żyrandol z kości jak filigrany

Dieta, głodówka, post przerywany
"Wyglądasz pięknie, wyglądasz marnie"
Uwagę na tacę przyjmuje ofiarnie
Udo, centymetr, waga, kilogramy

Detoks z warzywnej cieczy
Cierpienie połykacza mieczy
Czerwony sok na kolanie

Wspomnienie pięknej, żywotnej
Pewnej nocy sobotniej
Żywych dla zmarłej czuwanie

#poezja #tworczoscwlasna w kawiarni #zafirewallem
Wrzoo userbar
moll

@Wrzoo poruszający... mam nadzieję że utwór nie jest oparty o własne doświadczenia

Zaloguj się aby komentować

Oto proszę Państwa rozpoczynamy piątą edycję zabawy #naopowiesci ! Dzisiaj temat i kategoria to klasyka klasyków, coś co znamy i kochamy:

Temat: podróż

Kategoria: fantasy

Liczba słów: 900 - 2000

Termin: 04.08.2024 (14 dni)

Zasady:

Standardowe - zadający konkurs może ogłosić wygranego według własnego widzimisię oraz zmienić kryterium oceniania w dowolnym momencie.
Zwycięzcą zostanie osoba, której opowiadanie zdobędzie największą ilość piorunów i w nagrodę będzie miała zaszczyt ogłoszenia następnego zadania.
Za każde 100 słów poniżej lub powyżej zadanego limitu - 1 punkt.
Za znaczne rozminięcie się z tematem - 5 punktów.

Miłego pisania!

#zafirewallem
splash545

@KatieWee elegancki temat i kategoria. No to trzeba się brać za pisanie Władcy Pierścieni 2

Zaloguj się aby komentować

Czas i pora na podsumowanie IV edycji #naopowiesci !

@moll za opowiadanie Partia Pani Blond dostaje wyróżnienie za niekontrowersyjne opowiadanie polityczne!

15

https://www.hejto.pl/wpis/naopowiesci-w-ostatniej-chwili-ale-sie-wyrobilam-wink-partia-pani-blond-prosze-p

@splash545 za opowiadanie Narcos dostaje wyróżenienie za nienawiść do trapu!

15

https://www.hejto.pl/wpis/naopowiesci-edycja-iv-narcos-chyba-znowu-wylecialo-powiedzialem-i-przekrecilem-p

@Wrzoo za opowiadanie Wodzianka - orgin story dostaje wyróżnienie za najbardziej przytulne, smierdzące kiblem pomieszczenie!

16

https://www.hejto.pl/wpis/naopowiesci-marzylo-mi-sie-by-pozenic-na-opowiesci-z-hejtodetectivesquad-mam-nad

@KatieWee za opowiadanie Przemilaczane dostaje wyróżenienie za alternatywne podejście do happy endu!

19

https://www.hejto.pl/wpis/naopowiesci-zafirewallem-to-co-przemilczane-na-poczatku-pojawila-sie-cichutka-me

O ile po samych piorunach wiadomo kto wygrał i opowiadanie bardzo mi się podobało to jednak moja horda ma pewne standardy, zaś nepotyzm, kolesiostwo oraz oczywiście docenienie Mojej Skromnej Osoby na tyle żeby wystąpiła w drobnej roli w opowiadaniu i w dodatku w roli dosyć przyjemnej także dzięki wrodzononemu mi narcyzmowi przydzielam dodatkowe 5 piorunów dla Wrzoo! Splash że jest jedynym chłopem to w ramach równouprawnienia dostaje -7 piorunów dzięki czemu wypada poza podium. Następnie te 7 piorunów daję Moll i Katie Wee, Moll mniej, 3, bo jest mniejsza a Katie więcej po jak sobie pomyślałem że mnie wałkiem walnie w łeb na przywitanie to się trochę cykam.

