1900 "Grób samobójcy" -  Wilhelm Kotarbiński (1849-1921)
Ale pyszna jakość ze zbiorów Muzeum w Krakowie!

Ponieważ Wilhelm Kotarbiński przez ponad 30 lat tworzył na ziemiach należących wówczas do Imperium Rosyjskiego, został tam uznany za Rosjanina [...]. W nowszych publikacjach (od lat 90. XX w.) jest już określany jako malarz polski i ukraiński.

Czyli klasyczek, szczególnie dla późnego XIX wieku, gdy walczono zaciekle o przypisywanie każdego człowieka do konkretnego narodu.
Wówczas też mało kto nazwałby go malarzem narodowości ukraińskiej - Rosja uważała język ukraiński za dialekt, a ukraińskojęzyczną ludność za słabiej rozwiniętą gałąź narodu rosyjskiego, którą należy nawrócić poprzez rusyfikację.

I żeby nie było - większość Polaków dumnych w swoim statusie "narodu historycznego" (posiadającego dawniej państwowość) też w 1848 myślało, że naród ukraiński i jego aspiracje polityczne wymyślił sobie austriacki gubernator Galicji do siania zamętu.
Twierdzili, że ludność ukraińska (rusińska) i jej ziemie są nieodłączną częścią składową Polski i muszą zostać włączone do przyszłej Rzeczypospolitej.
Takie myślenie, obok powszechnego konfliktu "uciskany ukraiński chłop - uciskający polski Pan", będzie stawało na przeszkodzie sojuszów w następnych dziesięcioleciach.

Tematyka obrazu raczej rzadka dla Kotarbińskiego, tak to głównie sceny antyczne i biblijne, anioły, symbolizmy i ukraiński folklor (ostatnie +30 lat był związany artystycznie z Kijowem).
#historiazpaszkom #malarstwo #historia
UmytaPacha userbar
c71a4af2-924d-46df-813c-c356bc9cc53b
conradowl

Ale piękny kawał sztuki

Zaloguj się aby komentować

. #historia #ciekawostki #berlin #kopanica #wroclaw #breslau
8b91da4a-72a4-43e3-a557-3333fc561ce1
GazelkaFarelka

Niektórzy nie ogarniają, że fakt, że ziemie te zamieszkiwali Słowianie, nie oznacza, że należały do Polski. Podobnie jak do Polski nie należała Chorwacja, Słowenia czy Czechy, również zamieszkane przez Słowian. Po drugie to ot, ciekawostka historyczna, na której nie należy opierać żadnej współczesnej polityki. W czasach upadku Cesarstwa Rzymskiego następowały intensywne wędrówki ludów po całej Europie, a wcześniej zresztą też, nie ma coś takiego jak teren "rdzennie czyjś".

enkamayo

Sama nazwa "Berlin" prawdopodobnie ma słowiańskie korzenie, wywodząc się od prasłowiańskiego słowa „berl” oznaczającego bagno lub mokradło. Natomiast w herbie Berlina jest niedźwiedź, czyli "Bär". Ciekawe czy w ten sposób chcieli uzasadnić niemieckie pochodzenie nazwy miasta.

Anty_Anty

@deafone jak lubisz dziwne to masz, takie tam amerykańskie plany.

d74f5a77-4a7d-4426-bdf6-68b158916abd
GrindFaterAnona

@Anty_Anty nie masz serca. Jakże bym chcial z Czechami i Bawarczykami jeden kraj tworzyc

GrindFaterAnona

O nie! Teraz widzę, ze chuje mi znowu Śląsk podzieliły !

Zaloguj się aby komentować

Podzielę się czymś co mnie niesamowicie interesuje od jakiegoś czasu, może kogoś też zainteresuje.

Biologia to nie jest zupełnie moja dziedzina, ale koncepcja o której będzie poniżej wydaje się tak spójna i logiczna, że pierwszy raz mam wrażenie, że mam jakieś pojęcie jak działa inteligencja w organizmach żywych, nie na zasadzie, że ciało to egzoszkielet, a "ja" to tylko mózg, a w mózgu to już magia. Ta koncepcja nigdy mnie nie przekonywała. No bo niby dlaczego na jakimkolwiek etapie miałby nastąpić przeszkok z organizmu "nieświadomego" na "świadomy"? Przecież to nie ma żadnego sensu, ewolucja tak po prostu nie działa.

Pięknie to tłumaczy i swoje hipotezy udowadnia w pracach swojego zespołu Michael Levin z Tuft University.

W dużym skrócie mechanizmy odpowiedzialne za rozwój zarodka do dojrzałego organizmu są tymi samymi mechanizmami, które stosowała ewolucja. Ewolucja koduje w nas jak mamy się rozwijać na kolejnych etapach, nie to jak mamy wyglądać. Widzieliście jak podobny jest ludzki zarodek do zarodka psa, czy innego ssaka? Podążamy podobnymi ścieżkami, które w różnych stadiach rozwoju rozjeżdżają się względem siebie, prowadząc do innego celu.

Organizm, który rozwija się z zarodka nie ma żadnego planu jak ma wyglądać w dorosłości. DNA nie zawiera schematu gdzie ma być ręką czy oko. To organizm i jego komórki wykorzystują swoją wiedzę i inteligencję do tego, żeby osiągnąć tę ostateczną formę z jak najmniejszym wpływem środowiska. Programiści zrozumieją, że DNA to bootstrap dla kodu, który musi rozwinąć i wykonać sam organizm z pomocą otoczenia.

Wyobraźcie sobie jakiś organizm jednokomórkowy. One potrafią szukać jedzenia, jeść, wydalać, unikać zagrożenia, rozmnażać się etc.. Dokładnie te same cechy co zwierzęta z miliardami komórek. Cała ich inteligencja, ale również pamięć tkwi w ich chemii. Ewolucja organizmów wielokomórkowych nie wymyślała nic nowego, mechanizmy są te same, tylko pojawiły się nowe funkcje, jak komunikacja pomiędzy komórkami. Potem wykształciły się narządy i komórki organizmu muszą "wiedzieć" jak zbudować organ, gdzie, kiedy, z czego, jak i gdzie co podłączyć. To jest tylko rozwiniecie zdolności naszej ameby, nic nowego. Więc już widzimy, że funkcje rozwojowe i behawioralne są tak naprawdę tożsame. Tylko jedne "patrzą" na zewnątrz, a inne do wewnątrz.

Ta inteligencja która buduje nasze organy była pierwowzorem do inteligencji która pozwala nam podejmować decyzje w życiu codziennym. Mechanizmy nadal są takie same, wszystko działa dzięki chemii, która spaja nasze ciała. Neuron nie jest czymś zupełnie innym od komórki skóry, on jest tylko inaczej wyspecjalizowany, ale obie te komórki uczestniczą w "myśleniu".

Więc to nie mózg jest moim "ja", to cały ja jestem moim "ja". I to ma wreszcie sens!

Niesamowite są implikacje z takich wniosków. Wyindukowana regeneracja kończyn, leczenie raka, syntetyczna biologia bez modyfikowania DNA na chybił trafił. Oni już to potrafią zademonstrować. Ja stawiam na to kasę.

Polecam zacząć od tej prezentacji: https://youtu.be/gCo5zKXOuUE

#biologia #nauka
LondoMollari

No bo niby dlaczego na jakimkolwiek etapie miałby nastąpić przeszkok z organizmu "nieświadomego" na "świadomy"?

@lurker_z_internetu Dokładnie tak samo, jak dolewając po kieliszku wody do wiadra, w którymś momencie zajdzie przeskok ze stanu "niepełne" na "przelane". Przeskok będzie radykalnie odczuwalny, bez super dokładnych pomiarów nie przewidzisz z góry po ilu kieliszkach nastąpi, ale wiadomo, że w którymś momencie nastąpi.


