Czy ktoś tęsknił za BIBLIOTEKĄ?
A… B… C… Dariusz
Akta personalne BIBLIOTEKI prowadziły się same. W świecie pozornie bez czasu, lecz z pewnością bez urlopów i zwolnień lekarskich, dział kadr był rzeczą zbędną. Tak przynajmniej uznała sama BIBLIOTEKA. Dlatego też drzwi, opatrzone niewielką, mosiężną tabliczką, pozostawały zamknięte i przez nikogo nie niepokojone praktycznie “od zawsze”, oddzielając znajdujący się zaraz obok gabinet starszego kustosza Joachima od innych, bardziej ruchliwych części BIBLIOTEKI i pozwalając mu pracować w spokoju nad jego dziełem życia, pieszczoszkiem, mającym zaspokoić ambicję starszego kustosza, nad jego opus magnum - Wielką Klasyfikacją*.
Było już bardzo późno, a może bardzo wcześnie (?), gdy Lida postanowiła posprzątać akurat ten sektor BIBLIOTEKI. Wiedziała, że o tej porze pan Joachim powinien już skończyć pracę, więc bez przeszkód będzie mogła zająć się stanem podłóg i blatów, które męczył chroniczny kurz. Drobny, niemal niezauważalny, taki jak kręci w nosie przy otwarciu bardzo starej, bardzo długo zalegającej na półce książki, w BIBLIOTECE był dosłownie wszędzie. Nawet w pomieszczeniach, w których książek było niewiele lub wcale, Lida dzielnie wymiatała go miotełką antystatyczną z najciemniejszych zakamarków. Było to wysoce niezadowalające dla bibliotecznych pająków, których misterne sieci przy okazji niszczyła, sięgając swoją bezlitosną bronią antykurzową nawet za najwyższe szafy i w najciemniejsze narożniki.
Całe piętro należało teraz do niej, skąpane w ciszy i półmroku słabo oświetlonych korytarzy. Choć coś postanowiło zakłócić harmonię bibliotecznej scenerii…
Dziwne… te drzwi powinny być zamknięte - pomyślała, patrząc skonsternowana na uchylone drzwi pomieszczenia Akt personalnych, zza których przesączała się wąska strużka światła. Tak nie powinno być. Nie tutaj i nie o tej porze.
-Eeee… jest tam kto? - zapytała, zanim zdecydowała się pchnąć drzwi i wejść do środka. - Panie Joachimie, to pan?
Formujący się w umyśle obłoczek strachu zaczął paraliżować Lidę, gdy zajrzała do pomieszczenia. W ciszy, która aż dzwoniła jej w uszach, pokój wydawał się pusty i opuszczony, gdyby nie otwarta jedna z szuflad oraz rozłożona na prostym biureczku teczka z aktami pracowniczymi.
Grzęda Dariusz - odczytała nagłówek na jednej z pożółkłych stron maszynopisu, do której zostało doczepione zdjęcie pulchnego i lekko łysiejącego mężczyzny po pięćdziesiątce - magazynier biblioteczny.
Hasło imienne i nazwa stanowiska niewiele jej mówiły. Nie pracowała tutaj długo, hierarchia powyżej stanowisk “niebibliotecznych” była dla niej czarną magią. Nie znała również krążących pomiędzy pracownikami z dłuższym stażem ploteczek ani opowieści o minionych bibliotekarzach i szczerze, niewiele ją to obchodziło - było, minęło, w kurzu utonęło, jak mawiała na wszystko, co nie dotyczyło stanu czystości w jej sektorze konserwatorskim. Jej świat składał się z kurzu i miotełki, ale.. była osoba, którą sytuacja mogłaby zainteresować i akurat ona, w przeciwieństwie do wielu innych, z pewnością była u siebie. Dlatego nie tracąc czasu, ruszyła schodami w dół.
-Irmina! Irmina! Jesteś? - krzycząc już z daleka, lekko zdyszana, wpadła do przepastnej sali Księgozbioru Alchemicznego. Wolała nie ryzykować zagłębianie się między jego regały. Przypominały poskręcany i ciągle zmieniający się labirynt, w który bez towarzystwa bibliotekarki lepiej się było nie zapuszczać. Kilka lekkomyślnych osób straciło w ten sposób parę lat swojego życia, Lida wolała nie ryzykować podzielenia ich losu.