Także klasyfikacja prezentuje się:

4. @splash545
3. @moll
2. @Wrzoo
1. @KatieWee

Zwyciężczyni składam gratulacje i czekam na zwyczajowy upominek za korzystne rozpatrzenie sprawy! [̲̅$̲̅(̲̅ ✧≖ ͜ʖ≖)̲̅$̲̅] Poza tym przypominam o obowiązku rozpoczęcia kolejnej edycji i w ogóle nie przepraszam za późne rozstrzygnięcie xD

#naopowiesci #zafirewallem
splash545

@DiscoKhan nienawiść do trapu tak zostałem wychowany

KatieWee

@DiscoKhan wybacz, nic z tej matematyki nie rozumiem

Ale dziękuję za docenienie i zabieram się do wymyślania nowego zadania

Yes_Man

@DiscoKhan opowiadania, opowiadaniami, ale podsumowanie to prima sort! Aż sobie zapiszę gdzieś albo wydrukuję

Zaloguj się aby komentować

Raz się przegrywa, raz się wygrywa — tym razem wygrana, więc i poniżej rozpisana zabawa:

temat: życie w zakonnym celibacie
rymy: dziewczyna - święto - rozpinał - miętą

Podziękowania dla Wojciecha Młynarskiego za inspirację, a Wam życzę ciekawych pomysłów i przyjemnego początku tygodnia

***

Zasady:
- Układamy cztery wersy, lub wielokrotność jeśli ktoś ma ochotę.
- Każdy wers musi kończyć słowem zadanym przez OPa dokładnie w tej kolejności, która jest we wpisie.
- Rymowanka powinna, przynajmniej luźno, nawiązywać do tematu zadanego przez OPa.
- Zwycięża osoba, która kolejnego dnia do godziny 20 zdobędzie najwięcej piorunów.
- W nagrodę wymyśla nowe zadanie, czyli temat oraz rymy i publikuje do godz. 21 nowy wpis.
- Trzeba pamiętać w nowym wpisie o społeczności albo zawołać @bojowonastawionaowca , jeśli się o niej zapomni.

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
#owcacontent <- dla zablokowania moich wpisów
splash545

Nas tu nie skusi żadna dziewczyna

Nie widzimy żadnych no chyba że w święto

Brat Antonii nas zapinał i poły rozpinał

Jego pot pachnie słodko kawą i miętą

Pan_Buk

Co noc, mnie bezbożnikowi śni się dziewczyna

Czy to w dzień powszedni, zapustny, postny czy święto,

Ach, jakbym ją rzucił na siennik i suknię jej rozpinał!

Oddał się swoim żądzom, sponiewierał ją i wychłostał miętą!

b57f8cc1-ec18-4de7-964f-c17db0d7123a
koszotorobur

@bojowonastawionaowca


Zakonna dziewczyna,

Namiętności święto.

Zmysłowo rozpinał,

Upajała miętą.

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci - w ostatniej chwili, ale się wyrobiłam