Nie wiemy dokładnie, z czego składa się inteligencja, ale spojrzenie na inteligencję jako na przejaw zjawiska emergencji ma moim zdaniem najwięcej sensu.


Organizm, który rozwija się z zarodka nie ma żadnego planu jak ma wyglądać w dorosłości. DNA nie zawiera schematu gdzie ma być ręką czy oko.

Generalnie ma. Epigenetyka oczywiście ma wpływ na ostateczny kształt, natomiast to w DNA (+trochę w mitochondrialnym RNA) zakodowana jest informacja jaką postać przybierze organizm. Nie jest ona oczywiście zapisana w postaci zrozumiałego dla nas rysunku technicznego, ale cały czas jest to "kod źródłowy", który chemia komórkowa przetwarza na "produkt" końcowy. To, że my jeszcze nie odczytujemy tej informacji super sprawnie, nie oznacza, że nie jest to informacja.


Neuron nie jest czymś zupełnie innym od komórki skóry, on jest tylko inaczej wyspecjalizowany, ale obie te komórki uczestniczą w "myśleniu".

To jest łatwo falsyfikowalne. Gdyby tak było, zauważalibyśmy spadek możliwości umysłowych u kogoś po utracie kończyny, a osoby chorobliwie otyłe miałyby większe zdolności poznawcze. Nie ma żadnych wskazań, aby coś takiego zachodziło.

lurker_z_internetu

@LondoMollari To jest łatwo falsyfikowalne. Gdyby tak było, zauważalibyśmy spadek możliwości umysłowych u kogoś po utracie kończyny, a osoby chorobliwie otyłe miałyby większe zdolności poznawcze. Nie ma żadnych wskazań, aby coś takiego zachodziło.


No właśnie nie, bo funkcje mają inne. Skóra jest dobra w byciu skórą, uczestniczy w termoregulacji, gojeniu, ale już nie w rozmkninianiu równań różniczkowych. Nie myl mechanizmu z funkcją, nie jesteśmy jednym homogenicznym blobem, gdzie wszystko robi to samo. Ale wszystko działa tak samo i współpracuje ze sobą.

lurker_z_internetu

@LondoMollari Generalnie ma. Epigenetyka oczywiście ma wpływ na ostateczny kształt, natomiast to w DNA (+trochę w mitochondrialnym RNA) zakodowana jest informacja jaką postać przybierze organizm.


To nie tłumaczy czemu organizmy są w stanie radzić sobie jak np. coś je uszkodzi w trakcie rozwoju. Skąd wzięły się w kijance instrukcje by nerw wzrokowy oka, które wyrosło na ogonie podłączyć do jelita? Jaki mechanizm wyryty w DNA sprawił, że to oko było funkcjonalne i kijanka reagowała na światło?


Epigenetyka wpływa na to jak DNA jest czytane, wpływa to na działanie organizmu, bo to funkcjonalne części DNA stanowią hardware, na którym to wszystko działa, ale to jest tylko środowisko i nadawanie kierunku. Sam rozwój jest dziełem inteligencji samych tkanek. Wszystko jest super ściśle powiązane ze sobą.

AureliaNova

Ojej, ktoś wymyślił komórki macierzyste (ponownie po 60 latach).

Obecnie niestety jesteśmy na samym początku prób ich praktycznego wykorzystania i brakuje nawet zarysu technologii, żeby robiły coś więcej niż tylko sztuczki w probówce. Za to istnieje od groma firm krzaków w różnych Meksykach czy innych Wyoming, które co prawda biorą 7cyfrowe kwoty za kurację, za to nie mają żadnych rezultatów.

I co prawda ewolucja świadomości raczej na pewno nie była procesem skokowym, a różne pośrednie etapy możemy znaleźć u zwierząt dookoła, ale pomysł, że twoja skóra też bierze udział w świadomości jest imho idiotyczny :P Śmierdzi trochę buddyzmem, z ich używaniem randomowych pojęć naukowych jako słów kluczy do religijnych nauk.

I jak sie już bawimy w programistyczne porównania, to DNA jest skryptem dla frameworka, a nie frameworkiem samym w sobie (tym są już czynniki środowiska). A świadomość i inteligencja jaką my rozumiemy, jest na zupełnie innym levelu niż proste mechanizmy jednokomórkowców. To jakby porównywać świecenie się żarówki w grze komputerowej, ze świeceniem się diody na MB. Niby to samo i na tej samej maszynie, ale tylko, jeśli zignorujemy ich kompletnie inne mechanizmy działania i powstania.

lurker_z_internetu

@AureliaNova jej, przecież nie napisałem, że Twoja skóra na pięcie pomaga Ci rozwiązywać krzyżówki. Przetwarzanie informacji z otoczenia z całą pewnością zachodzi głównie w naszej głowie, dzięki wysoko wyspecjalizowanym komórkom, które są znakomite w przekazywaniu sygnałów do innych komórek i budowaniu wielu połączeń między nimi. Ale nie tylko tam zapisuje się wiedza.


Jeśli weźmiesz trochę komórek tej skóry to w odpowiednich warunkach mogę zacząć one "żyć", czyli poruszać się, jeść, a nawet mnożyć. Będą miały Twoje DNA, ale nie będą Ciebie w niczym przypominały. Zobacz na eksperymenty zespołu Levina.


Problemy do rozwiązania przez inteligencję są przeróżne, jednym może być znalezienie biofilmu do żerowania, innym budowanie wątroby, a innym opracowanie teorii względności. Wszystko jednak bazuje na komórkach, z błonami czułymi na ładunki elektryczne i zmianach ich wewnętrznego stanu pod ich wpływem.


Organizm wielokomorkowy nie wynalazł nowej metody na życie, ulepszył tylko starą. My nie jesteśmy cudownie inni od szympansa czy myszy, nasze organizmy rozwinęły się w takim kierunku, że jesteśmy lepsi w przetwarzaniu abstrakcyjnych konceptów. Mechanizmy strachu, miłości, głodu etc nadal mamy takie same. Nawet z roślinami dzielimy wiele zachowań związanych z biochemią patrz. fitohormony wydzielane przy stresie.


Właśnie nie ma w tym żadnego voodoo czy innego natchnionego religijnie syfu stawiającego nas w jakimś wyjątkowym miejscu. To jest tu najpiękniejsze.

Felonious_Gru

@lurker_z_internetu polecam zacząć od powieści "Niezwyciężony" Stanisława Lema, tam jest to ładnie opisane.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Dzisiaj mamy najwcześniejszy zachód Słońca w całym roku. Już od jutra dzień po południu będzie się wydłużał. Początkowo tylko o sekundy, ale do końca roku nazbiera się już 10 minut.

Ale zaraz, przecież najkrótszy dzień dopiero przed nami.
Tak! Ale Ziemia wykonuje naraz ruch wokół Słońca i własnej osi, dlatego minima i maksima rano i wieczorem mijają się o kilkanaście dni. Popołudnie zacznie się wydłużać, ale poranek nadal się skraca i to szybciej aż do 21 grudnia. A minimum przypada na 30 grudnia.

Czasy pokazane dla Warszawy.
#ciekawostki #astronomia #zima
e7bc95c6-ebb7-4599-bfdb-f5a2a8a64691
winet

No i to jest informacja która robi dzień!