-Jestem! - gdzieś z odległego zakątka dobiegł Lidy zaspany głos Irminy (co mogło potwierdzać plotki, że Irmina naprawdę zamieszkała wśród swoich książek, ale takie plotki powtarzali tylko złośliwi i zazdrośni. Taka więź z księgozbiorem była rzadka nawet w BIBLIOTECE), która bezszelestnie wyłoniła się niedaleko sprzątaczki.
-Koniecznie musisz iść ze mną! To niespotykane! - lekko poddenerwowana Lida nadal rozmawiała w kierunku Irminy podniesionym głosem - Akta pracownicze są otwarte, i teczka na stole…
-Lidka, spokojnie - “spokojnie”, jak powszechnie wiadomo, wcale nie pomaga w takiej sytuacji, ale nie zawadzi spróbować… - Jak to Akta są otwarte? Kto tam wchodził? Kogo teczka? - Irmina starała się nadążać, ale niemal biegnąca przed nią Lida nie udzieliła jej już więcej żadnych wyjaśnień, ciągnąc ją niemal za sobą na najwyższe piętro BIBLIOTEKI.
Minęło kilka minut i były na miejscu. Drzwi nadal pozostawały uchylone, a w pomieszczeniu wciąż paliło się światło. Na stole jednak nie było żadnej teczki, szuflada została zamknięta.
-Niczego tu nie ma - zauważyła Irmina, ogarniając całe pomieszczenie wciąż lekko nieprzytomnym wzrokiem.
-Oprócz tego - Lida, wciąż pobudzona zastrzykiem adrenaliny, zauważyła luźną kartkę, która zsunęła się z biurka pod jedną ze stojących obok staroświeckich komód i wystawa jednym rogiem.
PROTOKÓŁ ZAGINIĘCIA, głosił nagłówek dokumentu, który kobieta podniosła i otrzepała z kilku strzępków kurzu, zgromadzonego pod meblem.
-Rozerwanie z 1910 - Przypomniała sobie Irmina, zerkając Lidzie przez ramię na wyblakły druk - było to kilka miesięcy przed tym, zanim trafiłam do BIBLIOTEKI. Potężna sublimacja literaturowa, chyba największa w ostatnich 500 latach. Przynajmniej tak twierdzi Joachim.
-Sublimacja literaturowa? - Lida ewidentnie nie nadążała.
-Tak, rodzaj rozerwania narracji literackiej. Jeden z Czytaczy postanowił się zabawić w wolnym dostępie, stanął na jednym ze stołów z egzemplarzem Idioty Dostojewskiego i faktycznie, idiotę przerosło, nurt narracji pochłonął go wraz ze wszystkimi w promieniu dobrych dziesięciu metrów. I urwało kawałek wykładziny…
-Urwało wykładzinę?! - z jakiegoś powodu ten fakt zaszokował Lidę dużo bardziej niż piętnastu zaginionych, wymienionych w trzymanym przez nią raporcie oraz kolejnych 4 poszkodowanych, którzy już nigdy po tym incydencie nie wrócili do pracy w BIBLIOTECE.
-Wykładzinę, tak… regały były trochę zbyt ciężkie, przesunęły się w stronę oka cyklonu fabularnego, ale jakimś cudem wyczyściło tylko półki, szum książek ponoć był nie do opisania. Ale regałów nie porwało.
-Zadziwiające…
*Wielka Klasyfikacja miała zastąpić Uniwersalną Klasyfikację Dziesiętną, która choć używana z powodzeniem od kilkudziesięciu lat w całej BIBLIOTECE, nadal nie oddawała bogactwa znajdującego się w niej księgozbioru, doprowadzając czasem do kilkumiesięcznych narad w dziale katalogowania nad przydzieleniem odpowiedniej sygnatury poszczególnym woluminom. Rezultatem takiego stanu rzeczy było bez mała dwudziestoletnie opóźnienie w pracy działu, które wciąż rośnie.
----
liczba słów: 903
----
#naopowiesci #zafirewallem