Partia Pani Blond

-Proszę pani, już pora - asystent wszedł niemal bezszelestnie do niewielkiego gabinetu zajmowanego przez panią Blond i przerwał jej rozmyślania. To miał być już ostatni raz i będzie wolna, nareszcie, po tylu latach.
-Dziękuję Adasiu - odpowiedziała, nie ruszając się zza biurka - Już do was schodzę.
-Pan Remigiusz kończy powitanie, nie ma pani już zbyt wiele czasu… - przypomniał mężczyzna. Mimo skłonności jego szefowej do przesadnego umiłowania punktualności, tym razem z lekka ją ponaglił. On także denerwował się dzisiejszym wystąpieniem, jako jeden z nielicznych wiedział, że to pożegnanie.
Z westchnieniem wstała zza biurka. Zebrała płynnym ruchem kilka leżących przed nią kartek, poprawiła okulary, obciągnęła poły dobrze skrojonego żakietu i ruszyła w swój ostatni bój.
Gdy wraz ze swoim asystentem, wieloletnim współpracownikiem, Adamem Zawiałką dotarła za kulisy, Remigiusz Opałka właśnie kończył przemawiać do zebranego tłumu. A trzeba przyznać, że wiec partii W Centrum (zwanej przez wszystkich Partią Pani Blond) był wydarzeniem, które od dobrych dwóch dekad przyciągało masy. 
-... I oto przed państwem ona, Anna Blond, prezeska rady ministrów, prezeska i założycielka W Centrum!
Na sali rozległy się ogłuszające brawa. Pani Blond skrzywiła się niemal niezauważalnie. Jednak dekady w polityce pod tym względem niewiele zmieniły i mimo upływu czasu, nadal nie lubiła ogłuszającego aplauzu, towarzyszącego jej wystąpieniom publicznym, odkąd jej niewielkiemu niegdyś ugrupowaniu udało się sięgnąć po władzę i dzierżyć ją mniej lub bardziej samodzielnie przez niemal trzydzieści lat.
Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ. Pomyślała, wygładzając po raz ostatni ołówkową spódnicę. Adaś lekkim skinieniem dał jej znać, żeby wyszła na scenę. To był jej czas.
Przy postawnym Remigiuszu, ściskającym jej drobną dłoń, wyglądała na jeszcze mniejszą - niewysoka, lekko okrągła, z blond włosami poprzetykanymi pojedynczymi pasemkami pojawiającej się siwizny, upiętymi w prosty kok z tyłu głowy. W swojej szarej garsonce i okularach bliżej jej było do starzejącej się belferki niż prezeski największej partii w Polsce. Jednak coś w postawie i wzroku tej kobiety sprawiało, że wydawała się większa, potężniejsza niż była w rzeczywistości. A partyjni koledzy skwapliwie korzystali z ognia pani Blond, grzejąc się w nim od wielu lat. Ale dzisiaj miał nadejść tego kres. Dziś miała ogłosić swoje odejście na polityczną emeryturę.
Remek pomógł jej wejść na podwyższenie, dostosował mikrofon do wzrostu swojej partyjnej zwierzchniczki i dyskretnie usunął się ze sceny. Od teraz ona i uwaga wszystkich koncentrowała się wyłącznie na pani Blond.
-Drodzy, miło mi niezmiernie powitać was wszystkich na dorocznym wiecu partii W Centrum. Witam wszystkich zgromadzonych, moich najbliższych współpracowników, partyjnych kolegów i koleżanki, naszą prężnie działającą młodzieżówkę oraz wszystkich sympatyków i tych kilka zagubionych dusz, które trafiły tu zupełnym przypadkiem. W tym miejscu również witam i dziękuję wszystkich zaangażowanych w organizację wiecu, bez was kochani nasze coroczne spotkania nie miałyby szans się odbyć. - nie mówiła zbyt głośno, jednak jej głos niesiony przez rozmieszczone po sali głośniki wybrzmiewał tym czymś, na co wszyscy czekali, każdy poczuł się dostrzeżony i wyróżniony.