Yes_Man

@radziol I to jest dla mnie bardzo dobra wiadomość

winiucho

@radziol Opie, pisz ze zrozumieniem treść informacji, którą chcesz przekazać dla drugiej strony, wydłuzanie popołudnia jest trafne i logiczne w korelacji do coraz to większej liczby godzin i minut na tarczy zegara wskazujących zachód słońca. Jednak skrócenie poranka jest nie logicznie, mozna by to porównac do skrocenia wieczoru, jedno i drugie jest krótkie, ale nie jest okreslone kiedy się kończy. Chyba, że miało być skrócenie przedpołudnia to wtedy jest to logiczne.

Pozdrawiam.

radziol

@winiucho bardzo mi przykro, że jako jedyny nie zrozumiałeś

Bystrygrzes

@winiucho mam takiego kolege jak ty, tez wszystko mocno rozkminia

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry,
Dziś mam takie zdjęcie. Widać na nim osiołka oraz Sd.Kfz. 263 (8-Rad). Akcja dzieje się w Afryce Północnej. Sd.Kfz. 263 był pojazdem dowodzenia wywodzącym się z Sd.Kfz. 231. Zamiast wieży miał podwyższony przedział bojowy oraz charakterystyczną antenę ramową. Co ciekawe w Wehrmachcie pod oznaczeniem Sd.Kfz. 263 czy Sd.Kfz. 231 służyły także inne pojazdy tylko że 6 kołowe (6-Rad). To ten słynny niemiecki Ordnung.

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia
64cf1a26-57ca-4b78-863b-a8bdee517712
Bjordhallen

@Rzeznik pojazdy opancerzone w Rzeszy doczekał się odcinka na „podkast wojenne historie”

(odnośnie niemieckiego Ordnungu ) - Niemcy nie mieli pojęcia ile maja pojazdów opancerzonych. Każdy chciał go mieć dla siebie i często były zamawiane a nie rejestrowane. Nikt do dziś nie jest w stanie się doliczyć sił jakie posiadali Niemcy. Skatalogowanie również nie jest możliwe. Totalny chaos

Rzeznik

@Bjordhallen znam i szanuję

Helio09.

@Bjordhallen

Czyli norma w trzeciej Rzeszy......

Zaloguj się aby komentować

Rewolucja Niemiecka 1918 roku na podstawie THE MEMOIRS OF THE CROWN PRINCE OF GERMANY wyd w 1922 roku 
Część XIV (ostatnia)
#iwojnaswiatowa #historia #1wojnaswiatowa #LichtAusMesserRaus #ciekawostkihistoryczne #niemcy
poprzednie części pod tagiem #LichtAusMesserRaus

Ponownie odjeżdżamy. Tutaj również wszystko jest jak na wojnie. Ulice miasta są zastawione strażnikami, drutami i chevaux-de-frise[kozły hiszpańskie]. Wiadomość o naszym przybyciu rozeszła się z niewiarygodną szybkością, a ludzie patrzą na nas złowrogo.

”Boches[pejoratywnie o Niemcach] są tutaj! Książę koronny!”

Jest prawie pierwsza, gdy wjeżdżamy do prefektury. Na placu poniżej szaleje rozwrzeszczany tłum, składający się głównie z Belgów. 
Baron van Hoevel tot Westerflier przyjmuje nas z całkowicie humanitarnym i wielkodusznym zrozumieniem naszego położenia i stara się na wszelkie sposoby złagodzić naszą melancholijną sytuację. On również oświadcza, że nasze przybycie było całkowitym zaskoczeniem dla holenderskiego rządu i że należy poczekać na dalsze decyzje. Następnie zostawia nas samych w zimnym blasku dużej sali prefektury. 

Niezależnie od tego, jak taktownie można to zrobić, jak umiejętnie można zasłonić rzeczywistość, człowiek czuje, że w końcu jest więźniem, że nie jest już wolnym człowiekiem, panem własnych decyzji, że jest osobą, która może zostać zmuszona do pozostania lub zmuszona do odejścia. Do wszystkich innych udręk dochodzi teraz poczucie, że nosi się niewidzialne kajdany. Siedzimy bezczynnie wokół stołu na bardzo reprezentacyjnych krzesłach; albo kręcimy się niespokojnie po pokoju, albo wpatrujemy się tępo w wysokie okno. Co się teraz wydarzy? Wskazówki zegara wydają się ledwo poruszać; czasami wydaje mi się, że całkowicie się zatrzymały. Co gorsza, biedny Zobeltitz leży skulony z bólu na ławce pokrytej pluszem. Od czasu do czasu któryś z nas mówi raczej do siebie niż do reszty. Jest to zawsze to samo, jedna z tych myśli, które kłębią się w naszych głowach i których nie możemy właściwie pojąć; i nikt nie odpowiada. 

Od czasu do czasu rozlega się pukanie do drzwi. Wszyscy są pełni oczekiwania. Ale to nic; tylko gubernator wysyłający zapytanie o nasze życzenia lub komendant policji informujący nas, że wciąż czeka na instrukcje. I znowu jesteśmy sami, nasze myśli zajęte są przeszłością, od której jesteśmy fizycznie oddzieleni, lub zwrócone ku przyszłości, której nie możemy zobaczyć. Z zadumą pytamy samych siebie:

” Co dzieje się za nami, podczas gdy my czekamy tutaj jak zwierzęta w klatce? Co w polu, wśród ludzi, którzy byli naszymi towarzyszami przez cztery i pół roku? Co w ojczyźnie? Co w domu wśród naszych żon i dzieci?” 

Zobeltitz wstał z trudem i skradał się po pokoju. Od czasu do czasu jego szczere, ciemne oczy łypią na mnie. Pomimo wszystkich tortur jego żołądka, który już dawno powinien być pod nożem chirurga, patrzy na mnie tak, jakby chciał coś dla mnie zrobić. Następnie zatrzymuje się w kącie przed białym popiersiem Wilhelma Orańskiego[król Holandii], który spogląda wygodnie i dostojnie ze swojego piedestału. Zobeltitz kiwa do niego głową i mówi filozoficznie:

„Tak, tak, mój drogi Van Houtenie, nigdy nawet nie marzyłeś, że do tego dojdzie, prawda?”.

Jak wiele goryczy może zostać złagodzone przez taki nagły przypływ humoru pośród rozpaczy! Męczeństwo czekania jest prawie łatwiejsze. Baron przygotował dla nas kolację. Pomimo naszych protestów, prawdziwy obiad. To wszystko ma dobre intencje, ale w nastroju, który trzyma nas teraz w szponach, ledwo możemy przełknąć kęs. 

W końcu, przed północą, wszystko jest ustalone. Na razie mamy znaleźć schronienie w zamku Hillenraadt, należącym do hrabiego Metternicha. Znowu jesteśmy w otwartych samochodach, z policjantem obok nas. Ulice, przez które przejeżdżamy, są odgrodzone przez patrole marees chaussees, zgodnie z mądrymi i właściwymi rozkazami pułkownika Schrodera. Nad krajobrazem unosi się mroźna mgła, która sprawia, że noc jest jeszcze bardziej nieprzenikniona. Tylko światła poszukiwawcze wydają białe lejki w ciemności, w którą się spieszymy. To tak, jakby w jednej chwili groziły, że nas pochłoną, a w następnej oddalały się niczym zjawy.

W ten sposób mijają dwie godziny. Następnie zatrzymujemy się przed zamkiem hrabiego w pobliżu Roermond. Zdejmujemy płaszcze w wielkiej sali, słabo oświetlonej świecami. Jesteśmy sztywni z zimna, nieszczęśliwi w sercu i pozbawieni korzeni na obcej ziemi. Nagle po schodach schodzi pani domu, młoda blondynka ubrana na czarno, z łańcuszkiem pereł na smukłej szyi. Wszelkie poczucie obcości znika przed tymi ciepłymi i współczującymi oczami. Od tego momentu, przez całe te niewymownie trudne dziesięć dni, które spędzamy w zamku Hillenraadt, ta miła kobieta opiekuje się nami z najdelikatniejszym taktem i staje się dla mnie dobrą przyjaciółką, z którą mogę porozmawiać o wielu dręczących kwestiach. 