Chciała zacząć mówić dalej, jednak gorący aplauz jej to przez dłuższą chwilę uniemożliwił. W tym roku udało jej się uniknąć skandowania jej imienia - zawsze ją to irytowało. Mimo wszystko nie chciała, by W Centrum, choć nazywane Partią Pani Blond, było faktycznie jej prywatnym folwarkiem. Z uporem maniaka powtarzała, że partię tworzą ludzie, ci w partii i ich wyborcy i że bez nich, nie byłoby jej. Nie przekonywało to opozycji, ale cóż… jej odejście zweryfikuje, kto z nich miał w tej kwestii rację. Ona wierzyła, że wychowała pokolenie liderów, którzy są w stanie ją zastąpić.
-Władzę łatwo zdobyć, dużo trudniej ją utrzymać, choć jak sami widzicie, nie jest to niemożliwe… - wykrzywiła usta w nieco ironicznym uśmiechu i kontynuowała, właściwie nie patrząc już na leżące przed nią notatki. - Tak samo, jak nie jest niemożliwym zbudować coś z niczego. Partię W Centrum u zarania tworzyła garstka idealistów, tak naprawdę wtedy nie wierzyłam, że mamy szansę na cokolwiek, przy starych wyjadaczach na scenie politycznej. A jednak, udało się nam! Była to powolna i mozolna praca. Przekłuwanie populizmu i koniunktury w programy wyborcze, w obietnice, które uważaliśmy do spełnienia. Realizowaliśmy je, co zbudowało wasze zaufanie do nas, do kolejnych członków rozrastającego się z roku na rok ugrupowania. Na tym właśnie polega moc demokracji! To wy wybieraliście nas raz po raz. I to jednocześnie właśnie to - spełnianie obietnic jest miarą wielkości polityka, w którym jego wyborcy pokładają zaufanie. Obiecać można wszystko, ale to zrealizować… Oczywiście nie obyło się bez pomyłek i błędów, takich jak fiasko pierwszej reformy emerytalnej czy deregulacja rynku energetyki, ale tylko ten się nie myli, kto nic nie robi. Nawet takie momenty byliśmy w stanie z wami przetrwać, bo mimo wszystko wierzyliście w nas i w to, że uprzątniemy po sobie bałagan. I jak widzicie - udało się, emeryci nie głodują, zaś wszyscy wespół nie siedzimy o świeczkach. Poza spektakularnymi klapami, mieliśmy na koncie kilka sukcesów, do dzisiaj jestem dumna z uproszczenia systemu podatkowego i restrukturyzacji służby zdrowia, a także regulacji rynku nieruchomości w ramach działania portfeli kapitałowych. Przed nami wszystkimi jednak kolejne wyzwania, którym musimy sprostać we wciąż zmieniającym się świecie. Prawo powinno być stabilne, ale nie archaiczne. Jeśli nie wyprzedza czasów, powinno przynajmniej starać się dotrzymywać im kroku. Ta ciągła dynamika wymaga moim zdaniem również zmiany na stanowisku lidera partii - wrzawa, która podniosła się w sali przez kilka minut nie pozwoliła pani Blond kontynuować przemówienia.
-Jak powiedziałam, ciągła dynamika wymaga moim zdaniem również zmiany na stanowisku lidera partii - starsza pani wróciła do przerwanego wątku. - Z roku na rok jestem coraz starsza i świat wiruje coraz szybciej wokół mnie. Chociaż nadal za nim nadążam, zaczynam dostawać lekkiej zadyszki, dlatego uznałam, że jest to ten moment, kiedy kierownictwo partii powinien przejąć ktoś młodszy. Że pora na następcę, który będzie liderem na miarę drugiej połowy XXI wieku. Liderem dla W Centrum i liderem dla Polski. Dlatego, choć mianowanie nie jest do końca przyjętym w demokracji konwenansem, chciałabym przekazać zwierzchnictwo partii w ręce mojego wieloletniego współpracownika, aktualnego wicemarszałka senatu, Dominika Nowakowskiego. Dominiku, dołącz proszę do mnie - Anna zaprosiła gestem do siebie jednego z mężczyzn zasiadających w pierwszych rzędach publiczności.
Nim mężczyzna, ogłuszony rozlegającym się zewsząd aplauzem doszedł do sceny, Anna Blond zachwiała się za pulpitem. Próba uchwycenia się mebla niewiele dała i kobieta upadła, tracąc przytomność.