Hrabina jest wierzącą katoliczką i bardzo cierpi z powodu nieszczęścia, które spadło na nasz kraj; ponadto bardzo martwi się o swojego męża, który w tych dniach rewolucji przebywa w Berlinie. W ten sposób mija dziesięć dni, podczas których, gdy złe wiadomości następują po złych wiadomościach z pola i z domu, prowadzone są negocjacje z rządem holenderskim w sprawie naszej przyszłości. W trakcie tych rozmów okazuje się, że okoliczności zewnętrzne zmuszają Holandię do połączenia kwestii mojego internowania z moim przyjazdem i chęcią tymczasowego pobytu na neutralnej ziemi. 

Tylko w ramach gwarancji dla zewnętrznego świata neutralne państwo może udzielić mi gościny lub próbować przeciwstawić się żądaniom „ekstradycji”. W ten sposób nagle znalazłem się w sytuacji przymusowej. Biorąc pod uwagę zawarcie rozejmu 11 listopada, możliwość zaistnienia takiej sytuacji nigdy nie przyszła nikomu do głowy podczas rozważania za i przeciw mojej podróży, ani mnie, ani mojemu szefowi sztabu, ani dżentelmenom wokół mnie, ani sekretarzowi stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ani Jego Ekscelencji von Hintze, ani Naczelnemu Dowództwu. Wszyscy byliśmy przekonani, że mogę rościć sobie dokładnie takie same prawa, jak wszyscy dżentelmeni z cesarskiego dworu, z których żaden nie był internowany ani nie miał być internowany, a ich ruchy pozostawiono ich własnemu uznaniu. 

Pomimo związanych z tym trudności i udręk, te dyskusje i negocjacje są prowadzone przez przedstawicieli rządu holenderskiego w duchu prawdziwego humanitaryzmu. W pełnej zgodzie z charakterem Holendrów, każdy z ludzi, z którymi mieliśmy kontakt w tej sprawie, okazał się sprawiedliwy, bezstronny i gotowy do obrony swoich osobistych przekonań. 

W końcu otrzymujemy jakąś wskazówkę co do mojej przyszłości. Pułkownik Schroder przynosi mi wiadomość, że holenderski rząd wyznaczył wyspę Wieringen na moją rezydencję. Wieringen? Wyspę Wieringen? Nikt w domu nie wie, gdzie może być ta wyspa! Wieringen? Słyszę tę nazwę po raz pierwszy w życiu; nie mam o niej pojęcia, nie przywiązuję do niej żadnej wagi. A teraz, gdy piszę te wspomnienia, mieszkam od prawie trzech lat na tym małym skrawku ziemi porośniętej morzem. 

Nawet ten ostatni etap podróży na wygnanie jest pełen drobnych przeszkód, irytacji i przykrości. Wczesnym rankiem żegnamy się z naszą miłą hrabiną, ponieważ pociąg odjeżdża ze stacji Roermond o siódmej. Na naszego towarzysza wyznaczono holenderskiego kapitana. Około pierwszej jesteśmy w Amsterdamie, wielu ciekawskich tłoczy się na dworcu, jest też kordon żołnierzy, a przed trzecią docieramy do Enkhuizen, położonego na uboczu miejsca nad brzegiem Zuyder Zee. Jak dowiedzieliśmy się po drodze, jacht parowy Departamentu Statków Wodnych ma się tu z nami spotkać i zabrać nas na wyspę Wieringen. 

Ale we mgle jacht szybko wpadł na piaszczystą ławicę przy Enkhuizen i błaga o zwolnienie z misji. Podczas mojego przymusowego pobytu w Enkhuizen ludność wyraża swoje uczucia w krzykach, wrzaskach, gwizdach i przekleństwach. Poprzez jednoznaczny gest w kierunku szyi, po którym następuje ruch ręki w górę, tłum, z niezwykłym nakładem mimiki, daje mi jasno do zrozumienia, jak dokładnie karykatura mojej osoby wyprodukowana i rozpowszechniona przez propagandę Ententy utrwaliła się w ich umysłach. W każdym razie wszystko to nie do końca ożywia uczucia. Po długiej sprzeczce ostatecznie zdecydowano się wejść na pokład małego holownika parowego i poszukać naszego jachtu. Morze się uspokoiło, weszliśmy na pokład i dotarliśmy na wyspę około południa przy spokojnej, zimowej pogodzie. 

Niezapomniane jest wrażenie tego momentu, w którym po raz pierwszy postawiłem stopę na twardym gruncie tego małego zakątka ziemi. Port znów jest zatłoczony ludźmi. Są tu spokojni i nieufni autochtoni, wpatrujący się w to osobliwe miejsce zakwaterowania; są też reporterzy ze wszystkich stron świata i zręczni fotografowie. Czujesz się jak rzadkie zwierzę, które w końcu udało się złapać. Chciałbym powiedzieć każdemu z tych zapracowanych ludzi:
” Nie pytaj o nic i zejdź z drogi ze swoim pytającym aparatem. Chcę ciszy; chcę zebrać myśli i uporządkować swoje myśli po całej tej katastrofie i nic więcej!”.
Archaicznym pojazdem, z pewnością najlepszym, jakim może pochwalić się wyspa, udajemy się do wioski Oosterland. Czcigodny samochód pachnie olejem, stęchlizną i starą skórą. Nawet jeśli zamknę oczy i przypomnę sobie tamtą godzinę, czuję ten nieuchronny zapach. Zatrzymujemy się na małej plebanii, która jest w bardzo złym stanie. Wszystko jest puste i opustoszałe. Kilka rozklekotanych, starych mebli to straszliwe widma samotności i nudy. Na zewnątrz zdezelowany wóz obraca się z jękiem na osiach i odjeżdża przez mgłę w kierunku domu.

Do domu! Myśl o tym prawie mnie dusi. Kolejne dni i tygodnie są tak beznadziejne i ołowiane, że niemal nie do zniesienia. Jak więzień, jak wyjęty spod prawa, poruszam się wśród tej niewielkiej grupy ludzi, którzy odwracają się, spuszczając nieśmiałe twarze, gdy przechodzą lub co najwyżej, patrzą na mnie pytająco półprzymkniętymi oczami. Jestem krwiożerczym zabójcą dzieci; ludzie są wściekli na rząd za to, że nałożył taki ciężar na tę uczciwą wyspę i pozwolił mi wędrować po niej bez ograniczeń. Burmistrz, Peereboom, ma przed sobą nie lada zadanie; trudno jest uspokoić te wzburzone dusze.
A z domu napływają absolutnie rozdzierające serce wieści o przebiegu wydarzeń! Nie mamy niemieckich gazet. Tylko z holenderskich czasopism, które są nieaktualne, zanim do nas dotrą, możemy przeliterować tenor telegramów z Londynu, Paryża i Amsterdamu; a ich ton to „krew i tumult”, pałac ostrzelany i splądrowany, dominacja marynarzy, bitwy spartakistów, groźba inwazji Ententy.
a4c089bc-699a-4297-8e21-50ecf4a9a7cf
da1a64ac-1249-4ce8-be90-aa41a3df28b1

Zaloguj się aby komentować

Rewolucja Niemiecka 1918 roku na podstawie THE MEMOIRS OF THE CROWN PRINCE OF GERMANY wyd w 1922 roku 
Część XIII 
#iwojnaswiatowa #historia #1wojnaswiatowa #LichtAusMesserRaus #ciekawostkihistoryczne #niemcy
poprzednie części pod tagiem #LichtAusMesserRaus

Następna noc [11 na 12 listopada 1918] jest bezsenna i niespokojna. 
Zamierzamy wyruszyć wczesnym rankiem, aby przekroczyć granicę z Holandią. Dwa samochody tylko z najbardziej niezbędnym bagażem. Rozmawialiśmy o tym przez wiele dni, a w nocy nie myślałem o niczym innym, ale teraz, gdy stoi to przede mną w całej swojej rzeczywistości, trudno mi to sobie uświadomić. 

Chciałbym opuścić kwaterę główną Trzeciej Armii po cichu i bez zbędnych słów. To, co można powiedzieć, zostało powiedziane. Każdy wojskowy obowiązek został wypełniony do ostatniej chwili. Dowództwo Grupy Armii, które dotychczas mi powierzono, przeszło w ręce generała porucznika von Einem wraz z nadejściem zawieszenia broni. Odejście jest surowym przymusem. Po co jeszcze bardziej obciążać serce?

Ale kiedy wchodzę do sali, cały personel kwatery głównej jest tam w pełnych mundurach i hełmach, nawet urzędnicy i sanitariusze. Przed nimi, opierając się na swojej szabli, stoi stary generał pułkownik von Einem; obok niego jest jego szef sztabu, mój dobry Klewitz, ten wspaniały żołnierz, nigdy nie zrażony, chociaż sprawy były często tak czarne! Tylko że w jego mocnych rysach jest coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem.
Einem mówi krzepiące, głębokie słowa, wiarę w nową przyszłość! Trzy wiwaty na cześć głównodowodzącego Grupy Armii wypełniają salę i rozbrzmiewają nad moją głową. Głównodowodzącego Grupy Armii? Czy nadal nim jestem? Być może w tej chwili generał-feldmarszałek trzyma w rękach mój list z rezygnacją.
Nie mogę mówić, nie mogę odpowiedzieć. Ściskam dłonie starych, sprawdzonych oficerów i widzę łzy na policzkach żołnierzy. Musimy ruszać. 

Po drodze musimy zatrzymać się w sztabie Pierwszej Armii, który ma swoją kwaterę w malowniczym zamku Rochefort w Ardenach, niedaleko Namur. Tam, u generała von Eberhardta, który przez długi czas był zaufanym dowódcą mojej Grupy Armii, muszę spotkać się z moim szefem sztabu. W ten sposób mam kolejne gorzkie pożegnanie z nim, z człowiekiem, który w najtrudniejszym okresie wojny stał najbliżej mnie jako mój wojskowy asystent i doradca, i któremu za wszystko, co dał mi jako żołnierz i człowiek, jestem tak głęboko wdzięczny. Wszyscy jesteśmy głęboko poruszeni, gdy podpisuję ostatni rozkaz armii do moich żołnierzy.

A teraz nadszedł moment rozstania. Ledwo mogę się oderwać. Ale to moi ludzie muszą mnie ponaglać. Müldner od jakiegoś czasu trzyma dla mnie w pogotowiu czapkę, szarą czapkę piechoty; sądzi, jak przypuszczam, że w tej udręce i roztargnieniu nie zauważę, co to jest; chce mnie w nią przebrać, w swojej czułej trosce wyobrażając sobie, że będę bezpieczniejszy i trudniejszy do rozpoznania w tym nieprzyzwyczajonym kolorze.

„Nie, chcę moją husarską czapkę także na tę ostatnią podróż! Nikt nie zrobi mi krzywdy!”

A teraz udają, że nie mogą jej znaleźć. Ale ja czekam i w końcu czarna czapka z trupią główką pojawia się, a ja ponownie ją zakładam. Spoglądam w ich wierne oczy; możemy tylko pokiwać głowami; słowa grzęzną w gardle. Schulenburg szarpnął się:

„Jeśli zobaczysz mojego pana i cesarza tam w Holandii”, potem i on się załamuje. 

Silnik warczy i ruszamy. Przejeżdżamy przez tyły dwóch rozpadających się armii, obszarów, które w szalonym pośpiechu odłączają się od mocno ugruntowanego porządku czteroletniej kampanii. Nasze samochody są szare; wiozą moich trzech wiernych towarzyszy i mnie do samego końca. Z przodu jadą Müller i Müldner, a ja z chorym Zobeltitzem w drugim samochodzie. Wszędzie są żołnierze, salutują i krzyczą. Nie, miałem rację; nikt nie będzie mi przeszkadzał. Odwzajemniam ich saluty i nie mogę przestać myśleć: „Gdybyście tylko wiedzieli, jak się teraz czuję”. 

Nasza trasa wiedzie przez Andenne do Tongern. Belgijska ziemia; wszędzie w miastach powiewają belgijskie flagi, a ludność świętuje święto. Co więcej, wygląd naszych rodaków zmienia się wraz z oddalaniem się od frontu. Tłumy mężczyzn, którzy kiedyś byli żołnierzami, teraz dryfują bez dyscypliny. Okrzyki, które nie są już przyjazne, witają nasze uszy. Nieustannie powtarzane są głupie slogany z tamtych czasów; zuchwalstwo i przechwałki, każdy zuchwalec próbuje prześcignąć drugiego w okazywaniu buntu i niesubordynacji, krzycząc:

„ Wyciągamy noże!”[oryg. Messer Raus!] „Idź po niego!” „Krew sie leje!"

Ale nigdzie się nie zatrzymujemy. W pewnym miejscu mijamy transport bydła prowadzony przez żołnierzy Landsturmu. Jeden ze staruszków, przechodząc blisko samochodu i wymachując czerwoną flagą nad swoimi wołami, przeklina mnie na całego; oficerowie, jak mówi, są winni temu wszystkiemu; trzymali go dzień, w którym jest na wpół głodny! 

To naprawdę zbyt wiele dla mnie i tak obrzucam nieszczęśnika wyzwiskami, że drżący i biały jak prześcieradło oddaje salut za salutem. Nędzny motłoch, który nigdy nie stawił czoła wrogowi, a teraz bawi się w rewolucję!

Tuż przed Vroenhoven widzimy ostatnie niemieckie oddziały; są to oddziały Landsturmu, uciekające w kierunku domu.

W pobliżu Vroenhoven zatrzymujemy się przy holenderskim drucie kolczastym. Moje serce bije głośno, gdy wyskakuję z samochodu. Doskonale zdaję sobie sprawę, że kilka kroków przede mną jest decydujących. Bezlitosne i dręczące sceny z ostatnich kilku dni znów przelatują mi przez myśl: Spa, cesarz, marszałek polny, twarz Grönera, mój Schulenburg, adiutant i niezłomny przeciwnik wszystkich innych; list ojca i decyzja z Berlina, która zwalnia mnie ze służby i usuwa mi grunt spod nóg. Nie, tak musi być; tak musi być; nie ma innej drogi. Nagle przyszły mi do głowy słowa, które generał von Falkenhayn zwykł do mnie wołać, gdy jako chłopiec musiałem pokonać jakąś trudną przeszkodę na koniu:
„Przerzuć najpierw serce, reszta pójdzie za tobą”.
Następnie robię kilka kroków przed sobą. Niewyraźne, zamazane i niepewne jest moje wrażenie tego, co nastąpiło później. Otaczają mnie ludzie, towarzysze (Müller, śmiertelnie poważny i Müldner, opanowany, żołnierski, praktyczny i jasny jak zawsze) i nieznajomi. 