***

Biuletyn Partii W Centrum

Z głębokim smutkiem zawiadamiamy o śmierci założycielki i wieloletniej prezeski naszego ugrupowania. Mimo udzielenia niezbędnej pomocy medycznej, Anna Blond zmarła wczoraj w godzinach wieczornych w szpitalu MSWiA.
Partyjni koledzy i koleżanki pozostają, wraz z rodziną zmarłej pogrążeni w głębokim żalu po jej stracie.
Zgodnie z wolą rodziny, pani Anna zostanie pożegnana w kameralnej uroczystości, w której uczestniczyć będą najbliżsi zmarłej.

-----
1075 słów

#zafirewallem
Heheszki

zawiesiłem się na jej skłonności do przesadnego umiłowania punktualności, potem doszło obciąganie sweterka i najwyraźniej czas już spać xD muszę tu wrócić, to mój comment obserwacyjny

bojowonastawionaowca

@moll widzę ewidentne nawiązanie do polityki wietnamskiej, tak trzymać

Zaloguj się aby komentować

Patrząc na liczbę ostatnich wpisów, wydaje mi się że, zupełnie jednak niecelowo, przejąłem kawiarenkę. Dziś więc oddaję Wam do dyspozycji zadanie, a sam milczę jak dziecko albo ryba – bo one przecież głosu nie mają.

temat: wędkarstwo
rymy: jaśniej – leci – właśnie – kabarecik

Wesołej zabawy w ten sobotni wieczór tym, którzy, jak i ja, marnują go przed komputerem!

***

Zasady:

- Układamy cztery wersy, lub wielokrotność jeśli ktoś ma ochotę.
- Każdy wers musi kończyć słowem zadanym przez OPa dokładnie w tej kolejności, która jest we wpisie.
- Rymowanka powinna, przynajmniej luźno, nawiązywać do tematu zadanego przez OPa.
- Zwycięża osoba, która kolejnego dnia do godziny 20 zdobędzie najwięcej piorunów.
- W nagrodę wymyśla nowe zadanie, czyli temat oraz rymy i publikuje do godz. 21 nowy wpis.
- Trzeba pamiętać w nowym wpisie o społeczności albo zawołać @bojowonastawionaowca , jeśli się o niej zapomni.

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
Wrzoo

Wstanę co świt, nie musi być jaśniej

Przy wędce dzień oraz wieczór mi zleci

Co żona mówiła? Ach, przecież, no właśnie!

„Nie musisz wracać”. Istny kabarecik!

sireplama

W głowie się klaruje, myślę coraz jaśniej,

Dokąd zmierzam ze sobą, gdzie czas tak leci?

Zmienię coś w swym życiu, to ten moment właśnie!

Spławik drga, popijam wódkę, a...! Walić kabarecik.

crs333

Sobie świecisz? Zrób że jaśniej!

Co?! Latarka z rąk ci leci?!

Tu na spławik świeć! O właśnie!

Z synem ryby… Kabarecik.

Zaloguj się aby komentować

Niezmiennie bawią mnie wspomnienia mojej „metalowej” młodości które to od czasu do czasu przychodzą mi do głowy:

***

Prawdziwy miłośnik najcięższej muzyki metalowej, twardy jak nosek w glanie

Chciałem kupić sobie glany
lecz za małe były na mnie.
W glanach byłoby mi fajnie
– jestem metal nieudany.

Chodzę teraz załamany.
Trampki noszę – chociaż czarne,
to się czuję w nich fatalnie.
Przy winie będę wyśmiany.

Choćbym złorzeczył
lub stopę kaleczył
nie zmieści się w glanie.

Od łez trampki mokre
gdy płaczę samotnie
i ukojenia szukam w Nirvanie.

***

#zafirewallem
#nasonety
#poezja
#tworczoscwlasna

I sonet di proposta
Wrzoo

@George_Stark tych nas rozbawionych metalową przeszłością jest więcej. Niby mama mówiła, że z tego wyrosnę, a ja jej nie wierzyłam. No i co? I dalej ubieram się na czarno, tylko glany w szafie leżą, czekając na odkupienie… 😅

KLH2

Ja to nie bardzo rozumiem te glany u metali. W sensie - nie nosiliśmy takich butów. Nie pierwszy raz to słyszę i czytam i zawsze tylko wzruszałem ramionami, ale dziś się najwyraźniej przebrała miarka


Proszę, tu jest chiński zespół (powstały w 2014) cosplayujący metal z czasów, kiedy metal był metalem i tekstylnie bardzo trafiają (chociaż większość powinna mieć jednak BUTY jak ten po prawej). Tak że ten.


Nazwy zespołu nie podam, bo chcielibyście wyszukać w google inne fotki i bardzo byście tego żałowali. Mam dobre serce

0309c0a9-193e-49b4-9fea-053e4e694eeb
DiscoKhan

@George_Stark mi glany palce u stopy uratowały po tym jak z pijatyki wróciłem i musiałem drzewo rąbać xD


@KatieWee ja miałem zwykłe glany, bez futerka a i tak w zimę były wystarczająco ciepłe, bo się jednak mikroklimat w nich robił xD

Zaloguj się aby komentować

Cykl
lub Przemoc rodzi przemoc
lub Rany

– Ale jesteś pojebany!
– Weź ogarnij się, ty downie!
– Jesteś słaby, skończysz marnie!
– Jestem tobą załamany!