Jest wśród nich młody, całkowicie normalny holenderski oficer, który na początku jest tak zaskoczony, że nie może pojąć sytuacji i nie wie, co z nami zrobić. Ale widzi, że nie możemy tu zostać; w konsekwencji zostajemy zabrani przez strażnika do małej gospody, gdzie sympatyczna i cicha obsługa podaje nam gorącą kawę.
W międzyczasie dzwonią do Maastricht. Wraca młody oficer. Sam jest przytłoczony ciążącym na nim obowiązkiem: musi zażądać oddania naszej broni. Następuje chwila intensywnej goryczy, którą można znieść tylko dzięki taktowi proszącego. Baron von Hünefeld i baron Grote przybywają z Maastricht. Wkrótce przybywa pułkownik Schroder z żandarmerii wojskowej wraz ze swoim adiutantem. Nasz dalszy los leży w jego rękach. Działa energicznie. Dzwonią telefony i wysyłane są telegramy. Raporty, zapytania, przepisy, których należy przestrzegać. W ten sposób nasze przeznaczenie zaczyna się kształtować. W każdym razie najpierw musimy udać się do prefektury w Maastricht i czekać na decyzję rządu w rezydencji gubernatora prowincji Limburg.
e8cf4131-0d0b-4436-a23b-1cf5a760bfde

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostkihistoryczne & źródło
Przekreślony list to rękopis, który zawiera dwa oddzielne zestawy tekstu, jeden napisany nad drugim pod kątem prostym. Było to praktykowane we wczesnych dniach systemu pocztowego w XIX wieku w celu oszczędzania na kosztach drogiej opłaty pocztowej, a także w celu oszczędzania papieru. Technika ta jest również nazywana cross-hatching lub cross-writing.

https://en.wikipedia.org/wiki/Crossed_letter

Zaloguj się aby komentować

No więc gram sobie w FC 25 i parę kawałków jest po hiszpańsku w soundtracku.
Niektóre nawet fajne

Mírame, no puedo más

Spójrz na mnie, nie mogę już dłużej (więcej).

Hace mucho tiempo que no pienso en la existencia como tal,
quiénes somos los humanos
y por qué hacemos el mal.
He estado concentrada en subsistir un día más,
en un estado ensimismado
e intentando adelgazar.

Od dłuższego czasu nie myślę o istnieniu jako takim,
kim są ludzie
i dlaczego czynimy zło.
Byłam skupiona na przetrwaniu kolejnego dnia,
w stanie zamyślenia
i próbach schudnięcia.

#hiszpanskizalvaro #hiszpanskimuzyka #muzyka
https://www.youtube.com/watch?v=YsdQ-286r4Q
AlvaroSoler userbar
Stashqo

@AlvaroSoler kryste panie, to gra o kopaniu w piłkę czy feministyczny manifest? xD

sireplama

@Stashqo feministyczny?

AlvaroSoler

@Stashqo nie powiedziałbym, że feministyczny.

Zaloguj się aby komentować

#historia #lucznictwo #bhp

Trebusz kontra długi łuk.

Jak na dzisiejsze czasy krótkiego czasu skupienia uwagi, to film BARDZO długi, bo aż 26 minut!!! (ja przewijałem trochę )
Czego się dowiedziałem?
Że nie chciałbym być członkiem drużyny trebusza w średniowiecznym plutonie piechoty (oglądanie tych części z trebuszem wywoływało u mnie dziwną nerwowość ).
Że 130 metrów to dalej niż mi się wydaje.
Że ten cały Joe Gibbs (taki tam, co z łuku strzela..) to jednak..

Zresztą można zobaczyć. Wystarczy kliknąć w link i wytrzymać te kilkanaście minut. Ja nie żałuję, że kliknąłem

https://www.youtube.com/watch?v=0X135WXFJpg

Zaloguj się aby komentować

Rewolucja Niemiecka 1918 roku na podstawie THE MEMOIRS OF THE CROWN PRINCE OF GERMANY wyd w 1922 roku 
Część XII 
#iwojnaswiatowa #historia #1wojnaswiatowa #LichtAusMesserRaus #ciekawostkihistoryczne #niemcy
poprzednie części pod tagiem #LichtAusMesserRaus

Jedenasty dzień listopada 1918 roku jest zimny i ponury. W kwaterze głównej Trzeciej Armii nie widać ani śladu rewolucji. Od szefa aż po najniższego sanitariusza, wszystko jest nienaganne, a widok bystrości i odwagi żołnierzy to czysta przyjemność. Gdyby nie to, że wszystkie niewypowiedzianie gorzkie doświadczenia ostatnich kilku dni są niezatarte w moim mózgu, na widok tego doskonałego porządku mógłbym sobie wyobrazić, że budzę się ze strasznego snu. Klewitz powiedział mi przy okazji, że wśród jego personelu łączności telefonicznej powstała rada żołnierska, ale szybko położył jej kres, a ludzie przyszli do niego później, aby przeprosić.

Po południu zgłosił się do mnie dowódca Pierwszej Dywizji Gwardii, generał Eduard von Jena, oraz jego oficer sztabowy, kapitan von Steuben. Obaj są świetnymi, sprawdzonymi ludźmi. Byliśmy bardzo poruszeni, a kiedy mnie opuszczali, mieli łzy w oczach.
Po południu zadzwoniłem też do moich adiutantów w Vielsalm. Donoszą, że w sprawie negocjacji z rządem ponownie komunikują się z Berlinem, ale nie podjęto jeszcze żadnych decyzji. Żądam jednej rzeczy, a mianowicie, aby nie dokonywano żadnych rozstrzygających ustaleń, aby ostateczną decyzję pozostawiono mnie. A więc czekajcie! 

Czekać? Czekać na jakiś cud? Czy w tym wszystkim, co już wiem, w tym wszystkim, co jest ledwie ukryte pod pozorami dyskusji i negocjacji, nie jest wyraźnie słyszalne „nie” panów w Berlinie? I rzeczywiście, jeśli mają zachować władzę, którą sobie uzurpowali, czy mogą postępować inaczej? A jeśli chcę, aby nasz biedny i często doświadczany kraj miał pokój, czy mogę odrzucić ich „nie”?

Jedno niezapomniane wrażenie z tego dnia muszę tu zapisać. Jest wieczór. Pogrążony w bolesnych myślach, spaceruję samotnie po parku zamkowym. Schroniłem się w tej samotności i odosobnieniu, aby spojrzeć w twarz ostateczności, która ma się wkrótce urzeczywistnić.
I rozumuję w ten sposób. Kiedy to „nie”, które z pewnością nadejdzie, pozbawi cię miejsca obok twoich towarzyszy i pozbawi cię odpowiedzialności i obowiązków aktywnego żołnierza, co wtedy? Czy wsiądziesz do jednego z pociągów w Liege lub Herbesthal i pojedziesz do Berlina, aby nie stać się zarzewiem zamieszek, pozostając z żołnierzami? Czy będziesz tam żył jako bezczynny dżentelmen, biernie obserwując, jak w dzikim szale i szalonym delirium ich zmęczonych, oszalałych i wprowadzonych w błąd umysłów naruszają wszystko, co tradycja uczyniła tak świętym dla ciebie i dla nich? A może chciałbyś być tam jako osoba, na którą zwróciły się wszystkie ich kłótnie?

” Nie!”
Ale druga droga otwiera się w momencie, gdy jesteś zmuszony przez ich „Nie” do porzucenia pragnienia powrotu do domu z wojskiem, w chwili, gdy zostaniesz obalony przez nowych władców i zwolniony ze służby. Ta droga jest drogą przez granicę [Holandia nie brała udziału w wojnie i była najbliższym krajem neutralnym]. Tam, z dala od wszystkich fermentujących konfliktów, możesz poczekać kilka tygodni, aż najgorsza burza minie, a rozsądek i rozeznanie pomogą przywrócić porządek. Wtedy, najpóźniej po zawarciu pokoju, mógłbyś wrócić do swojej żony i dzieci oraz do nowej pracy, która czeka na ciebie i każdego innego Niemca.

Myślę o moim ojcu, którego w ten sposób mógłbym znów zobaczyć i ogarnia mnie cała gorycz tej rozłąki i tego wygnania. Wczesny zmierzch spowija jesienne drzewa; pada śnieg, a od mokrych, spleśniałych liści i przemoczonej ziemi bije przenikliwy chłód. Nagle, wzdłuż drogi na zewnątrz, maszeruje kompania. Mężczyźni śpiewają naszą starą żołnierską pieśń:
”Nach der Heimat mocht' ich wieder”

Śpiew! Marsz! „Dobry Boże”, myślę sobie. Walczę z moimi uczuciami najlepiej jak potrafię; ale są dla mnie zbyt silne, nie mogę się im oprzeć. Mimo to śpiewają teraz łagodniej i bardziej odlegle niż wtedy. Ale to w ciemności i samotności, w której nikt nie mógł mnie zobaczyć, pokonało mnie. Późnym wieczorem nadeszło oświadczenie rządu, że po wysłuchaniu rady ministra wojny, generała Scheücha, muszą odmówić mi dalszego pozostawania w Wyższym Dowództwie Grupy Armii. Nowy głównodowodzący nie miał już ze mnie żadnego pożytku. Nie pozostało mi więc nic innego, jak napisać list pożegnalny. Brzmiał on następująco:

SZANOWNY GENERALE FELDMARSZAŁKU,

W tych najcięższych dniach życia mego ojca i mego muszę błagać o pożegnanie się z Waszą Ekscelencją w ten sposób. Z głębokim wzruszeniem zostałem zmuszony do podjęcia decyzji o skorzystaniu z sankcji udzielonej przez Waszą Ekscelencję na moje zrzeczenie się stanowiska głównodowodzącego i na razie zamieszkam za granicą. Dopiero po ciężkich wewnętrznych zmaganiach byłem w stanie pogodzić się z tym krokiem; ponieważ rozdziera każde włókno mojego serca, aby nie móc poprowadzić z powrotem do domu mojej Grupy Armii i moich dzielnych żołnierzy, którym Ojczyzna zawdzięcza tak nieskończony dług. Uważam jednak za ważne, aby jeszcze raz przedstawić Waszej Ekscelencji, w tej godzinie, krótki szkic mojej postawy i błagam Waszą Ekscelencję, aby wykorzystał moje słowa, które mogą wydawać się dla Ciebie odpowiednie. 

W przeciwieństwie do wielu niesprawiedliwych opinii, które starały się przedstawić mnie jako zawsze podżegającego do wojny i reakcjonistę, od samego początku opowiadałem się za poglądem, że ta wojna była dla nas wojną obronną; a w latach 1916, 1917 i 1918 często podkreślałem, zarówno ustnie, jak i pisemnie, opinię, że Niemcy powinny dążyć do zakończenia wojny i że powinny być zadowolone, gdyby mogły utrzymać swoje status quo przeciwko całemu światu. Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, byłem ostatnim, który sprzeciwiał się liberalnemu rozwojowi naszej konstytucji. Tę koncepcję przekazałem na piśmie cesarskiemu kanclerzowi, księciu Maxowi z Badenii, zaledwie kilka dni temu. Niemniej jednak, kiedy gwałtowny rozwój wydarzeń zrzucił mojego ojca z tronu, nie tylko nie zostałem wysłuchany, ale jako książę koronny i następca tronu zostałem po prostu zignorowany.

Dlatego proszę Waszą Ekscelencję o przyjęcie do wiadomości, że składam formalny protest przeciwko temu naruszeniu mojej osoby, moich praw i moich roszczeń. Pomimo tych faktów byłem zdania, że biorąc pod uwagę poważne wstrząsy, jakie armia musiała ponieść w wyniku utraty cesarza i naczelnego wodza, a także haniebnych warunków zawieszenia broni, powinienem pozostać na swoim stanowisku, aby oszczędzić jej nowego rozczarowania związanego ze zwolnieniem księcia koronnego ze stanowiska naczelnego dowódcy wojskowego. W tym również kierowałem się ideą, że nawet jeśli moja osoba może być narażona na najbardziej bolesne konsekwencje i konflikty, utrzymanie razem mojej Grupy Armii zapobiegnie dalszej katastrofie naszej Ojczyzny, której wszyscy służymy. 

Te konsekwencje dla mnie samego powinienem był znieść w przekonaniu, że wyświadczam przysługę mojemu krajowi. Ale postawa obecnego rządu musiała być również wzięta pod uwagę przy podejmowaniu decyzji, czy mam kontynuować dowodzenie wojskiem. Od tego rządu otrzymałem zawiadomienie, że nie przewiduje się dalszej aktywności wojskowej z mojej strony, chociaż powinienem być przygotowany na przyjęcie ewentualnego zatrudnienia. Wierzę zatem, że pozostałem na stanowisku tak długo, jak wymagał tego ode mnie honor oficera i żołnierza. 

Wasza Ekscelencja przyjmie jednocześnie do wiadomości, że kopie tego listu zostały wysłane do ministra królewskiego dworu, pruskiego ministerstwa stanu, wiceprzewodniczącego Izby Deputowanych, przewodniczącego Izby Wyższej, szefa gabinetu wojskowego, szefa gabinetu cywilnego i kilku dowódców wojskowych, z którymi jestem bliżej zaznajomiony. Żegnam się z Waszą Ekscelencją z gorącym życzeniem, aby nasza ukochana Ojczyzna znalazła drogę wyjścia z tych ciężkich burz do wewnętrznego uzdrowienia i do nowej, lepszej przyszłości. 

Kończąc, pozostaję z poważaniem,

(Podpisano) Wilhelm, Książę Korony Cesarstwa Niemieckiego i Prus.
Do Jego Ekscelencji Marszałka Polowego Generała von Hindenburga, Szefa Sztabu Generalnego Armii Polowej. Kwatera Główna.
f47eccf5-5d43-4e75-88e4-f18bc737f9d1

Zaloguj się aby komentować

Rewolucja Niemiecka 1918 roku na podstawie THE MEMOIRS OF THE CROWN PRINCE OF GERMANY wyd w 1922 roku 
Część XI 
#iwojnaswiatowa #historia #1wojnaswiatowa #LichtAusMesserRaus #ciekawostkihistoryczne #niemcy
poprzednie części pod tagiem #LichtAusMesserRaus

Wczesnym rankiem 10 listopada 1918 roku naradzałem się z moim szefem sztabu, hrabią Schulenburgiem, nad sytuacją powstałą po wyjeździe cesarza i możliwościami, jakie mi pozostawiono. Ja sam nadal skłaniałem się ku oporowi. 

Walczyć z rewolucją? 

Ale tylko Hindenburg, człowiek, w którego ręce cesarz powierzył naczelne dowództwo nad wojskami na froncie i wojskami w kraju, i któremu ja sam podlegam jako żołnierz i jako dowódca mojej Grupy Armii, tylko ten jeden człowiek ma prawo wezwać nas do takiej walki. I kiedy my wciąż mówimy o nim i o decyzjach, które być może podejmie, nadchodzi raport ze Spa, że oddał się do dyspozycji nowego rządu! W ten sposób każda myśl o walce zostaje wysadzona w powietrze, a wszelkie przedsięwzięcia przeciwko nowym władcom są skazane na niepowodzenie. Z Hindenburgiem i hasłem porządku i pokoju można było wiele uratować; przeciwstawiając się mu, można było stracić tylko więcej, a mianowicie niemiecką krew oraz perspektywę zawieszenia broni i pokoju.