– Czuję się niewysłuchany.
– Cały świat się wali na mnie.
– Z sobą bywa mi fatalnie.
Rany.

Ktoś mnie skaleczył.
Przyglądam się cięciu.
Ranie.

Oddaję stukrotnie.
Wciąż mocniej i mocniej.
Ranię.

***

#zafirewallem
#nasonety
#poezja
#tworczoscwlasna

I sonet di proposta
splash545

@George_Stark mega oryginalne podejście. Widzę, że nadrabiasz swój brak występu w poprzednim konkursie

Heheszki

Szef wykrzyczał tacie

(że moze stracić prace)

Tata nagadał mamusi

(że "wcale być z nim nie musi")

Mama się darła na Kasie

(że ma się wziąć za pracę )

Siostra sie na mnie skupiła

(wyzwała od skurwysyna)

Długo kopałem psa próbując sobie to wszystko poukładać

(głupie bydlę niczego się nie uczy, jak nie ciągnie to się włóczy)

Potem zjedliśmy kolację

(i było całkiem miło , przecież "nic takiego się nie wydarzyło", "każdy ma trochę racji")

I tylko głupi pies głupio się patrzył...

CzosnkowySmok

@George_Stark dobre podoba mi się

Zaloguj się aby komentować

Wiadomo, że artyści mają różne muzy, klasyką jest również tych muz przez artystów kupowanie. W związku z tym powstają różne dzieła: lepsze i gorsze:

***

Koneser
lub Nowa na dzielnicy

Wieczorem wyszedłem gustownie ubrany
w dzielnicę, gdzie świecą czerwone latarnie;
kiedyś lowelas – skończyłem dziś marnie:
kobiety, które znam, to są kurtyzany.

Po drodze jej wzrok, przelotnie złapany,
jak gdyby pytała: – Czy znajdziesz czas dla mnie?
I istnieć przestały za pieniądze panie:
w sidła miłości zostałem złapany.

To tak jakby ktoś mnie wtedy wyleczył
z tej samotności, która kaleczy
sobą, ale i płatną bliskością na zawołanie.

Serce na chwilę zabiło mi mocniej
lecz padły słowa rzucone zalotnie:
– Dasz mi dwie stówy? Zrobimy to w bramie.



Wiadomo również, że temat przewodni kawiarni #zafirewallem jest jeden, w związku z czym powstała wariacja na temat powyższego tekstu, bo nie mogłem się powstrzymać żeby w ten sposób nie zrymować do „Nirwanie”:

***

W parku miejskim

Wieczorem wyszedłem gustownie ubrany
w dzielnicę, gdzie świecą czerwone latarnie;
kiedyś lowelas – skończyłem dziś marnie:
kobiety, które znam, to są kurtyzany.

Po drodze jej wzrok, przelotnie złapany,
jak gdyby pytała: – Czy znajdziesz czas dla mnie?
I istnieć przestały za pieniądze panie:
w sidła miłości zostałem złapany.

To tak jakby ktoś mnie wtedy wyleczył
z tej samotności, która kaleczy
sobą, ale i płatną bliskością na zawołanie.

Serce na chwilę zabiło mi mocniej
lecz padły słowa nie całkiem zalotne:
– Wiesz gdzie jest szalet? Ciśnie mnie sranie.

***

Ciekawostka jest taka, że w kieleckim parku miejskim rzeczywiście jest bezpłatny szalet utrzymywany przez miasto. Kiedyś, kiedy poza Kielce rzadko nos wystawiałem, myślałem, że to jest standard w miastach. I kilka razy się boleśnie zdziwiłem.

***

#nasonety
#poezja
#tworczoscwlasna

No i utwór di proposta
splash545

Pierwsza wersja brutalnie życiowa a druga typowo kawiarenkowa

Zaloguj się aby komentować