Dlatego każda pokusa odzyskania mojej dziedzicznej władzy siłą musi zostać odrzucona; a jedyne, co może trwać, to moje pragnienie, aby w każdym przypadku wypełniać mój obowiązek jako żołnierz, który przysiągł wierność swojemu cesarzowi i jest winien posłuszeństwo przedstawicielowi wyznaczonemu przez tego cesarza. W związku z tym zachowam dowództwo w moich rękach i bezpiecznie poprowadzę powierzone mi oddziały do domu, w porządku i dyscyplinie. Hrabia von der Schulenburg popiera to postanowienie swoją radą; podobne poglądy wyrażają moi dowódcy armii von Einem, von Hutier, von Eberhardt i von Boehn, z których niektórzy prezentują się rano w sztabie Grupy Armii, podczas gdy z innymi komunikujemy się telefonicznie. 

Żaden z nich nie jest głęboko dotknięty tymi nieszczęsnymi dekretami; żaden z nich nie patrzy na wydarzenia w Berlinie i Spa ze zdumieniem. Wciąż powraca to samo pytanie: ”A Hindenburg?” I ciągle ta sama odpowiedź: „Generał Gröner”

Po długiej dyskusji za i przeciw, opuściłem Vielsalm po południu. Schulenburg radzi mi, abym podczas negocjacji z Berlinem udał się bliżej oddziałów na froncie i czekał na decyzje rządu w miejscu bardziej oddalonym od demoralizacji, która prawdopodobnie znajdzie łatwiejszy wyraz za liniami frontu. Z drugiej strony konieczne jest wybranie miejsca dostępnego przez telefon. Dlatego ostatecznie uzgodniono, że na razie udam się do kwatery głównej Trzeciej Armii.

Tej przejażdżki nigdy nie zapomnę. Mój oficer ordynansowy, Zobeltitz, i oficer łacznikowy Grupy Armii, kapitan Anker, towarzyszą mi, podczas gdy moi dwaj adiutanci, Müldner i Müller, zostali na miejscu, aby prowadzić dalsze negocjacje z rządem. W jednym z miejsc, przez które przejeżdżaliśmy, mój samochód został otoczony przez setki młodych żołnierzy, którzy powitali mnie okrzykami i pytaniami. Jest to baza rekrutów Gwardii; żaden z chłopaków nie uwierzy w doniesienia o rewolucji i błagają mnie, abym maszerował z nimi do domu. Są gotowi roznieść wszystko na kawałki! 

Kiedy usłyszeli, że Hindenburg również oddał się do dyspozycji nowego rządu, zamilkli. Wydawało się to dla nich nie do pojęcia. Ściskam wiele rąk;
Słyszę za sobą okrzyki młodych głosów:
”Auf Wiedersehen!”
Drodzy, wierni niemieccy chłopcy, teraz bez wątpienia niemieccy mężczyźni!

W trudzie przemierzamy niewiarygodne wiejskie drogi i leśne ścieżki; około dziewiątej docieramy do celu. Ale nigdzie nie widać sztabu! Przypadkowo w ciemności pojawia się lekarz weterynarii i informuje nas, że nigdy nie było tu żadnego sztabu. Nazwa kwatery głównej Trzeciej Armii pojawiająca się dwukrotnie, została błędnie wskazana na mojej mapie. Ale on wskaże nam drogę do następnego miejsca, gdzie wczoraj znajdował się sztab von Schmettowa. 

Nasza trasa wiedzie przez rozległy i ciemny jak smoła las. Po godzinie docieramy do domu, w którym wszyscy udali się już na spoczynek. Po wielu okrzykach i dźwiękach naszego klaksonu motorowego, w końcu pojawia się oficer i wyjaśnia, że jest to szkoła dla chorążych; Grupa von Schmettowa już wyjechała. Młody człowiek jest niezwykle uprzejmy, jakby musiał przepraszać za to, że Schmettow odszedł. Błaga mnie, abym został na noc; nie wie, gdzie znajduje się sztab Trzeciej Armii, ale przypuszcza, że Einem zajął kwaterę w pobliżu małego miasteczka Laroche.

Kontynuujemy więc naszą nocną podróż. W końcu znajdujemy Laroche. Jest to węzeł kolejowy. To straszny chaos, przez który przejeżdżamy: wrzaskliwi, niezdyscyplinowani mężczyźni idący na urlop, krzyki i wrzaski i szturm na pociągi. U komendanta dowiadujemy się, że sztab Trzeciej Armii jest zakwaterowany w pobliskim domu.

Zaczynamy od nowa! Na głęboko rozjeżdżonej drodze musimy przejechać pod wąskim łukiem kolejowym. Tutaj austriacka bateria haubic wbiła się w kilka niemieckich furgonetek z amunicją, tworząc beznadziejną plątaninę. Jest ciemno jak w smole. Małe światła migoczą: ludzie krzyczą i przeklinają. Nasz samochód pogrąża się coraz głębiej w błocie, a na zewnątrz pada delikatna, zimna mżawka. I tak siedzimy i czekamy w tym chaosie przez całe dwie godziny. Wrzaski i krzyki na stacji kolejowej rozbrzmiewają nad naszymi głowami; grupy ubłoconych próżniaków i żołnierzy z jednostek transportowych dryfują nieufnie obok, rzucając na nas chciwe spojrzenia. Dwie takie godziny, po powodzi strasznych wydarzeń, z sercem przepełnionym bólem i goryczą. 

To jak obraz upiornego końca naszej czteroipółletniej heroicznej walki: zamieszanie, szaleństwo, zbrodnia. Nie życzyłbym najgorszemu wrogowi palących tortur tamtych godzin.
Było już po północy, kiedy w końcu dotarliśmy do kwatery głównej armii, gdzie zostaliśmy powitani z serdeczną przyjaźnią przez Jego Ekscelencję von Einema i jego szefa sztabu podpułkownika von Klewitza. Oczekiwali nas od późnego popołudnia i zaczęli się obawiać, że spotkało nas jakieś nieszczęście i więcej nas nie zobaczą. Wkrótce kładziemy się do łóżek, ale znowu trudno mi zasnąć.
da230493-a2c5-49c7-8fd0-b15cbff3e59a

Zaloguj się aby komentować

Pierwsza krucjata przeciwko muzułmanom:

Jako pierwsi gniewu krzyżowców doświadczyli nie Turcy u bram Konstantynopola ani Seldżucy w Syrii, ani Fatymidzi w Jerozolimie. Odczuła go zwykła żydowska ludność – mężczyźni, kobiety i dzieci w nadreńskich miastach, którzy wiosną 1096 roku padli ofiarą morderczych instynktów chrześcijańskiego motłochu. Bandy rzezimieszków paliły synagogi, biły i mordowały Żydów i zmuszały pojedynczych wyznawców judaizmu do chrztu lub popełnienia samobójstwa. W 1096 roku Żydów wleczono po ulicach z pętlami na szyi, spędzano gromadnie do podpalanych później budynków lub ścinano na ulicy na oczach rozradowanego tłumu.

Druga krucjata przeciwko muzułmanom:

Powszechny entuzjazm przekształcił się w fanatyzm, nietolerancję religijną i antysemickie ataki, wskutek czego kolejne pokolenie nadreńskich Żydów doświadczyło bicia, rabowania, oślepiania, mordowania i prześladowań, pod wpływem których wielu decydowało się na samobójstwo.

#historia #heheszki
6923ec82-794c-47fb-86bb-b884a409dd3f
UmytaPacha

@smierdakow proszę o źródełko : >

smierdakow

@UmytaPacha Świt królestw

Zaloguj się aby komentować